top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

MISTERNY PLAN - rozdziały: 1, 2, 3, 4

MISTERNY PLAN


ROZDZIAŁ 1


Przeciągnął się mocno i szeroko ziewnął. Czuł się wypoczęty, zrelaksowany i… szczęśliwy? Tak, po dość długim okresie w końcu szczęśliwy. - Tylko z jakiego powodu? –zastanawiał się. Powoli otwierał oczy i kiedy omiótł wzrokiem pomieszczenie, uczucie zadowolenia nagle wyparowało. - No nie, znowu!? To jakieś déjà vu, czy co!? Czy ja jestem nienormalny? Nie potrafię sam sobie dotrzymać obietnicy? Przecież postanowiłem, że już nigdy więcej, że potrzebuję spokoju, że zaczynam szukać stabilizacji! Jestem kretynem! Hotel! Znowu pieprzony hotel! – Zaczęła go ogarniać panika. - Jak właściwie ona ma na imię? - Nie mógł sobie przypomnieć. Z obawą i bez pośpiechu obrócił się na bok. Spodziewał się zastać obok siebie śpiącą dziewczynę. - Co za szczęście, - pomyślał z ulgą - nie ma jej. Pewnie poszła się kąpać. Spokojnie, bez histerii chłopie. Przecież nie raz byłeś już w takiej sytuacji. - No może nie do końca było to prawdą. Owszem, bardzo często lądował w hotelu z jakąś panną, ale przeważnie budził się z kacem gigantem, a do tego musiał wybudzać ze snu kochankę i na prędce wymyślać pretekst jak pozbyć się zbędnego już balastu. Dzisiaj nie było nic, ani kaca, ani dziewczyny. Nadal usiłował przypomnieć sobie jej imię. - Co ona wczoraj mówiła…? - Był zły sam na siebie, że nigdy w takich sytuacjach nie słuchał tych wszystkich dziewczyn.

Wolno wygrzebał się z pościeli. - Coś długo nie wychodzi z tej łazienki… - Postanowił tam zajrzeć. Podszedł do drzwi, ale nie usłyszał szumu lejącej się wody. Powoli uchylił je. – Co jest? Nie ma jej? A to niespodzianka, no i dobrze, przynajmniej odpada mi niezręczna sytuacja. – Wszedł pod prysznic i zaczął namydlać gąbką ciało. Nagle przypomniały mu się słowa tej dziewczyny. Mówiła, że jest w Warszawie przejazdem. Przyjechała na zakupy z koleżanką. Pochodziła z jakiegoś miasteczka na północy Polski, ale nie potrafił przypomnieć sobie nazwy miejscowości. Za to pamiętał, że jak na prowincjuszkę, była bardzo ładna. - Pewnie spieszyła się na pociąg i dlatego tak szybko uciekła. Mówiła, że jest fryzjerką, czy jakoś tak. Takie rzeczy pamiętam, a nie pamiętam jej imienia? To naprawdę dziwne, bo chyba po raz pierwszy w takiej sytuacji nie byłem zalany. Zaraz, zaraz, to było jakieś takie staromodne imię… Nie Anka, nie Ewka, nie... Mam! Bingo! Magda! Z całą pewnością Magda. Jeszcze nie znałem żadnej Magdy - odetchnął. - OK, nie jest ze mną aż tak źle. Głowa w porządku. No nic, też będę się zbierał, trzeba dojechać do domu, przebrać się i szybko do pracy.

Czekał go ciężki dzień. Miał umówione spotkanie z nowym kontrahentem i liczył na to, że być może uda mu się go pozyskać, a przede wszystkim podpisać z nim korzystną umowę. - Jak dobrze, że w domu mam spokój, nie to co kiedyś. Żadnych awantur tylko błoga, kojąca cisza.

Już jakiś czas temu szczerze porozmawiał ze swoją narzeczoną. Zgodnie doszli do wniosku, że ich związek jest tylko pobożnym życzeniem ich bliskich i znajomych. Tak naprawdę nie pasowali do siebie. Na początku może się i kochali, ale ani jedno, ani drugie w żaden sposób nie starało się, by pielęgnować to uczucie. On nie starał się, bo oprócz swojej narzeczonej pociągały go inne kobiety i nocne życie stolicy, ona przez swoją oziębłość i skłonność do awantur. O dziwo, rozstanie bardzo im pomogło. Potrafili odejść od siebie z wielką klasą. Nadal umieją ze sobą rozmawiać i są parą dobrych przyjaciół. Przyjaźń wyszła im znacznie lepiej niż miłość. Wspierają się i nawzajem trzymają za siebie kciuki, bo każde z nich bezustannie szuka tej jedynej, prawdziwej miłości, takiej jak to się mówi, do grobowej deski.


Przebrany w błękitną koszulę i elegancki garnitur ruszył do firmy. Nie spóźnił się aż tak bardzo. Wysiadłszy z windy podszedł do urzędującej w recepcji Ani i przywitał się.

- Chciałem cię prosić o przygotowanie konferencyjnej. Za chwilę mam spotkanie z Wiktorem Madejskim, wiesz, tym właścicielem sieci butików, a o dwunastej z nowym kontrahentem niejakim Stefanem Sudołem. Powiadom mnie proszę jak pojawi się ten pierwszy.

Ania uśmiechnęła się do Marka z sympatią.

- Zaraz to załatwię panie prezesie.

Zatrzymał się na moment w sekretariacie przyglądając się swojej sekretarce. Nadal nie rozumiał tej wielkiej przemiany, która się w niej dokonała. Doskonale pamiętał jaka była na początku. Krnąbrna, uparta i ograniczona. Nie robiła sobie nic z wydawanych przez niego poleceń. Czuła się pewnie, bo była protegowaną jego ówczesnej narzeczonej, Pauliny. Zawalała mnóstwo rzeczy, nie chciała się uczyć, bo uważała, że wszystko wie najlepiej. Miał z nią prawdziwe utrapienie i już nawet przestał liczyć jak wiele razy ją zwalniał. Zmieniał zdanie w tej kwestii albo na prośbę Pauliny, albo Sebastiana, swojego najlepszego przyjaciela i dyrektora HR w firmie, bo okazało się, że on i Violetta są parą. Tylko dzięki wstawiennictwu tej dwójki nadal tu pracowała. Teraz z przyjemnością obserwował jak bardzo skupiona wprowadzała dane do komputera. Uśmiechnął się pod nosem.

- Witaj Violetto, moja niezastąpiona sekretarko.

Kubasińska oderwała głowę od klawiatury i uśmiechnęła się szeroko.

- Marek! Jesteś już. Właśnie skończyłam poprawiać te dwie umowy. Pewnie będą ci potrzebne na te spotkania. Pamiętasz o nich?

- Pamiętam. Za chwilę mam pierwsze z Madejskim. Daj je, to jeszcze rzucę okiem. Czuję w kościach, że to będzie ciężki dzień.

- Nie kracz. Może nie będzie tak źle – zakończyła Viola z nadzieją i wróciła do pisania.

Usiadł za biurkiem i wziął jedną z umów. Prześledził wszystkie punkty i mruknął

- Jeśli Madejski jej nie podpisze, to będzie największym głupcem na ziemi.

Pamiętał jak bardzo ten człowiek był drobiazgowy, jak wypytywał i drążył. Czepiał się najdrobniejszych szczegółów, choć tak naprawdę one nic wiążącego nie wnosiły do umowy. I chociaż dla Marka było to niezwykle irytujące, to Wiktor Madejski, jakby na to nie patrzeć, był dla firmy jednym z poważniejszych kooperantów i nie mógł tego zbagatelizować.

Punktualnie o dziewiątej Ania powiadomiła go telefonicznie, że właśnie zaprowadziła Madejskiego do sali konferencyjnej. Zebrał potrzebne mu dokumenty i wziąwszy głęboki oddech tam właśnie się udał. Przywitał się z przedsiębiorcą uściskiem dłoni i zaproponował kawę.

- Jakie wrażenia po pokazie? Podobał się panu? – zagaił, by od czegoś zacząć rozmowę.

- Tak. Muszę przyznać, że bardzo udany. Wasz projektant to naprawdę geniusz. Kreacje zrobiły na mnie duże wrażenie i w związku z tym chciałem poszerzyć zamówienie, o ile to oczywiście nie sprawi kłopotu.

Zdziwiony takim obrotem sprawy Marek nawet się nie zastanawiał.

- Najmniejszego. Tu mam umowę. Proszę ją spokojnie przeczytać. Żeby nie robić do niej aneksu poprawimy ją od ręki. A o jaki rodzaj asortymentu chciałby pan zwiększyć zamówienie?

- O żakiety i płaszcze. Bardzo, bardzo ciekawe kroje i myślę, że będzie wiele chętnych pań do ich zakupu. A teraz jeśli pan pozwoli skupię się na umowie.

Madejski wczytał się w tekst, a Marek coraz bardziej był zdumiony jego zachowaniem. Nie targował się, był oszczędny w słowach, nie czepiał się detali. Zupełnie inaczej niż przy podpisywaniu poprzedniej umowy.

- Jest bardzo korzystna dla obu stron – Madejski oderwał wzrok od pliku kartek. – Jestem skłonny podpisać ją choćby zaraz.

Marek uśmiechnął się szeroko. Te słowa lały miód na jego serce. Podpisali bez przeszkód. Dobrzański zapewnił, że dostawa będzie w ciągu tygodnia jak tylko Madejski złoży zamówienie.

Wrócił do gabinetu w doskonałym nastroju. Zatarł z zadowolenia dłonie. – Jak Sudoł podpisze swoją, to jesteśmy do przodu – pomyślał z satysfakcją.

Ten dzień okazał się nie taki ciężki, bo i drugi kontrahent był pod wrażeniem i kreacji, i korzystnie skonstruowanej dla obu stron umowy. Podpisał ją bez mrugnięcia okiem.


Dochodziła siedemnasta, gdy do gabinetu wszedł Sebastian. Marek ucieszył się, bo marzył o chwili oddechu. Po spotkaniach miał jeszcze trochę papierkowej roboty i już z nieco mniejszym zapałem zabierał się do niej. Wizyta przyjaciela była dobrym pretekstem, żeby odłożyć ślęczenie nad dokumentami do jutra. Olszański przysiadł na kanapie zakładając nogę na nogę.

- I jak tam bracie po wczorajszym? Ja do teraz dogorywam.

- To dlatego, że się urżnąłeś. Ja nie piłem prawie wcale i dzięki temu nieźle się trzymam.

- A właśnie. Ta twoja wstrzemięźliwość jest mocno podejrzana. Chyba nie mówiłeś poważnie o tym, że to był ostatni raz? Podmienił cię ktoś, czy co? A może ty do zakonu się wybierasz i przez takie postanowienie o wstrzemięźliwości w piciu i dobrym seksie chcesz wzbogacić swoje życie duchowe?

Marek spojrzał na niego wymownie. Irytowała go głupota przyjaciela.

- Nie wiem, czy ja mówiłem po chińsku? Jeśli nie zrozumiałeś, to powtórzę raz jeszcze. Mam potąd – przejechał kantem dłoni po czole – knajp, upijania się w trupa i przypadkowych panienek. Przestało mnie to kręcić i jestem już tym zmęczony. Chyba potrzebuję odpoczynku od takich rozrywek.

Olszański pokręcił z niedowierzaniem głową i rozłożył ręce.

- Naprawdę tego nie rozumiem… Wczorajsza panna cię rozczarowała? Była beznadziejna?

- Nie Seba, była w porządku. A właśnie a’propos dziewczyny. Nie wydawało ci się, że ją skądś znamy?

- No co ty, przecież ja bym ją zapamiętał. To ja zawsze uganiam się za blondynkami, nie? Takiej nigdy bym nie zapomniał. A tobie co? Gust się zmienił, czy zabrakło ciekawych brunetek?

- Nie zmieniłem zdania odnośnie blondynek. Bądź spokojny, są twoje. Okazało się, że ona nie była blondynką. Miała perukę, którą potem zdjęła.

- Perukę? Ale po co?

- Nie mam pojęcia. Jest fryzjerką i może eksperymentuje na sobie. Nawiasem mówiąc ma piękne, długie włosy o barwie dojrzałego kasztana.

- Miałeś trudności w pozbyciu się jej?

- Najmniejszych. Kiedy się obudziłem, jej już nie było.

Olszański rozchichotał się głupawo.

- No co ty, puściła cię kantem? Uciekła jak Kopciuszek? A jaka była? Pewnie namiętna i gorąca sądząc po tym wyzywającym ubraniu, które miała na sobie. Opowiedz chociaż kilka pikantnych szczegółów.

- Była OK.

- Strasznie jesteś dzisiaj tajemniczy i trzeba cię ciągnąć za język – stwierdził rozczarowany.

- Daj spokój Seba. Jestem naprawdę zmęczony i nawet gadać mi się nie chce, więc odpuść mi. Marzę tylko o łóżku.

Olszański rozciągnął twarz w szerokim uśmiechu.

- To co, powtarzamy?

- Jesteś niereformowalny, wiesz? Mówię o własnym łóżku bez towarzystwa.

Sebastian podniósł się z kanapy.

- Spadam. Rzeczywiście zachowujesz się jak mnich. Na razie.

Po wyjściu kadrowego spakował do teczki kilka dokumentów, zamknął laptop, biurko, zgasił lampę i wyszedł z gabinetu.

Wsiadł do swojego Lexusa i wolno włączył się do ruchu. Przez całą drogę zastanawiał się, dlaczego nie powiedział Sebie o przebiegu tego wieczoru i nocy. Nigdy nie mieli przed sobą tajemnic i opowiadali sobie nawzajem przebieg swoich podbojów. A jednak dzisiaj wcale nie miał ochoty wyjawiać szczegółów, których Olszański tak się domagał. Dziwne to było, bo przecież w swoim życiu miał mnóstwo takich dziewczyn i takich nocy, których następnego dnia w ogóle nie pamiętał, a tym razem ani Magdy ani tej spędzonej z nią nocy nie mógł zapomnieć.

Ułożywszy się na kanapie z kieliszkiem czerwonego wina kolejny raz analizował przebieg tego wieczoru. Poszli z Sebastianem do klubu „69”. Jak tylko weszli Magda zwróciła jego uwagę. Była bardzo urodziwa i mimo, że nie przepadał za blondynkami, przyciągała go jak magnes. To jednak nie przymioty jej urody tak go zauroczyły, ale ta jej niejednoznaczność. Z jednej strony jej wyzywający i prowokujący mężczyzn strój, równie przesadny jak makijaż, a z drugiej jej nieco dziwne zachowanie. Sprawiała wrażenie jakby chciała stamtąd uciec. Panika, kiedy tylko do niej podszedł i przestrach w oczach. Przemknęło mu nawet przez głowę pytanie „co ona tu robi?”. Jej wizerunek stał w mocnej sprzeczności z jej osobowością. Nie kłapała jęzorem jak większość tych głupiutkich, klubowych dziewczyn, nie kokietowała go. Przeciwnie. Świetnie mu się z nią rozmawiało. Była niesamowicie inteligentna, znakomicie tańczyła, była żywiołowa i gorąca. On pił niewiele, a ona? Tak naprawdę to nie pamiętał, choć wydawało mu się, że ledwie moczyła usta w kieliszku. Chętnie też przystała na jego propozycję zakończenia wieczoru w hotelowym pokoju, jakby za wszelką cenę chciała zrobić na nim wrażenie wyzwolonej od uprzedzeń kobiety.

Rzeczywistość bardzo go zaskoczyła. Było mu z nią nieziemsko. Była czuła, niewinna, trochę nieporadna i zawstydzona, a przy tym niezwykle namiętna i oddana. Jak się później okazało była dziewicą. Był w ciężkim szoku jak to odkrył, ale już nie chciał się wycofać. Pomyślał tylko, że w swoim życiu miał tyle kobiet i nigdy nie trafił na dziewicę i oto trafia mu się taka Magda, jego własna dziewica. Wydawało mu się, że dziewczyny w jej wieku mają już dawno za sobą inicjację seksualną. Poza tym wszędzie się o tym czyta, że ten pierwszy raz jest dla kobiety niezwykle ważny i że koniecznie musi być z człowiekiem, którego obdarza uczuciem. O co więc chodzi z Magdą?

Miał nieprzeparte wrażenie, że skądś ją zna i na pewno gdzieś ją już widział. Trudno by było zapomnieć jej śliczną twarz i dominujące w niej te niesamowicie błękitne oczy. Sama jednak mówiła, że nie jest z Warszawy i nikogo tu nie zna. A może… ona wie kim on jest i czyha na jego majątek? Zjawi się za jakiś czas informując go, że jest z nim w ciąży, przecież się nie zabezpieczył – idiota! - Nie był przygotowany, bo przecież obiecał sobie, że już nigdy więcej. No i co? Nieee…, to niemożliwe, to niepodobne do niej. Na pewno ona się zabezpieczyła i na sto procent się nie znają i już nigdy się nie spotkają. Nawet trochę żałował. Chętnie by się z nią jeszcze zobaczył. Może nawet coś by z tego wyszło, może to właśnie na nią czekał i to ona była tą jedyną, a on nic o niej nie wie? – Jednak jestem kretynem!

Rozpamiętując ciągle wczorajszą noc i myśląc o Magdzie w końcu zasnął.



ROZDZIAŁ 2


Poranne słońce liznęło jej ciepłe od snu policzki. Zanim otworzyła oczy uśmiechnęła się promiennie i pomyślała – To będzie cudowny dzień, bo będzie pierwszym dniem mojego nowego życia. Koniec z samotnością, koniec z bylejakością, koniec z użalaniem się nad sobą.

Realizację tego postanowienia zaczęła właściwie od wczorajszego wieczoru. Bardzo długo i skrupulatnie przygotowywała się do zmian. Wszystko miała przemyślane i dopracowane w najdrobniejszym szczególe. Pierwszym krokiem była przemiana fizyczna. Dokonała jej już jakiś czas temu i tylko psychiczne dojrzewanie zajęło jej więcej czasu. Musiała przyznać, że przeszła długą drogę żeby wyglądać tak jak teraz i tak jak teraz myśleć.

Kiedyś była bardzo nieatrakcyjna. Ta nieatrakcyjność wynikała z braku odpowiednich środków finansowych. Była po prostu biedna podobnie jak Maciek, jej wierny przyjaciel od piaskownicy aż do teraz. Oboje byli bardzo zdolni. Szczególny talent wykazywali w przedmiotach ścisłych i dzięki temu mogli dorabiać udzielając korepetycji. Pamięta, jak Maciek poprosił ją któregoś dnia, by przejęła jego podopieczną Paulinkę Febo. Tłumaczył się, że dziewczyna jest wyjątkowo odporna na wiedzę, a on nie ma już pomysłów jak do niej dotrzeć. Pieniądze były niezłe. Przybrani rodzice Pauliny nie szczędzili grosza, byleby tylko ona zdała pozytywnie maturę. Na rozmowę z Dobrzańskimi pojechała razem z Maćkiem. Szybko doszli do porozumienia. Ustalili też, że korepetycji będzie udzielała w centrum Warszawy w rodzinnej firmie Dobrzańskich i Febo, a nie jeździła do domu państwa Dobrzańskich, bo było za daleko. To właśnie Pani Helena w podziękowaniu za jej wychowankę, jako dodatkowy bonus pomogła Uli zmienić garderobę. Później już poradziła sobie sama. Jeżdżąc do F&D wielokrotnie miała okazję podpatrzeć styl ubierania się modelek i sposób robienia przez nie makijażu. Zazdrościła im sądząc, że ona nigdy nie będzie tak wyglądać. Nosiła ciężkie okulary i aparat na zębach, który szpecił jej jak sądziła i tak pospolitą twarz. To wkrótce miało się zmienić. Najpierw zainwestowała w okulistę, a potem ortodonta uwolnił ją od tego żelastwa. Efekt był powalający.

Oboje z Maćkiem dostali się na wymarzone studia. Radzili sobie świetnie. Również życie towarzyskie znacznie się poprawiło. Zaczęli umawiać się na randki. No może to za dużo powiedziane, ale w swoim otoczeniu mieli grupkę znajomych, z którymi często spędzali czas. Niestety oboje nie mieli jakoś szczęścia w miłości. Ani ona, ani Maciek nie trafili na swoje połówki. Ich znajomości kończyły się szybciej niż zaczynały.

Studia ukończyli wzorowo. Dość szybko znaleźli pracę. Ula w banku w dziale kredytów, Maciek w firmie spedycyjnej. Ich znajomi ze studiów powoli zaczęli się wykruszać. Część z nich zakładała rodziny, część wyjechała szukając szczęścia za oceanem. To właśnie wtedy u Uli pojawił się pomysł na bezwarunkową miłość i od tamtej pory udoskonalała swój plan. Któregoś dnia napisała w swoim pamiętniku.

„Świat się wali. Maciek poznał dziewczynę. Oszalał z miłości do niej. Rany, jakie mają tempo. Dzisiaj oznajmili mi, że biorą ślub. Dlatego tak szybko, bo Ania jest w ciąży. Cudownie. To chyba ta wiadomość była ostatnim gwoździem do mojej trumny. Czy tylko ja będę do końca życia sama? Skoro Maćkowi się udało, to czemu mnie ma się nie udać? Co prawda ja mam trochę inny plan, ale dzięki niemu nie będę już sama. Muszę w końcu przystąpić do jego realizacji. Sprawdzę tylko kiedy mam odpowiednie dni i idę do klubu. Boję się jak diabli, ale muszę to zrobić. Może nie będzie tak źle”.

Krytycznym spojrzeniem obrzuciła swoje odbicie w lustrze. Wyglądała naprawdę prowokująco. Krótka mała czarna ledwie przykrywała jej pupę, wyzywający, duży dekolt, a do tego sznur grubych korali i niebotycznie wysokie szpilki. Makijaż zrobiła bardzo mocny. Nigdy w życiu tak się nie malowała, ale uznała, że właśnie taki będzie jej potrzebny. Jeszcze raz pociągnęła usta krwistą szminką i ruszyła na podbój Warszawy.

Klub „69” tętnił życiem i głośną muzyką. Dostawszy się do środka ruszyła w kierunku baru i zamówiła drinka. Usiadła na wysokim krześle i założywszy nogę na nogę rozejrzała się po sali. Z tego, co zauważyła, żaden z mężczyzn będących tu dzisiaj nie spełniał jej wymogów, a poza tym każdy był z dziewczyną. Miała już zrezygnować i wrócić do domu, gdy zauważyła przy wejściu dwóch panów. Szczególnie jeden z nich jej się spodobał. Był szczupły i wysoki, a co najważniejsze, był brunetem. Zdecydowanie jej typ. Z ożywieniem konwersował z niższym od niego, pucołowatym blondynem. W pewnym momencie uważnie omiótł wzrokiem salę. Jego wzrok zatrzymał się na barze i siedzącej przy nim dziewczynie. Ich oczy spotkały się. Uśmiechnął się do niej wdzięcznie i powiedziawszy kilka słów blondynowi rozstał się z nim, i podszedł do niej.

- Co taka piękna dziewczyna robi sama w takim miejscu?

Odwzajemniła nieśmiało jego uśmiech. Zauważyła, że ma ładne oczy i niesamowicie długie rzęsy, a także urocze dołeczki wykwitające w jego policzkach w momentach, gdy się uśmiechał.

- Chciałam się trochę zabawić, ale nie ma chętnych – odparła.

- Noo…, jeden już jest. Zatańczymy?

Zsunęła się z krzesła i podała mu dłoń. Po chwili już szaleli na parkiecie.

- Jak masz na imię?! – Mężczyzna usiłował przekrzyczeć ten hałas.

- Magda, a ty?!

- Ja jestem Marek! Bardzo mi miło!

Faktycznie wydarzenia tego wieczoru zaczynały przybierać obrót taki jak sobie zaplanowała. Wypili jeszcze po dwa drinki i wrócili do szalonych tańców. Proponował jeszcze po jednym, ale odmówiła.

- To może przeniesiemy się w bardziej spokojne miejsce, żeby zakończyć ten uroczy wieczór? – zaproponował. Zgodziła się. Taksówką podjechali pod hotel, w którym Marek wynajął pokój. Zamówił szampana i truskawki. Cały czas się kontrolowała, żeby się nie upić. Musiała być w miarę trzeźwa.

- Jesteś bardzo piękna. Mieszkasz w Warszawie?

- Nie. Jestem tylko przejazdem. Wyskoczyłyśmy wraz z koleżanką na zakupy do stolicy.

- A czym się zajmujesz w życiu?

- Jestem fryzjerką – ściągnęła z głowy blond perukę, spod której spłynęły miękką falą długie, kasztanowe włosy. Z podziwem spojrzał na nią. W nich wyglądała zdecydowanie lepiej. Zbliżył twarz do jej twarzy. Zaczął od delikatnych pocałunków i mimo, że była nieco skrępowana oddawała mu je. Wkrótce pozbawił ją sukienki i zachwyconym wzrokiem obrzucił jej sylwetkę.

- Jesteś idealna.

Pieścił jej ciało ustami i dłońmi docierając do każdego zakamarka. Westchnęła rozkosznie. Delikatnie ściągnął jej biustonosz i pozbawił stringów. Był pobudzony. Wszedł w nią subtelnie. Zagryzła wargi, a na jej twarzy pojawił się grymas. Zrozumiał dlaczego, jednak nie chciał się już wycofać. Bardzo jej pragnął. Zatrzymał się na chwilę, by potem wchodzić w nią do samego końca. Było mu cudownie. Ona była cudowna. Dawno nie miał tak wspaniałego seksu. Tej nocy zrobili to jeszcze dwukrotnie. Potem zmęczeni zasnęli. Ona obudziła się o szóstej rano. Spojrzała w uśpioną, spokojną twarz Marka. Uśmiechnęła się. - Jeśli wszystko się uda, będę miała tę swoją bezwarunkową miłość i oby była podobna do ciebie. - Pogładziła delikatnie jego włosy. Potem ubrała się pośpiesznie i wyszła zamykając za sobą cicho drzwi.

Idąc na przystanek wciąż rozpamiętywała tę upojną noc. - Zrobiłam to! Zrobiłam! Ten Marek był naprawdę cudowny i taki delikatny. Chyba lepiej nie mogłam trafić. Teraz tylko muszę cierpliwie poczekać na efekty. Mamusiu, proszę pomóż mi. Niech ta ciąża stanie się faktem.


Do działu kredytów, w którym pracowała, przyjęto na kierownicze stanowisko nowego pracownika. Poprzedni kierownik przeszedł na zasłużoną emeryturę. Początkowo odnosiła wrażenie, że Kamil jest bardzo nieprzystępny, milczący, zamknięty w sobie i jakiś wycofany. Był przystojny i miał bardzo ładną twarz. - Za ładną – pomyślała. Z czasem jednak poznała go lepiej i zaprzyjaźniła się z nim. Wkrótce zwierzył się jej, że jest gejem i jest w stałym związku z Kubą, którego jej przedstawił. Mówił jej, że bardzo go kocha, a Kuba odwzajemnia tę miłość. Wciąż żałował, że nie mogą zalegalizować swojego związku i nawet planowali wyjechać do Anglii, żeby tam wziąć ślub.

Zazdrościła Kamilowi i Kubie tej wzajemnej miłości. Wciąż zastanawiała się, czym tak bardzo zraża do siebie mężczyzn, że nie może znaleźć tego właściwego. Co z nią jest nie tak? Przecież nie ma jakichś widocznych defektów, którymi mogłaby odstręczać do siebie potencjalnych chłopaków. Wciąż jednak żyła nadzieją, że ta upojna noc w hotelowym pokoju zrodzi jakieś owoce, a raczej jeden owoc i nie będzie już tak bardzo samotna.

Zaopatrzyła się w testy ciążowe. Wiedziała, że aby test był wiarygodny musi odczekać co najmniej dziesięć dni. Jednak zniecierpliwienie zwyciężyło i wykorzystała trzy z nich. Niestety wykazały wynik negatywny. Wybiegała myślami naprzód i zastanawiała się, czy jeśli okaże się, że nie jest w ciąży, będzie szukać drugiego Marka? Nie sądziła, że mogłaby się odważyć i zrobić to po raz drugi. Musiała uzbroić się w cierpliwość.


Skończyła zliczać długie tabele. Wydrukowała je z zamiarem zaniesienia ich Kamilowi. Pozbierała kartki i wstała od biurka. Zakręciło jej się w głowie. Ścisnęła mocno oparcie fotela, ale pociemniało jej w oczach i osunęła się bezwładnie na podłogę. Kiedy się ocknęła ujrzała zatroskaną twarz Kamila, który pochylał się nad nią.

- Leż spokojnie Ula. Już wezwałem pogotowie. Zaraz będą.

- Co się stało…? – wyszeptała.

- Zasłabłaś. Pewnie z przepracowania. Zabiorą cię na badania i ustalą, co ci jest. Pojadę za karetką. Nie zostawię cię samej.

W szpitalu pobrano jej krew. Pytano, czy już wcześniej zdarzały jej się takie omdlenia, ale zaprzeczyła. Zabrano ją na USG i wtedy okazało się, że jest w ciąży. Słuchała tej diagnozy jak najpiękniejszej muzyki. – Nareszcie. Stało się to, na co czekałam z taką niecierpliwością. Będę mamą i wreszcie będę miała swoje własne szczęście do kochania. Cudownie.

Pomyślała, że będzie musiała powiadomić rodzinę. Trochę się obawiała jak ojciec przyjmie tę wiadomość, bo z jednej strony na pewno się ucieszy, że będzie dziadkiem, a z drugiej pewnie zmartwi, że dziecko będzie wychowywało się bez ojca. – Powiem, że tatuś zwiał w niewiadomym kierunku i zapewnię, że sama doskonale sobie poradzę. – Pogładziła czule swój płaski brzuch. – Witaj maleństwo. Mamusia bardzo na ciebie czekała i bardzo, bardzo cię kocha.


Przy okazji pobytu w rodzinnym domu w Rysiowie odwiedziła Maćka i Anię. Opowiedziała im o ciąży nie wdając się w niepotrzebne szczegóły. Uparli się i przekonywali ją, że dziecko powinno mieć ojca, a ona powinna go poinformować o tym fakcie.

- Nie mam zamiaru o niczym go informować. Poza tym nawet nie wiem, gdzie on jest. To była wpadka, - skłamała - ale bardzo się cieszę, że tak się stało. Kocham już to dziecko i wychowam je sama. Zrobię wszystko, żeby nie zabrakło mu niczego. Wolę, żeby to dziecko wychowywało się bez ojca, niż miało byle jakiego i nieodpowiedzialnego. Nie chcę już rozmawiać na ten temat – ucięła dyskusję.

Po tygodniu zwolnienia wróciła do pracy. Kamil rozpostarł nad nią parasol ochronny. Nie obciążał jej pracą i starał się być pomocny. Któregoś dnia wyciągnął ją na lunch. Bardzo chciał jej o czymś powiedzieć.

- Chciałem zaproponować ci Ula małżeństwo. Dzięki temu ty nie będziesz panną z dzieckiem, a ja będę miał spokój w rodzinie, która bardzo potępia moją orientację seksualną i wciąż naciska, żebym zaczął się z tego leczyć. Nie przyjmują argumentów, że taki się już urodziłem. To zagorzali katolicy i wierzą w to, co ksiądz głosi z ambony. Skoro powiedział im, że można wyleczyć się z homoseksualizmu to znaczy, że można, bo ksiądz wie lepiej. Ręce opadają. Za każdym razem, gdy odwiedzam rodziców nie mówią mi, jak się czują i czy czegoś im nie trzeba, ale czy podjąłem już terapię. Mam tego dość. Jakbyśmy się pobrali, to byłoby to tylko małżeństwo na papierze i gdybyś kiedyś zakochała się we właściwym mężczyźnie i chciała z nim stworzyć związek, wtedy łatwo moglibyśmy się rozwieść. Co ty na to? – popatrzył na nią niepewnie.

Bardzo ją zaskoczyła ta propozycja. Długo nic nie odpowiadała. W końcu wzięła głęboki oddech i spojrzała mu w oczy.

- To bardzo szlachetna propozycja z twojej strony. Naprawdę jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego mam. Gdybyś był sam, to być może nie zastanawiałabym się i przystała na taki plan, ale jest jeszcze Kuba. On cię bardzo kocha. Czy pomyślałeś, jak on na to wszystko zareaguje? Jak bardzo poczuje się rozczarowany i zraniony? Przecież chcieliście pojechać do Anglii i tam się pobrać. Stworzyć prawdziwą rodzinę. Nie rezygnuj z tych marzeń Kamil, bo ja miałabym wyrzuty sumienia, że biorąc z tobą ślub krzywdzę was obu. Ja wiem, że chciałeś zrobić to z dobrego serca, ale to nie jest najlepsze rozwiązanie. Co ja miałabym powiedzieć dziecku jak dorośnie i zacznie pytać o tatę? Niech zostanie tak jak jest. Nie musisz przejmować się rodziną i tym, co gadają. Jeśli wierzą w Boga powinni zrozumieć, że takiego właśnie cię stworzył. Nie jesteś żadnym odmieńcem. Jesteś dobrym, ciepłym, zupełnie normalnym facetem i nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. Kiedy urodzi się już maleństwo i ty i Kuba będziecie dla niego najwspanialszymi wujkami na świecie.

Ewidentnie wzruszyła Kamila mówiąc te słowa. Kiedy podniósł głowę w jego oczach błyszczały łzy. Ujął Uli dłoń i przycisnął do ust.

- Przysięgam ci Ula, że będziemy najlepszymi wujkami i będziemy rozpieszczać to maleństwo do granic możliwości. Pozwól nam jednak, żebyśmy wspierali cię finansowo. Dziecko kosztuje, a ty nie zarabiasz na tyle dużo, żeby poradzić sobie z takimi wydatkami. Przecież niemal połowę pensji dajesz tacie. My nie jesteśmy nawet w stanie przejeść naszych zarobków i zawsze sporo odkładamy. Obiecaj mi, że zgodzisz się, byśmy kupili małemu wózek i łóżeczko i zaopatrzyli go we wszystko, co będzie niezbędne tuż po urodzeniu. To będzie dla nas wielka radość i przyjemność. Chciałbym cię jeszcze prosić o jedną rzecz. Zgodzisz się bym został ojcem chrzestnym tego maleństwa? Nigdy nie miałem chrześniaka lub chrześniaczki, a bardzo chciałbym…

Uśmiechnęła się promiennie słysząc tę prośbę i pogładziła jego dłoń.

- To będzie dla mnie wielki zaszczyt Kamilu. Bardzo ci dziękuję.



ROZDZIAŁ 3


Stał w sekretariacie i wraz z Sebastianem omawiali jeszcze ostatnie szczegóły zmiany stawek pracowniczych. Kondycja firmy była rewelacyjna. Wciąż odnotowywali niebotyczne zyski i Marek doszedł do wniosku, że najwyższy czas podnieść ludziom pensje. Nawet kiedyś poruszył tę kwestię przy ojcu korzystając z jego obecności w firmie. Senior Dobrzański poklepał wtedy syna po plecach mówiąc mu jak bardzo jest z niego dumny. „Najlepszy pracownik, to dobrze wynagradzany pracownik. Pamiętaj o tym”. Marek po takiej aprobacie nie tracił czasu. Zwołał zebranie i poinformował wszystkich o podwyżkach. Pracownicy zgodnym chórem dziękowali mu za nie. Teraz pozostała tylko kwestia pisania nowych angaży, co należało do obowiązków działu, na czele którego stał Olszański.

- Musicie się sprężyć Seba. Chcę, żeby każdy dostał nowy angaż wraz z wypłatą. Viola sporządziła listę, więc ułatwi wam to sprawę. Daj mu ją – zwrócił się do sekretarki. – Wyrobicie się do ostatniego?

- Myślę, że tak. Zaraz uruchomię Milewską i resztę.

- Pamiętaj, żebym i ja miał czas podpisać je wszystkie. Zacznij działać. – Usłyszał dzwoniący telefon i wyjął go z kieszeni. – Sorry Seba, ale to mama. Muszę odebrać. – Wszedł do gabinetu zamykając za sobą drzwi.

- Dzień dobry mamo. Stało się coś, że dzwonisz?

- Nie synku. Nic się nie stało, ale chcę cię zaprosić na sobotni obiad. Przyjedzie Paulina ze swoim chłopakiem i Alex. Byłoby dobrze, żebyś i ty był.

- Będę mamo. Na pewno będę. Dziękuję za zaproszenie.

W sobotnie popołudnie przed domem seniorów Dobrzańskich zaczęły parkować samochody. Helena i Krzysztof przywitali wszystkich wylewnie zapraszając do salonu. Tam ich gosposia stawiała na stole wazę z gorącą zupą i inne wypełnione smacznym jedzeniem naczynia. Jedli z ochotą. Zosia gotowała wspaniale. Po obiedzie podała jeszcze kawę wraz z ciastem i ulotniła się.

Marek przyglądał się Paulinie. Wyglądała naprawdę pięknie. Dziwił się tylko, że przy jej wysokich wymaganiach, które zawsze miała względem mężczyzn jej chłopak jakoś nie wyróżniał się niczym szczególnym poza wzrostem. Był bardzo wysoki. Wyższy i od niego i od Alexa, ale twarz miał zupełnie przeciętną, za to podobno zasobny portfel, bo był właścicielem kilku ekskluzywnych restauracji w polskich kurortach i w górach i nad morzem.

- Chcielibyśmy wam coś ogłosić – odezwała się Febo. – Ustaliliśmy z Mariuszem datę ślubu. To już za dwa miesiące.

- Za dwa miesiące? – odezwała się zaskoczona Helena. – To bardzo mało czasu na przygotowania.

- Trochę nam się śpieszy.

- Ale dlaczego…?

- Jestem w ciąży Helenko. Za niespełna osiem miesięcy będę rodzić. Nie chcę iść do ślubu z wielkim brzuchem.

Marek usłyszawszy te rewelacje zakrztusił się kawą. Pamiętał doskonale, kiedy byli jeszcze ze sobą, a on poruszał sprawę posiadania dzieci, jak bardzo Paulina była temu przeciwna. Miała tysiące argumentów na „nie”. Głównym był ten, że zepsuje sobie figurę, że się roztyje, że karmienie piersią jest bardzo męczące i deformuje biust, że dzieci to tylko kłopot, a tu proszę, takie nowiny. W dodatku ona wygląda na szczęśliwą mówiąc o tej ciąży. Marek pogratulował im obojgu i szczerze życzył im szczęścia. Może i po trosze zazdrościł faktu, że jego była narzeczona wreszcie znalazła prawdziwą miłość? On nawet nie starał się szukać. Ciągle miał w głowie błękitne oczy Magdy, jej zmysłowe usta i boskie ciało.


Weekend spędziła w Rysiowie. Obiecała tacie, że pomoże w porządkach i zrobi zakupy. Wieczorem w sobotę zajrzała jeszcze do Ani i Maćka. Znowu rozmowa zeszła na temat jej ciąży.

- Masz już swojego lekarza, który tę ciążę poprowadzi? – Ania postawiła przed nią filiżankę z herbatą i przysiadła obok.

- Właściwie to nie mam…

- Musisz mieć kogoś takiego. Może pójdziesz do tego, do którego ja chodzę? To świetny ginekolog położnik, znakomity diagnosta. Może nie jest najtańszy, ale z całą pewnością wybitny i ma świetny kontakt z pacjentkami. Maciek chętnie cię do niego zawiezie.

Była im obojgu wdzięczna za pomoc i troskę. Nie chciała wybrzydzać szczególnie, że Ania tak gorąco go polecała. Zgodziła się. Ania na odchodne dała jej jeszcze kartkę z wykazem dni i godzin, w których przyjmował.

- Najlepiej jechać w środę. Wtedy jest najmniej ludzi i nie czeka się długo.

Faktycznie zadzwoniła do lekarza i umówiła się na wizytę w środę. W tym dniu Maciek podjechał po nią do pracy. Gabinet znajdował się w jednej z willi na Saskiej Kępie. Lekarz okazał się niezwykle sympatycznym panem w średnim wieku z ujmującym uśmiechem. Zaprosił ją do gabinetu i polecił położyć się na kozetce lekarskiej. Zrobił jej USG przyglądając się uważnie obrazowi widocznemu na ekranie. Określił wiek ciąży i ustalił datę porodu. Potem podał jej ligninę, żeby wytarła brzuch.

- Wszystko bardzo ładnie się rozwija i jest w najlepszym porządku. Proszę dbać o siebie, jeść dużo witamin i pić naturalne, owocowe soki. Wyznaczam wizytę za miesiąc, a tutaj na pamiątkę zdjęcie dzisiejszego USG.

Wyszła z gabinetu przeszczęśliwa. Jej maleństwo prawidłowo się rozwija i jest zdrowe. W dodatku Maciek obiecał jej, że będzie ją przywoził za każdym razem jak będzie miała wyznaczone badanie. Ucieszyła się z tej deklaracji. Przynajmniej ominie ją tłok w autobusach.

Ciążę znosiła dość dobrze. Nie miała jakichś sensacji związanych z torsjami. Mogła czuć się szczęściarą, bo niektóre kobiety w początkowych tygodniach ciąży większą część czasu spędzały w toalecie. Ona miewała tylko niewielkie mdłości, ale wszystko było do wytrzymania. Ten błogosławiony stan sprawił, że jeszcze bardziej wypiękniała.

Po miesiącu znowu pojechała z wizytą do ginekologa. W poczekalni było trochę ludzi, ale znalazło się wolne miejsce i dla nich. Maciek rozejrzał się ciekawie. W końcu jego wzrok zatrzymał się na ładnej brunetce. Zmarszczył brwi jakby usiłował coś sobie przypomnieć. W końcu wypogodziła mu się twarz. Już wiedział skąd zna tę kobietę. Podszedł do niej.

- Dzień dobry Paulina. Poznajesz mnie?

Kobieta popatrzyła mu w oczy.

- Maciek? To naprawdę ty? O mój Boże! Lata cię nie widziałam. Pozwól kochanie – zwróciła się do mężczyzny siedzącego obok – że ci przedstawię Macieja Szymczyka, tęgą, matematyczną głowę i mojego dawnego korepetytora z tego przedmiotu. Miał ze mną prawdziwe utrapienie – roześmiała się. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. – Co ty tutaj robisz?

Nie odpowiedział od razu na jej pytanie tylko zadał swoje.

- Pamiętasz Ulę Cieplak? Ona też uczyła cię matematyki. To właśnie z nią przyjechałem. Pozwól Ula – zwrócił się do Cieplakówny. Podeszła do niego. – Poznajesz? To Paulina Febo. – Oczy Uli rozszerzyły się ze zdumienia.

- Paulina? Ależ jesteś piękna. Zawsze byłaś. Też chodzisz do doktora Millera?

- Tak. Jestem w ciąży, a to jest mój przyszły mąż. – przedstawiła Mariusza. – Pobieramy się za miesiąc. Ty też spodziewasz się dziecka? Wyszłaś za mąż?

- Nie wyszłam za mąż, ale dziecko będę mieć i jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu. Co za zbieg okoliczności, że spotkaliśmy się właśnie dzisiaj i to w takim miejscu.

- To szczęśliwy traf Ula. Koniecznie musimy zrobić sobie wspólne zdjęcie. Przynajmniej będę miała pamiątkę, bo nie wiadomo kiedy znowu będziemy mieli okazję się spotkać. Kochanie zrób nam kilka fotografii – poprosiła narzeczonego. - Mam zdjęcia z naszych zaręczyn. Pokażę wam. Pewnie pamiętacie moich przybranych rodziców? Trochę się postarzeli od czasu jak ich widzieliście, ale nadal trzymają się w dobrej formie. Spójrzcie – wyciągnęła telefon i odszukała plik ze zdjęciami. – Pamiętacie Alexa, mojego brata? Jest dyrektorem finansowym w Febo&Dobrzański. A tu właśnie Helena i Krzysztof, a obok ich syn, Marek. Jego pewnie nie będziecie kojarzyć, bo niezbyt często bywał wtedy w firmie.

Kiedy go zobaczyła nieomal zemdlała. Patrzyły na nią te szare, łagodne, dobre oczy, a na ustach błąkał się uśmiech. To był on, Marek Dobrzański, ojciec jej nienarodzonego jeszcze dziecka. To jednak nie był dla niej szczęśliwy traf. Tak bardzo nie chciała wiedzieć, kim jest ojciec jej maleństwa. Tak bardzo nie chciała wiedzieć jak się nazywa i gdzie mieszka, żeby nie mieć pokusy odnalezienia go kiedyś po latach i poinformowania go, że jest ojcem. A tu nagle spotyka niewidzianą od wieków Paulinę i okazuje się, że Marek jest synem jej przybranych rodziców.

Całe szczęście, że nie powiedziała Szymczykom prawdy, że zataiła jakim sposobem się posłużyła, żeby zajść w ciążę. Zresztą, co miała im powiedzieć skoro sama znała tylko jego imię? Miała nadzieję, że Paulina się nie wygada, a nawet gdyby, to przecież Marek zna ją pod fałszywym imieniem, a nie pod tym prawdziwym. Na pewno nie skojarzy. Poza tym była pewna, że zapomniał o niej już następnego dnia, bo znikła jak duch.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę do momentu aż Paulinę wezwano do gabinetu. Potem było już niewiele czasu. Wymienili tylko serdeczności i pożegnali się.


Wracali. Ula była dziwnie milcząca. Trochę to martwiło Maćka.

- Co lekarz mówił? Wszystko w porządku z dzieckiem?

- W porządku Maciuś. W jak najlepszym porządku. Bardzo sympatyczny ten narzeczony Pauliny, prawda? – zmieniła temat.

- Fajny i skromny gość, - potwierdził – a i Paulina nie taka jak dawniej. Pamiętasz jak zadzierała nosa, jaka była wyniosła? Zawsze traktowała nas z góry, jakbyśmy byli czymś gorszym od niej. Zmieniła się zdecydowanie na lepsze.

- To prawda…


Po podróży poślubnej Paulina i Mariusz ponownie zawitali do gościnnego domu seniorów Dobrzańskich. Byli bardzo szczęśliwi i wypoczęci. Z przejęciem pokazywali najświeższe zdjęcie USG swojego maluszka, a także zdjęcia z podróży i zdjęcia ślubne, które właśnie odebrali od fotografa. To podczas oglądania tych zdjęć Paulina przypomniała sobie o Uli i Maćku.

- Nie było okazji wam o tym powiedzieć, ale wyobraźcie sobie miesiąc przed ślubem pojechaliśmy do doktora Millera na kolejne USG. Jakież było moje zdziwienie, gdy w poczekalni spotkaliśmy Maćka Szymczyka i Ulę Cieplak. Pamiętacie ich? Byli moimi korepetytorami z matematyki.

Helena uśmiechnęła się.

- Ja pamiętam ich doskonale, a szczególnie Ulę. To była taka dobra i skromna dziewczyna a przy tym niezwykle uzdolniona. Zawsze marzyła o studiach ekonomicznych na SGH, zresztą Maciek również.

- Skończyli je Helenko oboje, a Ula nawet drugi kierunek - Zarządzanie i Marketing. Ula pracuje w jakimś banku, a Maciek w firmie spedycyjnej.

- Są małżeństwem?

- Nie, absolutnie nie. Maciek jest żonaty i od niedawna dumny z niego tata, a Uli pomaga jako przyjaciel. Już wtedy byli przyjaciółmi, pamiętacie?

- Oczywiście, pamiętamy. Pamiętamy też, że im obojgu nie powodziło się wtedy najlepiej. Dorabiali tymi korepetycjami. Dzięki Uli Paulina zdała śpiewająco maturę. Jej mama umarła bardzo młodo i to na Ulę spadł obowiązek zajmowania się chorym na serce ojcem i dwójką młodszego rodzeństwa. Bardzo dzielna dziewczyna.

- Do dzisiaj taka jest. Wyobraźcie sobie, że tatuś jej dziecka wziął nogi za pas i zwiał w siną dal zostawiając ją z tym zupełnie samą. Mimo to wydaje się być bardzo szczęśliwa, że je urodzi. O! Znalazłam. Spójrzcie jaka ona piękna.

Marek raczej z grzeczności przyglądał się zdjęciom pokazywanym przez Paulinę. Jednak kiedy pokazała kolejne – oniemiał. To była ona, Magda, dziewczyna, w oczach której utonął na dobre i nie mógł przestać o niej myśleć.

- Jak ona ma na imię? Magda? – spytał niewinnie.

- Ula. Ula Cieplak. Jak się nie mylę to chyba jej mama miała na imię Magda – powiedziała niepewnie Dobrzańska. – Zresztą dziwię się, że jej nie pamiętasz synku, bo ona udzielała tych korepetycji Paulince nie u nas w domu, ale w firmie. Jestem pewna, że musiałeś ją tam spotkać. Co prawda wyglądała wtedy zupełnie inaczej. Nosiła czerwone, ciężkie okulary i aparat na zębach, a włosy miała zawsze związane w schludny kucyk.

Teraz dopiero pokojarzył. Oczywiście, że pamiętał tę brzydką, pokraczną dziewczynę w starych, wytartych do granic możliwości ubraniach. Czasami nabijał się z niej jak ją spotkał, ale do czasu. Przypomniał sobie jedną sytuację, kiedy powiedział jej kolejny raz coś przykrego, a ona rozpłakała się bezradnie. Zdjęła wówczas okulary i spojrzała na niego z wyrzutem. To właśnie wtedy ujrzał te niesamowicie błękitne tęczówki. Miał rację, gdy mówił Sebastianowi, że skądś ją zna. Intuicja go nie zawiodła. Tylko dlaczego przedstawiła mu się fałszywym imieniem? Dlaczego powiedziała mu, że nie mieszka w Warszawie i że jest fryzjerką? Jaki miała w tym cel? Skoro jednak Paulina twierdzi, że ona jest w ciąży, to ani chybi to musi być jego dziecko. Zaczął mieć podejrzenia graniczące z pewnością. Policzył szybko w pamięci i tak właśnie mu wyszło. Koniecznie musi to sprawdzić, tylko jak to zrobić? Zaproponował, że zawiezie Paulę na kolejną wizytę do ginekologa. Chętnie na to przystała tym bardziej, że ani Mariusza, ani jej brata miało nie być wówczas w Warszawie. Może będzie miał szczęście i tam ją spotka?



ROZDZIAŁ 4


Po tym nieoczekiwanym spotkaniu z Pauliną i jej narzeczonym, a zwłaszcza po obejrzeniu jej zdjęć z zaręczyn, nie potrafiła sobie przez kilka dni znaleźć miejsca. Zachodziła w głowę jak mogła nie rozpoznać Marka Dobrzańskiego w tym klubie. Wprawdzie minęło kilka ładnych lat i oboje bardzo się zmienili, bo stali się dorośli, ale żeby aż tak bardzo zapomnieć człowieka, który w przeszłości nie był dla niej miły, a wręcz upokarzał ją za każdym razem, gdy widział ją w firmie? Przecież nie tak rzadko powracała do tamtych czasów szczególnie wtedy, kiedy pracowała nad swoją przemianą. Bardzo dobrze wspominała seniorów Dobrzańskich. Oni zawsze byli dla niej mili. Paulina była czasami bezczelna i wyniosła. Spokorniała nieco, gdy Ula uświadomiła jej, że ładna buzia to nie wszystko, bo liczy się też to, co ma się w głowie. Alexa pamiętała dość mgliście. Był inny niż jej podopieczna. Bardzo ambitny i dobrze się uczył. Zresztą chyba nigdy z nią nie rozmawiał. Był starszy od siostry i wtedy, gdy Ula przygotowywała ją do matury, on był już na trzecim roku studiów. Markowi starała się schodzić z drogi, by uniknąć jego impertynencji, chociaż nie zawsze to się udawało. Nazywał ją koszmarem sennym i fatum, przez które będzie miał pewnie pecha do końca dnia. Naśmiewał się z jej biednych ubrań, wielkich okularów, o których mówił, że są jak denka od butelek i aparatu ortodontycznego. Nie wspominała tego okresu swojego życia dobrze. Chodziła do firmy tylko dlatego, że naprawdę potrzebowała pieniędzy, a korepetycje z Pauliną dość mocno zasilały rodzinny budżet. Zazwyczaj gdy Dobrzański junior wyrastał przed nią jak spod ziemi, spuszczała głowę nie chcąc na niego patrzeć i usiłowała go wyminąć. Często zagradzał jej drogę drwiąc z niej bezlitośnie. Przestał dopiero wtedy, gdy któregoś dnia rozpłakała się przy nim nie móc już dłużej znieść jego ciągłych przytyków. Popatrzył wtedy na nią jakoś tak dziwnie i odpuścił. Później była już tam tylko kilka razy i to był koniec jej związków z tym miejscem, bo Paulina zdała maturę rewelacyjnie, a ona nie miała tam nic do roboty. Poza tym i ona w tym samym czasie zdawała egzamin dojrzałości, a potem na wymarzone studia. Myśląc o tej przeszłości doszła do wniosku, że idąc do klubu chyba za bardzo skupiła się na osiągnięciu celu, który sobie założyła. Być może gdyby miała więcej czasu i poznała nazwisko Marka, zapaliłaby się w jej głowie jakaś lampka ostrzegawcza. Teraz jest za późno, a ona koniecznie musi skupić się na tym co przed nią. Ma pomyślnie donosić tę ciążę i urodzić zdrowego bobasa.


Była naprawdę szczęśliwa. Codziennie rano po prysznicu stawała przed lustrem nago obserwując w nim swoją sylwetkę. Ona ewidentnie się zmieniała. Brzuszek zdążył się już zaokrąglić, a Ula z ogromną czułością gładziła go przemawiając do maleństwa i zapewniając je, że już nie może się doczekać, kiedy wreszcie pojawi się na świecie. Piersi stały się pełniejsze i wrażliwsze na dotyk. Uśmiechała się wyobrażając sobie jak karmi nimi dziecko. – Zrobię absolutnie wszystko, żebyś było szczęśliwe i żebyś miało to, czego ja nie miałam – szeptała z miłością. – Zawsze będę cię kochać najmocniej, najczulej, najpiękniej.

Kilka razy Kamil i Kuba zabrali ją do galerii. Chcieli się rozeznać, co Uli będzie się podobało z rzeczy oferowanych dla niemowląt. Śmiała się z nich, bo zachowywali się tak, jakby to oni mieli rodzić.

- Na razie nic nie kupujemy chłopaki, tylko oglądamy. Wiecie, że to może przynieść pecha, a jak chcę urodzić zdrowe dziecko.

Mimo to w tajemnicy przed nią gromadzili jakieś drobiazgi. Wstrzymali się jedynie przed kupnem wózka i łóżeczka, ale już upatrzyli sobie naprawdę ładne modele.

- Koniecznie musi być z baldachimem – szeptał Kuba do Kamila. – To bardzo ładnie wygląda. Szkoda, że nie znamy jeszcze płci.

- Niedługo poznamy, bo za dwa tygodnie będzie już wiadomo. Ula też chce wiedzieć, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka.


Na dzień przed kolejną wizytą zadzwonił do niej nieco zdenerwowany Maciek.

- Nie jest dobrze Ula. Ania jest chora. Złapała jakąś infekcję i zaraziła nią małego. Mamy nie ma, bo pojechała do ciotki, która też niedomaga i wróci dopiero w sobotę. Jest ojciec, ale sama wiesz, że nie mogę zostawić ich pod jego opieką. Nie będę mógł cię też zawieźć do lekarza i to mnie najbardziej martwi.

- Niczym się Maciuś nie przejmuj – uspokajała go. – Poproszę Kamila, on na pewno nie odmówi.

Po rozmowie z Szymczykiem poszła do przyjaciela i wyłuszczyła mu w czym rzecz.

- To na Saskiej Kępie, ale wiesz jaki jest tłok o tej porze w autobusach. Znajdziesz czas, żeby mnie tam zawieźć po pracy?

- Na pewno. Nie będę jednak z tobą wchodził, ale wykorzystam ten czas na załatwienie swoich spraw na mieście. Jak już będziesz po wizycie, to dasz mi sygnał na komórkę i wtedy podjadę i zawiozę cię do domu.

Uśmiechnęła się do niego promiennie.

- Jesteś jak zwykle niezawodny. Dziękuję.


Weszła do willi doktora Millera i skierowała się do poczekalni. Siedziało już kilka osób, a wśród nich ta, której najbardziej nie chciała w swoim życiu spotkać. Nawet w najczarniejszych snach nie przewidziała takiego scenariusza. Jak tylko go zobaczyła, chciała zapaść się pod ziemię. Chciała nie być. Jej rozszerzone przerażeniem oczy wpatrywały się w jego własne, jakby chciały zakląć rzeczywistość. Stanęła wpół kroku nie mogąc się ruszyć nawet o milimetr.

- Ula! – Paulina podniosła się z krzesła i przywitała się z nią. – Pamiętasz Marka Dobrzańskiego?

- Nie… - wyksztusiła słabo – raczej nie…

- Nie? – odezwał się. – Za to ja pamiętam cię doskonale. Dokuczałem ci w przeszłości i pewnie zalazłem mocno za skórę. Byłem naprawdę głupim i nieokrzesanym szczeniakiem. Bardzo cię za to przepraszam.

Spuściła głowę. Było jej strasznie głupio i wstyd.

- Nie szkodzi. Ja tego nie pamiętam…

- Pani Paulina Febo-Karnowska, proszę do gabinetu. – Sympatyczna pielęgniarka uśmiechnęła się do Pauli wskazując gestem na otwarte drzwi.

- Przepraszam was, zaraz wracam.

Kiedy zostali sami Marek pochylił się do ucha Uli.

- A więc nie Magda, tylko Ula. Intuicja mnie nie myliła. Czułem, że już kiedyś się spotkaliśmy. Takich oczu jak twoje nie można zapomnieć.

- Przepraszam… - wyszeptała. Czuła się winna, że go okłamała.

- Posłuchaj. Paulina za chwilę wyjdzie od lekarza i nie będziemy mieć szansy, żeby porozmawiać. Chyba nie ulega wątpliwości, że porozmawiać musimy, prawda? Mam niemal stuprocentową pewność, że dziecko, które nosisz pod sercem jest moje. Chyba powinniśmy ustalić warunki opieki nad nim.

- To nie jest twoje dziecko… - zaprotestowała słabo.

- Nie wierzę ci. Wszystko dokładnie sobie wyliczyłem i nabrałem pewności, że jednak jest moje. Nie jestem głupcem Ula. Chcę cię prosić, żebyś nie utrudniała i spotkała się ze mną. Najlepiej jutro po południu. Wiesz, gdzie jest Baccaro? Zamówię tam stolik i będę na ciebie czekał o siedemnastej trzydzieści. Mam nadzieję, że się dogadamy, bo nie chciałbym używać wobec ciebie żadnego przymusu.

- Już używasz przymusu. A jak nie przyjdę to co? Pójdziesz z tym do sądu? Zażądasz badań DNA? – Zalśniły jej oczy od łez.

- Nie Ula – powiedział łagodnie. – Nawet nie przyszło mi to do głowy. To co proponuję, to nie przymus, ale wielka prośba i mam nadzieję, że ją spełnisz.

- Pani Urszula Cieplak – głos pielęgniarki wyrwał ją z odrętwienia. Kiwnęła na pożegnanie wychodzącej z gabinetu Paulinie i weszła do środka. Głos doktora Millera uspokoił ją nieco. Skupiła się na słowach przez niego wypowiadanych.

- Bardzo ładnie się ułożyła. To dziewczynka. Będzie pani miała śliczną córeczkę. Gratuluję.

Uśmiechnęła się i ze szczęścia pociekły jej łzy. - Dziewczynka. Córeczka. Moja córeczka i tylko moja.


Kamil pojawił się dziesięć minut po jej telefonie. Otworzył jej drzwi i pomógł wsiąść. Nie wyglądała jakoś szczególnie i chyba posmutniała. Trochę go to zaniepokoiło.

- Wszystko w porządku Ula? Co powiedział lekarz?

- Tak… W porządku. Powiedział, że urodzę dziewczynkę.

- Cudownie! Będziemy wujkami dziewczynki. Wiesz już jakie dasz jej imię?

- Nie zastanawiałam się jeszcze, ale pomyślę. Zmęczona jestem.

- Za chwilkę będziemy w domu.


Zrobiła sobie herbaty i usiadła na kanapie. Była zła, chociaż tak naprawdę nie wiedziała na kogo. Najbardziej na samą siebie. Obwiniała się, że uległa namowom Szymczyków i zgodziła się, żeby to doktor Miller prowadził jej ciążę. Czy w Warszawie jest tylko jeden ginekolog? Co za niefart, że i Paulina do niego trafiła. Co za niefart, że miały wyznaczony termin i godzinę wizyt taki sam. Co za niefart, że przyjechała dzisiaj z Dobrzańskim, a nie ze swoim mężem lub bratem. Czego on właściwie od niej chce? Nie szukała go. Nie chciała wiedzieć o nim nic. Chciała wyłącznie mieć swoje małe szczęście, które mogłaby kochać i hołubić. Była święcie przekonana, że po tej upojnej nocy w hotelu już nigdy więcej się nie spotkają. Zapowiadało się tak pięknie. Nawet wymyślona przez nią bajeczka na temat ojca dziecka została przyjęta z aprobatą przez rodzinę i już zdążyli się pogodzić z tym, że ona będzie samotną matką. Nikt jej nie potępiał. Wręcz przeciwnie. Wszyscy jej współczuli, że po raz kolejny trafiła na takiego drania. Obiecali, że będą jej pomagać w miarę swoich możliwości. I co teraz?! Wszystko wzięło w łeb i bardzo się skomplikowało. Zawsze starała się postępować w życiu tak, by być uczciwym we wszystkim czego się podejmowała. Brzydziła się kłamstwem. Wiedziała, że wcześniej, czy później takie łgarstwo się wyda i można najeść się ogromnego wstydu. Zdecydowała się na nie tylko ten jeden raz i wciąż usprawiedliwiała się, że popełnia to kłamstwo w dobrej wierze. Nie miała zamiaru nikogo krzywdzić, a najmniej ojca jej dziecka chroniąc go przed odpowiedzialnością. Jej plan zakładał, że jeśli zajdzie w ciążę, wychowa dziecko sama. Teraz ten plan sypie się w gruzy i nie wiadomo jak to wszystko się skończy.

Milion myśli przelatywało jej przez głowę i milion pomysłów, co zrobić, żeby jednak nie spotkać się jutro z Dobrzańskim. – A może zaszyć się gdzieś aż do porodu? Gdzieś, gdzie on nigdy mnie nie znajdzie? Tylko gdzie? Porzucić to wszystko i wyjechać w siną dal? To połowa szóstego miesiąca. Jak miałabym sobie poradzić, gdy jestem coraz bardziej ociężała? W dodatku cały czas mam spuchnięte nogi. Co mówił doktor Miller? Aha. Że to ucisk płodu na nerki wywołuje opuchliznę. Jak urodzę, to i ona zejdzie. No to jeszcze sobie poczekam. Cholera! Dlaczego musiałam go spotkać? Najszczęśliwsza byłabym wtedy, gdyby on zechciał o mnie zapomnieć. Jednak nie będzie to takie proste. Sprawiał wrażenie zdeterminowanego i chyba tak łatwo nie odpuści. Uparty jest. Powinien mieć świadomość, że nie należy denerwować ciężarnej kobiety. Po jasną cholerę mu taki balast? Jeśli tak bardzo pragnie być tatusiem niech zrobi sobie dziecko z kimś innym i nim się zajmuje, a mnie niech da święty spokój. Przede wszystkim trzeba go jakoś zniechęcić. Mogłabym na przykład zażądać bardzo wysokich alimentów… Nieee… To zły pomysł. Nie chcę od niego żadnych pieniędzy. Jak zacząłby je płacić to pewnie w zamian zażądałby widywania się z dzieckiem, a na to nigdy się nie zgodzę. Druga opcja to taka, że mogę trochę poudawać, że zakochałam się w nim i niczego bardziej nie pragnę jak wyjść za niego za mąż, żeby stworzyć dziecku prawdziwą rodzinę. Może to skutecznie go odstraszy? On chyba myśli wyłącznie o dziecku. Jak zrozumie, że ja jestem w pakiecie z bobasem to na bank odpuści. A jeśli nie odpuści? Błagam, niech mi ktoś pomoże!


Pomógł zapiąć pas Paulinie i wolno ruszył. Miał jednak dzisiaj szczęście, bo udało mu się spotkać Ulę. Widział jak bardzo jest zaskoczona jego obecnością w przychodni. – Niemal ją wbiło w podłogę. Pięknie wygląda. Jeszcze piękniej niż zapamiętałem. Nie rozumiem jednak jej zachowania. Wydała mi się jakaś wystraszona i strasznie asekuracyjna. Przecież nie mam zamiaru zrobić jej nic złego. Nie mam zamiaru jej skrzywdzić. Wtedy w tym hotelu też jej nie skrzywdziłem. Ewidentnie tego chciała. Pragnęła się kochać, przecież była taka namiętna i gorąca. Gdyby tego nie chciała, broniłaby się przede mną, a ja nigdy w życiu nie posunąłbym się do gwałtu. Czego ona się boi i przed czym ucieka? Nie powiedziała mi prawdy, gdy zaprzeczyła, że to nie ja jestem ojcem. Nie potrafi kłamać i to kłamstwo, które usłyszałem zabrzmiało słabo. O co może jej chodzić? A może ona chciała tylko mieć dziecko i dlatego to zrobiła. Wybrała mnie. Cholera! To wszystko wydaje mi się teraz niezwykle logiczne. Założę się, że po raz pierwszy w życiu założyła na siebie tak krótką i obcisłą sukienkę. Ten wyzywający makijaż też pewnie zrobiła po raz pierwszy. Celowo tam przyszła i usiadła w miejscu, z którego swobodnie mogła czyhać na swoją ofiarę, czyli na potencjalnego tatusia. Dlaczego to zrobiła, co ją do tego skłoniło? Przecież jest taka piękna, wręcz zjawiskowa. Nie wierzę, że nie ma żadnego mężczyzny u jej boku. To niemożliwe. Zaszła ze mną w ciążę, czyli osiągnęła cel. Broni się przede mną, bo pewno nie chce, żebym był obecny w życiu tego dziecka. Na to nie zgodzę się nigdy. Każde dziecko powinno mieć oboje rodziców nawet jeśli żyją osobno. Koniecznie muszę jej to uświadomić. Mogła wybrać kogoś innego, a wybrała mnie, więc niech się nie dziwi, że chcę zaistnieć w życiu tego malucha. Już ja postaram się zadbać o nich oboje. Nie będzie mnie wyręczał jakiś Maciek. On ma swoją rodzinę. Nigdy nie pozwolę sobie odebrać prawa do tego dziecka. Nigdy.

- Marek. Marek! – wrzasnęła Paulina. Zahamował z całej siły wciskając hamulec do dechy. Szarpnęło nią. – Czyś ty oszalał? Przejechałeś obok naszej bramy i nie zatrzymałeś się. Jesteśmy na końcu ulicy. Co się z tobą dzieje? Mogłeś nas zabić. Hamujesz jak wariat.

- Przepraszam cię Paulina. Zamyśliłem się. Nic ci się nie stało? Wszystko w porządku?

- Na szczęście nic. Zawracaj.


23 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Commentaires


bottom of page