top of page
Szukaj
gajazolza

CZASEM ŻYCIE BYWA ZASKAKUJĄCE - rozdział 8

ROZDZIAŁ 8


Nalała do wanny wody i zawołała Tosię. Rozebrała ją i wsadziła do pachnącej piany. Mała najwyraźniej była zmęczona i senna, bo ziewała co rusz i tarła oczy. Ula namydliła gąbkę i delikatnie masowała nią ciało Tosi.

- Śpiąca jesteś, co?

- Troszeczkę, ale było super. Widziałaś, jaki ładny zamek zbudowaliśmy? Nikodem dużo rzeczy potrafi zrobić. On bardzo cię lubi. Mówi, że jesteś fajna i że chciałby mieć taką mamusię. Mogłabyś zostać jego mamusią?

- No raczej nie… Nie jesteśmy rodziną.

- A jakbyś ożeniła się z Markiem? On też jest super tatą. Ja chciałabym mieć tatę…

- Na razie musi ci wystarczyć, że przyjaźnisz się z Nikodemem i lubisz pana Marka. Wstań, to cię wytrę.

Ubraną w piżamkę zaniosła do łóżeczka. Sama była już zmęczona tymi pytaniami. Najwyraźniej dzieci zaczęły bawić się w swatkę i nie wiadomo, czy robiły to celowo, czy zupełnie nieświadomie, kierowane chęcią posiadania drugiego rodzica. Skłamałaby, gdyby twierdziła, że Marek nie zrobił na niej wrażenia. Podobał jej się od samego początku, bo nie dość, że był przystojny, miał miłą powierzchowność, to jeszcze miał maniery prawdziwego dżentelmena. Niezwykle uprzejmy, pełen szacunku i dobrze ułożony. Na tle wszechobecnego grubiaństwa i chamstwa stanowił rzadkość w dzisiejszym świecie. Na pewno był też wrażliwszy niż większość mężczyzn. Gdy opowiadała mu o sobie, widziała, jak bardzo jest wstrząśnięty i jak ogromne wrażenie zrobiła na nim jej historia. Podświadomie czuła, że znajomość obu panów Dobrzańskich zaowocuje dla niej i Tosi czymś naprawdę dobrym i pozytywnym. Nie miała pojęcia, co to będzie i nawet nie chciała się nad tym zastanawiać. Potrzeba snu i zmęczenie zwyciężyły.


Marek usiadł na brzegu łóżka syna i odgarnął mu z czoła opadające włosy. Intensywny był ten dzień i zaskakujący. Nikosiowi najwyraźniej ciążyły powieki. Przymknął je i mruknął:

- Chciałbym mieć taką mamusię, jak ma Tosia. Ona jest dobra i miła, a w dodatku jest ładna, prawda? Tosia jest do niej podobna. Może mógłbyś się ożenić z panią Ulą? Tosia też chciałaby mieć tatę. Powiedziała mi.

- To nie takie proste synku i wymaga czasu. A teraz spróbuj zasnąć. Jutro rano ruszamy do Łazienek zaraz po śniadaniu.

Zgasił nocną lampkę stojącą przy łóżku syna i cicho wyszedł do salonu, zostawiając uchylone drzwi. Gdybyż to było takie proste… Nikodem miał rację. Ula była piękną kobietą z mnóstwem zalet. Wad jakoś nie zauważył. Przeżyła w życiu prawdziwy dramat, a jednak potrafiła pokochać dziecko z niechcianej ciąży, dziecko gwałciciela. Był pewien, że tak samo pokochałaby i Nikodema. Miała wielkie, dobre, pełne miłości serce.

To ogromne pragnienie posiadania matki przez Nikodema wzruszyło Marka. Jego syn miał dopiero pięć lat i kilka miesięcy, był małym chłopcem, który bez wątpienia pragnął czasem matczynej pieszczoty, zwykłego przytulenia, czy pogładzenia po głowie. Może on wychowywał go zbyt surowo? Może nie okazywał mu tyle czułości, ile potrzebował? Dzisiaj zobaczył, jak chętnie Nikodem przytulił się do Uli, z jakim trudem się od niej odrywał. Musi spróbować dla jego dobra i dla dobra Tosi. Nie wątpił, że szybko pokocha Ulę, że stanie się dla niego najważniejsza. To nie było takie trudne. Przecież już o niej myślał bezustannie, wciąż szukał kontaktu, bo zaczęło mu na niej zależeć. Jeszcze za krótko się znali, jeszcze było za wcześnie na jakieś poważne deklaracje, ale uzmysłowił sobie, że chyba znalazł tę właściwą kobietę i musi zrobić wszystko, żeby ona zechciała z nim być.


Niedziela okazała się pogodnym, słonecznym dniem i należało to wykorzystać. Zaparkowali niedaleko wejścia od ulicy Podchorążych. Marek wypiął dzieci z fotelików i pomógł im wysiąść. Nikodem podbiegł do Uli i złapał ją za rękę. Tosia uczepiła się dłoni Marka. Uśmiechnął się porozumiewawczo do Uli. Ich dzieci najwyraźniej miały jakiś plan. Ruszyli wolniutko przez bramę. Chętnych na poranny spacer było całkiem sporo. Oni doszli do pierwszego ze stawów łazienkowskich. To tu zazwyczaj Marek wraz z synkiem chodzili karmić ptactwo. Zatrzymali się nad brzegiem. Marek wysupłał z reklamówki suche bułki i podał je dzieciom.



- Nikoś, pokaż Tosi, jak to się robi. My pójdziemy usiąść na tę ławkę – wskazał ręką. – Pamiętajcie, żeby nie zbliżać się do wody. – Ujął Ulę pod łokieć i wraz z nią poszedł w kierunku ławeczki. Usiedli na niej obserwując poczynania dzieci. W pewnym momencie Marek odwrócił twarz z przyjemnością spoglądając na ładny profil Uli. Mrużyła oczy przed intensywnymi promieniami słońca i uśmiechała się łagodnie.

- Wieczorem Nikodem znowu pytał o mamę – rzucił cicho. – A właściwie pytał o ciebie, czy nie mogłabyś nią być. Stawia mnie w trudnej sytuacji, bo nie mam pojęcia, co mu odpowiedzieć.

- Mam podobnie. Tośka prawie zasnęła w wannie, a jeszcze pytała, czy mógłbyś być jej tatusiem. Dzisiaj, ledwie otworzyła oczy, znowu pytała. Oboje wbili sobie coś do głowy i nie dają nam żyć.

Marek ujął jej dłoń i zamknął w swojej.

- A może to oni mają rację, a nie my? Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy, pomyślałem, że nigdy nie spotkałem tak pięknej, subtelnej i łagodnej kobiety. Nigdy nie podnosisz głosu. Masz w sobie tyle anielskiego spokoju, że udziela się innym. Na mnie działa on kojąco, jak balsam na ranę. Pewnie to głupio zabrzmi, ale uważam, że powinniśmy dać sobie szansę. Mam wrażenie, że jeśli tego nie zrobimy, popełnimy największy błąd swojego życia i będziemy żałować. Nie wiem, jak to lepiej wytłumaczyć. Może nasze dzieci mają jakiś szósty zmysł i wiedzą lepiej od nas, co będzie dobre dla nas wszystkich? Ja wiem, że znamy się bardzo krótko, ale to przecież nic nie znaczy, bo możemy poznać się lepiej. Ja bardzo bym chciał. A ty?

Wpatrywała się w niego para niesamowicie pięknych, błękitnych, dużych oczu, wyrażająca bezbrzeżne zdumienie i zakłopotanie.

- Nie… To znaczy, nie wiem… Zaskoczyłeś mnie. Jakoś przywykłam do myśli, że już zawsze będę sama. Urodziła się Tośka i uznałam, że to jest jedyny cel w moim życiu, wychować ją najlepiej, jak potrafię. Nigdy nie myślałam, żeby ułożyć sobie życie. Kiedyś być może coś mi się roiło, ale odrzucałam tę myśl, bo nie sądziłam, że znajdzie się ktoś, kto chciałby ze mną być.

- Ja bardzo chcę z tobą być – powiedział cicho z przejęciem.

- Możemy spróbować i mam nadzieję, że jeśli się na mnie zawiedziesz, nie będziesz robił mi wyrzutów.

- Nie sądzę, żebym mógł się na tobie zawieść, bo jesteś kobietą bez wad. Prędzej, to ja mogę nawalić niż ty, dlatego proszę cię o wyrozumiałość.

Zrobiło jej się miło. Nikt nigdy nie prawił jej aż tylu komplementów. Zgodziła się na tę propozycję Marka, bo pomyślała, że być może jest to dla niej ostatnia szansa na szczęśliwsze życie, bez oglądania się wstecz. Szansa na zapomnienie i udany związek.

Te rozmyślania przerwały dzieci, które podbiegły do nich oznajmiając, że pokruszyły kaczkom wszystkie bułki. Marek podniósł się z ławki.

- W takim razie ruszamy na poszukiwanie wiewiórek.

Wkrótce je znaleźli. Dzieciaki piszczały z radości, gdy te małe rudzielce podbiegały do ich rąk, zabierały orzeszki i umykały, by za chwilę wrócić ponownie.



Ponad godzinę spędzili wśród tego rudego bractwa, a potem mieli możliwość podziwiania majestatycznych pawi i bażantów. Marek dostrzegł nawet wśród drzew dzięcioła i pokazał go dzieciom. Koło godziny trzynastej zarządził odwrót. Trzeba było zjeść jakiś obiad. Nie zdążył zarezerwować stolika, ale liczył, że uda im się znaleźć jakiś wolny w jego ulubionej restauracji, Baccaro.

W połowie drogi na parking Tosia zaczęła marudzić, że nogi ją bolą. Stanęła przed Ulą i podniosła ręce do góry.

- Mama weź, ja nie dojdę…

- Nie doniosę cię, to za daleko. Jakoś pomalutku dojdziemy.

Przyglądający się tej scenie Marek, mało myśląc, uniósł małą do góry i usadził ją sobie na ramionach.

- Tak może być? – zapytał.

- Jest super! – krzyknęła zachwycona i oplotła jego szyję rękami. Nikodem wykorzystał okazję i przykleił się do Uli, łapiąc ją za dłoń.

- A ciebie nóżki nie bolą? – przytuliła go mocno.

- Nic, a nic. Jestem silniejszy od Tosi i dam radę dojść.

- Dzielny chłopak – pochwaliła Ula. – Jak zjemy obiadek, to oboje nabierzecie sił. Może po nim podjedziemy na jakiś plac zabaw? Wszystko zależy od taty – spojrzała na Marka.

- Nie ma sprawy. Huśtawki na zakończenie dnia, to dobry pomysł.


W Baccaro dostali stolik bez problemów. O tej porze większość Warszawiaków odpoczywała na łonie natury. Pogoda do tego zachęcała i dopiero wieczorem, takie miejsca jak to, zapełniały się klientami.

Marek zamówił dla siebie i Uli chłodnik litewski idealny na taki upał, a do tego pierś kaczki z kluskami. Dzieci nie chciały żadnej zupy, a ponieważ Nikodem bywał już tu z ojcem, uparł się na naleśniki z truskawkami i czekoladą.

Najedzeni ruszyli na najbliższy plac zabaw. Marek stanąwszy na czerwonym świetle zerknął w lusterko i uśmiechnął się szeroko.

- Spójrz do tyłu, Ula. Z placu zabaw nici. Oboje posnęli, jak bąki. Proponuję, żebyśmy pojechali do mnie. Zrobię nam dobrej kawy, a dzieciaki trochę pośpią. To był jednak długi spacer i zmordował ich zupełnie.

Marek zaparkował pod jednym z wysokich bloków, na Siennej. Jak najciszej otworzył tylne drzwi i najdelikatniej, jak potrafił wyciągnął dzieci z fotelików. Najpierw podał śpiącą Tosię Uli, a sam wziął na ręce Nikodema. W windzie wcisnął przycisk z numerem dwunastym.

- Wysoko mieszkasz – wyszeptała Ula. Pokiwał głową.

- Ostatnie piętro. Jesteśmy. Zaniesiemy oboje do pokoju Nikodema. Łóżko jest duże, więc się pomieszczą.

Ułożyli dzieci obok siebie i cicho wyszli z pokoju zostawiając uchylone drzwi. Dopiero teraz Ula rozejrzała się po mieszkaniu. Było ogromne. Omiotła wnętrze z podziwem. Zdecydowanie Marek miał świetny gust. Nowoczesne meble, które stały w salonie, nie przeładowały przestrzeni, a wręcz idealnie się w nią wpasowały.

- Piękne mieszkanie – powiedziała cicho. – Właściwie to apartament – podeszła do okna zajmującego całą ścianę. – A widok niesamowity. Ile to ma metrów?

- Jakieś sto dwadzieścia. Oprócz salonu i pokoju Nikodema są tu jeszcze trzy pokoje. Chodź, oprowadzę cię. Tu jest moja sypialnia – otworzył na oścież drzwi. – Jest duża, bo mam tu jeszcze garderobę. Następny pokój przeznaczyłem na mój gabinet, chociaż muszę przyznać, że rzadko z niego korzystam. Ten na samym końcu, to pokój gościnny. Czasami rodzice zostają tu na noc, ale nie zdarza się to zbyt często. Przy drzwiach wejściowych jest łazienka i ubikacja. Lubię przestrzeń więc i kuchnię zrobiono otwartą na salon. Tak jest zdecydowanie wygodniej. Zaraz zaparzę nam kawę. Mocne espresso postawi nas na nogi. Usiądź sobie wygodnie i czuj się swobodnie.



Ja zaraz się uwinę i będziemy mogli spokojnie porozmawiać.

Wkrótce stawiał przed nią aromatyczną kawę i talerzyk z herbatnikami. Sam usiadł obok i upił łyk.

- Uwielbiam espresso – mruknął z zadowoleniem. – Jutro zaczyna się ostatni tydzień w przedszkolu, a potem zamykają je chyba na miesiąc, czy nawet dwa. Nie wiem dokładnie. Co zrobisz z Tosią? Z tego, co mówiłaś, nie bardzo możesz zawieźć ją do taty.

- Nie mogę, niestety. W Rysiowie nikt nie wie, że mam dziecko. Zależało mi na tym bardzo, bo nie chciałam być w przyszłości szantażowana przez Bartka lub jego matkę. To wstrętna kobieta. Największa plotkara w Rysiowie i okolicy. Wścibstwo ma wypisane na twarzy. Czasem tata przyjeżdża, ale przecież nie może codziennie, a Beatka jest jeszcze za mała, żeby mogła sama poruszać się po tak wielkim mieście. Ma dopiero dziesięć lat. Zaczęły się wakacje i niech też z nich coś ma. Jasiek za rok będzie się bronił, ale też chciał gdzieś wyjechać i odpocząć. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ciągnąć Tośkę ze sobą do biura. Nudzi się w nim, jak mops, ale to jedyne wyjście. A ty co zrobisz z Nikodemem?

- Mnie pozostają moi rodzice. Zawsze chętnie się nim zajmują, choć wciąż ubolewają, że mają tylko jednego wnuka. Pomyślałem nawet, że mógłbym i Tosię zawozić do nich. Nikodem byłby wniebowzięty. Zabawy z dziadkiem są fajne, ale Tosia, to co innego. Zgodziłabyś się?

- To chyba nie jest dobry pomysł. To nawet nie wypada, żebym obciążała opieką nad moim dzieckiem ludzi, których nawet nie znam.

- Ula, oni będą zachwyceni. Uwielbiają maluchy, a Tośka to taki słodki i kochany dzieciak. Jeśli chcesz, to pogadam z nimi i wszystko wyjaśnię. Zresztą oni znają Tosię z opowiadań Nikodema i trochę z moich, więc to nie jest tak, że jej nie znają w ogóle. Mają ogromny dom i sporo przy nim ziemi. Jest ogród i całkiem pokaźny park. Mnóstwo zieleni. Jest nawet mini plac zabaw, który urządzał mój ociec, jak tylko Nikodem zaczynał chodzić. Przecież lepiej, żeby spędzała czas w ciekawym i przyjaznym miejscu na powietrzu, niż kisiła się z tobą w biurze. Proponuję, żebyśmy w następną sobotę wybrali się do Anina. Poznasz staruszków i sama zadecydujesz. Rozumiem, że poczułaś się niekomfortowo, ale zapewniam, że zupełnie niepotrzebnie masz obiekcje. Moi rodzice, to naprawdę świetni ludzie i nie zrobią krzywdy Tosi. Przemyśl to, dobrze? Przecież oboje chcemy dla dzieci jak najlepiej.

- To co mówisz brzmi bardzo przekonująco, ale ja nadal mam wątpliwości, czy to wypada.

- Będę próbował cię przekonać. Mam tylko tydzień i nadzieję, że mi się to uda i że trochę mi zaufasz.



50 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Opmerkingen


bottom of page