ROZDZIAŁ 6
Następnego dnia rano rozpętał się w Febo&Dobrzański istny Armagedon. Rozwścieczony Pshemko wparował do gabinetu Marka i rzucił mu w twarz jakimś katalogiem. Zdezorientowany Dobrzański ledwie uchylił się od ciosu i piskliwym, przestraszonym głosem zawołał
- Pshemko uspokój się! Oszalałeś!?
- To nie ja oszalałem – wycedził przez zęby mistrz. – Spójrz – rozłożył swoje projekty aktualnej kolekcji i otworzył kolorowy katalog na jednej ze stron. – Wygląda znajomo?
Marek patrzył to na stronę katalogu to na projekt mistrza. Wreszcie podniósł głowę i wielkimi ze zdziwienia oczami spojrzał na projektanta.
- One są niemal identyczne. Czyj to katalog? Jakiej firmy?
- Fox Fashion. Możesz mi wytłumaczyć ten cud nad Wisłą?
- Ja nie, ale może Ula będzie potrafiła.
- Ula pozwól tu do nas. Zobacz – podsunął jej projekt i katalog. – Niewiele się różnią, prawda? Sądziłem, że mamy kłopoty tylko z księgowością, a tu się okazuje, że jeszcze wykradane są projekty.
- Cholera jasna – mruknęła. – Pshemko – zwróciła się do mistrza – czy układasz projekty w jednym miejscu? Wpinasz je do jakiejś teczki lub układasz w szufladzie?
- Dokładnie w szufladzie duszko i od jakiegoś czasu ktoś ciągle tam grzebie. Początkowo sądziłem, że to sprawka Izabeli lub moich asystentów, ale oni zaklinają się, że nawet nie tykają moich projektów, bo uważają je za rzecz świętą i słusznie.
- Odpuściliśmy Turka, bo w swojej naiwności sądziliśmy, że poza donosem na granicę nic więcej nie zrobił. Jestem przekonana, że to jego sprawka. Tylko jemu Alex ufa. Sam nie wykradałby projektów więc pewnie posłużył się Adamem. To kolejna rzecz, na którą nie mamy dowodów. Trzeba dokładnie przejrzeć ten katalog i sprawdzić, czy nie ma jeszcze jakichś plagiatów. Myślę, że na pokazie powinieneś wyjaśnić, że Fox Fashion dopuścił się plagiatu i to co pokazali w katalogu jest kradzieżą pomysłów Pshemko. Są naiwni, bo nawet nic nie zmienili, a jedynie dodali klamry i lamówki. Być może uda się nam jeszcze znaleźć coś, co to potwierdzi, ale na zbyt wiele bym nie liczyła.
Pshemko patrzył raz na Marka raz na Ulę i wyglądało na to, że kompletnie nic nie rozumie.
- Możecie mnie oświecić i wyjaśnić, co się tutaj dzieje?
- Powiem ci, – Marek podszedł do niego – ale obiecaj mi, że nie puścisz pary z ust. Nic co zostało powiedziane w tym pokoju nie może wyjść poza te cztery ściany. Oboje Febo robią przekręty i ciągną firmę w dół. Staramy się zebrać jak najwięcej dowodów przeciwko nim i wsadzić ich do ciupy. Dopóki nie zbierzemy wszystkich nikt nie powinien się o tym dowiedzieć. Tylko w taki sposób możemy uratować tę firmę.
Pshemko podniósł dwa palce do góry.
- Przysięgam, że nic nikomu nie powiem. Jednak dyskretnie popytam wśród moich pracowników, czy nie kręcił się w pracowni Turek. Jeśli to potwierdzą będziemy mieć przynajmniej świadków.
- Świetny pomysł – Ula stanęła naprzeciw i popatrzyła mu w oczy. – Tylko pamiętaj dyskrecja przede wszystkim. I omijaj Alexa szerokim łukiem.
- Ani myślę gadać z tą włoską mendą. Wracam do siebie.
Szybkim krokiem przemierzył długi korytarz i otworzywszy drzwi do pracowni zobaczył swojego syna Wojtka rozmawiającego z główną krawcową Izabelą.
- Dobrze, że was widzę, bo chciałem o coś zapytać. Czy któreś z was widziało tu może kręcącego się Adama Turka, lub kogokolwiek innego?
- Ja nie widziałam, bo od rana siedzę u siebie. Dopiero teraz wyszłam.
- Ale mnie nie chodzi tylko o dzisiejszy dzień, ale o wszystkie poprzednie.
- Niestety nie. A poza tym, co ktoś miałby tu do szukania?
- Tego jeszcze nie wiem, a ty Wojtuś?
- Był tutaj kiedyś Adam, ale to było dawno. Przylazł pod koniec dniówki i udawał ziomala. Ja już miałem wychodzić i właśnie składałem moje nieudolne rysunki, a on nagle wykazał nimi zainteresowanie. Chwalił, że niezłe i czy może sobie skopiować. Śpieszyłem się, ale on nalegał i obiecał, że odda klucz do pracowni ochroniarzowi na dole no to zostawiłem go tutaj.
- To było bardzo nieodpowiedzialne synu – Pshemko spojrzał surowo na swoją latorośl. – Pamiętaj, żeby na przyszłość nie robić takich rzeczy. Nikt obcy nie ma prawa kręcić się po pracowni. Czasem giną różne rzeczy i nie wiadomo kogo za to winić. Bardzo was na to uczulam. A teraz do pracy, ja muszę jeszcze iść do Marka.
Ponownie zawitał w dyrektorskim gabinecie i z przejęciem zrelacjonował Markowi i Uli swoją rozmowę z Wojtkiem.
- Chcieliście świadka, to go macie. Wojtek z całą pewnością zaświadczy, że Turek kręcił się po pracowni i tylko on mógł zrobić xero moich projektów.
- Dzięki Pshemko. To było dla nas bardzo ważne. Dobrze się spisałeś. A teraz sza. Nikt nie może wiedzieć. Pamiętaj – Marek uścisnął mu dłoń.
- Pamiętam, pamiętam…
Po jego wyjściu oboje odetchnęli z ulgą.
- Mamy kolejny dowód. Właściwie czegokolwiek by się nie dotknąć, wszystko tu pachnie przekrętem – Ula pokręciła głową.
- Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że to jest tak ogromna skala przewinień – Marek westchnął ciężko. – Staram się o wszystkim opowiadać ojcu, bo i on chce być na bieżąco, ale im więcej tego odkrywamy tym większe mam obawy o jego serce. Naprawdę nie wiem jak długo ono jeszcze wytrzyma i boję się, czy kolejną taką wiadomością nie zabiję go. Ojciec udaje twardziela, ale ja już widziałem jak on płakał Ula. Ten widok był dla mnie nie do zniesienia. To boli, naprawdę boli.
Popatrzyła na niego ze współczuciem.
- Doskonale cię rozumiem – wyszeptała. – Przeżywałam już podobne rzeczy z własnym tatą. Kiedy mama zmarła po porodzie mojej młodszej siostry ojciec kompletnie się załamał. Bardzo ją kochał i przez wiele miesięcy po pogrzebie nie mógł się pozbierać. W domu było niemowlę, młodszy brat i ja najstarsza, która musiała zająć się całą trójką. Niańczyłam Beatkę, opiekowałam się Jaśkiem i studiowałam na dwóch kierunkach. Czysty obłęd. Gdyby nie Maciek i jego rodzice, pewnie nie dałabym rady. Na szczęście to już poza mną. Ojcu wszczepili by-passy i teraz czuje się dobrze. W każdym razie nie muszę już tak drżeć o niego jak dawniej – zerknęła na zegarek. – Wiesz co, zbliża się pora lunchu. Już od jakiegoś czasu ssie mnie w żołądku. Teraz ja cię zapraszam i to nie do restauracji, ale na najlepsze zapiekanki w mieście. Całkiem niedaleko. Potem możemy pójść na krótki spacer do parku. Jesteś chętny?
Uśmiechnął się do niej wdzięcznie.
- Z tobą zawsze.
Maciej Szymczyk siedział w swoim gabinecie i konferował z dwoma pracownikami.
- Tu macie do dyspozycji kamerę i dwa aparaty fotograficzne. Dokumentujcie dosłownie wszystko o ile to będzie możliwe. Transport wyrusza spod firmy Scaccich o siedemnastej trzydzieści. Trzymajcie się z tyłu ale tak, żeby nie stracić ich z oczu. Podejrzewamy, że zatrzymają się na jakiejś stacji benzynowej lub w jej pobliżu i dokonają wymiany. Trasa jest długa, dlatego wyjeżdżacie już dzisiaj. Jeden dzień odpoczynku tam na miejscu. Nie chcę, żebyście z niewyspania popełnili jakiś błąd. To ważne zadanie. Tu daję wam adres firmy Scaccich „Modeny”. To chyba wszystko. Gdyby były jakieś wątpliwości to macie dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Jak się spiszecie, nie będę żałował premii. Powodzenia.
Po ich wyjściu zadzwonił do Uli.
- Ula, Karol i Jurek są już w drodze do Turynu. Wiedzą, co mają robić. Po ich powrocie Marek będzie miał całą dokumentację fotograficzną i nagrania z kamery.
- Super. To już chyba ostatnia rzecz jakiej potrzebujemy, żeby udowodnić Febo przekręty. Zaraz przekażę te wieści Markowi. Na razie.
Marek coraz bardziej zapadał jej w serce. Lubiła z nim rozmawiać i lubiła go słuchać. Zawsze znajdowali jakiś wspólny temat. Wczoraj po raz pierwszy przytulił ją do swego boku i szedł wraz z nią wolno po parkowych alejkach. Zdziwiła się, że ten gest wywołał w niej tak ogromne poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Może to dlatego, że i on wreszcie osiągnął jakiś spokój, bo uwierzył, że wszystko skończy się dobrze? Kiedy po raz pierwszy z nim rozmawiała w swoim biurze sprawiał wrażenie znerwicowanego i chyba wylęknionego. Był kompletnie rozbity emocjonalnie, bo spoczęła na nim ogromna odpowiedzialność za dalszy los jego rodziny i firmy. Rodzice byli już starsi, ojciec mocno schorowany a w perspektywie upadek spółki. Nic dziwnego, że martwił się o ich przyszłość i swoją.
Dzisiaj po telefonie Maćka uznał, że musi nieco ochłonąć i pozbierać myśli. Ponownie spacerowali po parku. Zatrzymali się nad brzegiem stawu obserwując taplające się w nim kaczki. Ula popatrzyła na jego ładny profil. Był taki skupiony i milczący.
- Powoli będziemy kończyć Marek – powiedziała cicho. – Zebraliśmy dość dowodów, żeby pogrążyć Febo na zawsze. Teraz nie pozostaje nic innego jak złożyć doniesienie na policji i przedstawić im dowody działalności rodzeństwa. Nie wywiną się. Za parę dni Maciek dostarczy zdjęcia i wtedy będziesz miał już komplet. Ja przedstawię ci jeszcze finansowy plan ratowania firmy, bo powoli rysuje się w mojej głowie, ale to mogę zrobić już u siebie.
- Naprawdę się cieszę, że wkrótce zakończy się ta męka. Nie znajduję słów, żeby wyrazić jak bardzo jestem wam wdzięczny. Bez was nigdy bym sobie nie poradził – odwrócił do niej twarz. Zauważyła, że oczy wypełniają mu łzy. – Z drugiej strony chciałbym zatrzymać cię jak najdłużej. To tylko miesiąc Ula. Zaledwie trzydzieści dni, w ciągu których zakochałem się w tobie bez pamięci. Jesteś kobietą mojego życia. Jesteś mądra, dobra, niesamowicie pracowita i piękna. Zadziwiające ile masz w sobie opanowania i spokoju. Masz kojący wpływ na ludzi, na mnie… Nie wiem jak poradzę sobie bez ciebie, bo jesteś powietrzem, którym oddycham. Powiedziałaś mi kiedyś, że nie wykluczasz spotkań ze mną na gruncie prywatnym. Czy to nadal aktualne? Ja bardzo chciałbym, żebyś…
- Ciii – położyła mu palec na ustach. – Ja nie rzucam słów na wiatr i zawsze dotrzymuję słowa. Jesteś dobrym, wrażliwym, pełnym empatii mężczyzną i naprawdę trudno byłoby się w tobie nie zakochać. W dodatku jesteś po prostu pięknym człowiekiem z sercem na dłoni. Kocham cię Marku Dobrzański. Ja też cię kocham.
Po jego policzkach toczyły się już prawdziwe potoki łez. To co powiedziała przed chwilą poruszyło najwrażliwsze struny jego duszy. Otarł wilgoć z policzków i przytulił ją mocno.
- Mój Boże Ula, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Nie przypuszczałem, że i ty…, że i ty mnie kochasz. Pomyślałem tylko, że być może jak lepiej mnie poznasz, to z czasem pokochasz. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu i najpiękniejszy – pochylił się w kierunku jej ust i przylgnął do nich. Całował niespiesznie delektując się ich smakiem i miękkością. Wreszcie oderwał się od niej patrząc z miłością w jej błękitne oczy. Ona też była wzruszona. Kiedyś wydawało jej się, że jest zakochana, ale wybranek jej serca okazał się ostatnim draniem, bo potrafił tylko wyciągać pieniądze, które z dużym trudem zarabiała udzielając korepetycji. Był jej sąsiadem i wielkim, życiowym rozczarowaniem. Marek był zupełnie inny i miała pewność, że może z nim być szczęśliwa.
- Chyba powinniśmy wracać – wyszeptała w jego usta. Kolejny raz musnął jej wargi i objął ramieniem. Wolno ruszyli w stronę bramy.
Mijali już ostatnie ławeczki, gdy Marek zatrzymał się nagle.
- Czy mnie wzrok myli, czy to Viola i Sebastian. Całują się? A to niespodzianka – podeszli bliżej do obściskującej się pary. – No nieźle, nieźle. Gratuluję kochani.
Para oderwała się od siebie. Violetta spłonęła rumieńcem a Sebastian wyglądał na skrępowanego.
- Nie kpij Marek – wykrztusił. – Chyba mam prawo się zakochać, nie?
- Pewnie, że masz. Viola to piękna dziewczyna i mądra. Ja też znalazłem swoją miłość – spojrzał na Ulę z żarem w oczach– i jestem przeszczęśliwy. Chodźcie, jest jeszcze trochę roboty.
ROZDZIAŁ 7
Dzisiaj jechała do Warszawy z Maćkiem. Wiózł Markowi mnóstwo zdjęć zrobionych przez Karola i Jurka, a także zgrane z kamery dwie płyty. Był pewien, że Marek będzie w szoku. Poza tym miał dla niego kilka innych niespodzianek.
Już na miejscu zamknęli się wszyscy w gabinecie Dobrzańskiego i oglądali fotografie szczegółowo komentowane przez Szymczyka.
- Tu jest początek – podał Markowi kilka zdjęć. Pod firmę „Modena” podjeżdża załadowany towarem tir. Te dwa typki podchodzące do samochodu, to Vincent i Luigi Scacci. Jedzie tylko młodszy z braci Vincent jako obstawa. On też będzie nadzorował wymianę. Trzeba przyznać, że są świetnie zorganizowani. Mijają Mediolan. Nie przeciskają się przez miasto, bo jest zatłoczone. Poza tym jest tam wygodna obwodnica. Tu widać, że zatrzymują się na wielkim i pustym parkingu na wysokości Luisado niedaleko Mac Donalda. Czeka już na nich ciężarowy Mercedes wypełniony trefnymi tkaninami. Wymiana następuje bardzo sprawnie. Kierowca Mercedesa zawraca z częścią zamówionego przez F&D towaru do Turynu, a tir i Vincent jadą dalej. Są już blisko Como i za chwilę będą przekraczać granicę ze Szwajcarią. Zanim to jednak nastąpi do Vincenta dołącza ktoś jeszcze. Proszę, spójrz. Myślę, że będziesz zaskoczony. Zdjęcie zrobione na przejściu granicznym w miejscowości Como-Chiasso.
Marek odebrał kolejny plik zdjęć z rąk Maćka i zaczął je wertować. Pokazywały Paulinę obściskującą się ze Scacci i całującą go namiętnie.
- No…, faktycznie…, tego się nie spodziewałem. Ostatnio mało się interesowałem jej życiem prywatnym, bo tak naprawdę niewiele mnie ono obchodzi. Kiedyś Sebastian tylko mi wspomniał, że ona dość często bierze wolne. To pewnie po to, żeby spotykać się z tym Włochem.
- Niestety z uwagi na to, że nasi ludzie mieli do dyspozycji jeden samochód musieli pojechać za tirem, bo Vincent wraz z Pauliną odjechali w sobie tylko znanym kierunku. Tir musi pokonać długą trasę. To prawie tysiąc sześćset pięćdziesiąt kilometrów. Kierowców jest dwóch i zmieniają się. Nie robią dłuższych postojów i właściwie jadą bez przerwy. Droga prowadzi przez Szwajcarię i Niemcy, gdzie przekraczają granicę z Polską i na wysokości Złotoryi wjeżdżają na autostradę A-4. Najwyraźniej jest to najszybsza trasa, choć niekoniecznie najkrótsza, bo myślę, że przez Austrię i Czechy byłoby chyba lepiej. Jednak to nieważne. Tu są zdjęcia już z Poznania, gdzie składujecie i rozsyłacie materiały do innych szwalni. Tu też kończy się cała sprawa. Pies z kulawą nogą nie zorientuje się, że część beli materiałów jest gorszego gatunku mimo, że ludzie przyjmujący ładunek dość skrupulatnie liczą go i sprawdzają zgodnie ze specyfikacją. Cała akcja jest dokładnie przemyślana w najdrobniejszych szczegółach i przebiega bardzo szybko. Tu masz jeszcze dwie płyty, to sobie przejrzysz w domu. I jeszcze jedna rada. Dowodów na działalność Febo jest bardzo dużo. Obawiamy się, że w sądzie mógłbyś się pogubić i nie poradziłbyś sobie z tym. Tu wizytówka prawnika zajmującego się przestępstwami gospodarczymi. Zrób xero pozostałej dokumentacji i zanieś mu ją. Tu daję ci w kopercie drugi komplet zdjęć i płyt. Idź do niego i o wszystkim mu opowiedz. Poproś, żeby reprezentował waszą firmę w sądzie. Tak będzie o wiele lepiej. On jest naprawdę dobry. Zna się na robocie i rzadko przegrywa. Właściwie to chyba zdarzyło mu się to tylko ze dwa razy podczas całej kariery.
Marek uścisnął Maćkowi dłoń. Był przejęty.
- Odwaliliście kawał solidnej roboty. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Teraz jestem naprawdę spokojny, bo mam pewność, że załatwimy Febo raz na zawsze.
- To jeszcze nie wszystko Marek – Maciek wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki plik wizytówek. – Trochę podzwoniłem i popytałem w sprawie nowych zleceń dla F&D. Na razie nie ma co wybrzydzać przyjacielu i brać wszystko jak leci, żeby odbić się od dna. Same magazyny nie spowodują, że firma odzyska płynność finansową. Musisz zadzwonić do tych ludzi i umówić spotkania. Jak już dobijesz targu, Ula wykona symulację kosztów i ewentualnych zysków rozpisując budżet na cały rok. To bardzo ci pomoże, bo wystarczy wtedy, że będziesz trzymał się założeń a zyski przyjdą same. Wiem, że mimo trudności kolekcja, którą zajmuje się teraz Pshemko, ujrzy światło dzienne. Niestety nie stać was na takie pokazy z pompą, jak to było kiedyś. Jednak skromny bankiet i okrojona liczba gości jest możliwa. To mają być głównie dziennikarze, którzy dobrze o was napiszą i kilku znaczących ludzi z show biznesu i z branży. Dobrze by było zaprosić kogoś z Fox Fashion, na przykład panią Lange i prezesa tej firmy. Nie będziesz nikogo oszczędzał i wywalisz prawdę o plagiacie przy wszystkich. Do czasu pokazu Febo będą siedzieć i raczej kontaktów z tą firmą już mieć nie będą. Dużo jeszcze pracy przed tobą kolego, ale myślę, że powoli zaczynasz wychodzić na prostą. Priorytetem jest prawnik a tuż za nim pozyskanie zleceniodawców.
- Przygotowanie całej dokumentacji potrwa ze trzy dni. Bardzo dużo tego i nie zrobią mi xero w ciągu jednego dnia. Mógłbym kopiować tutaj, ale wolę nie ryzykować.
- To oczywiste. Tak, czy siak trzeba się sprężać. No będę leciał, bo tam u nas istne bezkrólewie. Muszę zagonić ludzi do roboty. Trzymajcie się.
Maciek wyszedł, a Marek usiadł na kanapie obok Uli przeglądającej jeszcze dokumenty pozyskane z tej włoskiej eskapady.
- I co o tym myślisz Ula?
- Myślę Marek, że to bardzo mocne dowody. Naprawdę nie mam pojęcia jakich Febo musiałby użyć argumentów, żeby wybronić się od tego zwłaszcza, że na zdjęciach widnieje jego siostra a jej intencje w stosunku do Scacci są jednoznaczne
Marek pokiwał głową.
- Masz rację. Pozbierajmy to. Lepiej, żeby nikt tego nie widział. Jeszcze mógłby… - przerwał w połowie zdania, bo rozdzwoniła się jego komórka. Zerknął na wyświetlacz. – Muszę odebrać. To ojciec.
Halo tato? Coś się stało, że dzwonisz?
- Nic się nie stało, ale siedzimy z mamą i rozmawiamy o tej przykrej sytuacji i wpadliśmy na pomysł, żeby zaprosić Ulę na obiad. Bardzo bylibyśmy radzi poznać tę wyjątkową dziewczynę a ja też chciałbym zapytać o jej ojca. Pragniemy jej także podziękować, że tak ofiarnie zgodziła się ratować naszą firmę. Możesz ją zapytać, czy wyraża zgodę? Bylibyśmy ogromnie zobowiązani.
- Poczekaj chwilkę, bo ona właśnie siedzi obok mnie – przysłonił dłonią telefon. – Ula, moi rodzice serdecznie zapraszają cię dzisiaj na obiad. Chcą podziękować za wszystko, co dla nas zrobiłaś, chociaż osobiście uważam, że nigdy nie uda nam się odwdzięczyć. Dasz się namówić?
Zaskoczyła ją mocno ta propozycja, ale nie wypadało odmówić, skoro tak gorąco zapraszali.
- No dobrze… Powinnam tylko zadzwonić do taty i poinformować go, że będę późno. Zaraz to zrobię.
- Tato, urwiemy się przed szesnastą i przyjedziemy.
- Wspaniale. Czekamy na was.
Tuż przed szesnastą trzydzieści Marek wjechał przez szeroko otwartą, kutą bramę na podjazd przed domem rodziców.
- Tu się wychowałem – zatrzymał samochód i odpiął pasy. Ula rozglądała się z ciekawością.
- Imponujący dom i bardzo piękny ogród. W takim otoczeniu można mieć naprawdę szczęśliwe dzieciństwo. Nie rozumiem obojga Febo. Twoi rodzice zapewnili im idealne warunki, dali najlepsze wykształcenie a przede wszystkim otoczyli ich miłością. Jak podłym trzeba być, żeby odwdzięczyć się za to rujnując im firmę i wszystko, na co pracowali przez tyle długich lat. Oboje są bez sumienia. Ludzie-potwory.
Marek pomógł jej wysiąść i podał ramię.
- Masz rację. Lepiej bym tego nie ujął.
Seniorzy czekali na nich niecierpliwie. Jak tylko zobaczyli przez okno podjeżdżający samochód syna wyszli przed dom witając oboje wylewnie. Marek dokonał prezentacji.
- Oto twój geniusz w spódnicy tato. Najmądrzejsza i najpiękniejsza kobieta jaką kiedykolwiek poznałem i powiem wam jeszcze coś. Od jakiegoś czasu Ula jest moją dziewczyną i moją wielką miłością.
Dobrzańscy byli zachwyceni, bo Ula faktycznie olśniewała urodą i przy tym rumieńce jakie oblały jej policzki po komplemencie Marka świadczyły dobitnie o jej skromności.
Wreszcie dotarli do salonu i zasiedli przy stole. Gospodyni seniorów wniosła na stół parujące dania. Przy obiedzie Marek w wielkim skrócie opowiadał o tym jakie nowe dowody dostarczył mu rano Maciek.
- Nie wywiną się. Nie ma takiej opcji. Oddadzą co do grosza zagrabione pieniądze. Jutro jestem umówiony z prawnikiem. Tak doradzał Maciek. Później pokażemy wam zdjęcia z całej trasy od Turynu aż do Poznania. Najciekawsze jest to, że nie dość, iż oboje działają w zmowie ze Scacci, to jeszcze jeden z nich jest kochankiem Pauliny i to też mamy na zdjęciach. Po obiedzie moglibyśmy jakoś usystematyzować te dokumenty Ula, żeby nie było wątpliwości, co z czego wynika. To znaczy billingi osobno, faktury za tkaniny osobno, te za catering i przyjęcia promocyjne też osobno. Rodzice nam pomogą. Wieczorem odwiózłbym cię do domu.
- Nie ma sprawy. Najważniejszy jest chronologiczny porządek zdarzeń poparty stosownymi dokumentami. Wtedy nic nie będzie budzić wątpliwości sądu.
- Kiedy Marek zdawał mi relację w miarę odkrywania machlojek Alexa, nie mogłem w to wszystko uwierzyć – Krzysztof pokręcił głową. – On czerpał z moich doświadczeń pełnymi garściami. To ode mnie nauczył się trudnej sztuki negocjacji, to ja pokazywałem jak zawierać najkorzystniejsze umowy, uczyłem kiedy można podjąć ryzyko a kiedy najlepiej go unikać. Robiłem to dlatego, bo wierzyłem, że kiedyś on i Marek zaczną współpracować i firma przetrwa nie tylko dla nich, ale i dla moich wnuków. Do dziś nie mogę uwierzyć, że byłem taki naiwny. To ty synu miałeś nosa co do prawdziwych jego intencji.
- Myślę, że nie tak miało być – odezwała się cicho Ula. – Pan nigdy miał się nie dowiedzieć, że to oni za tym stoją. Chcieli postawić całą rodzinę Dobrzańskich przed faktem dokonanym jak już w firmie działałby syndyk masy upadłościowej. Naprawdę niewiele brakowało a tak właśnie by się stało. Na szczęście odkryliśmy te przekręty i góra za dwa lub trzy dni Marek złoży donos na policji. Nie można już dłużej czekać, bo każdy dzień przynosi firmie straty.
- Nawet nie wiesz dziecko – senior uśmiechnął się do Uli – jakie to szczęście, że ja wtedy spotkałem twojego ojca w przychodni. Gdyby nie ten szczęśliwy traf dzisiaj być może nie mielibyśmy już nic. Jak on się czuje? Nadal narzeka na serce?
- Nie… Po operacji by-passów dostał niejako drugie życie. Zrobił się aktywny i ma sporo energii z czego najbardziej korzysta moja młodsza siostra, bo to nierzadko ona dopinguje go do ruchu wyciągając na spacery, albo na rowery. Opowiadałam mu o panu. On doskonale pana pamięta i tę rozmowę, chociaż z tego, co mi opowiadał, to głównie on gadał i przechwalał się.
Krzysztof roześmiał się na całe gardło.
- Przede wszystkim chwalił się tobą, bo był i na pewno nadal jest z ciebie bardzo dumny. Nie przesadził ani trochę. Dokonałaś Uleńko niemożliwego i to w tak krótkim czasie. Staliśmy wszyscy na krawędzi i wystarczył tylko jeden krok, byśmy zaczęli spadać w przepaść głową w dół. Nie dopuściłaś do tego. Do końca naszych dni będziemy ci wdzięczni, że uratowałaś dorobek naszego życia. Bardzo ci za to dziękujemy.
Kiedy uporządkowali już wszystkie papiery Helena zaprosiła ich jeszcze na kawę i ciasto. Po poczęstunku żegnani wylewnie odjechali w kierunku Rysiowa. Ula wciąż była pod urokiem starszego pana Dobrzańskiego, który wydał jej się gentlemanem w pełnym tego słowa znaczeniu, jakby był z innej epoki. Nienaganne maniery, mnóstwo taktu i kurtuazji. Marek z całą pewnością czerpał te wzorce przez całe życie. Był równie taktownym, dobrze wychowanym i kulturalnym człowiekiem.
- Twoi rodzice są wspaniali – powiedziała cicho odwracając do niego twarz. – Niezwykle mili i bardzo otwarci. Teraz już wiem, po kim to odziedziczyłeś.
- Czasami popełniałem głupstwa jak każdy, ale ojciec za każdym razem potrafił sprowadzić mnie na ziemię. Zresztą on zawsze ode mnie wymagał więcej niż od rodzeństwa Febo i chyba wyszło mi to na zdrowie. Dojeżdżamy. To ta brama?
- Tak. Numer osiem. A tu po drugiej stronie ulicy jest dom rodzinny Maćka. Mieliśmy bardzo blisko do siebie i byłoby dziwne, gdybyśmy się nie zaprzyjaźnili. To taka przyjaźń na całe życie – odpięła pasy i uśmiechnęła się do Marka. – Pamiętaj Marek, że jutro najważniejsza jest logistyka. Zaraz rano idziesz do punktu xero, potem do prawnika, a później do potencjalnych zleceniodawców. Musisz załatwić najwięcej, ile tylko zdołasz. Już teraz czas nas goni.
- Pamiętam kochanie – pogładził jej ciepły policzek – i nie będę się z niczym ociągał – Przytulił się do jej warg i długo je całował. Oderwali się wreszcie od siebie i Ula wysiadła z samochodu. Pochyliła się jeszcze mówiąc
- Uważaj na siebie i jedź ostrożnie. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Śpij dobrze moje serce. Dobranoc – uruchomił silnik i wolno ruszył.
ROZDZIAŁ 8
Ten dzień zapowiadał się dla Marka niezwykle pracowicie. Bardzo wcześnie rano udał się do punktu xero wraz z całą zebraną dokumentacją. Powiedziano mu, że kopie będą do odebrania za trzy godziny, co było dla niego bardzo dobrą informacją, bo sądził, że będą potrzebowali na to znacznie więcej czasu. Nie chcąc go tracić wsiadł w samochód i podjechał na ulicę Słowackiego, gdzie mieścił się Teatr Komedia. Tu umówiony był z jego dyrektorem, niejakim Tomaszem Dutkiewiczem. Jak twierdził Maciek, dyrektor miał dla Marka jakąś propozycję biznesową. Bez trudu odnalazł dyrektorski pokój i wszedł bez pukania. Trochę się zdziwił, bo wyobrażał sobie, że mężczyzna będzie bardziej wiekowy a tymczasem okazało się, że nie mógł mieć więcej jak czterdzieści siedem, pięćdziesiąt lat. Przedstawił mu się i uścisnął mu dłoń.
- Proszę usiąść – dyrektor wskazał mu wysłużony, skórzany fotel. – Niezmiernie się cieszę, że zareagował pan tak szybko. Nie będę ukrywał, że bardzo zależy nam na czasie. Zaczęliśmy próby do musicalu „Zorro” – wyjaśniał – i w związku z tym potrzebujemy dużej ilości kostiumów damskich i męskich. Podkład muzyczny będzie stanowić repertuar zespołu „Gipsy King”, na pewno pan słyszał. Stroje swoim charakterem muszą nawiązywać do tradycji Romów, a więc długie suknie pełne falbanek, lamówek i cekinów, koszule z szerokimi rękawami i ozdobnymi aplikacjami, a także chusty na głowy również zdobne. Pracy będzie mnóstwo, ale premierę przewidujemy za kilka miesięcy i myślę, że powinniście zdążyć. Podejmie się pan?
- Oczywiście, choć muszę przyznać, że będzie to dla nas wyzwanie, bo nigdy nie projektowaliśmy kostiumów teatralnych. Jednak nasz sławny projektant bardzo lubi wyzwania i na pewno zaprojektuje coś spektakularnego, bo ma niezwykle rozwiniętą wyobraźnię. Żeby to jednak zrobić musimy tu przyjechać i zdjąć miary z aktorów. Może po jakiejś próbie? To na pewno uzgodnimy. Na początek proponuję spisać umowę wstępną, bo na razie nie znamy kwot materiałów z jakich kostiumy będą szyte i samych kosztów szycia. Na pewno nie zedrzemy z was skóry. Projektant postara się wykonać projekty jak najszybciej i wtedy przedstawię je panu do zaakceptowania. Być może będzie miał pan jakieś uwagi i od razu będziemy korygować.
- To bardzo dobry pomysł. Ja w takim razie niecierpliwie czekam na nie. Jutro a najdalej pojutrze przedzwonię do pana i podam dokładną liczbę strojów damskich i męskich. Będziemy potrzebować jeszcze kilku smokingów i sukien z epoki, ale to dogadamy później. Może byłoby dobrze, gdybym osobiście pogadał z waszym projektantem?
- To dobra myśl. Ja dzisiaj porozmawiam z nim i dam panu znać. Umówię was – podniósł się z fotela. – Jestem panu bardzo zobowiązany za to zlecenie. Będziemy w kontakcie. Do zobaczenia.
Po wyjściu z budynku teatru wziął głęboki oddech. Nie sądził, że to zlecenie będzie tak duże. Dla F&D to bardzo dobra wiadomość. Pshemko na pewno nie odmówi. Za chwilę i tak będzie siedział bezczynnie, bo projekty na pokaz dawno już wykonał.
Zerknął na zegarek. Miał wystarczająco dużo czasu, żeby pojechać do teatru Rampa. Wiedział tylko, że mają wystawiać coś dla dzieci i też potrzebują kostiumów. Wrzucił teczkę na tylne siedzenie, sięgnął po telefon i jedną z wizytówek od Maćka. Wybrał numer. Trochę czekał, ale wreszcie odebrano. Marek przedstawił się i zapytał, czy ma przyjemność z panem Cezarym Domagałą. Głos w słuchawce potwierdził.
- Chciałem zapytać, czy mógłbym teraz podjechać i porozmawiać z panem o zamówieniu na kostiumy.
- Oczywiście. Czekam na pana. Do zobaczenia.
Teatr mieścił się na Targówku przy ulicy Kołowej. Podczas rozmowy z Domagałą okazało się, że zamówienie będzie dotyczyło kostiumów do spektaklu dla dzieci „Dzień dziecka”. Miały być fantazyjne i bardzo kolorowe. Marek ustalił wszystko w podobny sposób jak w Teatrze Komedia. To zlecenie było znacznie mniejsze, ale i tak wyszedł zadowolony. Doskonale pamiętał słowa Maćka, że F&D nie stoi na pozycji, żeby pozwolić sobie na wybrzydzanie i trzeba brać, co dają.
Kilka minut po jedenastej odebrał skserowane dokumenty i już bez zwłoki udał się do prawnika. Mężczyzna zrobił na nim dobre wrażenie. Okazał się niezwykle kompetentny. Wypytał Marka o wszystkie szczegóły, a on starał się opowiedzieć o wszystkim podpierając się zdobytymi przez Ulę i Violettę dowodami. Wizyta trwała długo, ale kiedy dobiegła już końca Dobrzański był pewien, że ten człowiek nie odpuści.
- Macie nóż na gardle i należy działać szybko – mówił. – Proszę jeszcze dzisiaj zgłosić to na policji i zostawić im dokumenty. Ja ze swojej strony mogę zapewnić, że najdalej za dwa dni złożę pozew w sądzie. Wcześniej podjadę do pana, bo musi pan ten pozew podpisać. Postaram się jak najrzetelniej go zredagować, żeby sąd nie miał najmniejszych wątpliwości co do winy pańskiego wspólnika i jego siostry. Dowodów zebrał pan aż nadto. Proszę być dobrej myśli. Ja z największą przyjemnością będę reprezentował pana i pańską firmę w sądzie. Prywatnie panu powiem, że nienawidzę wręcz organicznie złodziei, kombinatorów i ludzi chcących wzbogacić się cudzym kosztem i zrobię wszystko, żeby ten łajdak zwrócił zagrabione pieniądze i to z wysoką nawiązką.
Wzruszony Marek mocno uścisnął mu dłoń.
- Bardzo panu dziękuję i jestem prawdziwie wdzięczny, że podjął się pan tej sprawy. Przysięgam, że szczodrze wynagrodzę pańskie starania.
Kiedy opuścił biuro prawnika czuł się kompletnie wyzuty z sił. Było już dobrze po piętnastej. Wybrał numer Uli i kiedy się odezwała zaproponował jej obiad w Baccaro.
- Jestem wykończony i burczy mi w brzuchu. Podjadę do firmy, ale nie będę wchodził tylko zaczekam na ciebie na zewnątrz. Przy obiedzie opowiem ci co załatwiłem.
Wybiegła przez szklane drzwi i rozejrzała się. Dostrzegła srebrnego Lexusa i Marka opartego o jego maskę. On też ją zauważył i szybko podszedł wyciskając na jej ustach słodkiego całusa.
- Dzień dobry moje szczęście – wyszeptał cicho. – Już od rana chciałem się do ciebie przytulić. Chodźmy, bo za chwilę zemdleję z głodu.
Szybko dotarli do restauracji. Przy parującym posiłku zdawał jej relację z postępów.
- Jutro rano muszę pogadać z Pshemko. Wytłumaczę, jak trudna jest sytuacja w firmie. Mam nadzieję, że zrozumie i zgodzi się zaprojektować te kostiumy. Pomyślałem sobie, żeby nie sprowadzać jakichś ekstra materiałów, bo to nie stroje dla elegantek. Z ostatnich kolekcji sporo tego zostało i być może nada się na stroje dla teatrów. Zaoszczędzilibyśmy…
- To wcale niegłupie – uśmiechnęła się. - Zaczynasz myśleć ekonomicznie.
- Umówiłem się z dyrektorami, że najpierw spiszemy coś w rodzaju wstępnej umowy zawierającej tylko ogólne założenia. Jak już będziemy znali wszystkie koszty, wtedy dostaną aneks do niej wraz ze szczegółowym kosztorysem. Obaj byli zgodni. Najbardziej ucieszył mnie prawnik, bo obiecał, że za dwa dni złoży pozew w sądzie. To bardzo mnie podbudowało. Był pod wrażeniem ilości dowodów jakie zebraliście. Jeszcze dzisiaj muszę podjechać na Malczewskiego do Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą i złożyć doniesienie. Jestem już bardzo zmęczony, ale zdobędę się jeszcze na ten ostatni wysiłek. Chcę mieć to z głowy. Pojedziesz ze mną? Później odwiozę cię do domu…
Uśmiechnęła się szeroko i pogładziła jego dłoń.
- Pojadę. Widzę, że masz dość na dzisiaj, ale rzeczywiście trzeba to załatwić im prędzej, tym lepiej. Wreszcie zaczynasz być sobą. Znacznie bardziej wolę cię takiego spontanicznego i operatywnego, niż przygnębionego i bezradnego. Jeszcze trochę, a firma zacznie porządnie zarabiać i dźwigać się już bez Febo, a ty wreszcie odetchniesz i twoi rodzice także.
- Mam nadzieję kochanie…, mam nadzieję…
W Wydziale do Walki z Przestępczością Gospodarczą nie poszło im zbyt szybko, bo Marek najpierw trochę czekał na oficera, który miał się zająć jego sprawą, a potem długo z nim wyjaśniał przedstawiając poszczególne dokumenty. Ula była bardzo pomocna, bo Marek nie we wszystkim okazał się na tyle biegły, by móc policjantowi wszystko klarownie wyjaśnić.
- Mówi pan, że był dzisiaj u prawnika. Kiedy będzie składał pismo procesowe?
- Powiedział, że najdalej pojutrze. Koniecznie musicie ukrócić ten proceder, bo firma każdego dnia traci ogromne pieniądze. Bardzo okroiliśmy pensje, ludzie jednak odchodzą, bo każdy z nich ma rodzinę na utrzymaniu i nie będzie pracował prawie za darmo. Bardzo pana proszę o szybką reakcję.
- Na pewno będzie szybka. Raczej nie zwlekamy w takich sprawach. To chyba wszystko. Mam już jasność. Dziękuję państwu i do zobaczenia – pożegnał się z nimi. Pomyślał, że to będzie kolejna, długa noc, którą spędzi nad dokumentami. Sprawa była poważna a winnych należało aresztować. Sięgnął po telefon. Musiał zdobyć dwa nakazy zatrzymania dla rodzeństwa Febo.
Marek wyszedł z budynku i przetarł zmęczoną twarz.
- Wykończył mnie ten dzień, ale cieszę się, że udało mi się tak dużo załatwić. Jutro wracasz do siebie? – popatrzył smutno na Ulę.
- Wiesz, że muszę. Maciek ledwie ogarnia. Ty doskonale się orientujesz, co robić, a jak będziesz potrzebował rady, to przecież zawsze możesz zadzwonić. Zresztą mam nadzieję, że jak aresztują Febo, to dasz mi znać.
- Oczywiście, że dam. To będzie głównie twój sukces. Jedźmy kochanie, bo już naprawdę jest późno.
Kiedy po czułym pożegnaniu się z Ulą wracał do Warszawy był naładowany niezwykle pozytywnie. Przez ostatnie tygodnie harował jak jeszcze nigdy w życiu, ale miał świadomość, że tylko on został na placu boju i tę wojnę z Febo musi wygrać. Nie oszczędzał się ani on, ani zespół Uli. Ten ostatni zasłużył na wszystkie pieniądze świata.
Wiedział, że to nie koniec, że jeszcze sporo pracy przed nim, ale świadomość, że Febo odpowiedzą za swoje czyny i któregoś dnia znikną z jego życia była bardzo budująca. Ten oficer mówił, że niewykluczone, że Ula, Maciek i Violetta będą musieli zeznawać, a być może też Karol i Jurek. Ula jednak uspokajała i mówiła, że to nie pierwszy raz i nie ma się czego obawiać, bo przecież będą zeznawać prawdę, na poparcie której mają niezliczoną ilość dowodów.
- Będzie dobrze – pocieszał sam siebie. – Musi być.
W domu wziął tylko ciepły prysznic i runął do łóżka. Był kompletnie wyzuty z sił. Zasnął natychmiast ledwie przyłożywszy głowę do poduszki.
ROZDZIAŁ 9
W pracy pojawił się punktualnie. Wchodząc do sekretariatu omiótł go smutnym spojrzeniem. Był pusty i wyglądał tak jak przed pięcioma tygodniami. Marek westchnął. Przywykł do obecności dziewczyn i do pojawiającego się od czasu do czasu Maćka. Odpalił laptopa i wybrał numer Uli.
- Cześć Marek – usłyszał jej łagodny głos. – Jesteś już w biurze?
- Jestem. Pusto tu bez was. Zaczynam tęsknić. Co robisz po pracy?
- Właściwie nic. Wracam do domu pomieszkać. A co?
- Chciałem cię zabrać na jakiś obiad…
- Jeśli odwieziesz mnie do domu, to ja tym razem zaserwuję ci porządny, domowy obiad. Przy okazji poznasz tatę. Jest ciebie bardzo ciekawy i ciekawy wieści o twoim ojcu.
- Oj potrafisz być bardzo przekonywująca kochanie. Podjadę po ciebie koło siedemnastej. Teraz ruszam do Pshemko. Trzymaj kciuki.
- Trzymam, chociaż jestem pewna, że mistrz nie odmówi pomocy w ratowaniu dobrego imienia firmy.
- Kocham cię skarbie.
- Ja ciebie też.
Rozłączył się i ruszył w kierunku pracowni. Pshemko siedział na swoim czerwonym fotelu i wgapiał się smętnie we własne projekty.
- Witaj mistrzu – Marek wszedł do środka i podszedł do stołu przysuwając sobie krzesło. – Jesteś sam?
- No jak widzisz. Obaj asystenci się rozchorowali a Izabela lata po mieście za jakąś koronką.
- To świetnie się składa, bo potrzebuję sporo czasu, żeby wyjaśnić ci co zdziałałem w sprawie firmy i w sprawie Febo.
Projektant wyprostował się w fotelu i uważnie spojrzał na Marka.
- No mów, mów. Zamieniam się w słuch.
Marek nie chciał kryć już przed nim niczego. On był tu najważniejszy i to od niego zależało głównie, czy firma się podźwignie, czy pójdzie na dno.
- Opowiem ci wszystko ze szczegółami i niech to, co za chwilę usłyszysz zostanie tylko między nami. To ważne – pochylił się w kierunku Pshemko i ściszonym głosem zaczął naświetlać całą sprawę. Drobiazgowo przedstawił udział Alexa i Pauliny w tym, że firma stała w tak złej kondycji. Opowiedział w jaki sposób dokonywano podmiany tkanin, jak fałszowano na nich banderole. Mówił o przekrętach rodzeństwa dotyczących faktur za materie, bankiety i całą resztę. O donosie do La Prezenzy i o tym jak po ich wzajemnej kłótni i decyzji projektanta o odejściu z F&D Alex usłużnie doniósł do Fox Fashion, że ten jest do wzięcia.
- Cały wczorajszy dzień spędziłem u prawnika i na policji. Już się tym zajmują a jutro adwokat złoży pozew w sądzie. Ula, Violetta i Maciek pracują w firmie zajmującej się doradztwem finansowym. Właściwie to firma Uli i Maćka. To dlatego ich zatrudniłem. Zatrudnienie było lipne, bo oni mieli za zadanie znaleźć sposób na ratowanie firmy. Oprócz tego, że wymyślili nawet kilka sposobów, to dzięki nim pozyskałem niepodważalne dowody winy Febo i takie złożyłem na policji. Teraz nadszedł czas na nas i nie będę ukrywał, że bardzo na ciebie liczę przyjacielu. Finanse firmy sięgnęły dna, ale o tym już wiesz, bo sam masz okrojoną pensję. Za chwilę staniemy się bankrutami. Tu też zaczyna się twoja rola, jeśli oczywiście się zgodzisz. Maciek załatwił mi kilka kontaktów. Wczoraj nawiązałem dwa i byłem na rozmowach. Zgodnie z sugestią Szymczyka nie stoimy na pozycji, która pozwalałaby nam wybrzydzać w sprawie zleceń. Nie mamy pieniędzy ani na drogie tkaniny, ani na kreacje dla wyszukanej klienteli. Wierzę, że za kilka miesięcy to się zmieni i wyjdziemy na prostą. Pokaz, który odbędzie się teraz, nie będzie taki wystawny jak te poprzednie, ale nie darowałbym sobie, gdyby nie miał się odbyć w ogóle. Będzie skromny, ale będzie. Projekty są zbyt cenne, żeby nie miały ujrzeć światła dziennego – połaskotał ego mistrza. – Wczoraj byłem w dwóch teatrach i rozmawiałem z ich dyrektorami. Teatr Komedia za kilka miesięcy wystawia musical „Zorro”. Potrzebują sporo strojów damskich i męskich w stylu cygańskim. Będzie też kilka kostiumów z epoki. Drugi teatr to Teatr Rampa. Wystawia sztukę dla dzieci i tu będą potrzebne zabawne i bardzo kolorowe kostiumy w mniejszej ilości. Przepraszam, że uczyniłem to bez twojej zgody, ale podjąłem się tego zadania, bo rozpaczliwie poszukuję jakiejkolwiek gotówki, by uratować tę firmę. Pomyślałem też, że zostało całkiem sporo tkanin z poprzednich kolekcji i na pewno wybralibyśmy coś adekwatnego. Dodatków też jest mnóstwo. W ten sposób zaoszczędzilibyśmy pieniądze, bo nie musielibyśmy dokonywać zakupu czegoś nowego. Dyrektor Teatru Komedia chce się umówić z tobą, kiedy już będą gotowe projekty. Podjąłbyś się tego?
Pshemko był w wyraźnym szoku głównie z powodu rewelacji dotyczących obojga Febo. Zebrał się jednak w sobie i uroczyście zagaił.
- Marku możesz na mnie liczyć. Nie wyobrażam sobie, że w tak dramatycznej sytuacji mógłbym postąpić egoistycznie. Trzeba ratować ten statek. Ja już zabieram się za projektowanie i postaram się zrobić to jak najszybciej. Będę musiał też mieć do dyspozycji libretta obu przedstawień, by przynajmniej mieć jakieś wyobrażenie o bohaterach. Wtedy łatwiej jest sprecyzować charakter kostiumów.
- To da się zrobić przyjacielu. Najdalej jutro będziesz je miał – Marek wstał i mocno uściskał projektanta. – Bardzo ci dziękuję w imieniu własnym i ojca. On już odetchnął, bo sprawy idą w dobrym kierunku, ale wciąż trochę się martwi. Twoja zgoda na taką współpracę była najważniejsza. Jestem ci bardzo wdzięczny Pshemko. Bardzo.
Wracał właśnie do siebie, gdy usłyszał jakieś poruszenie przy recepcji. Przemierzył korytarz i ujrzał czterech umundurowanych policjantów indagujących Anię recepcjonistkę. Dojrzała Marka i wyjaśniła przedstawicielom prawa, że to jest Marek Dobrzański jeden ze wspólników firmy. Policjanci zasalutowali a jeden z nich wyjawił cel wizyty.
- Mamy nakaz aresztowania Pauliny i Alexa Febo, a także nakaz przeszukania gabinetu pana Febo. Może nam pan wskazać drogę?
- Jak najbardziej. Proszę za mną – ruszył z powrotem korytarzem i po chwili skręcił w prawo pokazując mężczyznom drzwi. – To jego sekretariat a w głębi gabinet. Jego siostra pewnie też tam siedzi. Ona nie ma swojego pokoju i zazwyczaj urzęduje w pracowni projektanta, albo w sali konferencyjnej. To ta z przeszklonymi ścianami. Mijaliśmy ją po drodze. Ja wracam właśnie z pracowni i tam na pewno Pauliny nie ma.
Policjanci podziękowali i ruszyli do drzwi sekretariatu. Marek wycofał się. Nie sądził, że aresztowanie nastąpi tak szybko. Rzeczywiście nie tracili czasu. Wrócił do siebie i odsłonił żaluzje na przeszklonej ścianie. Nie chciał odpuścić sobie widoku upokorzonych Febo.
Tymczasem wtargnięcie do gabinetu czterech umundurowanych mężczyzn wprawiło rodzeństwo w osłupienie. Paulina udawała wielce oburzoną, że ktoś śmie posądzać ich o takie niecne czyny.
- Naprawdę trzeba mieć tupet, żeby przyjść tutaj i oskarżać nas zupełnie bezpodstawnie o to, że okradamy firmę. Bezczelność!
Najstarszy rangą policjant popatrzył na nią kpiąco.
- Jeśli byłyby to zarzuty bezpodstawne, to zapewniam panią, że nie byłoby nas tutaj. Poza tym zarówno pani jak i brat sporo mają na sumieniu, ale to już wyjaśni sąd. Skuć oboje – zwrócił się z rozkazem do jednego z policjantów. Wy dwaj przeszukacie gabinet. Ja i Konecki odwieziemy te dwa niewiniątka do aresztu.
Widział ich oboje jak szli ze spuszczonymi głowami prowadzeni przez policjantów. Jak tylko minęli jego gabinet zadzwonił do ojca z dobrymi wieściami.
- Zaczęło się tato. Właśnie wyprowadzono w kajdankach Paulinę i Alexa. Pshemko jest z nami całym sercem. Wziął się za projektowanie dla teatrów. Jutro przyjdzie tu prawnik z pozwem. Zaczynam wierzyć, że jeszcze się podźwigniemy. Pozdrów mamę.
Potem zadzwonił do Uli i powiedział jej o wszystkim. Ona też była zdziwiona operatywnością policji. Kiedy skończył z nią rozmawiać pobiegł do Sebastiana przekazać mu dobre wieści.
- Jutro poproszę Pawła Boneckiego, żeby ściągnął monitoring. Mam nadzieję, że nie będzie nam już potrzebny.
- Nie będzie. Oczyściliśmy stajnię Augiasza. Jeszcze tylko wypowiedzenie dla Turka. Nie chcę go w firmie. Ma chwiejny charakter i uprawia włazidupstwo. Przygotuj wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. – Olszański uśmiechnął się szeroko.
- Uczynię to przyjacielu z wielką ochotą. Nie cierpię gada.
Rzeczywiście po wyjściu Marka Sebastian natychmiast zredagował wypowiedzenie i osobiście zaniósł księgowemu. Wręczył mu je z wielką satysfakcją, której nie potrafił ukryć. Turek był zrozpaczony i bardzo zaskoczony, bo wypowiedzenie, to była ostatnia rzecz jakiej mógł się spodziewać. Nie miał świadomości, że jego bezpośredni zwierzchnik siedzi już w ciupie. Postanowił porozmawiać z Markiem i w tym celu udał się na piąte piętro. Marek jednak był nieugięty, choć Turek niemal płakał.
- Czy ty nie rozumiesz? Nie mogę pracować z kimś, kogo wielokrotnie przyłapywałem na grzebaniu w moim biurku, kto złamał moje hasło w komputerze i ukradł mi prezentację, kto wykonał telefon na granicę, żeby zatrzymano transport tkanin. Gdyby nie ty, pies z kulawą nogą by się nie połapał, że tkaniny nie mają patentów. Przez ciebie firma poniosła olbrzymie straty i na twoim miejscu cieszyłbym się, że nie pociągam cię za to wszystko do odpowiedzialności. I tak będziesz zeznawał i to sąd zadecyduje, czy cię zamknąć czy nie. A teraz zacznij się pakować. Ja nie mam całego dnia, żeby wysłuchiwać twoich jęków. Żegnam.
Turek wyszedł z podkulonym ogonem a Marek odetchnął z ulgą. Pozbył się ostatniej szui w firmie.
Podbiegła do niego z szerokim uśmiechem na ustach i wtuliła się w jego ramiona. Uraczył ją namiętnym całusem. Nigdy nie było mu dość pocałunków. Oderwał się od niej zobaczywszy wychodzącego z biurowca Maćka i kiedy podszedł, mocno uścisnął mu dłoń.
- Mówiła ci Ula, że oboje Febo już siedzą?
- A jakże. Zasłużyli jak diabli. Teraz będziesz miał z górki. Przepraszam was, ale śpieszę się. Mam randkę – mrugnął porozumiewawczo okiem. – Trzymajcie się.
Pomógł jej wsiąść do samochodu i po chwili jechał w kierunku Rysiowa. Drogę już znał bardzo dobrze, ale ojca i rodzeństwo Uli miał dopiero poznać. Kiedy Ula przedstawiała ich sobie Józef Cieplak długo ściskał Markowi dłoń.
- Nie do wiary jak bardzo przypomina pan ojca. Ja do dziś go wspominam. Mieliśmy wtedy sporo czasu na pogawędkę. To szczęśliwy traf, że zachował wizytówkę, którą mu dałem. To bardzo przykre, co stało się z waszą firmą, ale Ula twierdzi, że najgorsze macie już za sobą.
- To prawda panie Józefie. Gdyby nie Ula, Maciek i inni, to aż cierpnie mi skóra, bo wiem, że bez ich pomocy nie dałbym sobie rady. Wiele im zawdzięczam.
- A jak ojciec się czuje? Coś się poprawiło z jego sercem?
- Może trochę, chociaż ostatnio nie oszczędzałem go i przekazywałem tylko niedobre wieści. Po prostu nie miałem wyjścia, bo gdybym to przed nim zataił, on nigdy by mi tego nie wybaczył. Dzielnie to zniósł, ale jednak leki musiał zażywać. Rano aresztowano rodzeństwo Febo i ta wiadomość go ucieszyła. Wreszcie trochę odżył.
- Będzie dobrze. Zobaczy pan jak teraz wszystko ruszy z kopyta. Ula i Maciek mają głowy nie od parady i zawsze pomogą jeśli zajdzie potrzeba. Ale nie stójmy tak. Na pewno jesteście głodni. Ja już stawiam wszystko na gazie. Chodźcie.
Ula w niczym nie przesadziła. To był prawdziwy, domowy obiad. Żeberka w miodzie same odchodziły od kości i rozpływały się w ustach. Kopytka z sosem były prawdziwą poezją, a surówka z czerwonej kapusty wyśmienita. Wytarł usta serwetką i uśmiechnął się szeroko.
- To było genialnie pyszne. Świetnie gotujesz Ula.
- Ja tylko kopytka. Resztę wykonał tata. Żeberka w miodzie to jego popisowe danie. Cieszę się, że ci smakowało – wstała od stołu i pozbierała naczynia. – Uwinę się z myciem, a potem zrobię nam kawy i pogadamy jeszcze. Przygotowałam ci te dwie wstępne umowy dla teatrów i zaczęłam zliczać straty z tych nieszczęsnych faktur. Musimy wiedzieć na jak dużą kwotę Febo okradli firmę. Poza tym trochę czytałam dzisiaj o wyrokach za oszustwa podatkowe i wieści dla rodzeństwa nie są zbyt pomyślne, bo ostatnio sejm debatuje nad zaostrzeniem tych wyroków. Jeśli to przejdzie, to oni mogą dostać od piętnastu do dwudziestu pięciu lat więzienia. Zanosi się na to, że bardzo boleśnie odczują swoją skłonność do oszustw i krętactw.
Comentarios