top of page
Szukaj
  • gajazolza

"GDYBYŚ TYLKO ZACZEKAŁA..." - rozdział 5

ROZDZIAŁ 5


Bartkowi nie uśmiechało się życie pod jednym dachem z teściem i rodzeństwem Uli. Józef niemal każdego dnia nękał go pytaniami o pracę.

- Skoro masz takie duże doświadczenie w budownictwie powinieneś bez problemu coś znaleźć. Budowlaniec to pożądany zawód i bardzo dobrze opłacany.

Przytakiwał mu, ale jakoś do roboty się nie kwapił. Efekt jego starań był taki, że Józef utrzymywał ze swojej renty jeszcze jedną dorosłą osobę. Ula dokładała trochę pieniędzy z tych przysłanych przez Marka, żeby ojciec nie dogryzał jej, że je za darmo. To były pieniądze przeznaczone dla dziecka i bardzo się starała, żeby małej nie zabrakło niczego. Marzyła, żeby wyprowadzić się z Rysiowa. Miała dość krzywych spojrzeń sąsiadów i czasem czuła się zaszczuta plotkami jakie rozsiewali na jej temat. Ona była ta gorsza. Bartek był bohaterem, bo wziął sobie na kark babę z dzieckiem. Coraz częściej przychodził wstawiony. Najgorsze były dni, gdy wracał śmierdzący tanim piwskiem. Wtedy nie zważając na nic wymuszał na niej seks. To było obrzydliwe. Wszyscy domownicy słyszeli jego pojękiwania, a ona łykała wstyd. Wreszcie któregoś dnia wybrała się do Warszawy obejrzeć mieszkanie do wynajęcia. Mieściło się w starej, odrapanej kamienicy na warszawskim Powiślu i było w opłakanym stanie. To był zaledwie pokój z kuchnią i łazienką, ale na tyle duży, że można go było przedzielić i w ten sposób wygospodarować pokoik dla Agaty. Przy pomocy Jaśka zrobiła tam niewielki remont za każdym razem ciągnąc małą ze sobą, bo ojciec nie chciał z nią zostać. Bartek nie pomagał w niczym, chociaż według mamusi był bardzo uzdolnionym budowlańcem. Jakoś nie mieli okazji poznać tych jego talentów. Jedyny jaki miał, to zdolność do koncertowego pijaństwa. W stanie upojenia stawał się agresywny i niejeden raz popychał i szarpał Ulę.


Przeprowadziła się. Miała dość Rysiowa, swojego wiecznie zrzędzącego ojca i wścibskiej teściowej. Była kompletnie rozczarowana swoim życiem. Po cichu liczyła, że być może mieszkanie osobno trochę utemperuje Bartka i zmusi go do pójścia do pracy. Niestety i na tym polu poniosła porażkę. Bartuś bardzo szybko znalazł sobie towarzystwo do bitki i wypitki. Najczęściej wystawał w bramie z podejrzanymi typami ciągnąc z gwinta piwo lub tanie wino. Był już nałogowcem i naprawdę niewiele mu było trzeba do osiągnięcia stanu nieważkości.



Jej życie powoli stawało się piekłem i udręką. Bartek już nie trzeźwiał. Biciem wymuszał na niej pieniądze na alkohol. Próbował bić małą, gdy przestraszona jego krzykami uciekała w kąt zanosząc się płaczem. Ula zasłaniała ją własnym ciałem.

- Zamknij ryj temu bękartowi! – wrzeszczał. – Jeśli tego nie zrobisz załatwię ją tak, że zamilknie na zawsze!

Brała dziecko na ręce i wraz z nim wciskała się w najciemniejszy róg pokoju chroniąc je od razów i usiłując uspokoić.



Nie mogła tego znieść. Pojechała pewnego dnia do Rysiowa, żeby porozmawiać z ojcem. Przeraził się na jej widok. Ledwie ją poznał.

- Coś ty ze sobą zrobiła? Wyglądasz jak szkielet.

- Ja zrobiłam? Ja? Przypatrz się dobrze, bo to dzięki tobie tak wyglądam. Przyjechałam tu, żebyś poczuł wyrzuty sumienia. Oddałeś mnie w łapy nieroba, brutala i pijaka. Obejrzyj sobie siniaki. Piękne, prawda? Takie kolorowe. Twoja wnuczka też je ma. Nie dojadamy, bo twój ukochany zięć przepija każdy grosz. Taki los mi zgotowałeś, kochany tatusiu. Wypruwałam sobie dla ciebie żyły, bo chciałam polepszyć byt twój i dzieciaków. Z wielkim trudem uzbierałam pieniądze na operację twojego serca, żebyś mógł żyć. Nawet nie wiesz, jak bardzo tego żałuję, bo twoje serce zamieniło się w kamień. Pięknie mi się odwdzięczyłeś. Jestem tu ostatni raz. Już nigdy więcej moja noga tu nie postanie. Dzięki tobie jestem wrakiem człowieka, a moje półtoraroczne dziecko nie ma warunków do życia. Jest wycofane, zalęknione i znerwicowane. Mojej teściowej możesz przekazać, że może być naprawdę dumna z syna. Jest niekwestionowanym mistrzem w zadawaniu ciosów słabszym od siebie, a zwłaszcza dzieciom. Mam nadzieję, że jeśli kiedyś przeczytasz nasz nekrolog, to może wówczas coś do ciebie dotrze, bo nasza śmierć obarczy wyłącznie twoje sumienie.

Odwróciła się i chwyciwszy rączkę Agatki wyszła z domu. Dopiero w drodze na przystanek rozsypała się emocjonalnie. Nie mogła przestać płakać. Mała widząc to też rozpłakała się głośno. Ula wzięła ją na ręce i przytuliła mocno.

- Nie płacz, kochanie – mówiła do niej cichym głosem. – Jeszcze kiedyś będziemy szczęśliwe, zobaczysz.



Sebastian długo się zbierał do tego, żeby odnaleźć Ulę. Początkowo chciał wynająć detektywa, ale jak zaczął kalkulować koszty, to stwierdził, że po prostu go nie stać. Nie chciał dzwonić do Stanów i prosić Marka o pieniądze, bo uważał, że zwyczajnie jest mu to winien. To on nawalił i nie dotrzymał słowa danego przyjacielowi. Absorbująca Violetta i jeszcze bardziej absorbujący synek skutecznie zabierali mu czas. W dodatku był już na wypowiedzeniu i tylko przez trzy miesiące firma Febo&Dobrzański miała mu płacić pensję. Martwił się. Zadzwonił w kilka miejsc, głównie do swoich znajomych, ale nie mogli mu nic zaoferować. Miesiące mijały, a on nadal nie miał dobrych wieści dla Marka. W końcu zdecydował się na jazdę do Rysiowa. Miał nadzieję, że ojciec Uli będzie go pamiętał, chociaż był tam zaledwie dwa razy. Włączył GPS. Nie chciał błądzić. Na szczęście doskonale pamiętał adres i wprowadził go do pamięci urządzenia. Poprowadziło go bezbłędnie i po czterdziestu minutach zatrzymał się pod bramą z numerem ósmym.

Drzwi otworzył mu Józef. Olszański od razu zapytał go o Ulę.

- Ula już to nie mieszka. Wyszła za mąż i wyprowadziła się do Warszawy. Niestety dokładnego adresu nie pamiętam – uciekł ze wzrokiem nie chcąc patrzeć Sebastianowi w oczy. To wydało się Olszańskiemu dziwne, bo zapamiętał Cieplaka jako szczerego, uśmiechniętego gościa, a teraz miał przed sobą człowieka, który najwyraźniej chciał coś przed nim ukryć. – Przykro mi, ale nie mogę panu pomóc. Do widzenia – pożegnał się szybko i zamknął Sebastianowi przed nosem drzwi. Olszański z mieszanymi uczuciami wyszedł z posesji i stał jeszcze chwilę przy samochodzie przetrawiając tę rozmowę, z której niczego się nie dowiedział. Miał już wsiadać, gdy za plecami usłyszał cichy głos.

- Pan Sebastian? – odwrócił się. Przed nim stała może jedenastoletnia dziewczynka z plecakiem przewieszonym przez ramię. Zmarszczył brwi, jakby usiłował sobie przypomnieć, skąd ją zna. Przypomniała mu.

- Jestem Beatka, siostra Ulci – wyjaśniła. Pociągnęła go za rękaw marynarki chowając się za kępą krzaków bzu. – Szuka jej pan?

- I to od dawna. Marek wydzwania ze Stanów, ale ona nie odbiera jego telefonów. Prosił mnie o ustalenie jej adresu.

Dziewczynka ściągnęła plecak z ramienia i wyciągnąwszy z niego jakiś zeszyt wydarła kartkę szybko zapisując na niej adres i nazwisko siostry.

- To na Powiślu – wyjaśniała szeptem. - Taka stara, odrapana kamienica. Pomóżcie jej. Uratujcie ją. Uratujcie je obie – zaczęła mówić nerwowo i szybko. – Ona już nie ma telefonu, pewnie dlatego Marek nie może się do niej dodzwonić. Ten drań przepił wszystkie cenne rzeczy. Każdego dnia są awantury. On bije i ją, i dziecko. Wszystko podsłuchałam, kiedy ojciec rozmawiał z jego matką – zadrżał jej głos a w błękitnych oczach pokazały się łzy. Sebastian pogładził jej płowe włosy.

- Nic się nie martw. Znajdę ją i wyrwę z rąk tego drania. Dziękuję, że mi pomogłaś. Od twojego ojca nie dowiedziałem się niczego.

- Nic dziwnego. Ulcia przyjechała tu kiedyś i wygarnęła mu, że wcisnął ją w łapy tej kanalii. Teraz mu wstyd. Pójdę już. Życzę panu powodzenia.

Jeszcze tego samego dnia wieczorem połączył się z Markiem przez skypa. Opowiedział mu przebieg wizyty w Rysiowie i przekazał to, czego dowiedział się od Beatki.

- Zjeżyły mi się włosy na głowie. Nie wyobrażam sobie, co ona musi przechodzić. On leje ją i twoje dziecko. Ty musisz wrócić, Marek. Nie można jej tak zostawić.

- Załatwię wszystkie sprawy i wracam, Sebastian. To może potrwać kilka dni. Jestem przerażony tym, co od ciebie usłyszałem. Mam jeszcze jedną prośbę. Możesz pójść tam, gdzie ona mieszka? Nie mówię, żebyś wchodził do mieszkania, ale poobserwuj przez chwilę dom. Być może ją zobaczysz. Teraz chyba rozumiem dlaczego od dłuższego czasu nie przysyła mi zdjęć. Nie ma telefonu, a te ostatnie, które dostałem są nieostre i Agatę ledwie widać. Zrobione są tak, jakby Ula starała się coś ukryć. Niewykluczone, że siniaki. Bardzo się martwię.

- Nie ma sprawy. Pojadę tam jutro. Rano odwiozę Violę z małym do Pomiechówka i będę miał cały dzień, żeby coś ustalić.


Sebastian dotrzymał słowa. Następnego dnia wróciwszy od teściów nie pojechał do domu, a prosto na Powiśle na Dobrą.



Zaparkował samochód w miejscu, z którego mógł obserwować bez żadnych przeszkód bramę. Stało tam opartych o stare, łuszczące się od farby drzwi, kilku meneli. Uchylił szybę, by móc lepiej słyszeć, co mówią.

- I jak Franuś, główka boli po wczorajszym? – zapytał kolegę jeden z nich.

- Suszy Stasiu, suszy. To gorsze od bólu głowy.

- No jak tam, chłopaki? – drzwi otworzyły się i wyszedł przez nie chwiejnym krokiem człowiek mniej więcej w jego wieku. Miał nalaną twarz, co świadczyło o częstym nadużywaniu wysoko procentowych trunków.

- Bartuś, nie masz jakiejś flaszki? Umieramy…

- Nie martwcie się. Zaraz coś zorganizujemy. Nie wiem tylko, gdzie polazła ta moja wywłoka. O! – właśnie idzie. – Uleńka wspomóż nas jakimś groszem.

- Nic nie mam. Wczoraj zabrałeś mi wszystkie pieniądze. Zostało tyle, żeby kupić dziecku bułkę i mleko.

Bartek skrzywił się i złapał ją mocno za przegub dłoni.

- Chyba dawno nie dostałaś – wyszarpnął jej torebkę i wyjął z niej portmonetkę. Uśmiechnął się złośliwie. – No proszę. A to co!? – wrzasnął wyciągając z jej wnętrza dwadzieścia złotych.

- Bartek, zostaw. To dla dziecka…

- A co mnie obchodzi twój bachor. Idziemy panowie.

Sebastian był wstrząśnięty tą patologią. Ula wyglądała strasznie, a mała Agata wcale nie lepiej. Obie były wyniszczone, biednie ubrane i wylęknione. Wysiadł z samochodu. Zgraja menelów oddalała się pospiesznie w stronę sklepu monopolowego zapewne.

- Ula – zawołał cicho idąc w jej kierunku. Zatrzymała się wycierając z policzków łzy.

- Sebastian? – wymówiła jego imię drżącym głosem. – Co ty tu robisz? – rozejrzała się nerwowo.

- Nie bój się Ula, oni tak prędko nie wrócą. Weź dziecko i pojedź ze mną do jakiegoś spokojnego miejsca. Może na jakiś obiad. Przy nim pogadamy spokojnie.

90 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page