top of page
Szukaj
  • gajazolza

''GDZIEŚ NA SERCA DNIE ...'' rozdział 3

ROZDZIAŁ 3


Obudził się dość późno i to tylko dlatego, że dotarł do niego śmiech Tomka i zapach świeżo parzonej kawy. Wyskoczył z łóżka i po przywitaniu się z Violą i małym ruszył do łazienki. Tu doprowadził się do ładu. Zgolił kilkudniowy zarost i wreszcie wyglądał jak człowiek. Ubrany zasiadł do śniadania rozglądając się za Sebastianem.

- Gdzie Seba?

- Zaraz przyjdzie. Dzisiaj handlowa niedziela i pojechał kupić kilka rzeczy. Po śniadaniu pomożemy ci szukać mieszkania. Ja przejrzę gazety i wynotuję co ciekawsze ogłoszenia, a wy będziecie przetrząsać internet.

Marek uśmiechnął się z sympatią do swojej dawnej sekretarki.

- Nie mogę wyjść z podziwu, jak bardzo się zmieniłaś. Gdzie się podziała ta roztrzepana i wiecznie paplająca Violetta? Małżeństwo i macierzyństwo odmieniło cię zupełnie. Jesteś taka opanowana i zrównoważona… Naprawdę jestem pod wrażeniem.

- Człowiek z czasem dojrzewa. Przybywa mu obowiązków i trosk. U nas też ich nie brakuje. Na szczęście Tomasz chowa się zdrowo i nie choruje nam tak często. Ciekawa jestem, jak Ula sobie radzi. Mnie zniknęła z oczu tuż przed porodem. To już będzie sześć lat. Tomasz dwa lata młodszy od twojej Zuzi. Od Seby wiem, że to śliczna dziewczynka i mądra. Pewnie ma to po mamie. Bardzo mi żal ich obu. Skrzywdziłeś je, Marek. Nie wiem, czy na miejscu Uli wybaczyłabym ci, ale trzymam mocno kciuki, żeby tak się stało. Musisz nadrobić ten czas, kiedy nie było cię przy córce. Ta obsesja na punkcie Moniki sprawiła, że nie miałeś czasu dla własnego dziecka. Straciłeś coś bardzo istotnego z jej życia. Coś, czego już nie da się nadrobić. Jej pierwsze zęby, pierwsze słowa, pierwsze kroki…

- Viola, akurat tego nie straciłem. Kiedy odchodziłem Zuzia miała już mleczaki, trochę mówiła i całkiem nieźle chodziła. Miała przecież dwa lata. Boję się tylko, że ona mnie zupełnie nie pamięta i to boli mnie najbardziej.



W salonie zmaterializował się Sebastian objuczony siatkami. Ułożył wszystko na blacie i dosiadł się do Marka.

- Wyspałeś się? – zapytał przyglądając się jego bladej twarzy.

- Nie za bardzo. Zasnąłem dopiero nad ranem. Za dużo myśli w głowie…, rozumiesz?

- Rozumiem. Mam nadzieję, że przynajmniej jeden kłopot sobie z niej zdejmiesz. Viola zaraz idzie z Tomkiem na plac zabaw. Ładna pogoda więc szkoda dzieciaka trzymać w domu. Weźmie ze sobą gazety i poprzegląda. My siądziemy zaraz do laptopa. Myślę, że możemy nawet zadzwonić jeśli będzie coś wartego uwagi. No to, do roboty…


Przeczesywali internet aż do obiadu. Viola zdążyła wrócić i zajęła się nim. Zanim go podała oni wykonali jeszcze kilka telefonów umawiając się na oględziny mieszkań. Sebastian wprawdzie szedł w poniedziałek do pracy, ale obiecał, że poprosi o kilka dni urlopu seniora Dobrzańskiego.

- Nie jestem za bardzo obłożony robotą i prezes powinien się zgodzić. Ty do południa mógłbyś pojeździć sam i obejrzeć te najbliżej centrum.

Zrobił tak, jak radził mu Sebastian, jednak mieszkania były w starym budownictwie, wysokie i z piecami. Nie chciał nic takiego i chociaż czynsz wydawał się atrakcyjny, to zbyt wiele rzeczy musiałby w nich zmodyfikować, a na to było mu szkoda pieniędzy. W końcu trafił na Sienną. Znał tu wszystkie kąty i dobrze mu się tu mieszkało, kiedy jeszcze był z Ulą. Oni mieli niemal apartament, bo mieszkanie było ogromne. Teraz ktoś miał do wynajęcia dwa pokoje z kuchnią na zaledwie czterdziestu dwóch metrach. Podjechał pod blok z numerem szóstym i odruchowo zadarł głowę patrząc na budynek z ósemką. Z mieszkania, które posadowione było na ostatnim piętrze mieli cudny widok na panoramę Warszawy i Wisłę wijącą się zakolami. To, które chciał wynająć było na piątym piętrze i wiedział, że już takiego widoku mieć w nim nie będzie, bo okna wychodziły na drugą stronę budynku. Nie zniechęcił się jednak. Przywitał się ze stojącym przed klatką schodową mężczyzną, który poprowadził go do windy opowiadając o mieszkaniu.

- Jest przerobione. Zwaliłem ścianę dzielącą kuchnię od pokoju gościnnego i zrobiłem mały salon z otwartym aneksem kuchennym. To wygodniejsze i powinno się panu spodobać. Mieszkanie jest świeżo po remoncie i nic nie trzeba w nim robić. Na jak długo chce pan wynająć?

- Co najmniej na rok, a kto wie, czy nie na dłużej. Sam jeszcze nie wiem, jak mi się życie poukłada. Mam nadzieję, że będę mógł przedłużyć umowę?

- Oczywiście, nie ma problemu – mężczyzna przekręcił w zamku klucz i przepuścił Marka przodem. On rozejrzał się ciekawie. Było schludnie i czysto. Pomysł na otwarcie kuchni na salon trafiony w dziesiątkę.

- Tu jest łazienka, tu ubikacja, – człowiek otworzył dwoje drzwi - a na lewo drugi pokój. Bardzo proszę.

- Naprawdę ładne mieszkanie – podsumował Marek. Podoba mi się. Czynsz taki, jak ustaliliśmy przez telefon?

- Nic się nie zmieniło od wczoraj – mężczyzna uśmiechnął się szeroko. – Jeśli pan chce spiszemy umowę od ręki i będzie się pan mógł wprowadzić.

Po formalnościach i otrzymaniu kluczy do mieszkania zadzwonił do Seby z dobrymi wieściami.

- Nie bierz urlopu na razie, bo znalazłem lokum, podpisałem umowę na rok i dostałem klucze. Mieszkanie jest małe, ale ładne i dla mnie wystarczające. W dodatku na Siennej, dasz wiarę? Mogę się wprowadzać choćby zaraz. Jest umeblowane. Kupię tylko kilka drobiazgów na przykład pościel, żebym miał na czym spać. Spotkamy się po twoim powrocie z pracy.

Rozłączył się i pojechał na zakupy najpotrzebniejszych rzeczy.

Wrócił tuż przed Sebastianem. Uczynna Viola zrobiła mu kawy pytając o poszukiwania lokalu.

- Już znalazłem, Viola i mogę się wprowadzać. Mieszkanie jest na Siennej pod szóstką. Nawet zawiozłem tam rzeczy, które kupiłem, a których brakowało. Jak przyjdzie Seba, pokażę wam zdjęcia.



Następnego dnia zabrał się za przeglądanie ofert pracy. Nie było ich zbyt wiele, ale do kilku firm wysłał swoje CV. Teraz pozostało mu tylko czekać. Psychicznie też starał się przygotować do rozmowy z rodzicami i Ulą. Miał nadzieję, że go nie wyrzucą i pozwolą sobie wszystko wyjaśnić.



Ula złożyła parasolkę i otrzepała ją z wody. Padało dzisiaj od rana, a ona nie lubiła takiej pogody. Weszła do budynku, w którym na drugim piętrze od trzech lat funkcjonowała jej firma. Od początku miała szczęście, bo wynajęto jej połowę piętra, która obejmowała osiem pokoi. Przez kilka miesięcy, zanim nie rozkręciła zupełnie działalności, pomagał jej Krzysztof Dobrzański finansując wynajem. Później radziła już sobie sama spłacając przy okazji zaciągnięty dług. Nie wiedziała tylko, że Krzysztof te raty wpłaca na konto swojej wnuczki. On nie przyznał się do tego znając już dobrze swoją synową i wiedząc, że jest bardzo honorową osóbką.

Weszła do sekretariatu witając się ze swoją asystentką i prosząc o filiżankę gorącej kawy.

- Strasznie wilgotno dzisiaj – mruknęła. – Jak tam nabór na nasze wakaty? Zgłosili się jacyś ludzie? Jeśli nie, to żyły sobie wyprujemy, żeby to wszystko ogarnąć.

- Chyba nie będzie tak źle. Jest kilka osób. Jest nawet ktoś, kto nazywa się tak jak pani – kobieta przerzuciła kilka stron dokumentów i znalazłszy ten właściwy wyciągnęła go ze sterty. – Ooo…, mam… Nazywa się Marek Dobrzański.

Ula wytrzeszczyła na asystentkę oczy i nerwowo przełknęła ślinę.

- To niemożliwe… To musi być jakiś zbieg okoliczności. Pokaż mi to.

Przebiegła wzrokiem po dokumencie i zerknęła na dołączone zdjęcie. Nie było wątpliwości. To był jej były mąż. Tylko skąd się tu wziął? Przecież mieszkał i pracował w Gdańsku. Skoro jednak szukał pracy, to musiał być w niezbyt wesołej sytuacji finansowej, a jeśli tak, to istniało niebezpieczeństwo, że przestanie dostawać od niego alimenty. Dlaczego wrócił? Na pewno rozstał się z tą Moniką, bo inaczej po co miałby wracać?



- Na kiedy umawiacie rozmowy kwalifikacyjne?

- Na pojutrze. Od ósmej rano. Oprócz pani prezes będzie w nich uczestniczył ktoś jeszcze?

- Nie sądzę. Wszyscy mają co robić i są zajęci. Sama to załatwię. Zadzwoń do tych ludzi i poinformuj o rozmowach kwalifikacyjnych. Niech wszyscy przyjdą na ósmą.


Po obejrzeniu i przeczytaniu obszernego CV Marka nie potrafiła się na niczym skupić. Wciąż zastanawiała się dlaczego wrócił? To pytanie dręczyło ją przez cały dzień. Nawet, jak przyjechała do domu i przywitała się ze wszystkimi, nie mogła o niczym innym myśleć.

- Jakaś nieswoja jesteś dzisiaj – Helena popatrzyła z troską na skupioną twarz synowej. – Wyglądasz jakbyś błądziła myślami nie wiadomo gdzie.

Ula podniosła głowę znad talerza i wbiła wzrok w byłą teściową.

- Marek jest w Warszawie – wykrztusiła z trudem.

- Jak to w Warszawie? – zdziwiła się Dobrzańska. – Krzysiu słyszałeś? Ula mówi, że nasz syn wrócił.

- Jak to wrócił? – zaintrygowany Krzysztof przysiadł przy Uli. – Skąd wiesz? Widziałaś się z nim?

- Nie widziałam, ale pojutrze będę się widzieć. Aplikował do mojej firmy i jest umówiony na rozmowę kwalifikacyjną. Początkowo chciałam odrzucić jego CV, ale pomyślałam sobie, że skoro on szuka pracy, to musi mieć kłopoty finansowe. Jeśli je ma, to wkrótce może nie być w stanie płacić alimentów na Zuzię. Tak naprawdę nie musiałby płacić, bo przecież świetnie stoję finansowo i nie potrzebuję jego pieniędzy. Z drugiej strony regularnie płacone alimenty, to jakiś środek dyscyplinujący, który tylko wyjdzie mu na zdrowie. Ma takie dobre CV, że trudno je odrzucić. W Gdańsku pracował w jakimś towarzystwie ubezpieczeniowym i zajmował się doradztwem finansowym dla małych i średnich przedsiębiorstw. Taki ktoś jest mi właśnie potrzebny. To nic osobistego, bo ja naprawdę potrzebuję ludzi do pracy. Zleceń przybywa, rozwijamy się, a nie ma komu pracować. O specjalistów wysokiej klasy naprawdę jest trudno, a ja wiem, co on potrafi.

- Kochanie, – Krzysztof pogładził jej dłoń – naprawdę byłabyś w stanie z nim pracować? Trochę się martwię. Mimo to uważam, że postępujesz bardzo szlachetnie.

- Praca, którą chcę mu zaproponować, to stanowisko łączone analityka rynkowego i specjalisty do spraw przetwarzania danych. Obie funkcje łatwo dają się pogodzić i obie wchodzą w zakres doradztwa finansowego. Jeśli nie przerazi go nadmiar roboty, to ją ma.

113 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page