top of page
Szukaj
  • gajazolza

„GDYBYŚ TYLKO ZACZEKAŁA…” - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2


Marek przełknął nerwowo ślinę. Czuł jak po plecach wolniutko ściekają mu strużki potu. Spojrzał na Ulę. Siedziała sztywno przy stole ze spuszczoną głową.

- Może na początek wyjaśnisz nam skąd wziąłeś pieniądze na opłacenie do końca patentów na materiały.

- Jak to skąd? – zdziwił się senior. – Przecież przelaliśmy pieniądze Włochom, jak Marek był w Como.



- Nie wiesz o tym Krzysztof, ale to była zaledwie połowa należności, a Marek po powrocie szukał nerwowo sponsora, który zapłaciłby resztę. Nie miałbym o tym pojęcia, gdyby Paulina kiedyś nie napomknęła, że chciał zastawić dom. Dodałem dwa do dwóch i wydedukowałem, że właśnie o to chodzi.

- Odpowiedz, synu.

- Opłaciłem dzięki Uli. Wynalazła w banku jakiś korzystny kredyt i wzięła na swoją firmę, którą zmuszona była reaktywować.

- A jak ją zabezpieczyłeś?

- Nie chciała zabezpieczenia. Powiedziała, że mi ufa.

- To bardzo szlachetnie z pani strony – Alex zwrócił się do Uli. – A tak naprawdę dlaczego nie zażądała pani żadnych gwarancji spłaty tego kredytu?

Ula wstała. Była blada jak ściana.

- Panie Krzysztofie zapewniam pana, że moje intencje były czyste. Wszystko co robiłam, robiłam dla dobra firmy nie upatrując dla siebie żadnych korzyści.

- Przy drugim kredycie także? – wysyczał Febo.

- To był też drugi kredyt? – Krzysztof poluzował krawat jakby nagle zabrakło mu powietrza.

- A jakże! Przecież był jeszcze deal z reprezentacją. Żeby przyjąć zlecenie na szycie sportowych ciuchów Marek musiał spłacić zobowiązania jakie mieli działacze wobec poprzedniej firmy. Jakby nie patrzeć zrywali przedwcześnie z nimi umowę i musieli zapłacić horrendalne frycowe.

Ojciec przeniósł wzrok na syna.

- No więc…?

- Ula wzięła drugi kredyt – przyznał z ciężkim sercem. – Nie chciałem zostawić ją tak bez niczego więc wystawiłem weksel na moje udziały. Jak tylko spłacimy tę pożyczkę weksel do mnie wróci.

- Ty naprawdę straciłeś rozum – odezwała się Paulina. – Jak w ogóle można robić biznes z asystentką? To niedopuszczalne.

- Zgadzam się – poparł Paulinę Krzysztof. – Nie widzisz, że zachodzi tu konflikt interesów? Pani Urszula wzięła dwa kredyty, by rzekomo pomóc naszej firmie, a ty awansowałeś ją i zrobiłeś z niej dyrektora finansowego. Jak mogłeś być taki głupi?

- Marek nie jest głupcem – rzuciła Ula drżącym od płaczu głosem wstając od stołu. – Wychodził ze skóry, by firma utrzymała się na powierzchni, a pan, panie Febo wciąż rzucał mu kłody pod nogi. Knuł pan intrygi, manipulował faktami byleby tylko uniemożliwić Markowi wywiązanie się z założeń prezentacji. Jest pan podły. Jeżeli ktoś działa tu na niekorzyść firmy, to właśnie pan.

- Jak śmiesz mówić takie rzeczy o moim bracie! – wrzasnęła Paulina.

- Śmiem, bo to najszczersza prawda. Chcecie wiedzieć dlaczego wzięłam te dwa kredyty? Wzięłam je dla Marka, bo go kocham. Wzięłam je dlatego, żeby pan Febo nie zasiadł na stołku prezesa. Jest pan urodzonym tyranem i traktuje ludzi jak śmiecie. Pani również. Od początku poniżała mnie pani. Kpiła ze mnie w żywe oczy. Nazywała BrzydUlą. Kim pani jest, że śmie sobie pozwalać na takie traktowanie ludzi? Chcieliśmy dobrze. Chcieliśmy uratować firmę przed upadkiem. Czy to źle?



- Marek, co ona mówi? Jak to cię kocha? Żądam wyjaśnień i to natychmiast! – Paulina ledwie trzymała nerwy na wodzy.

- Dość! – Marek podniósł się z krzesła i omiótł wzrokiem siedzących przy stole. - Paulinko droga – odezwał się do niej jadowicie. – Ula darzy mnie miłością od dłuższego czasu, a co ważne ja także obdarzam ją uczuciem. Żadnego ślubu nie będzie. Gdybym się z tobą ożenił, to z pewnością następnego dnia podciąłbym sobie gardło. Jesteś najgorszą babą z jaką kiedykolwiek miałem do czynienia. Nie kobietą. Babą. Jesteś chorobliwie zazdrosna, podła, kłótliwa, kompletnie pozbawiona klasy z manierami włoskiej przekupy. Nie nadajesz się na żonę dla nikogo. Zrywam zaręczyny. Nie będę się z tobą dłużej mordował. Jeśli chcesz zatrzymać dom, spłacisz mnie w połowie. Jeśli nie, to sprzedam go i zwrócę ci twoją część. Mam po dziurki w nosie wszczynanych wciąż awantur o rzeczy, które lęgną się wyłącznie w twojej chorej głowie. Mam dość kłótni o nieistniejące kochanki i zdrady. To wszystko, co miałem do powiedzenia. Wychodzę. Chodź, Ula.

- Chwileczkę – głos Krzysztofa zatrzymał go jeszcze. – Ja jednak mam coś do powiedzenia. Siadaj. W związku z tym co tu usłyszeliśmy postanawiam, że od tej chwili przestajesz być prezesem Febo&Dobrzański. Zwrócisz mi wszelkie pełnomocnictwa. Panią Urszulę naturalnie spłacimy i to jak najszybciej, żeby oddała nam weksel na udziały. Postąpimy z panią uczciwie i prosimy o to samo. Niestety nie będzie pani mogła zatrzymać posady. To, co powiedziałeś o Paulinie – zwrócił się ponownie do Marka - było obrzydliwe. Sześć lat razem i nagle przestałeś ją kochać? Porzucić kobietę tuż przed ślubem to cios poniżej pasa. Nie masz żadnych hamulców i brak ci zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. Jeszcze dzisiaj zdasz prezesurę Alexowi i odejdziesz z firmy bez żadnego wsparcia z naszej strony. Radź sobie sam. To wszystko, co miałem ci do powiedzenia. Teraz możesz odejść.

Wyszedł z sali konferencyjnej wraz z Ulą. Płakała. Zanosiła się płaczem powtarzając w kółko – co ja zrobię, co ja teraz zrobię…? Tata będzie na mnie zły. Dzięki tej pracy trochę odżyliśmy, a teraz znowu będziemy klepać biedę.

Objął ją ramieniem tuląc do swego boku.

- Nie martw się, kochanie. F&D to nie jedyna firma na rynku. Na pewno gdzieś dostaniemy pracę. Chodźmy się spakować. Nic tu po nas.


Pakował pośpiesznie swoje rzeczy w kartonowe pudło. Obok w milczeniu przyglądał się temu Sebastian.

- Czuję się poniekąd winny tej sytuacji – wyrzucił z siebie. – Jakby nie patrzeć to ja namawiałem cię, żebyś zajął się BrzydUlą.

- Ulą, Sebastian, Ulą. Nie nazywaj jej tak. To kobieta, którą kocham nad życie. Poświęciła się dla mnie i dla firmy, a potraktowano ją jak złodzieja, który chce ją okraść. Nie miałem pojęcia, że Alex też dostał raport od Terleckiego. Gdybym to wiedział, nigdy nie namawiałbym Uli do jego sfałszowania. Przeze mnie straciliśmy pracę oboje, a ja w dodatku zostałem wydziedziczony. Niech im będzie. Nawet nie starali się mnie zrozumieć. Mama nie odezwała się słowem w mojej obronie. Febo są górą i niech się udławią moją krzywdą i krzywdą Uli.

- Co teraz zrobicie?

- Nie wiem… Chyba rozejrzymy się za jakąś pracą. Muszę jeszcze dogadać sprawę domu z tą włoską Harpią. Podejrzewam, że mnie spłaci. Lubi to igloo, które sama stworzyła i pewnie nie będzie chciała się go pozbyć – dopakował ostatnie rzeczy. – To chyba wszystko. Idę. Umówiłem się z Ulą przy samochodzie. Wypisz nam świadectwa pracy. Jutro przyjadę po nie i po nasze dokumenty. Na razie.

Ruszył w stronę wind, ale w ostatniej chwili skręcił na klatkę schodową. Przy windach stali jego rodzice. Nie miał już ochoty z nimi rozmawiać i wałkować wszystko od początku. Miał dość. Zbiegł szybko pięć pięter i dotarł do samochodu, przy którym czekała już Ula.

- Już jedziemy, kochanie. Byle daleko stąd.

Zapakował jej pudło do bagażnika i pomógł wsiąść. Ruszył z piskiem opon.

- Marek zwolnij, bo nas pozabijasz. Spełnił się najgorszy scenariusz i nic na to nie poradzimy. Muszę się rozejrzeć za jakąkolwiek robotą.

- Przepraszam cię Ula, że wciągnąłem cię w to wszystko. Gdyby nie moje durne pomysły, nigdy nie doszłoby do czegoś takiego.

- Doszłoby, Marek. Alex by nam nie odpuścił. Nawet gdybyśmy przedstawili ten właściwy raport, on wytknąłby nam nieudolność i brak efektów. Na sto procent nastąpiłaby zmiana na stanowisku prezesa, a ja i tak zostałabym bez pracy. To ja powinnam cię przeprosić, że przyznałam się do miłości do ciebie. Może gdyby nie to, ty nadal byłbyś z Pauliną.

- Dobrze zrobiłaś. Ja nie mógłbym już dłużej z nią być. Już nie… Miałem po dziurki w nosie jej kłótliwego charakteru. Sześć lat z nią wytrzymałem i powinienem za to dostać medal za wytrwałość. Jutro odbiorę od Seby nasze świadectwa pracy i dokumenty. Przywiozę je, ale dopiero wieczorem. Muszę się rozejrzeć za jakimś mieszkaniem. Nie chcę mieszkać z Pauliną pod jednym dachem. Mam nadzieję, że coś znajdę. Seba miał poszperać jeszcze w internecie… Jesteśmy na miejscu. Nie będę wchodził, Ula. Chcę się jeszcze rozmówić z Paulą odnośnie domu.

- W porządku – wyskoczyła zgrabnie z samochodu i pochyliła się jeszcze i rzuciła przez otwartą szybę – pamiętaj, że cię kocham.

- Pamiętam. Ja też cię kocham. Bardzo – przywarł do jej ust. – Jesteś najlepszym, co przytrafiło mi się w życiu. Nie płacz już zwłaszcza przy tacie. Na pewno coś zaradzimy. Do jutra.



Niełatwą miała rozmowę z ojcem. Najwyraźniej się zmartwił i nawet był zły.

- Nie wiem, jak poradzimy sobie bez tych pieniędzy. Trochę zaoszczędziłem, ale na długo to nie wystarczy.

- Zanim oszczędności się skończą ja na pewno dostanę jakąś pracę. Marek obiecał, że pomoże. Nie martw się na zapas. Wszyscy boimy się biedy i mam tego świadomość. Zrobię wszystko, żebyśmy nie musieli znowu jej klepać.


Marek wrócił do Warszawy. Zaparkował przed jakąś restauracją i zanim wszedł do niej kupił w kiosku gazetę z ogłoszeniami. Zamówił obiad i jedząc czytał anonse o wynajmie mieszkań. Wynotował kilka telefonów i już przy kawie zaczął wydzwaniać. Interesowały go tylko pokoje z kuchnią. Nie potrzebował większego mieszkania. Poza tym musiał ograniczać się z kosztami więc chciał wynająć jak najtaniej. Przez następne godziny krążył po mieście oglądając lokale. Wreszcie zdecydował się na jeden z nich. Nie był to pokój z kuchnią, ale kuchnia otwarta na niewielki salonik i sypialnia. Cena wydawała mu się przystępna i w dodatku mógł się wprowadzić natychmiast. Właściciel wręczył mu klucze i umowę, którą podpisał i opłacił na razie za miesiąc z góry.

Było już dobrze po dziewiętnastej, gdy parkował przed swoim domem. Paulina najwyraźniej była w środku, bo salon jaśniał od światła.

Wszedł do wnętrza. Panna Febo siedziała rozparta na kanapie. Obrzuciła go pełnym pogardy, mało przyjaznym spojrzeniem. Usiadł naprzeciwko niej.

- Zadecydowałaś już w sprawie domu? – rzucił przechodząc od razu do rzeczy. – Zostajesz i spłacasz mnie, czy sprzedajemy? Nie ukrywam, że teraz kiedy zostałem bez pracy zależy mi na każdej złotówce.

- Sam sobie jesteś winien. Zasłużyłeś na wszystko co cię spotkało.

- Oczywiście… Za to wy absolutnie nie zasłużyliście na pieniądze, które powinny należeć do mnie. Gdybyście mieli odrobinę godności i honoru, nie przyjęlibyście ich, ale jesteście oboje zbyt pazerni i chciwi, żeby odrzucić tę mannę, która spadła wam prosto z nieba. Jesteście jak te dwa oślizłe, budzące wstręt i odrazę gady.

- Nie pozwalaj sobie! Na to co cię spotkało, zapracowałeś w pocie czoła.

Uśmiechnął się szeroko.

- Moja droga pozbawienie mnie zatrudnienia, dochodów i sukcesji po rodzicach to naprawdę niewielka cena za rozstanie z tobą. Wierz mi. To jak w końcu z tym domem? Chciałbym się jak najszybciej z niego wyprowadzić.

- Możesz zacząć się pakować. Jutro przeleję należność na twoje konto.



99 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page