top of page
Szukaj
gajazolza

MAGIA ŚWIĄT - rozdział 8

ROZDZIAŁ 8

ostatni


Maj zbliżał się wielkimi krokami, a wraz z nim egzaminy maturalne. Kasia bez przerwy siedziała z nosem w książkach lub w ramach relaksu malowała obiecane Krystynie miniatury. Magda nie byłaby sobą, gdyby nie towarzyszyła przyjaciółce na każdym egzaminie. Pierwszy był dyplomowy. Najpierw musiała podzielić się wiedzą z zakresu historii sztuki. Z tym nie miała problemu, bo Magda wtłaczała jej wiadomości z tej dziedziny od wielu lat. Wisienką na torcie był ogromny, olejny obraz przedstawiający Morskie Oko i piętrzące się wokół niego szczyty.



Komisji egzaminacyjnej wyjaśniała, że są to reminiscencje poplenerowe z Zakopanego.

Przez kolejne dni zdawała inne przedmioty. Uznała, że poszło dobrze.

- Trochę się bałam, że matematyka pójdzie mi kiepsko, – zwierzała się Magdzie – ale konsultowałam wyniki zadań z innymi i wyszło mi tak samo.

- Jestem pewna, że poszło dobrze. Teraz pomału trzeba kompletować teczkę do egzaminów na studia i poszerzyć materiał z historii sztuki. Czekają cię dwa etapy. Pierwszy, to egzamin praktyczny, który będzie sprawdzał twoje umiejętności malarskie i rysunkowe. Czeka cię studium postaci, martwa natura i rysunek z wyobraźni. Drugi etap, to rozmowa wraz z prezentacją teczki, do której powinnaś wybrać swoje najlepsze prace. Przygotowując teczkę trzeba pamiętać, by pokazać całe spektrum swoich umiejętności, a prace powinny być wykonane różnymi technikami i podejmować różne tematy. Musisz zabrać ze sobą dużo szkiców i pokazać, że masz osobowość. Powinnaś się spodziewać pytań, które mają sprawdzić twoją wiedzą dotyczącą sztuki. Jakich współczesnych artystów podziwiasz, a jakich nie możesz strawić. Czy znasz prace współczesnych malarzy, do jakich galerii chodzisz i jaki obraz zapadł ci ostatnio w pamięć. Musisz być przygotowana na wszystko.

- Najlepiej znam prace profesora Kołodziejczyka. Dobrze wiesz, jak bardzo się wzruszam przy ich oglądaniu, bo wzbudzają we mnie mnóstwo różnych emocji.

- No i o to chodzi. Tak właśnie masz mówić, gdyby cię pytano. A tak z innej beczki…, kiedy wyprowadzasz się z ośrodka?

- Chyba za kilka dni… Muszę spakować resztę swoich rzeczy, pogadać z rodzeństwem i z dyrektorką. Chciałabym Mirkę i Wojtka zabierać do siebie na weekendy. Mam nadzieję, że dyrektorka się zgodzi.

- Na pewno. Jesteś przecież odpowiedzialna i ona o tym wie.


Spakowała resztę drobiazgów i zasunęła torbę. Wojtek i Mirka obserwowali te poczynania w milczeniu. Byli przygnębieni. Podeszła do nich i zamknęła oboje w uścisku.

- Nie bądźcie smutni. Rozmawialiśmy już na ten temat. Żebym mogła zostać waszym opiekunem prawnym, muszę założyć sprawę w sądzie i udowodnić, że będziecie mieli odpowiednie warunki do nauki i że będę w stanie was utrzymać. To musi trochę potrwać. Przysięgam wam, że jak tylko zaliczę egzaminy na studia zaraz się tym zajmę. Tymczasem będę was zabierać na weekendy do mnie. Nie odczujecie aż tak bardzo, że mnie tu nie będzie.

Oderwała się od nich usłyszawszy otwierające się do pokoju drzwi. Do środka weszła wychowawczyni z niepewną miną.

- Nie uwierzysz Kasiu, ale w pokoju odwiedzin siedzą wasi rodzice… Koniecznie chcą z tobą rozmawiać.

Wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.

- Po tylu latach przypomnieli sobie o nas? A o czym chcą tak pilnie rozmawiać? – wysyczała przez zęby.

- Nie chcę być dziecko złym prorokiem, ale to zdarza się bardzo często, mam tu na myśli takie niespodziewane wizyty, kiedy dorosłe dziecko opuszcza ośrodek. Oni doskonale wiedzą, że dostajesz pieniądze na start. Przyjechali, bo prawdopodobnie liczą na to, że uszczkną z nich coś dla siebie.

- Ooo, niedoczekanie. Ja doskonale wiem, jaki użytek by z nich zrobili. To są pieniądze dla mnie i mojego rodzeństwa. Nie dostaną ani grosza. Nie pójdę tam sama. Pójdziemy wszyscy. Naprawdę dziwię się, że jeszcze żyją i nie zachlali się na śmierć.

Cała trojka wraz z wychowawczynią zeszła na parter kierując się do pokoju odwiedzin. Weszli tam bez słowa i stanęli pod ścianą przypatrując się matce i ojcu. Oboje mieli twarze mocno naznaczone przez alkohol i chyba nie byli do końca trzeźwi.

- Co was tu sprowadza? – odezwała się Kasia po dłuższej chwili. – Nie sądzę, że tęsknota za nami. Przez dziesięć lat nawet nie przypomnieliście sobie, że macie dzieci. No więc…?

- To tak się witasz z nami? – odezwał się chrapliwym głosem ojciec.

- A czego się spodziewałeś? Orkiestry i fajerwerków? A może pół litra na przywitanie?

- Wojtuś chodź do mamy – kobieta wyciągnęła ręce do chłopca.

- Twój Wojtuś ma już czternaście lat – odparł twardo – i nie jest ani dzieckiem, ani idiotą. Nie zapomniałem co nam robiłaś. Powiecie nam wreszcie dlaczego zaszczyciliście nas swoją obecnością?

Ojciec wstał i chwiejnym krokiem podszedł do Kasi. Już z daleka poczuła od niego kwaśną woń taniego wina i wzdrygnęła się ze wstrętem.

- Kasiunia, słyszeliśmy, że wychodzisz lada moment. Wiemy, że dostaniesz coś na początek nowego życia…

- Aaa, to o to chodzi. I pomyśleliście, że odpalę wam jakąś dolę?

- No właśnie… - ściszył głos. - Chociaż ze dwa tysiące, córcia. Jesteśmy w kiepskiej sytuacji. Czynsz niezapłacony, nie mamy światła, bo prąd odcięli…

- Ani mi się śni dawać wam cokolwiek. Sprzedajcie butelki po wódce. Jesteście parą degeneratów. Ty nazywasz się matką? Przecież odebrali ci prawa rodzicielskie. Dla nas jesteś zwykłą szmatą, która tłukła nas kablem bez litości, a ty jesteś tchórzliwy i podły. Nigdy nie stanąłeś w naszej obronie przed tą kanalią. Oboje jesteście siebie warci. Wóda przeżarła wam mózgi. Wynoście się stąd i nigdy nie wracajcie. Nie potrzebujemy ani matki, ani ojca. To ta kobieta przez te wszystkie lata zastępowała was oboje – wskazała na wychowawczynię. – Zawsze była dla nas dobra i nigdy nawet nie podniosła głosu. Wychodzimy – zwróciła się do rodzeństwa. – Nie chcę mieć nic wspólnego z tą patologią.

Cała czwórka opuściła pomieszczenie. Będąc na korytarzu puściły Kasi nerwy i rozpłakała się. Wychowawczyni przytuliła ją mocno.

- Już dobrze dziecko, już dobrze. Oni nie są warci ani jednej waszej łzy. Poradziliście sobie bez nich i niech tak zostanie.


Kasia wyprowadziła się. Zgodnie z tym, co obiecała rodzeństwu gościła ich u siebie w każdy weekend. Przy pomocy Magdy i dyrektorki ośrodka zredagowała pismo do sądu o ustanowienie jej opiekunem prawnym dla rodzeństwa. Jako załącznik przedstawiła wykaz swoich dochodów. Uważała, że są wystarczające, zwłaszcza że dwie polecone przez Krystynę galerie też przyjmowały jej obrazy. Teraz czekała na termin rozprawy ucząc się pilnie do egzaminów wstępnych na uczelnię. Teczka, dzięki Magdzie została skompletowana i tak jak poprzednio zawierała jej najlepsze prace, w tym sporą ilość grafik i szkiców.

Podbudowywana psychicznie przez Magdę pewnie szła na egzaminy. Nie obawiała się, że coś zaniedbała, bo uczyła się rzetelnie. Miesiąc później obie oglądały listy przyjętych. Znalazły Katarzynę Małek i wydały z siebie przeciągły pisk.

- Udało się kochanie, udało! – Magda ściskała ją i całowała na przemian. – Jestem z ciebie taka dumna aż mnie rozpiera. Koniecznie musimy to uczcić.

- Musimy – Kasia uśmiechnęła się radośnie – i teraz ja serdecznie cię zapraszam na wspaniały obiad w najlepszej restauracji w mieście. Wiem, że nie znajdę odpowiednich słów, by móc podziękować ci za wszystko, co dla mnie robiłaś przez te lata, ale wiedz, że moja wdzięczność jest ogromna. Dziękuję, że uwierzyłaś we mnie, że mnie wspierałaś i dopingowałaś do nauki. Dziękuję, że dzięki tobie nie zeszłam na złą drogę i że nie zmarnowałam życia. Jesteś najlepszym, co się w nim przytrafiło. Dziękuję. – Wzruszenie wywołało łzy, które popłynęły jej po policzkach. Magda przytuliła ją do siebie.

- Zrobiłabym jeszcze raz to samo, bo jesteś warta każdej minuty, którą ci poświęciłam. A teraz chodźmy na ten obiad, bo porządnie zgłodniałam.


Nie było problemu ze stolikiem. Trwały wakacje i gości było niewielu. Usiadły i zamówiły dania. Rzeczywiście kuchnia była tu znakomita. Przy deserze Magda pochyliła się do przodu i powiedziała cicho – muszę ci się do czegoś przyznać. Byłam u lekarza i okazało się, że jestem w ciąży. Robiłam USG więc to pewne.

Kasia uśmiechnęła się szeroko.

- Będę ciocią?

- I to najprawdziwszą, bo jeśli szczęśliwie donoszę tę ciążę to chcę cię prosić, być została matką chrzestną maleństwa.

- Naprawdę? I Michał nie będzie miał nic przeciwko temu?

- Oczywiście, że nie. Dlaczego miałby mieć? Stwierdził nawet, że to najlepszy wybór.

- Zostanę matką chrzestną z największą przyjemnością. To dla mnie wielki zaszczyt i wyróżnienie. Dziękuję. To będzie najpiękniejsze dziecko na ziemi. Gratuluję wam obojgu.


Powoli sprawy zaczęły się klarować i wychodzić na prostą. Przede wszystkim odbyła się rozprawa sądowa. Trochę Kasię maglowano, bo sędzina początkowo uważała, że ona jest zbyt młoda na opiekuna prawnego.

- Proszę sądu, to nie są maleńkie dzieci. Siostra skończyła szesnaście lat, a brat czternaście. Oboje są bardzo zaradni, co może potwierdzić pani dyrektor ośrodka wychowawczego, w którym aktualnie przebywają. Świetnie się uczą i odkąd pamiętam dostają świadectwa z bardzo dobrymi ocenami. W dzieciństwie wychowywaliśmy się w patologicznej rodzinie i teraz chciałabym zapewnić i Mirce, i Wojtkowi możliwie najlepszy start w dorosłe życie. Dom dziecka to był pierwszy krok, ucieczka od alkoholizmu rodziców i od ciągłego znęcania się nad nami. Było nam tam dobrze i doznaliśmy w tym miejscu wiele życzliwości. Jednak teraz, gdy jestem już na swoim, chciałabym przejąć trud kształcenia i utrzymania tej dwójki. Mam wystarczające dochody, żeby tego dokonać. Ich wykaz jest w załączniku do pisma.

Narada trwała dość długo, ale wreszcie sędzina ogłosiła, że od dnia dzisiejszego Kasia staje się opiekunem prawnym małoletnich Wojciecha i Mirosławy Małków. Kasi spadł wielki kamień z serca.

Dzieci przeniosły się do niej na dobre. Od września Wojtek zaczął naukę w technikum mechanicznym, a Mirka kontynuowała swoją w liceum gastronomicznym. Od października Kasia zainaugurowała swoje zajęcia na uczelni. Nadal pracowała jak mrówka wykonując prace na zlecenie zaprzyjaźnionych galerii. To zapewniało godziwy dochód. Mirka wspomagała domowy budżet zatrudniając się do obsługi w lokalach lub na okazjonalnych imprezach typu wesela, chrzciny czy stypy. Nie biedowali. Wciąż też utrzymywali kontakt z ośrodkiem i jego dyrektorką, która zawsze udzielała jakichś rad.

Magda w marcu powiła śliczną córeczkę i tak jak obiecała, Kasia niosła małą do chrztu. Przylgnęła już na dobre do Magdy i jej rodziny. Traktowała ją jak swoją własną, a małą uwielbiała nieprzytomnie. Tylko czasem mając chwilę oddechu siadywała przy kuchennym stole i zamyślała się nad swoim życiem, i życiem swojego rodzeństwa. Co by było, gdyby nie odebrano ich rodzicom i nie trafiliby do sierocińca? Czy rodzice, którzy nie zasłużyli sobie na miano rodziców, zatłukliby całą trójkę na śmierć? Co by było, gdyby nie spotkała Magdy? Kim byłaby dzisiaj? Czy kolejną kobietą, która była na tyle słaba, że stoczyła się na dno idąc w ślady swoich rodziców? Co stałoby się z jej rodzeństwem? Odganiała te myśli. Jest silna dzięki tym wszystkim ludziom, którzy ją wspierali przez te wszystkie lata. Jest silna dzięki Magdzie, niezwykłej kobiecie, która pochyliła się nad losem dziecka i niemal je wychowała na dobrego, wartościowego człowieka.



Ostatni raz poprawiła łańcuch na choince i zapaliła światełka. Za chwilę zjawi się Wojtek, Magda z Michałem i maleńką Sonią. Dzięki Mirce wszystko wygląda pysznie. Narobiła się dziewczyna, ale to przecież jej pasja i sens życia. Kasia pomogła w przygotowaniach, ale lwia część roboty przypadła siostrze. Ta wigilia była pierwszą, którą miała spędzić z Magdą. Była podekscytowana. Te święta były wyczekiwane, bo nie mieli ich spędzać w ośrodku, ale we własnym domu.

Usłyszała dzwonek i pobiegła otworzyć drzwi. Po chwili witała się z Magdą, Michałem i swoją chrześnicą.

- Zapraszam kochani. Mam nadzieję, że się nie rozczarujecie.

Łamanie się opłatkiem i składanie sobie życzeń wzruszyło Kasię do łez. Magdzie też podejrzanie błyszczały oczy. Po kolacji rozdawano prezenty. To była robota dla Wojtka. Siedzieli przy aromatycznej kawie i pysznym cieście nucąc cicho kolędy.

- Czyż nie jest pięknie kochani – przerwała ciszę Kasia. – To się nazywa magia świąt. O takich zawsze marzyłam. Marzyłam, żeby były rodzinne, ciepłe, wyczekiwane, z opłatkiem, choinką, karpiem i kolędami. To wspaniały, magiczny czas, za który dziękuję wam z całego serca – uniosła kieliszek z winem do góry. - Wypijmy za magię świąt. Bardzo was wszystkich kocham.


K O N I E C

21 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page