ROZDZIAŁ 3
Od chwili ich przybycia do ośrodka oni sami nie zmienili się za bardzo. Nadal byli nieufni, trzymali się razem nie szukając towarzystwa. Wyglądało to tak, jakby ta trójka była kompletnie wyalienowana od całej reszty. Kasia w szkole też nie dążyła do żadnej zażyłości. Dwie dziewczynki, które wraz z nią trafiły do jednej klasy próbowały się z nią zaprzyjaźnić, ale swoją postawą i milczeniem skutecznie je do siebie zraziła.
- Nie chcesz z nami trzymać, to nie. Jesteś z bidula tak samo jak my, a zadzierasz nosa jakbyś była nie wiadomo kim – mówiła jedna z nich.
- Nie zadzieram nosa, – odparowała – ale też nie szukam żadnego koleżeństwa, czy przyjaźni. Wolę być sama. Nie obrażajcie się, ale taka już jestem.
Drugiej próby nie było. Widząc ją zatopioną z nosem w książkach wciśniętą w kąt korytarza jej rówieśnicy machali ręką. Dla niej to była wygodna sytuacja, bo nie musiała się nikomu zwierzać z tego, z jakiej rodziny pochodzi i jak to się stało, że trafiła do sierocińca. Niezmiennie lubiła się uczyć. Pochłaniała książki, które wpadły jej w ręce. Wywołana do odpowiedzi mówiła składnie odpowiadając na zadane pytania. To przekładało się na wysokie oceny. Drugą klasę skończyła celująco dostając do wzorowego świadectwa nagrodę książkową.
Wychowawczyni z ośrodka pochwaliła ją mówiąc, że jest z niej bardzo dumna.
- Oby tak dalej dziecko a na pewno do czegoś w życiu dojdziesz.
Zaczęły się wakacje. Większość wychowanków rozjechała się do domów. W jednych witano ich z otwartymi ramionami, głównie w tych, gdzie rodzice nie udźwignęli ciężaru wychowania swoich dzieci i zmuszeni byli je oddać do domu dziecka. W innych traktowano dzieciaki jak dopust boży, jednak najważniejsze było to, że spędzą ten czas z własną rodziną bez względu na to jaka będzie jakość tego wypoczynku.
Kasia i jej rodzeństwo nie wracali do rodzinnego domu. Na samą myśl o tym, że mieliby ponownie przeżywać to piekło, z którego wyszli Kasi cierpła skóra. Wiedziała już, że odbyła się rozprawa i matkę pozbawiono całkowicie praw rodzicielskich. Ojcu tylko ograniczono. Jedynie on miał możliwość odwiedzania swoich dzieci, ale przez wszystkie lata pobytu rodzeństwa w ośrodku zrobił to tylko raz i bynajmniej nie z troski o swoje potomstwo. Kasia była pewna, że ani on, ani matka nie zmienili swojego trybu życia i nadal upijają się każdego dnia.
Postanowiła o nich zapomnieć. Wymazać ich z pamięci i nigdy nie mówić o nich przy rodzeństwie. Oni też powinni zapomnieć.
Na początku lipca do ośrodka zaczęli napływać wolontariusze. Właściwie wszyscy byli studentami na różnym etapie studiów. Niektórzy pojawili się tu po raz pierwszy, ale większość przybywała tu co roku wiedziona chęcią pomocy podopiecznym ośrodka. Pomoc polegała nie tylko na tym, że zabierali dzieci do parku, nad rzekę, czy w jakieś ładne miejsce, ale przy okazji edukowali je pod kątem radzenia sobie w rożnych, życiowych sytuacjach. Ta pomoc była nie do przecenienia, bo w znacznym stopniu odciążała wychowawców.
Któregoś poniedziałku po śniadaniu wychowawczyni przedstawiła rodzeństwu Magdę.
- To nasza wolontariuszka – powiedziała z dumą. – W każde wakacje gościmy ją tutaj już od siedmiu lat. Zaczęła przyjeżdżać, gdy była jeszcze w szkole średniej, a teraz to studentka czwartego roku warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Przez wakacje będziecie widywali ją często. Zabierze was w ładne i ciekawe miejsca, i opowie równie interesujące historie. Zabierzcie sweterki na wypadek gdyby się ochłodziło. Za dziesięć minut wychodzicie.
W czasie, gdy dzieci pobiegły do swojego pokoju wychowawczyni udzielała Magdzie podstawowych informacji o nich.
- To rodzeństwo z patologicznej rodziny. Rodzice każdego dnia pili na umór przy okazji znęcając się fizycznie na dzieciakach. Przez to są dość nieufne i trochę wycofane, głównie młodsze. Najstarsza, Kasia jak się okazało jest świetną uczennicą. Najwyraźniej lubi szkołę i lubi się uczyć. Kocha czytać książki. Myślę, że z nią pójdzie ci najłatwiej. Gorzej będzie trafić do Mirki i Wojtka. Cała trójka jest ze sobą bardzo związana emocjonalnie i raczej nie dopuszczają do siebie nikogo z zewnątrz. Może tobie się uda zrobić wyłom w tym murze. Bardzo na to liczymy i ja, i pani dyrektor.
- Mają jakieś szanse na adopcję?
- Raczej nie… - wychowawczyni pokręciła przecząco głową. – Nie sądzę, żeby mogły nawiązać jakąś więź emocjonalną z adopcyjnymi rodzicami. Poza tym kto chciałby przygarnąć trójkę dzieci? Wiesz, że jeżeli już to jedno, góra dwoje. Dyrektorka stara się nie rozdzielać rodzeństw.
Piętnaście minut później dzieci wraz z Magdą opuściły ośrodek. Wojtuś uczepił się dłoni Kasi a Mirka trzymana przez Magdę szła obok.
- Dokąd idziemy? – dopytywał się Wojtek. Poza placem zabaw w ośrodku nie wychodził na zewnątrz.
- Pojedziemy w jedno bardzo ładne miejsce. Ja je uwielbiam, bo jest zielone i bardzo przyjemne no i jest nad Wisłą. Myślę, że wam się też spodoba.
- Pojedziemy? – drążył dalej maluch. – A czym?
- Autobusem. To będzie fajna wycieczka – Magda uśmiechnęła się do całej trójki.
Już jazda autobusem wydała się rodzeństwu atrakcją. Kiedy po kilku przystankach wysiedli na tym docelowym ich oczom ukazało się morze zieleni. Magda poprowadziła ich asfaltową alejką nad sam brzeg rzeki. Wyciągnęła z plecaka kraciasty koc i rozłożyła go na trawie.
- Siadajcie. Lubicie rysować? – zagadnęła.
- Lubimy – odpowiedziała za wszystkich Kasia. Ja dużo rysuję w szkole. Bardzo lubię zajęcia plastyczne. Mirka i Wojtuś czasem coś namalują na gazetkę ścienną w ośrodku.
- Zabrałam ze sobą bloki rysunkowe po jednym dla każdego z was. Tu daję wam też kredki. Popatrzcie przed siebie i spróbujcie narysować coś, co was zachwyci. Spójrzcie ile tu jest ciekawych rzeczy. Na drugim brzegu jest tylko wąski pas trawy a przy niej mnóstwo drzew. Zauważyłyście, że nie są jednolicie zielone, że ta zieleń ma różne odcienie? Woda w rzece nie jest niebieska, jak to zwykło się przedstawiać. Raczej ma ciemno szary kolor, ale tam przy tych wystających łachach ta szarość jest jaśniejsza. Pokażcie to na swoich obrazkach. Ja bardzo chętnie zobaczę, co potraficie.
- Ale ta woda jest niebieska – Mirka już przymierzała się do rysunku.
- Ale tylko miejscami. Tylko tam, gdzie odbija się w wodzie bezchmurne niebo. Rzeka nie ma konkretnego koloru. Musisz się bardzo dokładnie przyjrzeć, żeby uchwycić jej niejednoznaczność jeśli chodzi o barwę.
Dzieci zajęły się rysowaniem. Były skupione na fragmencie krajobrazu, który starały się odwzorować na kartce papieru. Magda uśmiechnęła się i wystawiła do słońca twarz.
- Skończyłem – Wojtuś odłożył kredki i podsunął Magdzie swój rysunek. – Ładnie?
- Bardzo ładnie – pochwaliła go porównując z widokiem naprzeciwko. Wojtuś nie przejawiał talentu artystycznego, ale jego praca oddawała mniej więcej to, co widział. Na pewno miał problem z doborem kolorów i zbyt ciężką rękę, bo kreski nosiły ślady mocnego naciskania kredki. Mirce poszło nieco lepiej. Starała się zapamiętać to, o czym mówiła Magda i ująć na rysunku. Wybrała ten sam fragment co Wojtek. Przy rysunku Kasi zatrzymała się dłużej. Niemal połknęła własny język tak była zaskoczona jej pracą. Rysunek był przemyślany. Przedstawiał kawałek rzeki, gęstych drzew i wysokie budynki w oddali. Magdę zaskoczyło przede wszystkim niesamowite wyczucie perspektywy. – Skąd u takiego dziecka taka intuicja? – zastanawiała się. – Przecież ona nawet nie wie, co to jest perspektywa. - Tymczasem wszystko na obrazku było w odpowiednich proporcjach. Nic nie było przesadzone i te kolory… – Nieprawdopodobne wyczucie. Na dobrą sprawę to dzieło sztuki. Można by to śmiało oprawić w ramkę. Bez wątpienia Kasia ma talent, który należy rozwijać. Koniecznie muszę o tym pogadać z dyrektorką. – Kasiu, – zwróciła się do dziewczynki – myślę, że posiadasz ogromne uzdolnienia plastyczne. Ten obrazek jest piękny. Wspaniale oddałaś wszystkie kolory. Jeśli poszłabyś w tym kierunku i kształciła się w rysunku i malarstwie, to jestem przekonana, że zostałabyś wziętą malarką. Ja też bardzo lubię malować, ale będąc w twoim wieku nie przejawiałam jeszcze takiego talentu. Coś tam rysowałam, ale to były tylko jakieś bohomazy. Jestem pod wielkim wrażeniem. Brawo. W nagrodę, że tak pięknie się wszyscy spisaliście, zapraszam was na lody.
Usadziła dzieci pod wielkim parasolem i spytała jakie lody lubią najbardziej.
- My chyba nie wiemy, jakie najbardziej lubimy – odpowiedziała cicho Kasia. – Właściwie to ja raz jadłam takiego na patyku, a oni nie jedli ich wcale.
- W takim razie zamówię dla nas wszystkich bakaliowe z orzechami i rodzynkami, z bitą śmietaną i czekoladową polewą. Chyba żadne z was nie jest uczulone na orzechy? – zapytała z obawą Magda. – Jeśli tak, to zamówię jakieś inne.
- Lubimy orzeszki i nic nam po nich nie jest – Wojtuś rozwiał jej wątpliwości.
Lody smakowały wspaniale. Po raz pierwszy w życiu jedli takie pyszności. Magda opowiadała wesołe historyjki chcąc utrzymać tę przyjacielską atmosferę. Kiedy wszyscy opróżnili pucharki wyciągnęła nawilżone chusteczki i rozdała dziewczynkom. Sama wytarła Wojtkowi umazaną lodami buzię. Zerknęła na zegarek.
- Mamy jeszcze trochę czasu do obiadu więc proponuję spacer po parku. Pójdziemy w miejsce, gdzie urzędują wiewiórki. Wzięłam ze sobą trochę orzeszków, to będziemy je mogli pokarmić, a Kasia może narysuje kilka zwierzątek.
Widząc ich rozradowane buzie uśmiechnęła się w duchu. – Czyżbym przełamała, nomen omen, pierwsze lody?
Następnego dnia zanim Magda zabrała dzieci omawiała z wychowawczynią i dyrektorką poprzedni dzień.
- Nie sądziłam, że znajdzie się w ośrodku tak bardzo utalentowane dziecko. Kiedy zobaczyłam rysunek Kasi po prostu odjęło mi mowę. Tylko spójrzcie, – wyjęła z plecaka rysunek krajobrazu – czy uwierzyłybyście, że narysowało to ośmioletnie dziecko? Popatrzcie jaka dojrzała kreska a perspektywa barwna jest genialna. To sposób oddania przestrzeni na płaszczyźnie poprzez wykorzystanie właściwości barw. Zwykle, żeby osiągnąć taki efekt, wykorzystuje się zjawisko optyczne polegające na złudzeniu, że pewne kolory zdają się być bliżej lub dalej od nas. Tu jest to uchwycone idealnie. Kolory zimne wydają się oddalać, a ciepłe zbliżać. Postanowiłam, że będę ją uczyć rysunku i malarstwa. Takiego talentu nie można zaprzepaścić. Kiedy skończy podstawówkę, trzeba ją zapisać do liceum plastycznego, a potem sama wybierze, czy chce iść na studia, czy nie. Jeśli ośrodek nie ma pieniędzy na jej edukację, znajdę jej sponsorów. Nie pozwolę, żeby skończyła w jakiejś zawodówce – gorączkowała się Magda.
- Spokojnie Magda – dyrektorka uśmiechnęła się szeroko. – Oczywiście sponsorzy są bardzo mile widziani, ale jeśli dziecko ma talent, to nie barykadujemy mu drogi do rozwijania go. Kasia naprawdę świetnie rokuje i nie będziemy stać jej na przeszkodzie.
- Pokażę wam jeszcze coś. Karmiliśmy wiewiórki a ona w tym czasie próbowała je narysować. Było trudniej bo zwierzęta były praktycznie w ruchu, ale się udało – wyciągnęła kolejne dzieło Kasi.
Comments