ROZDZIAŁ 9
ostatni
Wyszli z „Neptuna” ustalając, że Ula z Markiem idą w prawo, a Viola z Sebastianem w lewo. Marek podał żonie ramię, a drugą ręką dotknął jej brzuszka.
- Jeszcze małe to nasze szczęście – powiedział wzruszony. – Nawet nie wiem, który to miesiąc.
- Koniec trzeciego. Już za mną poranne mdłości i złe samopoczucie. Teraz czuję się świetnie. Całe życie mogłabym chodzić w ciąży.
- Tak strasznie mi wstyd, że nie dotrzymałem wtedy słowa i urżnąłem się jak ostatni lump. Kiedy zobaczyłem te buciki, niemal pękło mi serce. Ty chciałaś mi powiedzieć o ciąży, a ja byłem pijany w sztok. To był już ostatni tak głupi pomysł, który przyszedł mi do głowy. Mało brakowało, a straciłbym ciebie i nasze dziecko, a Sebastian Violettę. Cieszę się, że Seba zdobył się wreszcie na odwagę i oświadczył się. Mam nadzieję, że Viola przyjmie pierścionek. Kiedy was nie było snuliśmy się obaj i nie umieliśmy sobie znaleźć miejsca. Ani raz nie poszliśmy do klubu, żeby tam topić smutki. Siedzieliśmy w domu i martwiliśmy się o was. Dla mnie najgorsze były noce. Bez ciebie trudno mi zasnąć. Gdybyś odeszła na dobre, chyba palnąłbym sobie w łeb, żeby nie cierpieć. Wybacz mi, Ula tę głupotę. Już nigdy więcej nie narażę cię na nic podobnego. To było szczeniackie i durne.
- To prawda, ale musiałyśmy wam dać nauczkę. Oglądając te zdjęcia nie uwierzyłam w zdradę, bo one nic takiego nie pokazywały. To Viola się nakręciła twierdząc, że nas zdradzacie. Ja byłam ostrożna w osądach. Dostałeś przedsmak tego, co zrobiłabym, gdybyś naprawdę mnie zdradził. Nie dałabym ci szansy powrotu, bo byłoby to dla mnie zbyt bolesne.
- Wrócisz ze mną do Warszawy?
- Wrócę. Tęsknię za pracą. Dwa miesiące bezczynności wystarczą. Uciekłyśmy, a tak naprawdę porzuciłyśmy pracę. Nie mam pojęcia, jak prezes to potraktuje.
Marek uśmiechnął się figlarnie. Zatrzymał się obejmując ją w pasie.
- Pan prezes potraktuje to bardzo łagodnie. Nie będzie wyciągał żadnych konsekwencji. Potraktuje to w kategoriach urlopu bezpłatnego i rozejdzie się po kościach. A tak swoją drogą to miałaś rację co do Adama. Świetnie sobie poradził podczas twojej nieobecności. Pomyślałem nawet o awansie dla niego i zrobiłbym go twoim zastępcą. Będzie nam potrzebny, jak pójdziesz na urlop macierzyński.
- To dobry pomysł. Kiedy chcecie wracać?
- Chyba jutro po śniadaniu. Spakujecie się spokojnie bez napinki. Mamy cały dzień. Ojciec mnie zastępuje.
- To jak będzie Viola? Przyjmiesz ten pierścionek?
- Przyjmę pod dwoma warunkami. Pierwszy to taki, że weźmiemy ślub jak najszybciej, najlepiej w święta, a drugi, że szybko zajdę w ciążę. Zegar tyka tyk, tyk, tyk, a ja nie młodnieję. Nie będę przez bryle do kołyski zaglądać.
Jeśli nie zgadzasz się z którymś z tych warunków, to może od razu się rozstańmy tu i teraz.
Olszański rozciągnął w uśmiechu swoją pucołowatą twarz.
- Na wszystko się zgadzam, Violuś. Jak tylko wrócimy do Warszawy, zacznę działać. Ula i Marek na pewno pomogą.
Violetta popatrzyła na swojego chłopaka podejrzliwie.
- I tak nagle, po prostu zgadzasz się na wszystko?
- Wcale nie nagle i wcale nie po prostu. Kocham cię przecież jak szaleniec. Bez ciebie już ani dnia dłużej, bo chyba zwariuję. Wyciągnij paluszek. Lepiej będzie wyglądał z tym cackiem. Prawdziwy brylant.
Jeszcze wieczorem spakowały wszystkie swoje rzeczy. Rano, tak jak zaplanował Marek, poszli na śniadanie do „Neptuna”. Po nim wszyscy pożegnali się z ciotką Violetty, a dziewczyny podziękowały jej za wszystko.
Marek upchał torby w bagażniku i zatrzasnął go z hukiem.
- Wsiadajcie. Seba, wy z tyłu. Ula obok mnie. Musi mieć wygodnie.
Tym razem nie padało. Dzień, jak na późną jesień był dość pogodny. Mimo to Marek nie naciskał mocniej pedału gazu. Nie jechał przecież sam.
- To kiedy ślub, Viola? Pierścionek przyjęłaś więc nie ma zmiłuj – rzucił Marek do tyłu.
- Chcemy jeszcze w tym roku, w święta.
- Serio? Macie mało czasu. Jak chcecie to załatwić?
- Skromnie. Bardzo skromnie. Wynajmiemy jakiś lokal na kilka godzin. Ludzi też będzie niewielu. Tylko najbliższa rodzina z mojej strony i Sebulka. Chcemy też was prosić na świadków. Zgodzicie się?
- Oczywiście. Nie odmówiłbym najlepszemu przyjacielowi i mojej najlepszej sekretarce. Zamówię wam ładne zaproszenia ślubne i poproszę Pshemko, żeby wybrał ci z ostatniej kolekcji jakąś ładną sukienkę. Dla Seby też znajdziemy porządny garnitur. Jeśli chcecie to zatrzymam się przy jubilerze, jak będziemy w Warszawie. Wybierzecie sobie obrączki. Myślę, że w Urzędzie Stanu Cywilnego nie będzie problemu. O tej porze roku pobiera się niewielu ludzi, tak sądzę. Teraz, jak to mówię, to jestem dobrej myśli, że załatwicie wszystko na czas.
Violetta siedziała z tyłu oszołomiona. Marek rozwiązał kilka jej problemów.
- Jestem ci naprawdę wdzięczna, zwłaszcza za Pshemko.
- Nie ma sprawy, Viola. On dla nas też przecież szył kreacje ślubne. Ostatnia kolekcja była bardzo udana właśnie ze względu na suknie. Są zachwycające. Na pewno coś dla ciebie wybierze. Poza tym dużo mniej jest załatwiania, kiedy bierze się tylko ślub cywilny.
Rzeczywiście w Warszawie Marek zatrzymał się przed sklepem jubilera. Zmitrężyli tam niemal godzinę, ale Violetta wybrała w końcu ładne, dość grube obrączki. Stojąc przed blokiem, w którym mieszkał Sebastian, Marek pytał oboje, co z jutrzejszym dniem, czy przychodzą do pracy.
- Ja na pewno. Nie wiem, jak Viola.
- Ja też będę. Trzeba wypisać ten wniosek na urlop bezpłatny.
- W takim razie widzimy się w firmie. Trzymajcie się.
Już bez przeszkód zajechali na Sienną. Ula wyglądała na zmęczoną. Była blada i sprawiała wrażenie niewyspanej. Marek z troską popatrzył na jej twarz.
- Zaraz zrobię ci ciepłą kąpiel, to trochę się odprężysz i zrelaksujesz. Dzisiaj ja gotuję. Chodźmy.
Z przyjemnością zanurzyła się w pachnącej pianie. Przez dwa miesiące korzystała jedynie z prysznica. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się do swoich myśli. Ta jej ucieczka wyszła Markowi na dobre i najwyraźniej wyciągnął z niej wnioski. Sebastian miał chyba tak samo. Obaj otoczyli swoje kobiety atencją i troską. Jak dotąd, nie mogły narzekać.
W czasie kiedy ona zażywała przyjemnej kąpieli Marek urzędował w kuchni przygotowując swoje popisowe spaghetti. Mieszając sos rozmawiał przez telefon z ojcem.
- Nie tato, jutro nie musisz przyjeżdżać. Ja jestem już w Warszawie i rano będę w pracy. Tak…, znaleźliśmy Ulę i Violettę. Przyjechały z nami. One też wracają do pracy. Ula czuje się świetnie. Na początku miała mdłości i wymioty, ale teraz jest już wszystko w porządku. Wygląda zjawiskowo. Nasze maleństwo ma trzy miesiące i zaczyna czwarty. Pozdrów mamę. Do zobaczenia.
Wyszła z łazienki otulona ciepłym szlafrokiem i podkulając nogi usiadła na kanapie. Pociągnęła nosem. Z kuchni dolatywały nieziemskie zapachy.
- Pięknie pachnie… Zgłodniałam.
- Już podaję, kochanie – Marek z dwoma talerzami wszedł do salonu. – Bardzo proszę. Smacznego – popatrzył na żonę roziskrzonym wzrokiem. – Bardzo się cieszę, że wróciłaś. Ten dom bez ciebie to istna pustelnia i cicho w nim jak w grobie. Już nigdy więcej – otrząsnął się. – Przysięgam. Dzwoniłem do rodziców. Masz od nich obojga pozdrowienia. Cieszą się, że mi wybaczyłaś, ale najbardziej z tego, że zostaną dziadkami. Zaprosili nas na obiad w niedzielę. Chyba powinienem też zadzwonić do twojego taty.
- Nie dzwoń. Ja dzwoniłam i wszystko mu opowiedziałam. Jest już spokojny.
- Jutro koło dziewiątej przejadę się do drukarni po zaproszenia dla Sebastiana. Obiecałem. Czy ty w tym czasie mogłabyś pójść do Pshemko w sprawie garnituru dla niego i sukni dla Violetty? Mistrz cię uwielbia i na pewno ci nie odmówi.
- Nie ma sprawy. Trzeba im trochę pomóc przy tym ślubie.
- Witaj Violetto. Cóż za miły widok widzieć cię przy pracy – Marek wszedł do sekretariatu witając się spontanicznie ze swoją sekretarką.
- Też się cieszę, że cię widzę. Pocztę masz na biurku. Ulka też przyjechała?
- Też. To ona pójdzie do Pshemko w sprawie twojej sukni. On ją uwielbia i traktuje jak swoją prywatną muzę. Na pewno nie odmówi. Ja w tym czasie pojadę po zaproszenia dla was.
- Bardzo ci dziękuję. Mógłbyś wziąć ze sobą Sebulka? On zna mniej więcej mój gust i wie, co mi się spodoba.
- Nie ma sprawy. Zaraz do niego zadzwonię.
Siedzieli w gabinecie dyrektora zaprzyjaźnionej drukarni i oglądali katalog wzorów zaproszeń.
- Policzyliście, ilu będzie gości?
- Niewielu. Znacznie mniej niż u was na weselu. Moi rodzice i Violki, to czworo. Do tego jej dziadkowie, mój brat z żoną i Pshemko, o ile przyjmie zaproszenie. W sumie z nami trzynaście osób.
- Na pewno przyjmie. Lubi takie imprezy.
- Po południu chcemy jechać na Freta. Znaleźliśmy korzystną ofertę kawiarni, która tam się znajduje. Nazywa się „Feta na Freta”. Mają salę kominkową i wynajmują ją na przyjęcia od szesnastej do dwudziestej trzeciej. To nam wystarczy. Dziadkowie i rodzice na pewno nie wytrzymają dłużej. O, spójrz na te – Sebastian postukał palcem we wzór zaproszenia. Ładne, nie? Violce na pewno się spodoba. Lubi takie romantyczne motywy. Dorożka, dwa konie i para młoda. Piękne. Zamawiamy.
Wysiedli z windy na piątym piętrze z ożywieniem dyskutując jeszcze na temat menu i muzyki. W pewnym momencie Marek zatrzymał się gwałtownie na środku korytarza zmuszając przyjaciela do tego samego.
- Co jest…? – zapytał zdezorientowany Sebastian.
- Ciii… Spójrz na nie – Marek dyskretnie wskazał sekretariat. – Czyż nie są piękne?
Brakowało naprawdę niewiele, żebyśmy je stracili. Za to jeszcze raz cię przepraszam, Seba. Gdyby ponownie w mojej głowie wylęgły się takie głupie pomysły, to sprowadź mnie na ziemię. Kiedy pojechałem do Rysiowa mój teść powiedział mi coś znamiennego. Powiedział, że kiedy rozum śpi, budzą się demony. U mnie wylęgły się demony przeszłości i obym już nigdy nie powołał ich do życia. Mam nadzieję, że moja miłość do Uli i naszego dziecka nigdy na to nie pozwoli. A teraz chodźmy. Pokażmy im te zaproszenia.
K O N I E C
Komentar