Wrócili z zagranicznych wojaży wypoczęci, opaleni i z głowami pełnymi planów na przyszłość. Zwłaszcza Marek był nimi podekscytowany, bo uważał, że skoro Ula zamyka własną działalność i zamierza przenieść się do firmy, to bezwzględnie wskazane by było, żeby zamieszkali razem.
- Moje mieszkanie jest duże i pomieścilibyśmy się wszyscy – przekonywał. – Gabinet przerobilibyśmy na pokoik dla Tosi i tak jeszcze zostałby nam pokój dla gości w razie, gdyby moi rodzice chcieli przenocować, lub twoja rodzina.
- Zapominasz, że podpisałam umowę najmu z Olszańskim na dziesięć lat – argumentowała.
- Pamiętam, ale wiem też, że Sebastian nie będzie miał nic przeciwko temu i na pewno znajdzie kogoś na twoje miejsce. Poza tym pomyślałem, że być może twój brat zechciałby tam mieszkać. Ani się obejrzysz, a będzie się bronił i pewnie będzie się chciał usamodzielnić. Dla niego to byłoby idealne mieszkanie na początek. Mógłbym go nawet zatrudnić w firmie, bo nie mamy zbyt wielu informatyków.
- To wszystko brzmi bardzo rozsądnie, ale naprawdę sama nie wiem. Musiałabym go zapytać, czy w ogóle chce się wynieść z Rysiowa. Nie gorączkuj się tak. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Najpierw muszę uporządkować sprawy związane z biurem, potem pogadać z Jaśkiem i na końcu z Olszańskim.
- Jego biorę na siebie – zadeklarował Marek. – Bardzo chciałbym, żebyście przeniosły się na Sienną jak najszybciej.
Tego dnia wieczorem, gdy uśpiła już Tosię, wybrała numer ojca i długo z nim rozmawiała. Liczyła na jakąś rozsądną radę, a tymczasem tato bardzo się ucieszył, gdy powiedziała mu o planach Marka związanych z przeprowadzką.
- To są dobre wiadomości córcia, bo świadczą o tym, że on myśli o tobie poważnie, a pomysł, żeby zamiast ciebie na Miedzianej zamieszkał Jasiek, jest genialny. Przecież jak skończy studia, to nie będzie szukał pracy w Rysiowie, tylko w Warszawie, a w dodatku Marek podaje mu ją na tacy. Grzechem byłoby nie skorzystać. My tu sobie z Beatką poradzimy, a jak zatęsknimy, będziemy przyjeżdżać, tak jak do tej pory.
Sądziła, że ojciec będzie ją odwodził od pomysłu zamieszkania z Markiem, że uzna to za zbyt pośpieszną decyzję, a tymczasem okazało się, że jest nią zachwycony. Może ona też niepotrzebnie się martwi? Marek jest naprawdę dobrym, porządnym i odpowiedzialnym facetem. Czy to źle, że dąży do założenia rodziny?
Przez cały tydzień borykała się z biurokracją, usiłując pozamykać sprawy związane z likwidacją działalności i zamknięciem biura. Wysiłek się opłacił, bo zdążyła ze wszystkim. W sobotę rano miała przyjechać jej rodzina pomóc jej w pakowaniu rzeczy, a i Marek zapowiedział się z Nikodemem. Tego dnia miał poznać Cieplaków osobiście, a oni jego.
Rysiów stawił się w komplecie o godzinie dziesiątej. Chwilę później pojawił się Marek niosąc pod pachą kilka złożonych kartonów, a za nim dreptał Nikodem. Nastąpiła wzajemna prezentacja, po której Marek odciągnął Józefa na bok.
- Mam nadzieję, panie Józefie, że nie ma pan nic przeciwko temu, żebyśmy zamieszkali razem? Bardzo kocham Ulę, a Tosię traktuję jak własną córkę. Nasze dzieci bardzo się lubią i są nierozłączne. Robimy to też dla ich dobra, bo Tosia pragnie mieć tatę, a mój Nikodem tęskni za posiadaniem mamy.
- Ja to wszystko rozumiem – Cieplak położył Markowi dłoń na ramieniu – i bardzo się cieszę. Ona wiele w życiu przeszła i zasługuje na szczęście. Nie powinna być sama i liczę na to, że z tobą ułoży sobie zgodne i dobre życie. Ja chcę ci podziękować za to wszystko co dla niej zrobiłeś i za to, co zrobiłeś dla Tosi. Także za to, że pomyślałeś o Jaśku. Jest ci bardzo wdzięczny za propozycję pracy i na pewno sam jeszcze ci podziękuje.
- Naprawdę nie ma za co dziękować – Marek poczuł się nieco zażenowany. – Zrobię wszystko, żeby Ula i Tosia były szczęśliwe, a co do Jaśka, to bardzo mi się przyda informatyk w firmie.
Beatka zajęła się dziećmi a oni opróżniali meble. Pełne kartony Marek wraz z Jaśkiem przewozili na Sienną. Na koniec Ula wysprzątała pomieszczenia i oddała klucze bratu.
- Skoro już się z tym uporaliśmy proponuję, żebyśmy pojechali do mnie. Ula zrobiła mnóstwo pierogów. Podgrzejemy je i zjemy. Najpierw zabiorę dzieci i Ulę, a za chwilę przyjadę po pana Józefa i ciebie Jasiu.
Mieszkanie Marka zrobiło na Cieplakach wrażenie. On oprowadził ich po nim i pokazał pokoik Tosi przerobiony z gabinetu.
- Jestem pewien, że będzie jej tu wygodnie.
- Pięknie to wszystko urządziłeś. Naprawdę pięknie – zachwycał się Józef.
Cieplakowie zostali do wieczora. Nikodem przykleił się do Józefa pytając, czy może mówić do niego „dziadku”. Mocno go wzruszył tym pytaniem.
- Oczywiście, mój wnusiu- podniósł chłopca, usadził na kolanach i mocno przytulił. – Jestem teraz bardzo szczęśliwym dziadkiem, wiesz?
- Dlaczego?
- Bo mam wspaniałą wnuczkę i wspaniałego wnuka. Tosia, chodź tu do dziadka na drugie kolano. – Kiedy mała wgramoliła się na nie Józef uśmiechnął się radośnie do pozostałych. – Spójrzcie kochani, czyż to nie piękny widok? Dzieci są zawsze największym szczęściem.
Wieczorem Marek zrobił jeszcze kurs do Rysiowa. Żegnając się z Józefem obiecał mu, że wkrótce odwiedzi go wraz z Ulą i dziećmi.
- Ona jeszcze nic o tym nie wie, ale myślę, że już najwyższy czas, żeby przestała się ukrywać. Tęskni za tym miejscem i wciąż żałuje, że nie może pójść na grób mamy. To na pewno się zmieni. Nie ma najmniejszego powodu, żeby nie miała przyjeżdżać i odwiedzać was. Za chwilę będziemy rodziną taką prawdziwą. Ludzie nie muszą wiedzieć, że jest inaczej.
Józef wzruszony uścisnął mu dłoń.
- To by było naprawdę coś. Trzymam cię za słowo.
Tymczasem Ula posprzątała po gościach, wykąpała dzieci i zagoniła je do łóżek. Ucałowała je na dobranoc obiecując im jutro spacer.
- Pójdziemy na huśtawki? – dopytywał Nikodem.
- Pójdziemy, dokąd będziecie chcieli – odgarnęła czarne kosmyki z czoła chłopca. Przytulił policzek do jej dłoni.
- Bardzo cię kocham, mamusiu i bardzo kocham Tosię. Strasznie chciałem, żebyście zamieszkały z nami. Teraz jesteśmy rodziną, prawda?
- Prawda, kochanie – ucałowała policzek Nikodema. – Najprawdziwszą. A teraz spróbuj zasnąć. Słodkich snów skarbie.
Marek wrócił w niespełna godzinę. Opowiedziała mu o reakcji Nikodema.
- Nazywa mnie mamą. To niesamowite, jak bardzo jest wrażliwy i jak bardzo potrafi poruszyć moje serce. Tę wrażliwość odziedziczył po tobie. Też ją posiadasz, w przeciwieństwie do większości mężczyzn. To naprawdę rzadkie. Dzięki niej jesteś dobry, wyczulony na krzywdę. To mi imponuje i pozwala wierzyć, że będę z tobą szczęśliwa. Już jestem…
Przygarnął ją do siebie i wtulił usta w jej włosy.
- A jeśli o krzywdzie mowa, to obiecałem twojemu tacie, że niedługo przywiozę cię do Rysiowa i nasze maluchy też. Nie możesz wciąż unikać wizyt z obawy, że ktoś pomyśli o Tosi, jako o córce Bartka. Jestem pewien, że nikt nawet tego nie pokojarzy, zwłaszcza gdy zobaczy przy tobie mnie i dzieci. Pojedziemy też na cmentarz. Najwyższy czas zapalić mamie światełko.
Rozpłakała się usłyszawszy te słowa, a on kołysał ją w ramionach dopóki nie obeschły jej łzy.
Pierwszego września odwieźli dzieci do przedszkola, a sami pojechali do firmy. Ula, zgodnie z obietnicą daną Krzysztofowi, zaczynała pracować dla F&D. Marek najpierw zaprowadził ją do Olszańskiego. Witał ją, jak dawno niewidzianą znajomą i dopytywał o mieszkanie.
- Będzie w nim mieszkał mój brat, który też za jakiś czas zacznie tu pracować jako informatyk. Umowa obowiązuje mnie nadal i mam zamiar się z niej wywiązać, więc może być pan spokojny. Mieszkanie jest zadbane, czyste i takie pozostanie. A tu są moje dokumenty, proszę – podała mu teczkę.
- Możesz mu mówić po imieniu, Ula. Tu wszyscy tak się do siebie zwracają, bez względu na zajmowane stanowisko. Taki model przyjęliśmy i jak do tej pory się sprawdza.
- W takim razie – wyciągnęła rękę do Olszańskiego – Ula. – Odwzajemnił uścisk. – Sebastian. Za jakieś pół godzinki przyniosę ci umowę do podpisania i identyfikator.
Wyszli od kadrowego i Marek zaprowadził ją do swojego sekretariatu. Przedstawił ją sekretarce Violetcie i pokazał pokój, który od tej pory miała zajmować.
- Jest kalką mojego gabinetu. Do niedawna stał nieużywany, ale zrobiliśmy mu mały lifting i nabrał charakteru. Mam nadzieję, że będzie ci tu wygodnie. Mnie masz naprzeciwko. Jak się już ogarniesz ze wszystkim, ogłosimy konkurs na twoją asystentkę. Violetta nie jest zbyt lotna, ale radzi sobie lepiej niż kiedyś. Poza tym jest długoletnią dziewczyną Sebastiana. Wciąż się kłócą i rozchodzą, ale w końcu i tak wracają do siebie.
Chciałem ją już zwolnić kilkakrotnie, ale za każdym razem on błagał, żebym dał jej jeszcze jedną szansę i w końcu została na dobre. Na sprawach ekonomicznych i finansowych nie zna się zupełnie i to dlatego należy zatrudnić kogoś kompetentnego. Chodź teraz do mnie. Wprowadzę cię w najpilniejsze sprawy i będziesz mogła działać.
W piątek odebrali dzieci z przedszkola i pojechali na zakupy. Marka interesowało stoisko mięsne, na którym kupił mnóstwo kiełbasek, boczek i karkówkę. Zdziwiło to Ulę, bo nic nie wspominał o jakichś planach wyjazdowych za miasto.
- Jedziemy na wycieczkę? – zapytała zdziwiona.
- Jedziemy do Rysiowa. Rozmawiałem z tatą. Urządzimy sobie grill. Pojedziemy na cały dzień – zobaczył w jej oczach pierwsze objawy paniki. – Nie obawiaj się, kochanie, bo naprawdę nic ci nie grozi. Zobaczysz, jaki to będzie udany dzień, a dzieci będą zachwycone. Nikodem już kilka razy dopytywał się, czy pojedziemy do dziadka Józia.
Jego słowa uspokoiły ją, ale tylko trochę. Mimo to zrobiła jeszcze trochę zakupów w postaci mięsa i wędlin, a wieczorem upiekła ciasto.
Następnego dnia najpierw podjechali pod cmentarz. Marek kupił kilka zniczy i wielki bukiet drobnych chryzantem. Ula poprowadziła ich na grób.
- Kto tu leży? – dopytywały się dzieci.
- Moja mama, a wasza babcia. Babcia Magda. Zapalimy jej światełko, a tata pójdzie po świeżą wodę. Tam jest pompa – wskazała Markowi niewielką kaplicę. Odwróciła się z powrotem i zamarła. Alejką, przy której stał grobowiec Magdy, szła Dąbrowska z Szymczykową, sąsiadką Józefa, mieszkającą naprzeciwko. Dojrzały Ulę i przystanęły na chwilę szepcząc coś i gestykulując. Marek zamierzał iść po wodę, ale Ula zatrzymała go mówiąc cicho - zaczekaj chwilę. Nie odchodź. Widzisz te dwie kobiety na ścieżce? Jedna z nich, to matka Bartka. Ta niższa i tęższa. Poczekaj, aż przejdą. Nie chcę, żeby mnie zaczepiły.
- Mamusiu, mogę zapalić znicz? – Nikodem zszedł z ławeczki wyciągając rękę po szklany pojemnik, który trzymała w dłoni.
- Nie, kochanie, nie… Mógłbyś się poparzyć, a tego nie chcemy, prawda? – odpowiedziała łagodnie zerkając na stojące nieopodal kobiety. One rozdzieliły się. Dąbrowska zawróciła, a Szymczykowa podeszła do nich witając się.
- Dawno cię u nas nie było, Ula. Od chwili…
- Tak. Bardzo dawno – przerwała jej. – Mieszkamy dość daleko i jesteśmy bardzo zajęci. To tata i dzieciaki przyjeżdżają do nas częściej. – Szymczykowa pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Ładnych dzieci się doczekałaś. Gratuluję.
- Dziękuję. To mój mąż, a to Nikodem i Antosia. To jest sąsiadka taty, pani Szymczykowa – przedstawiła kobietę Markowi. - Trochę się śpieszymy, więc wybaczy pani, ale chcemy jeszcze tu uprzątnąć i zajechać do taty.
- Oczywiście. Nie będę przeszkadzać. Chciałam się tylko przywitać. Wszystkiego dobrego.
- Dziękuję, wzajemnie. Do widzenia.
Gdy Szymczykowa oddaliła się, Ula odetchnęła z ulgą. Marek przyciągnął ją do siebie i ucałował w czoło.
- Nie było tak źle, prawda? Idę po tę wodę.
Szymczykowa pośpiesznie podążała do cmentarnej bramy, za którą czekała już na nią żądna informacji Dąbrowska.
- No i…?
- Ten przystojniak, to mąż Uli. Chłopiec, to syn. Ma na imię Nikodem, a dziewczynka, to córka Antosia.
- Cudaczne imiona, nie uważa pani? Jak można dać na imię dziecku Nikodem?
- Skoro jest w kalendarzu, to można. To fajne dzieciaki. Chłopczyk, to wykapany ojciec, a dziewczynka bardzo podobna do Uli. Pozbierała się dziewczyna po tym, co ją spotkało. Przez Bartka mogła wylądować w wariatkowie i dobrze pani o tym wie. Cieszę się, że jej się udało. Przynajmniej jest szczęśliwa. Zasłużyła.
Dąbrowska przyspieszyła kroku. Ta rozmowa zmierzała do wydarzeń z przeszłości, a przeszłość ani dla niej, ani dla jej syna nie była chwalebna.
Comments