ROZDZIAŁ 3
Zatrzymał się blisko wejściowych drzwi na SOR i ponownie wziąwszy Ulę na ręce, wniósł ją do wnętrza. Po chwili zajęto się nią i przewieziono na wózku do sali zabiegowej. Marek czekając na nią na korytarzu rozmawiał z lekarzem opowiadając mu całą historię.
- Zróbcie dokładną obdukcję – prosił. – To nie pierwszy raz została pobita, chociaż ja to wiem dopiero od paru godzin. Mam zamiar zgłosić to na policji. Najpierw jednak muszę wiedzieć, czy z nią wszystko w porządku.
Tymczasem Ulę poddano szczegółowym oględzinom. Niemal całe ciało miała upstrzone siniakami i krwawymi podbiegnięciami. Kości były całe, ale badanie ultrasonograficzne uwidoczniło krwiak na jednej z nerek, co wyraźnie ją zmartwiło zwłaszcza, że lekarz od razu jej powiedział, że prawdopodobnie będą to musieli zoperować. Wstrząśnienia mózgu nie miała mimo silnego uderzenia głową o ścianę. Mammografia piersi, którą zrobiono ze względu na ich siny, wręcz czarny kolor na szczęście nie wykazała żadnych zmian. Badający ją medyk porobił sporo zdjęć mających stanowić dowód przemocy, jakiej doznała i świadectwo na sprawie rozwodowej.
Kiedy już zawieziono ją na salę, dotarł tam też i Marek. Najwyraźniej był zmartwiony i zaniepokojony operacją, którą zaplanowano na jutrzejszy dzień. Usiadł przy łóżku i ciężko westchnął.
- Nie wiem, jakim trzeba być człowiekiem, żeby dopuścić się czegoś tak potwornego. Dlaczego mi nic nie powiedziałaś Ula? Przecież moglibyśmy zadziałać znacznie wcześniej i uchronić cię przed tą kanalią. Nawet się nie domyślałem, jak bardzo masz ciężkie życie. Robiłaś wcześniej jakieś obdukcje?
- Tak…, kilka. Mam je wszystkie w torebce. Nosiłam je zawsze przy sobie, bo bałam się, że Bartek je znajdzie i potarga.
- Muszę je zabrać. Zaraz stąd jadę zgłosić to pobicie na policji. Jak wydobrzejesz, postarasz się o zakaz zbliżania do siebie. Musisz się solidnie zabezpieczyć przed tym draniem.
- Zupełnie nie wiem, co mam robić. Na pewno powinnam zadzwonić do taty i powiadomić go o wszystkim. Do Rysiowa wrócić nie mogę, bo ani moja teściowa, ani mój mąż nie daliby mi żyć. Chyba jestem bezdomna… – zakręciły się w jej oczach łzy i rozpłakała się głośno. – Nawet nie mam się w co ubrać. Oprócz dokumentów nie wzięłam przecież nic.
- O to się na razie nie martw. Jakoś temu zaradzimy. Jeśli nie chcesz wracać do Rysiowa, to mam dla ciebie propozycję. Wiesz, że posiadam spory dom. Mogłabyś w nim zamieszkać dopóki nie wydobrzejesz i nie staniesz na nogi. Pokoje na parterze są puste, bo ja urzęduję na piętrze. Jeden z nich mógłbym urządzić tobie.
Była tak zaskoczona, że nie mogła wykrztusić słowa. On był naprawdę wspaniałym przyjacielem. Nie zostawił jej w potrzebie i starał się pomóc najlepiej, jak potrafił.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, w końcu jesteś moim szefem.
- Jestem też twoim przyjacielem – pogładził łagodnie jej dłoń. - Ty pomagałaś mi wielokrotnie i uważam, że czas się zrewanżować. U mnie będziesz miała spokój i nikt nie będzie cię nękał. Dla mnie to też wygodne, bo być może będziemy mogli popracować w domu nad tym budżetem. Na razie jednak przed tobą zabieg. Ja jeszcze dzisiaj wpadnę tutaj i przywiozę ci jakąś piżamę. Najpierw pojadę na komendę – podniósł się z krzesła. – Ty odpoczywaj i niczym nie zaprzątaj sobie głowy.
Po jego wyjściu sięgnęła po telefon i wybrała numer ojca. Opowiedziała mu wszystko z detalami o tym i o wcześniejszych pobiciach. Cieplak był w szoku. Wiedział, że jego zięć to lewus i kombinator nie garnący się do żadnej roboty, ale Ula go kochała i to głównie z tego względu nie sprzeciwiał się temu małżeństwu. Stanowili parę już od szkoły średniej więc sądził, że Ula zna Bartka bardzo dobrze i wychodząc za niego za mąż wiedziała, co robi. Prawda objawiła się po dwóch latach i była zatrważająca. Obiecał córce, że przyjedzie rano i poczeka aż skończy się zabieg.
Późnym popołudniem Marek ponownie zawitał na oddział szpitalny. Przywiózł Uli kilka zmian bielizny, dwie piżamy i porządny szlafrok. Do tego kapcie.
- Tu masz jeszcze kubek, talerzyk i sztućce. Do szufladki wkładam pastę i szczoteczkę do zębów, a tu kładę dwa ręczniki. Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałem.
Wzruszył ją tą zapobiegliwością. Potem opowiedział jej o wizycie na komendzie.
- Oni i tak będą musieli cię przesłuchać, ale pierwszy krok został zrobiony. Podobno szpital też zgłasza takie rzeczy i dostarcza dokumentację medyczną. Jutro, jak pojedziesz na zabieg, ja pójdę do lekarza prowadzącego i zapytam, jak długo będą cię trzymać po operacji. Mam nadzieję, że niedługo…
- Ja też – westchnęła. – Rozmawiałam z tatą. Był wstrząśnięty i pewnie jeszcze do teraz nie może się pozbierać. Obiecał, że przyjedzie tu jutro rano.
Następnego dnia Józef Cieplak wstał bardzo wcześnie. Odprowadzenie swojej najmłodszej latorośli do szkoły scedował na syna, a sam ruszył na przystanek. Idąc na autobus siłą rzeczy musiał minąć posesję Dąbrowskich, na której zauważył krzątającą się już w obejściu teściową swojej córki.
Przystanął przy zamkniętej bramie i zawołał cicho – Janina, pozwól na chwilę. – Dąbrowska odłożyła grabie i z szerokim uśmiechem podeszła do ogrodzenia.
- Józek! A gdzie ty tak wcześnie się wybierasz!? – wyrzuciła z siebie entuzjastycznie.
- Jadę do Warszawy – odparł chmurno nie podzielając jej entuzjazmu. - Wczoraj Ula wylądowała w szpitalu, bo twój złoty chłopiec skatował ją do nieprzytomności, jak psa, zresztą nie po raz pierwszy. Tym razem nie ujdzie mu to na sucho i zajmie się nim policja. Ja chcę ci tylko powiedzieć, że nie będę tolerował w swojej rodzinie tego damskiego boksera, kombinatora, szulera, złodzieja i parszywego gnojka w jednym. Moja córka już dość się przy nim wycierpiała. Wiesz, kiedy zlał ją po raz pierwszy? Trzy dni po ślubie, a ona biedna znosiła to w milczeniu, bo kochała tego drania, ale to już koniec. Nie pozwolę, żeby dalej miał się nad nią pastwić i choćbym miał wyjść ze skóry, doprowadzę do ich rozwodu. Wychowałaś prawdziwą gadzinę, cwaniaka, śmierdzącego lenia i nieroba, którego od lat Ula utrzymuje. Powinnaś się ze wstydu zapaść pod ziemię – splunął na chodnik z obrzydzeniem. – Nie chcę was więcej znać. Żadnych sąsiedzkich przysług nie będę wam już wyświadczał. Trzymajcie się z daleka od mojej rodziny.
Szeroki uśmiech Dąbrowskiej wyparował z jej twarzy momentalnie. To co malowało się teraz na niej, było mieszanką oburzenia i niedowierzania.
- Józek na litość boską, co ty wygadujesz? Przecież mój Bartuś świata nie widzi poza Ulą! Kocha ją, jak wariat. W życiu by nie podniósł na nią ręki! Jest dobrym mężem i dba o nią!
- Tak!? W takim razie sama poobijała się o ściany i stąd ta duża ilość lekarskich obdukcji? Zacznij wreszcie myśleć i zrozum, że twój syn jest zwykłym bandziorem, który przekroczył już wszelkie granice. Nie do widzenia – ukłonił się, oderwał od siatki i wzburzony szybkim krokiem ruszył na przystanek.
Do szpitala dotarł jeszcze przed wizytą lekarską. Kiedy wszedł do sali, w której leżała Ula przeraził się nie na żarty. Momentalnie stanęły mu świeczki w oczach na widok jej licznych siniaków podbiegniętych krwią. Podszedł do niej i przytulił ją mocno.
- Córcia, dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Gdybym ja wiedział…, gdybym tylko wiedział, już dawno zrobiłbym z tym porządek. Przysięgam, że nie wrócisz już do tej kanalii.
- Nie wrócę tatusiu. Do Rysiowa też nie, bo nie miałabym ani ja spokoju, ani wy. Marek był tu jeszcze wczoraj wieczorem i zaproponował mi swój dom. Mówił, że cały parter stoi pusty, bo on zajmuje piętro i może mi użyczyć jeden z pokoi. Twierdzi, że będę miała tam spokój. Zresztą on powinien się zaraz zjawić. Dowiedziałam się, że zanim pojadę na blok operacyjny, zrobią mi jeszcze USG, żeby ponownie przyjrzeć się temu krwiakowi. Wczoraj miałam krew w moczu, ale dzisiaj już nie i być może dlatego chcą sprawdzić. Już się nie martw. Ja do Bartka nie wrócę. Marek zgłosił to pobicie wczoraj na komendzie. Zabrał wszystkie obdukcje. Jak wyjdę ze szpitala, wniosę pozew o rozwód. Dojdę do zdrowia u Marka a potem może wynajmę sobie jakąś kawalerkę. Będzie dobrze…
Zabrano ją pół godziny później. Józef przysiadł na korytarzu uzbrajając się w całe pokłady cierpliwości. Bardzo bał się o Ulę. Kochał wszystkie swoje dzieci, ale ona była wśród nich najważniejsza. Nie wyobrażał sobie, że miałoby jej zabraknąć. Z zadumy wyrwały go słowa Marka, który właśnie wszedł na oddział.
- Pan Cieplak?
Józef podniósł się z krzesła i uścisnął wyciągniętą do niego dłoń.
- Pan musi być Markiem Dobrzańskim, szefem i przyjacielem Uli.
- W rzeczy samej. Dzień dobry, panie Józefie. Spóźniłem się? Ula już na sali operacyjnej…
- No właśnie nie. Zabrali ją na USG, bo chcą jeszcze coś sprawdzić. Ja bardzo panu dziękuję za moją dziewczynkę – zalśniły mu w czach łzy. – Dziękuję, że ją pan uratował przed tym bandziorem. Nie miałem pojęcia, że między nimi jest aż tak źle.
- Chyba nikt nie miał panie Józefie. Ona jest bardzo skryta i niewiele mówiła o swoim małżeństwie. Ja wyrzucam sobie, że niczego nie zauważyłem, a przecież niejednokrotnie przychodziła osowiała i smutna, z podkrążonymi oczami i bladą twarzą. Zawsze myślałem, że to ze zmęczenia i w ogóle nie wiązałem tego z przemocą. Przedwczoraj cały dzień przesiedziała w okularach przeciwsłonecznych. Mówiła, że ma zapalenie spojówek, a tymczasem ukrywała podbite oczy. Byłem kompletnie ślepy. Mówiła panu, że zaproponowałem jej zamieszkanie u mnie? Proszę mi wierzyć, że to propozycja bez żadnych podtekstów Jak trochę odżyje, pomogę jej znaleźć jakieś lokum.
- Tak… wszystko już wiem, bo wczoraj długo rozmawialiśmy przez telefon, chociaż ona mówiła z trudem. Myślę, że to dobry pomysł. Nie powinna wracać do Rysiowa, bo nie miałaby tam spokoju i byłaby nękana, jak nie przez Bartka, to przez jego matkę – odwrócił się usłyszawszy rozmowę i ujrzał szpitalny wózek pchany przez pielęgniarkę, na którym siedziała jego córka. – Ula? – popatrzył zdezorientowany na Marka. – Nie będą robić ci zabiegu…? Nie rozumiem…
- Witaj Marek – uśmiechnęła się do niego bagatelizując ból rozciętej wargi. – Cieszę się, że już jesteś. Zrobili mi USG i okazało się, że krwiak zaczął się wchłaniać i od wczoraj jest o połowę mniejszy. Nie będzie zabiegu. Mam tylko poleżeć przez kilka dni i nie forsować się. To dobre wiadomości, prawda?
- Bardzo dobre – odparli równocześnie. Marek podziękował pielęgniarce i przejął wózek podjeżdżając nim pod łóżko. Pomógł Uli się położyć i troskliwie nakrył kołdrą.
- Minie sporo czasu zanim zbledną te siniaki, ale uważam, że do pracy i tak nie wrócisz zanim wszystko się nie wygoi. Ludzie zaczęliby zadawać pytania, a trudno tłumaczyć każdemu z osobna, skąd się wzięły. Jak już ją wypiszą, - zwrócił się do Józefa - zadbam o nią, przecież to moja prawa ręka i jeśli tylko będzie pan chciał córkę odwiedzić, to proszę dać znać. Ja chętnie przyjadę po was do Rysiowa i odwiozę z powrotem.
Te słowa kolejny raz poruszyły Cieplaka. Ten chłopak był naprawdę dobrym przyjacielem. Poklepał go po ramieniu.
- Mam u pana, panie Marku, ogromny dług wdzięczności, bo gdyby nie pan, nie wiadomo, jak długo moja córka leżałaby w mieszkaniu nieprzytomna. Jest pan dobrym, życzliwym człowiekiem i wspaniałym przyjacielem. Nie wiem, jak mógłbym odwdzięczyć się za to wszystko. Mogę jedynie dziękować i dziękować.
- Naprawdę nie ma za co – Marek podniósł się z krzesła. – Ja niestety muszę wracać do pracy, ale niewykluczone, że zajrzę tu jeszcze dzisiaj. Oczywiście wcześniej zadzwonię. Bardzo się cieszę, że pana poznałem – ponownie uścisnął Cieplakowi dłoń. – Do zobaczenia.
Comments