top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

MIŁOŚĆ Z ROZSĄDKU - rozdziały: 1, 2, 3, 4

Kochani

To opowiadanie w znakomitej większości zostało napisane przez RanczUlę. Przynajmniej 70% treści jest jej autorstwa. Ja dopisałam resztę i dokonałam niezbędnej korekty. Obie liczymy na to, że przypadnie czytelnikom do gustu i życzymy miłej lektury.


MIŁOŚĆ Z ROZSĄDKU


ROZDZIAŁ 1


„Tu Ula, Ula Dobrzańska, zostaw wiadomość”.

Marek Dobrzański trzydziestotrzyletni prezes firmy odzieżowej Febo&Dobrzański był poirytowany i mocno zaniepokojony. Już któryś raz z kolei usiłował połączyć się z żoną, ale wciąż odzywał się ten komunikat. Nie rozumiał co się stało, bo Ula zawsze odbierała połączenia od niego. - Ula, gdzie ty się podziewasz? – Usłyszał skrzyp otwierających się drzwi i podniósł głowę z nadzieją, że ujrzy w nich swoją małżonkę, ale do gabinetu wszedł jego przyjaciel Sebastian.

- A to ty… - mruknął rozczarowany.

- A co, spodziewałeś się kogoś innego?

- Tak, Uli. Powinna już tutaj być…

- Co za problem? Zadzwoń do niej.

- Myślisz, że nie próbowałem? Od dobrej godziny usiłuję się do niej dodzwonić, ale najpierw nie odbierała telefonu, a teraz abonent ciągle jest poza zasięgiem.

- Nie denerwuj się. Pewnie komórka jej się wyładowała, albo poszła do ojca do szpitala, a tam telefon trzeba mieć wyłączony.

- Rano wychodziliśmy razem. Miała tylko odprowadzić Madzię do Klubu Malucha i przyjść do firmy. Obiecała mi pomóc z tą umową dla Terleckiego i jak zaraz się nie pojawi, to będę musiał odwołać dzisiejsze spotkanie. On, jak zapewne wiesz, nie lubi robić interesów z mało rzetelnymi partnerami biznesowymi i jeśli ona za chwilę nie przyjdzie, to Terlecki tak właśnie zacznie nas postrzegać, jako nierzetelnych i mało wiarygodnych - powiedział podniesionym głosem i odruchowo spojrzał na wyświetlacz komórki licząc, że Ula wreszcie oddzwoni.

- Marek nie narzekaj na nią. Masz wspaniałą i bardzo wyrozumiałą żonę. Przymyka oczy na twoje wyjścia, znajomości, kontakty z modelkami… Tylko pozazdrościć takiej kobiety. Ona chyba po raz pierwszy w ciągu trzech lat małżeństwa z tobą spóźnia się, a ty chcesz od razu robić jej awanturę?

- Seba, po pierwsze nie zdradzam Uli, jeśli to masz na myśli, a po drugie, kto powiedział, że chcę robić jej awanturę. Po prostu… - nie dokończył, bo rozległ się dźwięk telefonu. Przyjaciel skinął głową.

- Ula?

- Nie, ojciec. Tak tato? Ale dlaczego? No dobrze. Mówi się trudno – rozłączył rozmowę. – Cudownie – rzucił z przekąsem odsuwając się z impetem od biurka. - Ojciec też się spóźni. Był jakiś wypadek i utknął w korku. Niech to jasny szlag! Jak się wali, to się wali. Czuję w kościach, że zmarnujemy ten dzień, a Terlecki będzie wściekły. Nie znoszę takich sytuacji!

- Skoro on stoi w korku, to może Ula stoi w tym samym i dlatego nie może dojechać.

Pukanie do drzwi przerwało ich rozmowę. Do środka wsunęła się wystraszona Violetta Olszańska, sekretarka Marka, a prywatnie żona Sebastiana.

- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale przyszli państwo z policji. Przyszli do ciebie Marek. - Podniósł ręce w poddańczym geście.

- Jeszcze tylko ich tutaj brakowało. Poproś ich. Przecież nie możemy pozwolić, żeby przedstawiciele naszej władzy mieli czekać – powiedział sarkastycznie.

– Ciekawe czego chcą tym razem – mruknął Olszański podnosząc się z kanapy i zapinając guzik marynarki.

- Nie mam pojęcia. Może chodzi o to włamanie do magazynów sprzed miesiąca? Nie działają zbyt szybko i nie sądzę, żeby kiedykolwiek udało im się odnaleźć sprawców. Są za bardzo opieszali. Zwykłe patałachy. Wprowadź ich Viola i miejmy to już za sobą.

Olszański ruszył za swoją żoną rzucając jeszcze Markowi, że widzą się w klubie wieczorem.

Do gabinetu weszła kobieta i mężczyzna. Mieli tak poważne miny, że Marek się zaniepokoił. Kobieta podała mu dłoń.

- Podinspektor Dorota Lipiec, a to aspirant Jakub Mazurek. Możemy chwilę porozmawiać? To bardzo ważne.

- Marek Dobrzański. Proszę usiąść – wskazał im kanapę a sam zajął miejsce przy biurku. – Państwo pewnie w sprawie tego włamania do magazynów? Wiadomo już, kto za tym stoi?

- Nie panie Dobrzański, my w zupełnie innej sprawie.

Zauważył dwa cienie majaczące za szklanymi drzwiami do gabinetu. Zmarszczył brwi i podniósł się z fotela

- Przepraszam na sekundę – energicznie otworzył jedno ze skrzydeł i usłyszał stłumiony krzyk. – Czy wyście już na głowy poupadali? – wysyczał. - Co wy wyprawiacie? Zjeżdżać mi na korytarz. Zachowujecie się jak dzieci. Pojadę wam po premii za takie numery. - Pozbywszy się dwóch par gumowych uszu ponownie zasiadł za biurkiem i wpił wzrok w kobietę. – Jeśli nie chodzi o kradzież w magazynach, to o co?

- Panie Dobrzański… Dzisiaj na Marszałkowskiej, a właściwie na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Grzybowskiej, nieco ponad godzinę temu miał miejsce tragiczny w skutkach wypadek samochodowy. Jedną z ofiar jest pańska małżonka…

- Moja żona...? Moja Ula…? Nie…, to nie może być prawda…

- Bardzo nam przykro panie prezesie, ale dokumenty, które miała przy sobie to potwierdzają. Bardzo ucierpiała w wypadku jej twarz, ale próbowaliśmy porównać zdjęcie w dowodzie i nie ma żadnych wątpliwości, że to ona. Oczywiście dostanie pan wezwanie na identyfikację zwłok. Bardzo panu współczujemy.

Był w wyraźnym szoku. Jak oniemiały wpatrywał się w policjantkę. Po chwili z jego gardła wydobył się głośny, rozpaczliwy krzyk, który sparaliżował stojących na korytarzu Olszańskich.


CZTERY LATA WCZEŚNIEJ


Helenie Dobrzańskiej prezesowi fundacji „Szczęśliwe dzieciństwo” zaczynało brakować solidnej argumentacji. Siedzący naprzeciwko jej syn skutecznie deprecjonował jej pomysły. To, o co go prosiła nie było kompletnie z jego bajki.

- Mógłbyś Marek chociaż raz poświęcić trochę swojego cennego czasu i wziąć udział w tej licytacji – poprosiła. – To naprawdę jest dla mnie bardzo ważne. Pomóż starej matce. Czy naprawdę odpuszczenie sobie jednego wyjścia do klubu pokrzyżuje twoje życiowe plany?

Młody Dobrzański żachnął się.

- Ale mamo, to są jakieś idiotyzmy. „Kolacja marzeń”? Co to ma być? Podadzą na niej homara i kawior? - spytał ironicznie. – Fakt, dla niektórych to może być spełnienie marzeń, bo pewnie będą to jeść pierwszy raz w życiu.

- Nie bądź cyniczny. To nie żadne idiotyzmy, ale szlachetny cel. Ktoś po prostu wylicytuje kolację w twoim towarzystwie i to wszystko.

- Ktoś, to znaczy jakaś bogata kobieta?

- A co wolałbyś mężczyznę? - odparowała. - Mogę załatwić ci to od ręki. – Marek pokręcił z powątpiewaniem głową.

- Mamo nie chodzi o to kogo bym wolał, ale postaw się w mojej sytuacji. Jak ja się będę tam czuł? Jak aukcyjny eksponat, albo jak jeden z tych biedaków na targu niewolników, którym zaglądano jak koniom w zęby i mierzono muskuły. Dziękuję, ale nie.

- Nie przesadzaj synku. Jakoś Wesołowski, Bobek, czy Lewandowski nie odmówili mi i też wezmą udział, bo wiedzą, że cel jest szczytny i korona z głowy im nie spadnie.

- Mamo z kim ty mnie porównujesz? Oni przynajmniej są sławni. A ja kim jestem? Zwykłym prezesem F&D, nawet nie celebrytą.

- Nie takim znowu zwykłym. Jesteś równie atrakcyjny i przystojny jak oni, a kobiety ciągną do ciebie jak pszczoły do miodu. Nie rób więc z siebie takiej anonimowej osoby. Pomyśl o tych nieszczęśliwych dzieciakach z domu dziecka. One nie miały już na starcie żadnych szans, żeby mieć normalny dom, kochających rodziców i szczęśliwe dzieciństwo. Pomóż im.

Już nie wiedziała jak ma go przekonać, bo cokolwiek by nie powiedziała on z uporem przecząco kręcił głową.

- Mamo nie nalegaj, bo nie ustąpię, ale mam inny pomysł. Wpłacę ci jakąś kwotę, tylko oszczędź mi tej licytacji, dobrze?

- No dobrze Marek, – rozłożyła z bezradności ręce – niech ci będzie. Nie będę cię do niczego zmuszać, ale przynajmniej zawieź mnie tam i zostań na trochę. Tyle chyba możesz zrobić dla matki?

Helena miała rację. Jej syn był wyjątkowo przystojnym i urodziwym mężczyzną. Wysoki, szczupły brunet o stalowo - szarych oczach, w których zawsze igrały figlarne iskierki. Czasami dla zmiany wizerunku i własnego kaprysu zapuszczał zarost, ale i tak mimo brody, która dodawała mu lat nadal był przystojny. Jednak najwięcej uroku zawdzięczał dwóm symetrycznym dołeczkom, które przy najlżejszym uśmiechu wykwitały na jego policzkach uwodząc kobiety w każdym wieku.

Już w przedszkolu i na początku szkoły podstawowej wszystkie dziewczynki chciały iść z Markiem w parze na spacer, siedzieć obok w ławce, czy grać z nim w szkolnym przedstawieniu. Ostatnie klasy podstawówki i szkoła średnia to nieprzerwane pasmo westchnień i marzeń nastolatek, aby choć przez chwilę być w centrum zainteresowań Marka . Studia minęły mu na ciągłej zabawie w klubach i podrywaniu panienek. Kiedy zaczął pracę w rodzinnej firmie, jego nieustające podboje niewieścich serc bijących w piersiach zatrudnionych tu modelek były zawsze tematem numer jeden firmowych plotek. Ten typ już tak miał, że rozkochiwał w sobie naiwne przedstawicielki płci pięknej a sam nigdy nie angażował się uczuciowo i tak już od co najmniej piętnastu lat. Szybkie, jednorazowe randki traktował w kategoriach sportowych.

Była też w swoim czasie i narzeczona, niejaka Paulina Febo, córka zmarłych współwłaścicieli firmy. Po kilku spędzonych z nią latach doszedł jednak do wniosku, że kompletnie im nie po drodze, bo Paulina to jedna wielka pomyłka. Rozstał się z nią, czym bardzo rozczarował swoich rodziców, którzy kibicowali temu związkowi i wierzyli, że zakończy się ślubem. On sam doskonale wiedział, że kiedyś trzeba będzie się ustatkować, ożenić się i mieć dzieci a Paulina wydawała się idealna. Wybaczała mu wszystkie zdrady i wiedział, że po ślubie wcale nie będzie musiał jakoś specjalnie zmieniać swoich przyzwyczajeń. Był łowcą i chęć polowania na piękne i chętne kobiety miał we krwi. Wiedział, że nadal będzie zdradzał Paulinę, a ona nadal będzie mu wybaczać obawiając się skandalu. Jako narzeczeństwo funkcjonowali ze sobą przez sześć lat i tylko przypadek sprawił, że planowany w najdrobniejszych szczegółach ślub nie odbył się. Dwa miesiące przed nim, kiedy katedra w Mediolanie była już zarezerwowana a goście zaproszeni, Marek całkiem przypadkowo podczas pobytu u babci swojej przyszłej żony we Włoszech podsłuchał jej rozmowę z wnuczką . Okazało się, że panna Febo w przeszłości przeszła aborcję, która dyskwalifikowała ją jako potencjalną matkę. I choć wiedziała o tym doskonale, że nigdy nie da Markowi dziecka, nie uznała za stosowne wyjawić mu prawdy. Po tych rewelacjach już nie zwlekał i rozstał się z nią. Od tego czasu minął ponad rok, a on wreszcie poczuł się prawdziwie wolny, że może robić to, co tylko zechce nie narażając się na ciągłe awantury i sceny zazdrości egzaltowanej panny Febo.


Ogród przy budynku należącym do fundacji „Szczęśliwe dzieciństwo” szybko zapełniał się zaproszonymi gośćmi. Ku radości Dobrzańskiego były to głównie młode dziewczyny i trochę dojrzalsze kobiety. Miał więc na co popatrzeć. Oparty o murek trzymając w dłoni szklaneczkę z pomarańczowym sokiem i z uśmiechem wypisanym na twarzy przyglądał się uczestniczkom aukcji. Zaczął nawet trochę żałować, że jednak nie zdecydował się na tę zabawę z kolacją zwłaszcza, że niektóre z licytujących kobiet wydawały mu się atrakcyjne i bardzo interesujące. Jedna z nich ładna, rudowłosa i zielonooka przypatrywała mu się od jakiegoś czasu dość intensywnie, czym ściągnęła na siebie jego wzrok. – Śliczny rudzielec, chociaż chyba już nie taki młody. Jakbym ją skądś znał… – Uśmiechnął się do kobiety, bo właśnie przypomniał ją sobie. – No tak…, przecież to Ilona Weiss- Korzycka, żona Karola Korzyckiego, właściciela firmy deweloperskiej i klubu sportowego. Mieliśmy już okazję się poznać. Jest parę lat starsza ode mnie i ma dorastające dzieci, ale przypomnieć się jej zawsze można.

Tymczasem na scenie w najlepsze trwała aukcja „Kolacji marzeń”. Marek, który wcześniej podszedł do Ilony i przedstawił się, zaczął z nią konwersować obserwując jednocześnie to, co działo się na scenie. Zauważył swoją matkę stojącą nieopodal estrady a obok niej dziewczynę. Zdziwiło go nieco jej zachowanie, bo w przeciwieństwie do tych wszystkich rozemocjonowanych, piszczących i rozkrzyczanych kobiet spod sceny ona była bardzo spokojna i opanowana. Z daleka co prawda nie mógł dokładnie ocenić jej urody, ale zauważył, że ma zgrabną figurę i ładne, długie włosy koloru świeżo wyłuskanego kasztana upięte w koński ogon. Gustował w rudzielcach. Zawsze go pociągały. Blondynki także, ale kobiety z rudymi włosami były zdecydowanie w jego typie. Ta w dodatku różniła się ubiorem od całej reszty. Na modzie znał się jak nikt, więc od razu rozpoznał, że nie były to drogie i markowe rzeczy. Miała na sobie zwykłą przewiewną niebieską sukienkę w drobne kwiatki, wygodne sandały i co jakiś czas jak zauważył, poprawiała sobie spadające ramiączko przy sukience.

Aukcja wkrótce dobiegła końca. Ilona odeszła, a Marek postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o nieznajomej, która tak go zaintrygowała. Przecisnął się przez tłumek gości i stanął przy matce.

- O Marek, jesteś... Poznaj proszę Ulę Cieplak moją asystentkę i prawą rękę. Ula pomaga mi w finansach. A to Ula jest właśnie mój syn Marek - przedstawiła Dobrzańska. Ujął dłoń dziewczyny i pochylił się wyciskając na niej pocałunek.

- Witaj Ula. Bardzo mi miło cię poznać. Mamo – zwrócił się do rodzicielki - mogę wiedzieć, co miało oznaczać „to jest właśnie mój syn” z akcentem na „właśnie”? Zdążyłaś już Uli naplotkować o mnie?

- Powiedziałam prawdę synku, tylko prawdę i samą prawdę. Skoro już tu przyszedłeś to może pomógłbyś zanieść mi te pudła do mojego biura? Sporo ich i nie poradzę sobie sama.

- Muszę przyznać, że pani syn jest naprawdę bardzo przystojny - stwierdziła Ula po odejściu Marka. - Dużo przystojniejszy niż na zdjęciu. I nie dziwię się, że łamie kolejne kobiece serca i jest taki niestały w uczuciach.

Dobrzańska roześmiała się.

- On nie jest niestały w uczuciach Uleńko. On w ogóle chyba ich nie posiada jeśli chodzi o kobiety. Kocha je wszystkie, jak twierdzi na swój sposób. Uważaj na niego i nie daj się uwieść jego czułym słówkom i uwodzicielskiemu uśmiechowi. Zmienia dziewczyny jak rękawiczki. I mówię ci to z życzliwości Ula, a nie dlatego, że mam coś do ciebie. Tak naprawdę to chciałabym, żeby Marek zainteresował się taką dziewczyną jak ty. Może w końcu by się ustatkował, a nie fruwał z kwiatka na kwiatek. Nie tak go wychowaliśmy.


Przez resztę popołudnia matka Marka z niepokojem obserwowała poczynania syna z jej asystentką. - Najpierw flirtował z Korzycką, a teraz usiłuje uwodzić Ulę. W drodze do domu będę musiała z nim porozmawiać - pomyślała.

Impreza dobiegła końca. Z racji pełnionej funkcji Dobrzańska opuszczała to miejsce jako ostatnia. Było już dość późno i Marek nieco się niecierpliwił wciąż ją poganiając. Wreszcie zamknęła na cztery spusty drzwi budynku fundacji i żelazną bramę posesji. Mogli wracać. Helena była usatysfakcjonowana, bo zabawa była bardzo udana, a goście zadowoleni i jak się okazało niezwykle hojni. Marek prowadził ostrożnie, chociaż na ulicach nie było już tak dużego ruchu.

- Nie mówiłaś, że masz taką fajną asystentkę. – Poruszyła się niespokojnie i spojrzała na syna.

- Marek ja proszę cię tylko o jedno. Ula nie jest kobietą z kategorii tych, które znasz. To niezwykle kulturalna, inteligentna i spokojna osoba, więc nie waż się jej rozkochać w sobie, wykorzystać i rzucić. Dla ciebie będzie to kolejna zaliczona panienka, a dla niej prawdziwy dramat, bo tylko ją zranisz. I jeszcze ta Korzycka. Widziałam jak na siebie patrzyliście w czasie licytacji. Marek ona ma męża i jest starsza od ciebie. Ja bardzo cię proszę nie angażuj się z nią w żaden romans. Jej mąż wspiera moją fundację i nie chcę kłopotów. Słyszysz co do ciebie mówię?

Marek może i słuchał matki, ale jego myśli były dalekie od przestróg i obietnic. A pani Dobrzańska znając jego charakter i mając świadomość, że już od dziecka robił im na przekór wywnioskowała z jego miny, że i tak jej nie posłucha. Zmartwiła się. - Trzeba będzie z nim koniecznie porozmawiać raz jeszcze, tak na spokojnie na temat Uli i tej Korzyckiej i z Ulą chyba też. Może ona będzie bardziej rozsądna i posłucha moich rad? Z drugiej jednak strony ona byłaby wspaniałą kandydatką na synową – rozmarzyła się.


Odwiózłszy matkę do domu wycofał samochód z podjazdu i ruszył do Klubu 69. Było wprawdzie już dość późno, ale przecież obiecał Sebastianowi, że bez względu na godzinę pojawi się w nim. To było ich ulubione miejsce na nocne szaleństwa. Przychodzili tutaj dla zabicia czasu, w poszukiwaniu mocnych wrażeń, dla dobrych drinków i kręcących się tu chętnych kobiet. Sebastian od czasu, jak poznał Violettę recepcjonistkę z F&D, stał się bardziej wstrzemięźliwy, mimo to czasami nie odmawiał przyjacielowi swojego towarzystwa. Przy drinku dzielili się zwierzeniami o poznanych pannach i dzisiaj nie było inaczej. Sebastian domagał się drobiazgowej relacji z dzisiejszej imprezy, a Marek z szerokim uśmiechem opowiadał szczegółowo przebieg tego udanego dnia.

- Ilona i Ula to dwa zupełnie odmienne typy kobiet. Jedna bezpośrednia i niezwykle ponętna, a druga z gatunku tych spokojnych i porządnych. Ilonę Weiss - Korzycką może znasz? To żona i współwłaścicielka firmy deweloperskiej PRO-URBA Polska. Bardzo piękna i zadbana kobieta. Rude, długie, kręcone włosy, zielone oczy, idealna figura i nogi aż do szyi. Co prawda jest dziesięć lat ode mnie starsza, ale nie wygląda na tyle. Jest też bardzo bezpośrednia, bo umówiła się ze mną w środę na kolację. Ula jest prawą ręką mamy i całkowitym przeciwieństwem Ilony. Kończy właśnie SGH i dla odmiany jest niecałe pięć lat młodsza ode mnie. Pięknością może nie powala, ale ma coś takiego w sobie, że przyciąga mężczyzn. Jest bardzo naturalna. Zero makijażu. Filigranowy rudzielec o niesamowicie błękitnych oczach, długich włosach, szczerym uśmiechu i zmysłowych, pełnych ustach. Nosi aparat na zębach i wielkie okulary, co psuje nieco jej wizerunek, ale ja potrafiłem dostrzec w niej naprawdę uroczą kobietę. Do tego jest skromna, trochę nieśmiała i nosi w sobie jakąś tajemnicę. Aż kusi mnie bliższe poznanie jej i to nawet bardziej niż Ilony. Tylko mama robi mi problemy z Ulą. Zdążyła mnie nawet przestrzec „Synu, Ula jest inna i nie skrzywdź jej”. Zresztą dostałem od matki zakaz na obie. I jak zwykle wygłosiła kazanie o tym, żebym się ustatkował.

- Jak, to matka. Moja mówi mi to samo – wyszczerzył się Olszański. - Widzę Marek, że przez najbliższe tygodnie będziesz mocno zajęty. Czekają cię nowe otwarcia.

- Na to wygląda, ale bez obawy, klubu i swojego przyjaciela nie opuszczę.



ROZDZIAŁ 2


W czwartkowy poranek Sebastian Olszański wysiadł z windy i wesoło pogwizdując udał się wprost do gabinetu swojego przyjaciela. Aż go skręcało z ciekawości jak też udała się Markowi ta środowa randka z Iloną. Sam uważał, że nigdy w życiu nie zainteresowałby się mężatką z dwójką dorosłych dzieci i w dodatku o dekadę starszą, ale Marek, to Marek. On zawsze napala się jak szczerbaty na suchary. Z szerokim uśmiechem na pucołowatej twarzy energicznie przekroczył próg prezesowskiego pokoju i od drzwi rzucił:

- I jak było z Iloną? Wieczór udany, a przede wszystkim owocny?

- Udany, udany, ale do łóżka nie poszliśmy, jeśli o to pytasz. Zjedliśmy kolację, pogadaliśmy i umówiliśmy się na sobotę. Nie miała dla mnie zbyt wiele czasu, bo musiała do męża wracać, ale obiecała wynagrodzić mi to innym razem.

- No brzmi bardzo zachęcająco. Tylko uważaj bracie, romans z mężatką to zawsze ryzyko i to całkiem spore. Naprawdę lubisz ten rodzaj adrenaliny? Co zrobisz jak dopadnie cię zazdrosny i zdradzony mąż, obije cię i wylądujesz na urazówce? Ula to co innego. Ona przynajmniej jest wolna. Spotkałeś się z nią?

Marek rozpromienił się i zatarł ręce.

- Aaaa, bo ja ci nic jeszcze nie mówiłem... Z Ulą widziałem się prędzej. Po pracy pojechałem do fundacji. Mamy miało nie być, ale prosiła mnie o przywiezienie do domu kilku rzeczy z biura. Pomyślałem, że to będzie dobra okazja pobyć z Ulą sam na sam. Na początku co prawda musiałem trochę improwizować, żeby nieco ją ośmielić, ale Ula okazała się inteligentną partnerką w dyskusji i całkiem przyjemnie nam się rozmawiało. Umówiłem się z nią na piątek, wprawdzie nie na randkę tylko na zakupy, ale dobre i to. Prosiła mnie, czy mógłbym jej doradzić w zakupie paru rzeczy dla Jaśka i zgodziłem się.

- Dla Jaśka? To jednak ma kogoś? A mówiłeś, że jest wolna.

- Na początku pomyślałem podobnie, że ona kogoś ma, jednak okazało się, że Jasiek, to jej młodszy brat. Są zaproszeni na wesele i chłopak potrzebuje nową koszulę i krawat. Później rozpadało się i zaproponowałem jej podwiezienie do domu. Nie protestowała. W chęci zrewanżowania się za przysługę zaprosiła mnie do siebie na obiad. Pyszny zresztą. Świetnie gotuje. Mieszka w Rysiowie razem z ojcem, bratem i z sześcioletnią siostrą Beatką. Bardzo miła i szczęśliwa rodzina, choć niepełna, bo matka zmarła tuż po urodzeniu najmłodszej córki i po jej śmierci to właśnie Ula zastępuje matkę swojemu rodzeństwu. Kiedy już się z nimi żegnałem Ula dała mi swój numer telefonu, a ja wskoczyłem do samochodu i pognałem na spotkanie z Iloną.

- Sporo wczoraj zdziałałeś i to w jeden dzień. Ciągniesz dwie sroki za ogon. Nie wiem czy to wyjdzie ci na zdrowie, ale jeśli utrzymasz poziom, to wkrótce obie będą twoje.

Błogi uśmiech rozlał się na twarzy Dobrzańskiego.

- Na to wygląda przyjacielu – rzucił chełpliwie i zarozumiale jakby był pewien w stu procentach zwycięstwa na tym polu. – Na to wygląda… .


Dwa miesiące później w połowie sierpnia Marek mógł z zadowoleniem stwierdzić, że oba związki rozwijają się w dobrym kierunku mimo, że nie udało mu się jeszcze żadnej z kobiet zaciągnąć do łóżka. W przypadku Uli od razu wiedział, że łatwo nie będzie. Ilona wydawała się być łatwiejszym kąskiem, a przede wszystkim najwyraźniej miała ochotę na ten romans i ucieczkę od monotonnego, małżeńskiego życia. Już na drugim spotkaniu było bardzo blisko i bardzo przyjemnie. Po kolacji w eleganckiej restauracji Marek zaprosił Ilonę do siebie, zaproponował drinka i tylko kwestią czasu dla niego było pójście do łóżka. Gdy tylko jego dłonie spoczęły na guzikach jej bluzeczki, a usta zaczęły poczynać sobie coraz śmielej i błądzić po jej ciele, Ilona nagle oświadczyła, że dzisiaj jest w niedyspozycji i jest to dla niej dyskomfort. Marek najwyraźniej był zawiedziony. Nie tak wyobrażał sobie zakończenie tej randki. Pocieszała go i prosiła, żeby był cierpliwy, bo jak tylko wróci z miesięcznego pobytu za granicą odbiją to sobie w dwójnasób. Nie miał innego wyjścia jak tylko się z tym pogodzić. Pomyślał nawet, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Teraz przynajmniej poświęci więcej czasu na uwiedzenie Uli. Rodzice wkrótce też wyjeżdżają na kurację do Szwajcarii i mama nie będzie mu ciosać kołków na głowie i umoralniać go. W przypadku Uli chyba powinien zmienić taktykę. Ona jest wrażliwsza od Ilony i jakaś taka krucha jak miśnieńska porcelana. Powinien być w stosunku do niej bardziej pomocny, przyjacielski i bardziej romantyczny. - Na mój urok osobisty i kilka komplementów nie mogę liczyć. Ula jest inna, bardziej błyskotliwa, niż dziewczyny, które do tej pory poznałem i może nie dać się nabrać na zbyt czułe słówka i tanie, uwodzicielskie chwyty.

Od tej pory jego wizyty w fundacji stały się regularne i bardzo częste. Na początku nie chcąc spłoszyć dziewczyny był ostrożny i bardziej przyjacielski. Starał się pomóc. Na pytania Uli dlaczego to robi mówił, że ma kilka znajomości i może ją wesprzeć w pozyskiwaniu nowych darczyńców, bądź załatwieniu spraw urzędowych dotyczących fundacji. Przy okazji tych wspólnych wyjść zabierał ją na spacer do parku, proponował pójście na lody, kawę lub obiad w miłym, przytulnym miejscu. Kiedy nie mogła z nim wyjść, bo miała coś pilnego on robił jej niespodziankę i przychodził do fundacji z pizzą, zapiekankami, czy chińszczyzną. Przynajmniej raz dziennie rozmawiali przez telefon. Na początku to głównie Marek dzwonił, ale Ula wkrótce zaczęła oddzwaniać, co uznał za spory sukces. Czasami też podwoził ją do domu, a ona w zamian proponowała kolację.

Chęć zdobycia tej dziewczyny była ogromna. Ogromna do tego stopnia, że nawet zgodził się pojechać z nią na wesele. Sytuacja była dość zabawna, bo to Betti wygadała się, że brakuje im kierowcy i że Ula nie ma osoby towarzyszącej. W sumie było mu to na rękę więc zaoferował swoją pomoc. Kiedy zobaczył ją ubraną w śliczną sukienkę, z bukietem kwiatów i tym nieśmiałym uśmiechem musiał przyznać, że wyglądała zachwycająco. Okulary zamieniła na szkła kontaktowe, aparat zdjęto jej dwa dni wcześniej, a delikatny makijaż, ładna fryzura i ta sukienka w kolorze jej oczu robiły piorunujące wrażenie.

Tylko w całowaniu szło mu z Ulą kiepsko, a w zasadzie w ogóle mu nie szło. Ula przy najmniejszej próbie ze strony Marka choćby muśnięcia jej ust wzbraniała się mówiąc, że tak nie można, bo wie jaki on jest i że są tylko znajomymi. Marek jednak nie poddawał się i wierzył, że kiedyś Ula mu ulegnie. Ten wielodniowy brak kobiety zaczynał mu już ciążyć. Myślał nawet, żeby pójść do klubu i wyrwać jakąś panienkę, ale Ilona okazała się słowna i wkrótce po powrocie zadzwoniła. Po pierwszej, upojnej nocy, która wypadała akurat w jego urodziny śmiało mógł stwierdzić, że było tak jak sobie to wyobrażał i warto było czekać. Była bardzo namiętna i żadna z poprzednich kochanek, które miał nie mogła się z nią równać. To był najlepszy urodzinowy prezent jaki dostał. Mieli zjeść najpierw romantyczną kolację na mieście, ale jak tylko spojrzeli sobie w oczy zaczęło tak iskrzyć, że bez żalu odpuścili ją sobie i od razu pojechali niego. Ilona nie traciła czasu i szybko przejęła inicjatywę. Doskonale wiedziała jak zaspokoić mężczyznę. Była przecież od lat doświadczoną mężatką. Umiejętności łóżkowe Marka były dla niej miłym zaskoczeniem. Słysząc o jego licznych podbojach była ich bardzo ciekawa i nie rozczarowała się. Był doskonałym kochankiem i tej nocy udowodnił jej to wiele razy. Rozstając się obiecali sobie kolejne upojne spotkania.

Te przyjemne chwile w ramionach Ilony mąciła mu tylko myśl, że jutro czeka go urodzinowy obiad u rodziców. I o ile kuchnia Zosi, gospodyni jego staruszków bardzo mu odpowiadała i chętnie zjawiał się w ich domu, żeby zjeść coś smacznego, tak nie bardzo miał ochotę na spotkanie z rodzicami. Wiedział, że nie obędzie się bez wykładu na temat jego rozwiązłego życia i nagabywań, że już najwyższy czas się ustatkować. Matka od paru miesięcy nieustannie mu o tym przypominała, a teraz będzie mieć jeszcze poparcie ojca. Dzisiaj jednak nie chciał się tym zamartwiać i pomyślał z zadowoleniem, że na brak towarzystwa kobiet nie może narzekać. Jedną miał do łóżka, a drugą do flirtowania i rozkochania, co sprowadzało się w konsekwencji i tak do spędzenia wspólnej nocy. Pikanterii i adrenaliny obu znajomościom dodawał fakt, że obie kobiety o sobie nie wiedziały, a Marek musiał zachować te znajomości w tajemnicy. Tę z Ulą ze względu na mamę, a tę z Iloną ze względu na jej męża. Zresztą Ilona sama mu o tym wspomniała, że ani ona ani jej mąż nie chcą skandalu dlatego ich spotkania nie mogą wyjść na jaw.

Co do rodziców nie mylił się. Oboje zgodnie stwierdzili, że ich jedynak źle się prowadzi, jest nieodpowiedzialny i najwyższy czas na stabilizację. Czuł się u nich jak niegdyś u dyrektora na dywaniku w szkole.

- Marek, twoi koledzy ze studiów mają już żony i dzieci… - zaczęła rodzicielka, ale jej przerwał.

- I są po rozwodach.

- Marek nie ironizuj. Nawet Sebastian spoważniał, tylko ty ciągle się bawisz. Z Pauliną ci nie wyszło, ale to nie oznacza, że każda kobieta jest taka. Chcielibyśmy z ojcem doczekać wnuków. Gdy Krzysiu był w twoim wieku ty miałeś już sześć lat.

Był poirytowany tym wykładem, który brzmiał tak samo jak dwadzieścia poprzednich.

- Daj spokój mamo, to były inne czasy. A o wnuka to mogę postarać się dla was choćby dzisiaj. Chcecie?

- Nie drwij Marek – odezwał się ojciec. - Nie o to nam chodzi. Mama chce powiedzieć, że powinieneś w końcu dorosnąć. Jak długo będziesz się jeszcze włóczył od jednego klubu do drugiego? Myślisz, że to przyjemne wysłuchiwać na temat własnego syna, że jest największym playboyem stolicy? W końcu dojdzie do tego, że za parę lat będziesz sypiał z panienkami, które mogłyby być twoimi córkami.

- Nie ja pierwszy tato. Sponsoring jest modny.

- Tak? To mam nadzieję, że tego nie dożyję. Jesteś zwykłym gówniarzem i tak się zachowujesz. Pomyśl co będzie jak będziesz w moim wieku albo starszy? Kto poda ci herbatę? Nikt. Zostaniesz sam jak palec.

- Mam pieniądze. Za pieniądze można wiele tato.

- A ty zawsze masz na wszystko gotową odpowiedź. Prawdziwej miłości i szczęścia nie kupisz za żadne pieniądze, zrozum to wreszcie synku - dodała ze smutkiem matka.


Wieczorem będąc już w domu pomyślał, że rodzice mają po części rację. - Stuknęło mi dwadzieścia dziewięć lat, coraz młodszy nie będę i w końcu wypadałoby się jednak ożenić i mieć dziecko lub dzieci, a mnie wciąż zabawa w głowie i przypadkowy seks. Romans z Iloną też wiecznie nie będzie trwał. Muszę też przyznać, że nudzą mnie te samotne wieczory w domu przy telewizorze zwłaszcza teraz, kiedy Sebastian więcej czasu spędza z Violettą. Rodzice mają całkowitą rację. Miałem żenić się z Pauliną i dzielnie znosiłem tę myśl, to i teraz jakoś to będzie. Wystarczy tylko rozejrzeć się, znaleźć sobie kogoś odpowiedniego i ożenić się. Pewnie, że mógłbym też żyć w wolnym związku i mieć dziecko bez ślubu, ale rodzicom i znajomym na pewno by się to nie spodobało, a bycie weekendowym tatusiem, to już w ogóle nie wchodzi w rachubę. Tylko gdzie szukać odpowiedniej kandydatki? Na pewno nie w klubie. Żadna z bywających tam panienek kompletnie nie nadaje się ani na żonę, ani na matkę. O powrocie do Pauliny też nie ma mowy. Nie po to ją rzucałem, żeby teraz wracać. Zresztą jak ja mógłbym żyć z kobietą, która przez sześć lat okłamywała mnie i powtarzała „Marek, dzieci po ślubie”. To musi być ktoś, kto…, Ula! Wpadło mu nagle do głowy. Ula jest dobra, rodzinna, inteligentna i miła. Lubię przebywać w jej towarzystwie. Czego mi więcej będzie potrzebne do szczęścia? Miłość? Wystarczy, że Ula mnie pokocha. A ja do miłości się nie nadaję. I mama będzie zadowolona, bo ciągle mi powtarza, że Ula jest taka idealna. Przynajmniej będę miał pewność, że będzie dobrą żoną i matką. Tylko czy ja potrafię być wierny jednej kobiecie? Paulinie nigdy nie byłem i nie zamierzałem być. Wiedziałem, że i tak wszystko mi wybaczy cokolwiek bym nie zrobił. Zdradzałem ją ze zwykłej przekory. Im bardziej na mnie wrzeszczała, tym więcej miałem kochanek. O dziwo od czasu jak się rozstaliśmy to i panienek mam mniej. A Ula pewnie taka wyrozumiała i prędka do wybaczania nie będzie. O czym ja w ogóle myślę? Jaka kobieta byłaby zdolna do ciągłego wybaczania? Chyba tylko Paulina. Tak… Z modelkami i dziewczynami z klubu będę musiał skończyć. Tylko Ilona zostanie, a przynajmniej na jakiś czas pod warunkiem, że narzeczona, czy żona nie będzie jej przeszkadzać… Jej też zależy na dyskrecji. – Uśmiechnął się sam do siebie. Chyba znalazł idealne rozwiązanie. Jutro pojedzie do Uli, wyciągnie ją na spacer i powie, że chciałby spotykać się z nią tak oficjalnie. Pokrzepiony tymi myślami spokojnie zasnął.


Idąc za ciosem następnego dnia urwał się godzinę wcześniej z firmy. Podjechał jeszcze pod kwiaciarnię i kupił w niej całkiem spory bukiecik margerytek. Wyglądały skromnie tak jak Ula. Pamiętał, że lubiła polne kwiaty, więc może i te przypadną jej do gustu. Drzwi od sekretariatu były otwarte. Oparł się o futrynę i patrzył przez chwilę jak odwrócona do niego plecami kseruje jakąś dokumentację.

- Cześć – powiedział niezbyt głośno stając tuż za nią. Odwróciła się napotykając jego rozciągniętą w uśmiechu twarz.

- Marek! Przestraszyłeś mnie!

- Przepraszam, nie chciałem – powiedział. – Pięknie wyglądasz. Proszę, to dla ciebie – wręczył jej bukiet i cmoknął w policzek. Zarumieniła się zażenowana.

- A z jakiej to okazji, jeśli można wiedzieć?

- Brak okazji też może być okazją. Chciałem wyciągnąć cię na spacer i porozmawiać. O nas… – Była zaskoczona jego słowami.

- O nas?

- Mhmm…

- No dobrze… Ogarnę tu tylko trochę i możemy iść.

Zachodziła w głowę o czym on chce rozmawiać. Ich znajomość traktowała wyłącznie w kategoriach koleżeńskich, choć nie mogła zaprzeczyć, że podobało jej się jak zabiegał o jej względy. Znała z opowiadań Heleny jego bujną przeszłość i historię jego licznych podbojów. To głównie z tego powodu była taka ostrożna i trzymała go na dystans. Wydało jej się mało prawdopodobne, żeby Marek mógł się nią zainteresować tak na serio. Nie była jakąś skończoną pięknością, a junior miał dość wysublimowany gust.

Zarzuciła torebkę na ramię.

- Możemy iść.

Przepuścił ją w drzwiach i wolnym krokiem poprowadził w kierunku pobliskiego parku. Kiedy otulił ich cień starych, rozłożystych drzew zaczął mówić.

- Ula, znamy się już dwa miesiące. Lubimy się i lubimy swoje towarzystwo. Kiedyś, gdy chciałem skraść ci całusa zapytałaś mnie jak masz traktować nasze spotkania, bo sama nie masz pojęcia jak nazwać tę naszą zażyłość. Czy jest to przyjaźń, czy koleżeństwo, czy też jeszcze coś innego. Ja chcę to wreszcie wyjaśnić. Bardzo mi zależy na tobie i na spotkaniach z tobą. Chcę widywać cię oficjalnie, umawiać się z tobą na randki i czasem odwiedzać cię w domu. Mówiąc wprost Ula, bardzo chciałbym, żebyś została moją dziewczyną.

Zatkało ją. Takiego obrotu sprawy z całą pewnością się nie spodziewała. Miałaby zostać dziewczyną najprzystojniejszego chłopaka w Warszawie, ale też chyba najbardziej rozwiązłego? - Może jemu chodzi tylko o to, żeby zaciągnąć mnie do łóżka? - popatrzyła mu w oczy mówiąc cicho.

- Dlaczego ja? Przecież nie jestem kimś wyjątkowym. Jestem całkiem zwyczajna i daleko mi do tych wszystkich pięknych kobiet, które kręcą się koło ciebie.

- Dlaczego ty? No dlaczego Ula?

- Robisz to dlatego, że chcesz zaciągnąć mnie do łóżka? – wypaliła prosto z mostu. Aż przystanął zaskoczony jej przenikliwością, ale rzecz jasna nie mógł wyznać jej prawdy.

- Nie Ula – zaprzeczył gwałtownie. - Jak mogłaś w ogóle tak pomyśleć? Przysięgam ci, że nigdy nie zrobię nic wbrew twojej woli. Bardzo mi się podobasz, lubię cię i kocham rozmowy z tobą. To chyba nic dziwnego, że pragnę cię widywać? Daj mi szansę Ula, a udowodnię ci, że nie jestem taki jak inni mnie postrzegają. Zgódź się, błagam... – miał minę osieroconego szczenięcia i ciężko jej było odmówić tej prośbie, ale póki co postanowiła jeszcze przez jakiś czas potrzymać go w niepewności.

- Naprawdę nie wiem Marek. Daj mi parę dni. Muszę to wszystko przemyśleć.

- Poczekam, ile będzie trzeba Ula - odpowiedział nieco rozczarowany. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Tu wyszło w jakimś sensie jego zarozumialstwo i zbytnia pewność siebie. Wreszcie trafiła się taka, która nie poszła na żywioł i nie od razu uległa jego miłej powierzchowności. Ula obserwowała jego twarz i wyczytała z niej to rozczarowanie. – Chyba nie sadził, że po czymś takim rzucę mu się od razu w ramiona. Cierpliwości panie Dobrzański. Nie jestem głupią gęsią tak jak te wszystkie modelki.

Nie zamierzał dać jej zbyt wiele czasu na myślenie. Ona musiała mocno poczuć jak bardzo mu na niej zależy. Przeczuwał, że taka metoda sprawi, że zamierzony przez niego efekt przyjdzie szybko.

Po spacerze odwiózł ją do Rysiowa. Na pożegnanie musnął delikatnie jej policzek. Następnego dnia zadzwonił do niej, że dostał dwa bilety na premierę filmu i czy zgodziłaby się z nim pójść.

- Przyjechałbym po ciebie po pracy i poszlibyśmy na jakiś obiad, po nim do kina, a potem odwiózłbym cię do domu. Zgódź się, bo szkoda, żeby się bilety zmarnowały.

- W sumie, czemu nie - pomyślała. Już wcześniej czytała bardzo pochlebne recenzje na temat tego filmu. – Dobrze Marek. W takim razie czekam na ciebie.

Film rzeczywiście nie był przereklamowany i podobał im się. Kiedy wyszli z kina zaproponował jeszcze krótki spacer po Starym Mieście. Nie krygowała się. Wieczór był bardzo pogodny.

Odwiózł ją do domu, ale nie pozwolił jej tak od razu odejść. Zajął ją chwilą rozmowy i przed odjazdem delikatnie pocałował jej usta. Wracając do Warszawy pomyślał sobie, że czas spędzony z Ulą był niezwykle udany. Była błyskotliwa, niezwykle inteligentna, posiadała ogromny zasób wiedzy, czym imponowała mu od samego początku i generalnie śmiało mógł powiedzieć, że spędził w jej towarzystwie bardzo przyjemne popołudnie i wieczór

Dni mijały, a Marek wznosił się na wyżyny swojej kreatywności. Nie było dnia, żeby ją nie zaskoczył jakimś wyjątkowym pomysłem. W dodatku nigdy nie wyjaśniał jej do końca o co chodzi, czym dezorientował ją zupełnie i nigdy nie była pewna, gdzie w końcu trafią. Kiedyś skarżył się jej.

- Wiesz Ula w domu jest tak pusto, może pomożesz mi coś kupić i sprawić, żeby to mieszkanie było przytulniejsze?

Sądziła, że chodzi mu o gołe ściany i że wyciągnie ją do galerii, bo wspominał o jakiejś wystawie. Tymczasem faktycznie zaciągnął ją na wystawę ale psów, na której nabył szczenię beagle’a za bagatela tysiąc złotych i nazwał je Pinto, co po angielsku znaczyło „łaciaty”.

- Jutro czeka cię dużo śmiechu – zapewniał innym razem. Czyli w mniemaniu Uli miało być to najpewniej wyjście do cyrku, a w rzeczywistości poszli na kabaret. A gdy Marek obiecywał coś egzotycznego, przygotowana była na spacer w ZOO bądź kolację i egzotyczne smaki, a tymczasem wylądowali w palmiarni. Generalnie musiała przyznać, że te jego pomysły były bardzo oryginalne i zapewniały jej dobrą zabawę.

Tydzień później ponownie pytana przez Marka, czy przemyślała sprawę i zgodzi się zostać jego dziewczyną Ula już bez ociągania zgodziła się. Jeszcze tego samego dnia Dobrzański zabrał ją na pierwszą oficjalną i od dawna planowaną randkę. Tak to wszystko zmyślnie zorganizował, aby było romantycznie, wyjątkowo i spodobało się Uli.

- Zobaczysz Ula, to będzie niezapomniany wieczór - szepnął do ucha.



ROZDZIAŁ 3


Zabrał ją nad Wisłę. Miał tam swoje ulubione miejsce i jak się okazało idealne na romantyczne randki. Długi, drewniany pomost z dużą platformą widokową pozwalał obserwować dość spory wycinek panoramy miasta. Wieczorem było tu bardzo cicho. Czasem przeszedł jakiś człowiek wraz ze swoim psem. Oni też zabrali Pinto, żeby nie piszczał zamknięty w domu. Marek rozłożył koc, rozpalił ognisko, otworzył butelkę szampana i nalawszy do wysokich kieliszków podał jeden z nich Uli.

- Za naszą przyszłość i szczęście Ula.

- Trochę boję się tego związku Marek. Wiem jaki jesteś. Klub, modelki i to, że ciągle zdradzałeś Paulinę… Ja tak nie chcę…

- Byłem Ula, byłem. Czas przeszły dokonany. Modelki i dziewczyny z klubu już mnie nie interesują. Są takie próżne i puste. Ty jesteś od nich piękniejsza, mądrzejsza i dla mnie najważniejsza. A zdradzając Paulinę trochę robiłem jej na złość i miałem nadzieję, że w końcu będzie mieć tego po dziurki w nosie i sama odejdzie, a matka będzie mieć pretensje do niej, nie do mnie. To jest cała prawda o Paulinie i reszcie kobiet z przeszłości. Uwierz mi Ula mówię prawdę – powiedział. Objął ją ramieniem i mocno przytulił.

- Wierzysz mi, prawda? – spytał. Utkwiła wzrok w jego źrenicach usiłując w nich odczytać jakiś fałsz. Ujął w dłonie jej twarz i pocałował namiętnie. Oderwała się od niego oddychając ciężko.

- Mam nadzieję, że nigdy mnie nie zawiedziesz – wyszeptała. Powrócił do jej ust delikatnie pieszcząc je swoimi. Pogłębił pocałunek, a ona ku jego zdziwieniu zaczęła oddawać tę pieszczotę coraz czulej i coraz namiętniej.

- Nie sądziłem, że potrafisz tak świetnie całować – wyszeptał w jej rozchylone wargi. Zarumieniła się i spuściła głowę.

- Bez obawy Marek. Miałam już chłopaków i całowałam się. Mam więc jakieś doświadczenie. Małe, ale mam. Spotykałam się z kilkoma, ale taki najpoważniejszy i najdłuższy związek był Bartkiem, chłopakiem z sąsiedztwa. Miał być tym moim docelowym. Byliśmy ze sobą ponad pół roku, ale dowiedziałam się, że mnie zdradzał. Mówił, że kocha, a sypiał z dziewczyną z sąsiedniej ulicy. Był moją pierwszą miłością i pierwszym, wielkim rozczarowaniem. Obiecałam sobie, że drugi raz nie dam się oszukać.

- Jestem Bartkiem - pomyślał Marek. - Muszę zakończyć ten związek z Iloną. Uli nie chcę stracić.

Ula w końcu uwierzyła w swoje szczęście. Marek spodobał jej się od samego początku. Od momentu, w którym zobaczyła jego zdjęcie stojące na biurku Heleny Dobrzańskiej. Kiedy poznała go na tej imprezie charytatywnej wydał jej się jeszcze bardziej przystojny niż na fotografii. Pamiętała o przestrogach jego matki, ale serce nie sługa. Zakochała się w nim. - Może on dorósł wreszcie do stałego związku? Ale do łóżka mnie nie zaciągnie. Chyba, że w noc poślubną – myślała, gdy odwoził ją do Rysiowa.


Odgłos kozłowanej piłki niósł się echem po sali gimnastycznej. Co rusz, któryś z nich wrzucał ją do kosza. Byli już dobrze zlani potem, ale obaj potrzebowali takiej zaprawy. Przy okazji tego sparingu rozmawiali o wczorajszym dniu. Marek rozwodził się nad przymiotami Uli, chwalił się, że dzięki metodzie małych kroków można powiedzieć, że już jest jego. Mówił, że to tylko kwestia czasu, a tak w ogóle to myśli o niej poważnie, czym zadziwił przyjaciela.

- Ale jak to poważnie? Przecież ciebie takie typy kobiet jak Ula nigdy nie interesowały. Aż tak bardzo zależy ci na zaciągnięciu jej do łóżka, że wciskasz jej te wszystkie bajeczki?

Marek złapał piłkę i usiadł na niej ocierając pot z czoła. Krytycznie spojrzał na Olszańskiego.

- Co wy macie z tym zaciąganiem do łóżka? Ula powiedziała mi dokładnie to samo. A ja mówię całkiem serio Seba. Może nawet ożenię się z nią? No nie patrz tak na mnie. Sam zresztą mówiłeś niedawno, że trzeba się jednak ustatkować. Przecież ty i Violetta też traktujecie poważnie wasz związek.

- Tak, to prawda, różnica jest tylko taka, że ja Violkę kocham, a ty do Uli nie czujesz nic i traktujesz ją jak potencjalną zdobycz. – Marek uśmiechnął się ironicznie.

- I co? Może jeszcze mi powiesz, że wskoczyłbyś za Violką w ogień?

- A żebyś wiedział, że tak. Wiesz co ci powiem? Nie znasz się na miłości, bo takiej prawdziwej jeszcze nie zaznałeś. Szkoda mi Uli. Co zrobisz jak któregoś dnia ta miłość wreszcie cię dopadnie, jak się zakochasz, a będziesz już mężem Ulki? Tylko niepotrzebne ją zranisz i narazisz na cierpienie. Ona najwyraźniej jest monogamiczna i jeśli cię pokocha, to będzie wierna tej miłości aż do śmierci.

- Nie przesadzaj Seba. Miłość jest ulotna i przereklamowana. Najważniejsze i dużo lepsze w małżeństwie jest partnerstwo i jeśli ożenię się z Ulą, to tak właśnie będzie wyglądał nasz związek. Będzie partnerski. Małżeństwo zawarte z rozsądku nie musi być wcale gorsze od tego zawartego z wielkiej miłości.

- Ale to nadal nie wyklucza możliwości, że kiedyś się zakochasz. A Ilona? Odpuszczasz ją sobie?

- Pewnie będę musiał, ale jeszcze nie teraz. Bez obaw Seba. Jeśli zdecyduję się na ślub z Ulą, to na pewno jej zdradzać nie będę, aż taką świnią nie jestem. Paulinę przyszło mi zdradzać z dużą łatwością, ale Uli nie mógłbym. Ma coś takiego w oczach, że zaprzeczenie zdradzie nie przeszłoby mi przez gardło i chyba miałbym ogromne wyrzuty sumienia. I powiem ci jeszcze coś. Mój potencjalny ślub z Ulą w żaden sposób mnie nie przeraża. Myślę o nim jak o czymś najzwyklejszym w świecie. Pamiętasz jak było z Pauliną? Do dzisiaj wstrząsa mną myśl, że mogłaby być teraz moją żoną.

Po tej rozmowie Sebastiana aż korciło, żeby skontaktować się z Ulą i powiedzieć jej całą prawdę o Marku i o tym, co od niego usłyszał. Zdążył ją poznać przy jakiejś okazji i polubić. Zmienił jednak zdanie i postanowił dać szansę tej dziwnej znajomości, a przynajmniej dziwnej ze strony Marka. Znał przyjaciela i wiedział, że to co mówił na końcu o zdradzie i ślubie jest prawdą. Może kiedyś i on dojrzeje do miłości i pokocha Ulę?


Dwa miesiące później Ula z czystym sumieniem mogła przyznać, że kocha Marka i że ten związek rozwija się w dobrym kierunku. Dostrzegała czasami zazdrość w oczach innych kobiet, kiedy pojawiała się w jego towarzystwie, ale Dobrzański nie zwracał na nie uwagi i adorował wyłącznie ją. Pochlebiało jej to. On ciągle prawił jej komplementy. Chwalił jej figurę i piękną twarz, podziwiał jej łagodny charakter i wielką wrażliwość. Nadal regularnie przyjeżdżał do niej do domu albo do fundacji i zabierał w ciekawe miejsca. Czasami wychodzili zabawić się we czwórkę z Violettą i Sebastianem. Ci ostatni bardzo polubili Ulę i kibicowali, żeby im się udało. Zyskała też sympatię innych pracowników FD, bo zaglądała tam czasem, a Marek nie byłby sobą, gdyby od razu nie przedstawił jej jako swojej dziewczyny. Jego rodzice też byli zachwyceni, zwłaszcza matka nie kryła radości i często gościła ich u siebie na obiedzie bądź kolacji. Zresztą sam Marek też był poniekąd zadowolony. Związek z Ulą nie był taki zły, a co najważniejsze Ula nie denerwowała go jak bywało w jego poprzednich związkach. Nigdy nie nudził się przy niej, bo nie miała zwyczaju marudzić, robić mu wymówek, czy krzyczeć. Jego uczucie też nie było do końca jasne. Balansowało gdzieś pomiędzy dużą sympatią, zauroczeniem i trzeźwą kalkulacją. Wszystko układało się świetnie, choć Ula uparcie trzymała się zasady „zero łóżka przed ślubem”. Musiały mu wystarczyć tylko pocałunki i pieszczoty w granicach przyzwoitości i rozsądku. A marzenia Marka były skrajnie odmienne. Jej usta były takie zmysłowe, miękkie, słodkie i namiętne. Pieszczenie ich dawało mu dużo i chciał coraz więcej i więcej. Jej ciało, choć dla niego ciągle nieznane i tajemnicze, było niezmiennie pociągające i przyjemnie pachnące owocową nutą. Miał okazję podziwiać je w czasie, gdy byli razem na basenie. Było bardzo proporcjonalne i niezwykle zgrabne, przyciągające wzrok innych mężczyzn i kiedy to zauważał zawsze czuł w sercu to niemiłe ukłucie zazdrości. Raz się odważył i wyznał, że bardzo jej pragnie, lecz ona zaskoczyła go mówiąc, że nie ma żadnych doświadczeń seksualnych z mężczyznami i chce poczekać z tym do ślubu. Dziwne to było dla niego, że będąc przez pół roku z tym całym Bartkiem nie poszła z nim do łóżka. On sam unikał takich kobiet, wolał te z doświadczeniem. Tylko raz jeszcze w liceum był tym pierwszym i ani dla niego ani dla tej dziewczyny nie było to miłe uczucie. - Jesteś idiotą Dobrzański… - pomyślał. - Każdy będąc na moim miejscu ucieszyłby się, a ja mam mieszane uczucia? Ula pociąga mnie bardzo. Może po oświadczynach da się przekonać? Póki co muszą mi wystarczyć na razie te pieszczoty i spotkania z Iloną.

Z Iloną było mu dobrze. Rozmawiali i kochali się, a Marek czasami żałował, że Ilona jest zajęta. W ciągu czterech miesięcy znajomości spotkali się w łóżku kilkanaście razy. Była jak barman. Mógł jej opowiedzieć o wszystkim. Powiedział jej nawet o związku z Ulą i o dziwo, choć Ilona nie miała jeszcze okazji jej poznać stwierdziła, że już lubi tę dziewczynę.

- Chcę poprosić Ulę o rękę - powiedział Ilonie któregoś wieczoru. Popatrzyła na niego ze smutkiem.

- Wiesz, że obrączka na twoim palcu kończy nasz związek.

- Mały szantaż? Myślałem, że jesteś wyzwoloną kobietą i ten drobiazg nie ma dla ciebie znaczenia?

- Być może nie ma, ale doskonale wiem co czuje zdradzona kobieta. Obiecałam sobie, że nigdy nie pójdę do łóżka z żonatym facetem nawet wówczas, gdyby przysięgał, że z żoną nic go nie łączy. Tego się właśnie trzymam. Już teraz źle się czuję wiedząc, że inna kobieta cię kocha, ty chcesz się oświadczyć, a ja jestem jak piąte koło u wozu. Musimy przestać się spotykać Marek już teraz, zanim będzie za późno. Zanim ona o nas się dowie.

- Wiem, że musimy i cieszę się, że tak do tego podchodzisz. Nie ukrywam, że trochę bałem się twojej reakcji. Jesteś bardzo mądrą kobietą. Obiecałem sam sobie, że nie będę zdradzać Uli. Nie chcę jej skrzywdzić.

Ilona pogładziła go po policzku.

- Z ciebie też całkiem mądry facet i trzymaj się tego. Może któregoś dnia stwierdzisz, że to co czujesz do tej dziewczyny jest prawdziwą miłością, bo skoro zależy ci na niej, chcesz pozostać jej wierny, nie masz zamiaru jej krzywdzić i ranić to jak inaczej można to określić? Ja życzę ci tego z całego serca, bo życie bez uczuciowego zaangażowania nie zawsze jest dobre.


Kolejny dzień ponownie skłonił go do refleksji na temat jego związku z Ulą. Nie planował wprawdzie nic konkretnego, ale pomyślał, że popołudniowy spacer w parku nastroi pozytywnie ich oboje. Jesień tego roku była naprawdę „złota”. Pogoda dopisywała jak rzadko kiedy, a różnokolorowe jesienne liście mamiły wzrok.

Szła przytulona do niego z bukiecikiem barwnych astrów i uśmiechała się do swoich myśli.

- Nakarmimy kaczki? – Zapytał. – Mam ze sobą trochę bułki. - Przystała na to z entuzjazmem. Podczas tej czynności wychodził z niej ten dziecięcy pierwiastek, a on nie mógł się nadziwić, jak można ekscytować się czymś takim. Kiedy zgłodnieli zaciągnęła go do ulubionej budki oferującej zapiekanki. Trochę się krzywił marudząc, że to takie śmieciowe jedzenie, ale przekonała go. Faktycznie bułki były chrupiące i aromatyczne. Patrząc na jej policzki ubrudzone keczupem pomyślał, że Ilona może mieć rację. Ula jest z gatunku tych kobiet, które można by było pokochać bez trudu. Lubił te spotkania z nią i może tylko dlatego tak zacięcie stał przy swoim stanowisku niezdolnego do miłości faceta, bo nie chciał się do tego przyznać sam przed sobą, że gdzieś tam w środku posiada jednak jakąś wrażliwość? A może to związek z Pauliną pozbawił go tej zdolności, bo odarł go ze wszelkich złudzeń? – Czas pokaże, czy będę w stanie pokochać Ulę.


Miesiąc później wynajął na cały wieczór uroczą knajpeczkę. Podczas eleganckiej kolacji miał zamiar poprosić Ulę o rękę. Nie chciał już zwlekać. I chociaż nadal nie czuł do niej nic, to jednak uważał, że tylko przy niej może się spełnić jako mąż i być może kiedyś ojciec. Ona, jakby na to nie patrzeć była wyjątkowa i idealnie wpasowywała się w jego wyobrażenie kochającej małżonki i wspaniałej matki.

Czuła lekkie podekscytowanie kiedy prowadził ją do jedynego nakrytego stolika.

- Dlaczego nie ma innych gości? – pytała zdziwiona. Uśmiechnął się do niej najpiękniej.

- Bo ten lokal dzisiaj należy wyłącznie do nas – odsunął jej krzesło, by mogła swobodnie usiąść. Kelner zmaterializował się przy nich jak duch stawiając na śnieżnym obrusie pięknie wyglądające dania. Po nich na stół wjechał schłodzony szampan. Marek przyglądał się Uli nieco rozbawiony. Widział, że jest lekko spięta jakby coś przeczuwała, ale nie była do końca pewna, czego może się spodziewać. Zsunął się z krzesła i uklęknął przed nią. Z kieszeni wyjął aksamitne etui i otworzył wieczko. Na miękkiej wyściółce spoczywał piękny, choć skromny, złoty pierścionek z szafirowym oczkiem.

- Ula, wiem, że możesz czuć się zaskoczona, ale jestem pewien, że to co do ciebie czuję nie jest chwilowe, ani przelotne. Kocham cię i chcę resztę życia spędzić z tobą. Zostaniesz moją żoną?

A jednak była w szoku. Świadczyły o tym jej ogromne, teraz niemal granatowe oczy, które wpatrywały się w niego ze zdziwieniem pomieszanym z radością. Wzięła głęboki wdech.

- Tak… To znaczy… tak Marek. Tak, wyjdę za ciebie - odpowiedziała oszołomiona. Wstał z klęczek i wpił się w jej pełne usta.

- Jestem bardzo szczęśliwy kochanie. Bardzo.

To wyznanie miłości i nazywanie Ulę kochaniem jakoś gładko przeszło mu przez gardło. Był coraz lepszy i w udawaniu stawał się mistrzem.

- Jestem taka szczęśliwa Marek, że brak mi słów, żeby wyrazić to szczęście - szeptała wtulona w jego ramiona. – Wydaje mi się, że to tylko piękny sen.

- To nie sen skarbie, a ja mogę ci obiecać, że od teraz zawsze będziemy razem póki śmierć nas nie rozłączy. Jutro powiadomimy nasze rodziny. Nie chcę już dłużej tracić czasu. Od jutra też zaczniemy załatwiać sprawy związane ze ślubem.

Wieść o tych zaręczynach szybko się rozniosła. Ojciec Uli był zachwycony. Lubił chłopaka i wydawało mu się, że będzie dla Uli idealnym mężem a dla niego zięciem, o którym zawsze marzył.

Najbardziej jednak ucieszyli się Dobrzańscy, szczególnie Helena. Dobrze znała Ulę i wiedziała, że taka synowa to prawdziwy skarb. Bardziej obawiała się o Marka, czy faktycznie jest tak bardzo oddany Uli jak twierdził i czy jej nie skrzywdzi. Ula wyglądała na szczęśliwą i jej syn również i to bardzo ją uspokoiło.


Ze ślubem postanowili nie czekać. Marek wymyślił, że pobiorą się w ostatnią sobotę karnawału. Z rezerwacją terminu nie było problemu i z wynajęciem sali również, bo okazało się, że w bliskiej okolicy Rysiowa znajduje się mały pensjonat posiadający salę nadającą się idealnie na weselne przyjęcie.

Sprawy związane z weselem mieli ogarnięte więc zabrali się za remont i wymianę mebli w Marka domu. On już dawno chciał się tym zająć, ale nie miał do tego nigdy wystarczającej motywacji. Nie chciał dużej mieszkać w otoczeniu czegoś co wiecznie przypominało mu o Paulinie, zwłaszcza teraz, kiedy to Ula miała być panią domu. On wolał, by dom był przytulny i nieprzeładowany. Paulina odwrotnie ceniła przepych i antyczne, ciężkie meble.

Na dobry początek zajęli się sypialnią. Ściany zostały pomalowane na cieplejszy kolor a meble wymienione. Kupili mniejsze łóżko, dwa stoliki nocne do tego kilka wiszących półek, komódkę i mały regał. Całości dopełniały zdobne bibeloty. Ula nawet ku zadowoleniu Marka wyciągnęła z szuflady jego ulubione samochodziki, odkurzyła i poukładała na półce. Na prośbę Uli zmienili też kuchnię. Tu jednak Marek dał jej wolną rękę. Ula jako dobra i doświadczona gospodyni urządziła wszystko po swojemu. Dokupiła niezbędne akcesoria kuchenne, a parapety ozdobiła doniczkami pełnymi pachnących, świeżych ziół. A kiedy kuchnia była już gotowa Marek z zadowoleniem przyznał, że teraz jest bardziej funkcjonalna i bardziej rodzinna.

Wkrótce nadeszły święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. Święta spędzili bardzo rodzinnie dzieląc ten czas między Cieplaków i Dobrzańskich. Natomiast ostatni dzień roku żegnali na balu charytatywnym zorganizowanym przez fundację przyszłej teściowej Uli. Ula tej nocy miała po raz pierwszy oficjalnie wystąpić w roli narzeczonej i trochę się obawiała, że może zostać niezaakceptowana przez znajomych Marka i jego dalsza rodzinę, której jeszcze nie poznała. Jej obawy okazały się, jednak bezpodstawne. Szybko zyskała sympatię i życzliwość, a bal okazał się bardzo udany. Poznała też Ilonę Weiss - Korzycką. Marek już na początku balu dojrzał swoją dawną kochankę i jej męża, ale starał się unikać spotkania z nią. Co prawda wierzył w jej dyskrecję, jednakże kobiety zmienne są i wolał nie ryzykować. Tymczasem jeszcze przed północą zauważył na drugim końcu sali Ulę rozmawiającą nie z kim innym jak właśnie z Iloną. Chyba rozmawiały o nim, bo obie śmiały się i zerkały w jego kierunku. Nie pozostało mu nic innego jak podejść i przywitać się.

- Gratuluję mój drogi – Ilona uścisnęła mu dłoń. - Twoja narzeczona to wspaniała kobieta. Miła, sympatyczna i śliczna - komplementowała. - Wielki szczęściarz z ciebie.

- Tak to prawda, Ula jest wyjątkowa… - potwierdził z uśmiechem obejmując ją i czule całując.

- Ja życzę wam szczęścia. Jesteście piękną parą i pasujecie do siebie - dodała odchodząc.



ROZDZIAŁ 4 +18


Zabawa sylwestrowa rozkręciła się na dobre i oboje świetnie się bawili. Ula była rozchwytywana przez męską część gości. Z nieśmiałym uśmiechem na ustach i różowymi policzkami wirowała w tańcu co rusz to z nowym partnerem. Marek poczuł nawet coś w rodzaju zazdrości, ale szybko odrzucił od siebie to uczucie. O północy wypili lampkę szampana i złożyli sobie noworoczne życzenia. Obejrzeli pokaz fajerwerków, zlicytowali parę rzeczy, co pozwoliło zapomnieć Markowi o obecności na przyjęciu Ilony.

- Jesteś kompletnym idiotą - usłyszał nieoczekiwanie za swoimi plecami.

- Ooo, Ilona. Stęskniłaś się, czy raczej szykuje się pogawędka moralizująca?

- Nie bądź cyniczny. Szkoda mi Uli. Ona zasługuje na prawdziwą miłość, a nie na ciebie - powiedziała ignorując jego pytanie. – Jesteś zimnym draniem Dobrzański. – Tym stwierdzeniem wyprowadziła go z równowagi.

- A skąd możesz wiedzieć, że nie kocham Uli? Nie masz o tym pojęcia, bo od czasu kiedy widzieliśmy się ostatni raz, wiele się zmieniło.

Prychnęła pogardliwie.

- Może się i zmieniło, ale akurat nie to. Znam takich mężczyzn jak ty i widzę jak patrzysz na Ulę bez miłości. W udawaniu jesteś naprawdę świetny.

- Wystarczy, że Ula mnie kocha i myśli, że ja ją też. Jest szczęśliwa. Przecież dawać komuś szczęście, to takie piękne, prawda?

- Jakie szczęście Marek? Takie pozorne, fałszywe? Mam tylko nadzieję, że kiedyś zmądrzejesz i zrozumiesz jakim skarbem jest Ula. Ciebie też mi szkoda i to chyba bardziej niż jej. Ona przynajmniej ma uczucia i kocha, a ty jesteś rozpuszczonym i szyderczym samolubem. Jak można okłamywać zakochaną kobietę? Jak można tak drwić sobie z cudzych uczuć? Ja tego nie rozumiem Marek. Myślałam, że jesteś mądrzejszy – odwróciła się na pięcie i odeszła psując mu humor na resztę wieczoru.

- Kolejna osoba, która wtrąca się w mój związek z Ulą. Wystarczy już, że Sebastian ciągle mi powtarza, że Ula nie zasługuje na to, by być okłamywaną i że tylko dlatego on siedzi cicho, bo ma nadzieję, że Ula posiada w sobie dostateczne pokłady miłości, które wystarczą dla nas obojga. – Jednak ze słów Ilony i przyjaciela nic sobie nie robił. Wciąż uważał, że to nie miłość w małżeństwie jest tak ważna, ale wierność aż po grób. Tylko dlatego, żeby Olszański przestał mu zawracać głowę nałgał mu, że zaczyna do Uli coś czuć, a Sebastian zaczął nawet w to wierzyć.


Mijały kolejne dni a z każdym upływającym Ula wydawała się coraz szczęśliwsza, bo zbliżał się termin jej ślubu z Markiem. Nawet przez moment nie pomyślała, że Marek może jej nie kochać. Nie miała przecież powodów, żeby tak myśleć, bo on ciągle udowadniał jej tę „miłość” i przywiązanie. Był i zazdrosny i rycerski. Dla Uli te wszystkie zabiegi ze strony Marka potwierdzały jego uczucie do niej.


W końcu nadszedł piątkowy, przedślubny dzień i choć już prawie wszystko było gotowe w domu panny młodej, Marek i tak pojawił się w Rysiowie. Trzeba było ozdobić kościelne ławy i ołtarz. Jeszcze tylko krótki spacer, pocałunek na dobranoc i zapewnienie o wzajemnej miłości i Marek odjechał do rodziców. Ula z kubkiem melisy próbowała zasnąć, ale sen nie nadchodził. Za dużo było w niej emocji, podekscytowania i zwykłej obawy o to, czy wszystko się uda. – Ten dzień będzie najszczęśliwszym dniem w życiu moim i Marka. Od jutra będziemy już zawsze razem, na dobre i na złe.

Był już późny wieczór, gdy Marek z rękami pod głową i oczami wbitymi w śnieżną biel sufitu leżał w swoim dawnym pokoju i podobnie jak jego narzeczona też nie mógł zasnąć.

- To już jutro. Jutro będziesz się żenił z rozsądku ty wieczny kawalerze. Tego właśnie chciałeś. Ślubu z Ulą, własnej rodziny i dzieci. Klamka zapadła i nie ma odwrotu.


Ula tego dnia wyglądała pięknie. Pshemko wzniósł się na wyżyny swojego kunsztu i uszył jej suknię nawiązującą do zimowych klimatów, obszytą białym, lekkim jak puch futerkiem, a całości dopełniała biała narzutka. Wsparta na ramieniu narzeczonego szła do ołtarza uśmiechnięta i szczęśliwa. Marek rolę pana młodego odegrał znakomicie i wręcz perfekcyjnie. Perfekcyjnie do tego stopnia, że wszyscy obecni uznali, że jest szaleńczo w Uli zakochany. Może tylko Sebastian miał jakieś niejasne przeczucia, że Marek jednak gra. On nie zawahał się i nie zaciął ani raz w momencie składania przysięgi. Bez zbędnego wzruszenia, drżącego głosu i zdenerwowania klepał utarte formułki. Ula nawet nie zwróciła na to uwagi, a swoją przysięgę mówiła z miłością, czułością, szczerze i emocjonalnie.

Po wyjściu z kościoła poczuli się swobodniej, bo mieli w perspektywie już wyłącznie świetne, weselne przyjęcie.

Była już prawie druga w nocy, kiedy zmęczeni dotarli do domu. Aby tradycji stało się zadość, Marek wziął Ulę na ręce i przeniósł przez próg.

- Mocno zmęczona? - spytał, kiedy stawiał ją na podłodze w salonie.

- Nie Marek i jeśli chcesz zapytać, czy dzisiaj chcę się z tobą kochać, to odpowiadam „tak”. Długo na to czekałeś.

- To dobrze – przytulił się do niej i zaczął delikatnie całować. Jego ciepłe, zmysłowe usta szybko ją rozpaliły. Poczuła błogi dreszcz przyjemnie rozchodzący się po ciele. Doznania Marka były podobne. Od tak dawna pragnął Uli, że teraz już sam jej zapach i myśl, że zaraz zasmakuje tego czego nie mógł dostać w pełni przez ostatnie miesiące doprowadzała go do utraty zmysłów. Szybko odnalazł zamek w sukience Uli i rozpiął go. Suknia opadła z niej z cichym szelestem. Swoją marynarkę i koszulę odrzucił na stojący nieopodal fotel. Stała przed nim w samej bieliźnie jednocześnie zawstydzona i przepełniona pożądaniem. Zachwycił się nią. Ponownie wziął ją na ręce i skierował się wprost do sypialni. Ułożył ją na łóżku i kolejny raz omiótł jej ciało łakomym spojrzeniem.

- Jesteś piękna – wyszeptał – i cała moja. Obiecuję ci, że będę bardzo ostrożny. Objął ją rozpinając biustonosz i uwalniając jej nabrzmiałe od pieszczot piersi. Potem pozbawił ją fig. Z czułością przejechał dłonią po jej łonie. Westchnęła. Przywarł do jej ust pozbawiając się jednocześnie bokserek. Byli już nadzy i przylegając do siebie chłonęli zapach skóry i jej delikatność. Chciał jej dać czas, by oswoiła się z nim i własną nagością.

Jego namiętne pocałunki sprawiały, że odpływała, a on niezmordowanie całował jej ciało dostarczając mu niebiańskiej rozkoszy. Wilgotniała. Uznał, że to jest ten właściwy moment. Wolno zaczął w nią wchodzić uważnie obserwując jej twarz. Zamknęła oczy i przygryzła dolną wargę. Poczuł opór i naparł na nią mocniej. Skrzywiła się, ale nie wydała głosu. Pokonał tę barierę i dotarł do końca. Zatrzymał się na moment.

- Oddychaj kochanie – szepnął i zaczął się w niej wolno poruszać. Odgarnął jej włosy z twarzy i wpił się namiętnie w jej usta. Wraz z intensywnością tego pocałunku zintensyfikował swoje ruchy. Podjęła ten rytm. Objęła ciasno jego biodra nogami wpuszczając go jeszcze głębiej. Był zachwycony. Znowu przyspieszył a ona jęczała cichutko przy każdym pchnięciu. Nagle poczuł jak sztywnieje mu w rękach. Wygięła ciało w łuk i zastygła. W tym momencie poczuł jej skurcze. On również dochodził. Jeszcze tylko kilka ruchów i wreszcie uwolnił się z tego napięcia. Pulsował w niej napełniając ją swoim nasieniem. Czuła to ciepło rozlewające się w jej podbrzuszu. Otworzyła powieki. Jej oczy wciąż nie rejestrowały rzeczywistości. Doświadczała tylko ogromnej rozkoszy i szczęścia wylewającego się z każdej cząstki jej ciała. Jego przyspieszony oddech omiótł jej twarz i spojrzała przytomniej. Uśmiechał się do niej zaspokojony i szczęśliwy. Nadal w niej tkwił jakby chciał przedłużyć chwilę tego wspólnego uniesienia.

- Nawet nie miałam pojęcia, że to może być takie piękne… - wyszeptała – i takie niesamowicie przyjemne…

- Mamy całe życie kochanie na te przyjemności, a ja nie będę ci ich skąpił. Będziemy się kochać do utraty tchu. To mogę ci obiecać.

Przytuliła się do niego.

- Jestem szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa i bardzo, bardzo zmęczona… - zamknęła oczy i po chwili słyszał już tylko jej miarowy oddech. Spała. Uśmiechnął się szeroko. – Będę miał z nią rewelacyjny seks i wcale nie tak trudno będzie dochować jej wierności, bo od niej dostanę wszystko, czego potrzebuję. Była wspaniała.


Ocknął się pierwszy i omiótł spojrzeniem sypialniany rozgardiasz. Uśmiechnął się szeroko na widok Uli. Spała w pozycji embrionalnej naga jak ją Pan Bóg stworzył. Miała zaróżowione od snu policzki, a na ustach błąkał się delikatny uśmiech. Zauważył gęsią skórkę, która wykwitła na jej ciele. Troskliwie otulił ją kołdrą. - Dam jej jeszcze chwilę pospać. Trochę wczoraj zaszaleliśmy. Seks z nią naprawdę jest udany. Nawet się tego nie spodziewałem. Mile mnie zaskoczyła. – Delikatnie wyplątał się z pościeli i na palcach poszedł do kuchni przygotować śniadanie. Z tacą wypełnioną smakołykami i parującą kawą wrócił do sypialni. Odłożył ją na nocny stolik i wsunął się do łóżka przylegając ustami do pleców Uli. Poruszyła się i odwróciła w jego kierunku.

- Witam panią pani Dobrzańska. Pora wstawać, bo śniadanie gotowe – powiedział cicho. – Uśmiechnęła się do niego radośnie.

- Dzień dobry mój mężu. Przygotowałeś śniadanie? Codziennie będziesz to robił?

- No może nie codziennie, ale postaram się jak najczęściej. Jak się czujesz?

- Jeśli chcesz zapytać, czy mnie bolało, to nie, nie bolało, bo byłeś bardzo delikatny. Czuję się cudownie.

- To dobrze. Bałem się, że mogę cię skrzywdzić.

- A tobie jak było?- spytała niepewnie patrząc mu z obawą w oczy.

- Kochanie…, jak by tu powiedzieć… Warto było czekać skarbie, bo byłaś wspaniała. – Wstał z łóżka i wtedy zauważyła, że jest kompletnie nagi. Wprawdzie widziała go wczoraj, ale w pokoju panował półmrok i tak naprawdę to raczej go czuła niż widziała. Odwróciła wzrok zażenowana. Zauważył to i roześmiał się.

- Ula, jeszcze się mnie wstydzisz? Jesteśmy małżeństwem i nagość nie powinna nas krępować – położył tacę na jej kolanach i sam usiadł obok. – Smacznego kotku.

Te cztery długie miesiące celibatu wkrótce dały Markowi o sobie znać. Znowu zapragnął kochać się z żoną po raz drugi. Odstawił więc zbędną już tacę i przytulił Ulę. Rozpalał ją. Tego ranka kochali się śmielej. Marek nie musiał się hamować, a Ula rozpływała się z rozkoszy jaką dawał jej mąż.

- Teraz wiem po co Bóg stworzył mężczyzn - rzekła Ula wtulona w ramiona męża tuż po tym jak skończyli się kochać.

- Niech zgadnę. Żeby móc dawać kobietom rozkosz. I powiem więcej. Z tego samego powodu stworzył kobietę, żeby mogła mężczyznom dawać tę cudowną błogość. Wieczorem jak już wrócimy, to obiecuje ci więcej i więcej, i więcej - mówił i całował czulej i namiętniej.

Śpieszyli się. Po tej upojnej nocy i intensywnym poranku musieli pokazać się w Rysiowie na poprawinach. Kiedy dotarli na salę większość zaproszonych gości już była, ale nikt nie miał pretensji o ich spóźnienie, ani nikt o nic nie pytał z wyjątkiem Sebastiana.

- I jak przyjacielu? Ulka nie dała ci pospać, czy ty Ulce? Ponad godzina spóźnienia

- Mieliśmy być wcześniej, ale tak jakoś nam zeszło… - odpowiedział wymijająco Marek.

- A jak po nocy poślubnej? – Olszański wciąż dociekał.

- A coś ty taki ciekawski? Z detalami chcesz wiedzieć, czy tylko ogólnie? Było dobrze, było słodko i wytrawnie… - odpowiedział enigmatycznie Marek.


Dwa dni później wyjechali w podróż poślubną. Marek trochę się obawiał, ale Ula bardzo mile go zaskoczyła. Nie narzekała, nie marudziła, nie ciągała go po sklepach, czy hotelowych SPA. Zdecydowanie wolała spędzać czas aktywnie i coś zwiedzać. To on na siłę musiał wciskać jej jakieś pamiątki z pobytu i prezenty, które jej kupował. Co dziwne nawet sprawiało mu przyjemność kupowanie jej jakichś drobiazgów, jednak najwięcej przyjemności wciąż czerpał z ich wspólnego seksu. Kochali się każdego dnia i to po kilka razy. Nie odmawiała mu. Nie była pruderyjna i pragnęła go równie mocno jak on ją. Może tylko nie miała tyle temperamentu co Ilona, Klaudia, czy Paulina. Pierwsza nigdy nie inicjowała zbliżeń. Mimo to on zawsze był zaspokojony i bardzo zadowolony. - Może tak właśnie jest z żonami, że one są bardziej pasywne od tych spontanicznych kochanek - pomyślał.

Do domu wrócili szczęśliwi, radośni, wypoczęci i gotowi na wspólne życie. Ula przywiozła resztę swoich rzeczy z Rysiowa i zagospodarowała się w domu Marka już na dobre. Dwa dni później oboje musieli wrócić do codzienności i swoich obowiązków. Marek do F&D, a Ula do fundacji.

Minęły dwa miesiące od ich ślubu, a Marek pomyślał sobie, że w gruncie rzeczy małżeństwo wcale nie jest takie złe. Ma zadbany i przytulny dom, nie niszczy żołądka knajpianym żarciem, bo codziennie Ula mu serwuje pyszne, domowe obiady, ma czyste, uprane i pięknie wyprasowane koszule, ma z kim porozmawiać wieczorami i najważniejsze – regularny i bardzo udany seks.

Dzisiaj mieli właśnie swoją małą, dwumiesięczną rocznicę ich wspólnego pożycia. Ula już wczoraj zrobiła większe zakupy, a rano prosiła, żeby wrócił na szesnastą do domu. - Na pewno szykuje jakąś niespodziankę. Ja też mam dla niej prezent. W zasadzie nie mam prawa narzekać. Ula okazała się idealną żoną i niczego mi przy niej nie brak, chyba tylko dziecka, ale i ono będzie. Przy tak intensywnym pożyciu nie ma innej opcji, będzie wcześniej czy później. – Wszedł do domu i już od progu poczuł zniewalający zapach obiadowych dań, od którego zaburczało mu w brzuchu. Rozebrał się i wszedł do salonu. Stół nakryty białym obrusem i palące się świece zwiastowały jakąś niespodziankę. Nieco zaskoczony przywitał się z Ulą i spytał.

- A co to za okazja?

Popatrzyła na niego z wyrzutem.

- Zapomniałeś? Dzisiaj mija drugi miesiąc od naszego ślubu.

- Kochanie jak ja mógłbym zapomnieć? Ja też mam dla ciebie prezent i myślę, że ci się spodoba. Musimy jednak dojechać w pewne miejsce i być tam na osiemnastą.

- Planujesz jakąś jazdę? A dowiem się czegoś więcej? Do restauracji chyba nie pójdziemy? Nie wiem jak mam się ubrać.

- Ula nie powiem dokąd jedziemy, bo nie byłoby niespodzianki. Mogę ci obiecać, że będą to niezapomniane chwile i radzę ubrać się cieplej. Kurtka będzie w sam raz. – Pociągnął nosem. – Czy teraz możemy zjeść te wszystkie pyszności? Głodny jestem. Musiałaś chyba cały dzień spędzić w kuchni.

- Tylko jakieś dwie godziny. Wiesz jak lubię dla ciebie gotować, ale zanim zjemy to pozwól, że ja wręczę ci moją niespodziankę. Proszę - podała mu małe zawiniątko. Rozpakował je niecierpliwie. W pudełku znalazł parę maleńkich bucików. Zaskoczony spojrzał na nią. Uśmiechnęła się łagodnie.

- Jestem w ciąży Marek. Byłam dzisiaj u lekarza i potwierdził moje przypuszczenia . Za około siedem miesięcy będziemy rodzicami. Cieszysz się?

Zaskoczyła go, ale bardzo pozytywnie. Faktycznie ta wiadomość bardzo go ucieszyła. Przecież między innymi chodziło mu też o to, żeby mieć z Ulą dziecko. Przytulił ją najczulej, pocałował i wyszeptał.

- Pewnie, że jestem szczęśliwy, bardzo szczęśliwy skarbie. To jest najpiękniejszy prezent, jaki mogłaś mi dać.


- Powiesz mi w końcu dokąd jedziemy? - zapytała Ula dwie godziny później.

- Ula, nie marudź – wyszczerzył się do niej. - Mówiłem ci, że jak powiem zanim dojedziemy, to nie będzie niespodzianki.

- No dobra Marek spytam inaczej. Daleko jeszcze?

- Nie Ula już blisko - odpowiedział i skręcił w boczną drogę.

- Aeroklub „Pod gwiazdami” jeden kilometr… - przeczytała na drogowskazie. - Będziemy lecieć samolotem?! - zawołała zachwycona i ucałowała męża w policzek.

- Może... - mruknął i wkrótce skręcił w bramę wjazdową do aeroklubu. Zaparkował i szybko wyskoczył z samochodu. Obiegł go, pomógł Uli wyjść, zapiął jeszcze kurtkę pod szyją i spytał.

- Gotowa na podróż do nieba? – Zaintrygowana patrzyła mu w oczy.

- Jak najbardziej gotowa, byle z tobą.

W prawdziwy podziw wprawił ją widok tych wszystkich maszyn stojących rzędem na płycie lotniska. Zastanawiała się, którą z nich polecą. Marek prowadził ją w kierunku imponującego, kolorowego balonu zawieszonego nad lotniskiem.

- Kochanie, co prawda gwiazdka z nieba to jeszcze nie jest, ale obiecuję ci, że będziemy całkiem blisko - szepnął jej do ucha, kiedy szli w stronę balonu.

- Będziemy lecieć balonem? - spytała z niedowierzaniem.

- Tak i to jest to, czego nam brakuje w ten ciepły, uroczysty, kwietniowy wieczór. Pani Dobrzańska zapraszam panią na pokład, a raczej do kosza - dodał ze śmiechem.

- Marek jak pięknie, naprawdę pięknie. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Niebo na wyciągnięcie ręki, a ziemia u stóp - zachwycała się Ula, kiedy balon był już wysoko i mogli oglądać Warszawę z lotu ptaka.

- Tak myślałem, że na pewno ci się spodoba. A jak się ściemni i wrócimy nad Warszawę będzie jeszcze piękniej. Zobacz, - wyciągnął rękę - tam gdzieś jest F&D, a tam, tam za tymi wieżowcami jest ulica Akacjowa i nasz dom. A na prawo jest Rysiów. Mamy zresztą w planach tamtędy przelatywać. Twoja rodzina wie i obiecali czekać koło dwudziestej na podwórku. Będziesz mogła zobaczyć ich z góry.

Z miłością spojrzała na męża. - Ten wariat musi mnie naprawdę mocno kochać. Miesiąc temu zorganizował przyjęcie niespodziankę z okazji moich urodzin i pierwszego miesiąca ślubu, a dzisiaj lot balonem. Nie da się ukryć pani Dobrzańska, jesteś wielką szczęściarą.

Marka myśli były zgoła inne. - To, że jej nie kocham nie znaczy, że nie mogę być romantyczny - myślał patrząc na zachwyconą Ulę. - Ona jest inna, skromna i niewymagająca. Nie zależy jej na błyskotkach, a takie wyjścia sprawiają jej radość. Dlaczego więc nie miałbym co jakiś czas sprawić jej niespodzianki? Kosztuje mnie to znacznie mniej, niż kiedyś biżuteria dla Pauliny.








32 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page