„MIŁOŚĆ PODRÓŻUJE KOLEJĄ”
ROZDZIAŁ 1
Stała na peronie warszawskiego dworca nerwowo przestępując z nogi na nogę. To oczekiwanie i wypatrywanie zapowiedzianego już jakiś czas temu pociągu było nieprzyjemne i drażniące a jednocześnie miało w sobie jakąś dozę ekscytacji i nerwowego podniecenia. Całe trzy dni z Michałem. Ta perspektywa wywoływała przyjemne myśli i uśmiech na twarzy.
Poznali się jakieś dziewięć miesięcy wcześniej, zupełnie przypadkowo na grillu u jej znajomych. Mieszkał z nimi po sąsiedzku, dosłownie przez płot. Kiedy mu ją przedstawiono długo wpatrywał się w jej duże, brązowe oczy i nie mógł od nich oderwać wzroku. Ją też uwiodło jego spojrzenie, bo było czarujące, ciepłe i magnetyzujące. Od razu złapali świetny kontakt. Przegadali wówczas niemal całą noc siedząc na huśtawce pod ogrodowym parasolem. Dowiedziała się wtedy, że jest kimś w rodzaju marchanda i zajmuje się sprzedażą dzieł sztuki i promowaniem młodych, początkujących artystów.
- Prowadzę w Warszawie do spółki z kolegą małą galerię sztuki, ale na stałe osiadłem tu w Modlinie. Zgiełk wielkiego miasta trochę mnie męczy a tu jest taki cichy zakątek, gdzie mogę wypocząć i zregenerować siły.
- Skoro jednak jesteś współwłaścicielem galerii, to na pewno wpadasz do stolicy.
- I to nawet dość często. Często też wyjeżdżam za granicę z racji obowiązków. Plusem tego zawodu jest fakt, że nie musisz się zrywać o piątej rano, żeby na siódmą dojechać do pracy. A ty co robisz w życiu?
- Pracuję w urzędzie miejskim i mam do bólu określone godziny pracy od siódmej trzydzieści do piętnastej trzydzieści. Przywykłam, chociaż praca niezbyt frapująca i przy biurku.
- A skąd znasz Zakrzewskich? – Uśmiechnęła się słysząc to pytanie.
- Z Mirką znamy się od podstawówki. Razem kończyłyśmy liceum a potem studia, na których obie poznałyśmy Ryśka. Tych dwoje od początku przylgnęło do siebie i tak już im zostało. Tuż po obronie pobrali się i zamieszkali tu w Modlinie, bo Rysiek właśnie stąd pochodzi…
Tego wieczoru i nocy dowiedzieli się o sobie całkiem sporo a im bliżej było do świtu tym bardziej czuła, że ten mężczyzna podoba jej się pod każdym względem i po raz pierwszy doświadczyła co to znaczy, gdy między ludźmi zaczyna się chemia. Najwyraźniej zaiskrzyło, bo i Michał wydawał się bardzo zainteresowany kolejnym spotkaniem z nią. Późnym niedzielnym popołudniem nie wracała do Warszawy pociągiem, ale jego sportowym, szybkim samochodem nafaszerowanym elektroniką. Michał lubił gadżety i przyznawał się do tej słabości bez żadnego skrępowania. Podwiózł ją pod klatkę schodową i pocałował na pożegnanie.
- To co Beatko, umówisz się ze mną na randkę? – zapytał niewinnie. – W następny piątek będę w galerii, ale popołudnie mam już wolne. Moglibyśmy wyskoczyć gdzieś na weekend. Może do Zegrza nad zalew?
Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Brzmi wspaniale i bardzo chętnie tam z tobą pojadę. Tu masz mój numer telefonu. Zadzwoń przed przyjazdem.
Jeszcze jeden całus i po chwili stała już przed drzwiami wejściowymi machając mu na pożegnanie.
Od tej pory jej nudne dotąd życie rozkwitło, bo rozkwitła w niej miłość. Dziwiła się jak bardzo to uczucie ją dowartościowało, jak bardzo uskrzydliło i jak bardzo zmieniło ją fizycznie. Zdecydowanie wypiękniała. Wizyty u dobrego fryzjera i kosmetyczki zrobiły swoje. Już nie przypominała siebie samej sprzed kilku miesięcy. Michał rozpieszczał i dbał o nią. Obdarowywał prezentami, wśród których dominowały ciuchy wziętych projektantów a nierzadko biżuteria. Spotykali się na przemian raz u niej raz u niego, ale częściej to on bywał w Warszawie. Jeżdżąc do niego miała okazję odwiedzać też swoich przyjaciół. Dziwił się, że chce jej się wstawać rano i pędzić na dworzec. Nie podzielał jej zamiłowania do jazdy pociągami, bo uważał, że luksusowy samochód zaspokaja głód podróży i jest najwygodniejszym środkiem transportu.
Dopóki było ciepło grill był na porządku dziennym. Często pichcili coś we dwójkę lub spacerowali po okolicy żartując i ciesząc się własnym towarzystwem. Jedno było pewne, że ich związek nabierał rumieńców. Dzięki Michałowi miała możliwość zwiedzić Pragę, Wiedeń i Bazyleę, gdzie odbywały się targi sztuki. Bywała na wernisażach organizowanych w jego własnej galerii i chociaż nie miała tak wysublimowanego poczucia piękna jak on, to jednak znalazło się kilku malarzy, których prace ją urzekły.
Ten dzisiejszy, piątkowy wyjazd do Modlina miał być dla Michała niespodzianką. Była w Katowicach na trzydniowym szkoleniu dla pracowników samorządowych. To wiązało się też z jej awansem. Postanowiła nie wracać do domu, ale wysiąść w Warszawie i przesiąść się na pociąg do Modlina. Chciała wraz z nim uczcić ten sukces a poza tym w sobotę mijała pierwsza rocznica ich znajomości i to był drugi powód do świętowania.
Usłyszała gwizd pociągu i odetchnęła z ulgą. Zajęła miejsce przy oknie i wreszcie uspokojona mogła kontemplować widoki za szybą. Zaczęła sobie wyobrażać ten dzisiejszy wieczór. Chciała, żeby było miło i romantycznie. Najpierw ugotują wspólnie coś smacznego, a potem posiedzą w ogrodzie z lampką wina przytuleni i otuleni ciepłym kocem. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Michał jak na faceta naprawdę potrafił być bardzo romantyczny. Może to wynikało z jego wrażliwości i tego ogromnego poczucia estetyki, kiedy oglądał każdy obraz?
Nie mogła zliczyć ile razy wyobrażała sobie ich ślub. Ich zażyłość osiągnęła już taki poziom, że właściwie teraz oczekiwała jedynie aż Michał się zdeklaruje. Uklęknie przed nią, wręczy jej pierścionek i poprosi o rękę a ona się zgodzi. - Może zrobi to dzisiaj? – po jej ciele przebiegł przyjemny dreszcz. – Byłoby wspaniale… - rozmarzyła się.
Po wyjściu z budynku dworca energicznym krokiem ruszyła w stronę domu Michała. Miała tu kawałek drogi, ale nie przejmowała się tym, bo z każdym metrem szybciej przebierała nogami. Już z daleka widziała nowoczesną bryłę budynku i pnącza dzikich, czerwonych róż, którymi pokryta była cała płaszczyzna ogrodzenia. Coraz mocniej łomotało jej serce z podekscytowania. Już za chwilę wpadnie w jego ramiona zdyszana i stęskniona a on obejmie ją mocno jak obręczą i zamknie w nich odgradzając od świata. Cicho otworzyła bramkę i wślizgnęła się przez nią. To co zobaczyła zmroziło jej w żyłach krew. Michał stał przy schodach wiodących do budynku i namiętnie całował jakąś blondynę. To nie był nikt z rodziny, to nie była koleżanka, to był ktoś z kim łączyło go coś bardzo intymnego. Beacie zamarło serce. Patrzyła na ten gorący pocałunek i nie mogła się ruszyć. W gardle poczuła nieprzyjemny ucisk, jakby chciała przepchnąć przez nie kilka ton piasku. Nie mogła wydobyć z siebie głosu. Momentalnie jej oczy wypełniły się łzami, które zaczęły płynąć po policzkach rozmazując jej makijaż. Powoli docierało do niej, że właśnie jej życie legło w gruzach, że wszystkie plany jakie wiązała z Michałem posypały się w pył. Jak automat odwróciła się na pięcie i złapała za klamkę w bramce. Wyszła przez nią z całej siły zatrzaskując ją za sobą. Najpierw wolno przeszła kilka kroków, potem zaczęła biec. Przyspieszyła usłyszawszy za sobą krzyk Michała.
- Beata wracaj! To nie tak jak myślisz! Przecież to ja jutro miałem do ciebie przyjechać!
Biegła jak ogłuszona. Przemknęła przez dworzec i wpadła w drzwi stojącego przy peronie pociągu. Był niemal pusty. Rzuciła się na miejsce przy oknie. Wreszcie mogła dać upust swojej rozpaczy. - Jak on mógł! Jak mógł zrobić mi coś takiego? Czy ten prawie rok wspólnego życia okazał się dla niego bez znaczenia? Od jak dawna spotyka się z tą kobietą? Może ona już była w jego życiu, kiedy my zaczynaliśmy się spotykać? Może ją też oszukiwał tak jak mnie? Co za drań! Podły zdrajca! Nigdy już nie zaufam żadnemu mężczyźnie.
Nie mogła się uspokoić. Stłumione poczuciem wstydu łkanie, że tak bardzo rozkleiła się w publicznym miejscu powodowało ogólny dygot ciała zwłaszcza pleców. Pochyliła nisko głowę zasłaniając się w ten sposób włosami mającymi ukryć opuchniętą od płaczu twarz. Nagle poczuła, że ktoś łapie ją za ramię i przyciąga do siebie. To był mężczyzna. Dotarł do niej delikatny zapach męskich perfum. Przylgnęła do niego a on uspokajająco zaczął gładzić ją po głowie.
- Już dobrze… Nie płacz. Jutro na pewno będzie lepiej. Jak masz na imię?
- Beata… - wyszeptała przez łzy.
- A ja jestem Witek i mam nadzieję, że pomogę ci się trochę uspokoić.
Ciepło jego ciała i te opiekuńcze ramiona sprawiły, że rzeczywiście zaczęła się uspokajać i momentami nawet przysypiać. Już nie słyszała swoich myśli a jedynie miarowy stukot kół. Pociąg mijał stację za stacją, ludzie wsiadali i wysiadali a ona tkwiła w ramionach nowo poznanego Witka i było jej bezpiecznie i dobrze. W pewnym momencie oderwał ją od siebie odgarniając jej włosy z twarzy. Spojrzała na niego zapłakanymi oczami. Wyjął chusteczkę z kieszeni i wytarł jej policzki.
- Muszę już wysiadać – uśmiechnął się smutno. – Dasz sobie radę?
- Dam… - odpowiedziała drżącym głosem.
- Będzie dobrze, pamiętaj.
Chciała mu podziękować za wsparcie, którego tak potrzebowała, ale zanim się obejrzała już go nie było. Przetarła twarz i zerknęła przez okno. Na tablicy widniał napis „Iława”.
- Rany boskie! Pomyliłam pociągi!
Pozbierała bagaż i w ostatniej chwili wyskoczyła na peron.
ROZDZIAŁ 2
Do domu dotarła o czwartej nad ranem. Była wykończona i podróżą i płaczem. Rzuciła torby i runęła na łóżko. Zanim zasnęła wspomniała jeszcze owego Witka z pociągu, który właściwie jednym gestem sprawił, że poczuła się lepiej. Cała sytuacja wydawała jej się kompletnie nierealna a Witek zdawał się być dobrym duchem, który w tym pociągu pojawił się właśnie dla niej, żeby ją wesprzeć i pocieszyć. Obiecała sobie, że za każdym razem jak tylko przyjdzie jej podróżować koleją, będzie się bacznie rozglądać. Być może los znowu spotka ich ze sobą a ona będzie miała szansę podziękować Witkowi za to, że dzięki niemu nie rozsypała się zupełnie.
Wstała z szarpiącym bólem głowy. Zegar w komórce pokazywał kilka minut po osiemnastej i jedenaście nieodebranych połączeń od Michała. Zignorowała je. Na chwiejnych nogach ruszyła do łazienki. Chłodny prysznic sprawił, że fizycznie poczuła się nieco lepiej. Odziana w piżamę z kubkiem parującej kawy w ręku przycupnęła na kanapie. Popijając gorący płyn małymi łykami zastanawiała się co dalej. Przede wszystkim uznała, że nie chce mieć w domu nic co przypominałoby jej Michała. Wyciągnęła z pawlacza jakieś duże pudło po odkurzaczu i otworzywszy garderobę zaczęła pakować do niego rzeczy, które dostała kiedyś od swojego chłopaka. Markowe sukienki i bluzki, płaszcz z wielbłądziej wełny a także biżuteria w postaci wisiorków, bransoletek i łańcuszków kupowanych bez specjalnej okazji, wszystko wylądowało w pudle. Dołożyła do tego jeszcze kubek z jego imieniem, z którego lubił pić herbatę i kartkę, na której napisała, że zwraca mu wszystkie prezenty od niego otrzymane, bo nie chce mieć z nim nic wspólnego. Ma nie dzwonić, nie przyjeżdżać, nie nachodzić jej i nie żebrać o spotkanie czy rozmowę. Między nimi wszystko skończone.
Kończyła oklejać karton taśmą, gdy usłyszała natarczywy dzwonek do drzwi. Przez chwilę tkwiła nieruchomo aż wreszcie dotarło do niej stukanie i głos Michała.
- Beata otwórz. Wiem, że jesteś w domu. Pozwól mi wyjaśnić…
- Wyjaśnić? A co tu jest do wyjaśniania? Przecież nie jestem ślepa i doskonale wiem, co widziałam. Po co w ogóle tu przyjechał i na co liczy? Że po tym wszystkim mu wybaczę i nadal będę się z nim spotykać? Skoro już raz mnie zdradził, to będzie to robił nadal. Nie zmieni swoich nawyków dla mnie i nie stanie się nagle wierny jak pies.
Michał dobijał się jeszcze przez kilka minut a to ewidentnie zaczęło przeszkadzać sąsiadowi Beaty. Wyszedł na korytarz i zrugał go.
- Przestań pan walić, bo wezwę policję. Najwyraźniej pani Beatki nie ma w domu. Drzwi jej pan zniszczysz.
- Ja mam pewność, że jest – odpowiedział Michał.
- To niezawodnie nie ma pana ochoty widzieć. Zabieraj się pan stąd – sąsiad bez wątpienia był mocno zirytowany. Michał odpuścił. Słyszała jeszcze jak w pośpiechu zbiegał po schodach i trzask zamykanych drzwi naprzeciwko. Odetchnęła.
Jej życie znowu przypominało to sprzed roku. Było monotonne i nudne. Praca-dom, praca-dom i tak w kółko. Spędzanie czasu przed telewizorem nie było jej ulubionym zajęciem zwłaszcza w weekendy. Mimo częstych zaproszeń od Zakrzewskich nie jeździła już do Modlina. Uwielbiała ich i ich dom, ale przebywanie tam byłoby dla niej zbyt bolesne. Zdecydowanie wolała, kiedy to oni ją odwiedzali chociaż zabroniła im mówić o Michale. Dostosowali się. Znali z opowiadania przyjaciółki całą sytuację i starali się być taktowni. Michał jeszcze próbował dzwonić, wysyłał sms-y, ale konsekwentnie odrzucała połączenia i kasowała wiadomości. Dla niej przestał istnieć już w momencie, gdy całował tamtą kobietę.
Żeby nie gnuśnieć w domu postanowiła spożytkować weekendowy czas na podróże. Trasy wybierała na chybił trafił i wsiadała w pociąg, na który nie musiała czekać. Z nawyku lustrowała twarze pasażerów szukając swojego wybawcy, ale nie miała szczęścia. Zresztą to byłby prawdziwy cud, prawdziwe zrządzenie losu, gdyby spotkali się ponownie. Mogli minąć się o włos i w ogóle siebie nie zauważyć. Niezależnie od tego podróże pociągami sprawiały jej przyjemność. Pozwalały oderwać uwagę od myśli o Michale i o tym jak ją potraktował. Miarowy stukot kół uspokajał, koił nerwy i niwelował napięcie. - Niektórych uspokaja szydełkowanie lub robótki na drutach, mnie jazda pociągami.
Zima przerwała ten ciąg podróży i Beata znowu wróciła do poprzedniego trybu życia. Zakrzewscy zapraszali ją na święta, zapewniali, że na pewno nie spotka się z Michałem.
- On jest teraz bardzo zajęty. Często wyjeżdża a poza tym ma się ponoć żenić po nowym roku drań. Szybko się pocieszył…
- Mirka nie opowiadaj mi o nim. Może robić co tylko chce. Mnie już kompletnie nie obchodzi. Mimo to muszę odmówić i nie będę u was w święta, bo wyjeżdżam w góry do Karpacza. Wykupiłam tygodniowe wczasy i wrócę dwa dni przed końcem roku. Święta spędzę więc w przepięknych okolicznościach przyrody. Jeszcze się odezwę do was przed wyjazdem.
Pobyt w górach był dla niej wielką frajdą i przyjemnością. Trochę nauczyła się jeździć na nartach, skorzystała ze SPA w Hotelu Gołębiewski i poznała miłych ludzi. Wigilia i święta absolutnie jej nie rozczarowały, bo potrawy były pyszne i towarzystwo wspaniałe. Wróciła wypoczęta z naładowanymi akumulatorami i pełna energii. Stwierdziła, że coraz mniej myśli o Michale, co stanowiło ewidentny znak, że ta wielka miłość, którą do niego żywiła skutecznie z niej wyparowuje.
Sylwestrową noc spędziła w domowych pieleszach oglądając w telewizji jak bawią się inni a po nowym roku wróciła do pracy z nową siłą.
Na początku kwietnia wezwał ją do siebie naczelnik wydziału. Usadził przy okolicznościowym stoliku, na którym rozłożył wielką płachtę mapy ewidencyjnej Warszawy i plan zagospodarowania przestrzennego.
- Pani Beato pamięta pani to posiedzenie prezydenta, na którym omawialiśmy i opracowywaliśmy system wywłaszczeń terenów zajętych pod działki drogowe? To było ze dwa lata temu. Teraz prace są bardzo zaawansowane i sporo ludzi dostało już odszkodowania z tego tytułu. Dużo wciąż jednak czeka, bo suma pieniędzy jaka przypadła im w udziale jest bardzo wysoka a miasta nie stać, żeby zapłacić ludziom od ręki, bo nie wyrobilibyśmy się z budżetem. Jednym z takich ludzi jest niejaki Witold Leszczyński. Prawdziwy potentat. Proszę spojrzeć na plan zagospodarowania przestrzennego i na to miejsce zaznaczone szrafurą. Za chwilę będzie tam wielki plac budowy, ale zanim się zacznie miasto musi mieć porządek w księgach wieczystych. Połowa działek, które przejęliśmy, również tych drogowych należy właśnie do tego pana i to on na dzisiaj jest priorytetem, jeśli chodzi o wypłatę odszkodowania. Operaty szacunkowe sporządzone przez rzeczoznawcę majątkowego opiewają na łączną sumę trzystu trzydziestu tysięcy. Jednak pan Leszczyński nie jest zainteresowany wypłatą całej sumy, bo zależy mu na działce budowlanej. Już wstępnie doszliśmy do porozumienia i uzgodniliśmy, że za zgodą prezydenta miasto odda temu panu tysiąc dwieście metrów uzbrojonej działki położonej przy Kampinoskim Parku Narodowym w Sierakowie o wartości stu dziewięćdziesięciu ośmiu tysięcy. To był jego warunek, żeby była to działka oddalona od miasta, uzbrojona i zalesiona. Chodzi teraz o to, żeby sporządzić ostateczną decyzję odszkodowawczą i ująć w niej to wszystko o czym pani powiedziałem. W dodatku należy zrobić to jak najszybciej, bo tylko on nam blokuje rozpoczęcie inwestycji. Ja w pani imieniu umówiłem się z nim na jutro na godzinę trzynastą trzydzieści. Do tej godziny decyzja musi być gotowa. Bardzo na panią liczę.
- Na pewno zdążę –zapewniła go. – Osobiście się tym zajmę.
W Wydziale Gospodarki Mieniem, którego była kierownikiem pracowało sporo zdolnych ludzi, jednak ta sprawa była zbyt ważna, żeby scedować ją na któregoś z nich. Zapowiedziała tylko w sekretariacie, że do końca dnia dla nikogo jej nie ma i zaszyła się w swoim gabinecie.
Następnego dnia tuż przed południem ponownie zawitała u naczelnika wręczając mu decyzję do podpisu. Przeczytał ją uważnie i z zadowoleniem przybił na niej swoją pieczątkę.
Punktualnie o trzynastej trzydzieści weszła do gabinetu sekretarka i zaanonsowała Witolda Leszczyńskiego. Beata podniosła się i wyszła zza biurka.
- Proś, proś…
Kiedy mężczyzna przekroczył próg po prostu oniemiała. To był on, jej wybawca, który uratował ją przed rozpaczą. On stanął naprzeciw niej uśmiechając się delikatnie.
- To ty…? - zapytała z niedowierzaniem.
- Jednak świat jest mały – powiedział cicho. - Długo zastanawiałem się, czy dojechałaś szczęśliwie do domu i czy dałaś sobie radę.
- Dałam sobie radę dzięki tobie. Gdyby nie ty zapłakałabym się chyba w tym pociągu na śmierć. Często jeżdżę koleją i od tamtej chwili nie mogłam przestać przyglądać się pasażerom z nadzieją, że odnajdę ciebie i podziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. To naprawdę było coś. Nie każdy by się na to zdobył.
- To naprawdę drobiazg – rzucił skromnie. – Ja nigdy w życiu nie spodziewałbym się, że natknę się na ciebie w urzędzie. To ostatnie miejsce, o którym bym pomyślał. Uważam jednak, że skoro los zetknął nas ze sobą po raz drugi, powinniśmy wykorzystać tę szansę i poznać się lepiej. Dasz się wyciągnąć na obiad?
Uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Kończę o piętnastej trzydzieści. Myślę, że do tej pory załatwimy wszystkie formalności związane ze sprzedażą i zakupem gruntu a potem bardzo chętnie zjem obiad w twoim towarzystwie. Mam tylko jeden warunek. To ja stawiam. Będzie to moje podziękowanie za twoje wsparcie wtedy i pomoc. W takim razie usiądź tu sobie wygodnie – wskazała mu fotel – a ja przejdę do rzeczy. Mam tu dla ciebie decyzję odszkodowawczą. Na pewno zapoznałeś się już wcześniej z operatami szacunkowymi i wiesz, że należy ci się trzysta trzydzieści tysięcy za twój grunt. Działkę miejską wyceniono na prawie dwieście tysięcy. Różnica to sto trzydzieści dwa tysiące i tyle miasto przeleje na twoje konto. Tu mam kilka zdjęć z tego terenu – podsunęła mu plik fotografii. - Działka jest uzbrojona, ale nieogrodzona. Tak czy owak, można się na niej budować.
- Ja już tam byłem i widziałem tę ziemię. Piękny zakątek i do lasu tak blisko… Uwielbiam takie klimaty. Cisza i spokój.
- Za trzydzieści dni decyzja się uprawomocni i wówczas nastąpi dyspozycja wypłaty. Potem możesz zacząć działać. Z tego co mówił mi naczelnik wywnioskowałam, że pomoże ci w szybkim załatwieniu pozwolenia na budowę.
- Tak. Obiecał mi to. Nawet mam przygotowaną większość dokumentów.
- Tu masz trzy egzemplarze decyzji. Podpisz wszystkie. Jeden jest dla ciebie, dwa dla mnie. Zejdziemy jeszcze na parter do notariusza i podpiszemy akty notarialne. Sprawy własności dotyczące działek, które przeszły na rzecz miasta, w Sądzie Ksiąg Wieczystych załatwimy my. Ty sam musisz wystąpić o zmianę wpisu dotyczącego właściciela w księdze, w której ujawniona jest twoja nowo nabyta działka lub scedować to na notariusza i to chyba wszystko – zebrała wszystkie dokumenty chowając je do segregatora – a teraz możemy pójść na obiad.
ROZDZIAŁ 3
ostatni
- Chodźmy do Literatki – zaproponowała Beata, kiedy wraz z Witkiem opuściła budynek urzędu miejskiego. – To taka przyjemna restauracja na Krakowskim Przedmieściu i świetnie tam karmią.
- Skoro tak twierdzisz, to chodźmy…
Menu nie rozczarowało ich. Po daniach głównych Witek zamówił jeszcze szampana.
- Koniecznie musimy uczcić nasze spotkanie a schłodzony szampan świetnie się do tego nadaje.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że spotkaliśmy się ponownie – Beata uśmiechnęła się nieśmiało kręcąc głową. – Ty wysiadałeś wtedy w Iławie a ja zorientowałam się, że też tam muszę wysiąść, bo jadę w złym kierunku. Sądziłam, że to właśnie tam mieszkasz.
- Mieszkałem jakiś czas, ale w ogóle to pochodzę stąd. Teren objęty planem zagospodarowania przestrzennego należał do moich rodziców. Mnóstwo długich, wąskich działek stanowiących głównie nieużytki z niewielkimi fragmentami zajętymi pod drogi publiczne. Gdyby nie to, te parcele nadal leżałyby odłogiem. Kiedy prezydent zaproponował mi, że miasto chętnie wykupi cały ten kompleks pomyślałem, że dlaczego nie. Potem jednak przyszło mi do głowy, że mógłbym wrócić do stolicy i wówczas zrodził się pomysł, żeby miasto zaproponowało mi coś w zamian. Poszli mi na rękę, chociaż podobno niczego takiego nie praktykują, ale zależało im na szybkim przejęciu moich działek pod inwestycję. Na czas załatwienia wszystkiego wynająłem małą kawalerkę na Bielanach i zatrudniłem się w straży Parku Kampinoskiego, bo z zawodu jestem leśnikiem. Do zimy mam zamiar postawić w Sierakowie solidną chałupę z bali i zamieszkać tam na stałe.
- Ambitne plany – Beata patrzyła na niego z podziwem - i mam nadzieję, że ci się uda.
- Nie ma innej opcji – roześmiał się. – A ja zastanawiałem się co doprowadziło cię do takiej rozpaczy, kiedy zobaczyłem cię w tamtym pociągu. Opowiesz mi…?
- No cóż… Chyba jestem ci to winna. Przez prawie rok byłam w związku. Dobrze się rozumieliśmy i wydawało mi się, że on kocha mnie równie mocno jak ja jego. W tym dniu chciałam mu zrobić niespodziankę i wybrałam się do Modlina na cały weekend. Kiedy dochodziłam do jego domu zobaczyłam go jak obściskuje jakąś kobietę. Całowali się namiętnie w ogrodzie. Dłuższą chwilę stałam jak wmurowana nie mogąc zrozumieć, na co tak naprawdę patrzę. Z opóźnieniem dotarło do mnie, że właśnie moje szczęście zamieniło się w gruzy. Uciekłam stamtąd i w pośpiechu wsiadłam w niewłaściwy pociąg. Dzięki tobie nie zwariowałam. Uspokoiłam się i wyciszyłam. Znowu zaczęłam logicznie myśleć. Zrobiłam wszystko, żeby zapomnieć o tym człowieku i wyleczyć się z tej głupiej miłości. Udało mi się. Moje życie znowu jest nudne i monotonne, ale przynajmniej mam święty spokój.
- To bardzo przykre a facet jest po prostu idiotą. Takich kobiet jak ty nie zdradza się i już. Może to nawet lepiej, że on tego nie zrozumiał? Nie zasłużył na ciebie. Ja za to mam wielką ochotę utrzymywać z tobą kontakt, jeśli oczywiście się zgodzisz. Teraz najważniejsze dla mnie jest pozwolenie na budowę. Jak tylko je dostanę zacznę zwozić zamówione materiały, ale wcześniej chciałbym cię zaprosić do Sierakowa w którąś sobotę i pokazać ci tę działkę. Jeśli lubisz las i przyrodę to na pewno ci się spodoba. Zawsze to jakieś urozmaicenie monotonii.
Pożegnali się przed jej blokiem, bo Witek podwiózł ją pod samą klatkę. Wymienili też numery telefonów. On zapewniał, że na pewno zadzwoni. Kładła się spać pełna pozytywnych odczuć. Witek nie rozczarował jej. Była zaskoczona, że emanuje jakąś niezwykłą dobrocią, wielkim spokojem i opanowaniem. To działało na nią kojąco i relaksowało jak stukot kół pociągu. Nie upatrywała w nim swojego kolejnego partnera, ale kogoś, z kim można przyjemnie spędzić czas, zasłuchać się w jego opowieści, bo bez wątpienia wiedzę posiadał ogromną zwłaszcza na temat przyrody.
Pozwolenie na budowę zgodnie z tym, co obiecał naczelnik Witek dostał bardzo szybko. Beata osobiście pilotowała tę sprawę, chociaż wcale nie było to potrzebne, bo jej koleżanki z Wydziału Budownictwa dobrze wiedziały, że ta kwestia jest priorytetem dla miasta, bowiem za chwilę na teren obejmujący swoim zakresem między innymi działki sprzedane przez Witka miał wjechać ciężki sprzęt budowlany. Leszczyński odebrał pozwolenie i umówił się z Beatą na sobotę. Zapewnił, że przyjedzie po nią a potem odwiezie ją do domu. Okazał się słowny i bardzo punktualny. W drodze do Sierakowa opowiadał jej, że w poniedziałek zaczną grodzić całą posesję i jest zamówiona koparka, żeby zrobić wykop pod fundamenty.
- To będzie niewielki, skromny dom bez żadnych udziwnień. Zależy mi, żeby był wygodny i funkcjonalny. Jak zajedziemy na miejsce pokażę ci projekt. Na dole będzie niewielki salonik z otwartą na niego kuchnią, dwa pokoje i łazienka a na górze to samo ale bez kuchni i salonu. Nie mogę się już doczekać budowy. Projekt i materiały zamówiłem już dużo wcześniej. Mam w Iławie zaprzyjaźnionych cieśli i to oni wykonali główną robotę. Widziałem już złożony w całość budynek i muszę ci powiedzieć, że wygląda całkiem nieźle. Drewno to bardzo wdzięczny materiał. Oczywiście do transportu musieli wszystko rozebrać, ale każdy element ma swoje miejsce a oni wiedzą jak to ułożyć.
Zaparkował przy dwóch metalowych słupkach i pomógł Beacie wysiąść.
- Przygotowałem dla nas kosz piknikowy więc na pewno nie zgłodniejemy.
Działka była naprawdę piękna i Witek w niczym nie przesadził. Dom miał być posadowiony kilka metrów od ściany lasu i była pewna, że ze względu na budulec, z którego miał powstać, doskonale wkomponuje się w krajobraz.
Witek wyjął z samochodu dwa składane fotele i ogrodowy stolik. Beata zabrała kosz i oboje ruszyli w stronę lasu.
- Miałeś rację – odezwała się cicho. – Tu jest bardzo pięknie i bardzo spokojnie. Urokliwy zakątek i powietrze inne niż w mieście. Uwielbiam zapach żywicy i sosnowych szyszek.
Rozłożyli się pod lasem. Witek rozlał do kubków gorącą kawę z termosu i rozpostarł przed Beatą plan domu. Patrzyła na jego symulację fotograficzną i nie mogła oderwać od niej oczu. Ten dom miał być taki jak Witek, skromny, bezpretensjonalny i piękny w swojej prostocie.
- To będzie wspaniały dom – wyszeptała – i tak bardzo do ciebie pasuje. Może i mnie będzie kiedyś stać na zakup czegoś podobnego, chociaż wydaje mi się to na razie zupełnie nierealne.
- Ja zawsze bardzo chętnie będę cię tu gościł ilekroć zapragniesz mnie odwiedzić. Przejdźmy się trochę. Pokażę ci najciekawsze zakątki.
Nawet nie zauważyła kiedy znajomość z Witkiem przerodziła się w prawdziwą przyjaźń a nawet zażyłość. On przyjeżdżał po nią w każdą sobotę, żeby mogła śledzić postęp prac. Bryłę budynku postawiono błyskawicznie. Wszystkie belki były oznakowane a cieśle wiedzieli w jakiej kolejności je układać. Na placu budowy pojawiły się trzy metalowe kontenery, które Witek zaopatrzył w polowe łóżka i sprzęty kuchenne dla budowlańców. Beata miała wątpliwości, czy postawią dom do zimy tak jak chciał Witek, tymczasem okazało się, że budynek był gotowy pod koniec lipca.
Ucieszyła się, gdy poprosił ją o pomoc w urządzaniu domu.
- Co damska ręka, to damska. Ty najlepiej będziesz wiedziała jakie meble kupić, żeby ten dom stał się przytulny i ciepły.
Przez kilka dni jeździła wraz z nim do sklepów meblowych dobierając te właściwe. Znała już jego gust, który zadziwiająco był podobny do jej własnego. Meble przede wszystkim miały być funkcjonalne i proste a kanapy w pastelowych kolorach. Nadszedł dzień, w którym Witek wyprowadził się ze swojej kawalerki na Bielanach i wprowadził do własnego domu. Od tej też pory Beata była tu gościem już od piątkowego popołudnia. Wraz z Witkiem sadziła młode iglaki wzdłuż ogrodzenia i organizowała przydomowy ogródek. Otoczenie piękniało. Wieczorami lubili siadywać przed domem na drewnianej lawie, popijać słodkie wino i delektować się ciszą.
Na początku września Beata zaprosiła do Witka Zakrzewskich. Znali już historię ich znajomości i uważali ją za bardzo romantyczną, mimo że Beata utrzymywała, że z Witkiem tylko się przyjaźnią. Dom bardzo im się spodobał może dlatego, że był tak różny od ich własnego. Finał wieczoru miał miejsce przy ognisku, przy którym pieczono kiełbaski. Mirka pochyliła się w kierunku Beaty i zagaiła szeptem – wiem, że nie chcesz słuchać o Michale, ale koniecznie muszę ci powiedzieć, że za tę zdradę ciężko odpokutował. Ożenił się z tą blondi, ale nie przewidział, że laska leci tylko na jego forsę. W swojej naiwności nie sporządził intercyzy i to był chyba jego największy błąd, bo żonka oskubała go jak młodego kurczaka ze wszystkich oszczędności. Zabrała mu połowę majątku. W dodatku musiał sprzedać dom i wyniósł się do Warszawy. Teraz my sami nie wiemy, co się z nim dzieje, ale nie miał tęgiej miny, gdy się wyprowadzał z tej pięknej willi. Mógł mieć z tobą dobre i szczęśliwe życie, to szukał nie wiedzieć czego. Jestem pewna, że do dzisiaj żałuje, że cię zdradził.
Zaskoczona tymi informacjami Beata zamyśliła się na dłuższą chwilę. Na początku rzeczywiście rozpaczała po utracie tej miłości, ale gdyby nie to, nie poznałaby Witka, najlepszego człowieka na ziemi. Od chwili poznania miał na nią bardzo dobry wpływ. Jego sposób bycia, łagodność i pewnego rodzaju wrażliwość miały bez wątpienia wydźwięk terapeutyczny dla niej zbawienny. Jeśli miałaby wybierać, czy wybaczyć Michałowi, czy też na zawsze pozostać w przyjaźni z Witkiem bez wątpienia wybrałaby tę drugą opcję.
- Wcale mi go nie żal. Jak sobie pościelił, tak się wyspał. Nie gadajmy już o nim.
Tydzień później znowu gościła w Sierakowie. Pokazały się na działce grzyby więc oboje z ochotą zbierali te dary natury.
- Ucieszyłem się, kiedy zobaczyłem je dzisiaj rano. W Parku Kampinoskim rosną bez opamiętania, ale nie wolno ich zbierać. Za to u mnie niech rosną na szczęście.
- Może zrobimy sobie na obiad sos grzybowy, albo zupę?
- Brzmi pysznie. Dla mnie może być i jedno i drugie.
Po kolacji, jak to już oboje mieli w zwyczaju, usiedli przed domem na ławie sącząc grzane wino. Beata wtuliła się w gruby koc. Wieczory już były chłodne, ale za nic nie chciała sobie odmówić widoku gwiaździstego nieba nad głową.
- Zimno ci? – Witek poprawił zsuwający się z ławy pled. – Jak chcesz, to przyniosę jeszcze jeden.
- Nie… Tak jest mi dobrze… Cały tydzień czekam na te wieczory i tę dzwoniącą w uszach ciszę. Tu oddycham spokojnie, odpoczywam od zgiełku miasta, żyję… Nie znam drugiego takiego miejsca, które wzbudzałoby we mnie podobne uczucia.
- Tak mogłoby być każdego dnia Beata… - Witek przysunął się do niej patrząc jej w oczy.
- Co masz na myśli?
- Myślę…, nie…, jestem pewien, że cię kocham. Myślę, że mogłabyś być tu ze mną szczęśliwa, a ja uchyliłbym ci nieba, bo uważam, że jesteś kobietą, na którą czekałem wiele lat. Tą właściwą kobietą i tą jedyną. Powinniśmy się pobrać Beata, jeśli choć trochę nie jestem ci obojętny – otworzył zaciśniętą pięść, na której połyskiwał skromny, złoty pierścionek.
Zalśniły jej w oczach łzy i potoczyły się po policzkach.
- Nie jesteś… - odpowiedziała drżącym głosem. – Dzięki tobie zaczęłam żyć. Zapomniałam o tamtej miłości, bo pojawiła się nowa, świeża. Pojawiła się miłość do ciebie. Ona jest inna. Jest cicha, refleksyjna i szczera, pełna nabożnego spokoju. Jest nasza.
Wsunął jej pierścionek na palec i przywarł do jej ust. Oddała ten pełen czułości pocałunek szepcząc mu w usta – miłość czasem jeździ koleją a ja miałam szczęście, bo jednak wbrew wszystkiemu wsiadłam do tego właściwego pociągu.
K O N I E C
Comments