ROZDZIAŁ 10 +18
Dwa tygodnie po świętach podjechał w sobotni ranek pod dom ukochanej. To dzisiaj miała przenieść się na Sienną. Był podekscytowany. Tak dawno marzył o tym, by wreszcie mogli ze sobą zamieszkać. Pragnął też jej. Mimo, że byli ze sobą już kilka miesięcy, nigdy nie spędzili wspólnie nocy. On ciągle pamiętał, co sobie obiecał. Nic nie przyspieszał, by jej nie spłoszyć. Metoda małych kroków. To procentowało, bo powoli przywykała do niego i nie broniła się przed nim tak, jak na początku. Oswoił ją i stał się za nią odpowiedzialny.
Wszedł do domu krzycząc od progu.
- Już jestem!
Z kuchni wybiegła Betti rzucając mu się na szyję.
- Mareczek! – pisnęła radośnie. Uściskał małą i cmoknął ją w policzki.
- Witaj maleńka, gdzie Ula?
- Jeszcze się pakuje. Chodź, tata robi herbatę.
- Już idę. Przywitam się jeszcze z Jaśkiem. – Zobaczył go zbiegającego ze schodów.
- Cześć Jasiu. Pomożesz nosić te pudła? Trochę tego jest.
- Pewnie. Nie ma sprawy, ale to jeszcze potrwa, bo ona pakuje chyba pół domu. – Roześmiali się. Przywitał się z Józefem i przysiadł przy stole. Po chwili pojawiła się i Ula. Wstał i pocałował ją na przywitanie.
- Witaj kotku, spakowałaś wszystko?
- Chyba wszystko. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Nie mitrężyli długo. Pół godziny później odjeżdżali z Rysiowa z obietnicą, że wkrótce ich odwiedzą.
Wniósł ostatnie pudło do mieszkania i uśmiechnął się do niej.
- Chodź, pomogę ci to powkładać do szafy.
Praca szła sprawnie i już wkrótce mógł podrzeć kartony i wrzucić je do zsypu. Ona zajęła się szykowaniem obiadu. Była z niego dumna, że pamiętał, by zapełnić lodówkę. Przynajmniej miała z czego gotować. Wszedł do kuchni i objął ją szczelnie ramionami.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwy, że cię tu mam. – Pogłaskała go po szorstkim policzku i z uczuciem spojrzała w jego stalowo-szare oczy.
- I ja się cieszę. Marzyłam o tym od dawna. – Przywarł do jej ust pogłębiając pocałunek. Znowu straciła oddech. Dysząc ciężko oderwała się od niego.
- Cierpliwości Marek. Pozwól mi dokończyć obiad, a potem wszystko ci wynagrodzę. – Zabłyszczały mu oczy.
- Wszystko? – Spuściła głowę rumieniąc się.
- Wszystko – wyszeptała. - Kocham cię i bardzo pragnę. Już nie chcę czekać. – Uśmiechnął się szczęśliwy. To, co powiedziała było melodią dla jego uszu. Oto jego nagroda za cierpliwość. Warto było czekać i usłyszeć te słowa. Cmoknął ją ostatni raz.
- Dobrze. Już ci nie przeszkadzam, chyba, że mógłbym w czymś pomóc. Może obrać ziemniaki?
- Nie. Zabrałam z domu kopytka. Upiekę tylko mięso i zrobię sos i może jakąś surówkę. Ty idź, popatrz w telewizor, może powiedzą coś ciekawego.
Popołudnie upłynęło spokojnie. Obejrzeli jakiś film. W końcu powiedziała, że idzie pod prysznic.
- Mogę iść z tobą? – Zapytał niepewnie. – Jesteśmy razem, powinniśmy poznać swoje ciała, oswoić się.
- To trochę krępujące. – Wydukała pąsowiejąc na twarzy.
- Ula, przecież kocham cię całą. Nie broń mi.
- No dobrze – przełamała się.
Wszedł za nią i stanął naprzeciw.
- Pomogę ci.
Delikatnie ściągnął jej bluzkę i spódnicę zostawiając ją tylko w bieliźnie. Popatrzył na nią zachwyconym wzrokiem.
- Boże, jaka jesteś piękna.
Odpiął jej biustonosz i ostrożnie ściągnął figi.
- Kocham cię jak szaleniec – powiedział zdławionym z emocji szeptem. Rozebrał się błyskawicznie i wkrótce stanął przed nią równie nagi, jak ona. Pierwszy raz widziała go bez ubrania. Miał wspaniałe ciało. Smukłe, wysportowane, szczupłe. Zgrabnie wyrzeźbione łydki i uda. Odruchowo przytuliła się do niego. Wolno wprowadził ją do kabiny i puścił wodę. Namydlał ją gąbką celebrując każdy gest. Ona odbierała to, jak swoistą pieszczotę. Drżała. Po kąpieli wytarł ją i siebie i zapakowawszy ją w szlafrok, porwał na ręce i zaniósł do sypialni.
Wolno rozbierał ją z szlafroka odsłaniając po kolei te wszystkie cudowne krągłości. Ujął delikatnie w dłonie jej kształtne piersi i ucałował obie.
- Są wspaniałe – wymruczał. Sięgnął jej ust najpierw subtelnie je drażniąc a potem pogłębiając pocałunek. Oddała go poddając się tej zmysłowej grze. Pobudził się. Nie poprzestał na ustach. Obsypywał muśnięciami warg jej twarz i szyję schodząc coraz niżej. Gładził cudownie miękką skórę na jej brzuchu, plecach i pośladkach. Była wspaniała i była cudem. Jęknęła rozkosznie i westchnęła. Odebrał to, jak najpiękniejszą melodię. Pogładził jej łono wdzierając się w nie dłonią. Jego dotyk palił, jak ogień. Przeszedł ją błogi skurcz. Była gotowa.
- Bądź delikatny, proszę… - wyszeptała.
- Będę. Nie skrzywdzę cię.
Ponownie przywarł do jej rozchylonych warg wchodząc w nią bardzo wolno. Zacisnęła mocno powieki i wbiła paznokcie w jego plecy. Zabolało. Jednak po chwili ból minął. On wszedł w nią do końca i zaczął się poruszać. Już nie myślała o bólu, a jedynie o tym, by spełnić się w tym tańcu dwóch nagich ciał. Poddała się namiętności i zatraciła w niej. Jego rytmiczne ruchy doprowadzały ją niemal do utraty zmysłów. Kiedy przyspieszył zaczęła krzyczeć. Wystraszył się, że robi jej krzywdę. Zatrzymał się na chwilę.
- Nie przestawaj – wyjęczała zdławionym szeptem. Ponownie podjął rytm. Objęła ściślej nogami jego biodra i prawie przykleiła się do niego. Dochodziła, podobnie jak on. Kiedy poczuł jej skurcze sam eksplodował. To spełnienie było, jak erupcja wulkanu. Potężne. Długo jeszcze rzucało ich ciałami wywołując raz za razem rozkoszne spazmy. Powoli uspokajali się. Pocałował z pasją jej usta i spojrzał z ogromną czułością w oczy.
- Byłaś wspaniała. Kocham cię i jestem bardzo, bardzo szczęśliwy.
Pogładziła delikatnie jego twarz.
- Dałeś mi dzisiaj tyle rozkoszy. Nawet w snach nie wyobrażałam sobie, że to może być takie cudowne i takie piękne. Dziękuję.
Przytulił ją mocno do siebie. Było mu tak dobrze, tak wspaniale. Jeszcze nigdy z żadną kobietą nie czuł tyle emocji, co przy tej anielskiej istocie. Była jego darem od niebios. Przylgnął ustami do jej skroni. – Jesteś wielkim farciarzem Dobrzański.
Natarczywe promienie majowego słońca zaczęły się wdzierać przez okno sypialni. Omiotły uśpione oblicza przytulonej do siebie pary zakochanych. Marek skrzywił się i wolno uniósł ciężkie od snu powieki. Na widok przytulonej do niego Uli uśmiechnął się szeroko. Wyglądała ślicznie i tak bardzo niewinnie, jak krucha, porcelanowa figurka. Delikatnie odgarnął z czoła opadające na nie pojedyncze kosmyki włosów. Nigdy nie podejrzewał siebie o to, że może aż tak bardzo kogoś pokochać. Tak bardzo, że nie wyobrażał sobie już życia bez tej najdroższej sercu osoby. Była dla niego całym światem. Gdyby jej nie spotkał, pewnie do tej pory żyłby jak dawniej, trwoniąc czas i pieniądze w warszawskich klubach. Uratowała go przed zmarnowaniem sobie życia. – Mój anioł – pomyślał. – Mój własny, prywatny anioł.
Zamruczała i przylgnęła do niego mocniej, obejmując ręką jak obręczą jego pas. Przypomniał sobie jak bardzo broniła się kiedyś przed jego dotykiem, uciekała wręcz od niego. A teraz? Teraz sama tuli się do niego. Zaufała mu. Wie, że jest bezpieczna a on nigdy już jej nie skrzywdzi.
Poruszyła się i leniwie otworzyła powieki nieco zdezorientowana. Przeniosła wzrok wyżej i napotkała parę dużych stalowo-szarych oczu. Szczęśliwych oczu, które śmiały się do niej radośnie.
- Dzień dobry moje śliczności – wymruczał półgłosem. – Dobrze spałaś?
- Cudownie. – Przeciągnęła się rozkosznie. Pod wpływem tego ruchu kołdra zsunęła się z niej odsłaniając jeden z piękniejszych atutów jej kobiecości. Nie mógł pozostać obojętny na taki widok. Błyskawicznie przywarł ustami do jednego z sutków. Roześmiała się perliście wplatając mu palce we włosy.
- Marek… jesteś niemożliwy. Powinniśmy wstawać.
- Jeszcze troszeczkę – wymamrotał obdarzając pocałunkiem jej pępek. – Jest mi tak dobrze.
- Kochanie, nie możemy całej niedzieli spędzić w łóżku.
- Dlaczego? Ja nie miałbym nic przeciwko temu.
- Chodź. Weźmiemy prysznic, a potem przygotuję pyszne śniadanie.
- Mmmm. Ta propozycja też mi się podoba. – Powiedział z błyskiem w oku.
Uwolniła się z jego ramion i wstając z łóżka machinalnie spojrzała na zegar. Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
- Marek, już jest jedenasta! Nie sądziłam, że jest tak późno. Nieźle pospaliśmy. – Narzuciła szlafrok i niemal biegiem ruszyła pod prysznic.
Po chwili i on dołączył do niej. Myli się wzajemnie, śmiejąc się i żartując. W dobrych nastrojach wkroczyli do kuchni. Marek nastawił expres a Ula zajęła się szykowaniem kanapek. Rzodkiewka, szczypiorek, twarożek. Typowe, wiosenne śniadanie. Kończyli je jeść, gdy odezwał się telefon Marka. Spojrzał na wyświetlacz i natychmiast odebrał.
- Witaj tato. Coś się stało, że dzwonisz?
- Właściwie nie. Dzwonię, bo chcielibyśmy wraz z mamą zaprosić was na obiad. Nie ukrywam, ze bardzo nam na tym zależy. Chciałbym przekazać wam trochę nowin, a one nie nadają się na telefon.
- No dobrze. Dziękujemy za zaproszenie. Na pewno będziemy. O której?
- Na czternastą. Zdążycie?
- Na pewno.
- Do zobaczenia w takim razie.
Wyłączył telefon i spojrzał na Ulę.
- Tata dzwonił i zaprosił nas na obiad. Mówił, że ma nam do przekazania jakieś nowiny.
- Skoro tak, to zbierajmy się. Nie zostało wiele czasu.
Tuż przed umówioną godziną zaparkował na podjeździe przed domem rodziców. Ze zdziwieniem spojrzał na stojące obok czarne BMW Alexa.
- To chyba coś poważnego. Alex też tu jest. To jego samochód. Zupełnie nie wiem, o co chodzi.
- Nie martw się na zapas. Obecność Febo w tym domu nie jest przecież niczym dziwnym. W końcu wychowywali się tutaj.
- Masz rację. Niepotrzebnie się nakręcam.
Objęci podeszli do wejściowych drzwi, które już otwierała Zosia.
- Witajcie. Rodzice są w salonie.
Wchodząc do niego odnotowali też obecność Pauliny. Marek czuł coraz większy niepokój. – Co to ma być? Miły, rodzinny obiad?
Z fotela podnieśli się Dobrzańscy i już po chwili Ula tonęła w ramionach Krzysztofa a następnie Heleny.
- Witajcie kochani. Ula, z każdym dniem stajesz się coraz piękniejsza. Będą mi zazdrościć takiej synowej. – Krzysztof z rozradowaniem obserwował jej zaróżowione policzki.
Marek podszedł do rodzeństwa Febo i przywitał się z nimi. To samo zrobiła Ula. O ile z Pauliną miała dość dobry kontakt, tak z Alexem nieszczególny. Nieśmiało podała mu dłoń.
- Witam pana. – Podniósł jej dłoń do ust.
- Alex, po prostu Alex. Tak będzie lepiej.
- W takim razie, Ula.
Marek podszedł do ojca i zapytał cicho.
- Tato, o co chodzi? Skąd pomysł, by zebrać nas tu wszystkich?
- Cierpliwości synu. Zosia zaraz poda obiad i przy nim wszystko wyjaśnię. Tymczasem siadajcie.
Kiedy wszystkie potrawy znalazły się na stole Krzysztof poprosił o uwagę.
- Kochani. Trochę się ostatnio wydarzyło w moim życiu i nadszedł czas, by przygotować was na zmiany. Przeszedłem w przeciągu minionych dwóch tygodni serię badań. Niestety z moim sercem nie jest najlepiej. Lekarze zabronili mi pracować. Muszę ustąpić z placu boju, jeśli chcę jeszcze trochę pożyć. Ktoś musi mnie zastąpić. Do wyboru mam ciebie Alex i Marka. Wiem, że wasze relacje są kiepskie. Nie tak wyobrażałem sobie prowadzenie wspólnej firmy. Sądziłem, że będziecie współpracować, a nie niszczyć się nawzajem. Długo myślałem, jak wybrnąć z tej sytuacji by wam obu dać szansę na stanowisku prezesa. Postanowiłem, że będziecie się zmieniać, co dwa lata. To, który z was zacznie pierwszy, uzależniam od przypadku, lub jak chcecie, od szczęśliwego losu. Będziecie losować. To chyba najbardziej sprawiedliwe rozwiązanie. Jeśli wypadnie na Marka, Ula przejmie po nim stanowisko dyrektora do spraw promocji, jeśli to ty będziesz pierwszy Alex, Ula obejmie stanowisko dyrektora finansowego. Jest najlepszą kandydatką, jaką znam. Paulina zostałaby na swoim stanowisku, bo świetnie się na nim sprawdza. Co wy na to?
Siedzieli, jak wmurowani wbijając zszokowany wzrok w Krzysztofa. Nie wyobrażali sobie firmy bez niego. To on łagodził wszelkie nieporozumienia i konflikty i teraz miałoby go zabraknąć?
- Uleńko – Krzysztof zwrócił się do swojej przyszłej synowej – nic nie mówisz. Zgodziłabyś się na taki podział ról? Ja jestem przekonany, że na obu stanowiskach poradzisz sobie świetnie.
- Jeśli Alex nie będzie miał nic przeciwko mojej kandydaturze, na jego miejsce, to oczywiście podejmę się tego. Ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, to zawieść pana. – Powiedziała cicho.
- Alex? – Krzysztof spojrzał na Febo. – Co ty na to?
- Ja nie mam nic przeciwko. Wiem, że Ula jest świetną ekonomistką i na pewno znakomicie sobie poradzi.
Ula słysząc te słowa zdziwiła się. – Odkąd Febo ma o mnie takie dobre zdanie? - Nie skomentowała jednak tego.
Krzysztof omiótł ich spojrzeniem i uśmiechnął się.
- Mam rozumieć, że przystajecie na moją propozycję?
- Tak – odezwał się Marek. To chyba najrozsądniejsze wyjście, choć ja życzyłbym sobie, byś nadal był zdrowy i prowadził firmę. Nie będę jednak dyskutował z wynikami badań. Nie darowałbym sobie, gdyby ci się coś stało.
- Ja też popieram tą decyzję – odezwała się milcząca dotąd Paulina. – Wy obaj świetnie dacie sobie radę, a i Ula poradzi sobie znakomicie.
- Wspaniale kochani. Tego właśnie od was oczekiwałem. Rozsądku. W takim razie losujemy. – Wyciągnął z kieszeni monetę. – Orzeł, czy reszka?
- Orzeł – wybrał Alex.
Krzysztof podrzucił do góry pieniążek, który spadł z brzękiem na stół reszką do góry.
- Marek zaczyna. – Skwitował Krzysztof. – Jutro jeszcze będę w firmie. Trzeba poinformować ludzi o zmianach. Masz dwa lata synu i mam nadzieję, że nie zawalisz niczego. Ciebie Alex proszę, żebyś nie utrudniał i pozwolił mu spokojnie pracować. Nie chcę nawet znać powodu tych waszych animozji, ale nie mogą one mieć wpływu na pracę w firmie. Jej dobro leży na sercu nam wszystkim, prawda? Ty Marek też musisz opanować swój temperament. Zacznijcie współpracować, bo to tylko wyjdzie firmie na dobre. Za dwa lata ster przejdzie w twoje ręce Alex. Wtedy ty pokażesz, na co cię stać.
Reszta popołudnia przebiegła spokojnie. Po obiedzie Paulina wyciągnęła Ulę na spacer po ogrodzie. Ta przyjrzała jej się uważnie.
- Jesteś jakaś tajemnicza Paulina. Co się dzieje?
- Nie uwierzysz. Jestem z Lwem. – Wypaliła na wdechu. Ula uśmiechnęła się szeroko.
- Gratuluję! Jesteś szczęśliwa?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. On jest wspaniały. Ma dla mnie dużo zrozumienia, traktuje z atencją, ciągle adoruje. Ula, to mężczyzna, o jakim marzyłam całe życie. Powiedział mi, że mnie kocha.
- A ty? Kochasz go?
- Jeśli wziąć pod uwagę, że bez przerwy o nim myślę i tęsknię za nim, to tak, kocham go.
- Bardzo się cieszę Paulina. Wiesz, że dobrze ci życzę i wierzę, że przy nim wreszcie będziesz szczęśliwa.
- A tobie jak się układa z Markiem?
- Wspaniale. Od wczoraj mieszkamy razem na Siennej. Wiesz, że sprzedał dom?
- Tak, słyszałam. Za dużo było w nim wspomnień. Pewnie chciał się od nich uwolnić. Nasz związek, to była jedna wielka pomyłka. On szukał prawdziwej miłości i znalazł ją. Widzę, jak cię traktuje i jak na ciebie patrzy. Nigdy nie widziałam go takiego. Bardzo się zmienił. Spoważniał. To już nie ten sam Marek, co kiedyś.
- Mogę cię o coś zapytać? Od dawna mnie to dręczy. Czy ty wiesz, co tak poróżniło Marka i Alexa? Słyszałam, że kiedyś byli przyjaciółmi. Co takiego się stało, że pałają do siebie teraz nienawiścią? Marek powiedział mi kiedyś, że zniszczył mu życie, ale ja nic z tego nie rozumiem.
- To stara sprawa Ula. Ja sama dowiedziałam się o niej, jak już odeszłam od Marka. Wcześniej Alex nie chciał mi nic powiedzieć. Sama zachodziłam w głowę, dlaczego tak się nie znoszą. Wreszcie kiedyś Alex rzucił trochę światła na całą sytuację. Dawno temu Marek był w związku z niejaką Julią Sławińską. Była bardzo ładna. Drobna blondynka o niebieskich oczach. Niestety ich związek rozpadł się. Traf chciał, że zakochał się w niej Alex i to z wzajemnością. Byli ze sobą. Alex bardzo się zaangażował uczuciowo. Ona była dla niego ideałem. W tym czasie ja zaczęłam chodzić z Markiem. Wkrótce on kupił dom i zamieszkaliśmy razem. Marek od zawsze lubił imprezy. Na jednej z nich spotkał Julię. Była sama, bo Alex w tym czasie był na jakimś zjeździe w Londynie. Upili się i wylądowali w łóżku, w domu Alexa. On wrócił wcześniej i przyłapał ich na zdradzie. Wtedy coś w nim pękło. Ta zdrada była podwójna. Jego dziewczyny i jego najlepszego przyjaciela. Od tamtego czasu bardzo się zmienił. Stał się ponury, nieprzystępny i już nigdy się nie uśmiechał. Marka wyrzucił wtedy z domu, a jej kazał się spakować i zniknąć z jego życia. Od tej pory nie miał żadnej kobiety, bo tę, którą stracił, kochał nieprzytomnie. Jak widzisz Marek nie był świętoszkiem. Potrafił tylko krzywdzić. Mnie zdradzał wielokrotnie, choć prosiłam, by się opamiętał. Nie poskutkowało. Dopiero, jak ty pojawiłaś się w jego życiu, zaczął się zmieniać. Teraz to zupełnie inny człowiek.
Ula słuchała w skupieniu słów Pauliny i była nimi wstrząśnięta.
- To bardzo smutna historia. Ja nie mogę go oceniać, bo nie znałam go wtedy. Jednak z tego, co zdążyłam zauważyć, to on bardzo żałuje tego, co zrobił i dałby wszystko, by Alex mu wybaczył. Twój brat, to bardzo dumny człowiek i naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek stać go będzie na puszczenie w niepamięć tego incydentu. Myślisz, że on ją jeszcze kocha?
- Myślę, że tak. Gdyby było inaczej, już dawno znalazłby sobie jakąś dziewczynę. On nie potrafi zapomnieć o Julii i nie potrafi też jej wybaczyć.
Paulina roztarła zziębnięte ramiona.
- Wracajmy Ula, chłodno się zrobiło.
Przeszły przez patio i szklane drzwi prowadzące do wnętrza domu. Weszły do salonu. Na ich widok podniósł się Marek.
- Co kochanie, będziemy jechać? – Pokiwała głową.
- Chyba tak. Późno już jest. Jutro trzeba wcześnie wstać. – Zwróciła się do seniorów. – Bardzo dziękujemy za pyszny obiad i miłe popołudnie. Musicie państwo koniecznie odwiedzić nas na Siennej i zobaczyć, jak się urządziliśmy.
- Na pewno przyjedziemy Uleńko. Jesteśmy bardzo ciekawi.
Pożegnali się też z obojgiem Febo i nie zwlekając odjechali. W salonie przez moment panowała cisza. Przerwał ją Alex mówiąc.
- Szczęściarz z tego Marka. Pokochała go niezwykła kobieta. Mądra, zdolna i nietuzinkowo piękna. Nie zasługuje na nią. Mam nadzieję, że potrafi docenić to, co ma.
- Alex. – Odezwała się Helena – On bardzo się zmienił. Ona go zmieniła. Sprawiła, że stał się lepszym człowiekiem. Okres lekkomyślności ma już dzięki Bogu za sobą, a ona nie pozwoli, by miał do niego wrócić. Poza tym on bardzo ją kocha i nigdy nie dopuści do tego, by ją stracić.
- Obyś miała rację Heleno – powiedział ze smutkiem – obyś miała rację.
Jechali w milczeniu przez opustoszałe ulice Warszawy. Zerkał na nią co chwilę. Była jakaś nieobecna. Zamyślona.
- O czym tak myślisz kochanie? – Przerwał tę ciszę – Błądzisz gdzieś myślami.
Spojrzała na niego smutno.
- Rozmawiałam z Pauliną o tobie i Alexie i o tej historii sprzed lat. Wiesz… z Julią… - Spiął się. Nie sądził, że dowie się od Pauliny.
- Paulina o tym wie?
- Wie. Kiedy od ciebie odeszła, Alex opowiedział jej o wszystkim. Dręczysz się tym, prawda?
- Dręczę się tym od lat. Byłem taki głupi i nieodpowiedzialny. Gdybym się nie upił, nigdy nie zrobiłbym czegoś tak ohydnego. Był moim najlepszym przyjacielem, a ja zniszczyłem mu życie. – Wyrzucił z siebie z goryczą.
- Powinieneś z nim porozmawiać. Poprosić go o wybaczenie.
- Myślisz, że nie próbowałem? Wielokrotnie próbowałem, ale on pozostał głuchy na moje prośby. Jest bardzo uparty i dumny. Nie przyjmuje żadnych tłumaczeń.
- Może powinieneś próbować do skutku?
- To bez sensu Ula. On nigdy mi nie odpuści. Nie mówmy już o tym, dobrze? To bardzo bolesny dla mnie temat. – Przytuliła twarz do szyby.
- Dobrze. Jak sobie życzysz.
Tej nocy znowu ją kochał. Potrzebował tego. Potrzebował jej. Jej dotyku, przytulenia i czułych słów, które z miłością szeptała mu do ucha.
ROZDZIAŁ 11
Tym razem to ona obudziła się pierwsza. Miała w sobie jakiś wewnętrzny budzik, który nigdy jej nie zawodził w ciągu tygodnia pracy. Spojrzała najpierw na zegar wskazujący godzinę szóstą, a potem na uśpionego Marka. Wyglądał tak słodko. Nawet kiedy spał, widziała wyraźnie zarys tych dołków tworzących się w jego policzkach, które nadawały jego twarzy chłopięcy wygląd. Było jeszcze wcześnie. Pracę zaczynali o ósmej trzydzieści. Mógł więc pospać jeszcze trochę. Wysupłała się z jego objęć i jak najciszej wyszła z pokoju. Poranny prysznic pomógł zmyć z niej resztki snu i tej upojnej nocy. Uśmiechnęła się na samą myśl. Nastawiła expres i zajęła się szykowaniem śniadania i kanapek do pracy. Zamyśliła się. Była tak nieprzyzwoicie szczęśliwa, że bała się o tym mówić głośno. On sprawił, że uwierzyła w siebie, poczuła się pewniej. Bez wątpienia ją dowartościował. Kochał ją, co do tego nie miała wątpliwości. Czy mogła marzyć o szczęśliwszej przyszłości? Wiedziała, że gdyby nie było go u jej boku, jej życie nie miałoby sensu.
Wszedł cicho do kuchni i zamknął ją w swych ramionach tuląc twarz do jej policzka.
- Królestwo za twoje myśli księżniczko. Za chwilę spalisz jajecznicę. – Odruchowo zdjęła patelnię z palnika.
- No, mało brakowało. Na szczęście przyszedłeś. Siadaj, zaraz będzie kawa. – Postawiła na stole grzanki i parujące talerze z jajecznicą. Z przyjemnością pociągnął nosem wdychając te smakowite aromaty.
- Uwielbiam śniadania z tobą. – Uśmiechnął się słodko.
- Dzisiaj ważny dzień. Ważny dla ciebie. Obejmujesz prezesurę.
- Mhm. A ty stanowisko dyrektora. Żal mi ojca. Na pewno nie było mu łatwo podjąć tą decyzję. Niemal całe życie stał na czele firmy. Ja czułem, że z jego sercem nie jest w porządku. Udawał bohatera, ale był słaby. Za dużo stresów. Nie dziwię się, że przy takim obciążeniu lekarze zabronili mu pracować.
- To była rozsądna decyzja Marek i ja bardzo go za to podziwiam. Miał rację. Jeśli chce jeszcze pożyć we względnym komforcie, to musi zacząć się oszczędzać. Jego serce potrzebuje spokoju i wyciszenia, a w pracy jest dokładnie odwrotnie. Ciągły młyn. Dobra. Zbieramy się. Ósma jest. Nie wiem, o której będzie to zebranie. Lepiej, jak będziemy trochę wcześniej.
Przy windach natknęli się na Pshemko. Przywitali się z nim. Na piątym piętrze mistrz pociągnął Ulę za rękaw mówiąc konspiracyjnym szeptem.
- Chodź na chwilę, muszę ci coś powiedzieć.- Zaciągnął ją w głąb jednego z korytarzy. – Wpadnij dzisiaj do mnie. Wygospodarowałem trochę materiału z wiosenno-letniej kolekcji i uszyłem ci sukienkę. To znaczy Izabela uszyła, ja zaprojektowałem. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Spojrzała na niego z rozczuleniem.
- Rozpieszczasz mnie Pshemko. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Nawet nie zliczę, jak wiele ci zawdzięczam. Oczywiście przyjdę, ale później. Powiem ci w sekrecie, że szykują się w firmie zmiany. Byliśmy wczoraj na obiedzie u państwa Dobrzańskich. Z Krzysztofem nie jest najlepiej. Lekarze zabronili mu pracować. Dzisiaj ma zwołać zebranie dla wszystkich pracowników i poinformować o podjętych decyzjach. Nie wiem tylko, o której. Przyjdę więc po zebraniu dobrze?
- Oczywiście. Zaskoczyłaś mnie. Nie sądziłem, że z Krzysztofem jest aż tak źle.
- Będzie dobrze. Musi tylko zacząć się oszczędzać i prowadzić spokojny tryb życia. To ja lecę. Może już coś wiadomo o godzinie zebrania. Trzymaj się.
Weszła do sekretariatu i przywitała się z Violettą, która rozmawiała z kimś przez telefon.
- Właśnie przyszła panie prezesie. Już ją daję. Ula, prezes Dobrzański do ciebie – podała jej słuchawkę.
- Dzień dobry panie Krzysztofie.
- Witaj Uleńko. Dzwonię do ciebie z prośbą. Mogłabyś obdzwonić wszystkie działy i powiadomić, że zebranie będzie o dziesiątej? Byłbym bardzo wdzięczny.
- Oczywiście. Nie ma problemu. Już dzwonię.
- Dziękuję dziecko.
Weszła do gabinetu Marka.
- Kochanie dzwonił twój ojciec. Zebranie będzie o dziesiątej. Ja idę podzwonić po działach, bo mnie o to prosił.
- Dzięki skarbie. Mówiłaś już komuś o tym?
- Napomknęłam tylko Pshemko, ale on nic nikomu nie powie przedwcześnie, zaręczam.
- W porządku. Idź dzwonić w takim razie. Ja przejrzę pocztę w tym czasie.
Poinformowała niemal wszystkich. Do Pshemko i Alexa postanowiła pójść osobiście. Przemknęła przez pracownię mistrza jak wiatr rzucając mu w przelocie, by był wraz z krawcowymi o dziesiątej w konferencyjnej i już pędziła do Alexa. Powiedziała jego sekretarce Dorocie o zebraniu i zapukała do gabinetu.
- Witaj Alex. – Rzuciła onieśmielona.
- Cześć Ula. Co cię przygnało w moje progi?
- Przyszłam, żeby poinformować cię, że o dziesiątej w konferencyjnej odbędzie się to zebranie, o którym mówił wczoraj pan Dobrzański. Mam też prośbę. Nigdzie nie mogę złapać Pauliny. Mógłbyś ją powiadomić? Byłabym wdzięczna.
- Oczywiście. Już do niej dzwonię.
- Dziękuję. To na razie.
O dziesiątej sala konferencyjna wypełniła się po brzegi pracownikami F&D. Na końcu wszedł Krzysztof i stanął u szczytu stołu. Omiótł wzrokiem ich wszystkich i uśmiechnął się dobrotliwie.
- Kochani. Dziękuję wam wszystkim za przybycie. Chcę was poinformować o zmianach personalnych, jakie za chwilę nastąpią na niektórych stanowiskach. Muszę niestety zrezygnować z funkcji prezesa. – Przez tłum przeszedł pomruk. – Spokojnie. To nie koniec świata. Jestem zbyt chory, by móc nadal pracować. Przez kolejne dwa lata stanowisko będzie piastował mój syn. Po nim, przez następne dwa, Alexander Febo. Będą się zmieniać. Przy każdej takiej zmianie Urszula Cieplak będzie zajmować stanowisko albo dyrektora do spraw promocji, albo dyrektora finansowego. Reszta pozostaje bez zmian. Na koniec pragnę jeszcze powiedzieć, że dla mnie był to wielki zaszczyt móc z wami pracować i na pewno będzie mi brakować firmy. Niestety decyzja lekarzy nie pozostawia mi wyboru. Mam tylko nadzieję, że te zmiany będą dobre i z podobnym zaangażowaniem podejdziecie do obowiązków pod rządami nowego prezesa. To wszystko moi drodzy. Życzę wam powodzenia.
Ludzie zaczęli się rozchodzić. Zostali tylko w piątkę.
- Wiecie, co macie robić. Nie zepsujcie tego. Marek, przeniesiesz się do mojego gabinetu. Najlepiej jeszcze dzisiaj. Swój zostawisz Uli. U ciebie Alex na razie bez zmian. To tyle. Pójdę już. Mama na mnie czeka. Patrzyli za nim, jak odchodzi z opuszczoną głową i nieodłączną laseczką w ręku. Smutny to był widok. Marek popatrzył na Alexa.
- Alex, ja chciałbym tylko wiedzieć czy… mimo tej wielkiej nienawiści, jaką do mnie żywisz, jesteś w stanie współpracować i nie utrudniać mi życia?
Febo spojrzał na niego zaskoczony.
- Nie martw się. Ja obiecałem już kiedyś Uli, że nie będę mieszał życia osobistego ze służbowym i od tamtej pory dotrzymuję słowa.
- Dziękuję w takim razie. Wracam do pracy. Chodź Ula, pomożesz mi się pakować.
Weszli do sekretariatu powitani głośnym piskiem Violetty.
- Gratuluję moi drodzy. Ja siedzę tu, jak na gwoździach jakichś i nie wiem, co dalej.
- Ale…, z czym? – Marek był lekko zdezorientowany.
- No jak to, z czym? Ze mną oczywiście!
- Jak to z tobą? Że co?
- No wiesz co Marek, ty to jakiś mało ponętny dzisiaj jesteś. – Wytrzeszczył na nią oczy.
- Jaki?! – Ula dusiła się ze śmiechu. W końcu wybuchła i łapiąc łapczywie powietrze wyjaśniła narzeczonemu.
- Viola… ha, ha, ha… chciała chyba… ha, ha… powiedzieć „pojętny”.
- No przecież mówię. – Odparła Kubasińska z pretensją w głosie. – Wy sobie jaja robicie, a ja nie wiem, gdzie będę teraz pracować, czy jako sekretarka prezesa, czy jako sekretarka dyrektora.
- Aaaa… to o to chodzi. Ty zostajesz na miejscu, to tylko ja się wyprowadzam. Będziesz sekretarką Uli.
- No i kamień z nerki – Violetta odetchnęła z ulgą.
Weszli do gabinetu. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej dwa puste kartony.
- Wierzysz mu? – Spytał.
- Komu? A, Alexowi. Zdziwisz się, ale tak, wierzę. Pamiętasz, jak Adam wykradł nam tę listę kontrahentów? Poszłam wtedy pogadać z Alexem. To właśnie podczas tej rozmowy mi obiecał, że nie będzie bruździł. Rzeczywiście od tej pory nie mamy żadnych niespodzianek z jego strony.
- Tak, chyba masz rację. – Zamyślony systematycznie opróżniał szuflady. – Trzeba będzie zamówić nowe pieczątki, będą potrzebne i to już. Zleć to Violi. Niech załatwi je jak najszybciej. No chyba wszystko zapakowałem. Po laptopa przyjdę później. Zadzwonię po informatyków. Trzeba przenieść twój komputer.
- Pomogę ci. Wezmę to lżejsze pudło. No panie prezesie, idziemy.
Zjechali windą na trzecie piętro. Gabinet Krzysztofa był nieco większy od gabinetu Marka. Królowała w nim pokaźnych rozmiarów skórzana kanapa i dwa fotele. Za biurkiem ustawione były regały z segregatorami i literaturą fachową. Postawili pudła na niskim stoliku okolicznościowym.
- Nagle poczułem się opuszczony – stwierdził smętnie Marek. – Już nie będę miał cię tak blisko.
Podeszła do niego i objęła go.
- Nie będzie tak źle. Zawsze mogę tu przyjść lub ty możesz wpadać do mnie, jeśli bardzo zatęsknisz. Poza tym masz panią Marię za drzwiami. Będzie cię rozpieszczać tak, jak pana Krzysztofa. To znakomita sekretarka. Nie pozwoli ci zginąć. A teraz chodź. Jeszcze twój laptop został.
Od czasu objęcia przez nich nowych stanowisk minął miesiąc. Radzili sobie całkiem nieźle, szczególnie Ula. Miała dużo pracy, ale dzięki swoim umiejętnościom organizacyjnym potrafiła wszystko dokładnie koordynować i wszystko mieć pod kontrolą. Zaczęły spływać też pierwsze raporty z butików i szwalni. Czytała je z prawdziwą przyjemnością. Wyniki były pokrzepiające. Pomyślała, że dobrze by było skonsultować je z Alexem. W końcu był dyrektorem finansowym i przepływ firmowej gotówki leżał przede wszystkim w jego kompetencjach. Nie miała z nim częstego kontaktu. Odnosiła jednak wrażenie, że od czasu tego pamiętnego obiadu u seniorów Dobrzańskich traktuje ją nieco lepiej, nie tak wyniośle i z góry, jak kiedyś. Wybrała jego numer wewnętrzny. Zgłosił się niemal natychmiast.
- Febo, słucham.
- Dzień dobry Alex, Ula z tej strony.
- Witaj Ula. Potrzebujesz czegoś?
- Właściwie, to dzwonię, bo chciałam skonsultować z tobą jedną rzecz. Mogłabym do ciebie przyjść? Jesteś bardzo zajęty?
- Jestem zajęty, ale nie aż tak bardzo. Chcesz przyjść teraz?
- Jeśli mogę?
- Dobrze. Przychodź.
Zebrała stosik raportów i włożyła do papierowej teczki. Wychodząc z gabinetu rzuciła Violetcie.
- Viola, idę do Alexa. Nie będzie mnie co najmniej godzinę. Wszystkie rozmowy zapisuj i mów, że oddzwonię.
- No, nie zazdroszczę. Idziesz w samą paszczę diabła. Powodzenia.
- Nie przesadzaj Viola. Nie jest tak źle.
Zapukała do drzwi gabinetu i weszła do środka.
- Cześć.
- Cześć. Siadaj, proszę. To, co chciałaś skonsultować?
- Dostałam już komplet raportów ze szwalni i butików. Wyglądają nie najgorzej, można nawet powiedzieć, że dobrze. Ponieważ niedługo odbędzie się posiedzenie zarządu, trzeba będzie przedstawić na nim raport odnośnie sprzedaży. Być może poczytasz to, jako asekuranctwo z mojej strony, ale czy mógłbyś sporządzić niezależny raport od mojego? Porównalibyśmy wtedy oba. To byłoby najuczciwsze podejście, nie sądzisz?
- Nie ufasz sama sobie?
- Ufam, ale też nie chcę by posądzano mnie o jakieś machlojki, lub o naciąganie danych. Podejmiesz się tego?
- No dobrze, ale muszę mieć raporty cząstkowe. – Wyciągnęła teczkę i położyła przed nim.
- Tu są kserokopie, cały komplet. Nie musisz się tak bardzo śpieszyć, bo zarząd dopiero za dwa tygodnie. Jest sporo czasu.
- Dobrze. Jak będzie gotowy, powiadomię cię.
- Dziękuję. To dla mnie ważne.
Wracała do siebie, gdy dobiegł ją podniesiony głos Violetty. Zaniepokoiła się i przyspieszyła kroku.
- Przecież ci mówię, że dyrektor Dobrzański jest teraz prezesem. Jesteś taka tępa, czy tylko udajesz? Jeśli myślisz, że przyjmie cię tu z otwartymi ramionami, to grubo się mylisz. Nie potrzebujemy tu takich podłych dziwek, jak ty. Twarz kolekcji się znalazła. – Viola prychnęła z pogardą.
- Violetta, co tu się dzieje? – Spytała wchodząc do sekretariatu. Naprzeciw jej wrzeszczącej sekretarki stała elegancko ubrana blondynka z przesadnym nieco makijażem.
- O dobrze, że jesteś. To Klaudia Nowicka, była kochanka Marka. Właśnie wypłynęła z rynsztoka i przypomniała sobie, że kiedyś była modelką.
- Cały czas nią jestem – powiedziała wyniośle kobieta. - A czy byłą kochanką, to się jeszcze okaże. Marek potrafi docenić walory prawdziwej kobiety. Długo nie było mnie w kraju, ale do Mediolanu też dochodzą wieści. Słyszałam, że rozstał się z Pauliną.
- Te twoje wieści są chyba z czasów epoki lodowcowej, bo Marek rozstał się z nią prawie rok temu. A teraz…
- Viola, dosyć. – Przerwała ten dialog Ula. – A panią zapraszam do gabinetu. Tam wyjaśnimy sobie wszystko.
Weszły do środka i Ula wskazała jej fotel.
- Proszę spocząć. Myślę, że to nieporozumienie wyjaśni najlepiej sam Marek, prawda?
- Na pewno. Jestem przekonana, że ponownie zatrudni mnie w firmie przez dawny sentyment do mnie. Było nam razem wspaniale.
- Proszę mi oszczędzić szczegółów. Nie interesuje mnie to, co było kiedyś. – Powiedziała Ula z kamienną twarzą. Wybrała wewnętrzny Marka.
- Marek, możesz przyjść do mnie na chwilę? Mam ważną sprawę. – Spojrzała na modelkę.
- Zaraz tu będzie. – Klaudia uśmiechnęła się pod nosem i ostentacyjnie zarzuciła nogę na nogę.
Nie minęło wiele czasu, kiedy drzwi gabinetu otworzyły się i wszedł Marek. Z szerokim uśmiechem na ustach rzucił.
- No, co tam kochanie? Co to za sprawa? – Popatrzyła mu ze smutkiem w oczy i wskazała ręką fotel.
- Pani Klaudia Nowicka. – Odwrócił głowę i zaskoczony popatrzył na kobietę, o której przez ten cały czas starał się zapomnieć. Kiedy pracowała w F&D miał przez nią same kłopoty. Była nachalna. Narzucała mu się i nie chciała od niego odczepić. Pobladł. Zdławionym głosem wykrztusił.
- Co ty tutaj robisz? – Wstała z fotela i kocim ruchem podeszła do niego próbując zarzucić mu ręce na szyję. Zatrzymał je mocno ściskając.
- Marco, wróciłam. Nie cieszysz się?
- Jak śmiesz przychodzić tutaj! Jak śmiesz pokazywać mi się na oczy po tylu skandalach z twoim udziałem! Natychmiast opuścisz budynek, a ja nie omieszkam powiadomić ochronę, by już nigdy nie wpuszczała cię tutaj, bo tutaj jesteś persona non grata.
- Marco, nie wściekaj się tak. Teraz, kiedy Pauliny już nie ma, mogłoby być nam ze sobą tak pięknie.
- Nam? Przyjmij wreszcie do tej swojej pustej blond głowy, że od kilku miesięcy jestem w szczęśliwym związku z kobietą, którą kocham nad życie. Z tą kobietą – wskazał na Ulę. – Jesteśmy zaręczeni i wkrótce pobieramy się. Skończyłem z dawnym życiem i nigdy, rozumiesz, nigdy do niego nie wrócę. Do knajp, do panienek i do pustych, głupich modelek, takich, jak ty. A teraz zabierz łaskawie swoje rzeczy i wyjdź stąd dobrowolnie. W przeciwnym razie wyprowadzi cię stąd ochrona. Nigdy tu nie wracaj, bo ta firma nie ma ci już nic do zaoferowania.
Klaudia uniosła dumnie głowę. Zabrała żakiet, torebkę i wychodząc rzuciła jeszcze.
- Będziesz tego żałował Marco.
- Już żałuję. Żałuję, że w ogóle cię poznałem.
Po wyjściu modelki zapadła grobowa cisza. Marek oparł się o biurko oddychając ciężko i przyciskając dłoń do klatki piersiowej. Zaniepokojona nalała do szklanki wody i podała mu ją. Wypił jednym haustem.
- Muszę usiąść. – Wyartykułował. – Przepraszam cię kochanie, że musiałaś być świadkiem tej nieprzyjemnej sytuacji. Nigdy nie spodziewałbym się, że będzie na tyle bezczelna i wróci. Dopadł mnie koszmar z przeszłości. To kara za moje dawne życie.
- Już dobrze Marek – powiedziała łagodnie przysiadając obok i obejmując jego dłoń. – Uspokój się i spróbuj oddychać normalnie. Boję się, że coś ci się stanie, a ja tego nie przeżyję. Bardzo się zdenerwowałeś.
Zalśniły mu w oczach łzy. Podniósł jej dłoń do ust i ucałował z atencją.
- Wybacz mi skarbie. Nie powinnaś uczestniczyć w takiej konfrontacji. Ona nic dla mnie nie znaczy, podobnie, jak te wszystkie kobiety z przeszłości. Nie mogę zagwarantować, że kiedyś nie powtórzy się coś podobnego, ale będę cię chronił przed tym z całych sił. Ja nigdy nie mógłbym przestać cię kochać. Ufaj mi, wierz mi i kochaj mnie. Tylko to jest dla mnie ważne. Najważniejsze – dokończył szeptem.
Pogładziła jego gęstą czuprynę.
- Ja to wszystko wiem Marek i rozumiem lepiej, niż myślisz. Jestem silna i żadnej kobiecie z twojej przeszłości nie pozwolę, by zniszczyła to, co nas łączy. – Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
- Jesteś moim darem niebios. Moim aniołem, moim wszystkim. Nie spapram tego, bo gdybym cię stracił, nie przeżyłbym. – Odetchnął głęboko. – No, już mi lepiej. Zaraz zadzwonię do ochrony. Niech wpiszą ją na listę osób niepożądanych. Nie chcę jej tu więcej widzieć. Pójdziemy na lunch? Trochę zgłodniałem.
- Masz kanapki w teczce. Przygotowałam dziś rano.
- Wiem kochanie, ale chyba potrzebuję trochę powietrza. Kanapki na pewno zjem, ale później. Daj się wyciągnąć, chociaż na godzinę. Chodźmy na zapiekanki, dawno nie jedliśmy. – Uśmiechnęła się.
- Ty wiesz, czym możesz mnie skusić i czemu nie mogę się oprzeć.
- A myślałem, że tylko mnie nie możesz się oprzeć? – Udawał rozczarowanie. – Poczochrała mu włosy i cmoknęła w nos.
- Tobie i zapiekankom. Chodźmy.
Z bułkami w dłoniach powędrowali do parku. Tu mogli się odprężyć i nie myśleć o tym przykrym dla obojga zajściu. Usiedli na swojej ulubionej ławce w pobliżu stawu. Ula przymknęła oczy przed rażącymi promieniami słońca.
- Kocham ten park. To takie ciche i spokojne miejsce. – Wymruczała.
- Wiesz kochanie, pomyślałem sobie, że chyba powinniśmy ustalić datę ślubu. Niepotrzebnie zwlekamy. – Otworzyła oczy i spojrzała na niego poważnie.
- Czy to nie ten incydent skłonił cię do takich myśli? Po co ten pośpiech?
- Masz rację. Ten incydent też. Fakt zostania szczęśliwym małżonkiem z pewnością zahamowałby zapędy takich pań, jak Klaudia. Jednak ja myślę już o tym od dłuższego czasu. Przecież kochamy się, doskonale rozumiemy i dobrze nam ze sobą, na co czekać?
- Marek, ale to trzeba wszystko dobrze przemyśleć. Samo załatwienie w urzędach długo potrwa i organizacja wesela też. Możemy ustalić datę, ale niech to będzie jakiś rozsądny termin, żebyśmy nie załatwiali spraw na wariackich papierach. Pośpiech nie jest dobrym doradcą.
- Ja wiem skarbie i też nie chcę, by zorganizować ślub i wesele byle jak. Mamy początek lipca, co myślisz o grudniowych świętach? To prawie pół roku, zdążylibyśmy ze wszystkim. Mama na pewno chętnie pomoże. Ma prawdziwy talent organizacyjny.
- To chyba dobra data i rozsądna. Może być w święta. – Zgodziła się z nim.
- Kocham cię i uwielbiam – szepnął do niej z błyskiem w oku. – Trzeba powiedzieć Pshemko. Może zgodzi się uszyć ci suknię a mnie garnitur. Nie jest teraz tak bardzo obciążony pracą. Wprawdzie zaczął projektować kolekcję jesień-zima, ale ma na to mnóstwo czasu.
- Porozmawiam z nim. Jest moim najlepszym przyjacielem i nigdy niczego mi nie odmówił.
- No widzisz kotku? Już pierwszy krok zrobiliśmy. Zobaczysz, że wszystko pójdzie gładko i wszystko się uda.
- Ja mam tylko jeden warunek. Nie chcę dużego wesela. Marzy mi się skromny ślub w rysiowskim kościółku, grono najbliższych przyjaciół i rodziny. Ślub bez zadęcia i pompy.
- Co tylko zechcesz moje szczęście. – Wpił się w jej usta i pocałował żarliwie.
ROZDZIAŁ 12 +18
Wychodząc z windy na trzecim piętrze zauważył wyłaniającego się z bufetu Sebastiana.
- Cześć stary – rzucił w kierunku przeżuwającego resztki lunchu, przyjaciela.
- No witam, witam. Dawno nie gadaliśmy, a ja mam dla ciebie nowinę.
- To chodź do mnie. Pogadamy spokojnie. – Wszedł do sekretariatu i poprosił Marię, by nie łączyła na razie żadnych rozmów. Rozsiedli się w wygodnych fotelach.
- To co to za nowina?
- Widziałem Klaudię. Wróciła. Jeszcze piękniejsza niż dawniej. – Marek spiął się.
- Tak. Piękniejsza i bardziej bezczelna niż dawniej. Pierwsze co zrobiła, to uderzyła do gabinetu Uli myśląc, że mnie tam zastanie. Ścięły się z Violką, która nie omieszkała donieść Uli, że Klaudia była moją kochanką. Wróciła, bo dowiedziała się, że zerwałem z Pauliną. Szkoda, że nie dowiedziała się bieżących wiadomości, bo te rewelacje pochodzą sprzed roku.
- Żartujesz – Olszański wyglądał na zaskoczonego.
- Zapewniam cię, że nie jestem w nastroju do żartów. Przegoniłem ją na cztery wiatry. To nie była miła sytuacja ani dla mnie, ani dla Uli. Dostała tu zakaz wstępu. Ochrona już jej nie wpuści. – Sebastian pokręcił głową.
- Nie poznaję cię stary. Ty, kiedyś stały bywalec klubów, koneser ładnych i chętnych lasek zrobiłeś się nagle bardzo wstrzemięźliwy. Nie ciągnie cię czasem do tej atmosfery? Nie tęsknisz? Może dałbyś się skusić na jakiś wypad ze mną?
Marek spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Czy tobie naprawdę odbiło? Ta parująca z twojej głowy gorzała ma naprawdę zgubny wpływ na twoje szare komórki. Czy ty myślisz, że ja mógłbym być takim draniem i skrzywdzić w ten sposób Ulę? Ulę, która jest moją miłością? Jak ja miałbym żyć po takiej zdradzie, co? Mógłbym sobie co najwyżej poderżnąć gardło, albo palnąć w łeb, bo ona nie wybaczyłaby mi nigdy, a ja nie umiałbym bez niej żyć. Lepiej się zastanów chłopie, o czym ty w ogóle gadasz i co mi proponujesz. Oprzytomniej wreszcie. Niedługo trzydziestka na karku, a rozumu tyle, co w kieliszku wódki. Ja się nawróciłem i na ciebie najwyższa pora. Do emerytury będziesz tak szalał? Rozejrzyj się wśród porządnych panien, nie takich na jedną noc. Na pewno znajdzie się taka, w której się zakochasz. To świetne uczucie, zapewniam cię. Jeśli tego nie zrobisz, za pięć lat będziesz starym, zblazowanym, przepitym kawalerem bez szans na normalne życie. Będziesz samotny przyjacielu.
Kadrowy przełknął nerwowo ślinę.
- Chyba przesadzasz.
- Przesadzam? Rób tak dalej, a kiedyś wspomnisz moje słowa. My już wyszumieliśmy się Seba. Nie jesteśmy nastolatkami. Czas dorosnąć i ustabilizować się. Ja dążę do tego z całych sił. Mam już z Ulą wspólne mieszkanie, zaręczyliśmy się, a dzisiaj ustaliliśmy datę ślubu. Wierz mi lub nie, ale jestem szczęśliwy, bardzo szczęśliwy. Znalazłem kobietę mojego życia. Mam zamiar założyć z nią rodzinę, mieć dzieci i zestarzeć się przy niej. To jest teraz mój cel. A jaki jest twój? Upijać się w klubach do późnej starości? Bardzo ambitny plan. Tylko pogratulować. Przecież wiesz, że nie życzę ci źle. Jesteśmy przyjaciółmi od niepamiętnych czasów. Postępowaliśmy fatalnie i czas najwyższy coś zmienić. Pomyśl o tym.
Olszański był wstrząśnięty. Chyba jednak coś do niego dotarło. Był pewien, że przyjaciel ma rację. Podniósł się z fotela.
- Pójdę już i naprawdę przemyślę to, co powiedziałeś. Chyba masz rację.– Marek uścisnął mu dłoń.
- Na pewno mam.
Wyszła z windy z postanowieniem, że pójdzie do Pshemko. Chciała, by on pierwszy dowiedział się o ślubie. Nie od osób postronnych, ale osobiście od niej. Wsunęła głowę w drzwi pracowni i uśmiechnęła się widząc jak pochylony z zapałem szkicuje jakiś projekt.
- Witaj Pshemko. Mogę na chwilę?
Twarz mistrza rozjaśniła się w uśmiechu.
- Wchodź moja piękna. Napijesz się czekolady? Wprawdzie zdążyła już nieco ostygnąć, ale nadal jest pyszna.
- Chętnie się napiję odrobinkę. Mam nowiny.
Przysunęła krzesło bliżej niego i usiadła.
- Ustaliliśmy przed chwilą z Markiem datę ślubu.
- Och! – Klasnął w dłonie. – Naprawdę? To kiedy wydarzy się ten cud?
- W święta, a konkretnie w drugi dzień świąt. W związku z tym przyszłam do ciebie z wielką prośbą. Czy zgodziłbyś się zaprojektować moją suknię ślubną i garnitur dla Marka. – Mistrz był wzruszony i otarł łezkę.
- Urszulo. Nie wybaczyłbym wam, gdybyście zdecydowali się na innego projektanta. Ja z wielką ochotą podejmę się tego zadania. – Wstała i uściskała go mocno.
- Dziękuję ci bardzo Pshemko. Wiedziałam, że zawsze można na ciebie liczyć. Nie moglibyśmy wybrać innego projektanta, bo jesteś najlepszy w tym kraju. Jesteś naszym najcenniejszym skarbem. Zaraz zadzwonię do Marka i przekażę mu dobre wieści. Ucieszy się.
- Dobrze duszko. Powiedz mu też, że jak będzie miał chwilę, to niech przyjdzie tu do mnie. Trzeba zdjąć z niego miarę. Dawno dla niego nic nie szyłem. Mógł przytyć lub schudnąć. Lepiej, żeby wszystko było jak należy. Twoje wymiary mam, więc nie będzie problemu.
- Jestem ci niezmiernie wdzięczna i jeszcze raz dziękuję. Jesteś najlepszy.
W dobrym nastroju wróciła do siebie. Powiadomiła jeszcze Marka o jej rozmowie z mistrzem i wzięła się za raport, który miała przedstawić na posiedzeniu zarządu.
Przed końcem dnia rozdzwonił się jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz i uśmiechnęła się.
- Dzień dobry tatusiu. Co tam u was?
- Wszystko w porządku. Ja dzwonię, bo chciałbym wiedzieć, czy przyjedziecie na obiad w sobotę.
- Przyjedziemy tato tak jak obiecaliśmy. Mamy trochę nowych wiadomości, ale opowiemy na miejscu, bo przez telefon to nie bardzo.
- Jakieś niedobre?
- Nie, nie, przeciwnie. Bardzo dobre i na pewno was ucieszą. My zostaniemy do niedzieli. Narobię wam pierogów i innych pyszności, żebyście mieli na cały tydzień.
- Dobrze córcia. Bardzo się cieszę.
- Ucałuj od nas dzieciaki. Ciebie też ściskamy. Do zobaczenia.
Do gabinetu wszedł Marek i spojrzał na nią pytająco.
- Tata dzwonił. Zapewniłam go, że przyjedziemy w sobotę i zostaniemy do niedzieli. Posprzątam im trochę i wypiorę rzeczy. Obiecałam też pierogi.
- Mmm… na to ja piszę się zawsze. Zbieramy się?
- Zbieramy. Już wyłączam komputer.
W sobotni ranek podjechali pod bramę Cieplaków. Ledwie zdążyli wysiąść już dopadła ich Beatka ściskając i całując ich policzki.
- Bardzo, bardzo, bardzo się za wami stęskniłam.
- My za tobą też maleńka. – Marek pogładził jej płowe włoski. – Tata i Jasiek są w domu?
- Są. Czekają na was.
Weszli do środka i przywitali się. Ula powędrowała do swojego dawnego pokoju i przebrała się w domowe ubranie. Miała zamiar wysprzątać gruntownie cały dom.
- Ula. – Do pokoju wszedł Marek. – Pomógłbym ci, ale nie wziąłem nic na przebranie. Na dwie ręce poszłoby sprawniej.
- Idź do Jaśka. On na pewno da ci jakieś stare jeansy i koszulkę.
Wygonili dzieciaki do ogrodu, by im nie przeszkadzały.
- To jak się dzielimy? – Przebrany Marek z wiadrem ciepłej wody wszedł do kuchni.
- Potrafisz umyć okna? Ja zrobiłabym porządek w meblościankach i zmyłabym podłogi.
- Kochanie, ja wiele rzeczy potrafię zrobić sam. Okna też mogę umyć.
- W takim razie do roboty. Tu masz płyn do mycia szyb, ale najpierw umyj ramy.
Zabrali się energicznie do dzieła. Tak zastał ich Józef, który wrócił z zakupami.
- No moi kochani. Muszę przyznać, że widok to niecodzienny. Sam prezes dużej firmy myje u mnie okna, a dyrektor szoruje podłogi. Ja to mam szczęście. – Roześmiali się, jak na komendę.
- Ta praca nam w niczym nie ujmuje panie Józefie. – Odpowiedział rozbawiony Marek.
Pracowali zgodnie do południa. Potem nastawiła pranie. Postanowiła, że za pierogi zabierze się wieczorem. O trzynastej Józef zawołał ich na obiad.
- Mówiłaś Ula, że macie jakieś nowiny.
- A tak… właśnie. Ustaliliśmy z Markiem datę ślubu. Odbędzie się w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Powoli zaczynamy załatwiać. Właściwie Marek, skoro tu jesteśmy moglibyśmy się przejść na plebanię i zapytać, czy mają wolne terminy w tym czasie. To niedaleko. Przy okazji poszlibyśmy na cmentarz.
- Pewnie. Nie mam nic przeciw temu.
- Bardzo się cieszę dzieci i jestem naprawdę szczęśliwy. A jak tata, Marek. Lepiej się czuje?
- Powolutku dochodzi do formy. Mama go bardzo pilnuje, by nie przesadzał w niczym i żeby się oszczędzał. Teraz jest oderwany od firmy, więc i trosk ma mniej. Dużo czasu spędza na powietrzu w ogrodzie. Dzięki temu i wygląda zdrowiej.
- Pozdrówcie oboje od nas serdecznie. Jak poczuje się dobrze, to może zechce nas odwiedzić.
- Na pewno tak będzie. On bardzo lubi rozmowy z panem.
Po południu wybrali się na plebanię. Proboszcz przyjął ich bardzo wylewnie, szczególnie Ulę, którą znał od dziecka. Wyjaśnili mu powód swojej wizyty.
- Kochani, nie będzie najmniejszego problemu. Parafia jest maleńka i śluby nie zdarzają się tak często jak w mieście. Ja już was wpisuję na ten termin, a i zapowiedzi wyjdą, jak trzeba.
Uszczęśliwieni wyszli z plebanii. Marek objął ją i przytulił, czule całując w skroń.
- Widzisz kochanie jak dobrze idzie? Tak się martwiłaś, że wszystko długo potrwa, a tu proszę. Termin ślubu ustalony, Pshemko podjął się zaprojektowania strojów ślubnych, zapowiedzi wyjdą i kościół załatwiony. W tygodniu, jak będziemy mieć wolną chwilę, możemy pójść do urzędu stanu cywilnego i przy okazji kupić obrączki. Nie chcę ich wybierać sam, bo mógłbym wybrać takie, które by ci się nie spodobały. Zajrzymy też do rodziców. Wiesz, że mama często organizowała różne imprezy dla fundacji, którą prowadzi? Zna mnóstwo ciekawych miejsc, w których mogłoby odbyć się wesele. Na pewno nam coś doradzi.
Kupili po drodze wiązankę kwiatów, dwa duże znicze i już bez przeszkód skierowali się w stronę cmentarza.
Grób Magdy Cieplak był więcej niż skromny. Jednak porządnie utrzymany. Posadzone wiosną bratki pięknie rozkwitły tworząc na powierzchni mogiły barwny dywanik. Ułożyli pod napisem kwiaty i zapalili znicze. W nagrobek wtopiono zdjęcie, w które Marek wpatrywał się z ciekawością. – Ula bardzo przypomina matkę. Ona też była bardzo piękna. Ula ma jej oczy i podobne, pełne usta. – Spojrzał na ukochaną. Płakała cichutko. Przytulił ja do siebie nic nie mówiąc. Przyklękli przy grobie i zmówili modlitwę. W ciszy opuścili cmentarz.
Dopiero po chwili otarła mokre policzki i uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
- Przepraszam. Zawsze płaczę, kiedy tu jestem. Bardzo mi jej brakuje. Była wspaniałą osobą. Dobrą żoną i matką. Czasem tak bardzo mi żal, że Betti jej nie znała.
- Myślę kochanie, że ty jesteś bardzo do niej podobna. Jesteś tak samo piękna i masz wspaniały, dobry charakter. Jestem pewien, że tak jak i ona, ty też będziesz bardzo dobrą żoną i świetną matką.
Po kolacji zabrała się za pierogi. Marek wraz z Józefem i Jaśkiem oglądali mecz w telewizji, a mała Betti sekundowała jej przy stolnicy. Późnym wieczorem, gdy już leżeli wtuleni w siebie w jej pokoiku powiedziała.
– To był intensywny dzień. Dobrze, że załatwiliśmy wszystko na plebanii. Jutro wstanę wcześniej i upiekę im ciasto. Może zrobię gołąbki? Nie wiem tylko, czy tata kupił kapustę. Zobaczymy.
Przylgnął do jej ust i pocałował z czułością.
- Śpij już skarbie. Zmęczona jesteś. Powieki same ci się zamykają. Dobranoc moje szczęście.
- Dobranoc – wyszeptała jeszcze i po chwili już spała.
Obudziła się o siódmej. Wstała cicho nie chcąc obudzić Marka. Weszła do kuchni i zastała w niej ojca.
- A co ty tak wcześnie na nogach, – spytała cicho – nie możesz spać?
- No jakoś nie. A Ty?
- Kupiłeś kapustę na gołąbki? Chciałam wam zrobić trochę. Ciasto też upiekę, ale później. Warkot miksera mógłby ich obudzić.
- Kupiłem. Zaraz przyniosę.
Wstawiła ryż i mielone mięso do podsmażenia. Szybko pokroiła cebulę i zrumieniła ją. Do wielkiego gara włożyła kapustę i też postawiła na palniku. – No teraz mogę naszykować śniadanie. – Kręciła się jak fryga. W kilkanaście minut później na stole wylądował pocięty w równe kromki chleb, wędlina, pomidory, ogórki i ser. Na środku, w wielkim, szklanym dzbanku parowała herbata. Zaparzyła też kawę. Ona i Marek właśnie od niej zaczynali dzień. Poczuła muśnięcie jego miękkich warg na swojej szyi. Odwróciła się i uśmiechnęła promiennie.
- Wstałeś już? Myślałam, że dłużej pośpisz. Rzadka okazja.
- Witaj kotku – wymruczał jej wprost do ucha. – Wiesz, że nie lubię spać sam. Poza tym zwabił mnie zapach kawy.
- Idź się ubrać i możesz siadać do stołu. Śniadanie czeka.
Dzieci również zdążyły już wstać. Umyte i ubrane usiadły przy stole. Ula nalała im do kubków herbaty, a sobie i Markowi kawy.
- Poszedłbyś ze mną do garażu Marek jak zjemy? Pomógłbyś mi uporządkować kilka rzeczy. Jasiek też będzie mi potrzebny. We trójkę uwiniemy się raz dwa, a co najważniejsze, nie będziemy przeszkadzać Uli. Ona ma jeszcze sporo roboty. Zawzięta jest. – Uśmiechnął się do córki.
- Jasne. Nie ma problemu. Chętnie pomogę. Pożyczę jeszcze dzisiaj twoje ciuchy Jasiek.
Kiedy wynieśli się z kuchni, pozmywała po śniadaniu i zabrała się za gołąbki. Miała naprawdę zręczne ręce. Stolnica błyskawicznie zapełniała się zgrabnymi rulonikami. Wyjęła z szafki dwa duże owalne rondle i ułożyła je w nich. Potem zabrała się za ucieranie ciasta.
Wrócili z garażu i z lubością pociągnęli nosami.
- Ale pachnie – rzucił Jasiek. – Ulka robi najlepsze ciasto na świecie.
- Nie musisz mi tego mówić, bo sam mam podobne zdanie. – Zachichotał Marek. – Mam nadzieję, że napiekła tego tyle, że i do domu weźmie trochę. – Józef poklepał go po ramieniu.
- Nie martw się synu. Wiesz, że ona robi wszystko w dużych ilościach, na wyrost i spuchliznę. Dostaniecie i ciasto i pierogi i gołąbki. Wszystkiego po trochu.
Umyli się z kurzu, który zalegał w garażu i poszli przebrać. Józef wszedł do kuchni i z przyjemnością spojrzał na zarumienioną od pracy twarz swojej córki.
- Napracowałaś się córcia. Chłopaki już nie mogą doczekać się tych pyszności.
- Zaraz je dostaną. Usiądź. Chciałam porozmawiać. – Wyciągnęła z kieszeni kopertę. – Tu masz pieniądze na życie. Nie oszczędzaj już tak bardzo i daj dzieciakom trochę luzu. Kup Betti trochę słodyczy. Wiesz, że przepada za nimi, a i Jaśkowi odpal jakąś tygodniówkę. Koniec naszej biedy. Najwyższy czas zacząć żyć jak ludzie. Ja zarabiam tyle, że nie jestem w stanie tego wydać więc nie protestuj, dobrze?
Wziął z jej rąk kopertę i oniemiał.
– Na litość boską Ula, to jest mnóstwo pieniędzy. Ty potrzebujesz ich bardziej. Na wesele. Ile tego jest?
- Pięć tysięcy. I nie martw się. Na wszystko mi starczy. – Zobaczyła w jego oczach łzy. Podeszła i przytuliła go do siebie.
- Nie płacz tato. Będę naprawdę szczęśliwa, jak dobrze spożytkujesz te pieniądze. W następną sobotę zabierzemy dzieciaki na zakupy. Kupię trochę odzieży dla nich. Chodzą w takich starociach, że już szkoda nawet je łatać. Zobaczyłam to dzisiaj podczas prania. Betti rośnie jak na drożdżach. Też powyrastała z wielu rzeczy. Jaśkowi przyda się nowa kurtka, spodnie i buty, a i ty sam nie masz nic porządnego. Trzeba to zmienić jak najszybciej.
- Dziękuję ci dziecko – powiedział wzruszony. – Jesteś najlepszą córką na świecie. Kocham cię bardzo i jestem taki z ciebie dumny.
- I ja cię bardzo kocham tato. Schowaj teraz te pieniądze i zawołaj wszystkich na obiad. Ja już nakładam.
Późnym popołudniem spakowała trochę tych pyszności, które ugotowała. Żegnali się obietnicą przyjazdu w następną sobotę i zabrania dzieci na zakupy.
- Nie gniewasz się, że wyskoczyłam z tą propozycją zakupów? – Spytała, gdy jechali na Sienną. – Oni naprawdę nie mają już w co się ubrać.
- Kotku, co ci przychodzi do tej ślicznej główki? Dlaczego miałbym się gniewać?
- Może miałeś inne plany na następny weekend?
- Skarbie, ja swoje plany podporządkowuje twoim. Co najwyżej mogę coś zaproponować, ale nie będę protestował, gdy chodzi o coś tak ważnego.
- Kocham cię. – Wyszeptała. Uśmiechnął się szeroko.
- Możesz mi to powtarzać kilka razy w ciągu dnia. To muzyka dla moich uszu. Ja kocham cię jak wariat.
Ledwie włożyła do lodówki przywiezione z Rysiowa rzeczy, porwał ją na ręce i pobiegł do łazienki. Niemal zdarł z niej ubranie i wpił się w jej usta. Chichotała.
- Uspokój się, bo jeszcze zedrzesz ze mnie skórę.
- Nie zedrę – wymamrotał pieszcząc jej sutki. – Pragnę cię jak szaleniec. Gdybyś nie była taka zmęczona ubiegłej nocy, kochałbym cię tam w Rysiowie. Z biedą się powstrzymałem. – Wprowadził ją do kabiny. Oblał ich oboje strumieniem ciepłej wody i z pietyzmem namydlał jej ciało.
- Jesteś idealna pod każdym względem. – Uśmiechnęła się do niego radośnie.
- Ty też. Jesteś moim wymarzonym, chodzącym ideałem mężczyzny.
Spłukał szybko pianę z siebie i z niej. Wytarł oboje do sucha i nie zwlekając, szybkim krokiem, trzymając ją w ramionach, zaniósł do sypialni. Ułożył na łóżku i zachwyconym spojrzeniem omiótł jej nagie ciało.
- Nigdy mi ciebie dość i to się już nie zmieni. Będę kochał się z tobą do późnej starości, nawet, gdy będę musiał zażywać już Viagrę. – Roześmiała się na całe gardło.
- Najgorzej będzie jak i ona nie pomoże. Wtedy zostaje ci już tylko mleko z gipsem.
- Osz ty diablico jedna! Dzięki Bogu teraz nie potrzebuję ani jednego, ani drugiego i zaraz ci to udowodnię.
Przylgnął do niej całym ciałem inicjując namiętny pocałunek. Pieścił piersi, drażnił sutki. Drżała. Zawsze reagowała w ten sposób na dotyk jego delikatnych rąk. A one wyprawiały istne cuda. Gładziły cudownie płaski brzuch i kształtne pośladki. Drażniły płeć. Pieściły smukłe uda. Usta nie ominęły żadnego skrawka jej ciała. Pożądliwie wpiły się w pępek by następnie wedrzeć się w jej kobiecość. Jęknęła z rozkoszy, a on kierował jej ciałem jak dyrygent orkiestrą. To była harmonia w najczystszej postaci. Ona wilgotniała coraz bardziej. Wszedł w nią i zaczął się rytmicznie poruszać. Odpływała poddając się jego płynnym ruchom silnym i głębokim. On wytrwale prowadził ich do spełnienia. Zamknęła oczy. Było jej tak dobrze, tak błogo. Pragnęła, by ten akt nigdy się nie skończył. By trwał i trwał. Przyspieszył nagle i pędził już na oślep. Zatracił się. Usłyszał jej krzyk. Jeszcze tylko kilka ruchów i sam poczuł to cudowne ciepło rozlewające się w okolicy podbrzusza. Trwał tak chwilę czekając, aż uspokoją się jego zmysły i wybrzmi jej krzyk. Zdyszany opadł na nią całując jej usta. Poczuł jak jej ciało również się uspokaja targane ostatnimi spazmami.
- Dziękuję kotku. To było wspaniałe.
- Jestem szczęśliwa.
ROZDZIAŁ 13
Kończyła sczytywać ostatnie kartki raportu dotyczącego sprzedaży, gdy na jej biurku rozległ się dźwięk telefonu.
- Urszula Cieplak, słucham.
- Witaj Ula, Alex mówi.
- Dzień dobry Alex.
- Skończyłem ten raport i chciałbym go omówić, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Świetnie się składa, bo ja właśnie kończę sprawdzać swój. To co? U mnie, czy u ciebie?
- Chętnie przyjdę.
- W takim razie zamówię nam kawę, bo pewnie to trochę potrwa.
- Z przyjemnością się napiję.
Odłożyła słuchawkę zamyślona. – Od kiedy on zrobił się taki uprzejmy? Nie burczy tylko rozmawia spokojnie. Miła niespodzianka. – Wstała od biurka i weszła do sekretariatu.
- Viola możesz zrobić dwie kawy? Jedną czarną, a drugą z mlekiem. Alex zaraz tu będzie. Musimy omówić raport, więc nie łącz mnie z nikim z zewnątrz, tylko zapisuj rozmowy.
- A jak zadzwoni prezes? – Zatrzepotała rzęsami.
- Jak zadzwoni prezes, to łącz.
Wszedł bez pukania z plikiem dokumentów w dłoni. Wskazała mu kanapę i usiadła obok.
- Może najpierw porównamy wyniki, dobrze? Bardzo jestem ciekawa, czy są podobne. – Przewrócił kilka kartek i znalazł właściwą tabelę. Pochylili się nad nią śledząc pozycję po pozycji. Kiedy dobrnęli do końca przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu.
- Są identyczne.
- Rzeczywiście. Ulżyło mi, bo to oznacza, że nie popełniłam nigdzie błędu. Chyba jest dobrze. Sprzedaż wygląda na dość płynną.
- Tak. Istotnie. Firma jest stabilna. Możemy oddychać spokojnie.
- Bardzo ci dziękuję Alex. Potrzebowałam takiej stuprocentowej pewności.
Oparł się wygodnie i trzymając w ręku filiżankę z kawą przyjrzał jej się uważnie.
- Mogę ci zadać pytanie?
- Oczywiście. Pytaj?
- Jesteś szczęśliwa? To znaczy… czy jesteś szczęśliwa z nim?
Trochę ją zaskoczył. Nie sądziła, że odważy się zapytać o coś tak osobistego.
- Może nie uwierzysz, ale bardzo. Jest całym moim światem i kocham go nad życie. – Spuścił głowę wpatrując się w smolisty płyn.
- Bardzo mu zazdroszczę. Po tym jak zniszczył moje, powinien do końca życia cierpieć i nigdy nie zaznać miłości. Nie zasługuje na nią. Nie zasługuje na żadną kobietę, bo żadnej nie jest wart. - Podniósł głowę i spojrzał jej w oczy. Szkliły się od łez.
- Proszę cię Alex, nie mów tak. Wiem, jak bardzo cię skrzywdził. On to też wie i każdego dnia żałuje tego, co wydarzyło się przed laty. Mówił mi, że gdyby nie byli wtedy pijani, nigdy nie dopuściliby do takiej sytuacji. Ja wiem, że to było wstrętne i bardzo podłe, ale minęło już tak wiele lat, czy próbowałeś kiedyś wybaczyć im obojgu?
- Nigdy im tego nie wybaczę. – Powiedział z zaciętym wyrazem twarzy. Położyła swoją dłoń na jego dłoni.
- Myślę, że powinieneś, również dla swojego dobra. Każdego dnia rozpamiętujesz tę zdradę i z każdym dniem coraz bardziej zamykasz się w szczelnej skorupie nie dopuszczając do głosu żadnych uczuć. Kompletna obojętność. To ona sprawia, że stajesz się coraz bardziej zgorzkniały i coraz bardziej samotny. Nadal ją kochasz. Minęło tyle lat, a ty wcale nie kochasz jej mniej i tęsknisz za nią rozpaczliwie. Myślę, że i ona czuje podobnie. Z nikim się nie związała i jest tak samo samotna, jak ty. Spróbuj zapomnieć o przeszłości, spróbuj wybaczyć. Wybaczyć Markowi, a przede wszystkim Julii. Zobaczysz wtedy, jak wspaniale się poczujesz i być może sprawisz, że na świecie będzie o dwie szczęśliwe osoby więcej. Pomyśl o tym. Za bardzo się izolujesz i odcinasz od ludzi. To nie jest dla ciebie dobre. Od Pauliny wiem, że kiedyś byłeś zupełnie innym człowiekiem. Może już czas wrócić do tamtego Alexa?
Słuchał jej z uwagą. Jej głos brzmiał łagodnie i tak bardzo przekonywująco.
- Nie wiem, czy jeszcze potrafię. Zbyt dużo się wydarzyło. Zbyt dużo złych rzeczy. O wielu nie wiesz. O wielu nie ma pojęcia sam Marek.
- Ja nie chcę o nich wiedzieć, bo ta wiedza do niczego mi nie jest potrzebna. Patrzę na twoją twarz. To twarz człowieka udręczonego. Wiem tylko, że robiłeś mu różne świństwa. Czy któreś z nich sprawiło, że poczułeś się lepiej? Chyba nie. Marek też cierpi, uwierz mi i sam sobie nie może wybaczyć tego draństwa. Powinieneś zadzwonić do Julii i spotkać się z nią. Ona wróciła z Londynu. Jest teraz w Gdańsku u rodziców. Paulina ma z nią stały kontakt odkąd się rozstaliście. Nic ci nie mówiła, bo nie chciała się wtrącać. Pomyśl o tym. Jeśli dojrzejesz do tej decyzji, ja chętnie cię zastąpię parę dni.
Podniósł jej dłoń do ust.
- Dziękuję Ula. Obiecuję, że przemyślę to, co powiedziałaś. Teraz pójdę już. Adam chciał coś przedyskutować. Raport zostawiam. Dzięki za kawę. Mam jeszcze jedną prośbę. Proszę cię, by ta rozmowa została tylko między nami.
- Nie obawiaj się. Nikt się o niej nie dowie, nawet Marek.
Było jej go żal. Jak bardzo musiał cierpieć nie mając obok kobiety, którą tak mocno kochał. Złość i nienawiść całkowicie zdominowały jego serce, a on sam dobrowolnie skazał się na samotne życie i dźwiganie tego krzyża. Wierzyła, że znajdzie w sobie na tyle siły, by zmierzyć się z przeszłością.
Wróciła do pracy, systematycznie przeczesując piętrzący się przed nią stosik dzisiejszej poczty. Jej myśli jednak natrętnie wracały do tej rozmowy. – Mam nadzieję, że weźmie sobie moje słowa do serca.
Trzy dni później w samo południe wszedł do gabinetu jej ukochany. Wycisnąwszy na jej ustach słodkiego buziaka, usiadł ciężko na kanapie.
- Jestem wykończony. Od rana nie robię nic innego, tylko gadam z dyrektorami szwalni. Będziemy musieli zamówić trochę materiałów, bo te, co dostali, kończą się i za chwilę nie będą mieli z czego szyć. Pójdziemy na jakiś lunch, kotku? Głodny jestem. – Popatrzyła na niego ze współczuciem.
- Moje biedactwo. Pójdziemy. Przecież nie mogę pozwolić, by głód spowodował burczenie w prezesowskim brzuchu. – Zamknęła laptop i zabrała torebkę.
- Pomyślałem sobie, że może podjedziemy do jubilera. Wybierzemy obrączki. To po drodze.
- Dobrze. Zgadzam się na wszystko.
Zanim dojechali do Baccaro wstąpili do salonu jubilerskiego. Wybrali skromne, proste obrączki bez żadnych zdobień. Takie podobały się Uli najbardziej. Potem podjechali pod restaurację i weszli do środka.
- Paulina tu jest i to nie sama. – Ula kiwnęła głową pokazując Markowi stolik, przy którym siedziała. Ona też ich zauważyła i pomachała im ręką. Podeszli bliżej.
- To Lew? – Szepnął Uli do ucha. – Lew Korzyński. To oni są razem?
- Mhm. – Mruknęła dyskretnie.
- Ula! Marek! Witajcie! – Paulina wstała od stołu i przywitała się z nimi. – Na lunch? Może się przyłączycie? Zapraszamy. – Podniósł się też Korzyński.
- Będzie nam bardzo miło, jeśli zechcecie zjeść w naszym towarzystwie.
- No skoro tak, to nie odmówimy. – Marek odsunął Uli krzesło. – Zamówiliście już?
- Tak. Czekamy właśnie. Tu macie menu. – Podała im karty dań. – Co u was słychać? – Spytała nachylając się do Uli.
- W porządku. Właśnie jedziemy od jubilera. Kupiliśmy obrączki.
- No, no. Przygotowania idą pełną parą. A my przed dosłownie chwilą zaręczyliśmy się – zniżyła głos do szeptu, pokazując Uli zaręczynowy pierścionek. Ula zrobiła wielkie oczy i uśmiechnęła się promiennie.
- Naprawdę? Tak się cieszę Paulina. Serdecznie gratuluję wam obojgu. Panie Korzyński – zwróciła się do Rosjanina. – Z całego serca gratulujemy zaręczyn i wspaniałej narzeczonej.
Marek spojrzał na nich nie bardzo rozumiejąc.
- Jakich zaręczyn?
- Paulina przed chwilą została szczęśliwą narzeczoną pana Korzyńskiego. Cudownie, prawda?
Marek wstał i podszedł do swojej byłej dziewczyny.
- Bardzo się cieszę Paula. On na pewno będzie lepszym mężem ode mnie.
I dla ciebie Lew gratulacje. Życzę wam dużo szczęścia.
- Dziękujemy – odpowiedział uszczęśliwiony Lew. – Ja już jestem bardzo szczęśliwy, że ta piękna kobieta zgodziła się zostać moją żoną, a do pani Uli mam prośbę, by mówiła do mnie po imieniu.
- Będzie mi bardzo miło i proszę o to samo – podała mu dłoń, którą on skwapliwie ucałował.
Podano dania i zabrali się za jedzenie.
- To, co teraz? – Zapytała Ula. – Jak się pobierzecie wyjedziesz pewnie do Rosji?
- Nie, raczej nie. Lew wie, jak bardzo jestem przywiązana do Warszawy. On sam ma tutaj duży dom, więc zamieszkamy w nim. Oczywiście Rosję też będziemy odwiedzać, bo tam jest główna siedziba jego firmy, ale większość interesów prowadzi jednak tu, w Polsce.
- Tak bardzo się cieszę, że wszystko ułożyło się po twojej myśli. Zasługujesz na szczęście. Żeby jeszcze Alex odnalazł swoje.
- A wiesz, że ostatnio wspominał o Julii? Dziwne to było, bo przez ostatnie lata nawet nie wymawiał jej imienia. W ogóle ostatnio chodzi jakiś zamyślony. Trudno od niego wyciągnąć cokolwiek.
Ula nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się pod nosem.
- To, kiedy zamierzacie się pobrać? – Spytał Marek wycierając usta serwetką.
- Ja chciałbym jak najprędzej, ale Paulina chce mieć idealny ślub i wszystko dopięte na ostatni guzik. Potrzebuje czasu, a ja dam jej go tyle, ile będzie chciała. Jeszcze nie ustaliliśmy daty.
Po lunchu pożegnali „Korzyńskich” i wrócili do firmy. Ula weszła do sekretariatu i stanęła, jak wryta. Widok rzeczywiście był niecodzienny. Jej sekretarka obściskiwała się na biurku z dyrektorem HR.
- Violetta? – Wyartykułowała słabo.
Pośpiesznie podnieśli się z biurka poprawiając ubranie. Sebastian przygładził włosy i obciągnął marynarkę.
- Przepraszam Ula… To ja już pójdę… - wystękał.
- Zanim do siebie wrócisz, wytrzyj szminkę z ust. – Odruchowo podniósł dłoń i przejechał nią po wargach.
- Tak, tak… masz rację… – Zawstydzony, wymknął się z sekretariatu. Spojrzała na Violettę. Stała ze spuszczoną głową mnąc róg bluzki.
- Czy wyście postradali rozum? Przecież w każdej chwili mógł ktoś wejść i to ktoś spoza firmy.
- Ja ciebie Ula bardzo przepraszam, ale to było takie symbiotyczne. – Westchnęła rozmarzona.
- Jakie? – Wybałuszyła na nią oczy.
- Yyy… spontaniczne znaczy.
- No symbioza to między wami jest, nie ma co. Od kiedy ty weszłaś w taką zażyłość z Olszańskim?
- No już jakiś czas temu. On powiedział, że mnie kocha.
- A ty?
- No ja też. On jest, jak taki misio-pysio. Wiesz, taka przytulanka. – Ula podniosła ręce do góry.
- Dobra, ja o niczym nie chcę wiedzieć. Mam tylko prośbę, żebyście te swoje uczucia nie wyrażali tak ostentacyjnie na firmowym biurku.
Kubasińska podniosła do góry dwa palce.
- Przysięgam. Od tej pory będziemy się nakrywać. – Ula przewróciła oczami.
- Ukrywać Viola, ukrywać. To twoje przekręcanie słów kiedyś mnie wykończy. Nie musicie się ukrywać. Wystarczy, jak nie będziecie się z tym obnosić w firmie. Poza nią możecie ściskać się nawet na Placu Konstytucji, to mnie już nie obchodzi.
Wracała od Pshemko. Nie był w najlepszym nastroju i wyglądał na zmęczonego. Zmartwiła się.
- Jesteś jakiś przygaszony. Powinieneś wyjechać i odpocząć, chociaż na parę dni. Weź urlop od poniedziałku i odwiedź którąś ze swoich samotni. Tam nabierzesz sił. Zregenerujesz się.
- Chyba masz rację – pokiwał smętnie głową. – Zrobię, jak mówisz. Ostatnio i wena mnie opuściła. Rzeczywiście nic tu po mnie.
Idąc korytarzem myślała o swoim przyjacielu. Ciężko pracował przez ostatnie miesiące. Ostatnią rzeczą, jakiej by chciała, to żeby się rozchorował. Przyda mu się wyjazd i odpoczynek.
- Ula? – Usłyszała gdzieś za sobą. Odwróciła się i zobaczyła Alexa. Uśmiechnęła się do niego.
- Witaj Alex. Co tam?
- Wejdziesz do mnie na chwilę. Chciałbym ci coś powiedzieć.
Usadowiła się w fotelu a on naprzeciw niej. Spojrzał jej w oczy.
- Dałaś mi do myślenia. Od kilku dni nic innego nie robię, tylko intensywnie zastanawiam się nad twoimi słowami. Wczoraj odważyłem się i po raz pierwszy od rozstania z Julią zadzwoniłem do niej. Zgodziła się ze mną spotkać. Ona przyjeżdża dzisiaj do Warszawy. Okazało się, że ma tu mieszkanie i chce je zlikwidować. Może, kiedy porozmawiam z nią, nie będzie musiała.
- Alex, to fantastyczna wiadomość. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. Mam tylko nadzieję, że nie pozwolisz podczas tej rozmowy dać ponieść się emocjom. Musicie spokojnie sobie wszystko wyjaśnić. Przede wszystkim musisz jej powiedzieć, co czujesz. To naprawdę ważne, byście ponownie mogli sobie zaufać.
- Postaram się Ula. Ja nie chcę po raz kolejny wszystkiego zepsuć.
- Będę trzymać za ciebie kciuki. Za ciebie i za nią.
- Chcę cię też prosić, byś zastąpiła mnie przez dwa lub trzy dni. Nie będzie to dla ciebie zbyt duże obciążenie, bo nie ma za wiele spraw. Tylko te bieżące. Zresztą zawsze możesz poprosić Adama. Chcę iść też do Marka. On musi podpisać mi urlop.
- Nie martw się. Obiecałam ci i zastąpię cię, a ty spokojnie poukładaj sobie życie.
Wyszła od niego z gabinetu i uśmiechnęła się. – Powodzenia Alex. Nie spapraj tej szansy, bo to twoja ostatnia.
Wracali do domu. Przez całą drogę Marek był jakiś nieobecny.
- Co ty taki milczący dzisiaj? Odkąd ruszyliśmy spod firmy nie odezwałeś się ani słowem.
- Przepraszam cię kotku. Dzisiejsze popołudnie wstrząsnęło mną nieco. Wszystko ci opowiem, ale wcześniej muszę się napić, bo bez lampki koniaku chyba nie przetrawię tych rewelacji.
Przebrana w swobodny, domowy strój usiadła na kanapie w salonie. Podał jej lampkę wina i sam usiadł obok pociągnąwszy solidny łyk Metaxy.
- Był u mnie Alex. Nie uwierzysz, ale po raz pierwszy od lat zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, a nie warczeć na siebie, jak dwa psy. Po raz nie wiadomo, który przeprosiłem go, a on opowiedział mi o wszystkich świństwach, które mi zrobił. Opowiedział mi również o rozmowie z tobą. Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Przepraszam cię, ale nie mogłam tego zrobić. Obiecałam mu dyskrecję. Dałam mu słowo, że nie powtórzę nikomu tej rozmowy. Chyba nie masz mi za złe?
- Nie mam skarbie. Gdyby nie ta rozmowa, on nigdy nie przełamałby się. On mi wybaczył, rozumiesz? Wybaczył. Nawet nie wiesz, jaką ulgę poczułem. Uścisnął mi dłoń na zgodę. Powiedział, że bierze kilka dni urlopu i za chwilę jedzie na dworzec po Julię. Jeszcze nie mogę w to uwierzyć. Ta przeszłość ciążyła mi, jak kamień.
Pogładziła go po głowie.
- Wiem kochanie. To właśnie starałam się mu uzmysłowić. To, że nie tylko on wyszedł poraniony z tej sytuacji, ale wy również i Julia i ty.
Przytulił ją mocno do siebie.
- Każdego dnia dziękuję opatrzności, że postawił cię na mojej drodze. Gdyby nie ty, on nigdy by się nie zdecydował na ten krok i do końca życia nienawidziłby mnie za to, co zrobiłem.
- Już dobrze. Nareszcie dobrze. Wszystko jest tak, jak powinno. Teraz trzymajmy tylko kciuki, by tych dwoje było znowu razem.
Stał na peronie warszawskiego Dworca Centralnego niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. W dłoniach trzymał ogromny bukiet czerwonych róż. Pociąg był spóźniony i im bardziej wydłużało się to opóźnienie, tym bardziej rosło w nim zdenerwowanie. Wreszcie jest. Powoli wjeżdża na peron. Przysunął się nieco do przodu i z uwagą obserwował wychodzących pasażerów. Zauważył ją. Wysiadła i szamotała się z ciężką walizką na kółkach. Podszedł do niej.
- Julia? – Odwróciła się gwałtownie na dźwięk jego głosu.
- Alex – wyszeptała cicho. – Witaj. – Podał jej bukiet.
- Proszę, to dla ciebie.
- Dziękuję. Są bardzo piękne. – Odebrał jej walizkę z rąk.
- Porozmawiamy? – Spytał niepewnie.
- Porozmawiamy, ale u mnie. Tu jakoś niezręcznie.
- W takim razie chodźmy. Zaparkowałem przed budynkiem dworca.
Umieścił walizkę w bagażniku i pomógł Julii wsiąść.
- Dokąd jechać?
- Na Puławską. Tam mam mieszkanie.
Jechali w ciszy. Dotarł na miejsce, wziął walizkę i poszedł za nią na drugie piętro starej kamienicy. Weszła do środka i rozejrzała się.
- Dawno mnie tu nie było. Trochę tu brudno. Zaraz pościągam te prześcieradła z mebli. W walizce mam wino. Jeśli możesz to wyciągnij je. Przy nim będzie się lepiej rozmawiać.
Szybko usunęła zakurzone przykrycia. Umyła dwa kieliszki i postawiła je na stole. Kiedy nalał w nie wino, zapytała.
- Dlaczego chciałeś się spotkać i to tak nagle, po tylu latach? Nienawidzisz mnie przecież tak, jak Marka. Wyrządziliśmy ci wielką krzywdę, ale czasu nie cofnę. Mogę tylko jeszcze raz przeprosić cię z to.
- Mylisz się Julio. Ja cię nie nienawidzę. Przez te wszystkie lata nie było dnia, bym o tobie nie myślał. Skrzywdziliście mnie, złamaliście mi serce, a ja przez ten cały czas nie potrafiłem przestać cię kochać. – Powiedział przyciszonym głosem. – Odciąłem się od ludzi, spochmurniałem, zrobiłem się podły i mściwy. Moje serce zamieniło się w kamień. A jednak gdzieś tam w środku jęczało rozpaczliwie z miłości do ciebie. Kiedy odeszłaś, nie dopuściłem do siebie żadnej kobiety. Żyłem, jak mnich katując się wspomnieniami o tobie. Każda cząstka mojego ciała wyrywała się do ciebie, a duma nie pozwalała mi tego zrobić. Gdyby nie rozmowa z pewną bardzo życzliwą mi osobą, która uświadomiła mi kilka ważnych rzeczy, to spotkanie nie doszłoby do skutku, bo ja nadal nie potrafiłbym się przełamać, by do ciebie zadzwonić.
Siedziała, jak skamieniała, a na jej ułożone na kolanach dłonie cicho kapały łzy. Ujął je w swoje i przycisnął do ust.
- Julio. Jeśli ty jeszcze mnie kochasz, jeśli nie pogrzebałaś na wieki tego uczucia, nie skazuj nas oboje na dalsze cierpienie. Ja bardzo chciałbym zacząć od nowa, bez bagażu z przeszłości. Z czystą kartą. – Rozszlochała się. Spazmatyczny płacz wstrząsał jej ciałem raz, po raz.
- Alex – wyszeptała w końcu – Moje uczucie do ciebie nie wygasło. Gdyby tak było, to wiodłabym teraz życie u boku kogoś innego. Po tobie nie potrafiłam się do nikogo zbliżyć, bo żaden z mężczyzn, którzy chcieli się ze mną umawiać, nie był tobą. Wybacz mi tą wielką krzywdę, jaką ci wyrządziłam. Gdyby nie to morze alkoholu, które wlaliśmy w siebie tego wieczora, nigdy nie doszłoby do tej sytuacji. Nie ma chwili, w której nie żałowałabym tego kroku.
- A więc kochasz mnie?
- Kocham nad życie.
Wstał i mocno ją przytulił. Łkała w jego ramionach nie mogąc uspokoić emocji.
- Już dobrze kochanie. Już dobrze. Odcinamy przeszłość grubą kreską i zaczynamy od nowa. Jestem szczęśliwy. – Pochylił się do jej ust i delikatnie pocałował. Wytarł jej z policzków łzy.
- Rozmawiałem dzisiaj z Markiem. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Poczułem ulgę, podobnie, jak on. Było, minęło i już nigdy nie będziemy do tego wracać. Muszę do kogoś zadzwonić i mu podziękować. Pozwolisz?
- Oczywiście. – Usiadła z powrotem w fotelu. Wybrał numer.
- Halo? Ula? Alex z tej strony. Jestem twoim dłużnikiem. Nigdy nie zapomnę, co dla mnie zrobiłaś. Jestem szczęśliwy. Ona mnie nadal kocha. Czy to nie cud? Po tylu ciężkich latach znów oddycham pełną piersią.
- Bardzo się cieszę Alex. Szczera rozmowa potrafi czynić cuda. Gratuluję ci z całego serca. Naciesz się tym szczęściem, masz w końcu urlop. Wszystkiego najlepszego dla was obojga. – Rozłączył się i spojrzał na Julię.
- Chodźmy na jakąś kolację. Na pewno jesteś głodna.
- Kto to jest, ta Ula?
- Najlepsza osoba pod słońcem. Anioł w spódnicy. Narzeczona, a wkrótce żona Marka. Piękna, niezwykle zdolna i bardzo mądra życiowo. Marek to szczęściarz. Dostał mu się prawdziwy skarb.
- Muszę ją koniecznie poznać i też jej podziękować, bo przecież to dzięki niej jesteśmy znowu razem.
- Podziękujesz jej. Na pewno będzie okazja. A teraz chodźmy. Zapraszam cię do najlepszej restauracji w mieście.
Ula odłożyła telefon i z uśmiechem popatrzyła na Marka.
- Co mówił Alex?
- Podziękował mi. Pogodzili się i wybaczyli sobie nawzajem. Powiedział, że jest szczęśliwy.
- Jest szczęśliwy dzięki tobie tak, jak ja. Dobrze by było, gdyby i im się udało.
- Alex już nie odpuści. Za bardzo cierpiał przez tyle lat. Nie zepsuje tego. Wie, że to była jego jedyna szansa na odzyskanie jej. – Marek spojrzał Uli z miłością w oczy.
- Gdybym ja cię stracił, to chyba bym oszalał, a potem podciął sobie żyły. Nie umiałbym bez ciebie żyć. – Przytulił się do jej warg całując je namiętnie.
- Chodźmy spać. To był ciężki dzień.
Comments