top of page
Szukaj
  • gajazolza

GDZIEŚ NA SERCA DNIE... - rozdział 7

ROZDZIAŁ 7


Była dokładnie czternasta pięćdziesiąt, gdy Marek wjechał na podjazd domu rodziców. Wciąż był pod wrażeniem słów swojego dziecka i tego, że tak bardzo pragnęła mieć ich oboje. Mała wbiegła do salonu z wielkim pluszakiem w postaci słonia.

- Przyjechaliśmy! – krzyknęła nie widząc nikogo w pomieszczeniu. – Mama!

- Nie krzycz tak. - Ula wyjrzała z kuchni i uśmiechnęła się na widok córki. – A co ty tam masz?

- Tata kupił mi słonika. Zrobił też dużo zdjęć i obiecał, że kupi mi album, żebym miała pamiątkę. Było fantastycznie!

Marek stał w progu i uśmiechał się lekko.



- Możesz zabrać to fantastyczne dziecko do łazienki? – zapytała. – Myjcie ręce, bo zaraz podaję obiad.

W salonie pojawili się seniorzy i już wszyscy bez przeszkód zasiedli do posiłku. To był drugi domowy obiad, który Marek zjadł od chwili powrotu. Obiecał sobie, że zacznie pichcić na początek jakieś proste potrawy. Eleganckie restauracje, które tak bardzo lubiła Monika wydrenowały mu kieszenie do cna. Czerwony barszczyk z pasztecikiem i kopytka w gęstym sosie z kawałem pieczeni i surówką smakowały bosko.

- Dawno nie jadłem nic równie dobrego. Żadna knajpa nie może się z tym równać – mruknął. Dziadkowie tymczasem zagadywali Zuzię o wrażenia z ogrodu zoologicznego. Na wszystkie pytania odpowiadała, że było super i jak tata się zgodzi, to za jakiś czas znowu pojadą, bo w ZOO urodziły się dwa małe lewki, a ona koniecznie musi zobaczyć, czy rosną.

Po obiedzie Krzysztof zaproponował Markowi spacer po ogrodzie.

- Chciałbym jeszcze z tobą pogadać w cztery oczy.

- Oczywiście.... nie ma sprawy… Zuzia może iść z nami?

- Pewnie. Ona i tak zawsze biegnie przodem i ogląda kwiatki.

Ula przebrała małą w wygodne ogrodniczki i razem z dziadkiem i ojcem wyszła przez patio do ogrodu. Przez dłuższą chwilę spacerowali w milczeniu. Zuzia faktycznie pobiegła przodem wesoło podskakując.

- To o czym chciałeś rozmawiać? – zapytał Marek trochę zaniepokojony tym, o co ojciec chciał go zapytać.

- Jak sobie radzisz w firmie? – to pytanie zbiło go nieco z pantałyku, bo sądził, że ojciec chce wiedzieć coś więcej o Monice.

- Dobrze…, myślę, że dobrze… Robię coś na czym się naprawdę znam i to przynosi mi satysfakcję.

- Ula cię chwali i chwali twoją pracę. Musisz coś wiedzieć. Ona nie jest w najlepszej sytuacji i nie chodzi tu wcale o finanse, bo akurat one są bardzo dobre. Przez ostatnie kilka miesięcy musiała pozbyć się paru pracowników, którzy okazali się zupełnie nierzetelni. Oprócz tego dwie pracownice odeszły na urlopy macierzyńskie. Przez to musiała przejąć częściowo ich zakres obowiązków. Widzę, jak się miota. Bierze robotę codziennie do domu i nawet dla Zuzi ma mniej czasu niż kiedyś. Cierpi, bo boli ją to, że zaniedbuje małą. My tak nie uważamy, ale ona sama się za to potępia. Jeśli więc jesteś w stanie i czujesz się na siłach, pomóż jej, bo jest z nich kompletnie wyzuta. Ja wiem, że ty masz sporo na głowie, bo objąłeś łączone stanowisko, ale może mógłbyś wykroić trochę czasu, żeby ulżyć jej w obowiązkach.

- Nie wiedziałem, że jest tak ciężko. Wprawdzie mówiła mi, że bierze pracę do domu, ale też cieszyła się, że zatrudniła oprócz mnie czterech pracowników i będzie mieć lżej.

- Nowozatrudnieni muszą się wdrożyć, przywyknąć do metod pracy i wymagań. Ciebie znała i wiedziała, że sobie poradzisz, ale oni początki będą mieć trudne.



- Skoro tak, to na pewno jej pomogę na ile zdołam. Nie zostawię jej z tym samej.

- Dziękuję, synu. To naprawdę ważne. Ważne i dla niej, i dla nas. Proszę cię też, żeby ta rozmowa została między nami. Ula mogłaby mi mieć za złe, że szukam dla niej pomocy. Wiesz przecież, jak bardzo jest ambitna i samodzielna. A jak radzisz sobie finansowo? Na razie nie dostałeś jeszcze wypłaty.

- Ale będzie dość spora i spokojnie wystarczy i na alimenty, i na przeżycie. Tym akurat się nie martwię. Lepiej powiedz, jak Febo. Ponoć nadal brużdżą.

- Oni już chyba nie potrafią inaczej. Na szczęście w Adamie mam sojusznika i w Sebastianie. Obaj są czujni i trzymają rękę na pulsie. Całe życie sądziłem, że Alex to umysł wybitny, ale pomyliłem się. Był naprawdę kiepskim prezesem. Jedna wpadka i kolejna, a ja wówczas zrozumiałem, że gdybym miał wskazać na ten wybitny umysł, to wybrałbym Turka, bo to on odwalał za niego całą robotę. To uczciwy facet, choć nieco zastraszony przez Alexa.



Przeprowadziłem z nim szczerą rozmowę. Uspokoiłem, że żadne zwolnienie mu nie grozi i Alex nie ma tu nic do gadania. Powiedziałem, że jeśli okaże się wobec mnie lojalny i szczery, z całą pewnością to docenię. I doceniłem. Od pół roku piastuje stanowisko dyrektora finansowego i sprawdza się na nim znakomicie. Alex wydawał się niepocieszony, a nawet zły, że go awansowałem, ale tak naprawdę to nic mnie nie obchodzi co on sobie tam myśli. Znacznie ukróciłem jego kompetencje i teraz zajmuje się tylko tym, z czym sobie radzi. Resztę ja ogarniam. Gdyby nie te by-passy, to byłoby kiepsko, ale póki co czuję się świetnie i mogę pracować. Jedynie z prowadzeniem auta marnie, ale na szczęście Ula podwozi mnie do firmy i czasem przywozi do domu. Nie jest źle. Gdybym mógł, pozbyłbym się z firmy oboje Febo. To wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. Chciałem tak zrobić. Ula po urlopie wychowawczym miała wrócić do firmy, ty nadal miałeś być prezesem, a Febo mieli zniknąć. Twoje odejście od Uli skomplikowało te plany, bo ona już nie chciała wracać i myślała o założeniu własnej działalności. Ty wyjechałeś, a Febo wciąż tu tkwią nie wiadomo, po co. Twój rozwód i twój wyjazd jedynie im był na rękę. Taka jest prawda.

Marek słuchał tych słów z prawdziwą przykrością. Nigdy o swoim zniknięciu z Warszawy tak nie myślał. Nie sądził, żeby miał on jakikolwiek wpływ na firmę i jej kondycję. Teraz ojciec uświadomił mu to dobitnie i jasno.

- Bardzo cię za wszystko przepraszam – powiedział cicho. – Nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Czasem mam wrażenie, że czegokolwiek bym się nie tknął wszystko zniszczę, jakbym palił za sobą mosty. Nie chcę tego, a jednak tak się dzieje. Cztery ostatnie lata były dla mnie bardzo ciężkie, żeby nie powiedzieć koszmarne. Nie chcę się usprawiedliwiać i wybielać, bo zasłużyłem na wszystko, czego doświadczyłem. Dotknąłem dna i dopiero kiedy zebrałem się w sobie, to od niego się odbiłem. Wciąż się odbijam, ale jestem dobrej myśli, że w końcu coś mi się uda. Zuzia jest wspaniała. Bardzo mnie motywuje i napędza do działania. Zrobię absolutnie wszystko, żeby i ona, i Ula już nigdy nie zawiodły się na mnie.

- Myślisz, że nadal coś do ciebie czuje?

- Nie wiem, tato, nie wiem…, ale nawet jeśli, to nie sądzę, żeby zgodziła się znowu ze mną być. Ja dałbym za to wszystko, ale wiem, że ona zdrady nie wybaczy nigdy. Ma swoje zasady i twardo się ich trzyma.

- Strasznie namieszałeś sobie w życiu, aż mi cię żal.

Zamilkli usłyszawszy wołanie Zuzi.

- Tata, dziadek! Chodźcie! Pohuśtacie mnie!

Ruszyli szybciej w kierunku, z którego dochodził głos dziewczynki.


Wieczorem pobawił się jeszcze trochę z nią. Potem Ula ją wykąpała i przebrała w piżamę. Kiedy leżała już w łóżku poczytał jej bajki na dobranoc.



Gdy zasnęła, stał nieruchomo przez dłuższą chwilę wpatrując się w śliczną twarz córki i wsłuchując w jej spokojny oddech. Nawet nie zauważył, jak do pokoju wślizgnęła się Ula stając obok niego. Pochylił się jeszcze i ucałował ciepły policzek Zuzi.

- Pięknych snów, córeczko. Bardzo cię kocham – wymruczał cicho.

Uli zwilgotniały oczy. Przetarła je nerwowo. Ta cała scena mocno ją poruszyła. Tak miało być od początku, od momentu przyjścia małej na świat.

- Zasnęła? – wyszeptała. Marek odwrócił się nerwowo.

- Przepraszam, nie słyszałem jak weszłaś. Tak, zasnęła. Dziękuję ci, Ula za cały dzisiejszy dzień. Już nie pamiętam, kiedy byłem równie szczęśliwy. Zuzia, to najlepsze i najpiękniejsze dziecko na ziemi. Naprawdę nie rozumiem, jak mogłem być takim łotrem i ją porzucić. Was porzucić. To tak jakbym się z osłem na łeb zamienił. Powinienem już jechać, ale chciałem cię jeszcze o coś zapytać. Ona powiedziała mi, że marzy o psie. Bez wątpienia kocha zwierzęta i lubi je przytulać. W ZOO głaskała nawet kozy i króliki w takiej małej zagrodzie specjalnie urządzonej dla dzieci. Naprawdę nie możesz się zgodzić na zwierzaka w domu? Tu miałby dobrze, bo ogród jest wielki i jest miejsce dla czworonoga.

- Masz rację. Do tej pory odmawiałam, bo zwierzak to odpowiedzialność, której ona najpierw musi się nauczyć. Psa trzeba wyprowadzać, karmić, czesać i dbać o niego. Jeśli miałaby go dostać, trzeba też zapytać twoich rodziców, bo to przede wszystkim ich dom.

- Myślałem, żeby którejś soboty zabrać ją do schroniska, tylko muszę sprawdzić kiedy mają dni otwarte. Tam zobaczyłaby, jak to wszystko wygląda. Ja uważam, że jeśli już brać psiaka to właśnie stamtąd.

- To dobry pomysł. Ja nie pomyślałam o tym.

Marek uśmiechnął się uszczęśliwiony.

- Będę jechał. Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Do zobaczenia w poniedziałek. A z rodzicami pogadam o tym psie.


Do domu wrócił w dobrym nastroju. Wziął przyjemną kąpiel i położył się spać. Jednak od jakiegoś czasu miał kłopoty z zasypianiem. W głowie kłębiły się tysiące myśli, a dzisiaj napłynęły wspomnienia ostatnich dni spędzonych z Moniką. Już nie potrafili rozmawiać normalnie i wciąż się kłócili, chociaż tak naprawdę to krzyczała głównie Monika.

„Dałeś się omotać swojej Uleńce jak ostatni idiota! Jesteś słaby i nie potrafisz walczyć o swoje! Pięć tysięcy? Ona żyje jak królowa za twoją kasę i jak myślisz, że coś wydaje na twojego bachora, to się mylisz. – Monikę najwyraźniej nadal uwierały alimenty, które wysyłał Uli. – Jesteś ostatnim debilem! Jedyną twoją zaletą jest fakt, że jesteś przystojny i niezły w łóżku, ale nic poza tym, bo w środku jesteś pustą wydmuszką. Nie masz pojęcia, jak zadbać o taką kobietę jak ja. – Wbił w nią jadowite spojrzenie. Chyba to już kiedyś słyszał. – Jesteś zwykłym gnojkiem. Poznałam kogoś znacznie lepszego od ciebie i jeśli się nie ogarniesz, odejdę. – Chyba mu ulżyło. Nie mógł już znieść jej bezczelności i wulgarności z jaką go traktowała. Pomyślał, że to jednak on pierwszy to zrobi i nie da jej tej satysfakcji. Następnego dnia spakował walizki i wyniósł się do hotelu”.


109 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page