top of page
Szukaj
gajazolza

CZASEM ŻYCIE BYWA ZASKAKUJĄCE - rozdział 7

ROZDZIAŁ 7


Do soboty Marek dzwonił do Uli jeszcze dwukrotnie, informując ją o planie wycieczki.

- Pojechalibyśmy najpierw do Sochaczewa. Tam jest atrakcyjna kolejka wąskotorowa, którą można się przejechać, oglądając przy okazji Puszczę Kampinoską. Dzieciaki miałyby frajdę. Potem coś byśmy zjedli i ruszylibyśmy do Wawra poleniuchować na plaży. Jest tam taki malowniczy zakątek, który nazywają Romantyczną Plażą. Dzieci potaplałyby się w wodzie i pobawiły w piachu, a my skorzystalibyśmy ze słońca. Pomyślałem też, że w niedzielę moglibyśmy się wybrać do Łazienek… Co ty na to?

- Niedzielę też nam zaplanowałeś?

- Jeśli masz inne plany, to po prostu mi powiedz, ale jeśli miałybyście się nudzić w domu, to Łazienki są idealnym rozwiązaniem.

- Nie, nie mam żadnych planów i z przyjemnością spędzimy z wami niedzielę. – Gdyby teraz zobaczyła minę Marka pewnie mocno by się zdziwiła i zadała sobie pytanie, z jakiego powodu dziwnie podryguje na fotelu i dlaczego jego twarz przybrała wyraz anielskiego błogostanu. Na szczęście nie mogła tego zobaczyć, ale wchodzący do gabinetu Sebastian aż przystanął i znieruchomiał w drzwiach.

- Co ci się stało? –zapytał po chwili. – Wyglądasz co najmniej dziwnie…

- Cały weekend z Ulą, bracie – rozparł się na fotelu splatając ręce na karku. – Miałem pewne obawy, czy aby nie działam za szybko, ale ona się zgodziła. Będzie fantastycznie – rozmarzył się.



Olszański, zdezorientowany z lekka, pokręcił głową. Po Paulinie nie było długo, długo nic, aż do tej pory. Od chwili urodzenia się Nikodema jego przyjaciel żył jak zakonnik za klasztorną furtą. Nie pozwalał się wyciągnąć ani do klubu, ani na korty. O poznaniu jakichś dzierlatek nawet nie chciał słyszeć, wymawiając się wciąż opieką nad synem, a tu, proszę, wystarczyło jedno przypadkowe spotkanie i chłopak najwyraźniej zakochał się na amen.

- Zakochałeś się? Zresztą po co pytam, to widać jak na dłoni. Gratuluję, przyjacielu.

- Nie zakochałem się, ale… jestem pod wielkim urokiem tej kobiety i nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby zechciała ze mną być. Ona jest wyjątkowa i nie przypomina żadnej z tych, które znałem do tej pory.

- W takim razie kuj żelazo póki gorące. Ja spadam. Miłego weekendu.


O dziewiątej rano zaparkował na Miedzianej i dał sygnał na komórkę Uli, że już są. Na widok wychodzących z klatki schodowej dziewczyn, Marek wysiadł z samochodu i przywitał się z nimi.

- Chcesz coś wsadzić do bagażnika? – wskazał na torby trzymane przez Ulę.

- Tak, jeśli mógłbyś, to te dwie reklamówki – spojrzała do wnętrza samochodu i pomachała siedzącemu z tyłu Nikodemowi. – Kupiłeś drugi fotelik? – spytała zaskoczona.

- Kupiłem. Nie mogę wozić Tosi bez niego, bo zapłacę mandat – podniósł małą i wsunął do środka. Dzieci od razu przywitały się i złapały za ręce. – OK. Gotowe. Wsiadaj Ula – otworzył jej drzwi – i zapnij pas. Ruszamy.

Podróż nie była długa. Po niespełna godzinie wjeżdżali do Sochaczewa. Do Muzeum Kolei Wąskotorowej trafili bez problemu. Dzieci były zachwycone widokiem małych zabytkowych lokomotyw, nietypowych pociągów, wagonów i drezyn.



Skorzystali z możliwości przejażdżki kolejką, której malownicza trasa zachwyciła nie tylko dzieci. Kolejka retro objechała urokliwy kawałek Puszczy Kampinoskiej.

- Powinniśmy przyjechać tu z rowerami. Mają świetne trasy i jest naprawdę co zwiedzać.

- Fajny pomysł – przytaknęła Ula. – Problem w tym, że my nie mamy rowerów. Ja nawet nie wiem, czy potrafię jeszcze jeździć, a Tośka na rowerze nie siedziała nigdy.

- To nic nie szkodzi. Nauczymy małą, a ty sobie na pewno przypomnisz. Teraz pójdziemy na jakiś obiad, a po nim pojedziemy do Wawra na plażę.


Marek otworzył klapę bagażnika i najpierw podał Uli jej własne reklamówki. Nikodem dostał najlżejszą torbę zawierającą plażowe zabawki i piłkę. Wraz z Tosią ciągnęli ją po żółtym piasku udając, że nie mogą jej unieść. Marek wziął najcięższe rzeczy. Leżaki, koc i siatkę wypełnioną pysznościami, które miał zamiar zgrillować. To miała być niespodzianka dla dziewczyn.



Wiedział, że tuż przy plaży jest miejsce na ognisko, jest grill, wypożyczalnia kajaków i nawet coś na kształt biblioteki. Rozłożyli się w pobliżu. Koc miał być dla dzieciaków, a dla starszych leżaki.

- Przywiozłem dla nas kiełbaski, to upieczemy sobie, ale to później. Na razie trzeba wysmarować dzieci, bo praży dość mocno. Nikodem ściągaj koszulkę i spodenki. Opalisz się trochę. Nie wolno wchodzić do wody. Możecie zamoczyć tylko stopy. Woda jest jeszcze za zimna na kąpiel. Obowiązkowo czapka na głowę. Mam nadzieję, że razem z Tosią zbudujecie jakiś ładny zamek z piasku.

Ula w tym czasie rozebrała córkę, wysmarowała jej ciało kremem i włożyła na głowę jej ulubiony kapelusik. Z przyjemnością pomyślała, że Marek jest niesamowicie zorganizowany. Zaskoczył ją tymi kiełbaskami. Okazało się, że nie tylko o nich pamiętał, bo w torbie – lodówce była jeszcze pokrojona papryka, cukinia, cebula i plastry pachnącego boczku. Ona zabrała tylko termos z kawą i herbatą. Wyciągnęła plastikowe kubki i nalała w nie trochę smolistego płynu. Jego zapach zwrócił uwagę Marka. Uśmiechnął się szeroko.

- Nawet nie wiesz jak bardzo chciało mi się kawy. Pachnie bosko – upił łyk – i bosko smakuje. – zdjął koszulę i spodnie zostając w samych kąpielówkach. Z przyjemnością rozciągnął się na leżaku. – Jest wspaniale – mruknął.

Ula niewiele myśląc, poszła w jego ślady. Pozbyła się krótkich spodenek i bluzki, zostając tylko w opalaczu. Wysmarowała się kremem i zanim się położyła zerknęła jeszcze na dzieci. Bawiły się zgodnie dwa metry od nich.

- Jak będziecie chcieli wejść do wody, to powiedzcie. Pójdę z wami – rzuciła w ich kierunku.

- Dobrze mamuś – usłyszała spokojny głos Nikodema i zamarła. Marek uniósł się na łokciu i spojrzał na Ulę. Jego także zaskoczyła ta odpowiedź.

- Nie wiem, jak zareagować – szepnęła spanikowana Ula. Marek przyłożył palec do ust.

- Wiesz, że powiedziałeś do mojej mamusi „mamuś”? – tym razem odezwała się Tosia.

- Wiem. Chciałbym mieć mamusię, a twoja jest naprawdę fajna i super. Mój tatuś też jest fajny, a ty mogłabyś do niego mówić „tatuś”. On bardzo cię lubi, wiesz?

- Moja mamusia też bardzo cię lubi, bo jesteś moim przyjacielem. Chyba nie możemy tak do nich mówić, bo oni musieliby się ze sobą ożenić. Muszę zapytać mamusi, czy nie ożeniłaby się z twoim tatusiem. Może by mogła? Byłoby fajnie. Już zawsze bylibyśmy razem.

- To ja zapytam tatę a teraz budujmy. Ja zrobię fosę, a ty nabieraj piasku do wiaderka.

Dzieci zajęły się zabawą a Marek usiadł na leżaku z kompletną pustką w głowie. Jego syn właściwie wyraził to wszystko, o czym myślał od momentu poznania Uli. Była idealną matką i był pewien, że byłaby równie idealną żoną. Rozłożył bezradnie ręce.

- Naprawdę nie wiem, co powiedzieć Ula – wyszeptał nie chcąc, żeby usłyszały go dzieci. – Nie zdawałem sobie sprawy, że mały tęskni za posiadaniem matki. Nie może jej pamiętać, bo zmarła przy jego urodzeniu. W dodatku umarła na swoje własne życzenie i o mały włos, nie uśmierciłaby Nikodema. Cierpiała na anoreksję. Nic prawie nie jadła przez całą ciążę. Nikodem urodził się niedotleniony i ze sporą niedowagą. Walczył w inkubatorze o każdy oddech. Myślę, że nawet jeśliby przeżyła, nie byłaby dobrą matką. On zna ją zaledwie z kilku zdjęć. Byłem pewien, że dobrze się sprawdzam w tej podwójnej roli i chyba byłem w wielkim błędzie, bo wychodzi na to, że nie można zastąpić drugiego rodzica. A jak jest u ciebie? Podobnie? – zauważył, że jej oczy są pełne łez, których nadmiar wolno toczy się po policzkach. Sięgnął po chusteczki higieniczne i podał jej jedną z nich.

- Tosia, jak tylko zaczęła mówić, wciąż dopytywała się o ojca – Ula zaczęła mówić po dłuższej chwili drżącym głosem. – Słyszała, jak zwracam się do swojego taty i początkowo ona też tak do niego mówiła, bo nie rozumiała, że to mój tata, a jej dziadek. Wreszcie, jak to zrozumiała, zaczęła pytać o tego swojego, prawdziwego. Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć i wciąż ją zbywałam. W końcu powiedziałam jej, że tata umarł i jest w niebie. Jak widać, chyba to nie wystarczyło.

- A co mu się stało naprawdę? Odszedł?

- Nie… - pokręciła głową i wzięła głęboki oddech. – Chyba po raz pierwszy odkąd ją urodziłam mówię o tym, w dodatku człowiekowi, którego słabo znam. Tosia jest dzieckiem z gwałtu – wyrzuciła z siebie z wielkim trudem. - Człowiek, który to zrobił był kiedyś moim chłopakiem, choć chyba to za dużo powiedziane. Wykorzystywał mnie, wyciągał ode mnie pieniądze i przegrywał je w karty lub przepijał. Potem zniknął na ładnych parę lat. Zjawił się nagle. Wrócił z Niemiec. Wtargnął do naszego domu kompletnie pijany. Na moje nieszczęście nie było nikogo z rodziny. Potwornie mnie pobił i brutalnie zgwałcił, bo nie chciałam mu dać pieniędzy, których zresztą nie miałam. Ponad miesiąc przeleżałam w szpitalu. Zanim pogoiły mi się wszystkie siniaki okazało się, że jestem w ciąży. Nie wiedziałam co robić. Tata, mój kochany tata, zapewnił mnie, że będzie kochał to dziecko i nie wolno mi się go pozbyć. Nie myślałam o usunięciu ciąży. Bałam się tylko, czy będę mogła pokochać dziecko, które niczemu nie było winne. Tato bardzo mi pomógł. Dzięki niemu wynajęłam to mieszkanie i jakoś ogarnęłam się. Radzę sobie. Jedyny minus to taki, że nie byłam w rodzinnym domu od kiedy zaczął być widoczny brzuch. To już dobrze ponad cztery lata. Czasami tęsknię, ale to oni przyjeżdżają do mnie. Mój brat kończy studia tu, w Warszawie, a w Rysiowie jest jeszcze młodsza siostra. Kochają Tośkę nieprzytomnie, a ja nie mogę jej powiedzieć, że jej tata żyje i siedzi w więzieniu. Dostał piętnaście lat i nieprędko wyjdzie. Może kiedyś jak będzie już starsza, powiem jej prawdę, ale nie wiem, czy to będzie dla niej dobre.

Marek, jak skamieniały wpatrywał się w jej zapłakane oczy. Był wstrząśnięty. Nie spodziewał się czegoś takiego. Sądził, że w jej przypadku to była klasyczna wpadka, po której ojciec dziecka ulotnił się nie chcąc brać na siebie odpowiedzialności. Ujął jej dłoń i przycisnął do ust.

- Bardzo cię przepraszam, Ula. Nie miałem pojęcia, że przeszłaś przez takie piekło. Jakim trzeba być bydlakiem, by zrobić coś takiego kobiecie? To przekracza granice mojego pojmowania.

- To dlatego, że jesteś dobrym człowiekiem i nauczono cię szacunku do kobiet. Ja najchętniej wymazałabym to z pamięci. Możemy już o tym nie mówić? To wciąż bardzo boli…

- Koniec tematu. Chodźmy zamoczyć nogi.


Po południu przygotowali wszystkie kiełbaski do grillowania. Sam grill był już rozpalony, bo i inni z niego chcieli skorzystać. Ula została z dziećmi, a Marek pilnował, żeby nic się nie spaliło. Na szczęście wszystko wyszło pyszne. Tę kolację w plenerze zajadali ze smakiem. Na rozkładanym stoliku Marek ustawił keczup i musztardę, pokrojone pomidory i małosolne ogórki. Dzieciom, jak nigdy, dopisywał apetyt. Tosia zjadła dwie kiełbaski, co było dla niej nie lada wyczynem.

To był naprawdę udany wypad. Tak przynajmniej uznała Ula. Pominąwszy ten czas wzajemnych wynurzeń, które nie były zbyt miłe, uważała, że Marek jest świetnym towarzyszem, przy którym nie można się nudzić ani przez moment, a Nikodem wspaniałym i bardzo opiekuńczym przyjacielem Tosi. Żegnali się przed domem Uli na Miedzianej. Marek przykucnął przy małej.

- Masz ochotę na spacer po wielkim parku i na karmienie kaczek? Nikodem to uwielbia i uwielbia ten park. Jak nam się poszczęści, to może natkniemy się na wiewiórki? Zabierzemy dla nich trochę orzechów.



- Ja bardzo lubię kaczki i wiewiórki. Pojedziemy mamusiu, prawda? - zwróciła się do Uli.

- Pojedziemy kochanie. Ja sama jestem ciekawa. To o której po nas będziecie? – przykucnęła i ona przy Nikodemie.

- O dziesiątej może być? – odezwał się Marek.

- Jak najbardziej. Dziękujemy wam za dzisiejszy, wspaniały dzień – przytuliła Nikodema i ucałowała mu policzki. – Słodkich snów kochanie. Dobranoc.

Marek podobnie postąpił z Tosią. Podniósł ją do góry, a ona, z reguły nieufna wobec obcych, objęła go za szyję i mocno uściskała. Wolną ręką przygarnął Ulę i cmoknął ją w policzek.

- Dobranoc, nasze ulubione dziewczyny. Do jutra.

51 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

留言


bottom of page