top of page
Szukaj
  • gajazolza

"GDYBYŚ TYLKO ZACZEKAŁA... - rozdział 7

ROZDZIAŁ 7


Następnego dnia po śniadaniu przygotowanym przez Violę najpierw podjechali do garażu Sebastiana zabierając stamtąd pudła z rzeczami, które Marek zostawił przed wylotem do Stanów, a potem ruszyli na Sienną. Zaopatrzeni przez przewidującą Olszańską w środki czystości, wiadro z mopem i ścierki mieli ogarnąć mieszkanie przed dostawą mebli. Spieszyli się. Tuż po dziesiątej zaczął się ruch jak na Marszałkowskiej. W pierwszej kolejności wniesiono meble kuchenne, które dwóch ludzi zaczęło montować i ustawiać. Koło jedenastej przywieziono kanapy, łóżka i fotele z Ikei, a także dwa stoliki i kilka komód z głębokimi szufladami i półkami różnej wysokości. Marek nie zamawiał szaf, bo w mieszkaniu była już wbudowana ogromna i pojemna szafa w przedpokoju. Kiedy po kilku godzinach wszystkie ekipy montażowe wyniosły się z mieszkania ono nadal sprawiało wrażenie umeblowanego dość skromnie. Jedynie salon wyglądał prawie tak jak powinien.

- Jeszcze sporo rzeczy brakuje, ale przynajmniej można już się wygodnie wyspać. Z czasem kupię jakieś dywaniki, firanki, może kilka kwiatków w doniczkach i koniecznie pralkę. A może teraz byśmy się wybrali? Jest kilka minut po szesnastej. Na pewno zdążymy z zakupem.



Jadąc do Castoramy, gdzie spodziewali się nabyć większość rzeczy, rozmawiali o przyszłości. Marek był ciekawy, czy Sebastian ma już na oku jakąś robotę.

- Nic nie znalazłem. Za chwilę F&D przestanie mi płacić, a ja wciąż nie mam pojęcia, co dalej. Violka na razie do pracy nie pójdzie, bo Tomek jest za mały. To ja w końcu powinienem utrzymać rodzinę. Jestem facetem, czy nie?

- Jesteś, a ja mam dla ciebie pewną propozycję. W Stanach zarobiłem dość pieniędzy, żeby rozkręcić tu coś własnego. Nie będę szukał ani wydzwaniał do znajomych. Przerabiałem to już przed wyjazdem i na pewno nie będę tego powtarzał. Pomyślałem sobie, że skoro obaj skończyliśmy zarządzanie, a Ula dwa fakultety, to śmiało możemy rozkręcić firmę, która zajmowałaby się public relations, księgowością i doradztwem finansowym. Ja mógłbym zająć się tym pierwszym. Tam w Stanach trochę liznąłem spraw związanych z marketingiem i budowaniem wizerunku firmy, i takie usługi mógłbym wykonywać. Wciągnąłbym w to Violę, bo ona zawsze marzyła, żeby zajmować się PR-em. Z czasem, jak Tomasz będzie starszy i pójdzie do żłobka, czy przedszkola, mogłaby do nas dołączyć. Ulka finanse ma opanowane do perfekcji, a my doszkolimy się przy okazji. To naprawdę mogłoby się udać. Co o tym myślisz?

- Jestem za. To z pewnością pozwoli na jakąś stabilizację, bo teraz jest jak na huśtawce. My nie mamy wprawdzie jakichś astronomicznych oszczędności, ale na pewno mógłbym wnieść swój wkład w ten biznes. Najpierw załatwimy sprawę Uli, a potem weźmiemy się za interesy.



Zgodnie z sugestią Sebastiana postawiła trzy butelki wódki na kuchennym stole. Bartek wrócił późno. Wtoczył się do domu na chwiejnych nogach i od progu ryknął – jeść!

Podała mu talerz gorącej zupy, ale w tym momencie jego wzrok spoczął na trzech pełnych półlitrówkach. Pogładził jedną z nich otwartą dłonią.

- Widzisz, Uleńka? Jak chcesz, to potrafisz być dobrą żoną – zgarnął wódkę pod pachę i nawet nie spojrzawszy na zupę, wyszedł z domu. Tej nocy nie pojawił się już w nim. Miały spokój. Następnego dnia koło południa wszedł do mieszkania niosąc w dłoniach skrzynkę pełną butelek. Za nim z podobną skrzynką wszedł jego kumpel od kieliszka. Obaj byli w doskonałych nastrojach. Ula zdziwiona spojrzała na to morze alkoholu.

- Skąd miałeś pieniądze? Ukradłeś to?

- Niczego nie ukradłem. To przesyłka z hurtowni dla mnie. Nie wiem kto to przysłał, ale już go lubię - uśmiechnął się obleśnie wyjmując kilka flaszek ze skrzynki. – Siadaj, Stasiu. Łykniem po maluchu.

Zanosiło się na niezłą popijawę. Szybko ubrała siebie i dziecko. Nie miała zamiaru oglądać chlających facetów, którzy z jej mieszkania zrobili melinę. Jak najszybciej wyszła z domu. Najpierw zabrała Agatę na solidny obiad do baru mlecznego. Tak jej smakowały wczorajsze naleśniki, że znowu poprosiła o nie.

- Ale tu, kochanie, nie mają takich z bitą śmietaną i truskawkami…

- To mogą być z serkiem. Też są dobre.

Wzięła dla nich obu ogórkową zupę i po porcji naleśników. Najadły się. Syte powędrowały do parku.



Nie było najcieplej. Na świecie była już jesień, chociaż dzisiejszy dzień oszczędził im deszczu. Mała najpierw pobawiła się na placu zabaw, a potem wraz z matką usiadły na ławce. Ula wyciągnęła z torebki bułeczkę z szynką, którą kupiła w barze i kubek termiczny z ciepłym jeszcze mlekiem.

- Zjesz troszkę? – zapytała. Agata przytaknęła.

- Ale zjemy na pół.

Ula rozdzieliła bułkę i podała córce.

- Chciałabym ci o czymś opowiedzieć. Ten pan Sebastian, z którym byłyśmy wczoraj w restauracji, to najlepszy przyjaciel taty. Powiedział mi wczoraj, że tatuś za kilka dni przyleci z Ameryki i zabierze nas z tego okropnego domu. Już nikt nigdy nie będzie nas bił i znęcał się nad nami. Tata musiał wyjechać zanim się jeszcze urodziłaś, ale przez cały czas bardzo tęsknił za nami. Pracował ciężko i zarabiał pieniążki, żeby kiedyś, jak wróci, kupić nam przytulny dom. Jesteś bardzo do niego podobna. Masz identyczny kolor oczu jak on, długie rzęsy, dołeczki w policzkach jak się uśmiechasz i czarne włoski. Tatuś też ma taką czarną czuprynę jak ty. Kiedy się urodziłaś i kiedy zobaczyłam, że tak bardzo go przypominasz, pomyślałam, że dzięki tobie będzie mi łatwiej znieść tę rozłąkę. Życie jednak napisało własny scenariusz i okrutnie się z nami obeszło. Jeśli pan Sebastian mówił prawdę, tata powinien się zjawić tu lada dzień. Nie bój się go i nie uciekaj przed nim. Pamiętaj, że on kocha cię najbardziej na świecie i bardzo pragnie cię przytulić.

Po jej policzkach toczyły się łzy. Nie potrafiła mówić o Marku bez emocji i silnego wzruszenia. Agata przytuliła się do niej.

- Nie płacz, mamusiu. Tatuś na pewno zabierze nas od Bartka. Ja już nie chcę tu być. Nienawidzę go i nie lubię, kiedy na nas krzyczy i bije. On jest zły. Najgorszy ze wszystkich.


Do domu wróciły późno. Zjadły jeszcze zapiekanki na mieście w ramach kolacji, żeby nie kłaść się spać z pustym żołądkiem. W mieszkaniu unosiły się opary dymu tytoniowego i wódki. Ula przytknęła dłoń do ust powstrzymując wymioty. Zasłoniła małej buzię i cicho przeszła do jej pokoju omijając leżących pokotem biesiadników Bartka. On sam chrapał upojony alkoholem zajmując wersalkę.

Zamknęła drzwi od środka, choć wiedziała, że dla jej męża to żaden problem, żeby je wyważyć. Rozebrała Agatę i siebie, i obie położyły się spać. Ocknęła się o siódmej rano. Agatka nie spała już. Leżała z otwartymi oczami utkwionymi w brudny sufit. Ula przytknęła palec do ust dając jej znak, by była cicho. Wytarła jej buzię i ręce nawilżonymi chusteczkami i ubrała ciepło. Sama też się wytarła. Na razie taka toaleta musiała wystarczyć. Może na mieście uda im się porządniej umyć. Spakowała do plecaka kawałek mydła, szczoteczki do zębów, pastę i ręcznik. Sprawdziła, czy pieniądze, które starannie ukryła są na swoim miejscu. Wszystko było w porządku. Podobnie jak wieczorem cicho wyszły z domu nie budząc pijanego towarzystwa.

Najpierw poszły na śniadanie, a po nim podjechały na dworzec. Tam w dworcowej toalecie mogły się porządnie umyć.

- Dzisiaj pojedziemy do ZOO – mówiła Ula do Agaty. – Jeszcze tam nie byłaś, ale to taki wielki park, w którym jest mnóstwo zwierzątek. Na pewno ci się spodoba. Spędzimy tam cały dzień.


Głośne walenie do drzwi sprawiło, że Bartek otworzył oczy. Zwlókłszy się z wersalki, czochrając zmierzwione włosy przekręcił zamek. W progu stał znajomy już dostawca alkoholu. Podsunął mu jakiś papier pod nos i wręczył długopis.

- Proszę podpisać, panie Dąbrowski. Świeża dostawa. Dwie skrzynki. Jutro będzie dwa razy tyle. Do widzenia.

- Do widzenia – wymamrotał. – Stasiu, pomóż! – zawołał, ale koleś się nie obudził. Podszedł do niego i brutalnie szarpnął go za ramię. – Obudź się do jasnej cholery! Chlebuś w płynie dowieźli.


Wróciły późno, koło osiemnastej i ku swojemu zdumieniu stwierdziły, że nikogo w mieszkaniu nie ma. Ula uprzątnęła ślady wielogodzinnej libacji i ogarnęła kuchnię. Nastawiła czajnik na herbatę dla siebie, a Agacie wręczyła marchewkowy soczek.

- Napij się trochę witaminek.

Nawet nie zdążyła zalać sobie herbaty, gdy drzwi od mieszkania otworzyły się z wielkim hukiem i stanął w nich Bartek.

- No jesteś wreszcie. Gdzie się szlajałaś tyle czasu zdziro? Mieliśmy gości, a ciebie nie było. Poza tym – zbliżył się do niej bardzo blisko – poetycko rzecz ujmując zapragnąłem cię. – Złapał ją ręką za kark i wpił się w jej usta. Wszystko podeszło jej do gardła. Kwaśny odór wódki i jakiegoś nieprzetrawionego jedzenia niemal zwalił ją z nóg. Wyrwała mu się.

- Zostaw mnie! Idź się wyżywać na kimś innym.

- Zostaw mamusię! – Agata podbiegła do niego i zaczęła okładać pięściami jego nogę. Zamachnął się uderzając ją w głowę. Mała upadła i chyba straciła na chwilę przytomność. Ocknęła się jednak szybko płacząc i krzycząc wniebogłosy.



Ula doskoczyła do Bartka jak rozjuszony, ranny zwierz. Wbiła mu paznokcie w policzki i przejechała nimi aż do brody zostawiając na jego twarzy głębokie bruzdy. Zawył z bólu i zaczął ją okładać pięściami.

- Ty szmato! Ty dziwko! Już ja cię nauczę rozumu! Długo będziesz pamiętała ten wieczór!


Marek zaparkował przy bramie na Dobrej i wysiadł z samochodu. To samo zrobił Sebastian.

- Słyszysz to? – zapytał nasłuchując. – Ani chybi to u Uli w mieszkaniu. Chodźmy. Prędko.

Ruszyli biegiem. Nie musieli wyważać drzwi, bo były otwarte. Bartek siedział okrakiem na Uli i okładał ją zapamiętale pięściami. Agata wciśnięta w kąt krzyczała wniebogłosy.

Marek złapał Dąbrowskiego za kark i oderwał go od Uli stawiając do pionu. Odwrócił go do siebie i wymierzył mu silny cios w podbródek.

- Taki z ciebie damski bokser? Spróbuj z równym sobie.

Był tak wściekły, że po ciosach, które zadał Dąbrowskiemu z jego twarzy została krwawa maska. Sebastian odciągnął przyjaciela.

- Daj spokój. Zabijesz go. Ulą i małą trzeba się zająć.

Marek odwrócił twarz w kierunku płaczącej Agaty. Przykucnął przy niej.

- Agatko, córeczko moja, chodź do taty. Nie bój się. Zabieram was stąd. - Wyciągnęła do niego ręce obejmując go za szyję.

- Mamusia mówiła, że przyjdziesz po nas.

- Ula? – Sebastian pochylił się nad nią. – Z tobą w porządku?

- W porządku. Jest Marek? – wyszeptała.

- Jestem, kochanie – przykucnął przy niej. – Zaraz was stąd zabieram. Mam coś jeszcze wziąć?

- Tylko plecak. Tam mam wszystkie dokumenty i nasze płaszcze. Wiszą na wieszaku.

- Może trzeba do szpitala? Agata ma ranę na czole, a ty chyba krwawisz.

- To tylko ręce. Zasłaniałam się nimi przed ciosami. Jedźmy stąd jak najdalej.

99 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page