top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

KURA DOMOWA - rozdział 2

Józef otworzył wejściowe drzwi i zaskoczony widokiem w nich swojej najstarszej córki znieruchomiał.

- Córcia, a co wy tu robicie? – zapytał po chwili wpuszczając je do wnętrza domu. – Stało się coś? Nigdy nie przyjeżdżałaś w niedzielę i to w dodatku bez Marka.

- Cześć tato. Nic się nie stało. A gdzie reszta?

- Betti na górze u siebie w pokoju a Jasiek na randce. Emilka, chodź dziadek cię rozbierze - odwrócił małą do siebie ściągając jej z ramion sweterek. Zatroskany podniósł głowę do góry spoglądając na córkę. – Jakoś nie wyglądasz mi na kogoś, kto przyjeżdża z dobrymi nowinami. Zrobię nam kawy i pogadamy a ty wnusiu idź do Beatki. Ona się z tobą pobawi.

Mała z ochotą pobiegła na piętro a Józef postawiwszy przed Ulą parujący kubek z kawą usiadł naprzeciw niej.

- No to mów, co ci leży na wątrobie – zachęcił.



- Przywiozłam ci pieniądze – sięgnęła po portmonetkę i wyciągnęła z niej plik banknotów. – Opłać wszystko i wykup leki. Daj dzieciakom jakieś kieszonkowe, niech i one mają coś z życia.

Józef wstał i podszedł do córki całując ją z miłością w czoło.

- Zginęlibyśmy bez ciebie córcia. Dziękujemy, ale chyba nie przyjechałaś tu tylko po to, żeby dać nam pieniądze.

- No nie tylko… - pochyliła głowę chcąc ukryć gromadzące się w oczach łzy. One nieco przeraziły Cieplaka.



- Na litość boską, wyduś to wreszcie z siebie, bo zaczynam się denerwować.

- Jestem potwornie zmęczona tatusiu. Nie pracuję zawodowo a mimo to padam na twarz po całym dniu. Nie przypuszczałam, że poślubiając Marka stanę się służącą jego rodziców i ich przybranych dzieci. On pewnie uważa, że wszystko jest w porządku, ale nie jest… - westchnęła ciężko. Codziennie jestem na nogach już od szóstej rano. Ubieram Emilkę, szykuję dla wszystkich śniadanie i ruszam z małą na zakupy. Potem obiad a w międzyczasie sprzątanie, pranie, odkurzanie i tak każdego dnia. Już nie mam siły, żeby dogodzić im wszystkim. Ostatnio Helena obarczyła mnie jeszcze pracą w ogrodzie. Pieliłam, a ona stała nade mną ograniczając się do pokazywania mi palcem miejsc, w których rosły chwasty. Marek podkreśla, że ciężko haruje w firmie i jak przychodzi do domu, to chce się zrelaksować i odpocząć. Pewnie uważa, że ja po całych dniach zbijam bąki i zajmuję się wyłącznie dzieckiem a to, że ma ugotowane, wyprane i posprzątane jest zasługą krasnoludków – wyrzuciła z siebie z goryczą. – Zdecydowanie powinniśmy się wyprowadzić od Dobrzańskich. Kiedy Marek proponował mi zamieszkanie z nimi sądziłam, że ograniczą się tylko do jakiejś niewielkiej pomocy z naszej, a raczej z mojej strony. Tymczasem zwaliło im się na głowę rodzeństwo Febo o denerwujących manierach i hrabiowskich wymaganiach. Nigdy nie usłyszałam od nich słowa „dziękuję”, czy „proszę”. Są bardzo roszczeniowi. Traktują mnie wyniośle i z pogardą jakbym nie była człowiekiem. To bardzo upokarzające. Nawet psa tak się nie traktuje. Co ja mam robić tato? Tak bardzo chciałabym wrócić do pracy i żyć jak inne kobiety czynne zawodowo. Emilka ma już trzy lata i mogłaby pójść do przedszkola a Marek wciąż uważa, że jest jeszcze za mała i powinnam zostać w domu.

Józef milczał przez dłuższą chwilę przetrawiając słowa Uli. Ujął jej dłonie w swoje i spojrzał jej w oczy.

- Ja wiem córcia, że masz dobry charakter, że nie potrafisz się kłócić i chcesz być dla wszystkich uprzejma i miła. Jeśli jednak ktoś nie umie tego docenić, nie jest wart twoich starań. Musisz się zbuntować. Nie rób śniadań i kolacji dla wszystkich. Zrób je tylko dla was. Ugotuj obiad, ale niech ktoś inny poda go do stołu i zmyje po nim naczynia. Jeśli to nie pomoże powinnaś porozmawiać z Markiem i otworzyć mu oczy na to wszystko, bo może on nie ma pojęcia jak cierpisz. Mężczyźni są raczej krótkowzroczni i nie dostrzegają, co się wokół nich dzieje. Trzeba czasami zastosować wobec nich łopatologię i wrzucać im wiadomości do głowy jak węgiel łopatą do piwnicy. On musi o tym wiedzieć i coś zadziałać. Dobrzańscy są już starsi, ale przecież nie niedołężni. Można im pomóc w cięższych rzeczach, ale nie wyręczać ich na każdym kroku. Febo są młodzi i zdrowi. Nie potrzebują pomocy i doskonale poradzą sobie sami, tylko ty musisz im na to pozwolić i przestać ulegać presji. Powinnaś o siebie zawalczyć i zawalczyć o swoją pozycję w tym domu. Przestać być pokorną i cichą, i głośno wypowiadać swoje racje. Oni mają cię traktować jak członka rodziny, jak żonę Marka a nie jak służącą.

- To nie będzie proste tato… - powiedziała cicho drżącym od płaczu głosem.

- Ja to wiem córcia, ale nie widzę innego sposobu, żeby oni przestali cię poniżać. Jesteś mądra i zaradna. Pomogłaś w życiu wielu ludziom. Czas abyś teraz pomogła sama sobie. Jeśli tego nie zrobisz, do końca życia będą tobą pomiatać.



Wracała. Marek kilkakrotnie usiłował dodzwonić się do niej, ale konsekwentnie odrzucała połączenia. Zaparkowała na podjeździe i weszła wraz z Emilką do domu. W przedpokoju zmaterializował się junior.

- Kochanie, gdzie ty byłaś? Od dwóch godzin wydzwaniam a ty nie odbierasz – powiedział z wyrzutem.

- Byłam w Rysiowie u taty. Nie słyszałam telefonu – zbagatelizowała jego słowa.

- Martwiłem się…

- Nie przesadzaj. Nie było mnie zaledwie pięć godzin. Chyba mam prawo wyjść od czasu do czasu z tej złotej klatki? – chwyciła dziecko za rękę i wyminęła męża wchodząc do salonu. Przy wielkim stole siedzieli wszyscy domownicy czekając jak wygłodniałe wilki na kolację a przede wszystkim na nią. Przecież to ona miała ją przygotować i podać. Na jej widok cztery pary oczu wbiły w nią wzrok.

- Gdzieś ty była!? – wyrzuciła z siebie podniesionym głosem Paulina. Ula prychnęła drwiąco.



- A cóż cię to obchodzi? Jesteś ostatnią osobą, której musiałabym się z tego tłumaczyć, nie uważasz? – Powiedziawszy to ruszyła do kuchni. Przygotowała kilka kanapek i grzane kiełbaski. Wraz z kubkami pełnymi herbaty ustawiła wszystko na wielkiej tacy i trzymając ją w dłoniach weszła do salonu.

- Zabierz Emilkę – zwróciła się do Marka. – Od dzisiaj posiłki będziemy jadać u siebie. Od dzisiaj – skierowała wzrok na pozostałych – śniadania i kolacje będziecie szykować sobie sami. Obiady nadal będę przygotowywać, ale nie będę wam ich podstawiać pod nos. Nie jesteście inwalidami i macie zdrowe ręce. Czasy służącej minęły bezpowrotnie – odwróciła się na pięcie kierując się do pokoi zajmowanych przez jej rodzinę. W salonie zaległa śmiertelna cisza. Domownicy siedzieli przy stole jak sparaliżowani i tylko patrzyli w milczeniu na siebie. Marek zszokowany wybuchem Uli wstał.

- Przepraszam… - wydukał i zabrawszy dziecko umknął za żoną. Wszedł do pokoju. Zastał ją siedzącą przy ławie i jedzącą kanapkę. Usadził dziecko obok niej i sam usiadł.

- Ula, co to miało znaczyć? – zapytał cicho. – Nigdy się tak nie zachowywałaś? Jestem w szoku.

- Nawet nie masz pojęcia, co przeżywam – wyrzuciła z siebie drżącym głosem. Była na granicy płaczu. - Nie masz pojęcia, co dzieje się każdego dnia w tym domu. Nie masz pojęcia jak bardzo jestem umęczona i upokorzona tą całą sytuacją. Sądziłam, że pomysł zamieszkania u twoich rodziców jest świetny i w dodatku poparty przez ciebie argumentami niezwykle racjonalnymi, ale nigdy nawet przez myśl by mi nie przeszło, że stanę się tu wyrobnicą, darmową służącą, która usługuje nie tylko seniorom, ale i twojemu przybranemu rodzeństwu. Naprawdę jesteś aż tak ślepy, że nie widzisz jak Paulina upokarza mnie każdego dnia? Jak lekceważąco odnosi się do mnie Alex? Nie słyszysz jak nazywają mnie nie Ulą, ale „tą wiejską dziewuchą”? Nie chciałam zaogniać sytuacji, ale miarka się przebrała. Mam dość. Uważam, że powinniśmy się stąd wyprowadzić, albo wyprowadzić powinni się Febo. To dwa pasożyty żerujące na twoich rodzicach. Praktycznie wciąż pozostają na ich utrzymaniu. Nie partycypują w jego kosztach. Nie płacą za jedzenie i za dach nad głową a w dodatku są bardzo roszczeniowi i uważają, że wszystko im się od życia należy. Twoi rodzice nawet nie mają na tyle odwagi, żeby powiedzieć im o tym wszystkim. Będą tu mieszkać jeszcze długie lata i wyciskać z portfela staruszków ile tylko zdołają. Przemyśl to. Poza tym chcę wrócić do pracy. Jeśli nie w F&D, to zatrudnię się gdziekolwiek. Emilka pójdzie do przedszkola. Czas, żeby poznała inne dzieci.

Marek wyglądał na wstrząśniętego. Jego i tak duże, szare oczy były teraz jeszcze większe i wpatrywały się nieruchomo w zapłakaną twarz żony. Odruchowo starł łzy z jej policzków.

- Kochanie, ja nie miałem o niczym pojęcia… - usprawiedliwiał się łamiącym głosem. – Nie miałem pojęcia, że jesteś tu nieszczęśliwa.

- Nie chce mi się w to wierzyć. Przypomnij sobie sytuację z dzisiejszego popołudnia. Skończyliśmy jeść obiad. Czy ktoś się ruszył, żeby pomóc mi pozbierać talerze? Czy ktoś zaproponował mi pomoc w ich myciu? Prosiłam cię, żebyś zajął się Emilką, a ty rzuciłeś mi tylko z pretensją, że właśnie rozmawiasz z ojcem. A ja miałam do ogarnięcia całą kuchnię. Na to wszystko weszła Paulina i zażądała kawę. Kiedy powiedziałam, żeby zrobiła ją sobie sama, wróciła do stołu i zaczęła nadawać na mnie jaka to ja jestem niedobra. Nie wierzę, że tego nie słyszałeś. Musiałeś to słyszeć i nawet nie zareagowałeś. Nie stanąłeś w mojej obronie, chociaż ona lżyła mnie i obrażała. Naprawdę jesteś idealnym mężem – zakończyła ironicznie.

- Przepraszam cię skarbie. Wierz mi, że byłem tak pochłonięty rozmową z ojcem, że nie zwróciłem na to uwagi. Przysięgam, że to już się nie powtórzy – przytulił ją do siebie wtulając twarz w jej włosy. – Od jutra wszystko się zmieni. Porozmawiam z nimi. Bardzo cię kocham. Bardzo was kocham.



Tymczasem w salonie po długo trwającej ciszy wybuchła Paulina.



- Co to miało być? Jakiś bunt? Co sobie wyobraża ta wiejska dziewucha? Zero wdzięczności. Dzięki małżeństwu z Markiem zyskała pozycję społeczną. Gdyby nie on w życiu nie wychynęłaby z tego zaścianka zabitego dechami. W porównaniu z tą lepianką, w której przedtem żyła, powinna was po nogach całować, bo teraz mieszka w pałacu, w warunkach, o których mogła tylko pomarzyć. Ta prostaczka nie ma za grosz szacunku. Co za chamidło!

- Tacy jak ona powinni znać swoje miejsce w szeregu – poparł siostrę Alex. – Chyba z tego dobrobytu uderzyła jej woda sodowa do głowy. Ona myśli, że kim jest, żeby sobie pozwalać na takie impertynencje względem nas?

- Spokój! – siedzący cicho do tej pory Krzysztof uderzył pięścią w stół. Helena i oboje Febo podskoczyli na krzesłach jak oparzeni wlepiając jednocześnie zdziwiony wzrok w seniora.


43 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Commenti


bottom of page