top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoragoniasz2

"DNO WŁASNEGO PIEKŁA" - rozdział 5


ROZDZIAŁ 5

 

 

Marek nalał sobie do kubka kawy i przysiadł na skraju łóżka przyglądając się żonie z podziwem.

 



 

 – Och Ula, Ula… Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać. Ty nigdy nie dopuściłabyś, żeby firma miała splajtować. Każda twoja decyzja jest mądra i przemyślana. Gdybym miał choć jedną trzecią tej energii, trochę twojego entuzjazmu i przynajmniej jedną dziesiątą twojego charakteru, nie byłbym dzisiaj w tym miejscu. Okazałem się słabym i nieudolnym prezesem. Człowiekiem przez małe „c”. Już drugi raz ratujesz firmę, a mnie jest wstyd, że nie podołałem i tak łatwo się poddałem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy w jak ogromnym napięciu żyłem ostatnio. To było nie do zniesienia. Pomyślałem, że tylko śmierć może mnie od tego uwolnić. Bardzo cię za to przepraszam…To ty od początku powinnaś była zostać prezesem, nie ja. Firma potrzebuje silnych, kreatywnych ludzi, a ja nie jestem ani silny, ani kreatywny. Jestem miernotą, którą ty zawsze wyciągasz za uszy z kłopotów. Jesteś wojowniczką, kochanie i nigdy się nie poddajesz.

Przysiadła obok niego i przytuliła się do jego ramienia.

 - O czym tak dumasz?

 - Zastanawiam się nad sensem mojego życia, a wnioski nie są pozytywne.

 - Nie możesz tak myśleć. To ja i Agata jesteśmy sensem twojego życia i tak powinieneś na to patrzeć. Obie kochamy cię najmocniej na świecie. Nie rób nam już więcej takich niespodzianek – zadrżał jej głos, a w oczach zakręciły się łzy. – Drugi raz bym tego nie zniosła.

Objął ją mocno ramieniem.

 - To mogę ci obiecać. Nigdy więcej już nie pokuszę się o to, żeby zabić samego siebie. Lekarz przepisał mi leki. Dam ci receptę, to ją wykup. Na razie podają mi je ze szpitalnej apteki. Tu wszyscy pacjenci przynoszą swoje lekarstwa.

 - Wszystko załatwię. Zjadłeś rosół? Jeśli tak, to daj mi termos. Jutro przyniosę ci coś smacznego, chyba że masz na coś wyjątkową ochotę.

 - Zjadłbym gołąbki, – rozmarzył się – ale nie śmiem o nie prosić, bo wiem, że padasz z nóg.

 - To prawda, ale poproszę Alę. Oni też pewnie chętnie zjedzą. Muszę cię jeszcze o coś zapytać zanim pojadę. Czy chcesz, żebym powiadomiła twoich rodziców, że jesteś w szpitalu?

 - Nie Ula…, nie… Nie mógłbym im spojrzeć w oczy. Poza tym gdyby ojciec się dowiedział, jak stoi firma, padłby na zawał. Nie mogę mu tego zrobić. Myślę, że nie będę tu długo. Może za kilka dni mnie wypiszą? Wciąż drzemie we mnie lęk przed powiedzeniem im prawdy. Nie mam odwagi stanąć z nimi twarzą w twarz i powiedzieć co zrobiłem.

Splotła palce swojej dłoni z jego.

 - Spokojnie. Nie musisz się tłumaczyć, a ja nie powiem, że jesteś w szpitalu. Zadzwonisz do nich, jak wydobrzejesz. Może i z firmą będzie już lepiej? Pojadę już. Agata pewnie tęskni. Strasznie mi żal, gdy muszę ją zostawiać. Nie jest do tego przyzwyczajona. Trzymaj się, kochanie i słuchaj lekarzy.

Wyszła z sali z wyrzutami sumienia, że musiała go okłamać.

 



 

Od samego rana przekopywała się przez umowy zawarte przez Marka. Nie było ich kilka, jak twierdził Marek, ale co najmniej kilkanaście i wszystkie miały wady, które świadczyły o nieuczciwości kontrahentów i nieudolności prezesa. Nie rozumiała, dlaczego nie konsultował tego z prawnikami, przecież od lat było to praktykowane. To świadczyło także o chaosie, jaki powoli wkradał się w życie jej męża. Może to już wówczas objawiła się depresja, a on nie miał o tym zielonego pojęcia. Jego decyzje były coraz bardziej nieprzemyślane, bez jakichkolwiek konsultacji. Wszystko załatwiane na żywioł i na własną rękę. Doprowadził do sytuacji, że firma przepłacała za wiele rzeczy. Za powierzchnię użytkową, za dodatki, za niepotrzebne usługi. Z każdej strony wykorzystywano Marka niewiedzę i brak chęci do pozyskania informacji. Teraz ona musi to wszystko odkręcić. Nieuczciwym wytoczy proces i wniesie o solidne odszkodowanie.

Skopiowała wszystkie wadliwe umowy i zeszła do kancelarii prawnej. Tam wyłuszczyła prawnikom, w czym rzecz.

 - Chodzi o to panowie, żebyście pochylili się nad każdą z tych umów i wynotowali wady prawne. Ja już wiem, że one nie są uczciwe i każdy z tych kontrahentów naciągnął firmę na niemałe pieniądze. Dlatego należy zredagować pozwy i złożyć je w sądzie. Walczymy o zwrot nienależnie naliczonych kosztów i o odszkodowanie. Prosiłabym, żeby zrobić to jak najszybciej. Firma potrzebuje teraz każdej złotówki.

Wracała na górę do gabinetu Marka, gdy odezwała się jej komórka. Na wyświetlaczu pojawiło się imię seniora Dobrzańskiego. Odebrała natychmiast.

 - Dzień dobry, tato – przywitała się.

 - Dzień dobry, Uleńko. Co tam w firmie? Dajesz jakoś radę?

 - Na razie tak. Wszystko pod kontrolą. Zrobiliśmy przelewy wypłat i popłaciliśmy wszystkie zaległości dzięki tobie. Nadal zostało nam sporo pieniędzy, za które kupimy materiały dla Pshemko i opłacimy pokaz jesienno-zimowej kolekcji. Właśnie wracam od prawników, bo okazało się, że jest kilkanaście umów, które Marek podpisał bez porozumienia z nimi, a umowy są nieuczciwe. Myślę, że już wtedy zaczął miewać stany depresyjne. Prawnicy napiszą pozwy do sądu o zwrot nienależnej kwoty i odszkodowanie. Nie daruję tym oszustom.

 - Jestem z ciebie naprawdę dumny. Jeśli komuś miałoby się udać uratowanie firmy, to tylko tobie. Co u Marka?

 - Na razie dobrze. Bierze leki i nie jest już taki pobudzony. Nadal nie wiem, ile go będą trzymać w tym szpitalu. Pytałam go, czy chce, żebyście wiedzieli co zrobił, ale kategorycznie zaprzeczył. Boi się stanąć przed wami i spojrzeć wam prosto w oczy, zwłaszcza tobie. Wciąż powtarza, że bardzo cię zawiódł i okazał się marnym prezesem. Obwinia się i nie czuje się z tą świadomością dobrze, ale ja myślę, że na wiele rzeczy po prostu nie miał wpływu, bo już rządziła nim choroba.

 - Też tak uważam i nie mam do niego ani żalu, ani pretensji. Spotkamy się, jak już wróci ze szpitala i będzie w lepszej kondycji. Ula, jakbyś potrzebowała pomocy, to daj mi znać. Ja na razie czuję się dobrze i mogę pomóc.

 - Dziękuję tato, bardzo to doceniam, ale ty już zrobiłeś dość. Jakby nie patrzeć uratowałeś firmę przed młotkiem licytatora. Pożegnam się już. Pozdrowienia dla mamy. – Rozłączyła się. Zauważyła idącego w jej kierunku Sebastiana i zaczekała na niego.

 - Chcę pogadać, – zagaiła – bo od rana chodzi mi coś po głowie.

 - A ja chciałem zapytać, co z prawnikami.

 - Wszystko uzgodnione. Piszą pozwy. Chodźmy do mnie. Napijemy się kawy. Aniu – rzuciła w stronę recepcji – możesz zrobić nam dwie kawy, będę wdzięczna?

 



 

 - Już robię – Ania wyszła zza lady i szybkim krokiem poszła do pomieszczenia socjalnego. Po kilku minutach wniosła tacę z parującymi filiżankami do pokoju prezesa. Kiedy już zamknęły się za nią drzwi Ula upiwszy łyk gorącego płynu zaczęła mówić.

 - Pamiętasz Seba Maćka Szymczyka i Pro-s?

 - No trudno byłoby zapomnieć.

 - W takim razie pamiętasz, czym się zajmowaliśmy? Sprzedawaliśmy końcówki kolekcji przez internet. Początkowo szło nam całkiem nieźle, ale potem się posypało. Ja musiałam ratować firmę, a Maciek ledwie ogarniał. Mimo to trochę przewietrzył magazyny F&D i nieźle na tym zarobił. Pomyślałam, że od działalności Pro-S minęło kilka lat i nikt tak naprawdę nie wie, jak te magazyny wyglądają teraz. Marek na pewno tam nie jeździł, bo coś bym wiedziała na ten temat. Chciałabym tam pojechać i przekonać się na własne oczy, jak to wygląda. Pojechałbyś ze mną? Jeśli byśmy przywrócili ten pomysł sprzedaży ciuchów w internecie, to myślę, że byłby to jakiś zastrzyk gotówki. Na razie nie zarabiamy nic i tak będzie aż do pokazu.

 - A kiedy chcesz jechać?

 - Choćby zaraz. Jeśli będzie czym handlować, to zorganizujemy sprzedaż.

 - W takim razie jedźmy.

 

 

 - Dzień dobry, panie Marku – do sali wszedł uśmiechnięty doktor Zabielski i uścisnąwszy swojemu pacjentowi dłoń przysiadł obok łóżka. – Jak dzisiejsze samopoczucie? Chyba dobrze, bo widzę, że kroplówki odpięte i może się pan swobodnie poruszać.

 - Tak, trochę jest lepiej, ale nadal nie mogę pozbyć się wyrzutów sumienia. Moja żona, Ula, wciąż mnie pociesza i mówi, żebym w ogóle nie myślał o firmie. Jak mam nie myśleć, skoro doprowadziłem ją do upadłości? To jest koszmar, z którego chciałbym się obudzić. Bezustannie przeżywam jakieś lęki. Boję się już wszystkiego. Boję się, że moja żona ratując dorobek naszej rodziny zaharuje się na śmierć. Najbardziej jednak boję się ojca i boję mu się spojrzeć w oczy. Pewnego dnia on mi zaufał i uwierzył, że będę świetnym prezesem. Zawiodłem go na całej linii. To strasznie boli. Najgorsze jest to, że jeszcze o niczym nie wie. Jak mam stanąć przed nim i wyznać prawdę? Wie pan, zawsze pragnąłem usłyszeć od niego, że jest ze mnie dumny. Ojciec, to człowiek bardzo oszczędny w pochwałach, a ja tylko dwa razy w życiu usłyszałem to z jego ust i pamiętam, że czułem się wtedy wspaniale.

 - Zmiany nastroju, smutek, przygnębienie i obwinianie się o wszystko to typowe objawy tak charakterystyczne dla epizodów depresyjnych. Pan właśnie przeszedł jeden z nich i omal pan nie umarł. To głównie dlatego bardzo namawiam pana na terapię. Zrezygnowanie z leczenia spowoduje, że te epizody będą zdarzały się coraz częściej i mogą doprowadzić pana do choroby dwubiegunowej, a to już poważniejsza sprawa. Kluczowe jest ciągłe przyjmowanie leków nawet wówczas, gdy człowiek odczuwa poprawę i wydaje mu się, że funkcjonuje w miarę normalnie. Ma pan wspaniałą żonę i widać, że jest panu bardzo oddana. To oznacza ogromne wsparcie, które jest ważne dla pacjenta. Proszę to wykorzystać. Jestem pewien, że zdyscyplinowanie w leczeniu przyniesie pożądane efekty, ale trzeba być zdeterminowanym i cierpliwym, bo terapia jest długa i wymagająca. U pana depresja rozwijała się już od dłuższego czasu. Żył pan w ciągłym stresie, miał sporo kłopotów w pracy i przez to funkcjonował w ciągłym napięciu. To z kolei doprowadziło do kłopotów ze snem i rozregulowaniem rytmu dnia i nocy. Kiedy pojawiła się myśl, że może by z tym skończyć i zniknąć raz na zawsze, uznał to pan za idealne i proste rozwiązanie, prawda? To bardzo typowe dla tej choroby. Ma pan kochającą rodzinę i to na niej powinien się pan skupić. Żona opowiadała mi o waszej córeczce. Mała bardzo tęskni i choćby dlatego musi pan się mobilizować każdego dnia, żeby żyć dla niej.

 - Ja przecież to wszystko wiem. Wiedziałem także wówczas, gdy przecinałem sobie żyły na przegubach, a jednak to było silniejsze od wszystkiego. Nie chcę umierać i na pewno drugi raz już nie spróbuję. Zresztą obiecałem to Uli. Chcę się leczyć i na pewno nie zrezygnuję z leczenia. Chciałem zapytać, czy przyjmuję pan prywatnie, czy tylko tu w szpitalu?

 - Owszem prowadzę prywatną praktykę i chętnie pana przyjmę u siebie na terapię. Jutro przyniosę wizytówkę, żebyśmy mieli kontakt. To jednak kwestia przyszłości, bo nie wiadomo, jak długo będą pana tu trzymać. Skoro odpięli krew, to oznacza, że poprawiły się panu wyniki badań. Może rzeczywiście wyjdzie pan szybciej niż myśli. Proszę o to zapytać jutro lekarza podczas obchodu –doktor Zabielski wstał i ponownie uścisnął Markowi dłoń. - Będę leciał. Jutro też przyjdę pogadać. Do zobaczenia.

 

114 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page