top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

MATCZYNE SERCE - rozdziały: 6, 7, 8, 9, 10 ostatni (z cyklu: inne moje opowiadania)

ROZDZIAŁ 6


Iwona miała naprawdę problem. Do opuszczenia mieszkania został jej zaledwie tydzień. Biegała od jednego znajomego do drugiego, od jednej koleżanki do drugiej, ale nikt nie chciał jej pomóc. Każdy wymawiał się trudnym położeniem, że mieszka z rodzicami, a oni nigdy się nie zgodzą na żadną lokatorkę. Wreszcie dotarło do niej, że została zupełnie sama. Koleżanki, które uważała do niedawna za swoje prawdziwe przyjaciółki, którym stawiała drinki, które zabierała na imprezy i fundowała niezliczoną ilość prezentów w postaci ciuchów i kosmetyków najwyraźniej wypięły się na nią. Zdesperowana zawitała w końcu do swojej babci. Nie spodziewała się takiego chłodnego przyjęcia z jej strony. W końcu była jej jedyną wnuczką. Babcia uchyliła drzwi, które blokował solidny łańcuch. Spojrzała na wnuczkę przeciągle.

- Czego chcesz?

- Nie wpuścisz mnie?

- A po co miałabym cię wpuszczać? Po to, żebyś sprawiła mi łomot taki sam jak matce? Idź swoją drogą. Nie chcemy cię znać.

- Nie możesz mi pomóc? Muszę wynieść się z mieszkania i nie mam się gdzie podziać. Pod most mam iść? Jestem twoją jedyną wnuczką do cholery! Gdzie jest matka?! Jak mogła mnie zostawić w tak trudnym położeniu?!

- Nie wrzeszcz, bo tu nie jest bazar. Ja już nie mam wnuczki, podobnie jak moja córka nie ma córki. Myślisz, że powiem ci, gdzie ona jest? Po moim trupie! Idź dokąd tylko ci się podoba. Jesteś dorosła, masz pieniądze i to nie moja sprawa, co zrobisz.

Gdzieś za plecami Iwony uchyliły się drzwi i wyszedł z nich jakiś starszy, postawny mężczyzna.

- Jakiś problem Zosiu? A panienka niech się nie awanturuje, bo wezwę policję.

Iwona podniosła ręce w poddańczym geście.

- Dobra już dobra, idę. Jeszcze tego pożałujesz – syknęła do babki. Odwróciła się na pięcie i zbiegła ze schodów. Zofia odpięła łańcuch i wyszła na korytarz.

- Dziękuję panie Edmundzie. Zareagował pan w samą porę. Dziękuję też za zamontowanie łańcucha. Ta bezczelna dziewucha była gotowa wtargnąć mi do mieszkania.

- Nie ma za co pani Zosiu. Ma tupet ta pani wnuczka, ale tak jak obiecałem, będę czujny.



W poniedziałkowy poranek Ewa wraz z Wandą udały się do Centrum Szkolenia Policji. Już na miejscu Wanda poprosiła swoją koleżankę, żeby zaprowadziła Ewę do kierownika działu, w którym miała pracować. Kobieta wskazała im sekretariat.

- Trzeba się zaanonsować u sekretarki. Jesteś umówiona na ósmą więc nie będzie problemu.

Ewa podziękowała i już sama bez towarzystwa Wandy weszła do sekretariatu. Przedstawiła się siedzącej tam kobiecie nadmieniając, że jest umówiona na rozmowę.

Kobieta trochę dziwnie popatrzyła na jej zasłoniętą okularami twarz, ale bez słowa wstała i zapukała do przeszklonych matowym szkłem drzwi.

- Pani Zakrzewska na rozmowę. Była umówiona.

- Tak pamiętam. Poproś.

Kobieta szerzej otworzyła drzwi pozwalając Ewie przejść i zaraz zamknęła je za nią.

- Dzień dobry – Ewa wyciągnęła rękę na przywitanie. – Ewa Zakrzewska.

Mężczyzna odwzajemnił uścisk.

- Leszek Malchar. To ja będę pani bezpośrednim zwierzchnikiem. Proszę spocząć – wskazał Ewie fotel i sam usiadł naprzeciw. – Proszę coś o sobie opowiedzieć. Może najpierw o tym skąd pani ma te siniaki.

- Zostałam napadnięta i pobita. Jeszcze to końca tego tygodnia mam zwolnienie – wyciągnęła z teczki stosowny druk. – Oto jego duplikat, bo oryginał musiałam zostawić w poprzednim miejscu pracy. Mogłabym więc zacząć pracować od następnego poniedziałku.

- W porządku. Proszę mi jeszcze naświetlić po krótce, czym zajmowała się pani w poprzedniej firmie.

- Pracowałam w rachubie. Naliczałam pensje, urlopy, zwolnienia, druki PIT dla pracowników. Obsługuję program „Płatnik” i inne niezbędne także w księgowości.

- To świetnie się składa. Mamy wystarczającą ilość pracowników, którzy zajmują się wypłatami dla pracowników mundurowych, bo jest ich więcej niż cywilnych. Osoba, która zajmowała się do tej pory cywilami przeszła na emeryturę dlatego mieliśmy wakat. Z tego, co pani mówi i z dokumentów, które pani przyniosła wnioskuję, że posiada pani odpowiednie doświadczenie i poradzi sobie. Tu mam umowę na czas nieokreślony, bo przechodzi pani do nas na porozumienie stron. Stawka trzy i pół tysiąca brutto. Odpowiada pani?

Ewa była oszołomiona. Nie spodziewała się aż tyle.

- Tak…, tak… jak najbardziej.

- W takim razie proszę o podpis na dwóch egzemplarzach. Jeden dla pani, drugi dla mnie – Malchar wstał i uścisnął jej dłoń. – Witamy na pokładzie. Zaraz poproszę moją sekretarkę, żeby pokazała pani pokój, w którym będzie pani pracować, a my widzimy się w poniedziałek.

Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie dziękując mu za wszystko. Wyszła z jego gabinetu z wypiekami na twarzy i w towarzystwie sekretarki przeszła kawałek korytarzem. Kobieta w pewnym momencie stanęła przed jednym z pokoi i przekręciła klucz w drzwiach.

- Tu będzie pani urzędować.

Pokoik był nieduży. Stało biurko, komputer i dwie szafy na dokumenty. Okno było zakratowane, ale pomyślała, że to pewnie ze względów bezpieczeństwa.

- Jak pani przyjdzie w poniedziałek, proszę się do mnie zgłosić. Objaśnię, gdzie co jest. W szafach są wszystkie dokumenty, które będzie musiała pani przejrzeć, żeby mieć rozeznanie. To chyba wszystko.

Na korytarzu pożegnały się i Ewa dołączyła do Wandy i jej koleżanki.

- Nie przedstawiłam ci jej – Wanda nadrabiała niedopatrzenie. – To Krysia Wolska. Gdybyś miała jakieś pytania to wal do niej jak w dym.

- Przede wszystkim bardzo dziękuję za załatwienie mi tej pracy – Ewa serdecznie uśmiechnęła się do kobiety. – To rzecz nie do przecenienia i jestem pani bardzo wdzięczna.

- Krysia, po prostu Krysia. Tu właściwie wszyscy mówią sobie po imieniu, a przynajmniej personel cywilny.

Pożegnały się z sympatyczną Krysią i wyszły na zewnątrz. Ewa była podekscytowana. Zduszonym szeptem mówiła do Wandy

- Wyobraź sobie, że umowa opiewa na stawkę trzy i pół tysiąca brutto. W życiu nie zarobiłam takich pieniędzy mimo, że pracowałam w trzech miejscach.

- Stawki są tu chyba trochę wyższe niż gdziekolwiek. W końcu to policja, służba mundurowa. Musi być w jakiś sposób doceniana, finansowo także. Tu się pożegnamy kochanie, bo ja lecę do firmy. Trafisz do domu, tak?

- Oczywiście, już trochę poznałam te kąty. Dziękuję, że ze mną poszłaś. Do zobaczenia.

Postanowiła jednak nie wracać do domu. Miała sporo czasu, nikt jej nie poganiał i mogła spokojnie pójść na spacer. Tak też zrobiła. Po drodze kupiła sobie lody w waflowym kubku i przysiadła na parkowej ławeczce. Tu był taki spokój, przyjemny chłód i ładnie utrzymane alejki. Gdzieś w oddali dostrzegła plac zabaw i mnóstwo wszechobecnej zieleni. Oparła się wygodnie o oparcie ławki i przymknęła oczy. Czy kiedykolwiek miała takie momenty relaksu? Nie przypominała sobie. Podzieliła swoje życie na połowę. Jedna, ta najszczęśliwsza kończyła się wraz ze śmiercią Kazimierza. Druga była wiecznym szarpaniem się z rzeczywistością i z Iwoną. Teraz to już trzeci etap. Spokojny, bez trosk i kłopotów. Bezpieczny, bo ma pracę i będzie zarabiać na swój byt, no i ma przytulny dom, do którego będzie wracać. Tak miało być od początku, bo o tym marzyli oboje. Teraz po latach doszła do wniosku, że najlepiej jest nic nie planować, bo z reguły wszystkie plany biorą w łeb mimo, że człowiek bardzo się stara.

Od tych myśli oderwał ją dźwięk telefonu. Spojrzała na wyświetlacz i odebrała natychmiast.

- Dzień dobry mamuś, co tam?

- Witaj kochanie. Musiałam zadzwonić, bo wczoraj miałam nalot twojej córki. Gdyby nie łańcuch u drzwi, to pewnie wtargnęłaby do mieszkania. Przyszła pełna złości i pretensji do całego świata, tylko nie do siebie. Chciała, żebym ją wpuściła, bo za tydzień musi opuścić mieszkanie. Pogoniłam ją, a sąsiad zagroził, że jak się nie przestanie drzeć, to wezwie policję.

- To było do przewidzenia, że w końcu trafi do ciebie. Dobrze postąpiłaś. Ja już wcale o niej nie myślę. Dzisiaj podpisałam korzystną umowę i za tydzień idę do pracy. Pomyślałam nawet, żebyś przyjechała tu na sobotę i niedzielę. Kursuje stąd sporo autobusów do Warszawy. Wsiądę w jakiś wcześnie rano i przyjadę po ciebie. W niedzielę po południu pojechałabyś już sama. To nie jest tak daleko. Autobusem to może jakieś czterdzieści minut.

- Dobrze Ewuniu. To umawiamy się na sobotę. Bardzo się cieszę. Do zobaczenia.

Ewa rozłączyła rozmowę. - Iwona jednak nie odpuszcza – pomyślała. – Na pewno nie ma już pieniędzy, a jeśli w ogóle coś zostało, to niewiele. Masz to, na co zasłużyłaś. Zasłużyłaś jak diabli. Nie ugnę się już, bo to byłby kolejny błąd, a ona i tak nie potrafiłaby tego docenić, bo wciąż uważa, że wszystko jej się od życia należy. Skończyły się dobre czasy moja panno. Skończyły bezpowrotnie.

Wstała z ławki i ruszyła w stronę domu. Po drodze weszła jeszcze do sklepu ogrodniczego i kupiła kilka torebek z nasionami kwiatów. Postanowiła wysiać je na kawałku ziemi przylegającej do szklarni z pomidorami.


W sobotę rano wstała bardzo wcześnie. Już w piątek sprawdziła rozkład autobusów i postanowiła jechać o siódmej dziesięć. Przed ósmą była już pod domem mamy. Przywitały się serdecznie. Zofia upiekła duży sernik więc zapakowały go ostrożnie do torby. Jeszcze kilka osobistych rzeczy i mogły jechać.

Ten weekend spędziły naprawdę przyjemnie. Staszek po południu zorganizował grilla i zebrał całą familię przy stole w ogrodzie. Zofia pokroiła swoje ciasto, a Ewa zrobiła wszystkim kawę.

W niedzielę pokazała mamie miasto i miejsce, w którym będzie pracować. Zofia wyjeżdżała wzruszona życzliwością tych ludzi. Staszek zadeklarował się, że ją odwiezie, bo miała co zabierać. Obdarowana sporą ilością pomidorów i jarzyn łapała się za głowę mówiąc, że starczy jej na cały miesiąc.


W poniedziałek Ewa stawiła się w biurze jeszcze przed siódmą. Nie chciała się spóźnić. Dzięki Krysi poznała lokalizację wszystkich ważniejszych pomieszczeń i tych, którzy je zajmowali, bo Krysia nie omieszkała przedstawić im nowego pracownika. Potem Ewa poszła do sekretariatu po instrukcje.

Kierownik wprowadził ją we wszystko. Pokazał dokumenty. Nie sądziła, że mogłaby sobie z czymś nie poradzić, bo to o czym mówił znała bardzo dobrze. Na koniec uśmiechnął się do niej życząc powodzenia.

Z przyjemnością zabrała się do pracy. Poukładała wszystkie segregatory po swojemu, żeby wiedzieć gdzie co jest i nie szukać. Czuła się dziwnie kiedy wyszła z pracy o piętnastej i nie musiała biec do sprzątania biur. Całe popołudnia od teraz będzie miała tylko dla siebie. Nie musiała dorabiać, bo była pewna, że to co zarobi w Centrum wystarczy jej na dostatnie życie.

Dni mijały. Siniaki zeszły całkowicie. Łuki brwiowe po ściągnięciu szwów goiły się dobrze. Z przyjemnością zajęła się ogródkiem. Staszek skopał jej kawałek ziemi, którą podzieliła na małe grządki wysiewając na nich astry, gazanie, cynie i nieśmiertelniki na suche bukiety.

Wieczorami siadywała wraz z resztą familii przy kawie wsłuchując się w ciszę i chłonąc zapach kwiatów. Nabierała energii i chęci do życia. Tu wreszcie poczuła błogi spokój.



Już od miesiąca szwendała się po mieście bez celu nie wiedząc kompletnie, co ma ze sobą począć. Z prawie trzystu tysięcy na lokacie zostało jej zaledwie trzy. Nie ruszała ich, a raczej wzięła tylko tyle, żeby starczyło jej na przeżycie. Właściwie to żywiła się wyłącznie bułkami i mlekiem. Wychudła na wiór. Przy jej wzroście prawie stu osiemdziesięciu centymetrów wyglądała jak patyk. Nadal nie miała żadnego lokum. Sypiała na dworcu, albo na ławce w parku. Do noclegowni poszła tylko raz, ale okradziono ją i nie próbowała już nigdy więcej. Na szczęście zabrano tylko ciuchy. Zatrzymała się przy jakiejś eleganckiej knajpie i przytknęła nos do szyby. Nerwowo przełknęła ślinę. Nie pamiętała, kiedy ostatnio jadła jakiś porządny obiad. Przecież nawet matka przestała jej gotować. Potarła nerwowo czoło. Dopiero po chwili zauważyła, że macha do niej jakiś facet. Był niski i dość otyły z resztkami włosów na łysej głowie. Podszedł do szyby. Z ruchu jego warg domyśliła się, że chce, żeby weszła. Pomyślała, że czemu nie? Ciekawe czego od niej chce?

Nie zastanawiając się przekroczyła próg restauracji i podeszła do stolika, przy którym siedział. Łakomie spojrzała na stojący przed nim talerz wypełniony ziemniaczanym puree, burakami i kawałkiem pieczeni. Zauważył to i uśmiechnął się obleśnie.

- Usiądź. Chyba jesteś głodna. Na co masz ochotę? Zamawiaj śmiało, ja stawiam.

Zamówiła krem z kalafiora i taki sam zestaw na drugie danie, jaki stał przed mężczyzną.

- Jak masz na imię?

- Iwona… Co pan chce w zamian za ten obiad?

- Myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc. Jesteś ładna. Prowadzę małą agencję fotograficzną. Mógłbym zrobić ci portfolio. Masz idealne warunki na modelkę. Chodziłaś kiedyś po wybiegu?

- Nigdy.

- Mogłabyś zrobić karierę, a przy okazji zarobić niezłe pieniądze.

- A co pan będzie z tego miał?

- Trzydzieści pięć procent jak zaczniesz zarabiać Na teraz mogę zaproponować ci mój dom. Będziesz miała gdzie spać i będziesz mogła o siebie zadbać.

To była nęcąca oferta. Nie musiałaby nic robić tylko pozować do zdjęć. Żadna ciężka praca, a raczej sama przyjemność.

- Zgadzam się, ale zastrzegam, że jak mi się nie będzie podobało, to odchodzę.

- W porządku. Jeśli zjadłaś, to jedźmy.


Dom był dość spory otoczony wysokim murem. Jej nowy znajomy zatrzymał samochód przed ręcznie kutą bramą i wcisnął guzik pilota. Brama bezszelestnie rozsunęła się i samochód przejechawszy przez nią zatrzymał się na sporym podjeździe.

- Jesteśmy na miejscu. Zapraszam.

- Jak mam się do pana zwracać? Nie przedstawił się pan.

- Paddy, mów mi Paddy.

- Dziwne imię.

- To pseudonim artystyczny i tylko nim się posługuję.

Wnętrze domu przedstawiało się imponująco i zrobiło na Iwonie piorunujące wrażenie. Chyba nigdy nie była w takim miejscu. Wszędzie marmurowe posadzki i ściany wyłożone lustrami. Ogromny salon z wielkimi oknami, przez które roztaczał się widok na pięknie utrzymany ogród i basen. Mężczyzna zaprowadził ją na piętro i wskazał jeden z pokoi.

- Tu będziesz spała. Pokój połączony jest z łazienką. Wejdź. Możesz wziąć kąpiel i doprowadzić się do porządku. Jeśli się pośpieszysz, zrobimy jeszcze małą sesję. Ja pójdę przygotować atelier. Jak będziesz gotowa, to zejdź do salonu.

Omiotła wzrokiem pokój. Był typowo kobiecy. Przez moment przeszło jej przez myśl, że nie jest pierwszą, która korzysta z tych luksusów. To jednak było tylko chwilowe. Odgoniła te myśli. Cóż mogą ją obchodzić inne kobiety? Facet jest na pewno dobrze po czterdziestce i ma jakąś przeszłość za sobą. Najważniejsze, że na pewno jest bajecznie bogaty, a ona, skoro już tutaj trafiła, postara się czerpać z tego bogactwa jak najwięcej i to nieważne jakim kosztem. Rozebrała się do naga i weszła do łazienki. Złote gałki przy armaturze, porcelanowa wypasiona wanna o nietypowym kształcie na pozłacanych, rzeźbionych nóżkach robiły wrażenie. Zatkała odpływ korkiem i wybrała jedną ze stojących przy wannie butelek z płynem do kąpieli. Nalała szczodrze i puściła strumień wody. Weszła do wanny i zanurzyła się w pachnącej jakąś egzotyczną nutą pianie. Przymknęła oczy. Tak właśnie powinno wyglądać jej życie. Powinna czerpać z niego pełnymi garściami, a nie przejmować się zarabianiem pieniędzy czy szukaniem jakiejś nory do zamieszkania.

Otulona w miękki szlafrok zeszła na dół.

- Paddy! – zawołała. – Jesteś tu?

- Jestem. Zapraszam.

Atelier było równie luksusowe jak reszta domu. Pod dużym, panoramicznym oknem stała duża sofa. Iwona usiadła na niej, a Paddy podał jej kieliszek szampana.

- Napij się, to cię trochę odpręży. Do zdjęć powinnaś być rozluźniona i wyglądać jak najbardziej naturalnie. Zrobię najpierw kilka zbliżeń twarzy, a potem całej sylwetki. Rozpuść włosy i usiądź wygodnie. Zaczynamy.



ROZDZIAŁ 7


Paddy co trochę zmieniał pozycję fotografując ją z każdej strony i wciąż powtarzając, że to będą rewelacyjne zdjęcia, bo ona jest bardzo piękna, taka naturalna i świeża.

- Teraz ułóż się na kanapie i odsłoń ramię. O właśnie tak. Pokażemy trochę seksapilu. Teraz wstań i podejdź do okna. Odsłoń obydwa ramiona. Cudownie. Koniecznie muszę zrobić twój akt. Będzie zmysłowy, naładowany erotyką.

- Jak to akt? Mam się rozebrać do naga?

- Moja droga Ivonne, to wręcz niezbędne przy takiej sesji. Nie bądź pruderyjna i pozwól się docenić koneserom. To będzie akt artystyczny, a nie wyuzdana golizna.

W końcu dała się przekonać. Szlafrok z cichym szelestem upadł na podłogę odsłaniając jej nagie ciało. Paddy oblizał obleśnie usta. Poczuł suchość w gardle. Ta dziewczyna podgrzewała wszystkie jego zmysły.

- Jesteś po prostu boska – wyszeptał. Zrobił kilka ujęć i pozwolił jej narzucić szlafrok. – Skończyliśmy. Ja teraz pójdę do ciemni wywołać zdjęcia, a ty masz czas wolny. Jeśli masz ochotę, możesz posiedzieć przy basenie, lub nawet popływać. W pokoju na pewno znajdziesz jakiś strój kąpielowy. Korzystaj też z barku. Jest tam szampan i inne trunki do wyboru do koloru.

Skorzystała a jakże. Nie miała zamiaru ograniczać się w niczym. Wieczorem Paddy zawołał ją do salonu i poinformował, że zamówił kolację.

- Idź teraz do swojego pokoju i przebierz się. Na łóżku leży odpowiednia sukienka na dzisiejszy wieczór i dodatki do niej. Jesteś taka śliczna, że należy ci się stosowna oprawa, by jeszcze bardziej podkreślić twoją urodę.

Sukienka leżała doskonale. Jej głęboko szafirowy kolor idealnie współgrał z kolorem jej oczu. Do niej zdobny naszyjnik i sandałki na wysokiej szpilce. Przejrzała się w lustrze. Już nie przypominała w niczym tej dziewczyny, która jeszcze rano włóczyła się po ulicach Warszawy.

Paddy czekał na nią u podstawy schodów. Podał jej dłoń i pomógł usiąść przy stole. Nagle bezszelestnie i nie wiadomo skąd pojawił się człowiek w białym uniformie niosąc srebrną tacę, na której parowały jakieś potrawy. Zdziwiła ją obecność tego faceta. – Kelner? – pomyślała, ale Paddy szybko rozwiał jej wątpliwości.

- Iwono poznaj Henryka. To człowiek do wszystkiego. Pracuje już dla mnie ponad dwadzieścia lat.

- Służący?

- Raczej przyjaciel.

- Myślałam, że mieszkasz tu sam?

- Bo tak jest. Henryk zajmuje mały dom w ogrodzie i kiedy jest mi potrzebny, przychodzi tutaj. Jutro o dziesiątej rano podstawisz samochód Henryku i zawieziesz nas do galerii. Trzeba zadbać o image naszej Iwony i kupić jej trochę ciuszków.

Henryk w milczeniu kiwnął głową i oddalił się. Iwona na dźwięk słowa „ciuszki” uśmiechnęła się radośnie do Paddy’ego.

- Zabierzesz mnie na zakupy?

- Oczywiście moja droga. Nie mogę pozwolić, żebyś chodziła w byle czym. A teraz jedzmy, kolacja stygnie.


Kolejny dzień przyniósł jej miłe niespodzianki. Paddy nie oszczędzał na niej. Kupował wszystko, co było trendy. Niezliczona ilość toreb z markowymi sukienkami, bluzkami, spódnicami, spodniami i butami lądowała w bagażniku limuzyny. Do tego parę eleganckich płaszczyków i mnóstwo bielizny osobistej. Iwona z tej wielkiej radości uściskała go i cmoknęła w policzek. W życiu nie miała tak pięknych rzeczy, a Paddy urzeczywistnił jej marzenia.

Przed powrotem do domu zjedli jeszcze obiad w ekskluzywnej restauracji. Odwiózłszy ją pod bramę powiedział jej, że wróci dopiero na kolację, bo ma do załatwienia kilka interesów. Przesiadł się do swojego samochodu i ruszył w miasto. Henryk pomógł jej z zakupami po czym zniknął jak duch. Do kolacji było mnóstwo czasu. Postanowiła zwiedzić dom, ale ku jej rozczarowaniu pozostałe pokoje były zamknięte na klucz podobnie jak atelier.

Przebrała się w kostium i poszła popływać. Potem wyciągnęła się na leżaku wystawiając do słońca twarz. – To jest dopiero życie. Jestem stworzona do niego. Piękny dom, wspaniałe ubrania, pyszne, wykwintne jedzenie. O tym przecież marzyłam.

Rzeczywiście w jej mniemaniu urodziła się po to, żeby tak właśnie żyć. Nie przyszło jej tylko do głowy, że Paddy nie jest taki bezinteresowny i robi to wyłącznie dla jej ładnej buzi, że nie jest dobrym wujkiem, który będzie sponsorował jej zachcianki. Paddy nigdy nikomu nie robił prezentów, bo zawsze miał w tym swój interes. Siedział właśnie w kasynie w Mercure Grand Hotel wraz z czterema mężczyznami i rozprawiał cicho. Nigdy nie grał, nie ulegał grom hazardowym. Lubił jedynie tę specyficzną atmosferę kasyna i dlatego był stałym bywalcem tego miejsca.

- Mam nowy towar panowie. Trochę jeszcze nieokrzesany i nieoszlifowany jak brylant, ale wkrótce to się zmieni. Spójrzcie, – wyciągnął plik zdjęć – czyż nie jest piękna i taka niewinna?

Mężczyźni oglądali fotografie i cmokali z uznaniem.

- Stawka taka jak zawsze? – zapytał jeden z nich.

- Nic się nie zmieniło. Trzydzieści tysięcy za noc. To co dacie jej nadprogramowo nic mnie nie obchodzi. Wkrótce będzie gotowa i wtedy dam wam znać. Kolejność korzystania odwrotna niż poprzednio. Sprawiedliwość musi być – roześmiał się chrapliwie. Dopił swojego drinka i pozbierał zdjęcia wsadzając je do wewnętrznej kieszeni marynarki. – Czas na mnie. Będziemy w kontakcie.

Paddy wrócił do domu, gdy Henryk nakrywał do stołu w salonie. Przywitał się z nim i zapytał o Iwonę.

- Jest na górze. Trochę pływała i opalała się.

Paddy zatarł dłonie.

- To dobrze, to bardzo dobrze. Pójdę po nią.

Leżała na łóżku przeglądając jakieś czasopismo. Jej „dobrodziej” wsunął się cicho do pokoju i uśmiechnął się.

- Czas na kolację moja piękna. Na pewno zgłodniałaś. Zapraszam.

Po raz pierwszy jadła przegrzebki i inne owoce morza. Smakowały jej podobnie jak bliny z kawiorem. Wszystko szczodrze zapijała czerwonym winem. Paddy jej nie żałował i wciąż dolewał. Włączył cichą, spokojną muzykę i poprosił ją do tańca. Mimo tuszy był naprawdę niezłym tancerzem. Śmiała się i wirowała aż zakręciło jej się w głowie. Zachwiała się lekko, ale Paddy podtrzymał ją. Ewidentnie była już wstawiona. Wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju. Rozpiął sukienkę i ściągnął ją z niej. Z biustonoszem i majtkami nie miał najmniejszych problemów. Wkrótce leżała przed nim naga zasłaniając się wstydliwie dłońmi.

- Paddy, co ty wyprawiasz? – mamrotała. – Wykorzystujesz sytuację. Niegrzeczny chłopiec – roześmiała się.

Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, co stanie się za chwilę. Paddy w pośpiechu pozbawił się ubrania i całym ciężarem ułożył się na niej. Odpychała go. Był gruby, a ona nie mogła oddychać. W końcu oparł się na łokciach wciąż jednak przylegając do niej całym sobą.

- Bądź grzeczną dziewczynką, wujek Paddy nie zrobi ci krzywdy. Wujek Paddy da ci rozkosz o jakiej nie śniłaś.

Mimo krępej postury i ewidentnej nadwagi natura hojnie go obdarzyła. Był pobudzony. Przyssał się do jej ust wpychając w nie język. Ręka powędrowała w kierunku jej płci i zaczęła gwałtowną penetrację. Mimo wewnętrznego oporu poczuła przyjemność i poddała się ruchom jego palców wzdychając i jęcząc. Rozchylił jej nogi i ustami wdarł się w to najwrażliwsze miejsce. Drażnił językiem, kąsał zębami. Nie był jej pierwszym facetem. Posiadała jakieś doświadczenia seksualne, ale to co wyprawiał ten człowiek doprowadzało ją do utraty zmysłów.

Uznał, że jest wystarczająco wilgotna więc wszedł w nią brutalnie i głęboko. Krzyknęła. Jego członek był gruby i długi. Niemal ją rozerwał. Jednak po chwili ból ustąpił. Wsadził jej palec w odbyt dokładając jej dodatkowych bodźców. Po chwili przeniósł się tam z członkiem wciąż drażniąc jej płeć. Dostała tak silnego orgazmu jak jeszcze nigdy w życiu. Rzucał jej ciałem na wszystkie strony. Nie potrafiła nad tym zapanować. Paddy też wystrzelił i poczuł ulgę. Odgarnął jej włosy z twarzy. Dyszała ciężko. Leżała z zamkniętymi powiekami usiłując zrozumieć, co się stało. W końcu uspokoiła oddech i spojrzała na Paddy’ego.

- Zgwałciłeś mnie… - wychrypiała.

Paddy uśmiechnął się i pogładził jej policzek.

- Nie zrobiłem niczego, czego sama byś nie chciała. Masz wobec mnie pewne zobowiązania, pamiętasz? Będziesz musiała za nie zapłacić. Na pocieszenie ci powiem, że sama przy tym nieźle się obłowisz, więc korzyść będzie obopólna. Jutro to powtórzymy. Zobaczysz, że zrobię z ciebie mistrzynię seksu, a teraz śpij dobrze. Do jutra - zsunął się z łóżka, pozbierał swoje ubranie i wyszedł z pokoju.

Długo leżała nie mając siły, żeby się podnieść i pójść do łazienki. Czyżby Paddy chciał z niej zrobić ekskluzywną dziwkę? Wszystko na to wskazywało. Z drugiej strony seks nie jest przecież niczym złym. Jest przyjemny i w dodatku można na tym zarobić niezłą kasę. To i tak jest zdecydowanie lepsze niż praca za marne grosze na przykład przy sprzątaniu. Tu pieniądze są duże i zarabia się je szybko, łatwo i przyjemnie. Dzięki nim można prowadzić życie na wysokim poziomie. To była silna pokusa. Siedząc w wannie przekonywała samą siebie, że postępuje właściwie.

Przez kolejny tydzień Paddy wprowadzał ją w tajniki seksualnych przyjemności. Wreszcie uznał, że jest gotowa.

- Wieczorem pięknie się ubierzesz i pojedziesz pod ten adres – podał jej wizytówkę. - Henryk cię zawiezie. Będziesz damą do towarzystwa pewnego polityka i bardzo majętnego człowieka. To ma być przyjęcie. Po nim wiesz, co masz robić. Po wszystkim zadzwonisz po Henryka, który przywiezie cię do domu.

Niewątpliwie posiadała dar. Dar szybkiego przywykania do sytuacji, w jakiej się akurat znajdowała. Nie miała problemu z wtopieniem się w to bogate towarzystwo dyskutujące o wszystkim i o niczym. Jadła najlepsze jedzenie na świecie i tańczyła z ludźmi wiele znaczącymi w tym kraju. Kiedy ostatni goście opuścili przyjęcie wraz ze swoim dzisiejszym partnerem udała się do sypialni. Był mniej więcej w wieku Paddy’ego, ale w przeciwieństwie do niego był szczupły i dystyngowany. Już na piętrze szepnął jej, że uwielbia to robić w wannie. Nie sprzeciwiała się. Wanna wielkością przypominała mały basen. Zrzuciła sukienkę i pomogła mężczyźnie rozebrać się z garnituru. Starała się być miła. To było jej pierwsze zlecenie i pragnęła się z niego wywiązać jak najlepiej. Uprawiała z nim seks kilkakrotnie tej nocy. Rano wręczył jej w kopercie pięć tysięcy mówiąc, iż ma nadzieję na kolejne spotkanie i że jest bardzo zadowolony. Kiedy ona dzwoniła po Henryka, on wybierał numer do Paddy’ego. Powiedział mu, że dziewczyna jest rewelacyjna i zamawia ją jak kolejka się skończy, czyli za jakiś miesiąc.

- Pieniądze przelałem ci już na konto. Dziękuję i do zobaczenia.


Jednak nie każde zlecenie kończyło się tak przyjemnie. Któregoś ranka wróciła do domu tak pobita, że nawet Paddy oniemiał. Miała podbite oczy, ślady palców na szyi świadczące ewidentnie o duszeniu jej, liczne zasinienia na rękach i nogach, a co gorsza krwawiła z pochwy. Wprawdzie jej oprawca wynagrodził jej te, jak powiedział „niedogodności” wręczając jej dziesięć tysięcy, ale obiecała sobie, że już nigdy nie pójdzie do takiego brutala.

Paddy wezwał do domu znajomego ginekologa, żeby zbadał Iwonę. Lekarz był wstrząśnięty. Już na osobności powiedział Paddy’emu, że powinien odrzucić tego klienta.

- Zobaczysz, że dojdzie do sytuacji, że któregoś dnia ten drań posunie się nieco dalej i zatłucze ci dziewczynę na śmierć. Ona co najmniej przez miesiąc nie może uprawiać seksu. Wykluczone.

Paddy wyglądał jak rozjuszony byk. Natychmiast zadzwonił do krewkiego klienta i wyłuszczył mu sprawę.

- Ty pieprzony sadysto, już nigdy nie załatwię ci żadnej dziewczyny. Wysłałem ci pierwszorzędny, ekskluzywny towar, a co ty mi odesłałeś? Jak mogłeś ją tak zmaltretować? Odbiło ci? Przez ciebie ona nie może pracować co najmniej przez miesiąc. Żądam odszkodowania za utracone zarobki i zwrot kosztów leczenia, dla niej też. Jeśli nie zapłacisz, zgłoszę to na policję. Tam też mam wysoko postawionych przyjaciół.

- Już dobrze Paddy… Trochę mnie poniosło. Czy suma stu tysięcy dla ciebie i dziesięciu tysięcy dla niej będzie satysfakcjonująca?

- Może być. Masz mi to natychmiast przelać na konto.

- Bez obaw. Zaraz to zrobię i przepraszam.

- W dupie mam twoje przepraszam –Paddy był wściekły. Odłożył słuchawkę i poszedł do pokoju Iwony.

- Jak się czujesz?

- Jakby walec przeze mnie przejechał.

- Zażądałem odszkodowania za utracone zarobki od zwyrodnialca. Dostaniesz dziesięć tysięcy dodatkowo. A teraz odpoczywaj. Henryk przyniesie ci obiad do pokoju. Ja jadę do apteki zrealizować recepty. Niedługo wrócę.


Siniaki poznikały, ale uraz w niej pozostał. Prosiła Paddy’ego, żeby przed każdym zleceniem wybadał preferencje klienta. Nie chciała powtórnie przeżywać tego samego. Podobnie musiała się czuć jej matka, kiedy ona ją pobiła. Po raz pierwszy w życiu pożałowała, że ma taki krewki temperament.



Minął rok od kiedy Ewa przeniosła się do Legionowa. Była tu naprawdę szczęśliwa. Koteccy stali się jej rodziną. Zawsze wspólne święta, na które Staszek przywoził jej mamę z Warszawy, wspólne urodziny i inne uroczystości rodzinne. Niedawno odbył się chrzest pierwszego wnuka Staszka. Był przeszczęśliwy, kiedy się urodził. Ściskał długo rękę syna i przytulał synową, bo chłopak przyszedł na świat zdrowy i krzepki. Dali mu na imię Maciej. Ewa też została zaproszona na chrzciny. Już nie wyobrażali sobie, że miałoby jej nie być. Mirek bardzo ją szanował. Bardzo też cenił sobie jej rady odnośnie pielęgnacji maleństwa. Jakoś do niej miał większą śmiałość niż do swojej teściowej i często o coś ją pytał.

W pracy układało jej się świetnie. Była lubiana, bo nigdy nie narzekała i zawsze była uśmiechnięta. Kierownik także poznał się na niej, bo okazało się, że jest prawdziwym tytanem pracy. Zawsze solidna, uczciwa aż do bólu i przy tym bardzo skromna. Często przyznawał jej nagrody i premie, bo uważał, że swoją rzetelną pracą w pełni na nie zasłużyła. Wrosła w tę społeczność i przyzwyczaiła się. Z natury bardzo skrzętna nie wydawała na siebie zbyt wiele. Sporo oszczędziła mawiając, że to na gorsze czasy. Ogródek choć niewielki, to jednak pozwalał na wyhodowanie własnych jarzyn, które wystarczały jej na okres zimy. Dzieliła się nimi z mamą, a i tak było ich aż nadto. Nie pozwoliła Staszkowi usunąć szklarni.

- To nie jest dobry pomysł. Mnie wystarczy tej ziemi, która jest wokół niej, a ty sadź pomidory i ogórki i to będzie najlepsza korzyść z niej. Sama chętnie wysieję pomidorki koktajlowe, albo te mięsiste bawole serca. Są pyszne.

Staszek czuł się przekonany i nie rozebrał szklarni. Uważał, że Ewa jest naprawdę mądrą kobietą i wie, o czym mówi. Podobała mu się ta jej gospodarność, brak rozrzutności i cierpliwość z jaką pochylała się nad każdą czynnością. Uwielbiał jej towarzystwo. Uwielbiał wspólne poranki w ogrodzie i rozmowy nad filiżanką kawy. Ta filigranowa kobieta całkowicie zawojowała jego serce.

Teraz, gdy nastało lato często spędzali soboty nad Zalewem Zegrzyńskim. Brali w kosze wałówkę na cały dzień, wygodne leżaki i jeździli nad wodę. To wystarczało, żeby zrelaksować się i nabrać sił na następny tydzień. Ewa nie brała urlopu. Nie był jej potrzebny. Odpoczywała w weekendy. Jeśli pogoda nie zapowiadała się zbyt dobrze, jeździła do mamy do Warszawy spędzając z nią całe dwa dni. Chodziły wtedy na cmentarz podumać nad grobami swoich zmarłych mężów.

Teraz też siedziały obok siebie na ławeczce przy grobie Kazimierza zadumane i zapatrzone w palące się znicze.

- Myślisz czasem o Iwonie? – zapytała nieoczekiwanie Zofia. Zaskoczyła Ewę tym pytaniem jakby wiedziała, co dzieje się w jej duszy.

- Długo nie myślałam i starałam się zapomnieć, ale jak można zapomnieć własne dziecko? Wciąż pamiętam i czasem zastanawiam się gdzie ona jest i jak sobie radzi. Wiem, że taki lodowaty prysznic był jej potrzebny, żeby się opamiętała. Może się zmieniła? Może dojrzała? Może zrozumiała jak wiele krzywdy mi wyrządziła? Trudno powiedzieć. Chciałabym przynajmniej wiedzieć, czy żyje, czy jest bezpieczna i czy ma co jeść. Tak naprawdę mam mieszane uczucia.

- A mnie się wydawało, że ją widziałam kiedyś na mieście, ale pomyślałam sobie, że musiałam się pomylić i wzrok płata mi figle. Ta kobieta była elegancko ubrana jak dama i chyba była w ciąży, ale tego nie jestem już pewna. Pomyślałam, że to na pewno nie jest Iwona. Prędzej spodziewałabym się dziewczyny w podartych jeansach i wyciągniętej bluzce.

- Masz rację, to na pewno nie była Iwona. Chodźmy już, bo autobus mi ucieknie.



Iwona wpadła do domu Paddy’ego wściekła niczym furia. Nigdy, odkąd pracuje dla niego nic takiego jej się nie przydarzyło. Zdziwiony Paddy usadził ją na kanapie i podał kieliszek z koniakiem.

- Napij się, uspokój i powiedz, co się stało.

- Pękła prezerwatywa. Jak się zorientowałam było już po wszystkim.

- Moja droga, – uśmiechnął się szeroko – takie rzeczy się zdarzają.

- Owszem, ale nie mnie. W dodatku mam teraz dni płodne. Jak nie zajdę w ciążę to będzie cud.

- Nie zajdziesz, a nawet jeśli, to pozbędziemy się problemu.

Spojrzała na niego podejrzliwie.

- Co masz na myśli? Jak to pozbędziemy się?

- No zwyczajnie usuniemy ciążę – bagatelizował sprawę.

- Nie ma mowy – odrzekła kategorycznie. – Może nie jestem dobrym człowiekiem, ale dziecka nie wyskrobię.

- Jeśli tak, to będziesz musiała poszukać sobie innego zajęcia i innego mieszkania. Ja nie będę niańczył cudzych bachorów.

- Jakoś to załatwię – mruknęła. Najwyżej urodzę i oddam. Będzie po sprawie. Na razie nie wiadomo, czy w ogóle będę w ciąży, prawda?

Sama nie wierzyła w to, o czym powiedziała Paddy’emu. Miała jakieś dziwne przeczucie, że tym razem jej się nie upiecze i faktycznie ta noc okaże się brzemienna w skutki.


Ta noc była brzemienna w skutki. Zrobiła test, a nawet dwa i już miała pewność. Dopóki nie było widać brzucha nadal brała zlecenia i zaspokajała bogatych mężczyzn. Jednak końca czwartego miesiąca nie mogła już ukryć. Wtedy dopiero przyznała się Paddy’emu, że jest w ciąży. Na usunięcie było zdecydowanie za późno. Był zły. Wyrzucał jej, że była jego najlepszą dziewczyną, a teraz będzie musiał poszukać nowej.

- Zawiodłaś i mnie i klientów. Bardzo mi przykro, ale będziesz musiała opuścić ten dom.

- Zrobię jak zechcesz, ale pomóż mi znaleźć jakieś niedrogie mieszkanie. Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy. Dzięki tobie zarobiłam ich dosyć. Wiem, że wystarczy jeden twój telefon i załatwisz mi jakieś lokum. Masz przecież takie rozległe znajomości…

- To będzie ostatnia rzecz jaką dla ciebie zrobię.

- A ja chciałam zapytać, czy mam szansę powrotu do ciebie.

- Mocno w to wątpię. Po porodzie posypie ci się figura i nie będziesz już taka atrakcyjna dla klientów.

- Postaram się, żeby tak się nie stało.

- Jeśli się nie zmienisz, to wtedy pogadamy.



ROZDZIAŁ 8


Paddy dotrzymał słowa i znalazł jej jednopokojowe mieszkanie w jednym z bloków na Ursynowie. Dał kontakt do właściciela i uznał sprawę za zamkniętą. Iwona tak jak nagle pojawiła się w domu Paddy’ego, tak nagle znikła. Paddy żałował, bo rzadko się zdarzało, żeby trafił na piękną i w dodatku tak pojętną dziewczynę. Wciąż napędzała mu sporo gotówki, bo klienci najchętniej korzystali właśnie z jej usług.

Miała pięć miesięcy do rozwiązania. Uregulowała płatność za mieszkanie za osiem miesięcy z góry. Sądziła, że po tym okresie uda jej się wrócić do swojego „pracodawcy”. Póki co szperała po internecie chcąc załatwić sprawę adopcji. Nie miała zamiaru zatrzymać tego dziecka. Nie miała pojęcia jak się nim zająć. Nie czuła żadnego instynktu macierzyńskiego. To dziecko trafiło się przypadkiem, było skutkiem nieuwagi i zwyczajnego braku czujności. Ona wiedziała, że nie nadaje się na matkę. Nie tego pragnęła w życiu. Chciała nadal pracować dla Paddy’ego, żyć w luksusie i korzystać z pieniędzy, jakie zarabiała na zleceniach. Mimo wszystko starała się, aby ta ciąża przebiegała prawidłowo. Założyła sobie kartotekę w przychodni i regularnie chodziła się badać. Dbała o swoje ciało. Wcierała w nie tony kremów zapobiegających rozstępom. Nie mogła dopuścić, żeby wyglądała gorzej po porodzie niż przed nim.



Staszek siedział u brata w mieszkaniu i rozmawiał z bratową. Nie przyszedł tu bez wyraźnego powodu, ale nie bardzo wiedział jak ma powiedzieć Wandzie, co leży mu na wątrobie.

- No wyduś to wreszcie – Wanda popatrzyła na niego z uśmiechem. – Przecież widzę, że od paru tygodni chodzisz jak struty. Co się dzieje?

- No dzieje się, dzieje, ale tylko w mojej głowie i sercu – mruknął.

Bratowa spojrzała na niego z błyskiem w oczach.

- W sercu? To ani chybi zakochałeś się mój drogi! Kim jest szczęśliwa wybranka?

- Nie kpij Wandziu, bo nie jest mi lekko. To Ewa…

- Ewa? O mój Boże…, a ona o tym wie?

- No skąd!? – obruszył się. – Nie miałem odwagi jej tego wyznać. Jeszcze pomyślałaby, że zwariowałem na starość. To taka uczciwa, dobra i porządna kobieta, a przy tym pracowita i lubi porządek tak jak ja. Pasujemy do siebie, tylko nie mam pojęcia, czy ona uważa podobnie.

- No to bracie masz niezły zgryz. Ja za ciebie tego nie załatwię. Ty sam musisz zdobyć się na odwagę i powiedzieć jej o tym, bo inaczej będziesz usychał z tej miłości. Kup ładny bukiet kwiatów i idź do niej wieczorem. Wyznaj jej co czujesz. Może i ty nie jesteś jej obojętny. Na pewno lubi twoje towarzystwo i ma dla ciebie wiele sympatii, to widać.

Posłuchawszy rady bratowej kupił wielki bukiet czerwonych róż i wieczorem niepewnie zapukał do drzwi Ewy. Kiedy otworzyła uśmiechnął się do niej nieśmiało.

- Wpuścisz mnie?

- Pewnie, wchodź – otworzyła szerzej. – A co tam ukrywasz za plecami?

Wyciągnął zza nich to wielkie naręcze kwiatów i wręczył jej.

- Proszę, to dla ciebie.

Patrzyła zaskoczona na te ogromne, czerwone, cudnie pachnące róże.

- A z jakiej okazji?

- Tak bez okazji. Chciałbym porozmawiać.

- No dobrze. Siadaj w takim razie, a ja zrobię kawy.

Wlewając ją do filiżanek ukradkiem zerkała na Staszka. – Jakiś dziwny jest dzisiaj i nie zachowuje się tak jak zwykle. – Postawiła przed nim aromatyczny płyn i cukierniczkę. – To o czym chciałeś porozmawiać?

Początkowo nie miał pojęcia, od czego ma zacząć. Kilka razy brał głęboki oddech, aż w końcu przemówił.

- Chciałbym ci coś wyznać. Wiem, że możesz się zdziwić, ale proszę wysłuchaj mnie do końca zanim cokolwiek powiesz. Odkąd się pojawiłaś u nas pokochaliśmy cię wszyscy. Jesteś taka cicha, skromna, niezwykle uczynna. Prawdziwy anioł. Od razu wzbudziłaś moją sympatię. Bardzo cię polubiłem. Uwielbiam nasze poranki przy kawie i wieczorne, długie rozmowy z tobą. Z biegiem czasu ta sympatia przekształciła się w coś znacznie głębszego. Pokochałem cię całym sercem. Jesteśmy do siebie podobni. Oboje owdowieliśmy. Pochowaliśmy nasze pierwsze miłości, ale myślę, że jesteśmy jeszcze dostatecznie młodzi, by móc urządzić sobie życie od nowa. Moglibyśmy być ze sobą szczęśliwi Ewa.

Zaskoczył ją zupełnie. Nie miała pojęcia, że ten dobry, spokojny mężczyzna ją kocha. A przecież i jej zależało na nim bardzo i nawet kiedyś pomyślała, że gdyby miała wychodzić drugi raz za mąż to właśnie za niego. Zalśniły jej w oczach łzy. Jego słowa poruszyły ją do głębi.

- Trochę mnie zaskoczyłeś Staszku, – powiedziała drżącym głosem – ale muszę powiedzieć, że i ty jesteś dla mnie bardzo ważny. Nie wiem, czy to jest miłość, ale na pewno wiem, że przy tobie mogłabym być szczęśliwą kobietą.

Twarz Staszka rozpłynęła się w szerokim uśmiechu. Nie spodziewał się takich słów. Spodziewał się raczej delikatnej, taktownej odmowy. Ucałował jej dłonie.

- Pobierzmy się Ewa, nie czekajmy z tym. Czas i tak pracuje przeciwko nam – wyjął z kieszeni małe puzderko i wysupłał z niego złoty, skromny pierścionek. Ukląkł przed nią i patrząc jej w oczy poprosił o rękę. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku na znak zgody. Po chwili na jej palcu błyszczało zaręczynowe cacko.

- Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy – wyszeptał Staszek. – Szedłem tu z duszą na ramieniu, bo nie wiedziałem jak na to wszystko zareagujesz. Tak się cieszę, że się zgodziłaś. Podjadę po ciebie jutro do pracy i załatwimy termin w urzędzie. Moglibyśmy wziąć ślub kościelny, ale ja nie jestem jakoś specjalnie religijny i chyba głupio bym się czuł biorąc kościelny ślub w wieku czterdziestu sześciu lat. Zgadzasz się, żeby to był tylko ślub cywilny?

- Zgadzam.

- Co powiesz na pierwszą sobotę lipca?

Potarła czoło rozbawiona.

- Ty naprawdę chcesz to załatwić w ekspresowym tempie, ale niech będzie lipiec.


Rano idąc spacerkiem do pracy zadzwoniła do mamy informując ją o tej radosnej nowinie. Zofia nie była wcale zdziwiona. Za każdym razem jak przyjeżdżała do Legionowa widziała tę szczególną relację między swoją córką a Koteckim.

- Bardzo się cieszę Ewuniu. Staszek, to wspaniały człowiek. Myślę, że będziesz z nim szczęśliwa.

- Też tak uważam mamusiu. Szykuj się więc na początek lipca.


Staszek już skoro świt nie omieszkał powiadomić reszty rodziny o swoim szczęściu. Gratulowali mu, a Mirek upewnił go, że postępuje słusznie.

- Pani Ewa na pewno będzie dobrą żoną. Ja od dawna traktuję ją jak matkę, do której zawsze mogę pójść i zwierzyć się z kłopotów. Nigdy jeszcze mi źle nie poradziła. To super kobieta tato.

W krótkim czasie załatwili wszystko. Uiścili w urzędzie stosowne opłaty i wynajęli małą knajpkę na przyjęcie. Uznali, że huczne wesele już im nie przystoi. Zresztą nawet nie mieliby skąd wziąć tylu gości. Mama Ewy, Wanda z Władkiem, Mirek z żoną i jego teściowie, a z pracy tylko Krysia Wolska z mężem, to byli wszyscy uczestnicy tej uroczystości. Wanda i Władek byli świadkami.

Pierwsza, wspólna noc była dla nich obojga odkrywaniem siebie. Ani jedno, ani drugie nie uprawiało seksu przez lata. Oboje byli skrępowani i mocno zażenowani, jednak pokonali nieśmiałość. Gorące, pełne namiętności pocałunki rozpaliły ich oboje. Ten akt był niespieszny, jakby chcieli celebrować każdą minutę, ale w końcu spełnili się w nim.


Ewa przeniosła się do Staszka. Zaczęli wspólne życie w harmonii i poszanowaniu. Byli zgodni i razem podejmowali wszystkie decyzje. Ewa ponownie bardzo doceniła stan małżeński. Wreszcie nie musiała być zdana wyłącznie na siebie, bo miała oparcie w mężu. Swoje mieszkanie zostawiła w stanie nienaruszonym. Pomyślała, że to dobre rozwiązanie w razie, gdyby mama chciała odpocząć i przyjechać tu na dłużej.



Była już na ostatnich nogach. Brzuch wyraźnie się opuścił dając tym samym znak, że zbliża się termin rozwiązania. Była sama. Na nikogo nie mogła liczyć. Nie mogła więc dopuścić do sytuacji, żeby bóle złapały ją w czasie snu. Umówiła się z lekarzem, że dwa dni przed rozwiązaniem położy ją na oddział. Zanim się na nim znalazła, poczyniła już pewne kroki. Przede wszystkim napisała wniosek do sądu opiekuńczego, że nie chce zatrzymać córki i dołączyła do niego wszystkie niezbędne dokumenty. Miała świadomość, że dopiero po wyjściu ze szpitala taki wniosek może złożyć, ale wolała być przygotowana. Że to będzie dziewczynka wiedziała już od co najmniej trzech miesięcy. Jeszcze w domu przeszukując internet natrafiła na coś, co bardzo jej odpowiadało. Przy swoim mało empatycznym charakterze odczuwała opór przed oddaniem dziecka byle komu. Wpadło jej najlepsze jej zdaniem oczywiście rozwiązanie tej sytuacji. Adopcja ze wskazaniem. Procedura była dość szybka. Jej matka na pewno nie będzie oponować przed wzięciem tego malucha. Dobrze pamiętała, jak bardzo zależało jej na dobrym wychowaniu jej samej, jak bardzo się starała, jak bardzo zabiegała, żeby ta miała wszystko. – Ze mną ci się nie udało, ale może z wnuczką ci się powiedzie. Przecież to też twoja krew. To taka mała zemsta z mojej strony, ale jak zobaczysz maleństwo to na pewno mi wybaczysz.

Nie znała jej adresu, ale podała adres babki. – Znajdą cię. Babka nie może zataić przed sądem twojego adresu zamieszkania – myślała z satysfakcją. – Już widzę twoją minę. Ależ się zdziwisz mamusiu.

Poród przebiegł prawidłowo i bez powikłań. Ją wypisano po trzech dniach. Dziecko zatrzymano na oddziale do wyjaśnienia sprawy. Było podobne do Iwony. Te same chabrowe oczy i te same czarne włosy, które dość gęsto porastały główkę dziewczynki.

Iwona odetchnęła. Teraz wreszcie będzie mogła zająć się sobą. Zrzucić trochę kilogramów, zaliczyć kilka razy SPA i osiągnąć dzięki temu wymarzoną sylwetkę. Pewnie będzie musiała odciągać mleko, ale to już drobnostka.

Sześć tygodni po porodzie udała się do sądu i tam złożyła orzeczenie o zrzeczeniu się praw rodzicielskich do córki. Zostawiła wszystkie dokumenty. Teraz musiała tylko czekać na reakcję matki, ale tak naprawdę była w stu procentach przekonana, że ona nie będzie miała sumienia odmówić.



Staszek wyprostował się i otarł pot z czoła. Od dwóch godzin pielił wraz z Ewą grządki w ogrodzie.

- Chyba twój telefon dzwoni Ewuniu.

Wytarła dłonie w fartuch, którym była przepasana i podeszła do ogrodowego stolika.

- Halo. Witaj mamuś. Co słychać?

- Oj słychać kochanie i to całkiem sporo. Jednak mój wzrok mnie nie mylił. To Iwonę widziałam wtedy na mieście. Pamiętasz jak ci opowiadałam o eleganckiej kobiecie w ciąży? To była ona. Iwona. Przed chwilą wyszła stąd kobieta, która pracuje w sądzie opiekuńczym. Okazało się, że nasza Iwonka urodziła dziecko, dziewczynkę i zrzekła się do niej praw. W dodatku złożyła wniosek o adopcję ze wskazaniem. I wiesz kogo wskazała? Ciebie. Musiałam tej kobiecie podać twój adres zamieszkania i powiedzieć, że nie nazywasz się już Zakrzewska, tylko Kotecka. Jestem pewna, że dostaniesz wezwanie do tego sądu. I co ty na to? Wywinęła ci kolejny numer.

Zszokowana Ewa nie mogła wykrztusić słowa. Jej córka do wszystkich swoich wad mogła doliczyć jeszcze jedną. Była wyrodną matką. Jak można zrzec się praw do własnego dziecka? To w ogóle nie mieściło się w granicach jej pojmowania.

- Ewa jesteś tam? – dobiegł do niej głos matki.

- Jestem, jestem. Zastanawiam się co zrobić, ale chyba nie mam wyjścia. Mam pozwolić, żeby moja wnuczka wychowywała się w obcej rodzinie? Wyrażę zgodę na tę adopcję. Muszę o wszystkim powiedzieć Staszkowi. On w końcu też ma coś do powiedzenia, prawda?


Do Warszawy pojechali razem. Staszek nie chciał jej zostawiać samej w tej stresującej sytuacji, a ona bardzo się obawiała, że będzie musiała stanąć oko w oko ze swoją córką. Iwona jednak nie pojawiła się. Rozprawa była formalnością. Ewa podpisała stosowne dokumenty i dowiedziawszy się, że dziecko może odebrać z ośrodka adopcyjnego niezwłocznie tam pojechała.

Widok tego maleństwa kompletnie ją rozczulił. Była taka podobna do Iwony. Staszek pospieszał ją. Widział jak bardzo emocjonalnie zareagowała i nie chciał, żeby rozkleiła się zupełnie. Po drodze do Legionowa zrobili jeszcze niezbędne zaopatrzenie dla takiego maluszka łącznie z wózkiem i łóżeczkiem.

Przed świętami Bożego Narodzenia ochrzcili dziewczynkę biorąc za chrzestnych Mirka i jego żonę. Dali jej na imię Magda.

Ewa nie chciała rezygnować z pracy. Długo rozmawiała na ten temat ze Staszkiem.

- Lubię tę robotę i teraz z powodu Madzi mam z niej zrezygnować?

- Ja znalazłem wyjście i to najlepsze z możliwych. Ściągniemy do Legionowa twoją mamę. Świetnie się trzyma i jak to mówią, jeszcze by diabłu łeb urwała. Ona posiedzi z dzieciakiem do twojego powrotu z pracy, a potem ty się nią zajmiesz. Przecież może mieszkać w twoim mieszkaniu i tak stoi puste. Trzeba ją tylko zapytać, czy zgodzi się tu przenieść.

Ewa podeszła do męża i wycisnęła na jego ustach słodkiego buziaka.

- Jesteś genialny. Dlaczego ja na to nie wpadłam? Zaraz do niej zadzwonię i zapytam.

Zofia z entuzjazmem przyjęła ten pomysł. Była jeszcze pełna werwy i zapału. - Poradzimy sobie córuś – pocieszała Ewę. – Nie takie bryły przed nami były, a ja z ochotą zajmę się maleństwem. To kiedy mam się pakować?


Czas przystopował. Ewa spokojnie mogła pracować, bo mama zajmowała się małą. Potem ona przejmowała pałeczkę a nierzadko i Staszek włączał się do niańczenia. Uwielbiał dzieci. Swojego wnuka Macieja kochał nad życie, chociaż nie widywał go zbyt często. Magdę też pokochał równie mocno i mógł się nią cieszyć każdego dnia.



Stanęła nago przed lustrem i z satysfakcją omiotła wzrokiem swoją sylwetkę. Nikt by nie powiedział, że przed trzema miesiącami urodziła dziecko. Była znowu szczupła, ponętna i warta grzechu. Ubrała się elegancko robiąc przed tym staranny makijaż. Czekała na właściciela mieszkania. Dzisiaj upływał termin umowy jaką z nim zawarła. Usłyszała dzwonek do drzwi i poszła otworzyć. Stojący przed nimi mężczyzna obrzucił ją pełnym podziwu spojrzeniem.

- Proszę wejść i sprawdzić, czy wszystko jest tak jak powinno.

- O, jestem o tym przekonany. Proszę tylko o klucze i jest pani wolna.

Wręczyła mu je dziękując za wynajem. Złapała za uchwyt walizki i podeszła do windy. Na dole czekała już na nią zamówiona wcześniej taksówka. Kazała się wieźć pod dom Paddy’ego.

Nacisnęła na dzwonek u bramy. Po chwili ukazał się Henryk.

- Dzień dobry Henryku. Pamiętasz mnie jeszcze?

- Oczywiście Iwono. Idziesz do Paddy’ego?

- Tak, jeśli jest w domu.

- Jest. Na razie nigdzie się nie wybiera – otworzył bramę i wpuścił ją. – Wiesz, dokąd iść. Na razie.

Weszła do znajomego wnętrza. W salonie ujrzała Paddy’ego rozmawiającego z jakąś dziewczyną.

- Witaj Paddy – Iwona przerwała tę konwersację. – Kupę lat. Zrobisz mi sesję?

Paddy zerwał się z kanapy jak oparzony i podbiegł do niej.

- Iwona? Mój Boże! Iwona… Jesteś jeszcze piękniejsza niż wtedy, gdy opuszczałaś ten dom – zlustrował ją od stóp do głów. – No, no… Jestem pod wrażeniem. Zadbałaś o siebie dziewczyno. Chcesz wrócić do pracy? Na pstryknięcie palca mam dla ciebie stałych klientów. Tęsknili za tobą.

- Ja za nimi też. Może nie za wszystkimi, ale za większością. Będę mogła zająć jeden z pokoi? Opuściłam przed chwilą mieszkanie, które pomogłeś mi wynająć i nie bardzo mam się gdzie podziać.

- Możesz zająć swój dawny pokój. Czeka na ciebie. Rozgość się. Zanim jednak pójdziesz na górę chcę ci przedstawić nasz nowy nabytek. To Monika, – przedstawił dziewczynę – a to Iwona. - Podały sobie ręce. – Jestem umówiony na obiad z kilkoma przyjaciółmi w restauracji „Stary Dom” i byłoby miło, gdybyście zechciały mi towarzyszyć. Będą dwaj twoi dobrzy znajomi Iwono. Na pewno twój widok ich ucieszy.

- Z wielką przyjemnością Paddy. Pójdę się rozpakować i wybrać coś ładnego na ten obiad.

Znowu poczuła, że jest na swoim miejscu. Wspaniała, znana restauracja oferowała pyszne jedzenie. Towarzystwo było przemiłe, prawiło niezliczoną ilość komplementów. Z jednym z mężczyzn spędziła tę noc. To był człowiek, którego dobrze znała, bo był jej pierwszym klientem, wyjątkowo ułożony i sympatyczny. Lubiła seks z nim, bo był delikatny, pozbawiony brutalności i przyjemny. Rano zameldowała się u Paddy’ego bogatsza o dziesięć tysięcy. Nareszcie wróciła do gry.



ROZDZIAŁ 9


Magda była wesołym dzieckiem. Rzadko płakała. Chowała się też zdrowo. Ewa pilnowała szczepień, ale też nie chuchała i nie dmuchała, nie trzęsła się nad dzieckiem tak jak kiedyś nad Iwoną, nie starała się jej chować pod kloszem. Wciąż wzorowała się na swojej mamie i chętnie słuchała jej rad chcąc się ustrzec od powielenia błędów wychowawczych jakie popełniła w przypadku swojej córki. Kiedy mała skończyła dwa lata Ewa zapisała ją do żłobka. Uznała, że oprócz kontaktu z Maciejem powinna mieć też kontakt z innymi dziećmi. Pierwszy tydzień był dość ciężki, bo Magda tęskniła i popłakiwała, ale później było już coraz lepiej. Ciepłe popołudnia spędzała z dziadkiem w ogrodzie. Tam uczył ją rozpoznawania roślin, pokazywał ciekawe rzeczy i ciekawie o nich opowiadał. Dziecko chłonęło te informacje z otwartą buzią. Pomoc Zofii nadal była nieoceniona. Ewa doszła do wniosku, że mogłaby przecież zostać z nimi na zawsze.

- Po co płacić mamuś za tamto mieszkanie, to wywalone w błoto pieniądze. Oddajmy je do spółdzielni. Na co nam ono? Jesteś coraz starsza. Ja bardzo się cieszę, że wciąż jesteś sprawna i doskonale sobie radzisz, ale czas dla nas wszystkich jest nieubłagany. Gdyby nagle coś cię dopadło ja jestem tuż obok i zawsze będę mogła ci pomóc.

- Masz rację. Trzeba było od razu tak zrobić.

- Wezmę kilka dni urlopu i pojedziemy do Warszawy, żeby to załatwić. Niestety będę musiała wziąć Magdę ze sobą, bo przecież Staszek musi iść do pracy.

Dwa dni później wsiadły w autobus i pojechały do stolicy. Pracy miały sporo, bo dużo rzeczy trzeba było po prostu wyrzucić. Stare meble, ubrania, zużyte sprzęty, wszystko wylądowało na śmietniku. Noc spędziły na starym tapczanie Zofii gniotąc się na nim we trójkę. Następnego dnia po śniadaniu ruszyły na cmentarz. Skoro były już w Warszawie chciały zaliczyć i to. Już na miejscu mała zadawała mnóstwo pytań. Czterolatce to miejsce wydawało się dość dziwne.

- A czyj to grób?

- Dziadka Kazimierza. Szkoda, że nie żyje, bo jestem pewna, że bardzo by cię kochał. Jesteś nawet do niego podobna. On też miał takie niebieskie oczy i ciemną czuprynę – posadziła małą na kolanach i przytuliła ją.

- A czemu ja nie mam mamusi? Wszystkie dzieci mają mamusie a ja nie.

- Ty też masz mamusię, tylko nie wiemy, gdzie ona jest. Za to masz mnie, prababcię Zosię, dziadka Staszka, ciocię Wandę i wujka Władka. Masz Maćka, z którym możesz się pobawić i mnóstwo koleżanek w przedszkolu. A teraz chodźmy. Trzeba zrobić jeszcze jakieś zakupy.

Spacerkiem przeszły przez cmentarną bramę. Madzia podskakiwała wesoło uczepiona babcinej dłoni.

- Babciu kupisz mi loda?

- Kupię, ale zjesz dopiero po obiedzie, dobrze?

- Dobrze.



Samochód zatrzymał się na światłach przy cmentarzu. Spory ruch był dzisiaj. Iwona z nudów przytknęła nos do szyby obserwując przechodniów. Nagle wyprostowała się jak struna. Poznała je. Poznała je wszystkie. Jej matka, jej babka i jej córka właśnie wychodziły zza cmentarnej bramy. – Nieźle się trzyma staruszka. Babka też niczego sobie, ale mała jest śliczna. Podobna do mnie.

Ciekawe jak dały jej na imię. Wiedziałam, że matka nie zawiedzie i podejmie się opieki nad małą. Dobrze ją znam. Ulitowałaby się nawet nad zapchlonym kotem a co dopiero nad własną wnuczką – uśmiechnęła się ironicznie. Samochód ruszył. Skręciła głowę i obserwowała jeszcze jak znikają za zakrętem.


Następnego dnia do południa poszły zdać klucze do spółdzielni. Potem jeszcze załatwiły sprawy meldunkowe. Już na mieście zjadły obiad a Ewa zadzwoniła do męża informując go, że są gotowe do powrotu i czekają na niego na placu zabaw przy osiedlu, na którym mieszkała Zofia. Mała była w swoim żywiole a one siedziały na ławce pilnując dobytku Zofii. Nie było tego wiele. Zaledwie trzy walizki. U Ewy było wszystko, co potrzebne i nie miało większego sensu zabieranie stąd czegokolwiek zwłaszcza, że większość rzeczy swoje lata świetności miała już za sobą.



- Chciałabym się usamodzielnić Paddy – Iwona wyciągnęła się na kanapie w salonie i obserwowała reakcję swojego „pracodawcy” Pociągnął łyk koniaku i spojrzał na nią przeciągle.

- Co masz na myśli?

- Chciałabym kupić jakieś mieszkanie i wyprowadzić się stąd. Nie zrozum mnie źle, bo jest mi tu jak w raju. Zawsze było. Ostatnio jednak odczuwam potrzebę posiadania własnego kąta, czegoś naprawdę mojego. Mam już trzydziestkę na karku i chyba nadszedł czas na jakąś stabilizację. Oczywiście zawsze będę pod telefonem, bo nie zamierzam zrezygnować z pracy dla ciebie.

- Starzejesz się moja śliczna Ivonne. Latka lecą i już nie jesteś tak świeża i młoda jak kiedyś. Klienci się wykruszają, a ci nowi wolą młode dzierlatki przed dwudziestką. Jednak skoro tak bardzo tego pragniesz ja nie będę się sprzeciwiał. Szukaj swojego szczęśliwego kąta.

Tak właśnie zrobiła. Przez te wszystkie lata zaoszczędziła sporo pieniędzy i to nie dlatego, że miała naturę podobną do matki, która zawsze liczyła się z każdym groszem. Paddy zarabiał dzięki niej ogromne sumy i spokojnie mógł utrzymywać nie tylko ją, ale i inne dziewczyny. Nie wydawała na czynsz, na jedzenie, na ciuchy, bo to wszystko dostawała za darmo. Oprócz pieniędzy miała sporo kosztowności. To były prezenty od jej klientów za dobrze wykonaną usługę.

Oferty mieszkań studiowała niezwykle starannie. Nie chciała jakiegoś wielkiego apartamentu, ale też nie wchodziła w grę nędzna klitka. Wreszcie udało jej się nabyć siedemdziesięciometrowe mieszkanie z ogromnym salonem połączonym z otwartą na niego kuchnią, ekskluzywną łazienką i sporą sypialnią. Spodobało jej się. Wreszcie miała coś swojego. Nadal dużo pracowała wbrew temu co twierdził Paddy. Była zadbaną trzydziestką, zawsze pachnącą i pociągającą. Wciąż na niej zarabiał więc nie miał prawa narzekać.



Lata mijały. Mała Magda wyrosła na piękną dziewczynę. Chowana w miłości, czerpiąca z mądrości i doświadczeń starszych stała się panną uwrażliwioną na nieszczęścia innych, współczującą i gotową nieść wszelką pomoc. Kiedy skończyła osiemnaście lat Ewa przeprowadziła z nią ważną rozmowę. Nie chciała już dłużej ukrywać przed wnuczką prawdy. Opowiedziała jej o swoim życiu, o córce, która tak bardzo ją rozczarowała i wreszcie o tym jak to się stało, że Magda została zaadoptowana.

- Nie mam pojęcia kochanie, kto jest twoim ojcem, bo w dokumentach twoja matka nie wspomniała o tym słowem. Matka nazywa się Iwona Zakrzewska i nie wiem, gdzie przebywa i co robi. Jeśli ci zależy na odszukaniu i poznaniu jej, ja nie będę cię powstrzymywać, ale też musisz być przygotowana na to, że jeśli ją spotkasz, czekać cię może ogromne rozczarowanie. Z tego co wiem, ona nigdy cię nie widziała. Tuż po porodzie kazała cię zabrać z sali. To bardzo przykre, ale taka właśnie jest prawda.

- Czyli nie chciała mnie? Po prostu pozbyła się mnie? –Magda miała łzy w oczach. Ewa smutno pokiwała głową.

- To i tak dobrze, że miała na tyle rozumu, żeby wnieść o adopcję ze wskazaniem. Gdyby nie to nawet nie miałabym pojęcia, że mam wnuczkę i że może trafić do zupełnie obcych ludzi. Myślę, że w ten sposób chciała się na mnie odegrać, chociaż dla mnie było to największe szczęście, bo jak po raz pierwszy wzięłam cię na ręce, wiedziałam, że będę kochać cię całym sercem.

Magda przytuliła się do babci.

- I ja cię bardzo kocham babciu, a matki nie mam zamiaru szukać. To bez sensu. Dobrze mi tak jak jest teraz i ona wcale do szczęścia nie jest mi potrzebna.

Po zdanej celująco maturze Magda stanęła przed dylematem, co chce dalej robić w życiu. Rozważała dwie możliwości. Pójście na weterynarię lub medycynę. Już wcześniej skłaniała się ku tej drugiej. Od jakiegoś czasu pielęgnowała Zofię. Staruszka skończyła już osiemdziesiąt lat i coraz częściej dopadły ją choroby wieku starczego.

- Wybiorę jednak medycynę babciu – mówiła do Ewy. – Wiem, że studia są trudne, ale przecież dam radę.

Najgorszy był czas oczekiwania na wynik egzaminu. W dzień wywieszenia list przyjętych pojechali wraz z Magdą do Warszawy. Denerwowali się wszyscy. Kiedy ujrzeli ją wybiegającą z uczelni z wielkim uśmiechem na ustach, wiedzieli już, że mają przed sobą przyszłą panią doktor.

- Koniecznie musimy to uczcić – przejęty Staszek ocierał ukradkiem łzy z policzków. Magda przytuliła się do niego drugim ramieniem obejmując Ewę.

- Strasznie was kocham. Mam najlepszych dziadków na świecie. Zawdzięczam wam absolutnie wszystko.

- I my bardzo cię kochamy Madziu, a teraz zapraszam was na pyszny obiad – Staszek szarmancko otworzył drzwi żonie, a potem wnuczce. – Wsiadajcie.


Minęło kolejnych sześć lat. Magda ukończyła akademię medyczną i zaczęła pracę w jednym z warszawskich szpitali. Jeszcze w czasie studiów zrobiła prawo jazdy i teraz każdego dnia dojeżdżała do pracy własnym samochodem. Było to trochę uciążliwe, ale nie miała zamiaru wyprowadzać się z Legionowa. Jej rodzina była już bardzo wiekowa. Dziadkowie nadal byli w miarę sprawni, ale prababcia Zosia już tylko leżała. Każdego dnia Magda wraz z dziadkiem przenosiła ją na wygodny leżak do ogrodu, żeby mogła choć trochę zażyć świeżego powietrza. Wujostwo też jakoś dawało sobie radę. Dzięki temu, że Magda była na miejscu zawsze mogli zwrócić się do niej o pomoc, gdy któreś z nich zaniemogło.



Poczuła się odstawiona na boczny tor. Dostawała coraz mniej zleceń. Paddy ewidentnie się starzał i zamiast zabiegać o klientów czerpał z zapasów finansowych, które posiadał. Dwa miesiące na Bahamach z dziewczyną, która mogłaby być jego wnuczką. Przez te dwa miesiące jego nieobecności Iwona musiała radzić sobie sama. Nadal wyglądała nieźle, ale przez tony nałożonej na twarz tapety przebijała się sieć zmarszczek a pod ubraniami funkcjonowało ewidentnie zwiotczałe ciało. Przestała być atrakcyjnym towarem. Nic dziwnego. Niewiele brakowało jej do pięćdziesiątki. Już nie pomagały tony kremów ujędrniających wcieranych każdego dnia w ciało. SPA też nie było rozwiązaniem. Nie mogła cofnąć czasu. Nawet operacja plastyczna, na którą się zdecydowała poprawiła sytuację tylko w niewielkim stopniu. Twarz się starzała jak i reszta jej ciała.

W końcu widząc, że Paddy nie wykazuje żadnego zainteresowania dalszym pomnażaniem swojego majątku musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Któregoś dnia przyjechała do niego i korzystając, że go nie ma skopiowała jego notes z numerami telefonów do klientów. Sama zaczęła do nich wydzwaniać i przypominać się im, ale większość z nich nie była zainteresowana, co mocno ją rozczarowało. Jej niedawni klienci stali się nagle poważnymi biznesmenami, głowami rodzin i porządnymi obywatelami nie mogącymi pozwolić sobie na żaden skandal, a już na pewno nie na tego rodzaju rozgłos w brukowej prasie.

Zaczęła tracić grunt pod nogami. Przestała zarabiać. Nie miała pomysłu na siebie, bo przecież nic innego nie potrafiła robić. Pieniądze topniały. Żeby poprawić nieco stan posiadania spieniężyła swoje luksusowe mieszkanie i wprowadziła się do niewielkiej kawalerki. Upadła już tak nisko, że oddawała się mężczyznom za naprawdę psie pieniądze.



Magda miała dzisiaj nocny dyżur. Siedziała w pokoju lekarskim studiując karty pacjentów, gdy odezwał się telefon. Dzwoniono z izby przyjęć i proszono, żeby zeszła na dół. Przeczesała dłonią długie włosy i ziewnęła przeciągle. Zerknęła na zegar. Była pierwsza trzydzieści. Ogarnęła się i schodami zbiegła na parter. Przywieziono jakąś kobietę. Była brudna i mocno krwawiła. Magda zaraz zajęła się nią. Musiała ustalić źródło tego krwawienia.

- Wiecie jak się nazywa? – rzuciła do sanitariuszy.

- Nie, ale ma torebkę i być może jakieś dokumenty, zaraz sprawdzę – jeden z mężczyzn sięgnął po niewielką, skórzaną torebkę i zajrzał do niej wyciągając dowód osobisty. – Iwona Zakrzewska – odczytał. Magda zmartwiała. Spojrzała sanitariuszowi w oczy.

- Jak się nazywa? – zapytała raz jeszcze.

- Iwona Zakrzewska – powtórzył.

- To nie może być zbieg okoliczności – przeleciało jej przez głowę. – To ona, to moja matka. – Rozpięła jej bluzkę chcąc zbadać jej brzuch. Był cały we krwi. Wzięła czystą gazę i przetarła skórę na nim. Tuż nad pępkiem była głęboka rana kłuta zadana przez ostre narzędzie. Najprawdopodobniej przez nóż.

- Zabieramy ją na operacyjną. Szybko. Wezwijcie anestezjologa. Będę operować. Czy ktoś pobierał jej krew?

- Jeszcze zanim pani przyszła, pani doktor. Zaraz sprawdzę czy są już wyniki – jedna z pielęgniarek już biegła do laboratorium. W międzyczasie ranną kobietę wieziono na blok operacyjny. Magda poszła się myć. To tam znalazła ją pielęgniarka podając jej wyniki.

- Jest seropozytywna pani doktor. Proszę uważać.

- Jeszcze i to – pomyślała Magda zakładając drugą parę gumowych rękawiczek. Poinformowała o tym lekarza asystującego. Zaczęli operować. Rana okazała się dość głęboka, ale na szczęście nóż nie przeciął ważnych naczyń. Magda połatała brzuch artystycznie zostawiając tylko niewielki, trzycentymetrowy szew. Bardziej obawiała się o kondycję kobiety. - Rana na pewno się zagoi, ale skoro ona jest seropozytywna, w dodatku nie wiadomo od jak dawna, to bardziej zagraża jej HIV niż cokolwiek. Już wygląda na dość wyniszczoną. – Ściągnęła rękawiczki i wraz z fartuchem wrzuciła je do kosza. Czuła się zmęczona i to bardziej emocjonalnie niż fizycznie. W życiu by nie pomyślała, że będzie operować własną matkę.

Wróciła do domu o ósmej rano. Ewa i Staszek przynajmniej od dwóch godzin byli już na nogach. Nie potrzebowali dużo snu. Ewa odkąd przeszła na emeryturę każdego ranka chodziła do piekarni po świeże pieczywo dla swoich bliskich. W kuchni bosko pachniały wypieczone, chrupiące bułki i ulubione rogale Magdy. Ewa najpierw szła nakarmić mamę, a potem wstawiała wodę na kawę dla reszty. Usiadła przy stole i z troską popatrzyła na wnuczkę.

- Chyba miałaś ciężką noc kochanie. Wyglądasz na bardzo zmęczoną.

Magda uśmiechnęła się blado gładząc Ewę po spracowanej dłoni.

- Miałam niezwykłą noc babciu. Pogotowie przywiozło kobietę, ofiarę dźgnięcia nożem. Kiedy sanitariusz odczytywał jej imię i nazwisko z dowodu po prostu zamarłam. To była moja matka, Iwona Zakrzewska. Chyba nie poznałabyś swojej córki babciu. Wygląda strasznie nędznie. Jest bardzo wychudzona i jeszcze ten cios w brzuch. Operowałam ją i z raną wszystko w porządku. Najgorsze jest to, że ona ma HIV i jeśli o tym wie, to musi mieć też świadomość, że powoli umiera. Osobiście myślę, że niewiele jej już zostało.

Ewa była wstrząśnięta. Przez tyle lat zastanawiała się, co się dzieje z jej córką a teraz od własnej wnuczki dowiaduje się, że jest na granicy życia i śmierci. Rozpłakała się. Magdzie ścisnęło się serce, gdy patrzyła na te pełne żałości starcze łzy.

- Nie rób sobie wyrzutów babciu. Nie jesteś odpowiedzialna za jej stan.

- Ona ma rację kochanie – odezwał się Staszek. – Iwona całe życie pracowała na to. Podejrzewam nawet, że nie parała się uczciwą pracą jak przeciętny człowiek. Myślę, że przez lata kupczyła swoim ciałem. Pewności nie mam, ale tak właśnie czuję. HIV nie bierze się z powietrza.


Jak tylko weszła na oddział i przebrała się w lekarski kitel poszła odwiedzić matkę. Kobieta leżała z przymkniętymi oczami. Otworzyła je dopiero wtedy, gdy usłyszała odgłos przesuwanego w kierunku łóżka krzesła.

- Jak się pani czuje? – doszedł ją łagodny głos. Spojrzała przytomniej obrzucając ciekawym wzrokiem siedzącą obok lekarkę. Zmarszczyła brwi jakby zastanawiając się nad czymś.

- Nazywam się Magdalena Kotecka. To ja panią wczoraj operowałam.

- Kotecka? – wyszeptała.

- Zna pani to nazwisko, prawda? Dla mnie też nie jest obce nazwisko Zakrzewska – Magda nie owijała w bawełnę. – Jestem tym dzieckiem, które stanowiło kiedyś dla pani tak wielki problem, że musiała się pani go pozbyć. Zdziwi się pani, ale chcę pani za to podziękować. Adopcja ze wskazaniem była mistrzowskim posunięciem. Dzięki moim dziadkom jestem tym, kim jestem. Wychowali mnie w wielkiej miłości i w poszanowaniu do drugiego człowieka. Dopingowali do nauki. To dzięki nim jestem dzisiaj lekarzem i to dzięki nim mogłam wczoraj uratować pani życie.

W oczach Iwony zalśniły łzy. To była ona, jej śliczna córka. Mądra, wykształcona i rozsądna. – Mama musi być z niej bardzo dumna.

- Przepraszam cię. Całe życie byłam egoistką i dbałam wyłącznie o siebie – powiedziała cichym głosem. – Wiedziałam, że nie udźwignę tego macierzyństwa, a oddanie cię na wychowanie mojej matce uważałam za świetny pomysł. Chociaż raz nie pomyliłam się.

- Wie pani, że jest seropozytywna? – Magda zmieniła temat. Kobieta westchnęła ciężko.

- Tak wiem. Od co najmniej ośmiu lat. Próbowałam się leczyć, ale z marnym skutkiem. Jestem coraz słabsza i zupełnie nie mam odporności. Nawet zwykła grypa jest w stanie mnie zabić. Myślę, że niewiele mi już zostało.

Magda podniosła się z krzesła.

- Spróbujemy panią trochę wzmocnić. Gdyby odczuwała pani ból w związku z operacją, tu jest dzwonek. Wystarczy nacisnąć i wezwać pielęgniarkę. Dzisiaj nie dostanie pani jeszcze nic do jedzenia, ale jutro zapewnimy pani jakieś lekkie śniadanie. Proszę wypoczywać.

- Przyjdziesz tu jeszcze?

- Na pewno. Jest przecież pani moją pacjentką.



ROZDZIAŁ 10

ostatni


Następnego dnia Magda już po obchodzie lekarskim znowu poszła do matki. Musiała znać przebieg choroby i jakie leki zastosowano w jej leczeniu. Zabrała ze sobą kartę pacjentki, żeby uzupełnić ją wywiadem lekarskim.

- Jak samopoczucie? – zapytała na wstępie.

- Może być. Nie narzekam.

- Zjadła pani coś dzisiaj?

- Tak. Jakiś kleik.

- Muszę zadać pani kilka pytań w związku z wirusem i sposobami jego leczenia. Powiedziała pani, że wykryto go osiem lat temu. Czym go leczono?

- Głównie inhibitorami proteazy, fuzji i integrazy. Nie czułam się po nich dobrze. Często miałam gorączkę, wymioty i bolał mnie brzuch. Nie mogłam spać i cierpiałam na częste biegunki. Potem przyplątała się lipodystrofia. To stąd to wychudzenie na nogach i rękach. Tkanka tłuszczowa nie rozkłada się równomiernie.

- Tak, to od razu rzuca się w oczy. Poza tym z panelu lipidowego, który zrobiliśmy wynika, że ma pani zaburzenia gospodarki lipidowej. Bardzo wysoki poziom cholesterolu i trójglicerydów. Jedno z drugim się wiąże i jest wynikiem długotrwałego zażywania inhibitorów proteazy. Spróbujemy zmienić leki na nieco łagodniejsze, choć nie da się całkowicie wyeliminować skutków ubocznych. Jeszcze dzisiaj dostanie pani abakavir i lamiwudynę. Zobaczymy jak pani na nie zareaguje. I jeszcze jedna informacja. Około godziny jedenastej przyjdzie policjant. Niestety szpital ma obowiązek zgłaszać wszelkiego rodzaju urazy spowodowane nożem lub postrzały. Przesłucha panią. Muszą wiedzieć jak doszło do zranienia. Teraz sprawdzę jeszcze ranę operacyjną – Magda odsunęła na bok kołdrę i uniosła koszulę. Rana podkrwawiała nieco, co było widać na opatrunku. Zadzwoniła po pielęgniarkę.

- Proszę zmienić pacjentce opatrunek – poprosiła. Sprawdziła jeszcze cewnik i worek z moczem, ale tu było w porządku.

Wychodząc z sali na korytarz dostrzegła swojego chłopaka rozmawiającego z jednym z jej kolegów. Pomachała mu na przywitanie. Podszedł do niej i cmoknął dyskretnie.

- Jak się ma moja ulubiona pani doktor?

- Całkiem nieźle.

- Zobaczymy się dzisiaj?

Spojrzała na niego żałośnie.

- Bardzo bym chciała Andrzejku, ale mam do późna dyżur. Za to sobotę i niedzielę mam wolną. Możemy pojechać nad zalew. Mam nadzieję, że ty nie masz w weekend dyżuru?

- Nie mam i bardzo chętnie pojadę.

Pożegnała się z nim. Musiała wracać do pacjentów. Znali się od kilku lat, jeszcze z uczelni. Był starszy od niej o dwa lata. Zrobił specjalizację z ginekologii i teraz pracował dwa piętra wyżej. Często ich dyżury kolidowały ze sobą, ale też zdarzało się tak, że obydwoje mieli wolne i wtedy mogli się sobą nacieszyć. Uśmiechnęła się przypominając sobie łagodne gderanie babci, gdy ta mówiła, że już dawno powinni się pobrać.

- Kiedy ty chcesz urodzić mi prawnuki? Chciałabym się jeszcze nimi nacieszyć – mawiała.

- Nie wiem kiedy babciu, bo nigdy nie mamy wystarczająco dużo czasu dla siebie. Za często się mijamy – śmiała się Magda.

Weszła do dyżurki i nalała sobie do kubka kawy. Dzisiaj czekały ją jeszcze dwie operacje, na szczęście niezbyt skomplikowane.


Iwona nie czuła się dobrze. Leki, które zaordynowała jej Magda nie sprawdziły się. Wymiotowała po nich, nie mogła nic przełknąć i czuła, że słabnie z każdym dniem. Kiedy zamykała powieki przewijało się przed nimi jej całe życie. Wzloty i upadki. Gdyby bardziej się szanowała nie musiałaby umierać tak wcześnie. Mimo wszystko nie żałowała zbyt wielu rzeczy. Żyła jak zawsze pragnęła, dostatnio i luksusowo. Tylko te ostatnie lata trochę za ciężko ją doświadczyły. HIV był skutkiem niezabezpieczania się podczas seksu uprawianego z przygodnie poznanymi mężczyznami. Szła z każdym, kto tylko proponował jej jakieś pieniądze. Kiedy dowiedziała się, że ma HIV zabierała ze sobą całą garść prezerwatyw. Nie przyznawała się klientom do choroby, ale profilaktycznie kazała im zakładać dwie, bo nie chciała nikomu przekazać wirusa. Ostatni jej klient okazał się wredną karykaturą. Nie dość, że ją przeleciał, to chciał ją jeszcze okraść. Broniła się. Nie pozwoliła wyrwać sobie torebki trzymając ją kurczowo w dłoniach. Wtedy pchnął ją nożem. Krzyknęła osuwając się na ziemię, a on zwiał. Policjantowi, który przyszedł ją przesłuchać opisała sprawcę, ale nie była w stanie podać jego danych osobowych, bo ich po prostu nie znała.

Jej córka zachowywała się wobec niej bardzo w porządku. Nie robiła jej żadnych wyrzutów. Traktowała wprawdzie jak każdego pacjenta, ale nie mogła wymagać od niej więcej, bo przecież nie łączyła ich żadna emocjonalna więź. Chciała jej coś zostawić po sobie. Nie przyłożyła ręki do tego, żeby ją wychować, wykształcić, pomóc finansowo matce, która cały ciężar utrzymania wzięła na swoje barki. Teraz choć w części mogła się za to odwdzięczyć. Kiedy jej pierwszy w życiu klient umierał na kolejny zawał serca Iwona nie miała pojęcia, że zapisał jej w testamencie sto tysięcy złotych. Pomyślała, że pewnie zrobił to z sentymentu do niej. Nie ruszyła nigdy tych pieniędzy. Już wtedy postanowiła przekazać je córce. Chyba nadszedł właściwy moment na uregulowanie wszystkich spraw. Sięgnęła po komórkę i wybrała numer notariusza, który wielokrotnie bywał jej klientem. Poprosiła go o przyjazd do szpitala. Powiedziała mu, że chodzi o testament.

Zjawił się następnego dnia i spisał słowa Iwony. Zapisała córce te sto tysięcy złotych podając numer konta a także kawalerkę, w której mieszkała. Czuła, że już do niej nie wróci, że nie wyjdzie już z tego szpitala. Podpisała dokument i pożegnała się z notariuszem. Wieczorem, kiedy Magda do niej zajrzała wcisnęła jej kartkę z jego imieniem, nazwiskiem i numerem telefonu prosząc ją, że gdyby się coś stało, gdyby umarła, niech go powiadomi o jej śmierci.

- Mam jeszcze jedną prośbę. Już ostatnią. Chciałabym jeszcze zobaczyć się z mamą. Wiem, że nadużywam twojej uprzejmości, ale to dla mnie bardzo ważne. Muszę jej wiele rzeczy powiedzieć nie dlatego, żeby zaspokoić jej ciekawość, ale żeby ulżyć własnemu sumieniu. Poprosisz ją o to?

- Spróbuję. Może się zgodzi.


Przy kolacji opowiedziała Ewie przebieg rozmowy z Iwoną.

- Ona czuje, że odchodzi. Wydaje się spokojna i pogodzona z losem. Pragnie tylko jednego, a mianowicie rozmowy z tobą. Bardzo mnie prosiła, żebym zapytała cię, czy się na to zgodzisz. Mówiła, że to dla niej bardzo ważne. - Ewa miała łzy w oczach. Magda patrzyła na nią ze współczuciem. - Ja wiem babciu jakie to dla ciebie trudne, ale sama uczyłaś mnie, że człowiek powinien wybaczać. Ona umiera i chyba chce odejść pogodzona ze światem i z tobą. Ja już przy pierwszej rozmowie z nią powiedziałam jej, że nie mam do niej żalu, że pozbyła się mnie. Podziękowałam jej, że oddała mnie tobie, bo miałam najlepsze dzieciństwo na świecie.

- Dobrze dziecko. Ja nie jestem zapiekła w złości, bo ta dawno mi minęła. Pojadę z tobą i spotkam się z nią.


Następnego dnia wsiadłszy do samochodu Magdy pojechały do szpitala. Magda usadziła ją w pokoju lekarzy i zrobiła jej słabą kawę.

- Ty sobie tu posiedź chwilkę. Ja odbębnię obchód i po nim pójdziemy do niej. To nie potrwa długo.

Pół godziny później zaprowadziła babcię do sali, w której była Iwona. Leżała odwrócona tyłem do drzwi i być może spała. Magda powiedziała Ewie, że zostawia ją tutaj. Nie chciała być świadkiem tej bardzo osobistej rozmowy. Ewa podeszła do łóżka i chrząknęła lekko.

- Iwona? – powiedziała cicho. – Chciałaś ze mną rozmawiać, więc jestem.

Kobieta wolno odwróciła się i wtedy Ewa zobaczyła jak bardzo jest wyniszczona przez chorobę. Ścisnęło jej się serce, a w oczach zamigotały łzy. Usiadła na łóżku i rozkleiła się zupełnie.

- Co się z tobą stało dziecko? Co się stało? Jak mogłaś do tego dopuścić?

- Ciii…, Już dobrze mamusiu. To już nie jest ważne. Chciałam cię tylko jeszcze zobaczyć i prosić o wybaczenie. Byłam fatalną córką. Złą, krnąbrną, nieposłuszną i zawsze w kontrze do ciebie. Nie zasłużyłaś sobie na to. Ciężko pracowałaś, żeby niczego mi nie zabrakło. Nie potrafiłam tego docenić. Oszukiwałam. Kłamałam ci na każdym kroku. Pogardzałam tobą, bo ciągle odczuwałam niedosyt, wciąż myślałam, że jestem gorsza od moich bogatych koleżanek. Miałam do ciebie wieczne pretensje, że nie potrafisz na to wszystko zarobić. Przez wiele lat żyłam w przeświadczeniu, że Bóg stworzył mnie do wyższych celów. Stworzył do życia w bogactwie i luksusie. Tak właśnie żyłam przez kilkanaście lat do momentu, kiedy nastąpił bolesny upadek. Nie mogłaś mnie zmienić i nie musisz robić sobie z tego powodu wyrzutów. Ja chcę ci jedynie podziękować za Magdę. Wiedziałam, że tylko ty możesz podjąć się trudu wychowania jej. Nie chciałam jej oddawać w obce ręce. Nie uwierzysz, ale nawet po jej urodzeniu nie czułam żadnego instynktu macierzyńskiego. Widocznie taka już jestem nieczuła. Teraz, kiedy ją poznałam bardzo doceniam to jak wspaniale ją wychowałaś. Ja zmarnowałabym to dziecko.

- To była najmądrzejsza decyzja w twoim życiu – odezwała się cicho Ewa. – Kiedy ją zobaczyłam po raz pierwszy i przytuliłam wiedziałam, że moja miłość do tego dziecka będzie ogromna. W dodatku była tak bardzo podobna do ciebie i Kazimierza. Jest wspaniała. Jest mądra i wrażliwa. Opiekuje się nami, bo babcia Zosia jeszcze żyje, chociaż już nie chodzi i leży w łóżku. Podarowałaś mi najwspanialszy prezent i za to zawsze będę ci wdzięczna.

- Kiedyś was widziałam. To było bardzo dawno temu. Jechałam z kimś samochodem, który zatrzymał się na światłach przy cmentarzu. Wy wychodziłyście z bramy. Magda miała wtedy nie więcej jak cztery lata. Zastanawiałam się wówczas jak dałaś jej na imię. Cieszyłam się, że już jest taka duża i taka śliczna. Ten widok uspokoił mnie, i upewnił, że ona trafiła w najlepsze ręce pod słońcem. W twoje ręce – Iwona przetarła mokre policzki i westchnęła ciężko. – Mam do ciebie prośbę. Nie zostało mi już wiele życia. Kiedy umrę chciałabym być pochowana obok taty. Możesz się na to zgodzić?

- Będzie jak zechcesz – uspokoiła ją Ewa.

- Dziękuję. Zawsze byłaś najlepszą mamą na świecie. Szkoda, że ja nie spełniłam twoich oczekiwań. To nasze ostatnie spotkanie. Nie chcę, żebyś tu przychodziła i patrzyła na moją agonię. Dziękuję, że potrafiłaś mi wybaczyć. To było dla mnie bardzo ważne i teraz mogę już odejść spokojna.

Ewa podniosła się z łóżka. Pochyliła się nad Iwoną i objęła ją mocno.

- Żegnaj córeczko – odwróciła się i wyszła wolno z sali.

- Kocham cię mamusiu – szepnęła Iwona, ale Ewa już nie słyszała tych słów. Dopiero na korytarzu rozpłakała się rozpaczliwie. Oparła się o ścianę i łkała zasłaniając dłońmi twarz. Tak zastała ją Magda. Przytuliła ją mocno.

- Wypłacz się babciu. Może poczujesz się lepiej. Jest u mnie Andrzej. Właśnie zszedł z dyżuru. Odwiezie cię do domu.



Iwona zmarła dwa dni później. Odeszła w nocy we śnie. Magdy nie było wtedy na dyżurze. O śmierci matki dowiedziała się dopiero rano. Natychmiast zadzwoniła do dziadków.

- Musicie tu przyjechać. Mnie nie wydadzą jej osobistych rzeczy. Trzeba się zająć pogrzebem. Zadzwonię jeszcze do Andrzeja. On chyba ma dzisiaj wolne, więc mógłby was przywieźć i pomóc w załatwianiu formalności. Ja wiem tylko, że ciało jest już w przyszpitalnej kostnicy.

Wykonała kolejny telefon do Andrzeja, a potem wyciągnęła z notesu kartkę i zadzwoniła do człowieka, którego imię, nazwisko i numer telefonu wypisała Iwona. Trochę się zdziwiła, gdy zgłosiło się biuro notarialne. Podała nazwisko i połączono ją z właściwą osobą. Przedstawiła się i powiedziała, że zgodnie z ostatnią wolą Iwony Zakrzewskiej dzwoni do niego z wiadomością, że ona zmarła dzisiaj w nocy.

- Dziękuję pani za tę informację. Nie wiem, czy pani wie, ale jestem notariuszem i jednocześnie wykonawcą testamentu pani matki. Tak wiem, że Iwona Zakrzewska była pani matką. Jeśli pani się zgodzi to możemy umówić się już wstępnie na konkretny dzień, żeby odczytać testament.

Magda była zdziwiona, ale umówiła się z notariuszem po pogrzebie.

Ten załatwili dość szybko. Zgodnie z życzeniem Iwony pochowano ją obok ojca. Na pogrzebie była tylko Ewa ze Staszkiem i Magda z Andrzejem. Po tej skromnej uroczystości pojechali prosto do kancelarii, gdzie miał być odczytany testament. Formalności trwały bardzo krótko. Notariusz otworzył zalakowany dokument i rzekł.

- Znam bardzo dobrze treść testamentu. Został sporządzony w szpitalu kilka dni przed śmiercią pani Iwony. Ona zapisuje swojej córce sto tysięcy złotych zdeponowanych na koncie w banku, a także swoją kawalerkę. To jest cały majątek jakim dysponowała. Czy przyjmuje pani spadek? Oświadczam, że na mieszkaniu nie ciążą żadne długi. Ma czystą hipotekę.

- Przyjmuję – odpowiedziała oszołomiona Magda wciąż się zastanawiając, skąd matka miała sto tysięcy złotych skoro wiedziała od babci, że jej rodzicielka była raczej rozrzutną osobą.

Po wizycie u notariusza pojechali prosto do Legionowa. Tam, żeby uspokoić myśli Ewa przygotowała dla wszystkich obiad. Jedząc go wspominali jeszcze zmarłą.


Magda podjechała pod blok jednego z warszawskich osiedli. Sprawdziła jeszcze adres i wjechała windą na szóste piętro. Przekręciła w zamku klucz i wsunęła się do wnętrza. Panował w nim zaduch wymieszany z zapachem lekarstw. Podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Rozejrzała się dokoła. Mieszkanko było maleńkie. Nieduży pokój połączony z aneksem kuchennym i łazienka. Wszędzie panował nieład. Było zaniedbane. Zrzuciła płaszcz i zabrała się za przeglądanie rzeczy matki. Zaczęła od szafy. Znalazła w niej piękne ubrania, trochę znoszone, ale wciąż bardzo eleganckie i gustowne. Zaczęła je układać w równe stosiki. Postanowiła oddać je biednym. Bieliznę osobistą upchała w worki na śmieci, które ze sobą przywiozła. Opróżniła mebel, ściągnęła pościel z łóżka i przejrzała toaletkę. Matka miała mnóstwo kosmetyków i to markowych. Kilkanaście flakonów francuskich perfum, a w kasetce, na którą się natknęła leżało kilka złotych, ciężkich naszyjników wysadzanych szlachetnymi kamieniami, pierścionków, zdobnych obrączek, bransolet i łańcuszków. Magda zachodziła w głowę, skąd tu się to wszystko wzięło. Na szerokim parapecie zauważyła laptop. Wzięła go na kolana i włączyła. Aż podskoczyła, gdy tuż po obrazie na pulpicie zobaczyła twarz swojej matki.

- Dzień dobry córeczko – przemówiła. – Skoro oglądasz ten materiał ja już na pewno spoczywam dwa metry pod ziemią. Mimo to chciałam ci wyjaśnić kilka rzeczy. Nigdy nie powiedziałam babci, czym zajmowałam się przez całe życie. Nie chciałam, żeby wiedziała jak zarabiałam i czym się parałam. Myślę, że nigdy by się z tym nie pogodziła. Na pewnym etapie swojego życia natrafiłam na bajecznie bogatego człowieka. On mnie przygarnął, dał dach nad głową, wyżywienie, piękne ubrania i życie bez trosk. Oczywiście nie za darmo. Tak naprawdę był zwykłym alfonsem, ale takim z wyższej półki. Zaczęłam zarabiać ciałem. Stałam się ekskluzywną prostytutką, za usługi której panowie płacili trzydzieści tysięcy za noc. Tyle pieniędzy dostawał mój „pracodawca”. Ja przeciętnie zarabiałam od pięciu do dziesięciu tysięcy. Z czasem stałam się bogatą kobietą. Niestety z biegiem lat moja atrakcyjność malała. Starzałam się. Wyszłam poza ramy ekskluzywnej prostytutki. Musiałam odejść z luksusowego domu i zacząć życie na własną rękę. Powodziło mi się raz lepiej raz gorzej. Potem, gdy dowiedziałam się, że mam HIV, już tylko gorzej. Pieniądze, które ci zostawiam nie pochodzą z procederu, który uprawiałam. Wiem, że napawałyby cię obrzydzeniem. Są spadkiem po kimś, kto kiedyś bardzo mi pomógł. Możesz więc śmiało z nich korzystać. Mieszkanie możesz sprzedać. Zawsze to trochę grosza. Potraktuj te pieniądze jako mój wkład w twój dobry start do życia. Mam nadzieję, że twoje życie będzie o wiele szczęśliwsze niż moje. Powodzenia.

Siedziała jak oniemiała. Jej matka była zwykłą dziwką? Nie…, nie zwykłą. Ekskluzywną dziwką. Na pewno nigdy nie powie o tym babci. Jej serce by tego nie zniosło. Nikomu o tym nie powie. Kiedy matka to nagrała? Na pewno długo przed swoją śmiercią. Równie dobrze nigdy mogła nie natrafić na to nagranie. Matka liczyła chyba na jakiś zbieg okoliczności. Miała szósty zmysł, czy co? Przecież nie mogła przewidzieć, że zostanie zaatakowana nożem i akurat trafi na jej dyżur w szpitalu. Kliknęła na opcję „skasuj” Nagranie znikło. Odetchnęła z ulgą i wróciła do opróżniania mieszkania.


Mieszkanie zostało sprzedane. Wszystkie meble i odzież trafiły do biednych. Magda zatrzymała tylko dla siebie stary laptop i precjoza. Nie chciała ich nosić, choć niektóre naprawdę jej się podobały. Po prostu spieniężyła je. Pobyt matki w szpitalu, jej śmierć i pozbywanie się jej rzeczy wykończyły Magdę emocjonalnie. Żeby oderwać się od wszystkiego zaczęli z Andrzejem planować ślub. Miał być skromny z niewielką ilością gości. Wreszcie którejś październikowej soboty pobrali się w legionowskim kościele.

Ewa płakała jak bóbr. W końcu spełniło się jej marzenie. Młodzi na razie zamieszkali w dawnym mieszkaniu Ewy. Babcia Zosia została przeniesiona do mieszkania, które zajmowała Ewa ze Staszkiem. Uparcie trzymała się życia. Miała już dziewięćdziesiąt trzy lata, ale umysł jeszcze jasny, choć ciało już dawno odmówiło posłuszeństwa. Teraz, gdy od tak dawna zalegała w łóżku przypominała Ewie panią Teklę, o której zawsze myślała ciepło i z sympatią.

Życie zwolniło. Po roku Ewa przywitała na świecie swoją prawnuczkę. To było największe szczęście, bo mała jako żywo przypominała swoją matkę. Pochylając się nad kołyską mówiła do Magdy.

- Będzie taka śliczna jak ty i na pewno taka rezolutna i mądra.

Magda w takich razach przytulała się do niej i mówiła.

- Bardzo się o to postaram babciu. Będę kochać to dziecko rozsądnie, żeby samo potrafiło mocno kochać, żeby potrafiło sobie radzić w trudnych sytuacjach i żeby było wrażliwe. Ty tak właśnie mnie wychowałaś i za to będę ci zawsze wdzięczna.


K O N I E C

36 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page