Dzisiaj znowu wybierał się na cmentarz. Jego nastrój miał się lepiej i stracił nieco z minorowego tonu. Było to wynikiem wczorajszego popołudnia, które spędził w towarzystwie Lilki. Przyłapała go jak kosił trawnik przed domem i poprosiła o zrobienie tego samego u niej.
- Ciągle żal mi pieniędzy na kosiarkę spalinową, a dla ciebie to pięć minut, bo trawnik nieduży.
Przystał na to chętnie. Nie miał nic przeciwko sąsiedzkiej pomocy zwłaszcza, że jak Iza jeszcze żyła to oni częściej doświadczali jej od Lilki niż odwrotnie. Kończył u niej kosić, gdy wyniosła z domu dwie wielkie szklanice zimnej, przez siebie robionej lemoniady.
- Pewnie zaschło ci w gardle – mruknęła podając mu napój. – Może odpoczniesz a ja przygotuję grilla. Dostałam wczoraj świetną kiełbasę. Przynajmniej zjesz jakąś porządną kolację. Co ty w ogóle jadasz? Gotujesz sobie?
Adam uśmiechnął się pod nosem.
- Gdzie tam… Niewiele potrafię, jeśli o to chodzi. Wiesz, że to zawsze Iza gotowała, a jak się rozchorowała, to Wojtek coś tam pitrasił. Ja nigdy nie garnąłem się do garów. Jem cokolwiek i nie jest to nic wyszukanego. Chleb, masło i wędlina, rzadko coś innego. Czasem wejdę na ciepły obiad do restauracji.
- No to dzisiaj będziesz miał ciepłą kolację. Zgrilluję też trochę warzyw i zrobię może jakąś sałatkę z pomidorów.
Rozmawiając cicho przyglądał się jak Lilki dłonie z wielką wprawą nacinały kiełbaski, siekały cebulę i pomidory i składały szaszłyki z papryki, boczku i bakłażanów. Pomyślał, że to wcale nie takie trudne i sam też mógłby sobie fundować takie kolacje na świeżym powietrzu.
- Jedziesz jutro na cmentarz? – zapytała Lilka rozpraszając jego myśli.
- Tak…, tak jak zwykle. Posiedzę sobie, pogadam, chociaż wiem, że mi nie odpowie. Minęło już prawie pięć lat od jej śmierci a ja wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że jej nie ma. Samotność mnie dobija. Nie znoszę jej.
- To rozejrzyj się za jakąś fajną babką. Mało to ich na świecie? Iza na pewno nie chciałaby, żebyś był ciągle sam. Powinieneś mieć kogoś, kto o ciebie zadba i będzie się troszczył.
Adam popatrzył na nią zgorszony jakby popełniła świętokradztwo.
- No coś ty Lilka, a która by chciała takiego dziada.
- Dziada? Przecież ty masz dopiero pięćdziesiąt dwa lata, to żaden wiek! Zdecydowanie powinieneś ułożyć sobie jeszcze życie. Izy nie wskrzesisz a życie wspomnieniami tylko cię dołuje. Poza tym nowa partnerka na pewno odjęłaby ci lat.
Rozmowa z Lilką dała mu do myślenia. Może jeszcze nie wszystko stracone, może on sam za wcześnie spisał się na straty? Siedział przy grobie Izy i wywnętrzał się z nadzieją, że ona go słyszy.
- Jestem sfrustrowany kochanie. To wszystko przez tę moją samotność. Nie potrafię być sam. Jestem takim niedojdą, że nawet ugotować nic nie umiem nie mówiąc już o prasowaniu, czy praniu. Zaniedbałem dom, bo nie umiem się zmobilizować. Tylko o trawnik dbam. Wczoraj kosiłem też u Lilki. To ona powiedziała mi, że powinienem sobie kogoś znaleźć. Początkowo się oburzyłem, ale potem pomyślałem, że ona może mieć rację. Odkąd odeszłaś jestem facetem do wzięcia. Opłakuję cię przez pięć lat. Może najwyższy czas pomyśleć o sobie?
- Wojtek? Ale się cieszę, że dzwonisz. Dawno się nie odzywałeś. Co tam w wielkim świecie?
- Cześć tato. Nie wiem, co w wielkim świecie, ale u mnie wszystko świetnie. Rozwijam się. Właśnie otworzyłem czwarte studio tatuażu i przymierzam się do podpisania kontraktu z siecią siłowni. Robi się ze mnie prawdziwy biznesmen. A co u ciebie? Trzymasz się?
- Jakoś się trzymam. Interes idzie dobrze. Żeby jeszcze tak moje życie nabrało rumieńców. Doszedłem do wniosku, że powinienem się rozejrzeć za jakąś towarzyszką życia. Właściwie to Lilka podsunęła mi ten pomysł. Nie chcę być już sam i tobie też radzę, żebyś nie uciekał za bardzo w pracę i też rozejrzał się za jakąś dobrą kobietą. Ja w twoim wieku miałem już ciebie w pierwszej klasie podstawówki. Jak skupisz się wyłącznie na interesach, to dochrapiesz się dużych pieniędzy, ale życia prywatnego nie będziesz miał. To przygnębiające synu.
- Dla mnie to chyba jednak za wcześnie, ale jeśli chodzi o ciebie, to masz moje błogosławieństwo. Podobnie jak ciotka Lilka uważam, że też powinieneś kogoś mieć. Ja na razie usiłuję ściągnąć do Londynu Edytę. Byłoby mi z nią raźniej i pomogłaby w interesach, bo obrotna z niej kobitka. Póki co nie daje się namówić. Ostatnio zainwestowała w pracownię i rzadko z niej wychodzi, bo przygotowuje się do jakiejś wystawy.
- A tak! Wiem! Nie tak dawno się z nią widziałem. Byłem w sklepie z Lilką, bo postanowiła zapełnić mi lodówkę i tam też spotkaliśmy Edytę. Obiecała dać nam zaproszenia na tę wystawę. Nawet bym poszedł podbudować się intelektualnie. Zawsze to jakaś odmiana. Będę kończył synku. Uważaj na siebie i pomyśl o tym, co ci powiedziałem. Własne szczęście jest najważniejsze.
Dwa tygodnie później faktycznie wylądował wraz z Lilką w miejscowej galerii sztuki na wystawie prac młodych artystów.
Edyta osobiście oprowadziła ich pokazując co ciekawsze prace. Im jednak najbardziej podobały się jej obrazy. Były takie jak ona. Swobodne, przestrzenne, pełne życia i kolorów.
- Chciałbym kupić te dwa – Adam przystanął przy tych. Które najbardziej go ujęły. – Są piękne i mają w sobie tyle energii aż przyjemnie popatrzeć, prawda Lila?
Edyta przystanęła zdumiona taką gotowością Zmiennego.
- Naprawdę kupiłby je pan?
- Zdecydowanie moja droga. Sądzę, że w niedalekiej przyszłości będziesz wziętą malarką Edyto a ja będę się szczycił tym, że posiadam twoje pierwsze, wystawione prace. Jak to się załatwia?
Zaskoczona Edyta bez słowa zaprowadziła ich do kierownika galerii.
Nadeszła jesień. Adam nie zmienił nic ze swoich przyzwyczajeń. Nadal w niedzielne poranki jeździł na grób Izy.
Ta niedziela była jednak inna niż wszystkie pozostałe. Jak zwykle posiedział przy grobie, ale poczuł chłód i zaczął zbierać się do odjazdu. Poprawił jeszcze kwiaty w wazonie i sprawdził czy znicze się palą.
- Dzień dobry panu – usłyszał i odwrócił się. Przed nim stała śliczna dziewczyna dwudziestosześcio lub dwudziestosiedmioletnia i przyglądała mu się z uśmiechem. – Od jakiegoś czasu widuję tu pana i jestem pełna podziwu dla pańskiej systematyczności. Jest pan tu w każdą niedzielę, prawda?
- Tak, to prawda. Przychodzę do żony, a pani?
- Ja odwiedzam grób rodziców. Są pochowani bliżej ogrodzenia. Nie jestem jednak tak obowiązkowa jak pan. Dawno pan owdowiał?
- Około pięciu lat temu.
- I nie związał się pan z nikim? Taki przystojny mężczyzna nie powinien być sam.
- Też tak uważam – mruknął cicho. – Adam Zmienny – przedstawił się i wyciągnął do niej dłoń.
- Marta Drożdż – odwzajemniła uścisk dłoni. – Ucieka pan już? A może wybralibyśmy się na kawę. Trochę zmarzłam i chętnie bym się jej napiła.
Adam uśmiechnął się szeroko.
- Czyta mi pani w myślach.
Usłużnie pomógł jej ściągnąć kurtkę i podsunął krzesło, by mogła usiąść.
- Czego się pani napije?
- Marta, po prostu Marta. Mam ochotę na kawę i może kieliszek koniaku.
Adam kiwnął głową z aprobatą i przywołał kelnera.
- To czym się zajmujesz Marto? – zapytał patrząc w jej szaro zielone oczy. Pociągały go podobnie jak jej śnieżno biały uśmiech. Wyglądała jak modelka z pierwszych stron gazet. – Za młoda głupcze, za młoda – powtarzał sobie w duchu a jednak jej uwodzicielski urok działał na niego coraz bardziej.
- Właściwie to cały czas szukam pracy. Skończyłam socjologię i od trzech lat jestem na zasiłku dla bezrobotnych. Wybrałam chyba jeden z najgorszych kierunków, bo pracy dla socjologów nie ma.
- Nie próbowałaś się przekwalifikować?
- Próbowałam, ale to nie takie proste – westchnęła.
- Ja chyba mógłbym ci pomóc – wypalił całkiem spontanicznie. Mam firmę, która zajmuje się sprzedażą nowych i używanych samochodów. Wiesz…, taki komis. Mógłbym cię zatrudnić u siebie w salonie. Jestem przekonany, że miałbym dzięki tobie więcej zadowolonych klientów. Co ty na to? To wprawdzie nie socjologia, ale poniekąd?
- Naprawdę zatrudniłbyś mnie? – jej dłoń powędrowała w kierunku jego dłoni i przykryła ją. – Jak ja ci się odwdzięczę? Jakie to szczęście, że odważyłam się do ciebie odezwać.
Rozmawiali jeszcze długo. Adam dowiedział się, że Marta ma dwadzieścia osiem lat i od trzech mieszka w kawalerce wynajmowanej do spółki z koleżanką, bo mieszkanie po rodzicach przejął jej brat z żoną i dwójką małych dzieci.
Odwiózł ją do domu i umówił się na następny dzień w budynku firmy. Od jutra Marta miała zacząć u niego pracować.
Comments