top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

DOTYK MIŁOŚCI - rozdziały: 6, 7, 8, 9

ROZDZIAŁ 6


Odebrała swoją pierwszą wypłatę. Była oszołomiona jej wielkością. Do stawki, którą miała zapisaną w umowie doszły jeszcze dwa tysiące premii. Wiedziała, że to prezes dotrzymał swojej obietnicy. Postanowiła mu podziękować. Zjechała windą na trzecie piętro i cicho zapukała do jego gabinetu.

- Proszę – usłyszała.

Weszła nieśmiało mówiąc.

- Dzień dobry panie Krzysztofie, mogę na chwilkę?

- Ula! – Jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu. – Wchodź moje dziecko, wchodź. Co słychać, jak tata? Wszystko w porządku?

- W jak najlepszym. Dziękuję. Ja przyszłam właściwie, żeby bardzo podziękować za tą premię. Dzisiaj właśnie odebrałam swoją pierwszą wypłatę i wiem, że to dzięki panu jest ona tak imponująco wysoka.

Krzysztof uśmiechnął się dobrodusznie.

- Zasłużyłaś na te pieniądze Ula. Mam świadomość ile wysiłku włożyłaś w przygotowanie pokazu. Znam swojego syna i wiem, że nie pomógł ci w tym tak, jak powinien. Jest nieodpowiedzialnym lekkoduchem. Żyję tylko nadzieją, że to kiedyś się zmieni i w końcu spoważnieje.

- Chyba ostatnio jednak zaczął się trochę zmieniać. – Powiedziała nieśmiało. – Ale ja przyszłam też z prośbą do pana. Właściwie jest to prośba mojego taty. Prosił, bym spytała pana, czy zechciałby pan wraz z panią Heleną przyjąć zaproszenie na sobotni obiad. Tata byłby bardzo szczęśliwy, bo brakuje mu rozmów z panem.

- A wiesz, że i mnie też? Bardzo chętnie przyjedziemy. Podaj mi tylko adres, żebym nie błądził. – Zapisała mu go na kartce i uśmiechnęła się pięknie do seniora.

- Bardzo dziękuję i bardzo się cieszę. W takim razie czekamy w sobotę na państwa.

Uszczęśliwiona opuściła gabinet prezesa i wybrała domowy numer.

- Tato? Załatwione. Państwo Dobrzańscy przyjadą w sobotę. Ja już dzisiaj zrobię zakupy. Trzeba ugotować coś dobrego. Upiekę ciasto.

- Bardzo się cieszę córcia, że to załatwiłaś i cieszę się na to spotkanie.

Wróciła do siebie i zajęła się pracą. Czekał na nią stos faktur do rozliczenia. Violetta z zapałem przepisywała jakieś sprawozdanie. – Lepsze to, niż miałaby paplać przez telefon – pomyślała.

Do sekretariatu wszedł Olszański. Stanął na środku patrząc z niepewną miną na Ulę.

- Cześć – rzucił. Jak na komendę obie podniosły głowy znad dokumentów.

- Cześć – odpowiedziały jednocześnie.

- Marek u siebie?

- U siebie. Możesz wejść. – Powiedziała Ula pochylając się z powrotem nad klawiaturą.

- Ula… Chciałbym cię przeprosić za ten incydent w socjalnym. Głupio wyszło i głupio się z tym czuję. – Popatrzyła na niego poważnie.

- Niepotrzebnie. Mówiliście prawdę, a ja nie powinnam na nią tak zareagować. Było, minęło.

- Jednak źle mi z tym i chciałbym wiedzieć, czy wybaczysz i zapomnisz mi tę głupotę.

- Już zapomniałam i nie chcę do tego wracać. Możesz być spokojny, nie mam żalu.

- Dziękuję. Jesteś wspaniała. Pójdę do Marka.

Wszedł do gabinetu bez pukania. Zastał przyjaciela pogrążonego w lekturze dzisiejszej poczty.

- Cześć stary. Jak forma?

- Nieźle, całkiem nieźle. Przychodzisz z czymś konkretnym?

- W zasadzie nie. Przed chwilą przeprosiłem Ulkę, za to, co mówiłem o niej… wiesz, o tym, co usłyszała. – Marek pokiwał głową.

- Dobrze zrobiłeś. To była bardzo niemiła sytuacja i bardzo ją krzywdząca. Zachowaliśmy się, jak idioci. Dobrze, że jest taka wyrozumiała. Mnie wybaczyła, a tobie?

- Mnie też. Powiedziała, że nie ma żalu. Ulżyło mi, bo gryzłem się tym od tamtej pory. A swoją drogą, przypuszczałeś, że ona jest taka piękna? Nie zapowiadała się nawet na ładną. Ciuchy i fryzjer mogą zdziałać cuda. Spodobała mi się. Może zaproszę ją na randkę? – Marek gwałtownie podniósł głowę.

- Ani mi się waż. Ja nigdy nie dopuszczę ponownie do sytuacji, że ktoś miałby ją skrzywdzić. Już dość przez nas przeszła. Znam cię i nie pozwolę, byś zrobił sobie z niej zabawkę. Ona nie jest taka, jak te wyzwolone dziewczyny w klubach. – Olszański podniósł obie dłonie w poddańczym geście.

- W porządku. Nie unoś się tak. Widzę, że i tobie wpadła w oko. Nie będę wchodził ci w paradę. Masz ochotę na relaks po pracy? Może wyskoczymy do klubu? Dawno nie byliśmy. Może trafią nam się jakieś niezłe panienki?

- Nie dzisiaj Seba. Dzisiaj mam spotkanie na mieście z kontrahentem. Być może uda nam się podpisać umowę. Za chwilę muszę iść do ojca, żeby ustalić warunki. Zrzucił to na mnie. Sam chyba nie ma już ochoty użerać się z tym. Nie jest w najlepszej kondycji, choć gorliwie temu zaprzecza.

- No dobra, może innym razem. W takim razie nie będę ci przeszkadzał, idę do siebie.

- Jesteś bardzo zajęty?

- Nie, a co?

- Chciałbym, żebyś zrobił mi listę wszystkich pracowników, wiesz… nazwiska, zarobki, od kiedy zatrudnieni i jaki rodzaj umowy. Będę tego potrzebował. Uwzględnij też zatrudnionych w szwalniach i butikach. Wszystkich.

- Dobra, zrobię. Na kiedy to ma być?

- Na poniedziałek. Dasz radę?

- Powinienem. Pójdę już.

- Zaczekaj, wyjdziemy razem. Pójdę do ojca i załatwię z tymi umowami.

Nie zawracał sobie głowy windą. Pożegnał się z Sebastianem i zbiegł schodami te dwa piętra. Wszedł do gabinetu i przywitał się z ojcem.

- No jestem. Chciałbym omówić z tobą warunki tych umów. Dzisiaj o szesnastej idę z Ulą na pierwsze spotkanie. Chciałbym być przygotowany na tyle, żeby nie zaskoczyli mnie czymś.

- W porządku. Daj te umowy.

Krzysztof przeglądał je z uwagą robiąc na marginesie od czasu do czasu jakieś uwagi. Wreszcie podał cały ich plik Markowi.

- To chyba wszystko. Niech Ula poprawi zgodnie z moimi sugestiami.

- Dzięki tato. Aha. Chciałem spytać… Macie jakieś plany na sobotę? Może mógłbym przyjechać? Dawno nie jadłem domowego obiadu. Tęsknię za kuchnią Zosi. – Krzysztof uśmiechnął się.

- Niestety synku. W tą sobotę będziesz jeszcze musiał polegać na sobie, ale w niedzielę możesz przyjechać.

- A co wybieracie się gdzieś?

- Józef, tata Uli zaprosił nas na obiad do Rysiowa. Dawno się nie widzieliśmy i chcieliśmy trochę pogadać. Ula tu była dzisiaj i przekazała zaproszenie. Nie mogliśmy odmówić. Bardzo zżyłem się z nim podczas pobytu w szpitalu. Mogę nawet powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi. Mama też go polubiła. To bardzo mądry człowiek i tak, jak Ula, niezwykle skromny. Nigdy tam nie byłem i mam nadzieję, że trafię. Ula zapisała mi adres.

- Ja mogę was zawieźć. – Palnął bez zastanowienia. – Byłem tam już i pamiętam drogę doskonale.

- Naprawdę mógłbyś? Józef chwalił mi się w szpitalu, że robi doskonałe nalewki. Chętnie bym spróbował, ale wtedy nie mógłbym prowadzić. Wiesz co? Zadzwonię do niej i spytam, czy mógłbyś przyjechać z nami. Będziesz robił za kierowcę. – Roześmiał się. Złapał za telefon i wybrał numer wewnętrzny sekretariatu. Już po pierwszym sygnale odezwał się łagodny głos asystentki.

- Halo? Tu gabinet dyrektora Marka Dobrzańskiego, w czym mogę pomóc?

- Uleńko, Krzysztof Dobrzański z tej strony.

- Co się stało? – Zapytała z niepokojem. – Nie będą mogli państwo przyjechać?

- Ależ przyjedziemy. Na pewno. Chciałem cię tylko zapytać, czy byłoby dużym problemem, gdyby Marek przyjechał z nami. Chcę spróbować tej słynnej nalewki twojego taty, a jeśli spróbuję, nie będę mógł prowadzić. Marek zadeklarował się, jako kierowca.

Zamurowało ją. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.

- Halo? Ula? Jesteś tam?

- Tak, tak, jestem. Oczywiście, że nie ma problemu. Marka zapraszamy również bardzo serdecznie.

- Dziękuję ci dziecko. Do zobaczenia w takim razie.

Odłożył słuchawkę i odetchnął z ulgą.

- Załatwione. Jedziesz z nami. Przyjedź o trzynastej, bo na czternastą mamy tam być.

- Nie ma sprawy, będę.

Wyszedł z gabinetu ojca dziwnie podekscytowany i dziwnie szczęśliwy. Czy to perspektywa, że będzie mógł poznać ją bardziej prywatnie wprowadziła go w ten stan? Sam był zaskoczony swoją reakcją. Właściwie trudno mu było powiedzieć, co bardziej przyciąga go do tej dziewczyny, czy jej powalająca uroda, czy jej charakter. Zaimponowała mu, to było pewne. Wszystko, co mówił o niej na początku ojciec sprawdziło się, co do joty. Zadziwiająca dziewczyna.

Wchodząc do sekretariatu poprosił ją, by do niego weszła na chwilę. Zamknął za nią drzwi i stanął naprzeciw.

- Ula, chciałbym ci podziękować za to zaproszenie. Wiem, jak bardzo niezręczna dla ciebie jest ta cała sytuacja. Jeśli chcesz i będzie dla ciebie wygodniej, to nie zostanę. Przywiozę ich tylko, a potem po nich przyjadę.

Spojrzała na niego zaskoczona a on zatopił się w jej błękitnych tęczówkach. – Boże, jakie ona ma piękne oczy. W życiu nie widziałem piękniejszych. - Zmieszała się pod wpływem jego spojrzenia, a policzki znowu pokryły się uroczą czerwienią. – Pięknie wygląda, gdy tak się rumieni.

- Nie, nie Marek. To bez sensu, byś tyle razy pokonywał tę trasę. To kawał drogi, a nam będzie bardzo miło cię gościć. – Uśmiechnął się szeroko ukazując w policzkach dołeczki, na widok, których miękły jej kolana.

- W takim razie jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Za godzinę wychodzimy, pamiętasz? Tu jest ta umowa skorygowana przez ojca. Jeśli możesz, to nanieś poprawki i wydrukuj ją już na czysto w dwóch egzemplarzach. – Podał jej dokumenty.

- Zaraz to zrobię.


Siedzieli w przytulnej restauracji i wraz z dyrektorem jednej z warszawskich firm zajmujących się sprzedażą odzieży uzgadniali warunki umowy. Był dość oporny i starał się twardo negocjować ceny.

- Panie Dobrzański, proszę zrozumieć, że nie ma pewności, czy kolekcja się sprzeda. Gdybyście zeszli trochę z ceny, byłoby to bardziej do przyjęcia.

- Nie rozumiem skąd u pana te wątpliwości. Nasza firma prosperuje na polskim rynku od trzydziestu paru lat i w całej jej historii nie zdarzyło się, żebyśmy nie sprzedali kolekcji. Musi pan przyznać, że kreacje są piękne, nietuzinkowe i niebanalne.

- Rozumiem, jednak nadal uważam, ze ich cena jest zbyt wygórowana.

Ula siedząca dotąd w milczeniu i słuchająca tych słabych argumentów postanowiła się odezwać.

- Panie dyrektorze. Nasze kolekcje są najwyższej jakości. Materiały, z których są szyte, nie są jakąś tandetą, którą trzeba będzie wyrzucić już po pierwszym praniu. Tkaniny pochodzą z Francji i Włoch. Nie spotka pan takich w Polsce. Są najwyższego gatunku. Firma ma uznaną markę i nie moglibyśmy pozwolić sobie na szycie odzieży w gorszym sorcie, bo to zepsułoby jej wizerunek. Cena gotowych już kreacji nie może być przez to niska. Firma musi zarabiać tak, jak pańska. To, co pan proponuje zmusiłoby nas do sprzedaży po kosztach własnych bez żadnego zysku, który przecież nie jest aż tak wysoki. Ma pan przed sobą szczegółowe wyliczenia i łatwo może się pan zorientować, że to, co mówię jest prawdą. Jeśli ma pan wątpliwości i nie jest zdecydowany podjąć z nami tej współpracy, pogodzimy się z tym. Mamy przed sobą jeszcze wiele takich spotkań z przedstawicielami innych firm, więc jeśli jest pan nastawiony na nie podpisanie tej umowy, to nie traćmy już dłużej czasu, który pan zapewne sobie ceni, podobnie, jak my.

Marek wbity w krzesło wybałuszał na nią oczy. Nie posądzał jej, że może być taka piekielnie elokwentna i kategoryczna. Siedzący naprzeciw niej człowiek roześmiał się głośno.

- No, no, pani Urszulo, nie spodziewałem się po pani takich słów. – Słysząc to, poczerwieniała, a Marek znowu spojrzał na nią z podziwem.

- W porządku. Już nie będę tracił więcej czasu. Jesteście twardymi przeciwnikami i potraficie walczyć o swoje. Podoba mi się to. Oczywiście podpisujemy umowę. – Złożył zamaszysty podpis na ostatniej stronie i opatrzył pieczątką. Marek zrobił to samo. Uścisnęli sobie dłonie.

- Zazdroszczę panu asystentki. Sam chciałbym mieć taką. Miło było mi panią poznać. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie świetnie się układać. – Uścisnęła mu dłoń i obdarzyła pięknym uśmiechem.

- I my mamy taką nadzieję.

Kiedy opuścił restaurację, Marek wypuścił powietrze z płuc.

- Ula, nie sądziłem, że tak się to skończy. Myślałem, że on nie da się urobić i nie podpiszemy tej umowy. Uratowałaś ją. Dzięki tobie pozyskaliśmy nowego kontrahenta. To kolejna rzecz, za którą ci jestem wdzięczny.

- Nie ma za co, naprawdę – powiedziała cicho nie patrząc mu w oczy. – To przecież moja praca. Za to mi płacisz. – Odruchowo podniósł jej dłoń do ust zapominając, jak nie lubi, gdy ją dotyka.

- Nie bądź taka skromna Ula. Nawet nie wiesz, jak bardzo doceniam to, co robisz dla tej firmy. Jak bardzo doceniam ciebie. Mam najlepszą asystentkę pod słońcem i mogę powtarzać to do znudzenia.

Dotyk jego ust spowodował kolejną falę gorąca, która zalała jej twarz. Tym razem nie wyrwała dłoni gwałtownie, lecz delikatnie uwolniła ją z jego rąk. Dyskretnie spojrzała na zegarek. Było kilka minut po szóstej. Przeraziła się. Nie sądziła, że to spotkanie zajmie tyle czasu.

- Boże, jak późno. Obiecałam tacie, że zrobię zakupy. Gdzie ja teraz coś dostanę? – Wpadła w panikę.

- Chyba tylko zostały centra handlowe. One są otwarte do dwudziestej. - Wstał od stolika. – Chodź, zawiozę cię. Zrobisz zakupy, a potem odwiozę cię do domu.

- Nie, nie Marek. Jakoś poradzę sobie sama. – Zaprotestowała słabo.

- Ula, bądź rozsądna. Nie będziesz się tłukła autobusem przez godzinę z tymi zakupami. Dla mnie to naprawdę drobiazg. Przy okazji zrobię zakupy i sobie, bo w lodówce mam tylko światło.

Nie opierała się dłużej. Była mu wdzięczna za tę propozycję. Pojechali do Tesco. Kupiła wszystko, co niezbędne na sobotni obiad. Trochę tego było. Gdyby miała dojechać z tym autobusem, pewnie nie dałaby rady. Popakowali wszystko w torby, które Marek włożył do bagażnika.

- No, możemy jechać. – Otworzył jej szarmancko drzwi i sam zasiadł w chwilę po tym za kierownicą. Jechali w milczeniu. Włączył radio, by przerwać tę ciszę.

- Chyba nie jest ci łatwo pokonywać codziennie tę odległość do pracy? Powinnaś zrobić prawo jazdy i kupić jakiś samochód. Byłoby ci łatwiej.

- Ja mam prawo jazdy.

- Naprawdę? – Spytał zdumiony. – To dlaczego nie jeździsz?

- Bo nie stać mnie na kupno samochodu. Może kiedyś…

Popatrzył na jej zamyśloną twarz. – Ale palnąłem. Nie stać ją było na nowe ciuchy, a ja chrzanię o kupnie samochodu. Przecież ojciec mówił, że nie przelewa im się. Kolejne faux pas, Dobrzański. Jesteś głupkiem.

Dojeżdżali. Zatrzymał samochód przed bramą. Pomógł jej wysiąść i otworzył bagażnik.

- Dużo tego Ula. Pomogę ci, bo nie zabierzesz się z tym sama, dobrze?

- Dobrze. Dziękuję. – Wyszeptała.

Weszli do domu.

- Już jestem – powiedziała głośno. Niemal natychmiast w przedpokoju pojawiła się Beatka a za nią Józef.

- Ulcia! Już się nie mogłam ciebie doczekać. – Spojrzała na Dobrzańskiego. – A kim pan jest? – Marek uśmiechnął się do małej podając jej dłoń.

- Cześć. Jestem Marek, a ty?

- Ja jestem Betti.

- Miło cię poznać Betti. Dobry wieczór panie Józefie. Jestem synem Krzysztofa. Marek Dobrzański. – Józef uścisnął mu dłoń.

- No tak. Mogłem się domyślić. Jest pan bardzo podobny do ojca. Cieszę się, że mogę pana poznać.

- Marek, po prostu Marek. Proszę mówić mi po imieniu.

- Marek mnie przywiózł tato, bo to spotkanie skończyło się późno i zakupy musiałam zrobić w centrum handlowym. Dużo tego, a Marek był tak uprzejmy, że mi pomógł.

- Nie przesadzaj Ula, to naprawdę nic takiego.

- Chodźcie. Zrobię wam herbaty. Jest jeszcze ciasto upieczone przez Ulę. Zapraszam.

Marek rozejrzał się ciekawie. Skromnie tu było. Meble pamiętały jeszcze czasy socjalistycznej Polski. Jednak wszędzie był porządek a mieszkanie lśniło czystością. Usiadł na kanapie w pokoju gościnnym spełniającym rolę salonu i już po chwili Józef stawiał przed nim szklankę z gorącą herbatą wzbogaconą w cytrynę i talerz pachnącego ciasta.

- Proszę, częstuj się. Wiesz, że twoi rodzice będą tu w sobotę?

- Wiem panie Józefie. Ojciec koniecznie chce spróbować pańskiej nalewki, więc przywiozę ich tutaj i zostanę, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu.

Józef uśmiechnął się radośnie.

- Oczywiście, że nie mam. Będzie nam bardzo miło. Lubimy przyjmować gości. Im ich więcej tym przyjemniej. Bardzo się cieszę. Ula! No gdzie ty jesteś! Chodź tu do nas.

- Już tatusiu, już idę. – Weszła do pokoju uśmiechając się łagodnie do ojca. – Musiałam włożyć mięso do lodówki, żeby się nie zepsuło.

Marek patrzył na nią z przyjemnością. Tu w domu była zupełnie inna. Rozluźniona. Nawet jego obdarzyła uśmiechem. Odwzajemnił go.

- To ciasto jest pyszne. Masz talent do wypieków. – Pokraśniała słysząc te słowa.

- Marek, a może ty jesteś głodny? Tak, na pewno jesteś głodny, przecież w restauracji piliśmy tylko kawę. Mam zamrożone pierogi, zjesz? Pshemko smakowały, więc może i tobie będą?

- Nawet nie wiesz, jak dawno je jadłem. Tak dawno, że nawet nie pamiętam. Jeśli to nie kłopot, to chętnie spróbuję.

- Najmniejszy. Zaraz podgrzeję.

Uwinęła się błyskawicznie. Podsmażyła też trochę boczku i obficie posypała wierzch pierożków. Nie trwało długo i już stawiała przed nim parujący talerz.

- Dotrzymam ci towarzystwa. Też poczułam głód.

Jedli w milczeniu. Marek mruczał od czasu do czasu doceniając smak potrawy.

- Pychota. W życiu nie jadłem tak dobrych. – Komplementował.

Józef słuchając tych zachwytów wszedł do pokoju i przysiadł na fotelu.

- Ula świetnie gotuje. Nasza kuchnia nie jest wyszukana. Jadamy proste potrawy, ale moja córcia potrafi zrobi prawdziwe pyszności. Gołąbki, kopytka, pyzy z mięsem czy naleśniki w jej wykonaniu, to sama poezja. Wielu je jadło i nikt nie narzekał, że niedobre.

- Tato, – spojrzała na ojca błagalnym wzrokiem – zawstydzasz mnie.

- Nie wstydź się córcia, bo nie masz czego. Wiesz Marek, to najlepsze dziecko pod słońcem. Nie wiem, jakbym poradził sobie bez niej. Nie miała łatwego życia, a jednak tyle osiągnęła. Jestem z niej bardzo dumny, bardzo. – Otarł ukradkiem łzę. Ula łagodnie pogładziła jego spracowaną dłoń.

- Już dobrze tato. Nie ma o czym mówić.

Marek, jak zauroczony patrzył na tę scenę. Ileż miłości było w tej rodzinie. Dobrze czuł się wśród nich. Spokojny i odprężony. Z niepokojem spojrzał na duży zegar wiszący nad telewizorem, którego wskazówki pokazywały godzinę dwudziestą drugą.

- Ależ się zasiedziałem. Będę jechał, bo bardzo późno się zrobiło. Jeszcze raz dziękuję za ciepłe przyjęcie panie Józefie, a tobie Ula za pyszne jedzenie. Nie będę miał nic przeciwko, byś przyjechała jutro godzinę później. Wyśpij się. Zasłużyłaś. Dobranoc.

- Dobranoc Marek. Jedź ostrożnie. – Powiedziała zamykając za nim drzwi.

Leżąc w łóżku myślała o tym intensywnym, mijającym dniu. - Marek chyba jednak się zmienił. Nie zachowuje się wobec mnie tak, jak kiedyś. Jest miły. Uśmiecha się do mnie często. Całuje mnie w rękę. Wreszcie docenia. To naprawdę bardzo miłe. Szkoda, że nie mogę liczyć na nic więcej. On nigdy nie zakocha się w kimś takim jak ja.

Jednak nadchodzące miesiące miały jej udowodnić, jak bardzo się myli w tej ostatniej kwestii.


ROZDZIAŁ 7


Wyszedł z rysiowskiego domu i zaczerpnął haust powietrza. Uśmiechnął się. Wizyta u niej była dla niego nowym doświadczeniem. Nigdy nie poznał takich ludzi. W jego świecie tacy się nie zdarzali. Byli, jak wymierające gatunki. Spokój, zrozumienie, szacunek i miłość. To cechowało tę rodzinę. Skromne życie i wspólne nieszczęście jeszcze bardziej ją cementowały i uszlachetniały ich charaktery. Józef, tak bardzo doświadczony przez los potrafił zachować pogodne usposobienie i tą niezwykłą szczerość w relacjach z innymi. To również cechowało jego dzieci. Zasady, które im wpajał były proste. Żyć tak, by nikt przez nich nie płakał, nie krzywdzić, nawet słowami, nie kłamać, nie oszukiwać, być prostolinijnym, prawdomównym i uczciwym. Tak… Ula nosiła w sobie wszystkie te cechy. Kolejny raz żałował, że od początku nie potrafił ich w niej docenić. Przeniósł się myślami do swojego świata. Te wszystkie kluby, upijanie się i wykorzystywanie chętnych panien… - Czy ja naprawdę chcę tak żyć? Mam dwadzieścia osiem lat na karku, a zachowuję się, jak niewyżyty nastolatek. Jak do tej pory, nie zwojowałem w życiu nic, czym mógłbym się pochwalić, ani o czym mógłbym w przyszłości opowiadać wnukom. To żałosne. Ja jestem żałosny. Lekkoduch i wieczny chłopiec. Ojciec ma rację. Im dłużej będę tak postępował, tym bardziej nie mam szans na bycie kimś więcej, niż zwykłym playboyem. Chyba czas coś w sobie zmienić. W wieku pięćdziesięciu lat, też będę wyrywał chętne panienki? Chyba tylko te na emeryturze. – Te gorzkie wnioski nie nastroiły go optymistycznie. Musi coś postanowić, bo dłużej nie można tak funkcjonować. Dzisiaj poznał inny świat. Lepszy, wartościowszy. Świat bez obłudy, blichtru i pompy. Spodobał mu się. Był, jak łyk świeżego powietrza, którym się zachłysnął i zrozumiał, że do tej pory oddychał jedynie zgnilizną. Zrozumiał też, że poznanie Uli stało się czymś naprawdę pozytywnym w jego pogmatwanym życiu i miał niejasne przeczucie, że dzięki niej stanie się lepszym człowiekiem. Żeby tylko pozwoliła mu wejść do jej świata i lepiej go poznać, nie zmarnuje szansy i będzie pilnym uczniem.


W piątek wszedł do sekretariatu w znacznie lepszym humorze niż zazwyczaj. Przywitał się z Violettą i już chciał wejść do gabinetu, gdy ta zatrzymała go.

- Zaczekaj Marek. Tu masz to sprawozdanie. Przepisałam wzorowo słowo, w słowo. Chciałam ci też powiedzieć, że jak weszłam tu dzisiaj zastałam Turka. Kręcił się jakoś podejrzanie, jakby czegoś szukał. Mówię ci, że ta podła gnida węszy dla Alexa. On znowu coś knuje.

Spojrzał na nią zaniepokojony. Od jakiegoś czasu miał spokój ze swoim niedoszłym szwagrem, a on znowu, jak ta hydra, podnosi łeb.

- Dzięki Viola, że jesteś czujna. Uważaj na niego i o wszelkich takich sytuacjach dawaj znać.

- Dam, pewnie, że dam. Zauważyłeś, że nie ma jeszcze Ulki? To dziwne, bo ona nigdy się nie spóźnia.

- Dzisiaj będzie godzinę później. Zrobisz mi kawy? Mam nadzieję, że nie każesz mi czekać na nią tak, jak ostatnio? Nauczyłaś się obsługi tego expresu?

- Nie musisz być taki złośliwy. To naprawdę skomplikowana maszyna, ale ją opanowałam. Zaraz ci przyniosę tę kawę na ławę. – Rozbawiony przewrócił oczami i wsunął się do gabinetu.

Odpalił laptopa i zajął się bieżącymi sprawami. Dzisiaj mieli kolejne spotkanie na mieście. Dzięki Bogu o trzynastej. Miał nadzieję, że tak, jak wczoraj, uda im się sfinalizować kolejną umowę. Dobrze, że ma Ulę. Ona zawsze potrafi zaradzić nawet w najcięższej sytuacji. Weszła Viola niosąc mu obiecaną kawę. Postawiła obok niego mówiąc.

- Ulka już przyszła.

- Już? Poproś ją do mnie, dobrze?

Po chwili weszła witając się z nim.

- Miałaś przyjechać godzinę później. Nie chciałaś dłużej pospać?

- Chciałam, ale i tak wstałam o swojej zwykłej porze. To chyba przyzwyczajenie. Nie widziałam sensu, by godzinę mitrężyć w domu. Tu lepiej się przydam. Daj mi tą dzisiejszą umowę. Wniosę poprawki i zaraz wydrukuję.

Patrzył na nią z prawdziwą przyjemnością. Wyglądała pięknie i elegancko.

- Już ci daję.

Zanim wręczył jej dokumenty rozległ się dźwięk telefonu. Podniósł słuchawkę i po minucie włączył tryb głośnomówiący dając jej znak ręką, by usiadła.

- Niestety nie będę się mógł z panem spotkać – usłyszała.

- Nie rozumiem, dlaczego. Wydawało mi się, że moja asystentka ustaliła z panem wszystko?

- No okazuje się, że nie wszystko. Doszły mnie słuchy, że ta kolekcja, wbrew temu, co mówiono, jednak nie jest taka doskonała. Podobno uszyto ją z tkanin pośledniejszego gatunku.

- A mogę wiedzieć, skąd ma pan takie informacje? To jakaś piramidalna bzdura.

- Niestety nie mogę zdradzić ich źródła.

- Szkoda, bo my nie mamy sobie nic do zarzucenia, a to są zwykłe pomówienia.

Ula dała mu znak, że chce rozmawiać.

- Oddaję słuchawkę mojej asystentce, może ona wyjaśni to lepiej ode mnie.

- Dzień dobry panu. Urszula Cieplak z tej strony. Informacje, które pan otrzymał nie są zgodne z prawdą. Zapewniam pana, że kolekcja jest uszyta z najwyższej jakości materiałów. Jeśli to pana uspokoi przyniesiemy na spotkanie specyfikację tkanin i stosowne patenty na nie. Czy to pana usatysfakcjonuje?

- Jak najbardziej, o ile są autentyczne.

- Są autentyczne i opatrzone oryginalnymi pieczątkami producenta. Czyli spotkanie jest aktualne?

- W takiej sytuacji jak najbardziej.

Odłożyła słuchawkę i popatrzyła na Marka.

- Ktoś robi krecią robotę i psuje nam szyki. Nie wiesz, kto to może być?

Wpatrywał się przerażony w jej oczy.

- Chyba wiem. – powiedział w końcu. – Jak przyszedłem do pracy Viola mi zasygnalizowała, że był tu Adam Turek i węszył. Nie złapała go za rękę, ale być może coś przykleiło się do jego lepkich łapek. Coś, co bardzo przydało się Alexowi i wykorzystuje to przeciwko nam.

Znowu zadzwonił telefon. Sytuacja okazała się identyczna, jak ta sprzed kilku minut. Ponownie uspokajał kolejnego kontrahenta, który w przeciwieństwie do poprzedniego był bardziej wylewny. Na pytanie, skąd posiada te nieprawdziwe informacje, odpowiedział z rozbrajającą szczerością, że dzwonił do niego dyrektor finansowy F&D i osobiście go o tym poinformował.

Po tym telefonie oboje siedzieli nieruchomo wpatrując się w siebie. Wreszcie odezwał się Marek.

- Nie mogę uwierzyć, że posunął się do czegoś tak ohydnego. Domyślasz się, co zabrał Turek?

- Oczywiście. Listę spotkań z kontrahentami. Teraz dzwoni do każdego i wciska im te bzdury. Idę z nim pogadać.

- Nie Ula, nie. On zje cię żywcem. Trzeba powiedzieć o tym ojcu.

- Oczywiście, ale wcześniej należy pogadać z Febo. Czy on już całkiem stracił rozum?

- On stracił go bardzo dawno. Przeze mnie.

- Jak to przez ciebie?

- Skrzywdziłem go Ula. Złamałem mu życie. Kiedyś. Dawno. Od tej pory mści się na mnie i odgrywa za to świństwo, które mu zrobiłem.

- Dobra. Nic już nie mów. Ja nie chcę o niczym wiedzieć. To nie moja sprawa. Idę.

Wyszła energicznie z gabinetu kierując się do tej części korytarza, w której urzędował dyrektor finansowy. Siedzącą przed gabinetem sekretarkę spytała, czy Febo jest u siebie.

- Tak jest. Może pani wejść. Jest sam.

Zapukała do drzwi i po jego zaproszeniu, weszła do środka.

- Dzień dobry panie dyrektorze, możemy porozmawiać?

Zadrżała, gdy wbił w nią ciemne, jak węgiel oczy.

- Panna Cieplak! Nasza piąta kolumna! Co panią do mnie sprowadza? Czyżby Mareczek nie radził sobie z czymś?

- Proszę darować sobie ten sarkazm i nie kpić ze mnie. – Powiedziała cicho. – Ja nie przyszłam tu wysłuchiwać pańskiej ironii na mój temat, a jedynie porozmawiać i dowiedzieć się kilku rzeczy. Jeśli nawet nie darzy mnie pan szacunkiem, to proszę chociaż udawać, że jest inaczej. – Tymi słowami zbiła go nieco z tropu.

- To, o co chciała pani zapytać?

- O listę kontrahentów, którą dzisiejszego ranka pański księgowy ukradł z mojego biurka. Proszę ją oddać.

- Ja nie mam takiej listy, a on nic mi nie przynosił.

- Panie dyrektorze, proszę nie obrażać mojej inteligencji. To na pańskie polecenie Turek przekopywał się dzisiaj przez nasz sekretariat. Violetta przyłapała go na gorącym uczynku. Działacie szybciej, niż agencja prasowa. Jeszcze nie ma południa, a pan zdążył już obdzwonić ich wszystkich podając im fałszywe informacje o kolekcji i proszę nie zaprzeczać, bo wielu z nich wyjawiło pańskie nazwisko. – Zablefowała i miała nadzieję, że połknie haczyk. - Miesza pan życie prywatne z życiem zawodowym. Osobiste animozje nie powinny mieć wpływu na działanie wspólnej firmy. Tak bardzo panu zależy na jej upadku? Nie chce pan już życia na dotychczasowym poziomie? Nie ulega wątpliwości, że gdy firma będzie w złej kondycji lub nawet upadnie, to i standard pańskiego życia znacznie się obniży. Tego pan chce? Zrujnowania dorobku, na który tak ciężko pracowali i pańscy rodzice? – Trafiła w czuły punkt. – Naprawdę nie rozumiem powodów, dla których pan tak postępuje. Marek ma zamiar iść z tym do ojca i powiedzieć mu o pańskich dywersyjnych działaniach. Na razie powstrzymałam go. Uzależniłam to od wyniku rozmowy z panem. Ma pan świadomość, że to jawna zdrada interesów firmy? Wyraźne działanie na jej szkodę? Gdyby pan był szeregowym pracownikiem a nie współwłaścicielem, już dawno zająłby się panem prokurator. Zresztą zastanawiamy się, czy w stosunku do Turka nie wniesiemy powództwa cywilnego. Nie pierwszy raz grzebał w naszych rzeczach.

Siedział i wpatrywał się w nią, jak zahipnotyzowany. Wydawała mu się na początku taką szarą myszką, a tu proszę. Wygadana i piękna. To nie głupia Violetta, która potrafiła tylko paplać o byle czym.

- Już dobrze. – Wyartykułował. – Więcej nie będę zaprzeczał. Tu jest ta lista. Obiecuję, że jeśli nie pójdziecie z tym do Krzysztofa, nie będę już jątrzył. Ma pani rację. Nienawiść do Marka zaślepiła mnie. Nadal mnie zaślepia, ale będę się mścił prywatnie, nie służbowo. To mogę pani obiecać.

- Trzymam pana za słowo i dziękuję.

Opuściła jego gabinet z wyraźną ulgą. Postanowiła jeszcze asekuracyjnie pójść do księgowości i uświadomić Turkowi parę rzeczy. Nie był miły dla niej przed przemianą. Wyśmiewał ją przy ludziach. Nie będzie miała skrupułów i też wygarnie mu wszystko przy jego pracownikach.

Weszła do pokoju witając się ogólnym „Dzień dobry”. Oprócz Turka w gabinecie siedziały jeszcze dwie księgowe.

- Mamy do pogadania Adam. – Spojrzał na nią z fałszywym uśmieszkiem.

- My? A o czym?

- O twojej kradzieży dokumentu z naszego sekretariatu dzisiaj rano. Możesz powiedzieć, czego tam szukałeś i na czyje polecenie? I nie próbuj zaprzeczać, bo Viola cię przyłapała.

- Ja nic nie ukradłem. Chciałem pogadać z prezesem.

- To dlaczego na niego nie poczekałeś, tylko czmychnąłeś, jak złodziej? Czy nie dlatego, że znalazłeś to, na czym ci zależało? Listę kontrahentów? Przed chwilą byłam na rozmowie u twojego szefa. Oddał mi ją – Pomachała mu przed nosem kartką papieru – i przyznał, że to właśnie po nią cię wysłał. Nie ujdzie ci tym razem na sucho Adam, tak jak w poprzednich przypadkach. Febo jest współwłaścicielem firmy i nie można oddać go do dyspozycji prokuratora. Byłby za duży skandal. Ale ciebie jak najbardziej. Chcę cię poinformować, że w najbliższych dniach Marek złoży pozew do sądu z zarzutami o działanie na niekorzyść firmy. Wylecisz Adam. Możesz już zacząć się pakować.

Czoło Adama Turka pokryło się grubymi kroplami potu. Był przerażony.

- Ale, jak to pakować. Gdzie ja teraz znajdę jakąś pracę?

- O pracę nie musisz się martwić, bo następne kilka lat spędzisz w więzieniu. Trzeba brać odpowiedzialność za własne czyny, a ty, jak dotąd byłeś bezkarny. Czas to zmienić. Marek ma dość pobłażliwości względem ciebie, a i prezes, myślę nie będzie już łaskawy.

Dłonie Turka wpadły w dziwny rezonans. Płaczliwym głosem powiedział.

- Ula, pomóż mi. Przecież wiesz, że ja działałem z polecenia Alexa. To on kazał mi robić te wszystkie rzeczy.

- Ja wiem Adam, że to on, ale konsekwencje poniesiesz Ty. Za niego też. To niesprawiedliwe, ale tak właśnie będzie. Zostawiam cię z tym. Musisz wiele przemyśleć.

Zamknęła za sobą drzwi i uśmiechnęła się szeroko. – Nieźle go nastraszyłam. Ciekawe, co teraz zrobi? Wracam do Marka.


Siedziała na fotelu i dokładnie streszczała mu przebieg obu rozmów. Opowiadając mu o tej drugiej nie potrafiła opanować chichotu, który wkrótce przerodził się w spontaniczny, perlisty śmiech. Udzieliła mu się jej wesołość. Po chwili śmiali się już razem trzymając się za brzuchy. Kiedy wreszcie opanowali się trochę Ula otarła łzy wywołane przez ten śmiech.

- Ciekawa jestem, co teraz zrobi. Nie zdziwiłabym się, gdyby tu przyszedł i błagał cię o wybaczenie. Szkoda, że nie widziałeś jego miny. Ha, ha, ha. Bezcenna.

Patrzył na nią, jak urzeczony. Pierwszy raz w jego obecności śmiała się tak głośno i radośnie. Była wspaniała. Zaraziła go tym śmiechem. Nie pamiętał, kiedy ostatnio śmiał się tak żywiołowo.

- Jesteś niesamowita Ula. Najbardziej zadziwia mnie jednak, że udało ci się przekonać Febo, by odpuścił.

- Ja uświadomiłam mu tylko kilka rzeczy, nic więcej. Na szczęście dla nas, zrozumiał. A co do umów, to będzie dobrze. Po prostu na każde spotkanie będziemy zabierać ze sobą specyfikację i patenty, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości. Wracam do siebie. Powinnam zrobić coś pożytecznego, zanim wyjdziemy.

- Już zrobiłaś i to bardzo, bardzo pożytecznego. Dziękuję. – Zarumieniona wyszła z gabinetu.

Rzeczywiście nie minęła godzina, gdy zjawił się Turek. Ula spojrzała na niego z poważną miną.

- Wejdź. Marek spodziewa się twojej wizyty.

Zanim wszedł obciągnął marynarkę i przylizał rzadkie włosy. Rozmowa z Markiem nie była łatwa. Potwierdził słowa Uli, że ma zamiar złożyć pozew i powiedzieć o wszystkim ojcu. Adam runął na kolana i na klęczkach błagał go, by tego nie robił. W zamian obiecał być bardzo lojalny, nigdy nie wykradać dokumentów i meldować o każdym takim pomyśle ze strony Febo. Marek śmiał się w duchu. W końcu udając, że księgowy go przekonał, obiecał, że nadal będzie pracował w firmie a Krzysztof o niczym się nie dowie. Dziękując dwadzieścia razy za tę wspaniałomyślność Adam wreszcie opuścił gabinet.

Punktualnie o trzynastej weszli do restauracji, w której umówili się z kontrahentem. Negocjacje przebiegły sprawnie i znacznie szybciej, niż wczorajsze. Poparli swoje zapewnienia, co do jakości materiałów stosownymi dokumentami. One rozwiały wszelkie wątpliwości. Wkrótce, po podpisaniu umowy pożegnali się z nim.

- Ula, skoro tu już jesteśmy, to może zamówimy jakiś obiad?

- Jesteś głodny?

- No trochę jestem.

- Ja mam ochotę na zapiekanki. Jadłeś kiedyś?

- Chyba nie…

- No tak. Nie dziwię się. To taka kuchnia dla biedaków, ale bardzo smaczna. Mam tu niedaleko firmy swoją ulubioną budkę z tym specjałem. Są naprawdę pyszne. Nie rozczarujesz się. Ja zapraszam.

- O nie, nie. To ja zaprosiłem cię pierwszy. – Droczył się z nią.

- No dobra. Nie będę się kłócić. Chodźmy.

Zaopatrzeni w długie, chrupiące bułki, pachnące pieczarkami i serem spacerowali po parku położonym niedaleko firmy.

- Mmmm… naprawdę są dobre. – Marek z pasją odgryzł kolejny kęs.

- Mówiłam ci. Powinieneś mieć do mnie trochę zaufania. – Uśmiechnęła się.

Spojrzał na nią i zauważył resztki keczupu na górnej wardze. Bezwiednie wyciągnął chusteczkę i delikatnie wytarł go z jej buzi pogładziwszy przy okazji kciukiem skórę na jej policzku. Była miękka, jak skórka na brzoskwini. Zarumieniła się.

- Przepraszam… Nie powinienem…

- Nic nie szkodzi – wyszeptała. – To było miłe. Powinniśmy już wracać.

- Nie wracamy. Odwiozę cię do domu. Pewnie będziesz szykować coś pysznego na ten jutrzejszy obiad. Musisz mieć więcej czasu. I tak nie mamy już w firmie nic do roboty.

- Nie musisz mnie odwozić, przecież ja mam autobus.

- Ula. Autobusem będziesz za godzinę, a samochodem pokonamy tę trasę raz dwa. Zrób mi tę przyjemność i nie protestuj.

- No dobrze. Dziękuję.

Usadowiła się na siedzeniu zapinając pasy. Ten dzisiejszy dzień trochę przełamał w niej tę barierą nieśmiałości, jaką odczuwała w jego obecności. Dostrzegała w nim pozytywne zmiany, jakie zaszły po tym niefortunnym incydencie w pomieszczeniu socjalnym. Czasami odnosiła wrażenie, że on ma coś w rodzaju poczucia winy za to, że tak ją traktował wcześniej. Tak czy owak dotrzymywał słowa, które dał jej podczas ich rozmowy na bankiecie. Zaangażował się w pracę dla firmy, pilnował Violetty, by się nie obijała, Sebastianowi też zlecał jakąś robotę. To były pozytywne zmiany. Zaczynał być odpowiedzialny i to jej się bardzo podobało. Ten lekkoduch i wieczny chłopiec wyparowywał z niego stopniowo, ale skutecznie. Przypomniała sobie jego dotyk na policzku. Dlaczego to zrobił? Czy to było świadome, czy tylko odruch? Czuła, że on pragnie kontaktu fizycznego, którym był właśnie dotyk. Gdyby było inaczej, nie całowałby jej tak często w dłoń, jak to miało miejsce ostatnio. Zauważała, jak czasem obrzuca ją zachwyconym spojrzeniem. Deprymowało ją to i najczęściej w takich sytuacjach jej policzki pokrywały się uroczym szkarłatem. Nie za bardzo wiedziała, co miały znaczyć takie spojrzenia. Podobała mu się? Pragnęła, by tak było, ale uparcie wmawiała sobie, że nie dla psa kiełbasa. Byłaby ostatnią osobą, do której mógłby coś czuć.

Od dłuższego czasu zerkał co chwilę na jej zamyśloną twarz. - Ciekawe, o czym tak intensywnie myśli? Martwi się? Nie… Inaczej wygląda zmartwiona. Jest taka delikatna i wrażliwa. Krucha, jak najdelikatniejsze szkło, a jednak potrafi walczyć z taką determinacją. Kolejny raz zaskoczyła mnie dzisiaj. Przekonała samego Alexandra Febo, księcia ciemności, prawdziwą szuję, zakałę tej firmy. Niewiarygodne.

- O czym myślisz Ula? Królestwo za twoje myśli. – Uśmiechnęła się nieśmiało.

- O niczym szczególnym. Tak ogólnie…

- Mogę cię o coś zapytać? Jeśli nie zechcesz, nie odpowiadaj, bo pytanie będzie osobiste.

- Pytaj, ja nie mam nic do ukrycia.

- Zastanawiałem się…, zastanawiałem się, czy masz kogoś, chłopaka w sensie.

- Ja? – Spojrzała na niego bezgranicznie zdumiona. – Żartujesz? Kto by mnie chciał? Skąd ci w ogóle przyszło do głowy takie pytanie? Odpowiedź na nie wydaje się taka oczywista.

- Teraz to ty żartujesz. Czy nie widzisz, jak bardzo przyciągasz spojrzenia mężczyzn? Jesteś piękna. Piękna i mądra. Jesteś wspaniała. – Westchnął. – A może kogoś kochasz? – Zadrżała.

- Marek, chyba jednak trochę się zagalopowałeś. Na to już nie odpowiem, bo to bardzo osobiste pytanie. – Tak kocham. Kocham ciebie, ale ci o tym nie powiem.

- Przepraszam. Masz rację. To był duży nietakt. Wybacz.

- Wybaczam. Nie mówmy już o tym. Ja przecież nie wypytuję cię o twoją dziewczynę.

- Ja nie mam dziewczyny – zaprotestował gwałtownie. Odkąd rozstałem się z Pauliną jestem sam.

- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. – Powiedziała z przekąsem.

- Ula, na pewno słyszałaś o mnie różne rzeczy. Większość z nich jest prawdą. Byłem prawdziwym draniem, ale zmieniłem się. Zamknąłem tamten rozdział raz na zawsze. Nie wrócę już do dawnego życia.

- To dobrze. Dobrze dla ciebie. Nie można bawić się czyimiś uczuciami, bo łatwo zranić osobę, której robi się takie rzeczy. Ja nie mogę cię oceniać, nie chcę i nie będę, bo to nie są moje sprawy. Nie znałam cię z tamtych czasów, a plotek nie słucham.

Podjechał pod bramę. Obiegł samochód i podał jej przy wysiadaniu dłoń.

- To do jutra. Będziemy punktualnie. Do zobaczenia. Pochylił się i cmoknął ją w policzek. Szybko wsiadł do samochodu i ruszył zostawiając ją zdezorientowaną z czerwonymi policzkami przed domem.


ROZDZIAŁ 8


Stała dopóki samochód Marka nie zniknął jej z oczu. Bezwiednie dotknęła dłonią policzka. Nadal czuła na nim jego ciepłe, miękkie, zmysłowe usta. Miała zamęt w głowie, bo kolejny raz nie rozumiała, dlaczego to zrobił. Czy to było tylko przyjacielskie cmoknięcie w policzek, czy coś więcej? Uśmiechnęła się. – Obojętnie, jaki by nie był ten całus muszę przyznać, że był bardzo przyjemny. Może jednak on do mnie coś czuje?

Nie miała czasu dłużej się nad tym zastanawiać. Praca czeka. Obiecała przecież, że przygotuje coś naprawdę dobrego. Przywitała się z ojcem i dzieciakami. Jej młodszy brat właśnie wybierał się na randkę ze swoją dziewczyną Kingą, a Betti zawzięcie rysowała coś przy stole.

- Beatko możesz pójść rysować do swojego pokoju? Będę potrzebowała stół. Wiesz, że jutro mamy ważnych gości. Trzeba przygotować coś smacznego.

- Ja ci pomogę. Będę ci podawać rzeczy z lodówki. – Pogłaskała ją po głowie. – Dobrze kochanie. Idź schować blok i kredki a ja ściągnę serwetę.

- Myślałam, co ugotować na ten obiad. – Zwróciła się do ojca. – Wymyśliłam, że zrobię obiad śląski, wiesz… kluski śląskie, guminklejzy, jak nazywa je ciocia Basia, rolady i czerwoną kapustę. Oni na pewno nigdy nie mieli okazji kosztować takiej kuchni.

- Dobry pomysł, a zupa?

- Myślałam o czerwonym barszczu z krokietami. – Ojciec uśmiechnął się błogo.

- Pysznie. Miałaś też piec.

- Właśnie zaraz się za to zabiorę. Upiekę biszkopt i zrobię tort i może jeszcze ciasto z migdałami, co myślisz?

- To dużo pracy Ula, zdążysz?

- Nie martw się tato, dam radę. Już się za to zabieram.

- Pomogę i ja. Obiorę buraki na barszcz i ziemniaki na kluski. Też chcę się na coś przydać. W końcu to moi goście.

- Nasi tato, przecież będzie Marek.


W sobotę całe do południa kończyła to, co zaczęła poprzedniego dnia. Przełożyła tort masą i z uśmiechem przyglądała się Beatce, jak gorliwie wylizuje jej resztki z misek. Migdałowiec wyszedł nadzwyczajnie. Na stolnicy pyszniła się niezliczona ilość okrągłych, niewielkich klusek z wgłębieniami w środku. Podprawiła jeszcze zupę i sos. Wszystko było gotowe. Śnieżno-białym obrusem przykryła stół w pokoju gościnnym, na którym ustawiła zastawę i sztućce. Gotowe. Teraz tylko czekali na przybycie gości. Ula przebrana w sukienkę podkreślającą atuty jej smukłej figury pomagała Beatce się ubrać. Mała też wyglądała elegancko w sukience kupionej przez Ulę za jej pierwszą wypłatę. Mężczyźni również prezentowali się elegancko.

O czternastej zauważyła samochód Marka podjeżdżający pod dom.

- Już są – powiedziała cicho do ojca. Ruszył w kierunku drzwi i już po chwili witał ich wylewnie. Panią Helenę cmoknął szarmancko w dłoń i uściskał Krzysztofa. Potem przywitał się z Markiem, który roziskrzonym wzrokiem patrzył na Ulę. Zza pleców wyciągnął bukiet pięknych róż.

- Czy ten przyjmiesz? Jest od nas wszystkich. – Odebrała go z jego rąk.

- Dziękuję.

Podszedł do Jaśka i wyciągnął do niego dłoń.

- Witaj Jasiu. Nie znamy się jeszcze. Jestem Marek. Mam tu dla ciebie skromny upominek. To pamięć przenośna do komputera, może ci się przyda.

- Bardzo dziękuję – zaskoczony Jasiek przyjął prezent – na pewno się przyda.

- Beatko – Marek zwrócił się do dziewczynki – a to dla ciebie. Nowy blok i mnóstwo kredek. Na pewno starczą na długo. – Dziewczynka rzuciła mu się na szyję i ucałowała go w oba policzki.

- Dziękuję. Najbardziej ze wszystkiego lubię rysować.

Uśmiechnął się z rozczuleniem. Nie spodziewał się takiej spontanicznej reakcji po tej małej.

- Kochani – zabrzmiał głos Józefa – serdecznie zapraszamy dalej. Wchodźcie, bardzo proszę. Tak się cieszę, że przyjechaliście. Ula zaraz poda nam obiad.

Goście usadowili się przy stole. Ula w zgrabnym fartuszku już uwijała się w kuchni nalewając do wazy parujący barszcz i układając na dużym talerzu gorące krokiety. Do kuchni wszedł Marek.

- Pomogę ci Ula. Będę nosił. – Przyjęła jego pomoc z wdzięcznością.

- Dziękuję, to bardzo wszystko ułatwi. Wreszcie zasiedli przy stole wszyscy delektując się pierwszym daniem.

- Uleńko, barszcz jest znakomity a krokiety pyszne. – Helena rozpływała się w pochwałach. Masz prawdziwy talent do gotowania.

- Dziękuję pani Heleno. Cieszę się, że państwu smakuje.

- Ula nie tylko ma talent do gotowania. – Odezwał się Krzysztof. – Zazdroszczę ci Józefie córki. Jest piękna, mądra, z niezwykłym talentem do ekonomii. Zatrudnienie jej w firmie było moim najlepszym posunięciem od lat. To cenny nabytek.

- Potwierdzam – odezwał się milczący dotąd Marek. – Jest najlepszą asystentką, jaką kiedykolwiek miałem. Te wcześniejsze nie dorastają jej nawet do pięt.

Józef puchł z dumy słysząc te słowa.

- Ula, to takie dobre dziecko. Zawsze lubiła się uczyć i zawsze miała same piątki. Studia zaliczyła z wyróżnieniem i przez cały ich okres miała przyznane stypendium naukowe. A przecież miała tyle innych obowiązków. Ja do tej pory nie wiem, jak ona to godziła. Po śmierci mojej Magdy, to ona zajmowała się wszystkim. Wychowywała Beatkę, która była wtedy niemowlęciem i dbała o nas. Zresztą tak jest do tej pory. – Spojrzał z czułością na córkę, która z czerwoną twarzą i spuszczoną głową siedziała na wprost niego.

- Tato, proszę cię, już dosyć o mnie. Spójrz, jak płoną mi policzki. – Wyszeptała.

- Nie wstydź się Ula – Helena uśmiechnęła się do niej z sympatią. - Powinnaś być z siebie dumna, bo wiele osiągnęłaś.

- Dziękuję pani Heleno. To ja może podam drugie danie. Czy kosztowali państwo kiedyś śląskiej kuchni? – Jak na komendę pokręcili głowami.

- W takim razie dzisiaj jest dobra okazja, bo będą śląskie klimaty. Mam nadzieję, że będzie państwu smakować. - Podniosła się z krzesła i zaczęła zbierać talerze. Podniósł się i Marek.

- Zostaw Ula. Ja pozbieram, a ty idź szykować te specjały.

Danie zachwyciło ich. Nigdy nie jedli podobnych rzeczy. Mięso rozpływało się w ustach a Helena koniecznie domagała się przepisu na kluski.

Po obiedzie wstawiła wodę na kawę i zabrała się za mycie naczyń. Marek wyszedł z pokoju, oparł się o framugę drzwi i przyglądał się jej z zachwytem. Była taka zręczna, a robota paliła jej się w rękach. Ułożyła ostatni talerz na suszarce i wytarła dłonie. Odwróciła się i ujrzała go stojącego z łagodnym uśmiechem na ustach.

- Długo tu stoisz?

- Długo i przyglądam ci się. To piękny widok Ula. – Znowu te rumieńce. Podszedł do niej i podniósł jej dłoń do ust.

- Wszystko było pyszne. Znakomite. – Zmieszała się pod wpływem jego słów.

- Jeszcze deser. Zapytaj może, czy wszyscy piją kawę, może ktoś woli herbatę, a ja tymczasem pokroję ciasto.

W chwilę później wrócił do kuchni i oszołomiony spojrzał na wielki tort i ogromną blachę ciasta.

- To też robiłaś sama?

- Też. Po co kupować w sklepie, jeśli można zrobić samemu? To ile tych kaw?

- Wszyscy piją prócz Jasia i Betti.

- Dobrze, to zanieś może ciasto a ja zrobię kawę.

Na widok tortu oboje Dobrzańscy aż jęknęli z zachwytu.

- Ależ wspaniały. Dawno nie jedliśmy takich wspaniałości.

Na stół wjechała słynna nalewka Józefa. Dzieci zabrały swoje porcje ciasta i poszły do siebie.

- Może i my przejdziemy do mnie. Zostawimy rodziców, na pewno mają sobie wiele do powiedzenia. Nie będziemy im przeszkadzać. – Szepnęła Ula do Marka.

- Masz rację. Niech sobie pogadają. - Podnieśli się z miejsc. – Zostawiamy was kochani. Porozmawiajcie sobie. My też idziemy pogadać.

Ula otworzyła drzwi od swojego pokoju i weszła pierwsza. Marek wszedł za nią rozglądając się ciekawie. Pokoik był nieduży i bardzo skromny. Mały tapczanik, niewielkie biureczko, szafa i regał na książki. Jednak wszystko razem sprawiało przytulne wrażenie.

- Ładnie tu. Bardzo kobieco. – Uśmiechnął się do niej.

- Siadaj proszę – wskazała mu krzesło. Sama przysiadła na tapczanie.

Trzymając talerzyki w dłoniach konsumowali ten pyszny tort. Marek zjadł ostatni kawałek i wytarł serwetką usta.

- To było rewelacyjne. Dawno się tak nie najadłem. Najczęściej przygrzewam coś szybko w mikrofalówce, albo jem coś na mieście.

- Ja nigdy tak nie robię. Przynajmniej tak było do tej pory, no może poza zapiekankami, które lubię. Zawsze wolałam coś zrobić w domu. Musieliśmy oszczędzać, więc najczęściej były to tanie potrawy. Na szczęście je lubią. Betti kocha racuchy, naleśniki i pierogi. Jasiek podobnie. Nie są wybredni.

- Podziwiam cię Ula, a po tym, co dzisiaj usłyszałem od twojego ojca, jeszcze bardziej. Jesteś niezwykłą i wyjątkową osobą. Cieszę się, że pracujesz ze mną. Już nie wyobrażam sobie firmy bez ciebie.

- Przesadzasz. Ja jestem całkiem zwyczajna. Nie jestem nikim szczególnym.

- Mylisz się. Ja nigdy nie poznałem nikogo nawet w ułamku podobnego do ciebie. Sprawiłaś, że teraz inaczej postrzegam pewne rzeczy i krytycznie podchodzę do tego, co robiłem w przeszłości. Wstydzę się za nią.

Wstał z krzesła i usiadł obok niej. Znowu załomotało jej serce. Poczuła zapach jego perfum, od którego zawsze kręciło jej się w głowie.

- Dasz się jutro wyciągnąć do kina? – Spojrzała mu w oczy kompletnie zaskoczona jego propozycją.

- Do kina? – Wydukała.

- Mhmm. Poszlibyśmy na jakąś komedię. Zobaczę wieczorem, co grają.

- No nie wiem… Czy ty jesteś pewien, że chcesz tam pójść właśnie ze mną?

- Jak niczego na świecie. Po kinie poszlibyśmy na kolację do jakiejś przytulnej knajpki. – Nadal nie mogła wyjść z szoku.

- Marek… Czy ty proponujesz mi coś w rodzaju randki? – Roześmiał się na całe gardło.

- Nie chciałem tego nazywać wprost, ale skoro już zapytałaś, to odpowiem. Zapraszam cię nie na coś w rodzaju randki, ale na najprawdziwszą randkę pod słońcem. Zgodzisz się? – Patrzył na nią rozbawiony i zauważył jak na jej twarz wypływa ten słodki rumieniec, który tak uwielbiał.

- No dobrze… Zgadzam się. – Znowu ujął jej dłoń i przycisnął do ust.

- Dziękuję Ula. To wiele dla mnie znaczy. Przyjadę koło piętnastej. Będziesz gotowa, nie za wcześnie?

- Nie. Piętnasta będzie w sam raz.

Do pokoju zapukał Józef i wsunął głowę.

- Chodźcie dzieci. Państwo Dobrzańscy chcą już jechać.

Podnieśli się z tapczanu i wyszli do przedpokoju. Krzysztof porwał Ulę w ramiona i uściskał ją serdecznie.

- Dziękujemy Uleńko za fantastyczne przyjęcie. Obiad był znakomity a deser jeszcze lepszy. Koniecznie też musicie i nas odwiedzić. Będzie nam bardzo miło gościć twoją rodzinę u nas Józefie.

- Na pewno przyjedziemy. Dziękujemy za zaproszenie.

- Zaczekajcie państwo jeszcze chwileczkę. Ciasta jest tak dużo, że my nie damy rady go zjeść. Zapakuję po kawałku do jutrzejszej, porannej kawy. – Pobiegła do kuchni i ukroiła po solidnej porcji tortu i migdałowca pakując w zgrabne paczuszki. Wręczyła jedną Helenie, a drugą Markowi.

- Bardzo proszę, na zdrowie.

- A tu Krzysztofie coś na pobudzenie twojego krążenia. – Józef podał do rąk Dobrzańskiego wielki, pękaty gąsiorek z nalewką.

- Dziękuję Józefie. Nie przesadzałeś. Jest naprawdę znakomita.

Z góry zbiegł Jasiek i Beatka, by również pożegnać się z gośćmi. Ula narzuciła płaszcz.

- Odprowadzę państwa do samochodu.

Wyszła z nimi przed bramę. Marek pomógł seniorom wsiąść do samochodu i stanął jeszcze przed Ulą.

- Dziękuję i ja Ula za tak wspaniały obiad i za wszystko, za cały ten dzień. Widzimy się jutro? Nie zmieniłaś zdania? – Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. – Zadrżał i zatopił się w tych dwóch diamentach.

- Nie, nie zmieniłam. Do jutra. – Powiedziała półgłosem.

Nachylił się i kolejny raz uraczył jej policzek słodkim buziakiem.

- Dobranoc.

Stała jeszcze chwilę odprowadzając wzrokiem światła jego samochodu.

- Znowu to zrobił. Znowu mnie pocałował. Nadal nie znam powodów tych całusów. Robi to z przyjaźni, czy z czegoś… Nie, nie, nie rób sobie nadziei. Ją najgorzej wpuścić do serca i potem się rozczarować. Rozsądek Cieplak, rozsądek.

A jednak gdzieś na dnie duszy tliło się jakieś niejasne przeczucie, że może on jednak zmienił o niej zdanie. Sam powiedział, że to najprawdziwsza randka. Gdyby była mu obojętna, nie zapraszałby jej przecież.

Wróciła do domu, gdzie Józef kończył sprzątać. Spojrzał z uśmiechem na swoją najstarszą latorośl.

- Dziękuję córcia. Znakomicie udało się to spotkanie, dzięki tobie. Zrobiłaś same pyszności, nie mogli się nachwalić. Idź się połóż, ja tu dokończę.

- Dobrze pójdę. Zmęczona jestem. Aha. Zapomniałam ci powiedzieć. Umówiłam się na jutro z Markiem do kina. Przyjedzie tu o piętnastej. – Twarz Józefa rozjaśniła się w uśmiechu.

- Bardzo się cieszę Ula. Marek, to bardzo miły człowiek. I jest bardzo przystojny – dodał z błyskiem w oku.

- Tato – popatrzyła na ojca z wyrzutem – nie wyobrażaj sobie Bóg wie, czego. To tylko kino, nic więcej.

- No już dobrze, dobrze. Nic nie mówię.


Leżał w łóżku i z uśmiechem wspominał dzisiejsze popołudnie i wieczór. Dawno nie spędził tak mile dnia. Do niedawna wydawało mu się, że najlepiej spożytkowany czas, to ten w klubie przy dobrym drinku i w towarzystwie stałych bywalczyń takich miejsc. Teraz krzywił się z niesmakiem na samą myśl. Pierwszy raz przyszła refleksja, że to, co robił do tej pory było na wskroś złe. Tak naprawdę przecież nie był taki. W gruncie rzeczy był wrażliwym facetem i choć nocne życie stolicy zepsuło go, to nadal siedziały w nim resztki tej wrażliwości. Coraz częściej ją uzewnętrzniał. Dzięki Uli. Pod jej wpływem zmieniał się. Miał coraz więcej pozytywnych odruchów, którym często sam się dziwił. Ciągnęło go do niej i do jej świata. Nie potrafił określić, czy bardziej działała na niego jej powalająca uroda, czy zalety jej charakteru. Jedyne, co sobie uświadamiał, to to, że musi obchodzić się z nią bardzo delikatnie, by znowu jej nie zranić. Nie darowałby sobie, by ponownie miała przez niego płakać. Przypomniał sobie swoją ukochaną książkę z dzieciństwa, którą wielokrotnie czytała mu niania, „Małego Księcia” i słowa Lisa „jesteśmy odpowiedzialni za to, co oswoimy”. On bardzo chciał ją oswoić, by nie reagowała tak nerwowo na jego dotyk. Czuł, że ostatnio nieco się przełamała i nie wyrywa już tak gwałtownie dłoni, kiedy on ją całuje. Metoda małych kroków. W końcu przekona się do niego i uwierzy, że jego intencje wobec niej są szczere. Trzeba tylko trochę czasu.

Przypomniał sobie, jak zareagowała na pytanie o chłopaka i na zaproszenie do kina. Uśmiechnął się. Ona nadal nie doceniała atutów swojej urody i uważała się za niezbyt atrakcyjną, choć tak naprawdę była chodzącą pięknością. To też musi jej uświadomić, by nabrała większej pewności siebie. Był podekscytowany tą jutrzejszą randką i cieszył się, że zobaczy ją znowu. Czyżby zaczynał za nią tęsknić?


Obudził się późno. Wziął szybki prysznic i ubrany w szlafrok zasiadł do laptopa. Sprawdził repertuar kin. W końcu po przeczytaniu recenzji zdecydował się na amerykańską komedię. Zadzwonił też do Baccaro i zarezerwował stolik na dziewiętnastą. Restauracja miała swój klimat i czuł, że Uli tam się spodoba.

Dokładnie o piętnastej zadzwonił do drzwi Cieplaków. Otworzył mu Józef z szerokim uśmiechem.

- Witaj Marek. Wchodź, bardzo proszę. Ula jest już gotowa.

Wszedł do środka i zauważył ją wychodzącą ze swojego pokoju. Zalśniły mu oczy z zachwytu. Wyglądała cudnie. Elegancka kaszmirowa sukienka z długimi rękawami w kolorze granatowym, z błękitnymi wstawkami seksownie opinała jej zgrabną sylwetkę. Delikatny makijaż i finezyjnie upięte włosy dopełniały reszty.

- Cześć Marek – powiedziała niskim, łagodnym głosem.

- Witaj piękna. – Natychmiast spuściła głowę, by ukryć rumieńce. Nadal nie mogła się przyzwyczaić do komplementów.

- Przesadzasz – odparła cicho.

- Ani trochę – droczył się z nią uśmiechając się cudnie i prezentując w całej okazałości te słodkie dołki nadające jego twarzy figlarny wygląd. – Jesteś gotowa? Możemy jechać?

- Tak. Możemy.

Wyszedł z domu przepuszczając ją szarmancko przodem.

- Przeglądałem repertuar i wybrałem komedię amerykańską. Mam nadzieję, że lubisz?

- Bardzo lubię. To lepsze niż zabójstwa lub strzelanina.

Siedział obok niej na kinowym krześle i zamiast na film gapił się na nią. Reagowała bardzo spontanicznie. Z przyjemnością obserwował, jak akcja filmu wywołuje u niej żywiołowe wybuchy śmiechu. Było w tym tyle naturalności. Odruchowo położył dłoń na jej dłoni. Nieco się spięła i zaskoczona spojrzała na niego, ale nie cofnęła swojej. Ucieszył się. To był już jakiś postęp, bo nie uciekała przed dotykiem.

Wyszli z kina rozbawieni. Ona nadal ocierała łzy wywołane przez śmiech, a on był niewyobrażalnie szczęśliwy, gdy patrzył na nią taką wesołą i rozluźnioną. Gdzieś w środku rozlało się dziwnie przyjemne ciepło niosące ze sobą duży ładunek tkliwości, czułości, uwielbienia i… miłości? - Miłość?! Boże słodki! Zakochałem się! Ja ją kocham?! Na pewno kocham. Tego nie można pomylić z czymś innym.

Najpierw doznał wstrząsu, gdy uświadomił sobie ten stan, a po chwili poczuł wielką ulgę. Czuł się tak, jakby wielki kilkutonowy głaz zsunął się z jego serca i pozwolił, by uwolnione zaczęło bić przyspieszonym, nierównym, urywanym rytmem, wystukując miłosne staccato. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był taki szczęśliwy. To musiało być bardzo dawno temu, a może nigdy?


Siedzieli przy stoliku ukrytym w kącie sali i przeglądali menu.

- Na co masz ochotę Ula? Mają tu świetne owoce morza, szczególnie mule. Polecam.

Podniosła głowę znad karty i uśmiechnęła się łagodnie.

- Na pewno są pyszne, ale ja nie mogę ich jeść. Jestem uczulona na ryby. Gdybym zjadła nawet niewielki kawałek miałbyś ze mną kłopot, bo wpadam we wstrząs anafilaktyczny.

- Naprawdę? Nie miałem pojęcia… - Wyjąkał zaskoczony. – To wybierz może coś bardziej bezpiecznego.

- Wezmę risotto z warzywami i pieczarkami.

Kiedy podszedł kelner, złożył na nie podwójne zamówienie.

Konsumowali w ciszy. Czasami rzucał w jej stronę uważne spojrzenie i podziwiał jej pełne wdzięku ruchy. Podobała mu się z każdą chwilą coraz bardziej. Podobał mu się nawet sposób, w jaki nabierała na widelec kolejną porcję risotto i wkładała sobie do ust. W pewnym momencie pomyślał nawet, że to jej szukał przez całe życie i uświadomił sobie, jak bardzo błądził przez te wszystkie lata. Chyba nie sądził, że znajdzie taki diament w klubach, wśród papierosowego dymu i oparów alkoholu? Ona była kimś szczególnym i tak bardzo wyjątkowym. Nie kobietą na jedną noc, lecz kobietą na całe życie.

Kiedy zabrano puste talerze i przyniesiono im aromatyczne espresso, przysunął się do niej i pochylając głowę rzekł.

- Chciałbym cię o coś zapytać Ula. – Uśmiechnęła się.

- Znowu jakieś przesłuchanie? Chyba wiesz już o mnie wszystko. Tata ostatnio był bardzo wylewny.

- Nie… Nie o to chodzi… Chciałbym cię zapytać, czy zgodziłabyś się ze mną spotykać. – Spojrzał na nią niepewnie. Zaskoczył ją. Jej zdziwione oczy były ogromne.

- Ale… jak to spotykać…? Przecież widujemy się codziennie w pracy.

- No tak, ale nie o takie spotkania mi chodzi. Nie o spotkania na gruncie służbowym. Ja chciałbym cię widywać prywatnie. – Widząc jej zszokowaną minę wyjaśnił.

- Powiem wprost, bo widzę, że to duże zaskoczenie dla ciebie. Chciałbym chodzić z tobą na randki i poznać cię bliżej od prywatnej strony. Zgodzisz się?

Siedziała nieruchomo wbijając w niego rozszerzone zdumieniem te dwa, ogromne chabry i przetrawiała jego propozycję. Ujął jej dłoń w swoje dłonie i podniósł do ust.

- Nie odmawiaj mi proszę – wyszeptał. Jeśli się zgodzisz, będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

- Marek, to wszystko dzieje się zbyt szybko. Jak dla mnie, za szybko. Ja muszę to przemyśleć, zastanowić się. Obiecuję, że jutro rano dostaniesz odpowiedź. Ale nie poganiaj mnie proszę.

- Dobrze Ula, nie będę naciskał. Dam ci tyle czasu, ile zechcesz.

Odwiózł ją do domu i stanął jeszcze chwilę z nią przed bramą.

- Dziękuję ci za to miłe popołudnie i wieczór i już nie mogę się doczekać jutra. – Nachylił się całując jej policzek.

- Dobranoc Ula.

- Dobranoc. Jedź ostrożnie.


ROZDZIAŁ 9


Weszła cicho do domu. W głowie miała chaos. Ta dzisiejsza randka i ta niespodziewana propozycja z jego strony. Nie chciała mu od razu dawać odpowiedzi, choć była zdecydowana, by wyrazić zgodę. Kochała go przecież, ale czy on czuł to samo? Widziała, jak na nią patrzy. Tak nie patrzy ktoś, kto czuje obojętność. - Może i on poczuł do mnie coś więcej? Może i on obdarza mnie uczuciem? To by było zbyt piękne marzenie.

Postanowiła, że da mu odpowiedź pozytywną, ale będzie ostrożna. Nie pozwoli się już zranić.

Następnego dnia spotkała przed wejściem do firmy Pshemko. Przywitał się z nią wylewnie.

- Jesteś coraz piękniejsza duszko. Wpadniesz do mnie dzisiaj na pogawędkę?

- Wpadnę. Poczęstujesz mnie odrobiną czekolady? Mam na nią dzisiaj wyjątkową ochotę.

- Urszulo, co za pytanie. Oczywiście, że poczęstuję. Wpadnij w takim razie koło dwunastej.

Na piątym piętrze rozstali się. Weszła do sekretariatu i rozebrała się. Wyciągnęła potrzebne materiały i włączyła komputer. Nagle drzwi gabinetu dyrektora otworzyły się i stanął w nich on sam.

- Cześć Ula.

- Ty już jesteś? Myślałam, że nie ma jeszcze nikogo.

- Nie mogłem spać. Całą noc myślałem o nas. Wejdziesz do mnie?

Odłożyła segregatory i weszła do gabinetu. Zamknął za nią dokładnie drzwi i stanął naprzeciw z napięciem wpatrując się w jej oczy.

- Ula nie trzymaj mnie w niepewności, błagam. Podjęłaś decyzję?

- Tak, podjęłam. Zgadzam się.

Jego radosny krzyk odbił się echem w pokoju. Porwał ją w ramiona i okręcił się z nią kilkakrotnie dookoła.

- Kocham cię, kocham, kocham!

Wreszcie zdyszany postawił ją na podłodze. Kręciło jej się w głowie i od tej karuzeli, którą jej urządził i od słów, które usłyszała przed chwilą. Zszokowana spojrzała w jego rozradowane oczy.

- Coś ty powiedział? – Wydukała. Objął ją i czule pogładził po zarumienionym policzku.

- Powiedziałem, że cię kocham. Bardzo. To uczucie rozsadza mi piersi i chciałbym to wykrzyczeć całemu światu. – Spojrzał na nią poważnie.

- Ale ty chyba kochasz kogoś innego. Nie powiedziałaś mi tego wtedy, jak pytałem. – Stwierdził ze smutkiem.

- To nie tak Marek. Nie mogłam ci wtedy odpowiedzieć, bo musiałabym ci wyznać, że to ciebie kocham. Zakochałam się w tobie wtedy, jak byłeś dla mnie taki niemiły i nie rozumiałam sama siebie. Nie rozumiałam, jak mogłam zakochać się w kimś, kto tak bardzo mnie rani i krzywdzi. A jednak tak było. Próbowałam stłumić w sobie to uczucie, ale nie było to takie proste.

- Tak bardzo cię przepraszam, że usłyszałaś ode mnie tyle przykrych słów. To już nigdy się nie powtórzy, a ja kocham cię nad życie.

Pochylił się i przylgnął do jej ust. Pocałunek był delikatny i niezwykle czuły. Oderwał się od niej i przytulił do piersi gładząc jej włosy.

- Jesteś moim największym szczęściem.

- Pójdę już, – powiedziała niemal szeptem - pewnie Viola zaraz przyjdzie. Ponownie sięgnął jej ust i z żalem wypuścił z ramion.

Usiadła bez ruchu za biurkiem przetrawiając w głowie słowa, które powiedział. – Kocha mnie. Powiedział to. Jestem taka szczęśliwa. Pocałował mnie. Jego usta są takie miękkie, delikatne, zmysłowe. Sama słodycz. To było bardzo przyjemne.

- Cześć Ulka – do rzeczywistości sprowadził ją głos Kubasińskiej.

- A cześć, cześć. – Viola przyjrzała się jej bacznie.

- Coś ty taka rozmarzona? Zakochałaś się, czy co?

- No co ty, Viola. – Zaprotestowała słabo. – Lepiej zabierajmy się do roboty.

Nie chciała wdawać się w dyskusje z sekretarką. Znała jej ciągoty do konfabulacji. Gdyby poznała prawdę, ta rozniosłaby się lotem błyskawicy po firmie, w dodatku odpowiednio podkoloryzowana.


Siedział u Olszańskiego wysłuchując jego historii ostatniego weekendu. Był znudzony. Od jakiegoś czasu przestał rozumieć ekscytację przyjaciela nowo poznanymi panienkami.

- Powinniśmy znowu razem wyskoczyć do klubu. Dawno nie byliśmy. Opuszczasz się przyjacielu.

- Tak, chyba tak. Muszę ci coś wyjaśnić. Przede wszystkim to, że już nigdy moja noga nie postanie w klubie. Skończyłem z tym.

Olszański zamarł. Wszystkiego mógłby się spodziewać, ale nie tego, że jego najlepszy przyjaciel, często inicjator klubowych wypadów, złoży mu taką deklarację.

- Nie rozumiem. Dlaczego?

- Przestało mnie bawić takie życie. Poza tym zakochałem się.

- Zakochałeś się? – Zdumienie kadrowego sięgnęło zenitu. – W kim?

- W Uli. – Seba wytrzeszczył na niego oczy.

- W Cieplak?

- A znasz jakąś inną? Zrozumiałem to w ten weekend właśnie. Kocham ją, jak wariat i nie chcę już żadnej innej. Jest wspaniała. Piękna, dobra, wyrozumiała i wspaniałomyślna. To chodzący ideał Seba.

- No, no, w życiu bym się nie domyślił.

- Wiem. Dlatego mówię ci o tym osobiście. Też powinieneś się zakochać. Byłbyś przez to szczęśliwszy. Wracam do siebie.

Na korytarzu natknął się na Ulę.

- Dokąd się wybierasz kochanie? – Zarumieniła się po czubek głowy. Wyglądała tak słodko i niewinnie.

- Marek, zawstydzasz mnie – wyszeptała. – Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Nikt nigdy tak mnie nie nazywał.

- Przyzwyczaisz się, – spojrzał jej z miłością w oczy – bo ja nie będę cię od dzisiaj nazywał inaczej. Jesteś moim kochaniem, skarbem, szczęściem, aniołem i ideałem pod każdym względem. Nie będę jednak taki ostentacyjny i nie będę cię całował na korytarzu, choć muszę przyznać, że mam na to wielką ochotę.

Kolor jej policzków jeszcze bardziej się zintensyfikował.

- Jesteś niemożliwy. Idę na pół godziny do Pshemko. Obiecałam mu, że wpadnę.

- W porządku. Na razie i tak nie ma nic pilnego.

Weszła cicho do pracowni i przywitała się z projektantem. Usiadła tuż obok, a on już nalewał jej filiżankę aromatycznej czekolady.

- Co słychać Urszulo? Dawno nie rozmawialiśmy.

- Dużo się wydarzyło Pshemko. W sobotę mieliśmy na obiedzie państwa Dobrzańskich. Wiesz, że pan Krzysztof poznał tatę w szpitalu i zaprzyjaźnili się? Mówiłam ci o tym. To dzięki tej znajomości dostałam tutaj pracę.

- Tak, pamiętam i uważam, że to była najlepsza decyzja Krzysztofa od lat. Nie wiem, jak poradziłbym sobie bez ciebie.

- Dziękuję, to miło, że tak myślisz. Chciałabym ci coś powiedzieć, ale to musi pozostać między nami. Chcę twojej rady i opinii. Jesteś moim jedynym przyjacielem i zależy mi na twoim zdaniu.

Pshemko wyprostował się dumnie na fotelu.

- Mów Urszulo, ja nic nikomu nie powiem.

- Zakochałam się – strzeliła prosto z mostu.

Na twarz projektanta wypłynął rozanielony uśmiech.

- To wspaniale. Kim jest ten szczęściarz?

- To Marek.

- Marek? Przecież on tak źle cię traktował. Pomiatał tobą. Jak mogłaś się w nim zakochać?

- Też tego nie rozumiałam, ale ten ostatni weekend zmienił wszystko. W niedzielę zaprosił mnie do kina i potem poprosił, bym zaczęła się z nim spotykać. Dzisiaj wyraziłam na to zgodę, a on wyznał mi miłość.

Mistrz popatrzył na nią myśląc o czymś intensywnie.

- Wiesz Urszulo, do niedawna miałem go za lekkoducha i trzpiota, ale ostatnio zauważyłem, że jednak się zmienił. Stał się bardziej odpowiedzialny. On nie jest taki skory do wyznawania komuś uczuć. Nawet nie wiem, czy Paulina usłyszała od niego kiedykolwiek takie wyznanie. Skoro tobie wyznał miłość, to myślę, że naprawdę cię kocha. Podobnie, jak na mnie i na niego masz dobry wpływ.

- Myślisz, że mogę mu zaufać?

- Na razie niech to będzie ograniczone zaufanie. On musi ci udowodnić, że na nie zasługuje.

- Dziękuję Pshemko. Jesteś prawdziwym przyjacielem.


Zaczęli się więc spotykać. Każde spotkanie z nią traktował, jak święto, bo każde było wyjątkowe. Stała się dla niego najważniejszą osobą na ziemi. Często chodzili na spacery po parku zajadając się zapiekankami, które Ula tak bardzo lubiła. Kochał w niej wszystko. Najdrobniejszy gest, uśmiech, spojrzenie jej błękitnych oczu i to, że powoli oswajała się i nie broniła przed dotykiem jego rąk i przed pocałunkami. Nadal była nieco nieśmiała, ale powoli wychodziła ze swojej skorupki, co jego cieszyło niezmiernie. Czasem przełamywała tę swoją nieśmiałość i pozwalała sobie na bardziej intymne gesty. Uwielbiała gładzić opuszkami palców jego twarz, a szczególnie te miejsca, w których ukazywały się te słodkie dołeczki i obrysowywać kontur jego ust.

- Kocham cię – mówiła wtedy, z zażenowaniem spuszczając powieki, a on całował te pełne usta i potwierdzał, że on ją też, najmocniej na świecie.

W jakiś czas później rodzina Cieplaków została zaproszona do rezydencji Dobrzańskich. I tym razem Marek robił za kierowcę. Przyjechał po nich i w komplecie zawiózł do rodziców. Byli pod wrażeniem tego ogromnego domu

Po wystawnym obiedzie Marek zabrał Ulę i dzieciaki do swojego dawnego pokoju zostawiając seniorów w salonie.

- Zauważyliście, że Marek i Ula chyba mają się ku sobie? – Zagadnął Józef. – On często u nas bywa. Siedzą u Uli i ciągle coś szeptają. Nie sądzę, że o sprawach służbowych. – Helena roześmiała się.

- Józefie, myśleliśmy, że wiesz. Marek przyjechał do nas któregoś dnia i wszystko nam wyznał. Zakochał się w niej. Powiedział nam, że ona jest tą jedną jedyną i nie będzie już dalej szukał, bo wreszcie ma u swego boku prawdziwe szczęście.

- No tak. Właściwie to mogłem się tego spodziewać widząc, jak patrzą na siebie. Ula jest bardzo skryta, nie pisnęła słówkiem.

- No to teraz już wiesz. Mamy nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. My jesteśmy bardzo szczęśliwi i wiemy, że Marek nie mógł lepiej trafić. Bardzo się przy niej zmienił. Stał się poważny. Profesjonalnie podchodzi do obowiązków. To wszystko jej zasługa.

- Bardzo się cieszę. Marek już na początku zrobił na mnie dobre wrażenie. Jestem naprawdę szczęśliwy. Wypijmy kochani za pomyślność tych dwojga.


A w nich ta miłość rozkwitała, jak najpiękniejszy kwiat. Wzbogacała ich o nowe doznania i doświadczenia. Nie potrafili już bez siebie funkcjonować. Nie ukrywali się też z nią. On tego nie chciał. Przekonał ją do swoich racji. Fama szybko się rozniosła po F&D. Violetta była w szoku. Jak to się stało, że niczego nie zauważyła? Żeby tak, pod samym jej nosem? Nie do wiary.

Któregoś dnia idąc z pomieszczenia socjalnego Ula natknęła się na Paulinę. Poczuła się niezręcznie. Rzuciła tylko słabe.

- Cześć Paulina.

- Witaj Ula. Dobrze, że cię widzę. Chciałabym porozmawiać. Może przejdziemy do bufetu?

- Dobrze – wyartykułowała cicho. – Czuła się okropnie, bo domyślała się, jaki temat Paulina chce poruszyć.

Usiadły w kącie sali i zamówiły dwie kawy.

- Paulina przepraszam cię.

- Za co?

- Za Marka. Wiem, że możesz mieć do mnie żal. Zakochałam się w nim, a i on obdarzył mnie uczuciem.

- Ula. Spokojnie. Ja nie mam do ciebie żalu. On zakochał się w tobie, jak już od dawna nie byliśmy ze sobą. Nie rozbiłaś naszego związku. Naprawdę nie musisz mieć wyrzutów sumienia. My nie bylibyśmy ze sobą szczęśliwi. On zdradzał mnie na każdym kroku i był kompletnie nieodpowiedzialny. To nie mogło dłużej trwać. Obserwuję go i widzę, jak się zmienił. Nie hula po klubach i naprawdę bardzo cię kocha. To widać. Ja tylko chciałam ci pogratulować. Mam nadzieję, że i ja kiedyś zakocham się podobnie.

- Na pewno tak będzie. Jesteś piękna. Niejeden mężczyzna chciałby zająć miejsce u twego boku. Sama zauważyłam, że Korzyński jest tobą zainteresowany. Widziałam, jak na ciebie patrzył na ostatnim zebraniu z przedstawicielami Startsportu. Jest bardzo przystojny i w dodatku bajecznie bogaty. Miałabyś przy nim dobre życie. Pomyśl o tym i gdyby zaprosił cię na randkę, nie odmawiaj.

- Naprawdę myślisz, że ja i on…? Muszę przyznać, że też mi się spodobał.

- Dlatego nie trać czasu. Każdy zasługuje na szczęście. Ty też.

- Dzięki Ula.

- Ja też dziękuję, bo twoje słowa sprawiły mi ulgę. Ciągle czułam się winna, że możesz mieć żal o to, że ja i Marek jesteśmy razem.

- Zapewniam cię raz jeszcze, że absolutnie nie mam żalu i życzę wam szczęścia.


Czas biegł nieubłaganie. Była druga połowa marca. Spacerując po parku z radością odkrywali pierwsze pąki pojawiające się na drzewach i krzewach. Brudne połacie śniegowej czapy topniały bardzo szybko, a spod nich przebijały nieśmiało pojedyncze źdźbła trawy. Uwielbiała wiosnę. Oddychała wtedy pełną piersią zrzucając z ramion ten zimowy balast. Niezmiennie była szczęśliwa u jego boku, a on odpłacał się jej podobnie. Kochał swoją małą, piękną, cudowną dziewczynkę.

Spacerowali właśnie parkową alejką trzymając się za ręce.

- Wiesz Ula. Pomyślałem sobie, że powinienem sprzedać dom. Jest za duży dla mnie. Powinienem kupić jakieś mieszkanie. Nieduże i bardziej przytulne. Jakieś trzy pokoje, salon, otwarta kuchnia. Jak myślisz?

- Skoro nie czujesz się w nim dobrze, to nie powinieneś się dłużej w nim męczyć. Przejrzyj oferty w Internecie. Na pewno znajdziesz coś interesującego.

- Przejrzysz ze mną? Chcę znać też twoje zdanie.

- Dobrze. Na razie nie jesteśmy aż tak bardzo obłożeni robotą.

Wrócili do firmy i usiedli przy jego biurku pochylając się nad laptopem. Ceny w centrum były astronomiczne. Zaczęli szukać na obrzeżach stolicy. Wreszcie znalazł jakąś intratną ofertę na Mokotowie. Nie tracił czasu. Zadzwonił i umówił się na oględziny mieszkania.

- Pojedziesz ze mną? Chciałbym, żebyś je zobaczyła.

- Pewnie. Chętnie pojadę. A kiedy?

- Jutro. – Spojrzała na niego z podziwem.

- Szybko działasz. Nie tracisz czasu.

- Nie ma na co czekać Ula. Zadzwonię jeszcze do biura rzeczoznawców. Niech który przyjedzie i wyceni dom. Złożę ofertę u pośrednika. Będzie szybciej.


Rzeczywiście nie tracił czasu. Nazajutrz pojechali na Sienną. To tam mieli obejrzeć jego potencjalne mieszkanie. Spodobało im się. Położone na dwunastym piętrze miało piękny widok na Warszawę. Uzgodnił cenę z pośrednikiem i zobowiązał się do wpłaty pierwszej raty tuż po podpisaniu umowy przedwstępnej. Druga miała być zapłacona po podpisaniu aktu notarialnego.

- I jak kotku, podoba ci się? – Spytał, gdy opuszczali budynek.

- Jest naprawdę ładne. Duże, przestronne i ustawne. Będziesz na pewno zadowolony.

- Jak już wszystko załatwimy u notariusza trzeba będzie kupić jakieś meble. Nie chcę zabierać żadnych z tego domu. Za bardzo przypominają mi Paulinę. To ona je wybierała, a ja chcę uwolnić się od wszystkich wspomnień.

- Jeśli chcesz, to wystawię je na aukcję. Szkoda byłoby je wyrzucać. Zawsze można wziąć za nie trochę pieniędzy. Musiałbyś tylko je sfotografować. Będziesz meblował się od nowa, więc każdy grosz się przyda. – Roześmiał się głośno i przyciągnął ją do siebie całując.

- Jesteś niesamowita. Odezwała się w tobie dusza ekonomisty.

- Oj tam, oj tam. Po prostu nie lubię marnotrawstwa. Paulina ma świetny gust, więc i meble na pewno też są ładne. Może znajdzie się na nie chętny?

- Już dobrze. Obiecuję, że dzisiaj wieczorem sfotografuję je wszystkie i przerzucimy je jutro do mojego firmowego komputera.

Aukcja szła dobrze. Ula trzymała rękę na pulsie. W tydzień po wystawieniu oferty sprzedaży domu zadzwonił do Marka pośrednik informując go, że znalazł się kupiec. Zszedł trochę z ceny i już bez przeszkód pozbył się domu. W międzyczasie podpisał też akt notarialny i wreszcie stał się współwłaścicielem mieszkania. Tak, współwłaścicielem. Drugim była Ula. Próbowała protestować, że tak nie można. Ona nie może przyjąć takiego wspaniałomyślnego prezentu. Zapewnił ją, że może jak najbardziej, bo on już ma konkretne plany związane z ich przyszłością i lepiej było to zrobić teraz, niż później. Nie pytała już o nic więcej. Bała się dociekać, co znaczy to „później”. Wysłuchawszy jego wszystkich argumentów już bez protestu podpisała akt u notariusza.

Po zakończeniu aukcji okazało się, że zarobili na niej sporo pieniędzy. Większość mebli, to były antyki i sprzedały się świetnie. Postanowili, że urządzą mieszkanie nowocześnie i przede wszystkim wygodnie. Wybór kuchni pozostawił jej mówiąc.

- Kochanie, przecież kiedyś zamieszkamy razem i będziesz urzędować w tej kuchni. Wybierz taką, która jest funkcjonalna i podoba ci się najbardziej.

Zaskoczył ją. Jednak cały czas planował. Dziwiła mu się, bo przecież była tylko jego dziewczyną, nawet nie narzeczoną. Przy tym wszystkim był bardzo tajemniczy a ona miała opory, by wypytywać go o szczegóły.

Wreszcie dopieścili swoje gniazdko. Meble były proste, bardzo nowoczesne. Za sprawą Uli mieszkanie osiągnęło przytulny wygląd. To ona nalegała na futrzaki na podłodze. Na razie w mieszkaniu zamieszkał Marek, a ona nawet nie przypuszczała, jak szybko to się zmieni.

Nadeszły święta wielkanocne. Ponownie Cieplakowie gościli u Dobrzańskich. Po świątecznym obiedzie gospodyni seniorów wniosła dzbanek z aromatyczną kawą i ogromny talerz ciasta. Panowie raczyli się nalewką Józefa. Marek zniknął z salonu, by pojawić się w nim znów z ogromnym bukietem kwiatów. Uklęknął przy Uli i z bocznej kieszeni marynarki wyciągnął czerwone, aksamitne pudełeczko. Patrzyła na niego zdumiona a w jej chabrowych, ogromnych oczach zakręciły się łzy.

- Kochanie. Korzystając z okazji, że są z nami dzisiaj wszyscy nasi najbliżsi chciałbym wyrazić, jak bardzo cię kocham i szanuję. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, moim skarbem i największym cudem. Czy zechcesz uczynić mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i wyjść za mnie?

Rozpłakała się i mocno do niego przytuliła obejmując go ramionami.

- O niczym bardziej nie marzę, jak trwać u twego boku do końca moich dni. Tak, zostanę twoją żoną.

Wpił się w te słodkie usta całując je zachłannie, aż straciła oddech. Złapała łapczywie powietrze. Przytulił ją do piersi gładząc jej włosy.

- Dziękuję ci skarbie. Jestem szczęśliwy.

Posypały się gratulacje z obu stron. Krzysztof poklepał go po ramieniu.

- No synu, to najlepsza decyzja, jaką podjąłeś w życiu. Ula, to prawdziwa perła. Kochaj ją, dbaj o nią, bo na to zasługuje.

- Kocham ją nad życie tato i nie mógłbym jej skrzywdzić.

Podszedł i Józef z gratulacjami. Marek odciągnął go na bok.

- Panie Józefie, ja mam prośbę do pana. Wie pan, że wspólnie z Ulą jesteśmy właścicielami mieszkania na Mokotowie. Chciałbym, żeby wyraził pan zgodę, by ze mną zamieszkała. Jest już moją narzeczoną, a wkrótce żoną. Obiecuję, że będziemy przyjeżdżać tak często, jak to tylko będzie możliwe, byście nie odczuli jej nieobecności.

- Marek. Ula jest dorosła i może robić, co chce. Ja przecież wiedziałem, że któregoś dnia opuści dom. To przecież normalne. Jesteście młodzi i powinniście nacieszyć się sobą, póki możecie.

- Dziękuję – Marek był wzruszony. Nie sądził, że Józef zgodzi się tak łatwo. – Jest bardzo mądrym człowiekiem – pomyślał.



46 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page