ROZDZIAŁ 4
W hotelu zameldowali się po godzinie dziewiętnastej. Byli zmęczeni, ale zaliczyli połowę z posiadanych przez teraz już, Dobrzański Fashion, szwalni. Kserokopie wszystkich dokumentów leżały spakowane w teczkach i czekały na rozliczenie. To zamierzali zrobić już po powrocie do Warszawy.
W recepcji zasięgnęli języka co do imprez odbywających się w ośrodku i zapytali, czy załapią się na dzisiejszą kolację.
- Posiłki wydajemy do dwudziestej więc jeśli panowie się pospieszą, to na pewno coś zjedzą. O dwudziestej pierwszej organizujemy grilla połączonego z zabawą na świeżym powietrzu. To jedna z naszych atrakcji, bo można potańczyć i zjeść coś dobrego. Serdecznie zapraszamy, a tu panów karty do pokoi.
Nawet się nie rozpakowywali. Każdy z nich wziął szybki prysznic i przebrany zszedł do restauracji. Zamówili kołduny z czerwonym barszczem i po kawale pieczeni polanej aromatycznym sosem. Najedzeni zrobili jeszcze mały rekonesans wokół hotelu chcąc się zorientować, gdzie ma być ta zabawa przy grillu. To nie było takie trudne, bo zapach pieczonego mięsiwa unosił się po okolicy. Doszli do drewnianej estrady, wokół której zaczynali gromadzić się ludzie. Przy niej szykował instrumenty zespół muzyczny, a w niewielkiej odległości stał zadaszony, wielki grill.
- Trochę się zmieniło od czasu, gdy byłem tu z Ulą – mówił Marek do Sebastiana rozglądając się wkoło. – Podesty na jeziorze te same, ale miejsca do tańca nie było, grilla też nie.
- Pomyślałbyś wtedy, że to ona ci jest pisana? Miałeś ją tylko uwieść i sprawić, żeby pozmieniała dane w raporcie, a okazało się, że to miłość twojego życia.
- Wtedy tak nie myślałem. Wiedziałem jedynie, że to z Pauliną mi nie po drodze i że szybko muszę zakończyć ten toksyczny związek. Obiecałem to Uli, a potem tak bardzo stchórzyłem, że nie mogłem jej spojrzeć w oczy. Znienawidziła mnie i naprawdę brakowało niewiele, żebym ją stracił. Tylko dzięki Sosnowskiemu zawróciłem z drogi i pojechałem na ten pokaz. Pewnie ci o tym nie mówiłem, ale już byłem w drodze na lotnisko. Wsiadałem do auta, bo miałem jeszcze zabrać Paulinę, kiedy wyrósł przede mną jak spod ziemi, doktorek. Powiedział mi wtedy, że nie powinienem wyjeżdżać, ale być przy Uli na pokazie, bo ona mnie kocha, nie jego i właśnie z nim zerwała.
Złamałem wtedy wszystkie przepisy i jechałem na pokaz jak wariat.
- To był piękny pokaz – rozmarzył się Olszański. – Ulka ci wybaczyła, ja dogadałem się z Violką…
- No właśnie. Nie zamierzacie zalegalizować tego związku? Tyle lat już bujacie się razem i nic z tego nie wynika. Violetta na pewno by tego chciała. Chyba nie masz wątpliwości co do jej uczuć. Kocha cię przecież.
- No wiem…, wiem…, ale jakoś nie mogę do tego dojrzeć. Może kiedyś… Chyba się zaczyna – ożywił się nagle wskazując człowieka, który wbiegł na scenę z mikrofonem. Przywitał wszystkich, poinformował o grillu, z którego mogli skorzystać wszyscy i przedstawił zespół. Na koniec życzył im wesołej zabawy.
Rozległy się pierwsze dźwięki muzyki, a przy mikrofonie zaczął się produkować wokalista. Pierwsze pary wyszły na scenę. Impreza rozkręcała się. Nie postali długo z boku. I ich porwały przeboje grane przez zespół. Znalazły się też dziewczyny. Dwie przylepiły się do nich i tak już zostały do samego końca. Z całą pewnością liczyły na upojne zakończenie tego dnia. To one inicjowały pocałunki, które oni skwapliwie odwzajemniali. Pod koniec zabawy zapytały o ich pokoje.
- Tam moglibyśmy pogłębić naszą znajomość.
Marek pokręcił głową.
- Nic z tego, drogie panie. Było bardzo miło, ale obaj jesteśmy żonaci i nie mamy zamiaru zdradzać swoich żon.
Pożegnali się bardzo kulturalnie chociaż widzieli zawiedzione miny dziewczyn. Rano czekał ich kolejny, pracowity dzień.
Po śniadaniu znowu ruszyli w trasę. W szwalniach nie mitrężyli czasu. Zabierali tylko ksero dokumentów i już ich nie było. Wrócili do hotelu o dwie godziny wcześniej niż poprzedniego dnia. Do kolacji zaliczyli rozluźniające masaże, odprężające kąpiele perełkowe i pływanie w basenie. I tym razem nie zrezygnowali z zabawy, którą zaplanowano w jednej z dużych sal. Tu był barek więc nie odmówili sobie sporej ilości alkoholu. Jutro nie wybierali się nigdzie. Objechali szwalnie i mogli teraz korzystać z wolności.
Do Warszawy wracali bardzo zadowoleni. Naładowali baterie na kilka następnych tygodni aż do kolejnej okazji.
Po drodze, już będąc w mieście, zatrzymali się jeszcze przed kwiaciarnią i każdy z nich kupił wielki bukiet kwiatów. Marek odwiózł przyjaciela pod sam dom po czym ruszył na Sienną. Celowo nie wyciągał kluczy do wejściowych drzwi. Nacisnął dzwonek i czekał. Zasłonił twarz bukietem, gdy usłyszał szczęk otwierającego się zamka.
- Marek?
Wychylił głowę zza bukietu i porwał Ulę w ramiona.
- Strasznie się za tobą stęskniłem – mówił między jednym pocałunkiem, a drugim. – Proszę, to dla ciebie – wręczył jej bukiet.
- Przeskrobałeś coś, że usiłujesz przekupić mnie kwiatami?
- Kochanie, o co ty mnie podejrzewasz? Wychodziliśmy ze skóry, żeby załatwić wszystko jak najszybciej. Nie próżnowaliśmy, a to dowód – wyciągnął z torby jedenaście teczek wypełnionych kserokopiami dokumentów.
- No już dobrze, dobrze… Żartowałam. Pewnie jesteś głodny. Przygrzeję leczo.
Szła do Pshemko. Dzisiaj miały być wielkie przymiarki nowej kolekcji jesień-zima i bardzo chciała je zobaczyć. Wiedziała, że Czarek będzie robił zdjęcia modelkom i modelom, które firma miała zamieścić w pierwszym numerze mającego ukazać się tuż przed pokazem, katalogu. Pomysł jego wydania już dawno narodził się w jej głowie. Uważała to za dobre posunięcie marketingowe, które miało napędzić im więcej klientów.
Dotarła do pracowni otwierając szeroko drzwi i zamarła. Przy wieszakach ciężkich od odzieży zobaczyła Marka i Sebastiana. Ten pierwszy otulał ciepłym futerkiem jedną z modelek i niemal przylgnął do jej pleców trzymając ręce na jej ramionach. Sebastian chrząknął nerwowo i kiwnął głową w stronę drzwi. Marek odwrócił się, ale w tym momencie Ula okręciła się na pięcie robiąc w tył zwrot i ile miała sił w nogach pognała do swojego gabinetu.
- Jasna cholera! – wrzasnął Marek i pobiegł za nią. Wpadł do sekretariatu. Przed drzwiami gabinetu stała z rozpostartymi rękami Dorota.
- Zakazała mi cię wpuszczać. Nie wchodź tam.
- Mnie zakazała wpuszczać?! Zejdź mi z drogi, bo nie ręczę za siebie – Schwycił ją za ramiona i jak przedmiot, odsunął na bok. Wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. – Ula, ty chyba nie myślisz, że ja i ta modelka, że coś jest między nami? Ja tylko pomagałem włożyć jej futro nic więcej.
- Czyżby? Ja nie jestem ślepa, Marek i wiem co widziałam. Prawie przylepiłeś się do niej, a ona najwyraźniej nie miała zamiaru protestować. Wracasz do dawnych nawyków? Znasz doskonale moje zdanie na ten temat. Jeśli taki masz zamiar i znudziło ci się małżeńskie życie, to lepiej powiedz mi to od razu. Załatwimy to szybko i bezboleśnie.
- Ty chyba oszalałaś! Nie mam zamiaru wracać do tego co było. Za bardzo cię kocham, a to co widziałaś, to była wyłącznie uprzejmość z mojej strony, nic ponadto – podszedł do niej i przykucnął ujmując jej dłoń i przyciskając do ust.
– Za długo o ciebie walczyłem, żebym miał cię zdradzać. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Wiem, jak mogło to wyglądać z twojej perspektywy, ale ja tylko pomagałem, Ula… Tylko pomagałem.
Jego słowa najwyraźniej ją uspokoiły, bo spojrzała na niego łagodniej.
- Już dobrze. Wierzę ci, a teraz idź. Mam dużo pracy.
Odetchnął z ulgą. Mało brakowało… Musi być ostrożniejszy, przecież wie, jak bardzo jest drażliwa na punkcie kłamstwa, a tym bardziej zdrady. Nigdy by mu jej nie wybaczyła.
Dwa tygodnie później Sebastian wpadł na pomysł, żeby pod pretekstem gry w squasha wpadli po pracy do Klubu 69.
- Nie mówię, że na całą noc, ale chociaż na trochę. Posiedzimy, pogadamy, nasycimy się atmosferą i wrócimy grzecznie do domu.
Markowi spodobał się ten pomysł. Liczył na to, że Ula nie będzie miała nic przeciwko temu. Wiedziała, że kiedyś często grywali.
- Tak dawno nie graliśmy, Ula. Chyba ostatni raz przed naszym ślubem. Brakuje mi tego i Sebie też.
- Marek, nie musisz mi się tłumaczyć. Nie będę ci zabraniać sportu. Idź i baw się dobrze.
Następnego dnia ruszyli spod siedziby DF prosto do klubu zamówioną wcześniej taksówką. Nie tego sportowego, rzecz jasna. Frekwencja nie była jeszcze zbyt duża, ale ciągle przybywało stałych bywalców tego miejsca. Rozluźnili się. Zamówili trunki i rozsiedli się wygodnie na klubowych kanapach. Na scenę wyszła jakaś dziewczyna i zaczęła śpiewać. Sebastian przyjrzał jej się uważnie.
- Spójrz na nią Marek, czy to nie Mirabella? Bardzo podobna. Latałeś za nią kiedyś, pamiętasz?
- Nawet jeśli, to było dawno i nieprawda. Stare dzieje. Zresztą rozstaliśmy się w gniewie, a raczej to ona się wściekła. Kiedy kupowałem Paulinie pierścionek zaręczynowy to dla niej kupiłem kolczyki. Kilka dni później przyjechała do firmy, ale mnie nie zastała i postanowiła zaczekać. Ula zrobiła jej kawy i zauważyła te kolczyki. Znała je, bo była ze mną u jubilera. Mirabella powiedziała jej, że dostała je ode mnie, na co Ula niewinnie oświadczyła, że wie, bo towarzyszyła mi kiedy kupowałem pierścionek zaręczynowy dla narzeczonej, a że był drogi, dostałem w gratisie kolczyki. Wściekła się i wypruła z firmy zostawiając Uli te kolczyki na biurku. Nie mam zamiaru wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Mirabella to przeszłość i to nienajlepsza.
ความคิดเห็น