top of page
Szukaj
gajazolza

MĘŻCZYZNA MOJEGO ŻYCIA - rozdział 1

„MĘŻCZYZNA MOJEGO ŻYCIA”



ROZDZIAŁ 1



Była kobietą po przejściach. Uważała, że przegrała kilka niezłych szans, które podsuwał jej los, bo nie potrafiła zatrzymać przy sobie mężczyzn dla niej ważnych. W ciągu jej trzydziestodwuletniego życia przewinęło się ich kilku i właściwie przy wszystkich poniosła sromotną porażkę. Największą było jej małżeństwo. Sądziła zawsze , że zna się na ludziach a tymczasem okazało się, że w tym temacie jest zielona jak skorupa kasztana w maju.

- Jak to się stało i od czego w ogóle się zaczęło? – dręczyła się pytaniami. – Żeby przynajmniej po Michale zostało mi dziecko wtedy miałabym dla kogo żyć, miałabym w życiu cel. Co za drań – zżymała się – nawet dziecka nie chciał mi dać.


Początek tego pecha zaczął się u jej koleżanki ze studiów – Gośki. Po obronie urządziła wielką imprezę w niekoniecznie wielkim mieszkaniu. W trzech pokojach tłoczyło się mnóstwo ludzi przekrzykujących się nawzajem i usiłujących prowadzić jakieś nieistotne dyskusje. Muzyka grała głośno a piwo lało się strumieniami. Wciśnięta w kąt obserwowała to podchmielone już towarzystwo zamieniając z kimś co jakiś czas kilka słów bez znaczenia.

- Julka! Julka! – odwróciła głowę na dźwięk swojego imienia. W jej kierunku przeciskała się Gośka ciągnąc za sobą jakiegoś faceta. Dobrnęła wreszcie do niej uśmiechając się szeroko. – To tu się ukrywasz… Pozwól kochana, że ci przedstawię mojego kolegę z liceum Jacka Konarskiego, a to Jacku moja najlepsza kumpela Julka Sikorska. Jestem pewna, że znajdziecie wspólny język. Jacek to bardzo mądry facet i potrafi ciekawie opowiadać. Nie zawiedziesz się.

Julka lustrowała chłopaka z dużą dozą niechęci. Wyglądał na dziwaka. Cudaczna fryzura jakby z innej epoki, koszula z długimi rękawami, na której spoczywał pasiasty bezrękawnik. I jeszcze te ciężkie, niemodne okulary z grubymi szkłami… - Ani chybi kujon pierwszej wody – pomyślała. Podała mu dłoń, którą on ucałował z atencją. Gośka zwiała zostawiając ich na pastwę własnego towarzystwa.

- Może znajdziemy jakieś spokojniejsze miejsce i porozmawiamy? Nie znam tu nikogo…

- Raczej będzie trudno, bo ludzie tłoczą się jak śledzie w beczce. Myślę, że najlepiej będzie stąd wyjść. Naprzeciwko jest ładny park.

- W takim razie chodźmy – Jacek podał jej dłoń i przeciskając się przez ten tłum torował jej drogę do drzwi.

Park był rzeczywiście ostoją ciszy i spokoju. Usiedli na ławce delektując się tą ciszą. Przerwał ją Jacek opowiadając najpierw o sobie a potem przechodząc gładko do tematów, o których znajomość w życiu by go nie podejrzewała. W tym niezbyt atrakcyjnym ciele kryło się mnóstwo błyskotliwej inteligencji.



Był elokwentny i bardzo komunikatywny czym zaskoczył Julkę kompletnie. Jego poziom wiedzy wyrastał ponad przeciętność. Nawet nie zwróciła uwagi, że przegadali ze sobą kilka godzin. Dopiero kiedy poczuła chłód zerknęła na przegub dłoni. Zegarek wskazywał kilka minut po pierwszej.

- O matko… - jęknęła. – Nie sądziłam, że przesiedzimy tu tyle czasu. Nawet nie mam czym wrócić do domu.

- Odwiozę cię. Zaparkowałem tu niedaleko. Chodźmy.

Rozstali się przed jej blokiem zwykłym uściskiem dłoni i zdawkowym „miło mi było cię poznać”.

- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy – usłyszała, kiedy wchodziła już do klatki schodowej. Odwróciła się i uśmiechnęła do niego. Nie pomyślała, żeby dać mu swój numer telefonu a on nawet o to nie zapytał.


Spotkali się ponownie rok później i znowu przy okazji imprezy u Gośki. Impreza była wyjątkowa, bo Gośka wyszła za mąż i zaprosiła ich oboje na wesele Przez ten czas Julka zdążyła zapomnieć o tym zupełnie przeciętnym chłopaku, który miał tak nieprzeciętnie poukładane w głowie. Ucieszył się na jej widok.

- Witaj Julio. Często myślałem o tobie.

No cóż…, nie mogła mu się odwdzięczyć tym samym. Przez ten rok intensywnie pracowała zawodowo, poznała mnóstwo ludzi, także mężczyzn. Z kilkoma wdała się w romanse, które okazały się zwykłymi kapiszonami, bo z żadnym z nich nie zbudowała prawdziwego związku.

To była długa przegadana przez nich noc. Jacek miał w sobie to coś, co budziło bezgraniczne zaufanie do tego człowieka. Julka też to poczuła. Opowiedziała mu tej nocy o sobie niemal wszystko. Opowiedziała mu o swoich nieudanych próbach bycia z kimś. Jacek potrafił słuchać. W milczeniu podawał jej chusteczki, gdy płakała rzewnymi łzami wspominając nie zawsze miłe, życiowe momenty. Gładził jej dłoń współczując jej z całego serca.

- Nie płacz. To jest takie naturalne. Nie zawsze chemia między dwojgiem ludzi jest na tyle silna, że scala ich na całe życie.

Tego wczesnego poranka po przyjęciu weselnym dała mu swój numer telefonu. On podał jej swój również. Kiedy żegnał się z nią powiedział jej coś znamiennego, coś, co utkwiło jej w pamięci na całe życie.

- Pamiętaj, ja zawsze będę na ciebie czekał.

Nie zareagowała. Nie odpowiedziała mu nic. On nie był typem mężczyzny, do jakiego lgnęło jej serce. Paradoksalnie jednak stał się od tego momentu dla niej takim chłopakiem „na wszelki wypadek”. Stała jeszcze długo przed domem przetrawiając jego słowa. Czyżby się w niej zakochał?



A nawet jeśli, to nie mogła odwzajemnić tej miłości. Teraz, kiedy roztrząsała przeszłość i wspominała tamte chwile odczuwała coś na kształt wyrzutów sumienia. Tak właśnie traktowała Jacka. Był jej chłopakiem na wszelki wypadek, na jakąś pilną ewentualność, gdy trzeba było coś załatwić lub zwyczajnie wypłakać mu się w mankiet. Nigdy nie zawiódł i zawsze był, zawsze wysłuchał i zawsze pomógł.

Oczywiście nie wykorzystywała go bez umiaru. Była osobą bardzo zajętą a poza tym on tkwił poza kręgiem jej zainteresowań, bo ją kręcili inni mężczyźni.

Na szczęście Jacek nie był nachalny. Jego pełna taktu i wielkiej wyrozumiałości natura nie pozwalała na bombardowanie jej telefonami i na podrzucanie jej bukietów kwiatów, co pewnie prędko doprowadziłoby ją do szału. Ten człowiek w jakiś niesłychany i tylko sobie właściwy, delikatny sposób potrafił bardzo umiejętnie wyważyć swoje zainteresowanie Julką tak, że nawet nie uwierało jej to specjalnie a jednocześnie miała świadomość, że on jednak jest i zawsze się zjawi ilekroć go o to poprosi. On tylko z rzadka powtarzał jej, że zawsze może na niego liczyć i że poczeka na nią tyle, ile będzie trzeba.

Puszczała te słowa mimo uszu i tylko czasem myślała po kolejnym rozstaniu z kolejnym facetem, który nie okazał się ideałem, że teraz Jacek to już na pewno zrezygnuje. Ostatnia taka myśl przeszła jej przez głowę, kiedy wyszła za mąż za Michała.

Doskonale pamiętała minę Jacka, gdy entuzjastycznie oznajmiła mu, że Michał poprosił ją o rękę. Jacek nie był zachwycony a ona gadała wtedy jak nakręcona.

- Nawet nie wiesz jaki on jest zorganizowany, jaki operatywny. Nie ma rzeczy, której nie mógłby załatwić. Jest taki nieziemsko przystojny, – przewracała oczami i chichotała – że baby w urzędach jedzą mu z ręki a on dopiero się rozkręca.

Faktycznie Michał imponował jej swoją przebojowością. Była dumna z niego, że tak potrafił manipulować ludźmi i załatwiać wszystko od ręki. Zachwycało ją zwłaszcza to, że bardzo często wykorzystywał swoje umiejętności, aby uzyskać coś dla niej. Czuła się wtedy naprawdę wyróżniona i gdzieś w środku nosiła pogardę dla tych wszystkich ekspedientek czy urzędniczek, które łapały się na lep Michała.

To wszystko trwało do czasu, do momentu, kiedy zrozumiała, że ona sama padła ofiarą tego manipulanta. Coraz częściej przyłapywała go na tym, że ją oszukuje i bez wątpienia zdradza. Wciąż czuła zapach kobiecych perfum na jego koszuli, lub wręcz odciśnięte ślady szminki. Nawet specjalnie się nie bronił.

Była nieszczęśliwa. W stanach głębokiej depresji lub kiedy podświadomie czuła się wykorzystana i niekochana, umawiała się z Jackiem w jakiejś przytulnej knajpce traktując go jak konfesjonał lub jako środek antydepresyjny. W końcu uważała go za najlepszego kumpla i tak go traktowała. On nigdy jej nie powiedział, żeby odeszła od męża. Uważał, że sama powinna do tego dojrzeć i podjąć decyzję. Ona żaliła mu się, wypłakiwała w mankiet a on pocieszał, podnosił na duchu, mówił słowa, które w takich momentach potrzebowała usłyszeć. Mijało kilka godzin a on odwoził ją do domu już uspokojoną i odprężoną a jej do głowy by nie przyszło, że Jacek może dla niej być kimś więcej niż tylko przyjacielem.


Michał zaczął znikać coraz częściej i na coraz dłużej. Miała to gdzieś. Czuła przez skórę, że jej związek z tym człowiekiem powoli się kończy. Któregoś dnia zadzwoniła Gośka. Długo się nie widziały i postanowiły się spotkać w ulubionej kawiarni Julki. Kiedy już nagadały się i obgadały wszystkich swoich znajomych Gośka pochyliła się do ucha przyjaciółki.



- Ja wiem, że być może nie powinnam ci tego mówić, ale uważam, że to zbyt poważna sprawa, żebym miała ją przemilczeć. Powiem wprost. Twój Michał cię zdradza – wypaliła. Pewnie spodziewała się, że reakcja Julki będzie histeryczna, ale ona siedziała spokojnie wpatrując się w jej oczy.

- Gosia, ja wiem.

- A wiesz, kto to jest?

- Nie wiem i właściwie mało mnie to obchodzi. Coraz bardziej dojrzewam do wniesienia pozwu rozwodowego.

- Chyba nie masz innego wyjścia – Gośka pokiwała smętnie głową. – O niczym nie miałabym pojęcia, gdyby nie fakt, że kobieta, z którą on się spotyka mieszka niedaleko nas. To najładniejszy dom na naszej ulicy. Prawdziwa, przedwojenna willa. Właścicielką jest majętna wdówka. Trochę się dziwię Michałowi, bo w domu ma piękną żonę, a to babsko jest zupełnie przeciętne i w dodatku starsze od niego o co najmniej dziesięć lat.

- Wiek nie ma tu nic do rzeczy. Michał to materialista. Ja nie posiadam majątku ani zasobnego konta w banku. To co mogłam mu dać, już mu nie wystarczy. On jest jak myśliwy. Teraz szuka większego łupu. Potrafi nieźle manipulować ludźmi i ma dar przekonywania. Nie wątpię, że już okręcił sobie wdówkę dookoła palca i tylko patrzeć jak ta zapisze mu pół domu. Michał jest pijawką i cieszę się, że teraz będzie ssał kogoś innego.

72 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page