top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoragoniasz2

NAŁÓG - rozdział 10

ROZDZIAŁ 10



W drodze na Sienną Olszański zadzwonił do Uli informując ją, że będzie w firmie pod koniec dniówki.

- Jadę do mieszkania Marka. Muszę mu zabrać kilka rzeczy i ponownie jechać do szpitala. Nie jest z nim tak źle, ale o szczegółach opowiem ci jak będę w firmie. Może po pracy skoczymy na jakiś obiad?

- Jak zawieziesz mnie do domu, to zjesz taki prawdziwy, domowy – zaproponowała. Uśmiechnął się.



- Zawiózłbym cię nawet bez tej propozycji obiadowej. Będę po szesnastej. Na razie.



Sebastian wszedł do gabinetu Uli z butelką wody mineralnej. Usiadł na kanapie i pociągnął z niej spory łyk.

- Trochę się zgoniłem, ale zawiozłem mu wszystko. Teraz rzucę ci garść nowin. Otóż mój przyjaciel dostał ultimatum od ojca, że ma dokończyć terapię, a właściwie to zacząć ją od nowa. To miał być warunek konieczny do tego, żeby senior pomógł mu znaleźć jakieś zatrudnienie. Nasz Mareczek ponownie trafił do tej przychodni, ale jego wrażliwość i niechęć spowodowały, że znienawidził po raz drugi te zajęcia i po kilku zrezygnował. To zrodziło wielką frustrację, a ta z kolei wywołała głód alkoholowy. Pił od tygodnia i nie trzeźwiał. W końcu zabrakło mu wódki więc wsiadł w samochód i ruszył do najbliższego sklepu. Niestety nie dotarł tam, bo zbyt szybko wystartował na skrzyżowaniu bagatelizując czerwone światło. Na nieszczęście czekał tylko kilka sekund, bo wrąbało w niego WUKO i niemal staranowało. Zakleszczył się i musieli ciąć blachę. Lexus jest chyba do kasacji. On miał trochę więcej szczęścia, bo tylko obił sobie głowę i połamał żebra. W szpitalu poleży kilka dni. Prosił, żebym nie zawiadamiał rodziców. Wiesz, Ula, mnie już ręce opadają i zupełnie nie rozumiem, kto podmienił mi przyjaciela. Przecież kiedyś nie był taki. Pytał, czy przyjedziesz. Przypomniałem mu, że od niego odeszłaś. Tak czy owak na pewno się wyliże. Nie ma wstrząśnienia mózgu, bo robili mu tomografię głowy, a żebra szybko się zrosną. Ten wypadek będzie go słono kosztował.

- Jest coraz bardziej nieodpowiedzialny – odezwała się cicho Ula. – Wychodzi na to, że jednak nie posłuchał do końca Krzysztofa i znowu popłynął. Naprawdę nie wiem skąd u niego te ciągoty do autodestrukcji.



Marek powoli zdrowiał. Leżąc w szpitalnym łóżku miał sporo czasu na przemyślenia i na analizę swoich dotychczasowych poczynań. Doszedł do wniosku, że musi oderwać się od Warszawy, od rodziców i od obsesyjnych myśli o Uli. Czuł w sercu żal, że nawet nie przyszła go odwiedzić, ale z drugiej strony starał się zrozumieć jej motywację. – Nie jesteśmy już razem. Rzuciła mnie z mojej winy. Nie dotrzymałem słowa, choć obiecałem jej kiedyś, że już nigdy nie będzie przeze mnie płakać. Jestem draniem i kompletnym kretynem.

Po dziesięciu dniach wypisano go. Był jeszcze obolały, ale w miarę sprawny. Ze szpitala odebrał go Sebastian.

- Możemy po drodze zatrzymać się na kawę? Od wielu dni nie miałem jej w ustach. Chciałbym zrobić też jakieś zakupy.

- Pewnie. Nie ma sprawy. Podjedziemy do Ogrodu Smaków. Mają wystawione stoliki, a dzień bardzo przyjemny.


Siedzieli przy jednym ze stolików ustawionych przed restauracją. Marek z przyjemnością sączył smolisty płyn.

- To jakie masz plany na dalsze życie? – Sebastian z uwagą przyglądał się przyjacielowi. Marek uśmiechnął się z przekąsem.



- Nie mam dalekosiężnych planów, Seba. Nie planuję przyszłości. Wiem tylko, że muszę stąd wyjechać, bo jeśli tego nie zrobię, nigdy się nie pozbieram. Na razie mam za co żyć przez przynajmniej dwa lata, a co będzie później, czas pokaże.

- Dokąd chcesz wyjechać? Za granicę?

- Nie…, chyba nie…, ale czuję, że muszę odciąć się od świata i ludzi. Znaleźć równowagę psychiczną i wewnętrzny spokój. Uświadomiłem sobie ostatnio, że odkąd zasiadłem na fotelu prezesa, żyłem w permanentnym napięciu. To bardzo męczące i stresujące. Już chyba nigdy nie chciałbym być prezesem. A jak Ula sobie radzi?

- Świetnie. Naprawdę świetnie. Jest sporo pracy, ale dajemy radę.

- Jest najlepsza. Zawsze o tym wiedziałem. Chyba nigdy nie przestanę jej kochać i podziwiać. Nigdy też nie przestanę żałować, że okazałem się takim pożałowania godnym palantem. Jedźmy już, jeśli dopiłeś… - dokończył ze smutkiem.


Ula niecierpliwie czekała na powrót Sebastiana. Była ciekawa wieści o Marku więc, jak tylko ujrzała Olszańskiego w drzwiach gabinetu wyrzuciła z siebie – i jak z nim? W porządku?

Sebastian usiadł i popatrzył na nią poważnie.

- Chyba nie do końca… Jak tylko wsiadł do samochodu kazał mi się wieźć do najbliższej knajpy. Powiedział, że musi się napić chociaż trochę, bo cały w środku się trzęsie. Był tak upierdliwy, że w końcu się zgodziłem, ale zastrzegłem, że będzie to tylko jedna porcja whisky.

Ula obrzuciła go zrozpaczonym spojrzeniem.

- Czyli nadal bez zmian?

- Niestety… Bardzo mi przykro, Ula, ale myślę, że on za bardzo się wciągnął w ten alkohol i tak łatwo z niego nie zrezygnuje. Jeśli liczyłaś na jakiś cud, to zapomnij. Gdybyś za niego wyszła, miałabyś piekło na ziemi i użerałabyś się z pijakiem nie wiedzieć jak długo. Nie zasługujesz na taki los.

- Tak…, chyba masz rację – pokiwała smętnie głową. – To strasznie boli, Sebastian – rozpłakała się. Wstał i przytulił ją do siebie.

- Ja wiem, Ula, ale jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam i jestem przekonany, że czas uleczy twój ból. Nie myśl o przeszłości, ale o przyszłości. Tylko od ciebie zależy jaka ona będzie.



Marek od kilku dni przeczesywał internet szukając jakiegoś ośrodka leczenia uzależnień odizolowanego od świata. Wciąż walczył z pokusą sięgnięcia po alkohol i jak na razie wytrzymywał. Zamiast whisky pił litrami czarną kawę.

Miesiąc po tym, jak wyszedł ze szpitala odbyła się rozprawa w sądzie. Musiał pokryć spore koszty tego wypadku. Na szczęście kierowca WUKO nie ucierpiał w żaden sposób, a wyłącznie samochód. Marka Lexus poszedł na przemiał. Jedyne pieniądze, jakie odzyskał, pochodziły ze sprzedaży złomu, bo tak potraktowano jego ukochane autko.

Którejś niedzieli wybrał się na Żerań na giełdę samochodową i kupił pięcioletnią Mazdę. Koniecznie musiał mieć samochód.

Mimo pokus jakoś się trzymał. Starał się zająć myśli czymś innym niż ogromną chęcią napicia się. Skupiał się wyłącznie na szukaniu odpowiedniego miejsca dla siebie na najbliższe miesiące. Czasami dzwoniła zaniepokojona mama, ale zapewniał ją, że wszystko jest w porządku, a on na najlepszej drodze do wyleczenia się z nałogu.

Któregoś dnia natknął się wreszcie na coś, co bardzo mu odpowiadało. Pięknie położony ośrodek leczenia uzależnień, całkowicie prywatny na Mazurach, a konkretnie w miejscowości Stare Juchy. Doczytał, że mają terapię indywidualną i grupową. Uznał, że może sobie wybrać. – Tam będzie mi dobrze – pomyślał. – Wszędzie las, spore jezioro i świeże powietrze. - Wynotował adres, numer telefonu i niezwłocznie zadzwonił.



Dzwonek do drzwi oderwał Marka od pakowania. Wiedział, że to Sebastian, bo rano dzwonił do niego z prośbą, żeby przyszedł.

- Dobrze, że jesteś – ucieszył się.

- Dzieje się coś? – zaniepokoił się Olszański widząc na stole na wpół spakowane walizki.

- Bardzo dużo się dzieje przyjacielu. Wyjeżdżam. Załatwiłem sobie pobyt w prywatnym ośrodku leczenia uzależnień na Mazurach. Cisza, spokój, piękne okoliczności przyrody, bo las i jezioro. Czuję, że tam dojdę do siebie. Poza tym od kiedy wyszedłem ze szpitala nie wypiłem kropli alkoholu. Jest więc jakiś postęp. Mam do ciebie wielką prośbę i dlatego chciałem, żebyś przyjechał. Przekaż proszę Uli, że… któregoś dnia wrócę trzeźwy i na kolanach będę ją prosił o wybaczenie. Powiedz jej, że kocham ją bardziej niż własne życie i będę się starał ze wszystkich sił naprawić to, co spieprzyłem. Prędzej zabiję siebie niż miałbym ją znowu skrzywdzić. Bardzo za nią tęsknię… Czy…, czy ona coś mówi o mnie?

- Marek, ona w ogóle o tobie nie myśli. Ma tak dużo pracy, że pod koniec dniówki zasypia na stojąco. Umordowana jest. Przekażę jej to, co powiedziałeś, a ty dojedź szczęśliwie i spróbuj się wyleczyć. Odezwij się też od czasu do czasu i daj znać, że żyjesz. Powodzenia.



- Zapnij pas, Ula. Ależ jestem głodny. W brzuchu mi burczy.

- Zaraz będziemy jeść. Nic nie mówisz, co u Marka? Byłeś u niego, tak?

- No byłem, ale co tu opowiadać. Otworzył mi drzwi i wyglądał jakby był wczorajszy. Blada cera, wory pod oczami… Mówił mi kiedyś, że chce wyjechać na jakieś odludzie, ale dość opornie się do tego zabiera. Tak czy siak, nadal popija. Na blacie w kuchni widziałem do połowy opróżnioną butelkę whisky. Nawet nie próbował jej ukryć i proponował mi kieliszek. Kolejny powrót na terapię nie ma sensu dopóki on sam nie zrozumie, że tylko w ten sposób może sobie pomóc. To wszystko powinno się urodzić w jego głowie, a nie w przełyku. Żal patrzeć, jak bardzo się stacza. Na razie ma z czego żyć i nawet nie podejmuje wysiłku, żeby zacząć pracować. Pieniądze jednak kiedyś się skończą, a nie wiem, czy Dobrzańscy będą na tyle wyrozumiali, że zechcą go utrzymywać. Czarno to widzę, Ula.


92 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page