top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

"DNO WŁASNEGO PIEKŁA" - rozdział 7

ROZDZIAŁ 7

 

Ania była zachwycona propozycją awansu i podwyżki. Wyściskała i wycałowała Ulę dziękując jej dziesięć razy.

 - Naprawdę nie ma za co. Może się okazać, że jeszcze będziesz mnie za to przeklinać, bo pracy będzie mnóstwo. Najpierw założymy stronę internetową, a potem wybierze się fajne sukienki i zrobi im zdjęcia. Wstawimy na stronę razem z cenami. Obniżamy wszystko o trzydzieści procent, czyli będzie figurować cena pierwotna skreślona i nowa już obniżona. Za chwilę pogadam z Czarkiem. On jest teraz bezrobotny, bo Pshemko nie jest jeszcze gotowy z kolekcją i nie ma co fotografować. Siedzi i zbija bąki. Na początku razem będziecie jeździć do magazynów i wybierać najlepsze ciuchy, ale tak, jak mówiłam, dopiero wtedy, gdy strona internetowa będzie gotowa. Gdybyś miała z nią trudności, pytaj. Ja zawsze pomogę.

 - Dam sobie radę, Ula. Robiłam już takie rzeczy. Od kiedy miałabym zacząć?

 - Chciałabym, żeby jak najprędzej, ale recepcja nie może świecić pustkami. Musimy kogoś przyjąć.

 - Mam koleżankę, która szuka pracy. Ma wprawdzie tylko średnie wykształcenie, ale do recepcji nie musi mieć wyższego, byleby była rozgarnięta, a ona akurat taka jest.

 - W takim razie dzwoń do niej i jeśli może niech przyjdzie choćby zaraz z CV i resztą dokumentów. Na początek dwa tysiące dwieście brutto na okresie próbnym, a potem dwa i pół tysiąca. Jeśli jej pasuje to ma tę robotę. Zaraz zadzwonię do informatyków, żeby dali ci jakiś porządny komputer. Wybierz sobie jedno z biurek w sekretariacie Marka i możesz działać.

 

Bardzo powoli firma zaczynała wychodzić z trudnego położenia w jakim się znalazła. Ula, Sebastian i Adam dwoili się i troili, byleby tylko wyprowadzić ją na prostą. Ania także się nie oszczędzała. Była pracowita i podołała zadaniu, którym obarczyła ją Ula. Strona powstała bardzo szybko, a Czarek zrobił mnóstwo zdjęć wyselekcjonowanych kreacji. Na nie znalazło się też pomieszczenie, bo nie chcieli potencjalnych klientów odsyłać do magazynów. Najczęściej jednak wysyłano odzież pocztą. Po kilku dniach od wizyty u prawników Ula otrzymała informację od nich, że w sądzie złożono wszystkie pozwy dotyczące zwrotu nadpłaconych nienależnie pieniędzy i odszkodowania. Teraz czekała tylko na rozprawy. Codziennie też dzwoniła do swoich teściów informując ich o stanie Marka i o sytuacji w firmie.

 



 

 - Pshemko pokazał mi projekty, bo lada dzień przyślą materiały. Są piękne. Jeśli ta kolekcja nie będzie hitem, to nie nazywam się Dobrzańska.

Gdyby mogła zobaczyć w tym momencie rozciągniętą w szerokim uśmiechu twarz Krzysztofa, zdziwiłaby się.

 - Kochanie, jesteś najbardziej Dobrzańska ze wszystkich Dobrzańskich. Bardzo cię podziwiamy, że z taką determinacją podjęłaś się ratowania firmy i jesteśmy z ciebie bardzo dumni. Przesyłam ci pozdrowienia od mamy i ode mnie. Uściskaj od nas Agatkę i pozdrów Cieplaków. Do usłyszenia.

 

Marek też wracał do równowagi. Wciąż zdarzały mu się wprawdzie epizody lękowe, ale wówczas wkraczał doktor Zabielski i niwelował je łagodną perswazją i wyjaśnianiem tych symptomów jego choroby. Marek zamiast obiecywanego tygodnia spędził w szpitalu drugie tyle. Rany na przegubach zdążyły się pogoić, a i z rany na głowie zdjęto już szwy. Często dzwonił do domu i rozmawiał z córką i teściami, którym dziękował za wsparcie i opiekę nad małą.

Wreszcie doczekał się wypisu, o którym powiedział mu lekarz na porannym obchodzie. Ucieszył się. Zaraz poszedł do doktora Zabielskiego, żeby mu o tym powiedzieć. Wyszedł od niego z całą masą zaleceń i z terminem wizyty już w jego prywatnym gabinecie.

 - Będzie miał pan słabsze dni i kiepski nastrój, - uprzedzał doktor - bo to się zdarza, ale będą też dni, w których będzie pan tryskał energią i tych będzie znacznie więcej pod warunkiem, że będzie pan konsekwentnie brał leki, które przepisałem. Nie wolno przerwać kuracji farmakologicznej, bo wszystko się posypie i trzeba będzie zacząć terapię od nowa. Szkoda by było, bo wysiłek spory, prawda? Widzimy się za dwa tygodnie. Gdyby czuł się pan słabo proszę dzwonić. Telefon pan ma. Do zobaczenia.

Po wyjściu od doktora zaraz zadzwonił do Uli oświadczając jej, że dzisiaj wychodzi.

 - Czekam tylko na wypis i jak już go będę miał w ręku, to znowu zadzwonię. Mogłabyś mi przywieźć jakieś ubranie? Nic tu nie mam, a w szlafroku i kapciach nie chcę jechać.

 - Przywiozę i bardzo się cieszę, że to już dzisiaj.

 



 

Marek spakował swoje rzeczy do reklamówki z niecierpliwością czekając na wypis. Był dziwnie spięty, może dlatego, że czas oczekiwania mu się dłużył, a on chciał być już w domu. Wreszcie weszła pielęgniarka niosąc mu dokument.

 - Gotowy do wyjścia? – rzuciła z uśmiechem.

 - Jeszcze jak. Czekam tylko na żonę, która ma mi przywieźć ubranie, bo przecież przywieziono mnie jedynie w bokserkach.

 - Mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz i nie spotkamy się tu ponownie właśnie z powodu próby samobójczej?

 - Przysięgam, że już nigdy więcej nie odważyłbym się na to. Wystarczy mi to, co już przeszedłem.

 - W takim razie trzymam kciuki i życzę dużo zdrowia. Powodzenia – wyciągnęła do niego dłoń, którą on z radością uściskał.

Pielęgniarka wyszła z sali i natknęła się na wchodzącą na oddział Ulę. Przywitały się.

 - Dobrze, że pani już jest. Mąż się niecierpliwi, ale też najwyraźniej jest szczęśliwy, że opuszcza to miejsce.

 - Haha, jestem o tym przekonana. Bardzo też dziękuję pani za wszystko. Do zobaczenia.

 

Marek ubierał się w pośpiechu jakby goniła go sfora psów. Ula przyglądała się temu z pewnym niepokojem.

 - Kochanie, spokojnie. Ze wszystkim zdążymy. Z tego pośpiechu założyłeś koszulę na lewą stronę.

 - Ja wiem, wiem, ale to silniejsze ode mnie. Bardzo już chciałbym przytulić Agatę i przywitać teściów. Oni wiedzą…? No wiesz…

 - Musiałam im powiedzieć, Marek, z jakiego powodu muszą zostać przez dłuższy czas u nas. Nie wdawałam się w szczegóły, a jedynie powiedziałam, że to przez kłopoty w firmie. Jeśli boisz się, że będą cię o to wypytywać, to muszę cię uspokoić, bo na pewno tak nie będzie. Przecież znasz ich i wiesz, że są dyskretni.

 - Masz rację, a ja niepotrzebnie świruję. No. Jestem gotowy.

 

Wracali. Marek uparł się, żeby prowadzić. Co chwilę zerkał na żonę uśmiechając się pod nosem.

 



 

Tęsknił nie tylko za swoją córką, ale i za Ulą. Od jakiegoś czasu, a właściwie od czasu, gdy zaczął zachowywać się irracjonalnie, oddalili się od siebie. On sypiał przeważnie w gabinecie, a nie w małżeńskim łóżku. Ula cierpiała i on również.

 - Ala przygotowała dzisiaj coś wyjątkowego na twój powrót. Od rana mordowała wołowinę nadziewając ją kawałkami słoniny.

 - Zrobiła sztufadę? Moją ulubioną? Koniecznie muszę jej za to podziękować. To będzie wspaniały, rodzinny obiad.

 

Kiedy zaparkował przed domem Cieplakowie wraz z Agatą wylegli na podjazd witając go wylewnie. Józef klepał go po ramieniu wciąż powtarzając, że bardzo się o niego martwił, ale cieszy się, że jego zięć wygląda nadspodziewanie zdrowo. Ala także wyściskała Marka, a mała Agata od razu uwiesiła się na jego szyi obsypując jego policzki milionem całusów.

 - Bardzo, bardzo, bardzo tęskniliśmy. Już nie wracasz do szpitala? Zostaniesz z nami?

 - Nigdzie się nie ruszam, kochanie. Mam cały miesiąc zwolnienia i będę spędzał z tobą mnóstwo czasu. Damy trochę odsapnąć dziadkom.

 

Cieplakowie pojechali późnym popołudniem. Marek zajął się Agatą i szalał z nią na dywanie. Ula nadganiała zaległe sprawy biurowe. Wieczorem, kiedy leżeli już w łóżku, zapytała Marka, czy zamierza wrócić do pracy.

 - Na pewno wrócę, ale nie chcę już być prezesem. To nie jest funkcja dla mnie, Ula. Sama widzisz, że nie radzę sobie z tym zupełnie. Tak się dzieje od czasu gdy poszłaś na urlop wychowawczy. Kiedy ciebie brakło, wszystko zaczęło się sypać, a ja coraz mniej ogarniałem.

 



 

Robiłem głupstwa i podejmowałem coraz bardziej nieodpowiedzialne decyzje. Zawaliłem na całej linii.

 - Nie obwiniaj się, bo to nie do końca twoja wina. Zaczęła rządzić tobą choroba i nic nie mogłeś na to poradzić. Ja mam do ciebie tylko jedną prośbę. Jak już wrócisz do firmy, musisz mówić mi o wszystkim, co się dzieje. Musisz być szczery. Ukrywanie problemów nic nie da, a tylko wpędzi firmę w kłopoty. Im wcześniej będziemy je znali tym szybciej będziemy mogli zareagować. Poza tym musisz się przygotować na rozmowę z rodzicami. Należą im się wyjaśnienia. W końcu to oni tworzyli tę firmę i to oni pracowali dla niej przez tyle lat.

 - Ja to wszystko wiem, Ula. Tylko… bardzo się boję, jak oni zareagują…

 - Oni cię kochają. Jesteś ich jedynym dzieckiem. Mam pewność, że zrozumieją, a poza tym z firmą coraz lepiej. Powoli się dźwigamy. Jeszcze tylko pokaz i kilkanaście rozpraw sądowych. Będą pieniądze, bo Pshemko przeszedł samego siebie i kreacje są zjawiskowe, a z odszkodowań też będzie niezła sumka. Będzie i na wypłaty, i na bieżące wydatki. Uważam, że powinniśmy do nich jechać w najbliższą sobotę lub niedzielę. Jestem pewna, że od razu poczujesz się lepiej, gdy zrzucisz ten ciężar z ramion.

 - Wiem, że masz rację, kochanie i wiem też, że nie mogę przez cały czas uciekać przed tą konfrontacją. Zróbmy tak, jak mówisz. Umówmy się z nimi na sobotę.

 

Następnego dnia już z biura Ula zadzwoniła do swoich teściów z pytaniem, czy mogą przyjechać wszyscy w najbliższą sobotę.

 - Marek czuje się już lepiej, choć bardzo boi się tej rozmowy z wami. Zapewniłam go, że poczuje się lepiej, jak zrzuci to brzemię z sumienia. On nadal nie wie, że powiedziałam wam o tym, że był w szpitalu po próbie samobójczej. Po prostu musicie zaczekać aż sam wam to wyzna. Tak będzie najlepiej.

 - Uleńko, o nic się nie martw – usłyszała głos Heleny. – Nie zrobimy nic przeciwko naszemu synowi. Czekamy na was w takim razie w sobotę. Przyjedźcie na obiad. Wy porozmawiacie, a ja przynajmniej nacieszę się naszą wnuczką.

 - Ula, a co w firmie? – tym razem odezwał się Krzysztof.

 - Jest ciężko, ale pokazało się światełko w tunelu. Teraz skupiamy się na pokazie. Za chwilę zaczną się też sprawy sądowe. Pokaz jednak najważniejszy. Poza tym drukuje się już katalog z kolekcjami z poprzednich sezonów i liczę na to, że nasze elegantki nie pożałują grosza na te świetne kreacje. Więcej powiem, jak się spotkamy. Do zobaczenia.

 

114 wyświetleń1 komentarz

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

1 commento


Robert Majewski
Robert Majewski
22 feb 2024

super pomalu ida na prosto zycze smacznej



Mi piace
bottom of page