ROZDZIAŁ 5
Usiadłszy na białej sofie w gabinecie Marka Olszański przyjrzał mu się z uwagą. Już od rana prezes wydawał mu się jakiś dziwnie nakręcony i podekscytowany. W dodatku zachowywał się nienaturalnie. Uśmiechał się tajemniczo i mruczał coś sam do siebie.
- Wszystko w porządku? – zapytał z troską.
- A dlaczego sądzisz, że jest inaczej? – odpowiedział pytaniem.
- Bo trochę mnie niepokoisz dzisiaj. Stało się coś?
Dobrzański uśmiechnął się szeroko prezentując garnitur śnieżnobiałych zębów.
- Chyba tak, ale coś bardzo pozytywnego.
- No powiedz… Wygadaj się kumplowi.
- No dobra… Ale to, co ci powiem ma pozostać wyłącznie między nami. Żadnych zwierzeń Violetcie. Wiem, że się zmieniła, ale nadal lubi roznosić ploty.
Olszański podniósł go góry dwa palce.
- Słowo harcerza.
Marek zamilkł na chwilę, jakby nie bardzo wiedział, od czego ma zacząć. Splótł dłonie i oparł je na biurku.
- Pamiętasz nasz ostatni wypad do klubu „69” kilka miesięcy temu?
- Nawet mi nie przypominaj. Urżnąłem się jak świnia w przeciwieństwie do ciebie. To po tej balandze tak sporządniałeś.
- No właśnie. A kojarzysz tę blondynkę, która ci się tak podobała i która okazała się nie być blondynką?
- Piękna dziewczyna. Tylko ten jej ubiór… Ale mówiłeś, że jak się obudziłeś to jej już nie było, że wyparowała jak kamfora.
- Dobre porównanie. Całkiem niedawno okazało się, że jednak nie wyparowała do końca.
- Co masz na myśli…?
- Seba, ona od początku wydawała mi się jakaś dziwna. Odnosiłem wrażenie, że to co sobą prezentuje, to tylko poza, że udaje kogoś, kim tak naprawdę nie jest. W dodatku miałem jakieś niejasne przekonanie, że już ją kiedyś spotkałem. Nawet ciebie o to pytałem, pamiętasz? – Olszański przytaknął. – Przedstawiła się jako Magda. Mówiła, że nie jest stąd i pracuje jako fryzjerka w małym miasteczku na północy Polski. Jak Paulina wróciła z Mariuszem z podróży poślubnej i pokazywała nam zdjęcia, przypomniała sobie o niejakiej Uli Cieplak i Maćku Szymczyku, których spotkała będąc na badaniu u ginekologa. To było spotkanie po latach, bo okazało się, że oni oboje przygotowywali Paulę do matury i to nie w domu moich rodziców, ale tutaj, w firmie. Moi staruszkowie pamiętali ich doskonale. Kiedy Paulina pokazała nam jej zdjęcie zrobione telefonem, oniemiałem. To była ona. Magda z hotelu. Dziewczyna, z którą się przespałem. Okazało się, że tak naprawdę ma na imię Ula i kiedyś była bardzo nieatrakcyjną okularnicą z aparatem na zębach. Przypomniałem ją sobie. Przypomniałem sobie też jak bardzo byłem wobec niej obcesowy. Dokuczałem jej i nabijałem się z jej brzydoty. Paulina mówiła, że ona jest w ciąży i jak sobie to policzyłem wyszło mi, że to dziecko jest moje. Koniecznie musiałem to wyjaśnić. Wczoraj to ja odwoziłem Paulę do tego lekarza, bo ani Mariusza, ani Alexa nie ma w Warszawie. Spotkałem ją i rozmawiałem w czasie, gdy Paula była na badaniach. Powiedziałem, że jestem pewien, że dziecko jest moje. Usiłowała skłamać, ale kiepsko jej to wychodzi. Dzisiaj po południu jestem z nią umówiony, bo koniecznie trzeba wszystko wyjaśnić. Doszedłem do wniosku, że ona przyszła do tego klubu tylko w jednym celu. Żeby znaleźć odpowiedni materiał na ojca swojego dziecka. I znalazła. Nie przewidziała tylko kilku rzeczy. Po pierwsze tego, że po nocy z nią nie potrafiłem już o niej zapomnieć, po drugie, że marzyłem o posiadaniu własnego dziecka i wreszcie po trzecie, że nie dopuszczę, żeby ono miało wychowywać się bez ojca.
Olszański siedział wbity w kanapę z rozdziawionymi ze zdumienia ustami, a jego oczy przypominały dwa młyńskie koła.
- Czekaj, czekaj… Ty chcesz mi powiedzieć, że ona przyszła do tego klubu wyłącznie w poszukiwaniu reproduktora?
- Upraszczając można to tak nazwać.
- A to ci heca… A ty? Zakochałeś się w niej, czy jak?
- Jeśli można tak określić permanentną obsesję na punkcie jej pięknych, błękitnych oczu, jej ust stworzonych wręcz do pocałunków i nieziemskiego ciała to tak, zakochałem się.
- A może ona po prostu złapała cię na tę ciążę i chce od ciebie wyłącznie pieniędzy, nie pomyślałeś o tym? – Marek popatrzył na przyjaciela z politowaniem.
- Seba, ona była spanikowana i przerażona jak zobaczyła mnie w tej poczekalni. Gdyby tylko mogła, zwiałaby stamtąd. Chciała mi wmówić, że to nie ja jestem ojcem dziecka. Jeśli chodziłoby jej o pieniądze, nie zachowywała by się tak. Szukałaby mnie zwłaszcza, że znała tylko moje imię i w ogóle mnie nie pokojarzyła z przeszłości, rozumiesz? Całą rozmowę z nią muszę poprowadzić niezwykle taktownie i delikatnie. Muszę ją do siebie przekonać, by uwierzyła, że nie mam wobec niej żadnych złych intencji. Chcę się nią zaopiekować i być przy porodzie mojego dziecka. Przekonanie jej może być trudne, bo ona chyba się mnie boi. Zachowuje się bardzo powściągliwie i dystansuje się. Mam nadzieję, że nie wystraszę jej jeszcze bardziej.
- Masz trudny orzech do zgryzienia bracie, ale skoro tak bardzo ci na niej zależy, na niej i dziecku, to nie pozostaje mi nic innego jak tylko trzymać za ciebie kciuki. Oby wszystko poszło po twojej myśli.
Od samego rana była bardzo spięta i bardzo zdenerwowana. Po dziesięć razy sprawdzała się w liczeniu, żeby mieć pewność, czy to rozkojarzenie nie spowoduje popełnienia przez nią jakichś błędów. Była zmęczona sumowaniem długich kolumn cyfr. Bała się tego spotkania z Dobrzańskim. Nie miała pojęcia, czego od niej chce, czego oczekuje, a raczej obawiała się, że brutalnie wkroczy w życie jej i dziecka, a to była ostatnia rzecz jakiej pragnęła. Nie miała pojęcia co ma zrobić. Jeśli nie przystanie na jego propozycje, wtedy może zacząć ciągać ją po sądach i na pewno nie cofnie się przed niczym. Badania DNA potwierdzą, że to on jest ojcem jej córki. Tak misternie układany przez nią plan spalił na panewce, zawiódł na całej linii. Przecież tak bardzo starała się dopracować go w najdrobniejszym szczególe i nagle okazało się, że nie wzięła pod uwagę wielu rzeczy, za mało była przewidująca i jak pokazał czas, wcale nie taka sprytna. W dodatku gdyby ojciec dowiedział się, że zaszła w ciążę z premedytacją, to chyba by ją wyklął. Poczuła, że się dusi, jakby wokół niej zaciskała się jakaś niewidzialna obręcz. Nie miała pojęcia, jak wybrnąć z tej trudnej sytuacji i czuła się coraz bardziej zagubiona.
Tuż przed siedemnastą trzydzieści podjechał pod restaurację. Wszedł do środka i rozejrzał się. Uli jeszcze nie było. Zajął zarezerwowany wcześniej stolik i zamówił kawę. Ledwie upił łyk zauważył ją w drzwiach. Rozglądała się niepewnie i wyglądała na wylęknioną. Wstał od stolika i wyszedł jej naprzeciw.
- Dzień dobry Ula. Dziękuję ci, że przyszłaś. Pozwól, że oddam twój płaszcz do szatni – pomógł jej się rozebrać i odebrał od szatniarza numerek. Wskazał jej stolik i odsunął krzesło, żeby mogła usiąść.
- Zamówić ci coś?
- Herbatę z cytryną – odpowiedziała cicho. Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Siedziała z pochyloną głową i drżała. Zrobiło mu się jej żal.
- Ula, proszę cię spójrz na mnie – i kiedy podniosła wzrok uśmiechnął się do niej. – Nie bój się mnie i nie bój się tej rozmowy. Ja nic nie zrobię przeciwko tobie, ale musisz też zrozumieć i mój punkt widzenia. Po tej upojnej nocy w hotelu zostawiłaś trwały ślad w mojej głowie i sercu. Jak tylko cię zobaczyłem przy barze czułem, że nie jesteś sobą, że udajesz kogoś kim tak naprawdę nie jesteś. Byłaś ubrana bardzo prowokująco i idę o zakład, że ubrałaś się tak po raz pierwszy w życiu. Miałem jakieś dziwne przeczucie, że już kiedyś się spotkaliśmy, ale wtedy pamięć zawiodła mnie zupełnie. Byłaś nieśmiała, skrępowana i nieporadna. Tak nie zachowują się wytrawne łowczynie męskich serc i stałe bywalczynie takich miejsc. Prawdą jest jednak to, że było mi z tobą cudownie i czułem się bardzo rozczarowany, gdy po przebudzeniu zobaczyłem, że nie ma cię obok. Potem dowiedziałem się o tobie znacznie więcej od Pauliny i od swoich rodziców, i już wiedziałem, że jednak cię znam. Nie przypuszczałem, że ten wspólny wieczór i noc zaowocują czymś tak wspaniałym. Zawsze pragnąłem mieć dzieci. Pewnie o tym nie wiesz, ale kiedyś byłem przez długi czas związany z Pauliną. Ona nigdy nie chciała dzieci. Mówiła, że zepsuje sobie figurę. Dopiero jak rozstaliśmy się i poznała Mariusza, okazało się, że jednak te dzieci będzie mieć, a Mariusz to ten właściwy facet. Jest szczęśliwa. Znalazła swoją miłość. Ja nadal szukałem do momentu aż nie poznałem ciebie. Zburzyłaś mój spokój Ula. Zawładnęłaś moimi myślami. Już nikogo innego nie pragnę tylko ciebie. Nie wierzę, że to jest dziecko kogoś innego. Ono jest moje, prawda? Jesteś zbyt uczciwa i nie potrafisz kłamać.
- Czego ode mnie oczekujesz? – spytała cicho.
- Chcę być ojcem dla tego dziecka. Chcę widzieć jak ząbkuje, jak siada, jak stawia pierwsze kroki, jak zaczyna mówić. To największa strata dla rodzica, gdy nie może być świadkiem tego wszystkiego. Nie zabraniaj mi tego Ula. Pozwól mi się wami zaopiekować.
- Ja nie potrzebuję opieki. Mam przyjaciół, którzy zajmą się nami.
- Masz na myśli Maćka? Przecież on ma żonę i małe dziecko. Nie sklonuje się.
- Nie, nie myślę o Maćku. Mam innych przyjaciół.
- Ja bardzo chętnie ich poznam, ale to ja jestem ojcem i mam prawo do własnego dziecka, prawda? – Przekonywał ją łagodnym głosem. – Znasz już płeć?
- Tak. To dziewczynka.
- Nawet nie wiesz jak bardzo marzyłem o córeczce. Jeśli będzie podobna do ciebie, to będzie najpiękniejszym dzieckiem na ziemi.
Zarumieniła się. Nagle na jej twarzy pojawił się grymas. Złapała się za brzuch. W jednej chwili był przy niej.
- Ula, co ci jest? Wezwać pogotowie? – Pokręciła przecząco głową.
- Nie, to nie będzie konieczne. Poruszyło się. Pierwszy raz się poruszyło – powiedziała drżącym głosem i rozpłakała się.
Podał jej chusteczką i przyłożył dłoń do jej brzucha. Uśmiechnął się uszczęśliwiony, bo poczuł, że dziecko wykonało kolejny ruch.
- Czujesz to Ula? – wyszeptał. Pokiwała głową. Usiadł obok niej. – Czy rozumiesz, że nie darowałbym sobie nigdy, gdybym miał przegapić takie momenty? Czy rozumiesz jak bardzo jest to dla mnie ważne? Ja wiem, że miałem być tylko dawcą nasienia i tylko po to zjawiłaś się w klubie, choć tak naprawdę to nie rozumiem twojej desperacji. Taka cudowna dziewczyna szuka mężczyzny, żeby ją zapłodnił? To niemożliwe, żebyś nikogo nie miała. Spójrz w lustro jaka jesteś piękna. Na pewno masz wielu adoratorów. Jak to w ogóle możliwe, że ojcem nie jest żaden z nich?
- Nic o mnie nie wiesz. Kompletnie nic. Od lat żyję sama jak palec. Wszyscy wokół mnie pozakładali szczęśliwe rodziny. Mają dzieci, a mnie czas przeciekał przez palce. Ja chciałam mieć tylko coś własnego. Swoje własne, małe szczęście, które mogłabym kochać bezgranicznie i które mnie kochałoby bezwarunkowo. Żaden mężczyzna nie mógł mi dać takiej bezwarunkowej miłości, tylko moje własne dziecko – rozpłakała się na dobre. – To ty wydałeś mi się najbardziej odpowiedni. Nie miałam żadnych doświadczeń z mężczyznami. Nigdy nie uprawiałam seksu. To było bardzo ryzykowne pójść z zupełnie obcym człowiekiem do łóżka, ale chęć posiadania dziecka była silniejsza od tego panicznego strachu. Taki miałam plan. To dziecko miało być tylko moje. Gdyby nie pechowy splot okoliczności, nigdy byś się o nim nie dowiedział. Przez ciebie ten plan posypał się jak domek z kart. Dlaczego jesteś taki uparty, dlaczego nie pozwolisz mi żyć własnym życiem? Ja nic od ciebie nie chcę. Niczego nie oczekuję. Zapomnij o mnie, proszę.
- Ula, czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? Przecież ja cię kocham. Chcę być częścią twojego życia i życia naszej córki. Nie mogę pozwolić ci odejść, bo łączy nas coś wyjątkowego. To maleństwo, które porusza się w twoim brzuchu i daje nam znać, że żyje. Dlaczego chcesz mnie tego wszystkiego pozbawić? Jeśli nie będziesz w stanie odwzajemnić mojej miłości, pozwól mi przynajmniej na obecność przy was od czasu do czasu, błagam. - Jej twarz była zalana łzami. W jego oczach one również błyszczały. Z czułością starł jej tę wilgoć z policzków. – Nie płacz, bo to wzruszenie może zaszkodzić maleństwu. Przecież przy odrobinie dobrej woli możemy się dogadać. Nie mam zamiaru iść do sądu i upokarzać cię tam. Jestem od tego daleki, bo wierzę w twój rozsądek i dobrą wolę.
Odetchnęła głęboko i spojrzała mu w oczy, które patrzyły na nią błagalnie, były dobre i szczere.
- Ja muszę to wszystko przemyśleć, poukładać sobie. Cała ta sytuacja wywróciła moje życie do góry nogami. Daj mi czas, żebym mogła się zastanowić. – Wyciągnęła z torebki telefon i podała mu. – Wprowadź mi swój numer. Zadzwonię i dam ci znać, co postanowiłam.
- Podasz mi swój? Obiecuję, że nie będę cię nękał dopóki ty pierwsza nie zadzwonisz. – Zgodziła się. – Chodź. Odwiozę cię do domu. Jesteś zbyt roztrzęsiona, żeby wracać autobusem.
Podała mu adres. Nie miała już siły protestować i uparcie tkwić przy swoim. Chciała wziąć długą kąpiel i dopiero po niej zastanowić się nad tym, co powiedział jej Marek. Podwiózł ją pod blok i pomógł wysiąść.
- Spróbuj trochę ochłonąć i nie płacz. Zobaczysz, że wszystko się jeszcze ułoży. Jest jeszcze jedna rzecz, o której marzę. – Spojrzała na niego pytająco. – Bardzo chciałbym być obecny przy kolejnym USG. Bardzo chciałbym zobaczyć tę kruszynkę. Byłbym ci wdzięczny, gdybyś mi na to pozwoliła. Przemyśl to, dobrze? Ja będę czekał z nadzieją na pozytywną odpowiedź. Dobranoc Ula.
Było mu jej szczerze żal. Sprawiała wrażenie zupełnie skołowanej, zagubionej i tak bardzo bezradnej wobec rzeczywistości, która ją dopadła. – Jest zbyt wrażliwa i przeżywa wszystko w dwójnasób. Mam nadzieję, że nie rozklei się zupełnie – pomyślał. Poczekał jeszcze aż wejdzie do klatki schodowej i ruszył w kierunku domu. On też musiał wiele przemyśleć.
Tydzień później zadzwoniła do niego Helena i poinformowała, że Paulina w nocy powiła chłopca. Pozazdrościł Mariuszowi. Zastanawiał się, czy i jemu będzie dane zobaczyć swoją córkę tuż po porodzie.
ROZDZIAŁ 6
Rzeczywistość zdawała się ją przerastać. Doszła do wniosku, że ukręciła bat sama na siebie. Te wszystkie kłamstwa, którymi nakarmiła swoją rodzinę, Szymczyków, Kamila i Kubę uwierały ją jak garść gwoździ w bucie. – Jeśli nie powiem im prawdy, nigdy już nie zaznam spokoju. – Tak bardzo nie lubiła oszukiwać i być oszukiwana. Lubiła jasne, proste i czytelne sytuacje. Tymczasem jakby wbrew sobie zapętliła się tak, że nie miała zupełnie pojęcia od czego zacząć, żeby to wszystko wyprostować. Pomyślała, że zacznie od swojej rodziny. Oni byli dla niej najważniejsi i chyba najbardziej martwili się nią. Zanim zadzwoni do Marka i poinformuje go o swojej decyzji musi wyczyścić przedpole, a nim była szczera rozmowa z ojcem. Bardzo się jej obawiała. Nie wiedziała jak on zareaguje. Pogodził się już przecież z faktem, że miała wychowywać to dziecko sama.
W sobotę rano nie mogła już dospać. W głowie układała sobie treść rozmowy z tatą i swoim rodzeństwem. Ubrała się i ruszyła na przystanek. Jej wizyta sprawiła im miłą niespodziankę. Szczególnie Józef przyglądał jej się z podziwem mówiąc:
- Pięknie wyglądasz córcia. Ta ciąża ci służy. Smutna tylko jakaś jesteś. Masz jakieś zmartwienie? Powiedz, może będę mógł coś poradzić.
Uśmiechnęła się blado i przytuliła się do niego.
- Wszystko w porządku tatusiu. Przyjechałam, bo muszę wam coś ważnego powiedzieć.
- W takim razie ja już robię herbatę. Siadaj.
Kiedy przy stole zasiedli już wszyscy obrzuciła ich strapionym wzrokiem. Splotła nerwowo palce i wzięła głęboki wdech.
- Okłamałam was i chcę was za to bardzo przeprosić – wyszeptała.
- Okłamałaś? W jakiej sprawie? – zdziwił się Józef.
- W sprawie ciąży, a raczej w sprawie jej autora. To nieprawda, że ojciec dziecka uciekł za granicę.
- Nie? To w takim razie gdzie on jest i kim jest?
- Nazywa się Marek Dobrzański. Kiedyś, dawno temu jego rodzice płacili mnie i Maćkowi za udzielanie korepetycji ich przybranej córce Paulinie. Marka nie pamiętałam i nie skojarzyłam z człowiekiem, którego poznałam w klubie. Piliśmy alkohol i tańczyliśmy. Potem wylądowaliśmy w łóżku. To było tylko jeden raz, ale wystarczyło, żebym zaszła w ciążę. Nie chciałam, żeby o tym wiedział. Pragnęłam wychować to dziecko sama. Pragnęłam, żeby było tylko moje. Niestety on dowiedział się zupełnie przypadkiem o tej ciąży i wymusił na mnie spotkanie, żeby porozmawiać. Powiedział mi z całą stanowczością, że chce być ojcem tego dziecka i utrzymywać z nim kontakt. Zupełnie nie wiem, co robić – rozłożyła bezradnie ręce. – W dodatku mówił, że zakochał się we mnie.
Nieoczekiwanie dla niej Józef uśmiechnął się szeroko.
- Pewnie myślałaś, że będę zły, prawda? Nie jestem zły. Przecież to są dobre wiadomości córcia i naprawdę nie rozumiem, czym ty się martwisz? Nawet nie masz pojęcia ile samotnych matek chciałoby być w sytuacji, w której ojcowie ich dzieci chcą dzielić z nimi opiekę nad potomstwem i są tacy odpowiedzialni. On wyznał ci w dodatku, że jest w tobie zakochany. A ty?
- Co ja? Czy jestem w nim zakochana? Chyba nie. Na pewno nie. Owszem jest bardzo przystojny. Ma miłą powierzchowność i dobry charakter. Chyba jest opiekuńczy i troskliwy. Bardzo nalega, żebym wyraziła zgodę na jego obecność w naszym życiu.
Siedząca dotąd w milczeniu Beatka pociągnęła ją za rękaw. Miała dziewięć lat i wydawała się bardzo rozsądna jak na swój wiek.
- Powinnaś się zgodzić Ulcia. Dzidziuś powinien mieć tatę i mamę. To źle, że chcesz go wychowywać sama. Przecież nam też zawsze brakuje mamy. Najgorzej w święta. Ja jej nie pamiętam, ale to nie znaczy, że nie tęsknię za każdym razem jak patrzę na jej zdjęcie. Tata nie miał wyboru, bo ona umarła, ale tatuś twojego dziecka żyje i powinnaś dać mu szansę, bo to nie byłoby dobre, gdyby nigdy go nie poznało.
Słysząc te słowa Ula rozpłakała się i przytuliła siostrę do siebie.
- Naprawdę tak uważasz?
- Naprawdę. Jeśli się nie zgodzisz, to dziecko będzie się już zawsze czuło tak jak ja. To tak, jakby żyć tylko z połową serca.
- Jesteś bardzo mądrą młodszą siostrą. Chyba mądrzejszą ode mnie, wiesz? Byłam w środę na USG i wiem już, że urodzi się dziewczynka.
- To wspaniała wiadomość córcia! Będzie mała Cieplaczka. Będę miał wnusię. – Oczy Józefa zwilgotniały.
- Ta mała mądrala ma stuprocentową rację siostra – Jasiek pogładził Betti po głowie. – Sam lepiej bym tego nie wymyślił. Posłuchaj jej, bo nie zawsze dorośli znają odpowiedź na wszystko.
Tego samego dnia po południu zawitała do Szymczyków. Tam bawiąc na rękach małego Antosia powtórzyła im dokładnie to samo, o czym mówiła rodzinie. Ani jednym, ani drugim nie wyznała tylko, że to jednak był uknuty przez nią plan i że z całą odpowiedzialnością zaszła w tę ciążę.
Zaproszeni przez nią na niedzielny obiad Kamil i Kuba też usłyszeli tę historię. Ciekawe było to, że wszyscy jak jeden mąż zgodzili się z tym, co powiedziała mała Betti. To chyba pozwoliło Uli podjąć decyzję.
Helena i Krzysztof Dobrzańscy jak oniemiali wpatrywali się w syna nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą od niego usłyszeli.
- Marek, to wszystko wydaje się tak absurdalne, że trudno nam to pojąć. Przecież ja bardzo dobrze pamiętam Ulę. Pamiętam jaka była skromna, spokojna i cicha. To nie był typ dziewczyny, która ma inklinacje do chodzenia po klubach i podrywania mężczyzn.
- Przecież ja nic takiego nie powiedziałem. Ona zrobiła to tylko raz w życiu i to z wielkiej desperacji. Sam uważałem, że skoro ma tak powalającą urodę, to kręci się wokół niej wianuszek adoratorów, tymczasem rzeczywistość była zupełnie inna. Z płaczem mówiła mi o swojej wieloletniej samotności i o tym jak zazdrościła swoim rówieśnikom, którzy pozakładali rodziny. Jak zazdrościła Maćkowi. Ona pragnęła mieć tylko kogoś, kto by ją kochał i kogo ona mogłaby kochać bezgranicznie. Chciała mieć dziecko. Kiedy Paulina pokazywała nam wtedy te zdjęcia nie mogłem uwierzyć, że Ula jest Magdą z tego klubu. Musiałem koniecznie to wyjaśnić, bo jak dodałem dwa do dwóch wyszło mi, że to dziecko jest moje.
- Ale przecież Paulina mówiła, że ojciec dziecka ulotnił się z życia Uli, że ją zostawił.
- Bo Ula tak jej powiedziała. A co niby miała powiedzieć? Nie szukała przecież męża, ale potencjalnego ojca swojego dziecka. To wszystko było bardzo dziwne. Idąc ze mną do łóżka była czysta, jeśli domyślacie się, co mam na myśli i nigdy wcześniej nie uprawiała seksu. Zakochałem się w niej i bardzo chcę być obecny w życiu mojej córki, bo wiem już, że to będzie dziewczynka. Chcecie czy nie, za parę miesięcy zostaniecie dziadkami.
- Oczywiście bardzo cieszymy się z tego faktu, – zabrał głos Krzysztof – ale co zamierzasz w takim razie.
- Póki co czekam na jej telefon. Miała zadzwonić jak podejmie decyzję. Nie chcę na nią naciskać, ani jej pospieszać. Ona miała na życie całkowicie inny plan, który teraz się posypał. Ma nad czym myśleć.
Po trzech tygodniach wyczekiwania był już bardzo zaniepokojony jej milczeniem. Wielokrotnie był bliski wybrania jej numeru, ale powstrzymywała go myśl, że przecież jej obiecał, że cierpliwie będzie czekał na wiadomość od niej. W końcu zadzwoniła któregoś dnia, ale pech chciał, że akurat był w pracowni mistrza i łagodził jego frustracje. Nieopatrznie telefon zostawił na biurku. Pluł sobie w brodę, kiedy zobaczył to nieodebrane połączenie. Nawet się nie zastanawiał i oddzwonił.
- Witaj Ula – powiedział usłyszawszy w słuchawce jej głos. – Przepraszam cię, że nie odebrałem, ale Pshemko mi się dzisiaj zbiesił i musiałem interweniować. Bardzo się cieszę, że zadzwoniłaś. Już zacząłem się niepokoić.
- Chcę się spotkać… - powiedziała cicho. – Może być nawet dzisiaj w tym samym miejscu, co ostatnio.
- Bardzo się cieszę Ula, bardzo. W takim razie zaraz załatwię rezerwację na siedemnastą trzydzieści. Do zobaczenia.
Rozłączył się i uśmiechnął szeroko. Czy to oznacza, że jednak przystanie na jego warunki? A może nie ma dla niego dobrych wiadomości? Wolał jednak ten pierwszy wariant i zaczął myśleć pozytywnie.
Tym razem czekał na nią na parkingu. Był dziesięć minut wcześniej, a jak zdążył zauważyć, Ula była bardzo punktualna. Wreszcie ją dostrzegł. Szła wolno od strony przystanku autobusowego. Wysiadł z samochodu i podszedł do niej witając się.
Usiedli przy stoliku, a on popatrzył na nią z troską. Wydawała mu się bardzo blada, a pod oczami miała sińce.
- Dobrze się czujesz? Jakoś mizernie wyglądasz.
- Wszystko w porządku, tylko trochę mi już ciężko. Tym razem zamówię coś do jedzenia, bo głodna jestem. Idę prosto z pracy. – Rozłożyła menu i zaczęła je śledzić. – Też będziesz jadł?
- Tak. I ja przyjechałem prosto z firmy. Na co masz ochotę?
- Wezmę krem z kalafiora i sałatkę z grillowanym kurczakiem. Do tego herbata.
Złożył zamówienie. Zanim je zrealizowano zapytał z obawą.
- I co Ula? Myślałaś nad tym, o czym rozmawialiśmy ostatnio?
- Tak… - spuściła głowę. – Zgadzam się abyś towarzyszył mi przy następnym USG. To dokładnie za tydzień. Spotkamy się na miejscu. Przywiezie mnie Kamil, mój przyjaciel i zarazem mój szef. Zgadzam się też, byś mógł odwiedzać córkę kiedy tylko zechcesz. Na razie tylko tyle jestem w stanie ci zaoferować.
- Bardzo ci dziękuję. To i tak więcej niż oczekiwałem. Chciałem też poruszyć sprawę alimentów…
Poderwała gwałtownie głowę.
- Alimentów…? Mówiłam ci już, że nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy.
- Ula, ja wiem, że jesteś bardzo honorowa, ale te pieniądze nie będą dla ciebie, ale dla dziecka. Trzeba pomyśleć przecież o jakimś wózku i łóżeczku, może nawet o jakichś mebelkach.
- O wózek i łóżeczko nie musisz się martwić. Kamil bardzo nalegał, żeby to kupić małej. Zostanie jej ojcem chrzestnym. On i jego partner bardzo mnie wspierają od samego początku. Nie mogłam odmówić takiej prośbie.
- Jego partner?
- Kamil jest gejem.
- Aaa…, rozumiem.
- Masz coś przeciwko gejom?
- Nie, absolutnie nie – zaprzeczył gwałtownie. - Przecież gej, to też człowiek jak każdy inny. Wiesz, że nasz mistrz jest gejem?
- Pshemko? Nie wiedziałam. Geje są bardzo wrażliwi i mają wysublimowany gust. Nic dziwnego, że jest takim genialnym projektantem.
Zajęli się jedzeniem. Po nim Marek wytarł serwetką usta i powiedział:
- Rozmawiałem o nas z rodzicami.
Wytrzeszczyła oczy. Widział w nich przerażenie i panikę. Pogładził jej dłoń spoczywającą na stole.
- Spokojnie Ula. Oni bardzo się cieszą, że będą dziadkami. Nie mogą się tego doczekać. Pamiętają cię doskonale i mają o tobie bardzo dobre zdanie. Podziwiają cię, że mimo trudności finansowych jakie miałaś w przeszłości, potrafiłaś skończyć dwa kierunki trudnych studiów. Kiedy Paulina pokazała im twoje zdjęcie byli zachwyceni twoją spektakularną przemianą. Naprawdę z ich strony nie masz się czego obawiać. Z mojej również. Chcę dla ciebie i maleństwa jak najlepiej.
Kolejny raz odwiózł ją do domu. Czuł niesamowitą ulgę, że nie odgrodziła się od niego, że jednak przemyślała sprawę i dała przyzwolenie na jego obecność przy niej. Przynajmniej od czasu do czasu. Wierzył, że kiedyś być może to się zmieni i ona będzie do niego żywić znacznie cieplejsze uczucia. Zerknął na jej śliczny profil. Obserwowała mijane budynki. Była zamyślona. Miał świadomość, że podjęcie przez nią takiej a nie innej decyzji było niezwykle trudne, bo rozmijało się zupełnie z tym, co sobie zaplanowała. Chciała być sama z dzieckiem. Nie zamierzała wiązać się z żadnym mężczyzną, a tu nagle on wepchnął się z buciorami w jej życie. Ale czy mógł postąpić inaczej? Przecież za chwilę ma urodzić jego córkę. Jakże mógłby się jej wyrzec? Jak to by świadczyło o nim jako ojcu? Zrobiła pierwszy ważny dla niego krok. Teraz cierpliwie poczeka na następny.
Była środa. Kamil po raz kolejny podwiózł ją na Saską Kępę. Marka zobaczyła już z daleka. Kiedy Kamil zatrzymał się przed bramą poprosiła.
- Wysiądziesz na chwilę? Chciałabym ci kogoś przedstawić.
Nie pytał. Wiedział kogo ma na myśli. Podeszli do stojącego nieopodal Marka.
-- Marek, to jest właśnie Kamil, mój szef i serdeczny przyjaciel, a to Kamilu jest Marek, ojciec mojego dziecka – mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
- Chciałem panu bardzo podziękować, że wyręczał mnie pan w opiece nad Ulą. To bardzo szlachetne z pana strony.
- Ula od dawna jest moją przyjaciółką – uśmiechnął się Kamil – i to chyba naturalne, że przyjaciele się wspierają. Ja bardzo się cieszę, że jej życie wkracza na właściwe tory. Ona jest niezwykle samodzielna, ale mimo to uważam, że nie powinna dziecka wychowywać sama i bardzo się cieszę, że zaistniałeś w jej życiu. Celowo nie używam zwrotu „pan”, bo jesteśmy w podobnym wieku i brzmi to cokolwiek zabawnie. Oddaję ci ją zatem w opiekę. Będę już leciał. Kuba pewnie się niepokoi, że mnie nie ma.
- Uściskaj go ode mnie – Ula cmoknęła jego policzek i uśmiechnęła się. – Dzięki za podwiezienie. Do jutra.
Zdziwiła się, że w poczekalni nie zastała Pauliny.
- Ty nic nie wiesz… Paulina miesiąc temu urodziła chłopca. Już nie ma potrzeby tu przychodzić.
- Pogratuluj jej ode mnie. Bardzo się cieszę, że ma to już za sobą.
- Pani Urszula Cieplak, – usłyszeli głos pielęgniarki – zapraszam.
ROZDZIAŁ 7
Weszli do gabinetu oboje. Ula przedstawiła doktorowi Millerowi Marka mówiąc, że jest ojcem dziecka. Jak zwykle położyła się na kozetce lekarskiej odsłaniając brzuch. Marek przysiadł obok na krześle.
- Pewnie ciekawy jest pan maluszka, co?
- Nawet nie wie pan doktorze jak bardzo. Niemal fruwałem nad ziemią, kiedy dowiedziałem się, że to będzie dziewczynka. Zawsze pragnąłem mieć córkę.
- W takim razie zobaczmy, co u niej słychać – rozprowadził na brzuchu Uli żel i przyłożył głowicę ultrasonograficzną. Po chwili na monitorze ukazał się obraz małej. Markowi zalśniły w oczach łzy. Był bardzo wzruszony. – Spójrzcie, ssie kciuk i ma otwarte oczy – doktor pokazał palcem. – Zabawnie to wygląda, prawda? Śliczna buźka. – Nagniótł mocniej głowicą podbrzusze i w tym momencie dziecko zareagowało zapierając się nóżkami o wnętrze brzucha Uli. Skrzywiła się. – Daje pani popalić, co? Energiczna z niej istotka. Wszystko z nią w porządku. Rozwija się prawidłowo i myślę, że nie będzie niespodzianek przy porodzie. Jeszcze trochę będzie się pani musiała pomęczyć. Nie chce pani zwolnienia? Może powinna pani trochę odpocząć i nabrać sił przed tym najważniejszym dla was dniem? Ja chętnie dałbym pani wolne aż do rozwiązania. Skoro ona już teraz jest taka ruchliwa, to obawiam się, że z każdym tygodniem będzie pani odczuwała to z większym nasileniem.
- Doktor ma rację Ula. Ja też zauważyłem, że jesteś słabsza i częściej się męczysz. Ja wiem, że praca jest ważna, ale przecież dziecko ważniejsze.
- Może rzeczywiście to nie jest zły pomysł? Faktycznie ostatnio daje mi się nieźle we znaki.
- W takim razie pielęgniarka zaraz wypisze. Tutaj jeszcze wydruk z dzisiejszego badania. Proszę chwilkę zaczekać na zewnątrz.
Usiedli w miękkich fotelach. Marek podniósł do ust dłoń Uli i ucałował z atencją. Zdziwił ją ten gest.
- Ona jest śliczna. Mały, słodki żywiołek – powiedział czule. – Dziękuję ci za to dziecko, które już kocham jak wariat. To było naprawdę bezcenne doświadczenie móc tu dzisiaj z tobą być. Widziałaś jakie ma duże oczy? Jestem pewien, że będą takie jak twoje, intensywnie chabrowe. Najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałem.
- Nie wiadomo. Ona jest jeszcze za mała, żeby cokolwiek powiedzieć. Słyszałeś jak doktor mówił, że waży niewiele ponad półtora kilograma. Kruszynka. Poza tym może się spełnić to, co powiedziałam, kiedy opuszczałam hotel.
- A co powiedziałaś?
Zarumieniła się, spuściła głowę i wydusiła niemal szeptem.
- Powiedziałam, że mam nadzieję, że będzie podobne do ciebie. – Obrzucił ją spojrzeniem pełnym miłości.
- To dziecko będzie mieszanką nas obojga Ula. Niezwykle udaną mieszanką. Zobaczysz.
Wracali. Markowi nie schodził uśmiech z twarzy. Była dzisiaj o wiele przystępniejsza niż tydzień temu. Miał nadzieję, że te ich wzajemne relacje osiągną poziom, o którym marzył, chociaż miał świadomość, że do tego jeszcze daleka droga.
- Może mógłbym zawieźć jutro to twoje zwolnienie? Nie będziesz musiała się męczyć w autobusie.
- To kłopot…
- Najmniejszy Ula. Naprawdę. Powiedz mi tylko, w którym banku pracujesz. Przecież jestem mobilny i załatwię to raz, dwa.
Wyjęła z torebki druczek i położyła na półce przy przedniej szybie.
- No dobrze. Właściwie wystarczy, że wejdziesz do środka i poprosisz portiera o udostępnienie telefonu. Wybierzesz numer sto trzydzieści sześć i zgłosi się Kamil. On zejdzie do ciebie. Zapamiętasz?
- Oczywiście. Nie jest ze mną jeszcze tak źle. A który to bank?
- A właśnie. Nie powiedziałam najważniejszego. To Pekao S.A przy Grzybowskiej, w samym centrum.
- Wiem gdzie. Bywałem tam. No, jesteśmy na miejscu. Odpoczywaj i wyśpij się dobrze. Jeśli potrzebowałabyś czegokolwiek, to dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Jestem do twojej dyspozycji.
- Dziękuję… Dobranoc.
Kilka minut po dziewiątej zaparkował przy banku. Wbiegł po kilku schodach w rozsuwające się, szklane drzwi. Zlokalizował portiernię i podszedł do ubranego w uniform człowieka.
- Można zadzwonić na wewnętrzny? – zapytał.
- Oczywiście, bardzo proszę – mężczyzna podsunął mu aparat. Marek wybrał numer i już po chwili usłyszał głos Kamila.
- Witaj Kamil. Marek Dobrzański z tej strony. Poznaliśmy się wczoraj. Ula jest na zwolnieniu i chyba będzie do końca ciąży. Ja jestem tu na dole i chciałem ci przekazać jej L-4. Możesz zejść?
- Już biegnę.
Przywitali się jakby byli starymi znajomymi. Kamil wypytywał o zdrowie Uli.
- Słaba jest i bardzo się męczy. Puchną jej nogi. Lekarz stwierdził, że najlepiej będzie dla niej i dla dziecka, jak zostanie w domu aż do rozwiązania. Tu masz to zwolnienie. Chciałbym cię jeszcze prosić o twój numer telefonu. W zamian dałbym ci swój. To tak na wszelki wypadek. Wiem, że wpadacie do Uli czasem i gdyby się coś działo, to byłbym wdzięczny, gdybyś mnie powiadomił. Ja oczywiście też będę zaglądał, bo nie chcę jej zostawiać samej na cały dzień. Będę to jednak robił tak, żeby nie uznała, że narzucam się jej. Nie chciałbym jej denerwować. Ona musi mieć spokój.
- Masz rację – Kamil pokiwał głową. – My też nie będziemy nachalni. Ja zaraz do niej zadzwonię i zapytam tylko o samopoczucie. Teraz wymieńmy te telefony.
Szykowała sobie śniadanie, gdy odezwała się jej komórka. Zerknęła na wyświetlacz i uśmiechnęła się odbierając.
- Witaj przyjacielu. Był u ciebie Marek?
- Właśnie odjechał przed chwilą. Jak się czujesz?
- Dobrze. Wreszcie się wyspałam. Teraz mam zamiar zjeść śniadanie. Mam nadzieję, że nie narobiłam zbytniego kłopotu tym zwolnieniem?
- Tym się w ogóle nie przejmuj. Jakoś zorganizuję pracę w dziale i sprawiedliwie podzielę twój zakres obowiązków. Jeśli będzie trzeba, sam się zajmę twoją działką, a ty leniuchuj, bo masz dobrą okazję i nie przemęczaj się. Trzymaj się maleńka. Wpadniemy niedługo sprawdzić, czy stosujesz się do zaleceń lekarza.
- OK. Będę czekać.
Było tuż przed dziesiątą, gdy wreszcie dotarł do biura. Te poranne korki były prawdziwą udręką. Zanim doszedł do sekretariatu zauważył Sebastiana, który właśnie z niego wychodził.
- A co ty taki spóźniony?
- Załatwiałem sprawy na mieście. Chciałeś coś?
- Tylko pogadać, jak masz czas rzecz jasna.
- To chodź. Zaraz poproszę, żeby Violka zrobiła nam kawy. Muszę ci coś powiedzieć. – Wydał dyspozycje Kubasińskiej i wszedł do gabinetu ściągając płaszcz. – Widziałem wczoraj moje dziecko. To dziewczynka. Byłem z Ulą na USG i prawie popłakałem się ze szczęścia. Ta kruszynka waży zaledwie półtora kilograma, ale jest tak pełna energii, że nie daje Uli spokoju i ciągle rozpycha się w brzuchu. Już otworzyła oczy. Są ogromne. W dodatku ssała kciuk. To będzie prawdziwa piękność Sebastian.
- O, tego jestem pewien. Ula to piękna kobieta, a i tobie niczego nie brakuje. Odziedziczy najlepsze geny.
- Zaczynam być szczęśliwy Seba. Nieprzyzwoicie szczęśliwy. Ula zgodziła się na moje wizyty i teraz i później jak urodzi się mała. Powiedziała, że będę mógł odwiedzać je kiedy tylko zechcę. To bardzo podniosło mnie na duchu. – Olszański roześmiał się na cały głos.
- To widać bracie. Naprawdę widać. Wręcz emanujesz szczęściem. Rodzice już wiedzą, że zostaniesz ojcem?
- Tak. Rozmawiałem z nimi i wszystko wyjaśniłem. Cieszą się, że zostaną dziadkami. Wprawdzie już się nimi czują odkąd Paulina urodziła, ale nie widują wnuka zbyt często, tylko okazjonalnie. Inna rzecz, że jest jeszcze za mały, a Paulina chucha na niego i dmucha. Ale ty coś chciałeś ode mnie, a ja wciąż gadam o sobie.
Olszański pogrzebał w kieszeniach marynarki i wyciągnął z jednej z nich małe pudełeczko.
- Chcę, żebyś to ocenił i powiedział, czy ci się podoba. – Otworzył wieczko i oczom Marka ukazał się ładny pierścionek z dość dużym oczkiem.
- Oświadczasz mi się? – Rozchichotał się Dobrzański. – Jest bardzo ładny. Dziękuję.
- Nie tobie się oświadczam głąbie, ale chcę się oświadczyć Violce. Myślisz, że jej się spodoba? Do tego romantyczna kolacja przy świecach w zaciszu domowym.
- Będzie zachwycona. Zazdroszczę ci, wiesz? Ja wciąż żyję nadzieją, że też będę mógł podarować taki pierścionek Uli. Może… Kiedyś…
Po wyjściu Sebastiana ruszył do Pshemko. Zanim jednak wszedł do pracowni zerknął przez szybę, czy nie fruwają w powietrzu jakieś wieszaki. Dzisiaj jednak było spokojnie, a mistrz zatopiony w pracy. Postanowił mu jednak nie przeszkadzać. Nie było nic gorszego jak zakłócenie jego weny. Wrócił do siebie i pochylił się nad własną robotą. Tak zeszło mu do końca dniówki. Zanim wyszedł z biura postanowił zadzwonić jeszcze do Uli i zapytać, czy czegoś nie potrzebuje.
- Tak naprawdę to mam pustą lodówkę – odpowiedziała. – Miałam zamiar jutro wyjść na zakupy.
- Nigdzie nie chodź. Ja za jakąś godzinkę przywiozę ci wszystko, co trzeba. Jakieś specjalne życzenia?
- Nie chciałabym cię wykorzystywać… - powiedziała niepewnie.
- Ależ wykorzystuj mnie. Przecież od tego jestem. Na co masz ochotę?
- Na pączki od Bliklego…
- Załatwione. Dostanę jakąś kawę jak przyjadę?
- Dostaniesz całe wiadro kawy – roześmiała się.
- W takim razie ruszam. Do zobaczenia.
Wykupił chyba z pół sklepu. Towar ledwie mieścił się w koszu. Podjechał nim do samochodu i wszystko popakowawszy w gigantyczne dwie torby władował do bagażnika. Bliklego zostawił sobie na koniec. Kupił dziesięć pączków, bo i jemu pociekła ślinka od samego zapachu. Parkując już pod blokiem Uli przypomniał sobie, że nawet nie wie, które to piętro i nie zna numeru mieszkania. Na szczęście był spis lokatorów przy domofonie. Nadusił guzik i po chwili usłyszał łagodny głos Uli.
- To ja Ula, otwórz.
Jak zobaczyła te ogromne torby chwyciła się za głowę.
- Oszalałeś. Ewidentnie oszalałeś. Przecież ja nie dam rady tego zjeść do Wielkanocy – wyszczerzył się do niej.
- Na pewno sobie poradzisz. Wstaw wodę, a ja zaraz to rozpakuję. Tu są pączki – podał jej zgrabne pudełko. – Pachną bosko.
Rozsiadł się na wygodnej kanapie upijając łyk smolistego płynu. Omiótł wzrokiem pokój i uśmiechnął się.
- Bardzo przytulne mieszkanko, ale chyba trochę małe, prawda?
- Mnie wystarcza i tak jest co sprzątać.
- A jak nasze maleństwo? Bardzo ci dokucza?
- Dzisiaj nie było tak źle. Może dlatego że trochę polegiwałam w ciągu dnia.
- I tak trzymać. Jeśli ty będziesz spokojna i nie będziesz się niczym stresować, to i małej się to udzieli. Myślałaś już nad imieniem?
- Szczerze? Nie myślałam. Nie miałam do tego głowy.
- A jakie ci się podoba?
- Najchętniej jakieś proste, nieskomplikowane i z całą pewnością nie w stylu Patrycja, Klaudia, czy coś podobnego.
- A ja trochę nad tym myślałem. Wiem, że to ty będziesz miała decydujące zdanie, ale pomyślałem, że może moja propozycja przypadnie ci do gustu. Imię nie jest pochodzenia polskiego, ale greckiego i oznacza w tłumaczeniu „ciesząca rodziców”, chociaż Grecy tak nazywali matkę-ziemię.
- Gaja? – spytała. – Masz na myśli Gaję? – uśmiechnął się szeroko.
- Więc i to wiesz? Tak. Pomyślałem o Gai. Krótkie, ładne, łatwe do zapamiętania. Gaja Dobrzańska.
- Dobrzańska?
- Ula, przecież jestem jej ojcem. Jak ma się nazywać?
- No tak…, masz rację… Podoba mi się. Będzie więc Gaja.
Marek rozpromienił się. Nie sądził, że przystanie na to imię. Było niezwykle rzadkie i częściej można było się spotkać z Kają a nie z Gają. Sądził, że będzie obstawiała Marysię, Zosię lub Annę. Ucieszył się, że jednak liczy się z jego zdaniem.
Na następne USG też wybrali się razem. Nie fatygowała już Kamila, bo Marek uparł się, że przyjedzie po nią. Ich córeczka znacznie podrosła, co mogli zaobserwować na ekranie monitora. Ula weszła w ostatni etap ciąży. Za niespełna dwa tygodnie miała urodzić swoje szczęście. Mimo, że nie przybrała zbyt wielu kilogramów czuła się jak słonica, ciężka i zwalista. Najbardziej dokuczały jej nogi. Były bardzo opuchnięte. - Jeszcze tylko trochę – myślała – i wszystko wróci do normy.
ROZDZIAŁ 8
ostatni
Powoli przywykała do obecności Marka. Naprawdę doceniała to, że tak się dla niej poświęcał. Wcześniej sądziła, że zależy mu wyłącznie na dziecku i nie bardzo wierzyła w to, że on się w niej zakochał. A jednak wszystkie jego kolejne uczynki tylko to potwierdzały. Gdyby mu pozwoliła nosiłby ją na rękach. W lot odgadywał wszystkie jej życzenia. Był na każde skinienie, chociaż widziała, że sam raczej nie wychodzi przed orkiestrę obawiając się, że ona pomyśli, że jest zbyt nachalny. Nie był. Z czasem to ona chyba była bardziej. Gdy zdarzało mu się nie przyjechać, to ona dzwoniła z pytaniem, dlaczego go jeszcze nie ma, że jest jej potrzebny. Pochlebiało mu to. Naprawdę bardzo się starał być pomocny, opiekuńczy i troskliwy. Na każdym kroku udowadniał jej jaka jest dla niego ważna i jak bardzo mu na niej zależy. Nawet nie wiedziała kiedy i jej zaczęło zależeć i to nawet bardzo. On tak mocno odstawał od innych mężczyzn. Pomyślała, że gdyby nie zdecydowała się pójść wtedy do tego klubu nigdy nie miałaby szansy go poznać. Plan, który sobie wymyśliła okazał się chyba nie tak do końca niedoskonały. Lubiła kiedy przychodził, witał się z nią całusem w policzek i z miłością przykładał dłonie do jej ogromnego w jej mniemaniu brzucha. Takie gesty chwytały ją za serce i roztkliwiały. Nie broniła się przed nimi i czekała na nie.
Kilka dni przed terminem porodu siedzieli u niej rozmawiając właśnie o nim.
- Przygotowałam już sobie torbę z niezbędnymi rzeczami, żeby potem nie szukać niczego w panice. Tak naprawdę to trochę się boję…
- Porodu?
- Nie… Boję się, że jak się zacznie ciebie tutaj nie będzie.
- Wystarczy, że zadzwonisz a zjawię się natychmiast.
- A jak zacznie się w nocy?
- Nie zakładaj najgorszego Ula. Nie wolno ci tak myśleć. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.
- No nie wiem… Nie mógłbyś się tutaj przenieść na ten czas? Czułabym się wtedy o wiele lepiej i byłabym spokojniejsza.
Zaskoczyła go tą propozycją. W życiu by się czegoś takiego nie spodziewał.
- Na pewno tego właśnie chcesz? – zapytał dla pewności.
- Chcę. Boję się zostać sama.
- W takim razie spakuję trochę swoich rzeczy i jutro po pracy przyjadę.
Jednak słusznie się obawiała, że może zacząć rodzić w nocy. Obudził go przeciągły jęk. Przetarł oczy i spojrzał na zegarek. Było kilka minut po czwartej. Zastygł i zaczął nasłuchiwać. Jęk się powtórzył. Zerwał się na równe nogi i wpadł do pokoju, w którym spała.
- Ula?
- Marek…, zaczęło się. Chyba odeszły mi wody. O Boże jak to boli. Ubierz się, jedziemy.
Ubrał się błyskawicznie. Pomógł jej wstać i zarzucił jej na ramiona szlafrok. Zabrał przygotowaną torbę i mocno objąwszy wolno zszedł z nią do samochodu. Usadowił ją na tylnym siedzeniu i zapiął pas. Jęczała i wiła się z bólu. Nie mógł tego znieść.
- Wytrzymaj kochanie. Jeszcze trochę wytrzymaj. Zaraz będziemy na miejscu.
Nawet nie zaprotestowała, gdy nazwał ją tak pieszczotliwie. Ból był tak silny, że ledwie mogła oddychać. Zatrzymał się przed szpitalem i zaalarmował całą izbę przyjęć. Ktoś wyjechał z wózkiem i pomógł mu usadzić na nim Ulę. Natychmiast zabrano ją na porodówkę. Zatrzymano go przed salą porodową.
- Niech pan zaczeka. Za chwilę ktoś przyniesie panu sterylne ubranie. Przebierze się pan i dopiero wtedy będzie pan mógł wejść do żony.
Opamiętał się. – Spokojnie chłopie. Ona jest już pod fachową opieką. Jednak będę widział swoje dziecko tuż po urodzeniu. Pozwolili mi wejść – pomyślał z satysfakcją.
Wyciągnął z kieszeni komórkę i zadzwonił do swoich rodziców. Zaspanej matce wyjaśnił, że Ula właśnie rodzi i przekazał, w którym są szpitalu. Identyczny telefon wykonał do Kamila. Tyle co skończył z nim rozmawiać pojawiła się pielęgniarka przynosząc mu zielony kitel i foliowe worki na buty. Przebrał się szybko i wszedł do środka.
Wskazano mu miejsce, w którym miał usiąść. Widział jak bardzo Ula jest wystraszona i jak bardzo cierpi. Dopiero kiedy ujął jej dłoń odwróciła do niego twarz.
- Marek? Co ty tu robisz? Lepiej wyjdź. To krepujące i widok niezbyt miły.
- Nie zostawię cię samej. Nie ma mowy. Razem przez to przejdziemy.
Zacisnęła zęby, bo znowu poczuła ten dojmujący ból. Skurcz sprawił, że niemal przestała oddychać.
- Proszę oddychać, a pan niech podtrzyma głowę żony tak, by broda była jak najbliżej mostka.
Wstał i otarł jej gromadzący się na czole pot. Ujął jej głowę jak kazał położnik. Pochylił się nad nią i szepnął.
- Oddychaj kochanie. Oddychaj. Wdech, wydech, wdech, wydech. Świetnie sobie radzisz. Dzielna dziewczynka.
Kolejne skurcze były bardzo bolesne i trwały długo. Parła ile miała sił. Była czerwona z wysiłku. Jęczała cicho, bo nie chciała krzyczeć. Marek błagał w myślach opatrzność, żeby już było po wszystkim i żeby ona nie musiała się tak męczyć.
- Widać główkę. Przy następnym skurczu proszę zebrać wszystkie siły i przeć jak najmocniej – usłyszał głos położnika.
Bolało. Bolało jak diabli. Zaczynała słabnąć. Już nie potrafiła wykrzesać z siebie sił.
- Jeszcze jedno lub dwa parcia i się urodzi.
- Dasz radę kochanie, dasz radę i za chwilę nasze maleństwo będzie z nami. Jeszcze trochę wysiłku. Wiem, że jesteś już bardzo zmęczona, ale chociaż spróbuj – dopingował ją. Zebrała się w sobie. Przy kolejnym skurczu nie wytrzymała i krzyknęła po raz pierwszy.
- Mamy ją. Piękne dziecko. Zaraz ją zważymy i umyjemy. Za chwilę pokażemy ją państwu.
Ula oddychała ciężko, ale była bardzo szczęśliwa. Nareszcie koniec jej męki. I jeszcze Marek. Taki kochany i dobry. Nie zostawił jej. Gdyby nie on nie wiadomo jakby sobie poradziła. Usłyszeli płacz małej i uśmiechnęli się do siebie. Pielęgniarka podeszła do Marka i odciągnęła go na bok.
- Macie imię dla dziecka? Muszę założyć jej opaskę z imieniem i nazwiskiem.
- Tak. Gaja. Gaja Dobrzańska.
- Bardzo ładne imię. I rzadkie – pochwaliła położna zapisując je na opasce.
Wreszcie przyniesiono małą i położono na piersi Uli. Z czułością ucałowała jej czółko.
- Witaj na świecie córeczko.
Marek również pochylił się nad maleństwem. Po jego policzkach toczyły się łzy.
- Wiedziałem, że to będzie najpiękniejsze dziecko na ziemi. Spójrz ile ma włosów. Śliczna dziewczynka – wyszeptał drżącym głosem. Ucałował usta Uli. – Dziękuję ci za ten cud.
Kolejny raz podeszła do niego położna.
- Teraz wyczyścimy żonę i przewieziemy na salę poporodową. Dziecko będzie razem z nią. Proszę wyjść i ochłonąć trochę. Za kilkanaście minut będzie pan mógł znowu zobaczyć je obie.
Podziękował wszystkim i wyszedł z sali. Oparł się o ścianę i przymknął oczy. Był zmęczony, ale to zmęczenie było niczym w porównaniu z tym ogromnym szczęściem, które rozsadzało mu piersi.
- Marek? Marek – otworzył oczy i ujrzał przed sobą swoich rodziców, a także Kamila z dwoma mężczyznami.
- I co synku? Mów.
- Jest śliczna. Trzy i pół kilograma. Pięćdziesiąt cztery centymetry wzrostu. Ma dużo włosów. Ula była bardzo dzielna, bardzo, choć strasznie się wycierpiała. Witaj Kamilu. Kogo przyprowadziłeś?
- Cześć Marek. To mój Kuba, a to Maciek Szymczyk.
Przywitał się najpierw z Kubą a potem uścisnął dłoń Maćkowi.
- Wreszcie mam okazję cię poznać. Naprawdę cieszę się, że tu jesteście. Za chwilę przewiozą Ulę i będzie można do niej wejść, ale chyba na krótko, bo jest senna i wykończona tym porodem. Która właściwie jest godzina? – Helena zerknęła na zegarek.
- Piętnaście po dziewiątej.
- Po dziewiątej? Myślałem, że to trwało wieki a to zaledwie niecałe pięć godzin.
Drzwi sali porodowej otworzyły się i wywieziono z niej Ulę. Chwycił jej dłoń i szedł obok niej.
- Już po wszystkim kochanie. Są tu moi rodzice. Jest Kamil, Kuba i Maciek. Wszyscy chcą zobaczyć maleństwo. Nie będziemy długo, bo musisz odpocząć.
Uśmiechnęła się do niego łagodnie i mocniej ścisnęła jego dłoń.
- Kocham cię – wyszeptała.
Omal nie zemdlał, gdy usłyszał te słowa. Uśmiechnął się do niej najpiękniej jak potrafił.
- Ja też cię kocham. Bardzo.
Ustawiono łóżko w pobliżu okna i zablokowano mu kółka. Chwilę później przywieziono małą Gaję.
Wszyscy zgromadzili się wokół Uli gratulując jej ślicznego dziecka.
- Państwo Dobrzańscy… - powiedziała cicho. – Ja chcę was bardzo przeprosić. Nie miałam pojęcia, że Marek…
- Ciii. Już dobrze Uleńko. Marek opowiedział nam o wszystkim. Bardzo się cieszymy, że to ciebie tak pokochał. Wiemy, że będzie z tobą szczęśliwy. Dziękujemy ci za piękną wnuczkę. Odpoczywaj kochanie i niczym się nie martw. Jak trochę się wzmocnisz, to porozmawiamy.
Kamil i Kuba również pogratulowali im dziecka.
- Pamiętasz Ula, że będę jej chrzestnym ojcem? Dzisiaj wybieramy się z Kubą na zakupy. Mała będzie miała najpiękniejszy wózek i łóżeczko pod słońcem. Urządzimy jej pokoik jak się patrzy, a Marek nam pomoże.
Wreszcie i na Maćka przyszła kolej. Uściskał ją delikatnie i przekazał gratulacje od Ani i swoich rodziców.
- Jak tylko wrócę do domu powiadomię twoją rodzinkę. Pewnie siedzą tam jak na szpilkach i czekają na wieści. Zrobiłem małej kilka zdjęć to im pokażę. Trzymaj się. Będę dzwonił.
Wreszcie zostali sami. Marek usiadł na krześle i przytulił usta do jej dłoni.
- Wiem jak bardzo jesteś zmęczona i nie marzysz o niczym innym, jak o tym, by się przespać choć trochę. Zanim jednak stąd wyjdę, chciałbym załatwić jeszcze jedną rzecz. Wiesz, że kocham cię bardziej niż własne życie i pragnąłbym żebyś była w nim obecna do końca moich dni. Nie potrafię pięknie przemawiać, więc zapytam wprost. Zostaniesz moją żoną? – Wyjął z kieszeni małe etui, w którym spoczywał śliczny, choć skromny pierścionek. Ujęła go w dłoń.
- Jest prześliczny i przyjmuję go. Zostanę twoją żoną.
Przywarł do jej ust całując z miłością.
- A teraz śpij moje szczęście. Do jutra.
- Marek, dokąd ty nas wieziesz? To przecież nie jest droga do mojego mieszkania. - Uśmiechnął się łobuzersko odwracając do niej twarz.
- Nie denerwuj się kochanie. Jedziemy na Sienną. Tam właśnie mieszkam. Przy pomocy Kamila i Kuby urządziliśmy Gai piękny pokoik. Przewieźliśmy też wszystkie twoje rzeczy. Mieszkanie jest ogromne i pomieścimy się w nim doskonale. Zresztą sama zobaczysz i jeśli tylko będziesz chciała, urządzisz je po swojemu. Czekają tam na nas goście. Są moi rodzice, twój tata z rodzeństwem, Maciek z Anią, Antosiem i rodzicami, Paulina z mężem i synkiem, jej brat Alex, a także nasi ulubieńcy Kamil i Kuba. Jest też mój najlepszy przyjaciel Sebastian razem z Violettą, swoją dziewczyną. Wszyscy czekają na ciebie i maleństwo.
Zaparkował przed dwunastopiętrowym blokiem. Wyjął nosidełko, w którym spokojnym snem spała Gaja ukołysana płynnym ruchem samochodu. Wskazał Uli najwyższe, piętro.
- Mieszkamy pod chmurką kochanie, a widok stamtąd jest bezcenny. Chodźmy.
Pod drzwiami usłyszeli gwar rozmów i uśmiechnęli się do siebie.
- Zrobimy wielkie wejście – mruknął Marek i otworzył na oścież drzwi.- Jesteśmy!
Witani byli serdecznie. Każdy gratulował im dziecka i zaręczyn. Ula chłonęła ten obrazek i ściskała dłonie tych, których jeszcze nie znała. Helena przytuliła ją mocno do siebie.
- Dałaś nam największe szczęście. Gaja jest taka śliczna. Po Marku odziedziczyła tę czarną czuprynę i dołki w policzkach, ale oczy ma twoje: piękne, dobre i szczere. Dziękujemy ci Uleńko za naszą wnuczkę.
Długo trwały te rozmowy. Kiedy ułożyła już dziecko w łóżeczku, wróciła do stołu, ujęła kieliszek z wodą mineralną zamiast szampana i wzniosła toast.
- Ponieważ karmię piersią, nie będzie to toast szampanem, ale zapewniam, że będzie równie szczery jakbym to nim go wznosiła. Chcę wam wszystkim serdecznie podziękować. Mojej rodzinie i moim wiernym i oddanym przyjaciołom, którzy zawsze byli obok i wspierali mnie we wszystkim od samego początku. Dziękuję państwu Dobrzańskim za życzliwość i wielkie serce zarówno wtedy, gdy byłam podlotkiem jak i teraz, gdy jestem już dojrzałą kobietą. Dziękuję Paulinie za to, że jest taka wspaniała i zupełnie inna niż kiedyś. Jestem wdzięczna Mariuszowi, Alexowi, Sebastianowi i Violetcie, że zechcieli tu dzisiaj być i dzielić z nami nasze szczęście. Piję za wasze zdrowie kochani i za pomyślność na dalsze lata.
Wieczorem dom opustoszał. Ula nakarmiła małą i uśpiła ją. Przysiadła na kanapie przy Marku i przytuliła się do niego.
- To był męczący, ale bardzo udany dzień, prawda?
- Prawda. Jak już ochłoniemy, to przedstawię ci kilka pomysłów na nasze dalsze życie, bo wiesz, mam taki plan…
- Ty już lepiej nic nie planuj – przerwała mu. - Wiem z doświadczenia, że planowanie nie jest dobre, bo najczęściej wychodzi odwrotnie niż zakładaliśmy.
- Spokojnie kochanie. Ten wypali na bank. Najpierw się pobierzemy. Później ochrzcimy Gaję, a później… Później będzie nam jak w raju. I jak ci się to podoba? – Rozchichotała się.
- Masz rację. Taki plan wypali na pewno i ja nie mogę się już doczekać jego realizacji.
- I za to cię kocham i za wiele, wiele innych rzeczy. Kocham bezwarunkowo.
K O N I E C
Comments