top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

FACECI DO WZIĘCIA - rozdział 1

Moi drodzy, pomysł na tę krótką historię wylęgł się w głowie Gai za co serdecznie jej dziękuję, bo gdyby nie to, ja pewnie nie zmobilizowałabym się do pracy. Poniżej przedstawiam Wam jej efekty. Miłego czytania.

PROLOG


Adam Zmienny stał przed lustrem i któryś raz z rzędu próbował zawiązać krawat. Jak na złość w ogóle mu to nie wychodziło. Poziom stresu zaczął gwałtownie rosnąć, bo Adam spieszył się i zmuszał też do pośpiechu swojego syna Wojtka. Dzisiaj był dzień, w którym nie wypadało się spóźnić. Dzień smutny dla nich obu. Dzisiaj chowali żonę i matkę. Izabela Zmienny długo walczyła z chorobą nowotworową, ale ta nie pozwoliła jej wygrać.

- Wojtek jesteś gotowy!? – zawołał Adam z rozpaczą w głosie. Zwinął w nieforemną kulę krawat i wsadził go do kieszeni spodni.

- Ja jestem, – usłyszał za plecami głos syna - ale ty chyba nie bardzo. I nie krzycz tak, bo stoję tuż obok. Daj ten krawat. Zawiążę go w samochodzie. Jedźmy już.

Ta smutna uroczystość zgromadziła sporo znajomych i członków rodziny. Mistrz ceremonii wygłosił poruszającą przemowę o zmarłej. Polało się trochę łez. Po pogrzebie Adam zaprosił kilka najbliższych osób na stypę, którą zorganizował w jednej z tutejszych restauracji. To właśnie tutaj Wojtek powiedział mu, że za tydzień wyjeżdża do Londynu i prawdopodobnie tam zostanie na stałe.

- Ale jak to na stałe? A co ze studiami?

- Przerwałem je. Nie chodzę na zajęcia już od kilku miesięcy. Wybór tego kierunku to kompletna porażka. Chcę robić to, co lubię i potrafię najlepiej.

- A co potrafisz najlepiej?

- Tatuować, malować, rysować i tego będę się trzymał. W Londynie mogę się uczyć od najlepszych.

Adam wyglądał na rozczarowanego. Nigdy jakoś specjalnie nie dogadywał się z synem. Znacznie lepsze relacje miała z nim Iza, ale wiadomość o jego wyjeździe niemal ścięła go z nóg. Wyglądało na to, że zostanie tu sam jak palec. Ten wielki dom, firma, którą stworzył od podstaw, to wszystko miało być dla Wojtka a teraz…

Adam zawsze miał smykałkę do interesów. Jak rasowe, biznesowe zwierzę potrafił wyczuć, co w danej chwili mogło przynieść duże pieniądze. Zajmował się już niemal wszystkim. Zaczynał od sprowadzania zagranicznych ciuchów, poprzez lokale z kebabem czy naleśnikami, by skończyć na wielkim komisie samochodowym.



Sądził, że Wojtek skończy studia i pomoże mu w prowadzeniu biznesu a tymczasem on wycina mu numer, którego w życiu by się nie spodziewał. Próbował go jeszcze odwieść od tej decyzji, ale chłopak był uparty. Nie nęciły go pieniądze ojca ani wizja wspólnie prowadzonej firmy pod tytułem Zmienny&Zmienny, Father&Son. Tak jak zapowiedział, tydzień po pogrzebie matki wyleciał do Londynu.


ROZDZIAŁ 1


Przez pierwsze miesiące po wyjeździe syna Adam chodził jak struty. Nie potrafił się przyzwyczaić do powrotów do pustego domu. Wcześniej wprawdzie też nie tętnił życiem, bo Iza więcej przebywała w szpitalu niż tutaj a Wojtek zawsze miał jakieś swoje sprawy i własną paczkę przyjaciół. Adam lubił tę wyluzowaną młodzież. Bywali u nich rzadko i to głównie przy jakichś wyjątkowych okazjach. Częściej wpadała Edyta, najlepsza kumpela Wojtka jak sam ją określał. Mawiał, że z tą dziewczyną można konie kraść. Panna Cichocka miała artystyczną duszę podobnie jak Wojtek. Była na trzecim roku malarstwa i grafiki Akademii Sztuk Pięknych. Każdy kto spojrzał na nią nie mógł się pomylić co do studiów jakie wybrała. Ubierała się ekstrawagancko jak prawdziwa artystka, która ma nieco szaleństwa w głowie. Wyglądem przypominała wesołego, kolorowego kolibra, którego wszędzie było pełno i którego rozsadzał nadmiar energii.



Adam początkowo sądził, że jego syn i Edyta mają się ku sobie, ale jednak nie. Z czasem przekonał się, że to tylko przyjaźń i nic ponadto. Myśląc o tej dziewczynie Adam zrozumiał wreszcie dlaczego Wojtek tak zupełnie bez żalu porzucił studia. Ekonomia nie była dla niego, bo była dziedziną ścisłą a jego syn od dziecka był raczej humanistą i przejawiał talent do rysunku. Poszedł na te studia naciskany i przez niego, i przez matkę. Wmawiali mu, że z rysowania obrazków nie utrzyma się i będzie przymierał głodem a ekonomista, to konkretny i bardzo dobry zawód. Wytrzymał niecałe trzy lata. Miał wolną duszę tak jak Edyta i nie dla niego była praca za biurkiem i zliczanie cyferek.


Wyszedł z domu i przekręcił w drzwiach klucz. Była niedziela i jak w każdy niedzielny poranek od momentu, gdy pochował Izę wybierał się na jej grób.

- Cześć Adam – usłyszał za plecami i odwrócił się. Przy płocie stała ich zaprzyjaźniona sąsiadka Lila Zaręba. – Jedziesz na cmentarz? Weźmiesz kwiaty ode mnie? Tak pięknie rozkwitły a Iza zawsze lubiła ogrodowe kwiatki…

- Oczywiście – podszedł do ogrodzenia odbierając od Lilki wielki kosz pełen kwiecia. – Rzeczywiście są piękne.

- Radzisz sobie jakoś? – zapytała z troską.

- „Jakoś” to właściwe słowo. ”Jakoś”, czyli byle jak. Bardzo mi jej brakuje. Wojtek czasem dzwoni, ale też nie za często. Nie jest miło wycierać się po tych pustych kątach. Nawet nie ma do kogo ust otworzyć – poskarżył się.



- Może psa sobie kup. Pies to sprawdzony towarzysz i zawsze można do niego zagadać.

- No co ty Lilka, a kiedy ja miałbym zajmować się zwierzakiem jak po całych dniach mnie nie ma? Ledwie daję radę o siebie zadbać a co dopiero o psa. Dziękuję za kwiaty. Trzymaj się. Do zobaczenia.


Na cmentarzu przesiedział parę godzin skarżąc się cicho nieżyjącej żonie na swoją wielką samotność.

- Nie przypuszczałem, że oderwanie od najbliższych może być takie bolesne. Tłukę się po domu jak Marek po piekle. Zostawiłaś mnie samego zbyt wcześnie kochanie. Nie radzę sobie. To już cztery lata jak musieliśmy cię pochować i przez ten czas nie było dnia, żebym o tobie nie myślał. Zdecydowanie nie nadaję się do samotniczego życia. Ciebie nie ma, Wojtek na obczyźnie a ja sam jak ten pustelnik. Nie mam szczęścia w życiu a raczej mam je tylko w zarabianiu pieniędzy. Co mi jednak po nich? Wojtek nie pozwala sobie pomóc finansowo. Twierdzi, że radzi sobie świetnie. Najwyraźniej ma dryg do interesów tak jak ja. Komu mam zostawić to wszystko? Obcym?

Wracając z cmentarza z głową pełną posępnych myśli podjechał jeszcze do restauracji, w której zjadł solidny obiad. Syty i w trochę lepszym humorze zaszył się w domowych pieleszach.

Wieczorem zadzwonił Wojtek wiedziony jakimś szóstym zmysłem, że ojciec nie jest w najlepszym nastroju. Adam ucieszył się.

- No co tam synu? Co słychać?

- Dzwonię, bo muszę ci się pochwalić. Dzisiaj brałem udział w konkursie na najlepszy tatuaż. Do Luton zjechało mnóstwo prawdziwych artystów w tej dziedzinie. Pojechałem i ja. Od rana tatuowałem. Wyobraź sobie, że moje prace zajęły drugie miejsce. Wygrałem dwadzieścia tysięcy funtów! Postanowiłem otworzyć studio tatuażu. Od dawna o tym marzyłem. Nawet mam już upatrzony lokal niemal w samym centrum Londynu. Jutro zwołuję chłopaków i zabieramy się do roboty. Jestem bardzo podekscytowany, bo wreszcie będę miał swoje własne studio.

- Gratuluję synku. To świetne wiadomości. Oznaczają one też, że nie pojawisz się w najbliższym czasie w Polsce – stwierdził nieco rozczarowany.

- Nie gniewaj się tato, ale sam rozumiesz… Będę bardzo zajęty.

- A jak sprawy sercowe?

- Nie mam żadnych spraw sercowych – Wojtek roześmiał się- i wcale mi się do nich nie spieszy.

- Powinieneś o tym pomyśleć. Masz niemal dwadzieścia osiem lat na karku. W tym wieku mężczyźni mają już rodziny a nierzadko po dwójce dzieci.

- Daj spokój tato. Na to też przyjdzie czas. Teraz jednak muszę zająć się własnym rozwojem i pozyskaniem lokalu na studio.

- No cóż… Mówi się trudno. Możesz mi przesłać zdjęcia tych nagrodzonych tatuaży? Jestem ich bardzo ciekaw.

- Nie ma sprawy. Za chwilę to zrobię.

Pożegnał się z ojcem a po chwili Adam dostał kilka zdjęć przedstawiających prace Wojtka.




Wpatrywał się w nie z ogromnym podziwem. Nie miał pojęcia, że jego syn ma taki talent, bo nigdy tak naprawdę nie miał okazji widzieć jego rysunków. Poczuł ogromne wyrzuty sumienia. Ani on, ani Iza nie wierzyli w jego uzdolnienia i właściwie je bagatelizowali. Kręcili głowami z powątpiewaniem, kiedy mówił im, że dla niego Akademia Sztuk Pięknych będzie lepsza niż Wyższa Szkoła Ekonomiczna. Nie powinni wtedy na niego naciskać zmuszając go wręcz do złożenia papierów na tej drugiej. – Trzy lata w plecy. Trzy lata zmarnowanego czasu. Gdybyśmy nie byli tacy głupi i chociaż spróbowali zaufać swojemu dziecku, to dzisiaj być może byłby już uznanym artystą a na pewno artystą z jakimś dorobkiem. – Wcale się teraz nie dziwił, że chłopak stronił od rodzinnych nasiadówek, od dyskusji i od wspólnego podejmowania decyzji. Nie dziwił się, że niejako wykorzystał śmierć matki, żeby uciec z tego domu jak najdalej. – Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po twojej myśli synku, że wszystko ci się uda a ty osiągniesz to, o czym tylko zamarzysz.

29 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page