top of page
Szukaj
gajazolza

GDZIEŚ NA SERCA DNIE... - rozdział 6

ROZDZIAŁ 6


- Usiądź. Zaraz podam kawę – Ula wskazała Markowi krzesło przy stole. – Zuzia chodź, pomożesz mi - celowo odciągnęła małą od Marka chcąc dać mu możliwość porozmawiania z rodzicami. Jego ani na chwilę nie opuściło uczucie skrępowania. Niepewnie spojrzał na przyglądających mu się rodziców.



- Poznanie swojej córki było tylko jednym z powodów dla których tu przyjechałem – odezwał się cicho. - Drugim była potrzeba porozmawiania z wami, a przede wszystkim przeproszenia was za wszystko, czego dopuściłem się w przeszłości. Popełniłem tak mnóstwo błędów, że będę ich żałował do końca życia, a najgorszym było rozstanie z Ulą i moim dzieckiem. Jestem pełen uznania dla was, że tak wspaniale zachowaliście się względem nich i zaproponowaliście im swój dom. To nie do przecenienia i jestem wam za to ogromnie wdzięczny. Jeśli nie zdołacie mi wybaczyć, będę się musiał z tym pogodzić. Właściwie to nawet nie śmiem was prosić o wybaczenie. Chcę jedynie prosić o zgodę na wizyty tutaj i kontakt z moją córką. To dla mnie bardzo ważne, wręcz kluczowe, bo pragnę chociaż w części nadrobić ten stracony przez moją głupotę i nieodpowiedzialność, czas.

- Potępiasz się za to, co zrobiłeś, a to krok w dobrą stronę – odezwał się Krzysztof. – Nie zabronimy ci przyjeżdżać tutaj. Zresztą Ula wyraziła zgodę na twoje widzenia z Zuzią, a jej głos jest tu najważniejszy. Ja chciałem ci tylko powiedzieć, że popełniłeś największą głupotę w życiu. Miałeś rodzinę, miałeś dom, kochającą żonę i sam na własne życzenie pozbawiłeś się tego wszystkiego na rzecz młodszej i ładnej buzi.



Czy ona naprawdę była tego warta? Czy chociaż trochę wynagrodziła ci brak żony i córki? Czy wspierała cię tak jak Ula, dopingowała do pracy i stała za tobą murem? - Marek spuścił głowę. Płakał.

„Jestem z tobą tylko dlatego, że masz kasę – kołatały mu w głowie słowa Moniki. – Powinieneś wziąć jeszcze jakiś półetat, bo jak będziesz gołodupcem, odejdę od ciebie”.

Dobrzańskim żal było patrzeć na jego łzy i przedwcześnie posiwiałe skronie. – Ta kobieta wyssała z ciebie cały młodzieńczy entuzjazm, całą życiową energię – kontynuował Krzysztof. - Masz to wypisane na twarzy. Jest zmęczona, wymięta i znękana. Przedwcześnie posiwiałeś. Masz trzydzieści siedem lat, a wyglądasz na pięćdziesiąt. Twój widok sprawia, że pęka nam serce. Unieszczęśliwiłeś nas, a przede wszystkim twoją wspaniałą żonę i córkę. Miałeś dobre życie synu i zniszczyłeś wszystko zdradą i jednym podpisem na sprawie rozwodowej. Z drugiej strony masz szczęście, bo Ula, to wspaniała kobieta. Niejedna na jej miejscu nie dopuściłaby cię do dziecka i odebrałaby ci prawa rodzicielskie. Ona nigdy tego nie zrobi, bo zależy jej bardzo, żeby Zuzia miała z tobą dobre relacje. Mógłbym jeszcze wiele rzeczy powiedzieć, ale nie będę kopał leżącego. Może kiedyś zdołamy ci wybaczyć, ale na to będziesz musiał sobie zasłużyć.

- Dziękuję – wyszeptał drżącym głosem, który uwiązł mu w gardle i nie mógł wydusić już nic więcej. Pojawiła się Ula z tacą, na której stały filiżanki z pachnącą kawą. Zuzia niosła talerz z ciastem.

- To jakie masz plany, Marek. To ZOO nadal aktualne?

- ZOO? – powtórzyła Zuzia, której oczy zrobiły się ogromne. – Pojedziemy do ZOO?

- Bardzo chciałbym cię tam zabrać, jeśli masz ochotę.

- Oczywiście, że mam. Byłam tam kiedyś z dziadkami, ale to było dawno.

- W takim razie wypij kawę i możecie się zbierać – Ula postawiła przed nim aromatyczny napój. - Żeby dać wam więcej czasu przesunęliśmy obiad na godzinę piętnastą i prosiłabym, żebyście przyjechali punktualnie. Zosia nie będzie w nieskończoność stać przy piecu i odgrzewać.

- Będziemy na piętnastą – zapewnił Marek. – A może… pojechałabyś z nami…? – zaproponował niepewnie.

Ula obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem.

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Poza tym jestem zajęta.

- Rozumiem… i nie nalegam…

Dopił swoją kawę i podziękował za nią.

- Chyba będziemy się zbierać. Jesteś gotowa Zuziu?

Mała energicznie pokiwała głową.

- Jestem. Tylko wezmę plecaczek.

- W tym plecaku ma sok, gdyby zachciało jej się pić. Proszę cię też, żebyś nie kupował jej żadnych słodyczy i ograniczył się do jednego loda. Ona ma swoje sposoby, żeby wymuszać różne rzeczy, ale bądź silny i im nie ulegaj. Wyjdę z wami, bo trzeba jeszcze przełożyć fotelik z mojego samochodu do twojego.

- To nie będzie konieczne, Ula, bo ja wczoraj kupiłem fotelik i już jest zamontowany. – Popatrzyła na niego z niejakim podziwem kiwając z aprobatą głową.

- Nie sądziłam, że potrafisz być taki przewidujący, ale to dobrze, że pomyślałeś. Na obiad oczywiście jesteś zaproszony. Masz całą sobotę do dyspozycji więc możesz zostać do końca dnia i spędzić z Zuzią czas.

- Dziękuję. Jestem ci bardzo wdzięczny i chętnie skorzystam z tego czasu. To w takim razie ruszamy – podał rękę córce, która podskakując z radości wyszła wraz z nim na podjazd.



Ula zamknęła drzwi i wróciła do salonu. Jej teściowie siedzieli w milczeniu będąc zapewne pod wrażeniem tej wizyty i dawno niewidzianego jedynaka.

- I co sądzicie? Bardzo się zmienił, prawda?

Helena westchnęła ciężko kiwając głową.

- Bardzo… - potwierdziła. – Wygląda jak człowiek ciężko doświadczony przez los, a przecież sam wybrał tę kobietę wierząc, że będzie z nią szczęśliwy.

- Powiedział mi, że wcale nie chciał rozwodu i wcale nie chciał wyjeżdżać z Warszawy. Zanim jeszcze podpisał papiery rozwodowe był pewien, że popełnia błąd. To się potwierdziło już tam, w Gdańsku. Monika okazała się podłą żmiją i jak twierdzi Marek, gorszą od Pauliny. Każdego dnia przeżywał swoje własne piekło. Wrócił kompletnie spłukany, bo wydoiła z niego ostatni grosz. Ledwie było go stać na wynajęcie skromnego mieszkanka na Siennej.

- Na Siennej? – ożywił się Krzysztof.

- Też byłam zdziwiona, bo myślałam, że on kupił nasze dawne mieszkanie, ale nie. Mieszka blok wcześniej. Po prostu zwykły zbieg okoliczności, że to właśnie tam trafił mu się lokal. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony czuję straszne rozczarowanie tym, co nam zrobił, a z drugiej, jak patrzę na jego siwe skronie i tę wymęczoną twarz, to jest mi go żal. Myślę, że on wiele zrozumiał i szczerze żałuje tej przeszłości. Sam mówi, że gdyby było to możliwe cofnąłby czas.

- A jak sobie radzi w firmie?

- Nadspodziewanie dobrze. Zaangażował się i ewidentnie te cztery lata w Gdańsku procentują, bo jest bardzo kompetentny. Ja nie mogę się do niczego przyczepić. Analizy zrobione są perfekcyjnie i jeśli nadal będzie taki sumienny, to będę miała prawdziwą wyrękę.

- Cieszę się, że przynajmniej na polu zawodowym nie zawodzi – Krzysztof podniósł się z kanapy. – Chodźmy do ogrodu. Pogoda nas rozpieszcza i to mnie bardzo cieszy.

- Idźcie – podniosła się z miejsca także Ula. - Ja zrobię nam lemoniady i zaraz do was dołączę.



Tymczasem Marek zaparkował w pobliżu ZOO, wypiął córkę z fotelika i ruszył wraz z nią w kierunku głównej bramy. Wykupił bilety i spacerkiem doszli wyasfaltowaną alejką do najbliższego wybiegu.



Zuzia była podekscytowana. Z zapałem wymieniała Markowi zwierzęta, które chciała zobaczyć.

- To są moje ulubione, ale właściwie to lubię wszystkie. Bardzo chciałam mieć pieska, ale mama nie chce się zgodzić. Przecież byłoby mu dobrze u dziadków, bo mają duży ogród i piesek miałby gdzie biegać, prawda? Nie mógłbyś porozmawiać z mamą, żeby się zgodziła?

- Pewnie mógłbym, kochanie i zrobię to przy nadarzającej się okazji, ale nie mogę ci zagwarantować, że mi nie odmówi. Próbować jednak zawsze warto, prawda?

- Prawda – uśmiechnęła się szeroko ukazując w całej krasie szczerby po mlecznych zębach.

Ta wycieczka okazała się bardzo pouczająca dla małej. Przy każdym wybiegu Marek czytał jej z tablicy informacje o danym zwierzęciu, a ona chłonęła je jak gąbka. Robił też mnóstwo zdjęć uwieczniając na nich córkę.

- Kupisz mi loda? Mama zgodziła się na jednego – zapytała widząc w oddali budkę z tym przysmakiem.

- Kupię. Jakie lubisz?

- Najbardziej czekoladowe, ale truskawkowe też mogą być.

Odwinął lód z papieru i podał go Zuzi siadając obok niej na ławce.

- Chodzisz do przedszkola? – mała pokiwała twierdząco głową.

- Do zerówki. Umiem już trochę pisać i czytać. Dziadek mnie też uczy, a babcia zaprowadza i przyprowadza. Lubię przedszkole. Mam tam koleżanki i kolegów. W czerwcu przygotowaliśmy razem z panią przedstawienie na dzień ojca. Wszystkie dzieci zaprosiły swoich tatusiów, tylko ja nie mogłam – powiedziała ze smutkiem w głosie. – Dlaczego cię tak długo nie było? Ja zapomniałam, jak wyglądasz. Tylko ze zdjęć wiedziałam. Nie pamiętałam cię…

Przytulił ją mocno do swojego boku całując z czułością czubek jej głowy.

- Przepraszam cię, córeczko. Przepraszam, że mnie tak długo nie było, że nie widziałem, jak rośniesz, jak się rozwijasz. Nawet nie wiesz, jak bardzo tego żałuję. Czasu nie da się cofnąć, ale możemy trochę nadrobić. Poznać się lepiej. Ja bardzo bym tego chciał i przyrzekam ci, że będę przyjeżdżał kiedy tylko będziesz chciała i już zawsze będę przy tobie.

- A nie mógłbyś znowu pokochać mamy?

Słowa Zuzi bardzo go zaskoczyły. Jego mała córeczka była nad wiek dojrzała.

- Nie mógłbym pokochać mamy, bo nigdy nie przestałem jej kochać. Zrobiłem jednak kiedyś coś bardzo, bardzo złego, coś, co mocno zabolało twoją mamę i chyba nie jest mi w stanie tego wybaczyć.

- Ja chciałabym, żeby ci wybaczyła. Chciałabym mieć mamę i tatę, żebyśmy byli wszyscy razem. Mama twierdzi, że twój powrót wiele zmieni i że będę mieć mamę i tatę, chociaż nie pod jednym dachem. To nie to samo, co być razem, prawda?

- Niestety nie…, - odrzekł z ciężkim sercem – ale bardzo się postaram, żebyś nie odczuła tego tak mocno. Będziemy jeździć w różne, fajne miejsca, będziemy zwiedzać, będziemy chodzić do kina i teatru. Będziemy jak najczęściej razem więc może nie będzie to aż tak bolesne?

Zuzia przytuliła się do niego.

- Bardzo cię kocham, tatusiu i cieszę się, że wróciłeś.

Zwilgotniały mu oczy, a serce zadrżało z wielkiego szczęścia i czułości.

- Ja też bardzo cię kocham, córeczko. Najbardziej na świecie.


111 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page