top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoragoniasz2

"NAŁÓG" - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2



Nalała do szklanki wody popijając środek przeciwbólowy. Uśmiechnęła się blado do ojca.

- Połóż się. Jest środek nocy…

- A ty…?

- A ja… Ja chyba nie dam rady zasnąć. Zbyt wiele emocji mną targa. Zrobię sobie kawy i może coś poczytam. Muszę przemyśleć jeszcze kilka spraw.

Józef wrócił do swojego pokoju, a ona zaparzywszy sobie szatańsko mocnej kawy przysiadła przy stole wpatrując się w ciemność za oknem.

- Kochanie wiesz już o tej firmowej imprezie w sobotę? – zaaferowany Marek wsunął się do jej gabinetu i przysiadł na jednym z głębokich foteli.



- Tak… Coś Ala mi mówiła… - podniosła głowę znad laptopa i obrzuciła go zmęczonym spojrzeniem.

- Zapowiada się naprawdę rewelacyjnie. Ojciec jest taki podekscytowany, bo nie sądził, że dożyje obchodów trzydziestolecia obecności firmy na polskim rynku modowym.

- Musimy być na tej imprezie? Jakoś nie mam specjalnie ochoty. Poza tym boję się, że znowu za dużo wypijesz i będę miała kłopot.

- Nie będzie żadnego kłopotu. Nie mam zamiaru się zalać. Zobaczysz, że będziemy się fajnie bawić.

- Oby… – pomyślała w duchu. – Olszański też idzie? – zapytała już na głos. Marek roześmiał się.

- Seba nigdy nie przepuściłby takiej okazji. Za chwilę wybieram się do niego.

- Dobrze się składa. Pogoń go trochę. Miał już wczoraj złożyć mi raport o ilości zatrudnionych. On się ociąga, a ja nie mogę dokończyć sprawozdania.

Marek podniósł się z fotela i podszedł do Uli wyciskając na jej ustach całusa.

- Przekażę mu. Lecę…


W sobotnie popołudnie cała załoga F&D stawiła się w Klubie 69 jak jeden mąż. Przybył też Krzysztof Dobrzański wraz z małżonką i to właśnie on dokonał otwarcia imprezy. W krótkim przemówieniu przedstawił historię firmy, wymienił jej założycieli i podziękował obecnym za ogromny wkład pracy, dzięki któremu firma pnie się coraz wyżej.

- A teraz, moi kochani, wznoszę toast za nasze dalsze sukcesy i za wyśmienitą zabawę.

Ludzie nie potrzebowali zachęty i ochoczo wyszli na parkiet. Dobra muzyka i świetne jedzenie, a także trunki z najwyższej półki zrobiły swoje, bo towarzystwo bawiło się znakomicie.

Marek nie odstępował Uli na krok. Raz zatańczyła z Sebastianem i raz z Krzysztofem, potem już wirowała w ramionach Marka. Na razie nie mogła się do niczego przyczepić, bo jej narzeczony zachowywał się wręcz wzorowo. Do tej pory wypił tylko kieliszek szampana i zjadł sporo przystawek. Przed dwudziestą trzecią seniorzy zaczęli się zbierać. Pożegnali się z Ulą pytając o syna. Rozejrzała się dokoła.

- Przed chwilą jeszcze tu był… Nie widzę go, ale na pewno zaraz tu będzie. Pewnie wyszedł do toalety.

- Nie będziemy czekać, Uleńko. Jesteśmy zmęczeni. Pożegnaj go proszę od nas i przekaż zaproszenie na jutrzejszy obiad. Czekamy na was o czternastej.

Po ich wyjściu wróciła na salę i ponownie zlustrowała tańczący tłum, ale nigdzie go nie dostrzegła. Usiadła przy stoliku rozglądając się niepewnie. W pewnym momencie zobaczyła idącego w jej stronę Sebastiana. Przysiadł przy stoliku i pochylił się w jej kierunku.

- Posłuchaj, Ula. Przed chwilą zaczepił mnie ochroniarz Władek. Mówił, że chciał iść do toalety, ale pomylił drzwi i wszedł do jakiegoś pomieszczenia obok. Tam natknął się na Marka. On leży na wykładzinie i jest totalnie nieprzytomny. Władek próbował go docucić, ale on wydał z siebie tylko kilka pomruków i nie otworzył oczu. Jest kompletnie zalany. Poprosiłem Władka o milczenie i przybiegłem do ciebie. Trzeba Marka dyskretnie wyprowadzić z klubu.



Była wstrząśnięta. Przecież jej obiecał.

- Jakim cudem się upił? Przecież przy mnie wypił zaledwie kieliszek szampana.

- Nie wiem, Ula. Władek znalazł przy nim pustą butelkę po whisky. Musiał ją wypić duszkiem. Zbierajmy się.

Wraz z Władkiem i Sebastianem weszła do jakiegoś pokoju najwyraźniej służącego za skład starego sprzętu. Pełno tu było połamanych krzeseł i ułożonych w stos wybrakowanych stolików. Marek leżał na samym środku i po prostu spał. Z jego nosa i ust sączyły się stróżki krwi.

- Ktoś go pobił? – Ula wskazała na jego twarz.

- Raczej to on się na coś nadział. Może zatoczył się i wpadł na futrynę drzwi. Nie wiadomo – Władek przykucnął przy nim i klepiąc lekko po twarzy usiłował go docucić, ale nic to nie dało. – Zabieramy go. Czym przyjechaliście?

- Samochodem. Ja miałam wracać. Stoimy niedaleko wyjścia. Poprowadzę was i bardzo dziękuję, że mi pomagacie. Bardzo też proszę was o nie nagłaśnianie tej sprawy.

- To oczywiste, pani Ulu. Idziemy, panie Sebastianie. Ja biorę za barki, pan za nogi.

Ula szła przodem rozglądając się trwożliwie, czy ktoś nie wyjdzie znienacka i nie zobaczy pijanego prezesa. Pomyślała, że to chyba dobrze, że seniorzy już wyszli. Krzysztof na pewno by się wściekł.

Mężczyźni z trudem wsunęli bezwładnego Marka na tylne siedzenie. Ula podziękowała Władkowi zapewniając, że dadzą już sobie radę. Sebastian miał jechać razem z nią.

- Daj mi kluczyki – poprosił Olszański. – Chyba jesteś zbyt zdenerwowana, żeby prowadzić.


Z dużym trudem doholowali juniora do mieszkania. Nie potrafił ustać na nogach i wciąż osuwał się po ścianie windy. Olszański miał dość ciągłego podtrzymywania kompletnie nie kontaktowego przyjaciela. Z wielką ulgą rzucili go na kanapę w salonie i otarł pot z czoła.

- Zostaw go tak i nie szarp się z nim. Musi odespać te procenty. Zadzwonię jutro. Dobranoc, Ula.

Zamknęła za nim drzwi. Zdjęła niewygodne szpilki i elegancką sukienkę. Przebrana w szlafrok przystanęła jeszcze w salonie patrząc na bladą twarz Marka. Powoli zaczynało do niej docierać, że jej narzeczony jest już mocno uzależniony od alkoholu. Wcale nie przestał pić, ani nie ograniczał się, jak ją zapewniał. W domu przy niej wypijał zaledwie trochę whisky. Od takiej ilości nie upijałby się przecież, a jednak zdarzało się, że wieczorem był już na niezłym rauszu. Musiał więc chować gdzieś butelkę, z której pociągał od czasu do czasu. Dzisiaj było już późno, ale obiecała sobie, że przetrząśnie cały dom i znajdzie ten schowek, z którego Marek tak skwapliwie korzysta.


Następnego dnia obudziła się dość wcześnie. Wzięła prysznic i przeszła do kuchni naszykować jakieś śniadanie, choć była pewna, że Marek nic nie tknie oprócz mocnej kawy. On nadal spał pochrapując cicho. Włączyła expres i wrzuciła do tostera kilka kromek chleba. Wyjęła masło, twaróg i dżem. Usłyszała ruch i odwróciła się. Marek siedział na kanapie z głową między nogami. Stanęła naprzeciw niego zakładając ręce na piersiach. Podniósł głowę i półprzytomnie na nią spojrzał. Na jego bladej, wymęczonej twarzy widniały nadal zakrzepłe ślady krwi. Dotknął nosa i jęknął.

- Wiem, że zawaliłem, kochanie – wychrypiał. – Coś ci obiecałem i nie dotrzymałem słowa.

- Nie dotrzymałeś – odpowiedziała z wyraźną przykrością.

- Tak bardzo cię przepraszam, ale ten pismak, który przeprowadzał wywiady tak mnie wkurzył… Zaczął wypytywać o Alexa i Paulinę, a raczej o mój związek z nią. Co go to obchodzi? To przecież zamierzchła przeszłość. Mało brakowało, a bym go uderzył.

- I za każdym razem będziesz się teraz upijał jeśli ktoś powie coś, co nie będzie ci w smak?

- Nie..., oczywiście, że nie… Błagam, wybacz mi. Przysięgam, że to już ostatni raz…- zsunął się z kanapy i klękając objął ją w pasie. - Nie gniewaj się, kotku, błagam… - rozpłakał się.



- Niedawno też mnie zapewniałeś, że to ostatni raz. Jak mam ci wierzyć? Niszczysz siebie i mnie. Jeśli się nie opamiętasz, ja tego nie wytrzymam i w końcu odejdę.

- Jak tu dotarłem? – zapytał. – Przyszedłem sam?

- Sam? Sam to nawet nie mogłeś otworzyć oczu, tak byłeś pijany. Władek z Sebą wrzucili cię do auta, a do mieszkania wtargałam cię razem z Olszańskim. Nie potrafiłeś utrzymać się na nogach. A teraz idź pod prysznic, bo cuchniesz jakbyś wrócił z gorzelni. Śniadanie na stole.


Siedzieli naprzeciwko siebie jedząc w milczeniu. Marek z niechęcią skubał suchego tosta popijając gorzką kawą, którą co rusz dolewał z dzbanka. Ula widząc to wstała i otworzyła apteczkę wyciągając z niej tabletkę przeciwbólową.

- Masz, zażyj – podała mu proszek.

- Nos mnie boli… - wyjęczał. – Ktoś mi przywalił? Skąd miałem krew na twarzy?

- Sam przywaliłeś w coś twardego. Masz szczęście, że nie jest złamany.

Rozdzwoniła się jej komórka i sięgnęła po nią, żeby odebrać. Dzwonił Olszański.

- Witaj, Ula, jak Marek?

- Dochodzi do siebie. Właśnie usiłuje zjeść śniadanie. Jeśli nie masz nic w planach, to przyjedź i wyciągnij go na jakiś jogging. Musi wypocić resztę alkoholu, która w nim jeszcze siedzi. Dobrze mu to zrobi. Mieliśmy jechać na obiad do Dobrzańskich, ale muszę go odwołać, bo chyba nie znieśliby widoku swojego syna i zaczęli zadawać niewygodne pytania. Zrobię coś do jedzenia zanim wrócicie.

- Nie ma sprawy. Wiesz, że uwielbiam twoją kuchnię. A Markiem się już nie przejmuj, doprowadzę go do ładu. Będę za jakąś godzinkę.



Rozłączyła się i spojrzała na dogorywającego Marka.

- Zbieraj się. Twój przyjaciel będzie tu za chwilę. Przebierz się w dres. Pójdziesz pobiegać i wypocić resztę tej wódy.

Bez protestu wstał i poszedł do sypialni. Ula westchnęła tylko ciężko i zaczęła uprzątać ze stołu. Potem wykonała jeszcze telefon do Dobrzańskich przepraszając, że jednak dzisiaj nie dotrą do nich.

- Marek źle się czuje. Rano wymiotował. Chyba zjadł coś nieświeżego i to dlatego. Dałam mu leki i położył się jeszcze. Mam nadzieję, że szybko mu przejdzie. – Będę się smażyć w piekle za te łgarstwa – pomyślała.

97 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page