top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

GDY KOCHA SIĘ ZBYT MOCNO - rozdział 9 ostatni

ROZDZIAŁ 9

ostatni


Tego dnia czuł w sercu jakiś dziwny niepokój. Nie potrafił sprecyzować czym był spowodowany, ale niejasne przeczucia, że stanie się dzisiaj coś złego, nie odstępowały go aż do wieczora. Po kolacji wrócił do celi i zaległ na swojej pryczy.



Jego „kumple” usiedli po obu stronach małego stolika i rozłożyli talię kart. Grali na zapałki odzywając się do siebie z rzadka. W pewnym momencie jeden z nich, wielki i barczysty, ogolony na łyso, z licznymi tatuażami, podniósł się od stolika i przysiadł na łóżku Bartka.

- To ciebie nazywali „Sprinter”, Dąbrowski? Jak na biegacza wydajesz się dość powolny w ruchach – zarechotał. Zdziwiony Bartek oparł się na łokciu i przełknął głośno ślinę.

- Nie dlatego mnie tak nazywali, że byłem szybki na setkę. Zresztą, co tobie do tego? Czy ja pytam, jaką ty masz ksywę? W ogóle mnie to nie obchodzi. Zajmij się swoimi sprawami.

- Sęk w tym, że ja zająłbym się nimi bardzo chętnie, ale mam tu misję do wypełnienia. Poproszono mnie, żebym przekazał ci pozdrowienia od Bossa. Znasz go, prawda? Na pewno znasz i w dodatku jesteś mu coś winien. Boss jednak nie czuje urazy i prosił, żeby przekazać ci to – mężczyzna wyjął zza pleców strzykawkę i z całej siły wbił Bartkowi igłę w ramię naciskając tłok. Bartkowi oczy niemal wyszły z orbit, a w gardle uwiązł krzyk. Zaczął się dusić, bo nie mógł złapać tchu. W krótkim czasie stracił przytomność i przestał się ruszać. Mężczyzna starannie zabezpieczył igłę i wstał.

- Załatwione – mruknął ukrywając pod materacem narzędzie zbrodni.



Od rana oboje mieli mnóstwo roboty. W sobotę F&D przeżywała swoją chwilę tryumfu na pokazie, a jej główny projektant płakał ze szczęścia. Długotrwałe owacje na stojąco sprawiły, że niemal lewitował pół metra nad ziemią. Seniorzy Dobrzańscy z dumą gratulowali Markowi i Uli tego sukcesu, a Pshemko wprost tonął w ramionach Krzysztofa. Kolekcje mistrza zawsze cieszyły się popularnością i mimo wysokich cen zawsze znajdowały nabywców, bo były unikatowe. Tym razem jednak wszystko, co zostało pokazane, okazało się po prostu spektakularne. Zanim zaczął się bankiet Marek przez ponad godzinę był oblegany przez potencjalnych nabywców kolekcji i dziennikarzy. Towarzysząca mu Ula trwała wiernie u jego boku, ale nadszedł moment, że poczuła się już znużona pytaniami reporterów. Doznała ulgi, gdy ostatni z nich pożegnał się i odszedł, bo wreszcie mogła się odstresować i coś zjeść.



Dzisiaj mijał trzeci dzień od tego wydarzenia, a oni od rana redagowali umowy dla licznie przybywających kooperantów. Pocieszające było jednak to, że umawiali się z nimi w firmie, a nie na mieście i dzięki temu odpadała sprawa dojazdu.

Kilka minut po szesnastej Ula miała serdecznie dość. Bolały ją plecy od ciągłego pochylania się nad klawiaturą i piekły zmęczone oczy. Wydrukowała ostatnią stronę umowy i wyłączyła komputer. Wstała od biurka i cicho uchyliła drzwi do gabinetu Marka.

- Marek, pracujesz jeszcze? – oderwał wzrok od monitora i popatrzył na nią z troską.

- Chyba masz dość na dzisiaj. Strasznie jesteś blada. Jedziemy do domu. Ja też jestem już zmęczony. Po drodze zatrzymam się koło naleśnikarni, to kupimy sobie coś na późny obiad.


Rozlała gorący, wczorajszy krupnik na talerze i rozdzieliła naleśniki. Ich zapach ponownie wywołał u niej skurcze żołądka. Nawet nie mieli czasu, żeby wyskoczyć gdzieś na lunch. Marek też musiał być bardzo głodny, bo wręcz rzucił się na jedzenie. Po nim pozbierał naczynia i wsadził do zmywarki. Rozlał do filiżanek świeżo zaparzoną kawę i zaniósł do pokoju. Ula siedziała w pozycji półleżącej trąc mocno powieki.

- Nie trzyj tak intensywnie, bo podrażnisz oczy. Zaraz dam ci krople Na pewno pomogą – podał jej małą buteleczkę i usadowił się obok. Siedzieli chwilę w milczeniu. Marek ustawił cicho telewizor. – Wiesz – odezwał się po chwili – pomyślałem sobie, że jak już przewali nam się ten nawał roboty, to powinniśmy pomyśleć o sobie.

- A w jakim sensie? – zapytała.

- Powinniśmy się pobrać Ula. Znamy się jak łyse konie. Niejedno przeżyliśmy razem i dobrze nam ze sobą. Pasujemy do siebie – wstał i sięgnął do szuflady niewielkiej komódki wyciągając z niej jakieś małe pudełko. Ukląkł przed nią na podłodze i popatrzył w jej oczy. – Znasz mnie, jak nikt, wiesz dobrze, że bardzo cię kocham. Jesteś dla mnie wszystkim, najważniejszą osobą na ziemi. Chcę być szczęśliwy Ula i pragnę, żebyś i ty była szczęśliwa. Mnie tylko z tobą może się to udać i mam nadzieję, że myślisz podobnie. Po tych wszystkich traumatycznych przeżyciach czas pomyśleć o sobie – otworzył pudełko. Na jego dnie spoczywał skromny pierścionek z błękitnym oczkiem. – Zgodzisz się trwać u mego boku do końca naszych dni? Zostaniesz moją żoną?

Wzruszyła się. Podejrzanie zamigotały w jej oczach łzy. Z czasem pokochała go najmocniej na świecie więc w takiej sytuacji nie mogła mu odmówić.

- Oczywiście, że zostanę – wyszeptała. – Kocham cię…

Podniósł się z klęczek i usiadł obok wsuwając jej na palec pierścionek. Pochylił się i przylgnął do jej ust. To był ich pierwszy taki pocałunek. Namiętny, słodki i długi. Oplotła jego szyję ramionami i przytuliła twarz do szorstkiego policzka.

- Jestem szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa. Nic mi więcej nie trzeba, bo mam ciebie i to mi wystarczy. - Ponownie wtulił się w jej usta całując je pożądliwie. Ten pełen pasji i namiętności obrazek został zakłócony przez natarczywie dzwoniący telefon. Ula oderwała się od Marka ciężko dysząc. – To mój… Odbiorę, bo może to coś ważnego… - sięgnęła po komórkę i zerknęła na ekran. – To tata. Halo, tato? Stało się coś, że dzwonisz w środku tygodnia?

- Z nami wszystko w porządku, ale dzisiaj cały Rysiów chodzi, jak nakręcony, bo przed południem gruchnęła wieść, że Bartek nie żyje. Podobno miał rozległy zawał serca, ale wierzyć mi się nie chce, że to prawda. Przecież to był zdrowy, silny facet i nigdy na serce nie narzekał. Wiesz, co pomyślałem? Pomyślałem, że chyba ktoś mu pomógł przenieść się na tamten świat. To na pewno była zemsta.

- To okropna wiadomość. On był złym człowiekiem, ale ja nigdy nie życzyłam mu śmierci. Wiesz co? My przyjedziemy do Rysiowa w piątek po pracy, to jeszcze pogadamy i przekażemy wam o wiele lepsze nowiny niż ta. Do piątku w takim razie – rozłączyła telefon i przeciągle spojrzała na wpatrującego się w nią z napięciem Marka.

- Bartek nie żyje. Ponoć miał rozległy zawał serca, ale tata podejrzewa, że jego śmierć jest wynikiem jakichś gangsterskich porachunków.

- To przykre, ale sam się o to prosił. Ja też nie wierzę w ten zawał. Myślę, że ktoś się zemścił. Może za karciane długi, a może za narkotyki? Tacy ludzie nigdy nie wybaczają…

- Moja była teściowa chyba rwie włosy z głowy. Przecież był jej ukochanym synkiem, dobrym, szlachetnym i kryształowo czystym. To tylko zawistni i źli ludzie oskarżali go o włamania, kradzieże i wyłudzenia. Po rozprawie byliśmy rozczarowani tym niskim wyrokiem jaki dostał, a jednak los się o niego upomniał. O zmarłych nie należy mówić źle, ale nic nie poradzę na to, że nie potrafię powiedzieć o nim niczego dobrego. Cieszę się tylko, że to nie jego śmierć rozwiązała wszystkie moje problemy, a sąd.

- Podejdź do tego w ten sposób, że śmierć Bartka definitywnie zamyka tę dramatyczną przeszłość w twoim życiu. Teraz wraz ze mną możesz budować inne, lepsze i szczęśliwsze, a ja dołożę wszelkich starań, żeby takie właśnie było.

Od tego dnia ich relacje weszły na wyższy, bardziej intymny poziom. Już nie sypiali osobno, bo Marek wprowadził się do pokoju Uli. Powoli zaczęli myśleć o przyszłości, o reorganizacji domu, a przede wszystkim o ślubie.



Kiedy w piątek po pracy zjawili się w Rysiowie od razu pochwalili się zaręczynami. Cieplak był wzruszony. Długo ściskał swoją córkę i przyszłego zięcia. Wiedział, że przy nim Ula będzie miała dobre życie, bo jest porządnym człowiekiem.

Przy popołudniowej kawie zdradził im trochę rysiowskich plotek.

- Dąbrowska nie może pogodzić się z tą śmiercią. Pojechała do Białej Podlaskiej, do tego zakładu karnego. Ponoć poruszyła niebo i ziemię żądając powtórnej autopsji. Znaleziono jakiś ślad po igle na ramieniu. Nie mógł sam sobie podać tego zastrzyku, bo nie sięgnąłby. Ktoś najwyraźniej mu w tym pomógł. Przesłuchiwali ponoć dwóch więźniów, którzy siedzieli z nim w celi, ale nic nie ustalili. Nie wierzę, żeby kiedykolwiek okoliczności tej śmierci zostały wyjaśnione, bo wszyscy nabrali wody w usta. Wygląda to tak, jakby wstrzyknięto mu jakiś środek, który spowodował zawał. Igrał z ogniem i się doigrał. Dąbrowska musiała sprzedać tę pustą parcelę pod lasem, żeby opłacić sprowadzenie ciała do Rysiowa, ale pogrzeb będzie dopiero za parę tygodni.

- Ja się nie wybieram i tobie też odradzam. Musisz być twardy, bo jak tylko okażesz litość, to znowu będziesz miał ją na głowie. Żal mi jej, ale nie mam zamiaru ponownie nawiązywać z nią kontaktów. Zresztą jestem już teraz na zupełnie innym etapie. Przed nami remont domu. Po nim chcemy urządzić go po swojemu, żeby zagospodarować wszystkie pomieszczenia, a potem czeka nas ślub. Już ustaliliśmy z Markiem, że będzie skromny, bo weźmiemy go tylko w urzędzie i niepotrzebny jest nam tłum gości, a przyjęcie urządzimy już w odnowionym domu.


Marek kuł żelazo póki gorące. Podzwonił po firmach wykonujących kompleksowe remonty mieszkań i domów, i wynajął dwie ekipy, bo pracy było sporo. Dom miał przejść całkowity lifting. Na czas remontu pomieszkiwali u Dobrzańskich, którzy na wieść o zaręczynach zareagowali podobnie, jak Józef. Byli szczęśliwi i bardzo im obojgu kibicowali.

W międzyczasie Ula zatroszczyła się o ślubną kreację, bynajmniej nie białą, w czym wydatnie pomógł jej mistrz Pshemko wybierając z jednej z wiosenno-letnich kolekcji piękną suknię z koronkowymi wstawkami. Ula wyglądała w niej olśniewająco. Marek wybrał jeden z eleganckich garniturów, których pod dostatkiem miał w domu.



Ślub był formalnością i trwał naprawdę krótko. Podpisali stosowne dokumenty i już ogłoszono ich mężem i żoną. Wesele urządzili we własnym domu tak, jak wcześniej zapowiadali. Duży, przestronny salon z powodzeniem pomieścił dwadzieścia sześć osób. Dzięki Helenie mieli znakomity catering i wynajętych kelnerów, a do tańca przygrywał naprawdę niezły zespół. Następnego dnia urządzono jeszcze poprawiny, chociaż już tylko w rodzinnym gronie. Kilka dni później para młoda wyjeżdżała w podróż poślubną do Hiszpanii. Czyste, błękitne morze, żółta plaża, znakomita pogoda i upojne noce pozwoliły im odetchnąć. Marek, gdyby mógł, nosiłby żonę na rękach. Tu w tym gorącym klimacie jego miłość do Uli jeszcze bardziej się zintensyfikowała. Kochali się każdej nocy i każdej nocy spełniali się w tej miłości do końca. Marek bezustannie pragnął jej ciała, a ona wciąż była pod ogromnym wrażeniem jego delikatności i subtelności. Tak intensywne pożycie musiało zakończyć się ciążą, choć o niej Ula dowiedziała się już po powrocie do Polski. Od razu wiedziała, że jest w odmiennym stanie, bo czuła się zupełnie inaczej niż zwykle. Kiedy pokazała Markowi pozytywny test ciążowy, po prostu oszalał. Wieczorami gładził czule jej brzuch prosząc opatrzność o pięknego, zdrowego bobasa.

Dziecko urodziło się w terminie i było dziewczynką o czarnych sterczących włoskach i błękitnych oczkach. Stojąc nad jej kołyską i tuląc do siebie Ulę Marek cichym głosem mówił, że jest ogromnym szczęściarzem.

- To o tym marzyłem całe życie – wzruszał się. – Marzyłem, żeby mieć kobietę, którą będę mógł kochać i która odwzajemni moją miłość. Marzyłem o dzieciach zrodzonych z tej miłości. Mam nadzieję kochanie, że to jeszcze nie koniec, że Emilka nie będzie jedynaczką. Mamy w sobie tak ogromne pokłady miłości, że możemy obdzielić nią kolejne dzieci, które nam się przydarzą. Ja bardzo bym tego chciał.

- To na pewno nie koniec. Będziemy mieć tyle dzieci ile tylko zapragniemy i ile zdołam urodzić – objęła go w pasie przytulając się do niego jeszcze mocniej. – Bardzo cię kocham i to już nigdy się nie zmieni. Kiedyś myślałam, że gdy kocha się zbyt mocno, to miłość mści się na człowieku w okrutny sposób, ale to nieprawda, bo przecież wszystko zależy od człowieka, którego tą miłością obdarzamy. Ja już wiem, że nigdy nie będę miała dość miłości do ciebie, bo na nią zasługujesz.

- Oboje na nią zasłużyliśmy – wyszeptał zamyślony i pochylił się do jej ust.


K O N I E C

84 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page