ROZDZIAŁ 3
Uporczywy dźwięk telefonu wyrwał Marka ze snu. Poczuł, jak dotkliwy ból przeszył mu czaszkę. Skrzywił się i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Halo… - zachrypiał.
- Marek? Co ty masz taki dziwny głos? – rozpoznał swoją żonę. – Trochę się martwię, bo dochodzi dwunasta, a ciebie jeszcze nie ma.
- Przepraszam, skarbie. Późno poszedłem spać i nie nastawiłem budzika. Zaraz się zbieram. Do godzinki powinienem się zjawić.
- Zabierz ten duży, obiadowy termos to zapakuję do niego gołąbki. Czekam na ciebie.
- Już jadę, tylko ogarnę się trochę.
Rozłączył się i chwiejnym krokiem ruszył do łazienki. Widok własnej twarzy w lustrze przestraszył go nieco. Szara, zmięta z workami pod oczami. Wyglądał jak lump. Rzeczywiście spał niewiele. Do domu wrócił o czwartej nad ranem. Nie był tak bardzo pijany, ale i tak czuł, jak alkohol paruje z niego wszystkimi porami. Zdążył tylko zdjąć spodnie i od razu rzucił się na łóżko. Teraz stał w łazience w skarpetach, bokserkach i kompletnie wymiętej koszuli pachnącej jakimiś perfumami i noszącej ślady szminki na kołnierzyku.
- O rany… - jęknął. – Gdyby Ula mnie takiego zobaczyła, dostałbym za swoje…
Wszedł pod zimny prysznic starając się spłukać z siebie te dziwne zapachy, którymi był przesiąknięty. Wykąpany i przebrany w czyste ciuchy omiótł wzrokiem łazienkę. Musiał koniecznie zaprać tę koszulę, w której imprezował. Nie mógł jej wrzucić do kosza z brudami, bo Ula zaraz by się zorientowała w czym rzecz, a już na pewno zaczęłaby dociekać, skąd te ślady szminki na kołnierzyku. Wsypał trochę proszku do miski i wrzucił tę nieszczęsną koszulę. Jego wysiłki jednak nie zdały się na wiele, bo jeszcze bardziej rozmazał tę krwistą pomadkę. – No nie… To nie chce zejść… - Mało myśląc wyżął koszulę i wrzucił ją do foliowego worka. – Koniecznie muszę się jej pozbyć…
Wytarł z grubsza podłogę i pamiętając o zabraniu termosu zjechał windą na parter. Zanim wsiadł do samochodu pozbył się worka z koszulą i z sercem lekkim jak piórko ruszył do Rysiowa. Po drodze wykonał telefon do Sebastiana.
- Pęka mi łeb, chłopie. Muszę szybko się ogarnąć, bo przed chwilą dzwoniła Violka, że wraca autobusem do domu i pewnie za chwilę tu będzie. Nie chcę, żeby coś podejrzewała. Rozłączam się. Na razie.
Marek przywitał się z teściem i rodzeństwem Uli. Ją samą zastał w kuchni. Stała przy piecu nalewając zupę na talerze. Podszedł do niej i objął ją w pasie.
- Witaj, słonko – szepnął jej do ucha. Odwróciła się do niego z szerokim uśmiechem, który powoli zaczął znikać jej z twarzy. Przyjrzała mu się uważnie.
- Co ty, piłeś? Jakoś nieszczególnie wyglądasz.
- No co ty, Ula. Pracowaliśmy do późnej nocy. Wypiłem tylko lampkę koniaku przed snem, ale to już w domu. Zmordowany jestem…
- To widać. Wyglądasz jakbyś balował całą noc.
- Wolałbym to niż siedzenie nad papierzyskami, wierz mi. Co tak pięknie pachnie? – zmienił temat na bezpieczniejszy.
- Siadaj. Już podaję.
Esencjonalny rosół pachniał bosko. To było to, czego teraz akurat potrzebował. Męczył go kac. Poprosił o dolewkę.
- Pyszny – odpowiedział na zdziwione spojrzenie Uli.
Sebastian kończył się ubierać, gdy usłyszał zgrzyt klucza w zamku i ujrzał w drzwiach swoją ukochaną.
- A coś ty taka obładowana? – wskazał ręką reklamówki, które położyła na podłodze.
- Przywiozłam ci obiad. Zaraz podgrzeję. Pewnie zgłodniałeś od wczoraj. Jadłeś coś w ogóle?
- Jeszcze nie… Późno wstałem. Pracowaliśmy do późna…
Violetta pokiwała głową ze zrozumieniem i przeszła do kuchni. Po chwili stawiała przed nim parujące talerze z zupą i drugim daniem. Od samego zapachu zakręciło Sebastiana w żołądku.
- Twoja mama świetnie gotuje – mruknął z zadowoleniem. – A ty nie zjesz zemną?
- Już jadłam. To wszystko dla ciebie. Idę się przebrać.
Odniósł wrażenie, że jest jakaś przygaszona. Zazwyczaj na jego widok reagowała entuzjastycznie nazywając go pieszczotliwie Sebulkiem. Dzisiaj nic takiego nie miało miejsca. Kiedy wróciła do kuchni otulona szlafrokiem zapytał, czy coś się stało.
- Nie… Dlaczego miałoby się coś stać?
- Jesteś dzisiaj jakaś nieswoja.
- Trochę boli mnie głowa. Wezmę tabletkę to mi przejdzie.
Rzeczywiście zażyła proszek i położyła się na kanapie w salonie.
Marek przepuścił żonę przodem i tuż za nią wysiadł z windy. Oboje zatrzymali się przy recepcji prosząc o klucze do gabinetów.
- Zjemy dzisiaj razem lunch? – zapytał. - Zamówiłbym stolik w Baccaro?
- Naprawdę nie wiem… Mam strasznie dużo pracy… - Ula popatrzyła na męża niepewnym wzrokiem.
- Ja to wiem Ula, ale przynajmniej tę godzinkę moglibyśmy spędzić razem. Rzadko trafiają nam się takie okazje. Daj Turkowi coś do roboty. Niech i on się wykaże.
- On wykazuje się przez cały czas. Haruje jak dzika mrówka i jego dziewczyny także. Nawet pomyślałam o podwyżce dla nich. Adamowi też chciałam podnieść stawkę. Zasłużył.
- No dobrze. Możemy pogadać o szczegółach przy lunchu?
- OK. Zgadzam się.
- Przyjdę po ciebie – pochylił się całując jej usta. – Miłego dnia, skarbie.
Wszedł do sekretariatu witając się z Violettą i prosząc ją o kawę. Zasiadł za biurkiem i uśmiechnął się do swoich myśli. Ta noc była bardzo upojna. Od dawna nie kochali się z taką żarliwością i pasją. Uwielbiał, kiedy Ula była taka namiętna i gorąca. Uwielbiał, gdy to ona przejmowała inicjatywę. To ich szaleństwo trwało niemal pół nocy i było wspaniałe. W dodatku ten świetny pełen temperamentu seks całkowicie zaspokajał jego potrzeby. Nie musiał pocieszać się żadną panienką z klubu. W jakimś sensie czuł się rozgrzeszony, bo przecież nie zrobił nic złego. Chciał jedynie poczuć się jak dawniej.
Kończyli jeść. Przy posiłku omówili podwyżki dla działu księgowości. Firma stała dość dobrze więc mogli pozwolić sobie na nieco wyższe kwoty niż zwykle.
- A swoją drogą pomyślałam, że chyba czas najwyższy zatrudnić dla ciebie jakąś kompetentną asystentkę. Nawał pracy zaczyna przerastać nas oboje. Ja nie chcę wracać do czasów, kiedy harowaliśmy po nocach. To przecież bez sensu. Powiedz Sebie niech da ogłoszenie do prasy i w internecie. Na pewno znajdzie się ktoś, kto będzie pomocny.
- Skoro tak mówisz, to przekażę mu.
- Poza tym uważam, że już najwyższy czas na dziecko. Bardzo tego pragnę. Czas ucieka, a my nie młodniejemy.
Ucałował jej dłoń. On też pragnął maleństwa, chociaż z drugiej strony obecny stan bardzo mu odpowiadał. Dziecko to odpowiedzialność i wielkie wyzwanie wychowawcze. A jak okaże się kiepskim ojcem?
Dwa razy do roku Marek objeżdżał szwalnie. Taka kontrola była potrzebna, bo często ujawniała nieprawidłowości. Musieli znać konkretne liczby jeśli chodzi o straty w sprowadzanym z zagranicy towarze i straty pochodzące ze zwyczajnej kradzieży czy niegospodarności. Zwykle jeździła z nim Ula, ale ona teraz miała znacznie więcej pracy niż kiedyś i nie mógł od niej tego wymagać.
- Sam nie mogę jechać, kochanie, bo nie ogarnę tego. Doskonale wiesz, że to zbyt dużo roboty dla jednej osoby. Violetty nie zabiorę, bo miałbym tylko podwójny kłopot.
- To może Seba mógłby jechać? Zajmie wam to góra cztery dni. Przez ten czas mogłaby go zastąpić Milewska.
- Właściwie… to chyba najlepszy pomysł. Lepszego bym nie wymyślił. Jutro z nim pogadam, ale nie sądzę, żeby odmówił.
Następnego dnia poprosił przyjaciela do swojego gabinetu i z błąkającym się na ustach tajemniczym uśmieszkiem streścił wczorajszą rozmowę z Ulą.
- Wygląda na to, że nadarza się znowu okazja, żeby trochę poszaleć i odreagować. Zatrzymalibyśmy się w tym SPA pod Poznaniem. To naprawdę świetne miejsce. Ty widziałeś jedynie folder, a ja tam byłem. Dobre żarełko, wieczorne dancingi i mnóstwo świetnych trunków. Zregenerowalibyśmy się piorunem, bo przecież mają tam całą bazę rehabilitacyjną. Co ty na to?
Olszański rozciągnął pucołowatą twarz w szerokim uśmiechu.
- Oczywiście jestem za.
- W takim razie wyjeżdżamy w czwartek rano. Będziemy mieć niemal cały dzień na obskoczenie przynajmniej kilku szwalni. Ja zaraz dzwonię do ich dyrektorów, żeby skserowali dla nas najważniejsze dokumenty. Tak będzie szybciej. Uwiniemy się w ciągu dwóch dni, a resztę czasu spędzimy tak jak lubimy. Wrócimy w niedzielę wieczorem.
Wyjechali bladym świtem o szóstej rano. Ula nie rozumiała tego pośpiechu, ale Marek zapewniał ją, że im szybciej skończą tym prędzej wrócą do domu. Jak tylko wyjechali na trasę szybkiego ruchu Marek mocniej nacisnął pedał gazu. Ruch był bardzo słaby i mógł sobie na to pozwolić. Najpierw Środa Wielkopolska, następnie Września, potem Kostrzyn i na końcu Poznań. To zamierzali objechać dzisiaj. Kto wie, może jak pójdzie sprawnie to zdążą zaliczyć jeszcze ze dwie leżące w pobliżu. Obaj byli podekscytowani tym wyjazdem i czekającymi na nich atrakcjami w SPA. Kolejny raz nie byli dość czujni, żeby zauważyć podążający za nimi ciemny Opel Astra. Lexus Marka najwyraźniej miał podpięty do podwozia czujnik ruchu, bo mężczyzna kierujący Oplem zerkał od czasu do czasu na niewielki monitor pokazujący lokalizację samochodu na mapie on-line.
コメント