top of page
Szukaj
gajazolza

CZASEM ŻYCIE BYWA ZASKAKUJĄCE


ROZDZIAŁ 1


Ścisnęła dłoń swojego męża i odwróciła w jego kierunku twarz. Popatrzył z miłością na łzy toczące się po jej policzkach i delikatnie wytarł je kciukiem. Uśmiechnął się łagodnie przytulając ją do siebie.

- Za chwilę będzie już po wszystkim – szepnął jej do ucha. Pokiwała głową i westchnęła. Oboje nawet nie przypuszczali, że ich dzieci tak bardzo się pokochają i będą chciały się pobrać. Wszystkie sprawy związane ze ślubem załatwili sami nie chcąc angażować w to rodziców i naprawdę bardzo się postarali, bo ślub był piękny, uroczysty i podniosły. Właśnie wypowiedzieli sakramentalne „tak”, co oznaczało, że uroczystość dobiega końca.

- Przedstawiam państwu Nikodema i Antoninę Dobrzańskich –oznajmił kapłan. Młodzi wolno przeszli w stronę wyjścia, a za nimi tłum zaproszonych gości. Marek Dobrzański podał żonie ramię i oboje ruszyli za gośćmi. Przepuszczano ich, bo to przecież rodzice powinni złożyć pierwsi życzenia młodym.

Przed kościołem Marek wraz z Ulą podeszli do dzieci. Wzruszony ojciec składał im życzenia również w imieniu Uli, która nie mogła wykrztusić z siebie słowa. W końcu opanowała emocje i uściskała Nikodema i Tosię.

- Tu macie od nas prezent ślubny. To klucz do waszego własnego domu. Mamy nadzieję, że będziecie w nim szczęśliwi. Później opowiemy wam o szczegółach, bo już inni się niecierpliwią i też chcą złożyć wam życzenia. To był naprawdę piękny ślub.


Dwadzieścia sześć lat wcześniej - Ula


Ten dzień był jednym z najszczęśliwszych dni w jej życiu. Wracała do domu z Warszawy i nie potrafiła przestać się uśmiechać. Właśnie dzisiaj obroniła drugi kierunek studiów, zarządzanie i marketing. Tydzień wcześniej przed komisją wyjaśniała zawiłości ekonomiczne zawarte w swojej pracy dyplomowej. Obie obrony zaliczyła celująco i bez wątpienia miała powód do dumy.

Wysiadła z autobusu i z przyjemnością wciągnęła ciepłe powietrze do płuc. – Tata się ucieszy, Betti i Jasiek także. Na pewno niecierpliwie czekają na mój powrót. Trzeba się pospieszyć – raźnym krokiem ruszyła w kierunku domu. Była w połowie drogi, gdy zauważyła idącą w jej stronę Dąbrowską. Nie znosiła organicznie tej kobiety. Była wścibska, namolna i do bólu bezpośrednia. Równie mocno nie znosiła jej jedynaka Bartusia, z którym chodziła do liceum i z którym przez jakiś czas stanowili parę, a przynajmniej ona tak myślała. Bartuś był nawet dość przystojny, ale miał ciągoty do kombinowania i słabość do łatwego zarabiania pieniędzy. Jednym słowem bardzo nie lubił się przepracowywać, a pozyskiwanie pieniędzy odbywało się głównie jej kosztem, bo najzwyczajniej w świecie wyłudzał je od niej, prawiąc jej czułe słówka o swojej miłości do niej. Oczywiście nie była to prawda, o czym przekonała się dość szybko, bo Bartuś nie tylko lubił łatwe pieniądze, ale i łatwe dziewczyny. Nie była więc jedyna. Po kolejnej awanturze pogoniła go i zabroniła pokazywać mu się w jej domu. Najgorzej to rozstanie zniosła mamusia Dąbrowska, która długo jeszcze ubolewała nad tym faktem. Liczyła na to, że poprzez związek syna będzie mogła zbliżyć się do ojca Uli i już snuła matrymonialne plany co do swojego czwartego małżeństwa. Na szczęście Józef Cieplak chyba miał podobny stosunek do rodziny Dąbrowskich jak i jego najstarsza latorośl. Choć kobieta była natrętna i nie było dnia, w którym nie zjawiłaby się u Cieplaków w domu pod pretekstem naprawy jakiegoś urządzenia, to on w bardzo uprzejmy sposób traktował sąsiadkę, ale z dużym dystansem.



- Ula! Zdałaś?! – krzyczała już z daleka. Ula rozejrzała się dokoła, czy aby nie słyszy tej plotkary nikt inny, ale uliczka była pusta. Dąbrowska kolebiąc się z boku na bok zasapana wreszcie dotarła do niej.

- Zdałaś? – powtórzyła pytanie.

- Zdałam…

- Pewnie nie znasz najnowszych wieści. Mój Bartuś wrócił i bardzo mu zależy na spotkaniu z tobą. Właśnie pędzę do sklepu po kabanosy, bo tam u tych Szwabów niczego takiego nie mają.

Ula zaskoczona tą informacją wbiła w Dąbrowską wściekłe spojrzenie i niemal wysyczała przez zaciśnięte zęby - nie mam zamiaru spotykać się z pani synem. Między nami od dawna skończone więc proszę go nie zachęcać do odwiedzin.

- Mogłabyś być trochę milsza – obruszyła się kobieta. - Z pięć lat go nie widziałaś.

- No właśnie i jakoś nie tęsknię.

- Przecież on wyjechał do tych Niemiec dla ciebie. Miał zamiar zarobić, potem wrócić, oświadczyć się, jak Pan Bóg przykazał i wziąć z tobą ślub. Mogłabyś docenić jego starania.

- Pani Dąbrowska – Ula zaczynała tracić cierpliwość – Bartek wyjechał, bo palił mu się grunt pod nogami. Miał karciane długi i to ogromne. Po prostu zwiał przed odpowiedzialnością.

- Bzdury pleciesz. Mój Bartuś nigdy nie był hazardzistą. Wiedziałabym coś na ten temat.

- O wielu rzeczach pani nie wie. Bartek nie jest aniołkiem, a świadczy o tym pokaźna kartoteka policyjna. Zresztą dość mam tej rozmowy, bo do niczego nie prowadzi. Żegnam – chciała wyminąć sąsiadkę, ale ta zastąpiła jej drogę.

- Powiedz ojcu, że przyjdziemy po południu na herbatę no i żeby uczcić twój sukces.

- Nie ma mowy – rzekła kategorycznie. - Mój sukces będziemy świętować w rodzinnym gronie a o ile wiem, ani pani, ani pani syn do mojej rodziny nie należycie. Do widzenia - minęła Dąbrowską i przeklinając swojego pecha, ruszyła w kierunku bramy z numerem ósmym. Tak pięknie zaczął się ten dzień i wystarczyło jedno spotkanie z tą plotkarą, żeby jego końcówka była fatalna. Czasami miała wielką ochotę udusić tę babę gołymi rękami. Podziwiała stoicki spokój ojca. On naprawdę miał świętą cierpliwość do tej kobiety.

Zanim weszła do domu, trochę uspokoiła emocje. Już od progu zawisła na niej mała Betti, a z kuchni wyszedł ojciec z Jaśkiem.

- Zdałam – wyrzuciła z siebie. – Nareszcie koniec tej mordęgi. Z tydzień odpocznę i zacznę się rozglądać za jakąś pracą.

- Bardzo się cieszę córcia i jestem taki z ciebie dumny – Cieplak miał łzy w oczach. Jasiek też uściskał ją mocno. Opowiedziała im o spotkaniu z Dąbrowską i o powrocie Bartka, a także o jej zamiarze wproszenia się na herbatę.

- Od razu was uprzedzam, że jak ten prymityw tu się przybłąka, osobiście zamknę jej przed nosem drzwi. Mam jej po dziurki w nosie.

Dąbrowska jednak nie przyszła i mogli świętować we własnym gronie. Była słynna nalewka taty Cieplaka i tort.


Następnego dnia zostawała sama. Jasiek umówił się z kolegami na rowery, a Betti od trzech dni uczęszczała na półkolonie organizowane przez szkołę. Były już wakacje. Ojciec jechał do Warszawy na rutynowe kontrolne badania. Dwa lata wcześniej przeszedł operację by-passów i od tej pory jego stan musiał być monitorowany przez specjalistów. Wraz z nim zaprowadziła Beatkę do szkoły i podeszła jeszcze na przystanek towarzysząc ojcu aż do przyjazdu autobusu. Wróciła do domu i usiadła do komputera. Liczyła na to, że być może natknie się na jakieś ciekawe oferty pracy dla ekonomistów. Nie było ich jednak zbyt wiele. Wynotowała je wszystkie z postanowieniem, że od jutra zacznie rozsyłać CV. Sięgnęła na półkę po teczkę, w której miała wydrukowanych kilka dokumentów niezbędnych do zatrudnienia. Chciała je przeliczyć, żeby sprawdzić, czy ma wystarczającą ilość kopii, ale tę czynność przerwało jej pukanie do drzwi.

- Pewnie znowu Dąbrowska – jęknęła w duchu i niechętnie wstała, żeby otworzyć. W drzwiach zobaczyła bezczelnie uśmiechniętą twarz Bartusia. Zacisnęła zęby. – Jeszcze tylko jego tu brakowało. Czego chcesz? – zapytała obcesowo. Poczuła od niego kwaśną woń na wpół przetrawionego piwa i skrzywiła się.

- Uleńka – uśmiechnął się jeszcze szerzej – to tak mnie witasz po tylu latach? Bądź miła – przejechał dłonią po jej policzku – choćby ze względu na to, co kiedyś nas łączyło. - Cofnęła się z obrzydzeniem.



- To było dawno, a teraz bądź tak dobry i zniknij mi z oczu. Jestem zajęta – chciała zamknąć drzwi, ale nie pozwolił na to, wsadzając stopę między nie a próg. Wszedł do mieszkania bez pardonu rozglądając się ciekawie.

- Nic tu się nie zmieniło. Jest tak jak zapamiętałem i nawet tapczanik ten sam – zerknął przez otwarte drzwi pokoju Uli i mrugnął do niej porozumiewawczo. Splotła ręce na piersiach stając w wojowniczej pozie.

- Możesz stąd wyjść? – zapytała podniesionym głosem. – Jesteś pijany i śmierdzisz piwskiem. Budzisz we mnie wstręt.

Przyciągnął ją do siebie i zamknął w mocnym uścisku dysząc jej prosto w twarz. Usiłowała się uwolnić, ale był znacznie od niej silniejszy.

- Kiedyś ci się to podobało – wpił się w jej usta miażdżąc je i kąsając zębami. Próbowała odwrócić twarz. Smród ziejący od niego wywoływał u niej odruch wymiotny. Uwolniła rękę i strzeliła go w twarz.

- Ty suko! – zamachnął się i zadał cios zaciśniętą pięścią. Poczuła metaliczny posmak krwi w ustach i zakręciło jej się w głowie.

- Wynoś się, ty draniu – wysyczała.

- Nie tak prędko. Potrzebuję pieniędzy. Mam spore długi.

- A cóż mnie to może obchodzić? – prychnęła pogardliwie. – Idź do mamusi albo do banku. Tam dadzą ci pożyczkę.

- Mamusią to ty sobie gęby nie wycieraj. Obraziłaś ją wczoraj – znowu wymierzył cios i pchnął ją na tapczan. Miała wrażenie, że jej oko wypłynęło na zewnątrz i teraz pulsuje z rozdzierającego bólu. Usiłowała się podnieść, ale usiadł na niej okrakiem i rozdarł jej cienką bluzkę. Przemknęło jej przez głowę, że nie ucieknie przed tym, co nieuniknione. On ewidentnie zamierzał ją zgwałcić. Zaczęła wierzgać nogami i odpychać go od siebie. Znowu dostała z pięści tym razem w głowę. Zamroczyło ją. Wykorzystał to zdzierając z niej spódnicę i majtki. Lubieżnie przejechał dłonią po jej płci. Trochę doszła do siebie i odruchowo ścisnęła nogi.

- Bartek, przestań! Twoja matka zasłużyła sobie, bo jest wstrętną plotkarą, a pieniędzy ci nie dam, bo nie mam.

- Za to masz coś, co też mnie usatysfakcjonuje – zarechotał i bezceremonialnie odsunął zamek od spodni. Próbowała się wyrwać. Paznokciami drapała mu twarz zdzierając skórę do krwi. Nie pozostał jej dłużny. Ciosy zaczęły padać jak grad. Brzuch, piersi, głowa i twarz. Myślała, że wszystko w niej zaraz eksploduje. Kiedy rozłożył jej nogi i brutalnie w nią wszedł - zemdlała.

Ocknęła się poczuwszy ostrą woń amoniaku. Z trudem otworzyła oczy. Nad nią pochylał się jakiś człowiek w pomarańczowym uniformie.

- Pani Urszulo, słyszy mnie pani? Kto pani to zrobił, pamięta pani?

- Bartek… - wyszeptała z wysiłkiem – Bartek Dąbrowski…

- Znowu zemdlała – lekarz podniósł się z kolan. – Zabieramy ją. Za dużo ma obrażeń. Jeśli pan chce, może jechać z nami – zwrócił się do Cieplaka.

- Tylko zadzwonię do syna – drżącymi dłońmi wybrał numer. – Jasiek? Wracaj do domu. Ula w ciężkim stanie. Jadę z nią do szpitala. Odbierz Beatkę. Potem zadzwonię. – Pośpiesznie zamknął drzwi i wsiadł do karetki.



Zupełnie nie miała świadomości, co się z nią dzieje. W szpitalu opatrzono ją i porobiono zdjęcia obrażeń. Całe ciało było sino czerwone, a twarz spuchniętą tak, że zamiast oczu miała dwie wąskie szparki i złamany nos. Prześwietlenie wykazało wstrząśnienie mózgu spowodowane silnymi ciosami pięścią. Ginekolog stwierdził niezwykle brutalny gwałt, który spowodował liczne otwarte rany śluzówki pochwy. Miała naderwane krocze aż do odbytu. Po oględzinach natychmiast trafiła na salę operacyjną, pod którą usiadł zdruzgotany Józef. Wyciągnął telefon i ponownie wybrał numer Jaśka. Drżącym głosem opowiedział mu co się stało.

- Była tu przed chwilą policja, tato. Wypytywali o tę kanalię, Dąbrowskiego. Ponoć dorwali go u Ryśka w knajpie. Był zalany w trupa. Aresztowali go. O nic się nie martw i zostań przy Ulce tak długo, ile będzie trzeba. Ja zajmę się Betti. Zadzwoń, jak będzie już po operacji.


Wdzierające się przez nieszczelne żaluzje słońce sprawiło, że otworzyła oczy. Miała wrażenie, że jej głowa jest wielkości nadmuchanej piłki. Nie mogła oddychać przez nos. Sięgnęła dłonią do niego, żeby sprawdzić, co jest tego przyczyną, ale ktoś chwycił jej rękę powstrzymując ją przed tym. Zerknęła w bok napotykając zatroskane spojrzenie swojego ojca.

- Tato? Co się stało? – wyszeptała z wysiłkiem. – Pić mi się chce.

Zwilżył jej wargi wacikiem.

- Jeszcze nie mogę dać ci pić, córcia. Przeszłaś poważną operację. Muszę zapytać lekarza. Zostałaś ciężko pobita i brutalnie zgwałcona – głos mu zadrżał i rozpłakał się – przez Bartka.

- Pamiętam… On… On przyszedł pijany i chciał pieniędzy… Broniłam się…, ale był silniejszy… - teraz i ona się rozpłakała. – Bił mnie…, a potem…, potem… Chyba zemdlałam.

- Znalazłem cię na podłodze. Leżałaś cała we krwi i pół naga. Zaraz wezwałem pogotowie. Bartka aresztowali i myślę, że za to, co zrobił, dostanie wysoki wyrok. Jedno mogę ci obiecać na pewno. Już nigdy nikt z tej rodziny nie przekroczy progu naszego domu.


50 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page