ROZDZIAŁ 6
Marek ziewnął szeroko i wolno otworzył powieki mrużąc jednocześnie oczy. Na świecie był już jasny dzień, co stwierdził z niejakim zdziwieniem. Usiadł na kanapie i rozejrzał się po salonie. W domu panowała niczym niezmącona cisza. – O cholera! – zaklął w myślach zobaczywszy, że ma na sobie jeansy i wczorajszą koszulę. – Ula mnie zabije… - Wstał i ruszył do ich wspólnej sypialni, ale była pusta. Nie bardzo rozumiał dlaczego, dopóki nie spojrzał na zegar wskazujący godzinę dziesiątą dziesięć. – O w mordę jeża! Ona od kilku godzin jest już w firmie. Muszę wymyślić jakieś wiarygodne usprawiedliwienie. – Zrobił w tył zwrot i szybkim krokiem poszedł do łazienki. Goły, jak go pan Bóg stworzył, wszedł pod zimny strumień wody. To otrzeźwiło go nieco. Przypomniał sobie imprezę w klubie i to, że mieli tylko wypić po szklaneczce, pogadać i trochę się zabawić, żeby o jakiejś uczciwej porze wrócić do domu. Popłynęli jednak i urżnęli się koncertowo.
Przebrał się w świeżą koszulę, narzucił na siebie marynarkę i wyszedł z domu. Samochód zostawił pod firmą więc z konieczności znowu jechał do niej taksówką. Zadzwonił do Sebastiana. Odebrał ledwie przytomny.
- Jesteś w firmie?
- Jestem w domu. Dopiero wstałem.
- Pośpiesz się. Ja już jadę po ciebie. Jest jedenasta. Lepiej wymyśl coś, żeby uspokoić Violettę. Ja mam pustkę w głowie. Ruchy.
- Już się zbieram…
Marek zapłacił za kurs i wytoczył się z samochodu. Za nim zrobił to samo Sebastian.
– Mamy przesrane, chłopie – wysyczał Marek. – Jak to się stało, że tak popłynęliśmy? Ulka mi nie daruje. Violetta tobie też nie. Co my im powiemy?
- Może, że spotkaliśmy na squashu kumpli z roku, których dawno nie widzieliśmy i namówili nas na kilka drinków?
- Po kilku drinkach nie wyglądalibyśmy tacy ściorani, ale niech ci będzie. Musimy trzymać się jednej wersji. Idziemy.
Wysiedli z windy na piątym piętrze i podeszli do sekretariatu Marka, ale nie zauważyli Violetty.
- Nie ma jej? To dziwne… - Olszański poskrobał się po rozczochranej głowie. – Aniu – zwrócił się do recepcjonistki – nie wiesz, gdzie jest Violka? Wychodziła gdzieś?
- Nie zauważyłam, ale rano na pewno była, bo zabierała dla Marka pocztę.
- Posłuchaj, – Marek złapał przyjaciela za łokieć i odwrócił go do siebie – ja idę do Uli, a ty zrób nam może mocnej kawy i zaczekaj u mnie w gabinecie. Łeb mi pęka. Zaraz wrócę.
Szybkim krokiem przemierzył korytarz i wszedł do sekretariatu dyrektora finansowego. Dorota, jak zwykle, była na swoim miejscu i obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem.
- Jest…?
Pokręciła przecząco głową.
- Pani dyrektor wyszła jakieś pół godziny temu. Powiedziała, że ma coś pilnego do załatwienia na mieście i dzisiaj już prawdopodobnie nie wróci.
- Rozumiem… Nie mówiła, dokąd idzie?
- Niestety nie.
Wrócił do siebie. Sebastian już raczył się gorącą, gorzką kawą więc i on sięgnął po filiżankę.
- Uli nie ma. Ponoć wyszła jakieś pół godziny temu w służbowej sprawie i dzisiaj już nie wróci do firmy. Może to i lepiej? Będę miał więcej czasu na zastanowienie się.
- Dzwoniłem do Violki, ale nie odbiera. Wypiję kawę i zejdę do bufetu, może tam siedzi?
- A ja zadzwonię do Uli- wyjął telefon i wybrał jej numer. Odczekał trochę i rozłączył się. – Ula też nie odbiera. Może ma jakieś ważne spotkanie, a ja tylko jej przeszkadzam. Pewnie oddzwoni, kiedy zobaczy nieodebrane połączenie ode mnie. Skoro nie ma ani jednej, ani drugiej, zabierzmy się do roboty.
Do godziny siedemnastej obaj panowie zdążyli wytrzeźwieć całkowicie. Każdy z nich wsiadł po pracy do swojego samochodu i ruszył w stronę domu. Marek, jak zwykle, zatrzymał się przed kwiaciarnią i kupił wielki bukiet czerwonych róż na przeprosiny, choć doskonale wiedział, że nagrabił sobie, a Ula tak łatwo nie wybacza. Sądził, że zastanie ją już w domu więc nawet nie wyciągał klucza tylko zadzwonił do drzwi. Stał już dłuższą chwilę dziwiąc się, że tak długo nie otwiera. W końcu wysupłał z kieszeni klucz i przekręcił go w zamku. W mieszkaniu panował półmrok, co trochę wytrąciło go z równowagi i wzbudziło niepokój.
- Ula? Jesteś? – zawołał, ale odpowiedziała mu głucha cisza. – Co jest, do cholery? – zaświecił kinkiety w przedpokoju, zdjął buty i wszedł do salonu. Od razu rzuciły mu się w oczy porozrzucane na szklanej ławie duże zdjęcia. Nerwowo przełknął ślinę i przysiadł na kanapie.
Widok samego siebie i Sebastiana, z którym szalał w klubie po prostu ściął mu w żyłach krew. Te zdjęcia stanowiły dokumentację ich wszystkich wyskoków począwszy od pierwszego, a skończywszy na tym wczorajszym. Czyżby go śledziła? Nie…, to niemożliwe. Jeśli więc nie ona, to może Violetta? Tylko jak miałaby to zrobić? Pojechać za nimi do szwalni? To niedorzeczne… A może obie jakoś się zmówiły i wynajęły detektywa? To była najbardziej prawdopodobna wersja. Z drugiej strony wiedział, że Ula brzydziłaby się takimi metodami. Doskonale pamiętał, co odpowiedziała na jego pytanie wówczas, kiedy razem jechali do szwalni. To było wtedy, gdy zazdrosna Paulina umówiła się z nią w kawiarni i zaproponowała jej pieniądze w zamian za ustalenie nazwiska jego kochanki. Ula nie wzięła tej łapówki, a on następnego dnia po prostu się wściekł na ówczesną narzeczoną i zapytał swoją asystentkę, czy postąpiłaby tak samo. Zaprzeczyła. Dla niej to było coś niegodnego i uwłaczającego. Skąd więc te zdjęcia i gdzie ona jest? Tknięty przeczuciem poszedł do garderoby. Pociemniało mu w oczach, gdy zobaczył, że w części należącej do Uli brakuje połowy rzeczy. Złapał za telefon i wybrał numer do teścia.
- Dobry wieczór, tato. Szukam Uli. Nie ma jej u was? Wyszła z pracy koło jedenastej na jakieś spotkanie służbowe i nie ma jej do tej pory. Trochę się martwię, bo takie spotkania nie trwają z reguły dłużej niż godzinę.
- Nie, Uli tu nie ma i nawet dzisiaj nie dzwoniła. Zmartwiłeś mnie. Mam nadzieję, że ona wkrótce wróci. Daj mi znać, dobrze?
- Oczywiście. Zadzwonię – rozłączył się. Nie było sensu dzwonić do swoich rodziców. Ula nie miała na tyle śmiałości, żeby jeździć do nich bez niego więc na pewno jej u nich nie ma.
Zadzwonił Sebastian. Był zdenerwowany podobnie jak on.
- Wyobraź sobie, że wszedłem do domu i zobaczyłem na kanapie mnóstwo zdjęć z naszych pobytów w klubie i w tym SPA, a do tego kartkę, na której napisała „Żegnaj podły draniu”. Spakowała wszystkie rzeczy i wyniosła się. Dzwoniłem do niej, ale nadal nie odbiera. Dzwoniłem potem na stacjonarny do jej matki, ale powiedziała mi, że Violetty u nich nie ma. Jasna cholera, Marek, ona uciekła ode mnie! Nie mam pojęcia, jak zdobyła te zdjęcia. Przecież nas nie śledziła.
- Mam dokładnie to samo, Seba. Ula zabrała swoje rzeczy i wyprowadziła się. W Rysiowie jej nie ma. Ja zastałem tylko zdjęcia bez żadnej kartki, ale to akurat mnie nie dziwi, bo słowa w obliczu tych kompromitujących zdjęć są zbyteczne. Jedno jest pewne, że one działają razem. Nie mam tylko pomysłu, gdzie ich szukać i bardzo się martwię. Ula mi tego nie wybaczy. Wybaczyła raz i nie będzie powtórki z rozrywki. Nie wiem co robić…
Obaj nie mieli dobrej nocy. Miliony myśli tłukły im się w głowach, a zwłaszcza jedna była szczególnie natrętna, a mianowicie, dlaczego byli tacy nieostrożni i stracili czujność. Dlaczego nie przyszło im do głowy, że taki scenariusz też należy brać pod uwagę? Małżeństwo Marka sypało się jak domek z kart podobnie, jak związek Sebastiana.
Po nieprzespanej nocy Marek zwlekł się z łóżka. Piekły go oczy z niewyspania i musiał zasilić się mocną kawą. Przechodząc przez salon bezwiednie omiótł wzrokiem stół, przy którym jadali posiłki i aż przystanął z wrażenia. Jak mógł wcześniej nie zauważyć tego pudełka? Może to jakaś wiadomość od Uli? Rozpakował je nerwowo rwąc ozdobny papier, w który było owinięte. Kiedy otworzył wieczko ugięły się pod nim kolana. Ciężko usiadł na krześle. Wyjął parę niemowlęcych bucików i rozpłakał się jak dziecko. Chciała mu zrobić niespodziankę, podzielić się z nim tą radosną nowiną, a on, jak ostatni drań balował i upijał się w klubie. Jego niepokój o nią jeszcze bardziej wzrósł. Zachodził w głowę, dokąd mogła pojechać. Wierzył, że jest razem z Violettą i przynajmniej od niej będzie miała wsparcie. Tylko, że to on powinien być teraz obok i chronić ją, a nie narażać na takie „przyjemności”.
Zaparkował w podcieniach budynku i ruszył w stronę głównego wejścia do firmy. Tuż przy drzwiach natknął się na Sebastiana. Podobnie jak on miał przekrwione z niewyspania oczy.
- Przejdźmy się może trochę. Muszę ci coś powiedzieć – zaproponował.
- Ula jest w ciąży… - wyrzucił z siebie niemal szeptem.
- Skąd wiesz?
- Ano stąd, że zostawiła na stole pudełko, w którym znalazłem parę niemowlęcych bucików – załamał mu się głos i najzwyczajniej się rozpłakał. – Jestem kompletnym kretynem. Naprawdę nie wiem, co ja sobie myślałem? Że można tak bezkarnie wrócić do przeszłości i to w dodatku tej nienajlepszej? Przepraszam cię Seba, że wciągnąłem cię w to wszystko. Nie powinienem był. Przeze mnie straciłeś Violettę.
- Nie rób sobie wyrzutów – Olszański poklepał go po ramieniu. – Gdybym tego nie chciał, odmówiłbym. Przecież mam swój rozum, nie?
- Bardzo się o nią martwię. Drżę na samą myśl, że pod wpływem tych szokujących zdjęć mogła poczuć się źle i poronić. Martwię się o nie obie. One są na pewno razem. Uciekły przed nami, tylko dokąd? Gdzie mamy ich szukać.
- Może jednak spróbować pojechać do Pomiechówka i wypytać mamę Violki? Ona mnie lubi…
- Ja ani nie mam po co jechać do Rysiowa. Mój teść nawet jeśli wie, nic mi nie powie. Tak samo było wtedy, jak wyjechała na Mazury. Prosiłem i błagałem, ale był nieugięty. Zanim pojedziemy, to może uprzedź Kubasińską?
- A ja myślę, że lepiej nie. Lepiej działać z zaskoczenia.
Comments