top of page
Szukaj
  • gajazolza

"GDYBYŚ TYLKO ZACZEKAŁA..." - rozdział 11 ostatni

ROZDZIAŁ 11

ostatni


Marek stanął na progu salonu i aż westchnął z zachwytu.

- Obie wyglądacie zjawiskowo. Musimy już jechać. Nie chcę tam być na ostatnią chwilę. Dzwonił kierowca limuzyny, że stoi pod domem. Zostaje Kubasińska. Ona dopilnuje kelnerów. Dobrze, że Viola wpadła na ten pomysł, bo nie odważyłbym się zostawić obcych ludzi w mieszkaniu bez osoby zaufanej. Pospieszmy się, kochanie.


Przed kościołem zgromadziło się trochę ludzi, głównie z dawnego F&D. Gdzieś z tyłu Marek dostrzegł starszą parę i zamarło mu serce.

- Są moi rodzice… Nie spodziewałem się ich – szepnął do Uli. – Jakim cudem się dowiedzieli…?

- To nieważne, Marek. Skoro przyszli, to najwyraźniej zależy im na kontakcie z tobą. Powinni po uroczystości pojechać z nami na Sienną, a ty powinieneś ich zaprosić.

- Strasznie się postarzeli. Wyglądają jakby przybyło im po piętnaście lat.

- Dziwisz się? Mało mieli zmartwień i jeszcze ten upadek firmy… Przecież stracili dorobek swojego życia. Widzę Sebastiana i Violę z Tomaszkiem. Chodźmy.

Przed wejściem do kościoła Marek podszedł do swoich rodziców i przywitał się z nimi.

- Nie wiem skąd dowiedzieliście się o moim ślubie, ale skoro przyszliście, to może weźmiecie udział i w weselu? Urządziliśmy je w mieszkaniu, bo gości będzie niewielu.

Matka podniosła na niego zapłakane oczy, które wyrażały po jego słowach nadzieję.

- Naprawdę moglibyśmy?

- Oczywiście. Serdecznie zapraszamy.

- Dziękujemy ci, synku i chcielibyśmy bardzo cię przeprosić…

- Nie teraz tato, dobrze? Musimy zaraz stanąć przed ołtarzem.

Idąca już w jego kierunku Ula dostrzegła w pierwszej ławie swoją rodzinę. Na widok ojca poczuła się niepewnie. Siedział ze spuszczoną głową i trzęsły mu się ramiona. Najwyraźniej płakał. I jej zakręciły się w oczach łzy.

- Nie płacz, kochanie – usłyszała głos Marka. – Zaraz będzie po wszystkim. Spójrz na naszą słodką córeczkę. Dobrze, że w ostatniej chwili dołączył do niej Tomek. Pięknie wyglądają i jak zgodnie niosą tę małą poduszkę.

Zaczęła się ceremonia. Powtarzali słowa przysięgi drżącymi ze wzruszenia głosami patrząc sobie w oczy. Po niemal godzinie uroczystość dobiegła końca. Jeszcze tylko ksiądz przyzwolił na pocałunek panny młodej i było po wszystkim. Marek wziął na rękę Agatkę i obejmując drugą swoją świeżo poślubioną małżonkę uszczęśliwiony wymaszerował z kościoła. Najpierw obległa ich rodzina. Jasiek ściskał ich oboje życząc im szczęścia na długie lata. Podobnie Beatka i Kinga, pierwsza i jedyna miłość młodego Cieplaka. W końcu przyszła kolej na ojca. Stanął przed nimi niepewnie bojąc się im spojrzeć w oczy. W końcu podniósł głowę i cicho zaczął mówić.

- Popełniłem w życiu straszną rzecz. Skrzywdziłem swoje własne dziecko. Skrzywdziłem swoją własną wnuczkę. Będę musiał żyć z tym ciężarem winy do końca moich dni. Nie oczekuję wybaczenia, bo nie zasłużyłem na nie, ale chcę, żebyś wiedziała Ula, jak bardzo tego żałuję. Nie ma dnia, żebym nie ubolewał nad własną głupotą i zaślepieniem. Tak ogromnie mi wstyd… Cieszę się, że Marek wrócił. Nie wierzyłem w to, a jednak to ty miałaś rację. Dla prawdziwej miłości można pokonać wszystko, a wasza miłość jest najprawdziwsza. Widzę to teraz i cieszę się waszym szczęściem. Wszystkiego najlepszego, dzieci.

Ula przytuliła go bez słowa. Marek uścisnął mu dłoń. Józef odszedł na bok zgarbiony i znękany wyrzutami sumienia.

Dobrzańscy też nie kryli łez. Helena mówiła chaotycznie jakby chciała wyrzucić z siebie wszystko naraz.

- Wybacz nam, synku, to jak podle potraktowaliśmy ciebie i Ulę. Nie powinniśmy byli…, nie powinniśmy… Daliśmy się zmanipulować Alexowi i Paulinie. Wyhodowaliśmy dwie podłe żmije na naszej piersi. Oboje przypłaciliśmy to własnym zdrowiem, ale to nieważne… Nie powinnam się skarżyć w tak ważnym dla was dniu. Chcę tylko powiedzieć, że jesteśmy bardzo szczęśliwi, że możemy tu dzisiaj być i wraz z wami dzielić wasze szczęście. Może będzie jeszcze okazja dzisiaj porozmawiać.

Markowi serce pękało na widok tych dwojga udręczonych ludzi. Ojciec uścisnął mu dłoń i szepnął do ucha „przepraszam za wszystko, synu”. Uli powiedział „przepraszam, Uleńko, że byłem taki niesprawiedliwy wobec ciebie i nie doceniłem twoich intencji. Chciałaś ratować firmę, a ja potraktowałem cię jak złodzieja. Przepraszam. Po stokroć przepraszam”.

- Już dobrze… - uspokajał ich Marek. – Już dobrze… Poznajcie proszę waszą wnuczkę Agatkę. To, kochanie, twoi dziadkowie, a moi rodzice. Przywitaj się ładnie.


Po seniorach życzenia składali ludzie z firmy. Skąd dowiedzieli się o ślubie, nie wiadomo. Był pan Władek z żoną Elą niegdyś bufetową w F&D, była Iza, prawa ręka mistrza Pshemko z mężem, była też Ania recepcjonistka. Oni dziękowali odbierając bukiety kwiatów i koperty z życzeniami. W końcu wsiedli do limuzyny i wraz ze swoimi gośćmi weselnymi pojechali na Sienną.


Marek stuknął kieliszek uciszając rozmowy.



- Nie będę za długo truł, moi drodzy. Nie będę też wracał do przeszłości, bo ona dla nas obojga była drogą przez mękę i to bardziej dla mojej żony i córki niż dla mnie. Ja harowałem na obczyźnie, a one cierpiały tutaj. Na szczęście dobry los znowu nas połączył i tym razem na zawsze. Teraz nadszedł czas, żebyśmy zaczęli budować naszą własną przyszłość i mocno wierzę w to, że będą to lata pomyślne dla nas i szczęśliwe. Czy może być inaczej, gdy u mego boku mam piękną, mądrą i wspaniałą kobietę i najpiękniejsze dziecko na ziemi zrodzone z naszej miłości? – podniósł do góry kieliszek z szampanem. – Piję za zdrowie kobiety mojego życia, za zdrowie mojej najukochańszej córeczki i w końcu za zdrowie naszych wspaniałych przyjaciół i naszych rodzin. Niech nam się szczęści, kochani.

Podano gorący obiad. Violetta z Kingą dzielnie pomagały Kubasińskiej w kuchni. Marek pochylił się w kierunku Olszańskiego.

- Możesz mi powiedzieć skąd moi rodzice dowiedzieli się o ślubie?

- Ode mnie… – Sebastian spuścił głowę, a jego pucołowate policzki pokryły się czerwienią. – Wybacz, przyjacielu… Byłem u nich w domu w sprawie tych mebli. Twój ojciec wprost błagał mnie o jakiekolwiek informacje na twój temat. Był tak znękany i zrozpaczony, że nie miałem serca mu nie powiedzieć…

- Dobrze zrobiłeś. Sądziłem, że nie jestem gotowy stanąć z nimi twarzą w twarz, ale dzięki tobie to się udało. Nie mam pojęcia, jak po tym firmowym trzęsieniu ziemi serce ojca jeszcze funkcjonuje, a mama? Spójrz, jest siwiutka jak gołąbek. Byłem na nich zły, ale teraz czuję jedynie żal i współczucie. Ula chyba też wybaczyła ojcu, chociaż zarzekała się, że tego nie zrobi. Jest wrażliwsza niż przypuszcza i ma najlepsze serce pod słońcem. Poślubiłem anioła.


Przyjęcie trwało w najlepsze. Nawet tańczono, chociaż na tańce przeznaczony był niewielki skrawek salonu. Marek przysiadł się do swoich rodziców. Czuł, że powinien dać im jasno do zrozumienia, że nie czuje urazy i nie będzie rozliczał ich z przeszłości.

- Jak wam się podoba wasza wnuczka? – zaczął niewinnie.

- Jest taka śliczna i tak bardzo przypomina ciebie – westchnęła Helena. - Jest też rezolutna i mądra. Dużo rozumie i płynnie mówi. Ma spory zasób słów, jak na trzy i pół latkę.

- To prawda, ale to nie moja zasługa. Ula dużo z nią rozmawiała, jak mnie nie było w kraju, a poza tym moje dziecko doświadczyło strasznych rzeczy i widziało niejedno w swoim krótkim życiu podobnie jak Ula. Źle zrobiłem, że wyleciałem dorabiać się za ocean zostawiając je tutaj bez wsparcia. Czasu nie cofnę, ale staram się ze wszystkich sił, żeby Ula miała dobre i dostatnie życie, a moja córeczka szczęśliwe dzieciństwo.

- To wszystko moja wina – odezwał się Krzysztof. – Gdybym cię posłuchał, ty nie musiałbyś wyjeżdżać, a firma prosperowałaby do tej pory…

Marek pogładził jego dłoń.

- Nie obwiniaj się, tato. Nie mogłeś przewidzieć, że Febo wbiją wam nóż w serce. Teraz powinniście zacząć żyć. Wybaczyć samym sobie i cieszyć się wnuczką. Przecież zawsze chcieliście mieć wnuki, a ja wierzę, że nie poprzestaniemy z Ulą na jednym dziecku. Nasza Agata powinna mieć normalną rodzinę. Kochających rodziców, ciotki, wujków i dziadków. Za chwilę będziemy rozkręcać firmę i będziecie bardzo potrzebni, żeby się nią zaopiekować. No chyba, że nie chcecie…?

- Oczywiście, że chcemy – szybko odparła Helena. – Byliśmy kompletnie przybici, ale dzisiejszy dzień napełnił nas nadzieją. Dziękujemy, synku.

- Mówiłeś Sebastianowi tato, że wniosłeś sprawę przeciwko Febo o odszkodowanie. Odbyła się już?

- Jeszcze nie. Wciąż donosiłem jakieś dowody przeciwko nim. Nawet specjalnie ich nie ukrywali. Oboje zrobili takie przewały, że włos mi się na głowie zjeżył. Kiedyś nie uwierzyłbym, że są do tego zdolni, ale teraz mam udokumentowane dowody ich winy w ręku. Zedrę z nich ostatnią skórę i nie będę miał skrupułów tak jak oni nie mieli ich wobec nas. Puszczę ich w samych skarpetkach. Rozprawa jest przewidziana na dziesiątego listopada.

- Na pewno na niej będę. Nie odpuszczę sobie tej satysfakcji. Może nawet pozwolą mi zeznawać? – obiecał Marek.


Było już dobrze po dwudziestej drugiej, gdy goście zaczęli się rozjeżdżać do domów. Synek Olszańskich smacznie spał w pokoju Agaty podobnie jak ona.

- Zostawcie go. Szkoda go budzić. Przyjedźcie jutro rano na śniadanie i wtedy go zabierzecie – przekonywała Violettę Ula.

Marek zapłacił kelnerom, a kiedy sobie już poszli, rozliczył się z Kubasińską wręczając jej dwa tysiące złotych.

- Gdyby nie pani, wszystko by się posypało. Bardzo dziękujemy za pomoc. Viola miała świetny pomysł.

Dobrzańscy, Olszańscy i Cieplakowie odjechali taksówkami. Zostawała tylko Betti, która obiecała Uli pomoc przy sprzątaniu następnego dnia.



Był dziesiąty listopada. W kuluarach sądu zaczęli gromadzić się ludzie, którzy wiele mogli powiedzieć o destrukcyjnej działalności rodzeństwa Febo i szkodzeniu firmie. Stojący wraz z Ulą, Sebastianem i rodzicami, Marek rozglądał się ciekawie rozpoznając w tym tłumie dawnych pracowników F&D. Dojrzał Turka nerwowo wycierającego usiane potem czoło, obok którego stała Dorota, sekretarka Alexa. Była Beata Lange, dyrektor finansowy konkurencyjnej firmy Fox Fashion, z którą Alex prowadził jakieś szemrane interesy. Byli ludzie, których nie znał, a którzy zapewne mieli coś wspólnego z działalnością Febo wówczas, gdy Marka nie było już w firmie. Wreszcie zauważył niepozorną sylwetkę samego mistrza Pshemko i podbiegł do niego.

- Pshemko, przyjacielu i ty też tutaj?

Mistrz wytrzeszczył oczy i po chwili rzucił się na szyję Markowi.

- Marco! Wieki cię nie widziałem. Dostałem wezwanie. Będę zeznawał i powiem wszystko o przekrętach tych dwóch kanalii. Myślałem, że Bella jest inna, ale ona w niczym nie ustępuje swojemu bratu. A ty gdzie się podziewałeś?

- Byłem w Stanach. Niedawno się ożeniłem z Ulą Cieplak. Na pewno ją pamiętasz. Mam też córeczkę, która liczy sobie trzy i pół roku. Chodź do nas. Rodzice się ucieszą i Ula na pewno też.


Drzwi od sali sądowej otworzyły się i poproszono wszystkich do środka. Bocznymi drzwiami wprowadzono rodzeństwo Febo. Oboje od dwóch miesięcy przebywali w areszcie. Usiedli na ławie oskarżonych z zaciśniętymi zębami i wzrokiem rzucającym pioruny. Paulina zawiesiła wzrok na Uli, by zaraz potem przenieść go na Marka. Przez moment podziwiała go, jak zmężniał i jeszcze bardziej wyprzystojniał, a tygodniowy zarost tylko dodawał mu uroku. Z zazdrością oceniała Ulę. Musiała przyznać, że BrzydUla wypiękniała i to bardzo.

Wszedł skład sędziowski i wszyscy wstali. Zaczynała się rozprawa. Na pierwszy ogień poszedł Krzysztof. Zeznawał ponad godzinę opowiadając o początkach firmy o przyjaźni z rodzicami rodzeństwa, o ich tragicznej śmierci i o podjętym trudzie, żeby wychować ich dzieci. Potem sędzia poprosił o szczegóły funkcjonowania F&D i dowody popierające akt oskarżenia. Krzysztof nie miał litości. Opowiedział wszystko, co wiedział o przekrętach swojego przybranego syna, o rozrzutności swojej przybranej córki. Poparł swoje słowa stosownymi dokumentami.

- Oni sądzili, że są bezkarni. Uważali, że mogą czerpać z firmy pełnymi garściami. Brali z firmowej kasy jak z własnej portmonetki. Robili lewe interesy, często nieudane, bo oboje nie mają o tym pojęcia, chociaż uważają, że jest inaczej. W tym miejscu żądam wyegzekwowania przez sąd pokrycia w całości strat będących wynikiem ich działalności w wysokości pięćdziesięciu milionów złotych. Szczegółowe wyliczenia są dołączone do akt sprawy. Żądam także odszkodowania w wysokości dziesięciu milionów złotych za straty moralne, uszczerbek na zdrowiu moim i żony, i związane z tym wysokie koszty leczenia.


Pshemko opowiadał o nieodpowiedzialności rodzeństwa. O zaniedbaniach jakich się dopuszczali nie kupując odpowiednich materiałów i zawalając pokazy mody, które firma organizowała dwa razy do roku. Twierdził, że przez ich działania ucierpiało jego dobre imię.

Jednak Turek przebił wszystkich. Zastraszany przez Alexa przez długie lata bał się oddychać w jego obecności. Za to teraz przed sądem dostał prawdziwego słowotoku. Mówił o konszachtach z włoską firmą braci Scacci, która miała jakieś mafijne powiązania. Oskarżał o prowadzenie podwójnej księgowości na dowód czego pokazywał faktury.

- Pan Febo zgarniał cały VAT do swojej kieszeni.

Słowa Turka potwierdziła Beata Lange. Nie kryła Alexa. Nie miała zamiaru pójść siedzieć za jego pomysły.

Marek zeznawał na końcu. Opowiedział, jak wyglądały jego stosunki służbowe z Febo aż do momentu, gdy musiał odejść z firmy przez jego knowania i manipulacje.

- To dwie chciwe kreatury, wysoki sądzie. Wyssali firmę jak para żarłocznych pijawek. Doprowadzili do jej upadku po ponad trzydziestu latach jej świetności. Nie sądzę, żeby któreś z nich miało z tego powodu wyrzuty sumienia. Oni nie mają ani sumienia, ani skrupułów. Panna Febo przez sześć lat była moją życiową partnerką i poza połową wartości naszego wspólnego domu nie wniosła do naszego pożycia absolutnie nic. Przez te sześć lat była wyłącznie na moim utrzymaniu nie dokładając się do niczego. Oboje są pasożytami i żerują na żywym organizmie pod warunkiem, że jest obrzydliwie bogaty. Jeśli jest przewidziana za to w kodeksie karnym jakaś kara, to ja poproszę wysoki sąd o jej najwyższy wymiar dla tych hien. Za to czego się dopuścili, powinni zgnić w więzieniu.


Sąd nie obradował długo. Dowodów na szkodliwą działalność rodzeństwa było mnóstwo. Dostali po dziesięć lat więzienia. Zasądzono kwotę odszkodowania jakiej domagał się Krzysztof. Przyznano też należny zwrot sprzeniewierzonych przez Febo firmowych pieniędzy. Dobrzańscy wyszli z sądu usatysfakcjonowani. Ta satysfakcja jeszcze bardziej wzrosła, gdy na konto Krzysztofa wpłynęła cała należna kwota. Nie dociekał skąd rodzeństwo miało takie pieniądze. Wiedział, że w ich imieniu działali prawnicy i to pewnie oni zajęli się sprzedażą ich domów w Polsce, i domu po rodzicach w Mediolanie.


Dwa tygodnie później seniorzy Dobrzańscy gościli swojego syna, synową i wnuczkę u siebie w domu. W zaciszu gabinetu sącząc wytrawny kirsch Krzysztof przedstawiał synowi pewną propozycję.

- Mam sześćdziesiąt milionów, synku. Za te pieniądze można dużo zdziałać. Co byś powiedział na to, gdybyśmy reaktywowali firmę? Rozmawiałem z Pshemko. Marzy o tym, by pracować z tobą. Rozmawiałem też z Ciszewskim. Przeprosiłem go za kłopot i zamieszanie z budynkiem F&D. Wyjaśniłem dlaczego tak bardzo chcemy tam wrócić. Zrozumiał. Uścisnął mi dłoń i życzył powodzenia. Nadal mamy dziewięć szwalni, bo Febo nie zdążyli się do nich dobrać. Pomieszczenia w biurowcu wciąż są umeblowane, a ludzie gotowi wrócić do pracy. Będziesz prezesem. Ula twoim zastępcą. Adam zostanie dyrektorem finansowym, a Sebastian wróci na swoje stanowisko. Stoimy dobrze finansowo i spokojnie możemy zatrudnić wszystkich na dawnych stawkach. Co o tym myślisz?



Marek uśmiechnął się szeroko.

- Myślę tato, że to o wiele lepszy pomysł niż ten mój. Jeszcze dzisiaj wszystko omówię z Ulą i Sebastianem, a od jutra zaczniemy wydzwaniać do naszych byłych pracowników.

- I tak mi mów – Krzysztof wstał z fotela i uściskał syna. – Jesteś naszą wielką chlubą i dumą, synku. Bardzo cię kocham. Pamiętaj o tym.

Oczy Marka lśniły od łez.


K O N I E C

99 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page