top of page
Szukaj
gajazolza

MAGIA ŚWIĄT - rozdział 6

ROZDZIAŁ 6



Mijały lata. Dzieci rosły przechodząc z klasy do klasy. Wychowawczyni z ośrodka nie miała powodu do narzekań, bo cała trójka uczyła się wzorowo. Kasia nie rozstawała się z pędzlem i farbami. Często wychodziła na zewnątrz, przysiadała na trawie i szkicowała widok przed sobą.



Mirka tak przylgnęła do szefowej kuchni, że wciąż przesiadywała w pomieszczeniu z całą załogą słuchając i ucząc się przepisów. Była już w szóstej klasie i wiele mogła pomóc. Świat smaków i zapachów po prostu ją uwiódł. Nie miała zbyt wielu możliwości, żeby wypróbować najnowsze przepisy. Ośrodek otrzymywał określoną sumę pieniędzy na wyżywienie jednego dziecka i była to kwota bardzo skromna. Czasami Kasia dawała jej kilka złotych i za nie kupowała potrzebne produkty. Eksperymentowała, a dania, które wychodziły spod jej rak coraz bardziej smakowały kucharkom. Często próbowała ich starsza siostra i nie mogła się nachwalić. To podbudowywało Mirkę i udowadniało, że podąża we właściwym kierunku. Sama Kasia kończyła ósmą klasę i przygotowywała teczkę ze swoimi pracami potrzebną do egzaminów wstępnych do liceum plastycznego. Bezustannie dopingowała ją Magda. Obie bardzo się zaprzyjaźniły, a Magda wciąż powtarzała, jak bardzo jest dumna ze swojej podopiecznej. Najmłodszy Wojtek zdradzał zdolności manualne i miał dryg do naprawiania rzeczy, które przeznaczone były na śmietnik. Reanimował starą kserokopiarkę, wiekowy mikser i radio, które ledwo zipało. Roztoczył też opiekę nad kotem, który pewnego dnia przybłąkał się do ośrodka i już został.

Przez te wszystkie lata zatarło się w ich pamięci poczucie krzywdy, przestały boleć rany zadawane przez matkę kablem, a i ona sama, podobnie jak ojciec, jawiła się w pamięci dzieci jak zamazany obraz zła w czystej postaci. Najbardziej lubili święta zarówno wielkanocne jak i Boże Narodzenie. Cała trójka ulegała ich magii i podekscytowana czekała na nie. Nadszedł jednak czas, gdy Kasia zaczęła krytycznie patrzeć na tę celebrację. Przechodziła młodzieńczy bunt. W pewnym momencie uznała, że zasiadanie ze sponsorami przy wigilijnym stole jest szczytem obciachu i zwyczajnej hipokryzji. Sponsorzy byli ważni, bo dzięki nim ośrodek mógł nieco lepiej funkcjonować. Na święta zawsze znajdowali coś pod choinką. Była to zwykle odzież, ciepłe buty czy kurtki, a jednak Kasia nie mogła pozbyć się wrażenia, że intencje jakie przyświecają darczyńcom, nie są do końca szczere.

- Oni to robią tylko po to, żeby się dobrze poczuć – mówiła do Mirki. – Żeby utwierdzić się w przekonaniu, że zrobili naprawdę coś wyjątkowego i dobrego, bo pomogli sierotom. Czuję się tak jakby wręczali mi jałmużnę.

- Nie masz racji – zaprzeczała młodsza siostra. – Większość z nich wcale nie jest materialnie ustawiona. Dzielą się z nami tym, co mają, a mają niewiele. Nie możesz oceniać wszystkich jednakowo. Owszem jest kilku dobrze sytuowanych. Mają własne firmy i więcej niż inni. Oni dają dyrektorce czeki, a inni organizują akcje zbierania odzieży, żebyśmy mieli w czym chodzić.

Kasia zżymała się. Nie podzielała zdania siostry do momentu, gdy któregoś dnia Magda zabrała ją do miejsca, w którym organizowano akcję „Szlachetna paczka”. To tam przekonała się na własne oczy, jak to naprawdę wygląda.

Młodzieńczy bunt szybko jej minął, głównie dlatego, że musiała przygotować się do egzaminów. Magda skompletowała jej teczkę, wybierając najlepsze prace dziewczyny i towarzyszyła jej podczas egzaminów. Czuła się tu swojsko, bo sama kiedyś kończyła tę szkołę. Poza tym kilka dni wcześniej zaproponowano jej poprowadzenie pleneru malarskiego w Kazimierzu Dolnym z grupą uczniów z trzeciej klasy. Przystała na to chętnie, bo pomyślała, że to byłby też dobry sprawdzian dla Kasi. Wyjazd w plener miał być dla niej nagrodą za zdane egzaminy i niespodzianką.



Rozmawiała już wstępnie z dyrektorką ośrodka i uzyskała od niej zgodę.

- Cieszę się, że wyjedzie, zmieni klimat i trochę odpocznie. Ciężko pracuje i nie oszczędza się. Wyjazd dobrze jej zrobi zwłaszcza, że młodsze dzieciaki jadą nad Zalew Zegrzyński. Jeden ze sponsorów ufundował dwutygodniowy pobyt dla piętnaściorga naszych wychowanków. Mirka i Wojtek też pojadą.


Egzaminy zdała śpiewająco, a jej teczka z rysunkami okazała się jedną z najlepszych. Magda pękała z dumy. Zabrała Kasię na pyszne lody i już w kawiarni powiedziała jej o plenerze.

- Zaproponowano mi poprowadzenie pleneru w Kazimierzu Dolnym i mam zamiar cię tam ze sobą zabrać. Miasto jest niesamowicie urzekające, a wdzięcznych obiektów do malowania całe mnóstwo. To będzie dla ciebie nowe doświadczenie. Jedziemy na cały miesiąc z grupą trzecioklasistów z twojej nowej szkoły. Będzie wspaniale.

Kasi błyszczały oczy od łez. Spojrzała z wdzięcznością na Magdę. Pomyślała, że jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla niej tyle, co ta kobieta.


Kazimierz ją zachwycił. Magda nie przesadziła w niczym. Wygodny autokar dowiózł całą grupę na miejsce, a tam rozlokowali się w pięknym ośrodku kempingowym. Zajęcia miały się zacząć następnego dnia po śniadaniu. Kasia nie mogła się już tego doczekać.

Pierwszy dzień spędzili w mieście na urokliwym ryneczku. Tam powstał pierwszy obraz Kasi. Przez następne dni chodzili do Wąwozu Korzeniowego, którego niesamowity klimat urzekł dziewczynkę i nie tylko ją.



Następne dni zaowocowały kilkoma pracami wąwozu i krajobrazu.




Magda patrząc na prace Kasi traciła oddech. Czuła się tak, jak w pierwszym dniu, gdy się poznały, a ona zaprowadziła ją i jej rodzeństwo nad Wisłę. – Niewiarygodne, jak bardzo rozwinęła swój talent. Gdybym miała o tym decydować, darowałabym jej szkołę średnią i od razu posłała na Akademię Sztuk Pięknych.


Rzeczywiście inspirację można było czerpać w każdym miejscu obojętnie, czy było to zabudowane centrum, czy wszechobecna zieleń terenów otaczających miasto.



Tuż za ich kempingiem roztaczał się zniewalający widok na miasto i na Wisłę płynącą meandrami przez tereny leśne. Obie lubiły siadywać popołudniami i chłonąć ten widok wszystkimi zmysłami. To był magiczny czas. Mogły milczeć kontemplując to piękno lub rozmawiać cicho o życiu, o przyszłości Kasi i o planach życiowych Magdy. To podczas jednej z takich posiadówek dowiedziała się, że Magda wkrótce wychodzi za mąż. Nie znała jej chłopaka. Magda mówiła o nim niewiele a Kasia przez grzeczność, nie dociekała. Wiedziała tylko, że on także jest po ASP i zajmuje się rzeźbą.

- Jak wyjdziesz za mąż… - Magda poklepała łagodnie Kasi dłoń. Wiedziała o co chce zapytać.

- Nie martw się kochanie, bo nic się nie zmieni. Michał mieszka na przedmieściach w ogromnym domu swoich rodziców. Po ślubie przeprowadzę się do niego, ale pracownię zatrzymam. Nadal będziesz mogła z niej korzystać, kiedy tylko będziesz chciała. Za cztery lata skończysz liceum i osiągniesz pełnoletność. Będziesz musiała się wyprowadzić z ośrodka. Już teraz musimy pomyśleć o jakimś mieszkaniu dla ciebie. Wprawdzie ośrodek dostaje pewną pulę mieszkań, ale są to mieszkania rotacyjne. Nie o takie nam chodzi, prawda? Ty musisz mieć coś na stałe, coś swojego.

- Bardzo bym chciała. Myślałam nawet o tym, żeby zabrać rodzeństwo z ośrodka. Jak się usamodzielnię i uda mi się stworzyć odpowiednie warunki, to zabiorę oboje stamtąd. Nie dlatego, że było nam tam źle, bo nie było, ale co swoje to swoje.

- To poważne plany Kasiu, ale niewykluczone, że się powiodą. Jesteś uparta i bardzo konsekwentna. W twojej sytuacji to zalety. Ja bardzo bym chciała, żebyś nie poprzestała na liceum i poszła na studia. Masz ogromny talent i szkoda byłoby go zaprzepaścić. Poza tym już wiesz, jak można zarabiać pieniądze i o to akurat jestem spokojna. Krystyna jest ci bardzo przychylna i zawsze chwali twoje prace. Zaczęłaś od pocztówek, a teraz w galerii wiszą twoje miniatury. Nie ma tygodnia, żeby jakaś się nie sprzedała. Pieniądze z tego nieduże, ale ziarnko do ziarnka…, jak to mówią. Suma na twoim koncie jest coraz wyższa. Za cztery lata będzie jeszcze większa. Marzenia trzeba spełniać, a ty będziesz miała na to środki.

21 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page