top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoragoniasz2

"NAŁÓG" - rozdział 3

ROZDZIAŁ 3



Nie traciła czasu. Ledwie zamknęły się drzwi za Markiem i Sebastianem wstawiła mięso na pieczeń i buraki. Ze starych zapasów wyciągnęła worek zamrożonych klusek śląskich. Błyskawicznie obrała jarzynę na rosół i wraz z połówką kurczaka włożyła do garnka. Sprawdziwszy, czy wszystko gotuje się tak jak powinno, ruszyła najpierw do garażu i przetrząsnęła w nim każdą półkę. Nic nie znalazła. Jej wzrok padł na skrzynkę z narzędziami. Marek nigdy jej nie używał. Jeśli samochód miał jakiś defekt jechał z nim po prostu do mechanika. Przy kłódce wisiały kluczyki, a ona sama była otwarta. Otworzyła wieko. Zamiast kompletu narzędzi na dnie spoczywały dwie butelki Johnny’ego Walkera. Skonfiskowała je umieszczając w reklamówce. Wróciła do mieszkania i zaczęła szperać najpierw w łazience. Kolejna do połowy pełna butelka była ukryta w koszu z brudną bielizną na samym dnie. – Najwyraźniej musiał popijać, jak wchodził lub wychodził spod prysznica. Teraz jego gabinet. – On znajdował się na końcu krótkiego korytarza prowadzącego też do ich sypialni. Marek dość często z niego korzystał, bo często przynosił robotę do domu. Takie zachowanie bardzo kłóciło się z wizerunkiem jaki reprezentował w czasach, kiedy Ula była jego asystentką. Był wzorem nieroba i obiboka. Wciąż wysługiwał się nią i innymi sam nie robiąc nic. Wydawanie poleceń, to żadna robota. Wtedy Ula miała mu za złe, że obarcza ją pracą ponad siły. Teraz miała mu za złe, że zawładnęła nim jakaś chora ambicja, wręcz obsesja bycia najlepszym i nie chce odpuścić.

Biurko było zamknięte na cztery spusty więc od razu powzięła podejrzenie, że zawiera cenną dla Marka zawartość. Wyjęła spinkę podtrzymującą jej włosy i zaczęła grzebać w zamku jednej z szuflad. Zamki nie były skomplikowane – podobnie jak kajdanki – przypomniała sobie scenę, gdy uwalniała Marka z kajdanek założonych przez Paulinę. Zamek w końcu ustąpił, a jej oczom ukazała się cała bateria butelek zawierających whisky o różnych smakach. – No proszę…Nieźle się pan zaopatrzył, panie Dobrzański. Jeszcze sypialnia i salon.



W sypialni nic nie znalazła. W salonie również, bo oprócz alkoholu, który stał w barku nie było nic ukrytego. Barek miała pod kontrolą. Znała jego zawartość i wiedziała, czy coś ubyło, czy nie. Wszystkie znalezione butelki przeniosła do kuchni i wylała ich zawartość do zlewu. Puste ustawiła na szklanym stoliku w salonie. Chciała, żeby Marek zrozumiał, że nie ukryje przed nią żadnego alkoholu. Jeśli nawet będzie próbował, ona go znajdzie.

Dwie godziny później w mieszkaniu pojawili się obaj mężczyźni. Wyszła z kuchni chcąc zaobserwować reakcję Marka. On, jak tylko dostrzegł tę baterię pustego szkła na stole, po prostu znieruchomiał gapiąc się na nie. W końcu przełykając nerwowo ślinę wystękał: – Ula, co ty zrobiłaś?

- Znalazłam twoje zapasy i wylałam do zlewu co do butelki. I nie rób takiej miny. Znowu będziesz mnie przepraszał i zalewał się łzami? Jak ja mogę ci zaufać? No powiedz, jak?

- Ula, wylałaś w kanał osiem stów.

- I bardzo dobrze. Mogłeś spokojnie przeznaczyć je na ratowanie jakiegoś dzieciaka. Możesz być pewien, że będę przetrząsać mieszkanie każdego dnia. Nie przyłożę ręki do twojego pijaństwa. Nie mam zamiaru patrzeć, jak się świadomie zabijasz – odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku kuchni. - Zaraz podaję obiad – rzuciła jeszcze przez ramię.



W poniedziałek w porze lunchu wszedł do Marka gabinetu Sebastian.

- Chciałem wyciągnąć cię do bufetu. Nie chce mi się nigdzie wychodzić, a burczy mi w brzuchu. Pójdziesz?

- No jasne – Marek wyszedł zza biurka. – I ja zgłodniałem.

Zeszli dwa piętra niżej i wybrali stolik najbardziej wciśnięty w kąt sali. Natychmiast zmaterializowała się przy nich Ela prowadząca bufet, chcąc przyjąć zamówienie.



- Poprosimy bułki z szynką i dwie herbaty – zarządził Olszański. Kiedy Ela się oddaliła popatrzył w milczeniu na Marka.

- Co ty odwalasz, stary? – zapytał. – Jak możesz to robić Uli? Czy ty nie rozumiesz, że ona drży ilekroć widzi cię w takim stanie jak w sobotę? Nie widziałeś jej miny, gdy weszła do tego magazynu i zobaczyła cię na podłodze. Ledwie panowała nad sobą, żeby nie wybuchnąć płaczem. Pewnie by tak zrobiła, gdyby nie Władek. Czuła się zawstydzona i upokorzona, choć to nie ona powinna tak się czuć. Trzęsła się ze strachu, że ktoś zobaczy, jak wynosimy cię do samochodu. Wywołujesz w niej poczucie winy tym chlaniem i jeśli nie przestaniesz, to nie wróżę wam szczęśliwej przyszłości. To zaszło za daleko, Marek. Jeśli jesteś już na etapie chowania wódy w zakamarkach domu, to naprawdę źle z tobą. Uważam, że powinieneś zacząć się leczyć, bo nie poradzisz sobie z tym sam.

- Przesadzasz. To, co ona wczoraj znalazła, to był taki żelazny zapas na wszelki wypadek, gdybyśmy szli do kogoś. Zazwyczaj w takich razach zabieram butelkę, żeby nie iść z gołymi rękami.

- Tak? To dlaczego chowasz takie prezenty po kątach? Nie lepiej wstawić do barku?

- Oczywiście, że lepiej, ale nie zdążyłem tego zrobić. Wrzuciłem do biurka i tyle.

- Nie kupuję tego i coraz bardziej martwię się o ciebie. Kiedyś obaj upijaliśmy się w klubach, pamiętasz?



A pamiętasz, – kontynuował Sebastian, gdy Marek kiwnął twierdząco głową – jak podle czuliśmy się następnego dnia po tym chlaństwie? Ja niemal dogorywałem, a ty wcale nie miałeś lepiej. Pamiętasz, jak ratowała sytuację Ula dając nam wodę na kaca i tabletki na ból głowy? Naprawdę chcesz powtórki z rozrywki? Chcesz zafundować jej takie życie?

- Nie chcę! Nie wmawiaj mi! Czasami są sytuacje, że nie mogę się wymigać, ale przecież nie piję codziennie.

- Ja mam tylko nadzieję, że w końcu dotrze do ciebie, że staczasz się po równi pochyłej i ciągniesz za sobą kobietę, którą ponoć kochasz bardziej niż własne życie. Opamiętaj się przyjacielu, bo jeśli tego nie zrobisz, będziesz żałował do końca swoich dni. Ula nie zasłużyła sobie na męża alkoholika. Jest wrażliwa i dobra, i zapewniam cię, że długo tak nie wytrzyma.

Słowa Sebastiana dały Markowi do myślenia. W ciszy skonsumowali swoje bułki i opuścili bufet.


Wrócili do domu zmęczeni. To był ciężki i trudny dzień. Ula podgrzała wczorajszy rosół i ugotowała kluski. Musieli dojeść to, co zostało z poprzedniego dnia.

- Wiesz, Ula, podjąłem pewną decyzję – odezwał się Marek. – Postanowiłem zapisać się do klubu AA. Chyba nie poradzę sobie sam… - pogładziła z miłością jego dłoń.

- Bardzo się cieszę, kochanie, naprawdę. Nie chciałabym dożyć chwili, że będę cię musiała szukać po knajpach lub zbierać z ulicy. Zrobić z siebie lumpa jest bardzo łatwo. Gorzej poradzić sobie z tym. Przecież nie chcesz tego. Spasuj z pracą. Jej jeszcze nikt nigdy nie przerobił. Świat będzie kręcił się dalej jeśli nie podpiszesz jednej umowy. Za duże masz parcie na sukces i nie wytrzymujesz tego psychicznie. Ojciec dobrze cię zna i wie, na co cię stać. Podziwia cię i chwali. Naprawdę nie musisz mu nic udowadniać, bo on ma świadomość, że jesteś świetny w tym, co robisz. Ja z całych sił będę cię wspierać, bo wierzę, że w końcu poradzisz sobie z tym uzależnieniem.



- Dziękuję, kochanie. Na pewno przy twoim wsparciu poradzę sobie z tym. Jutro lub jeszcze dzisiaj poszukam w internecie jakichś adresów.



Od kilku dni siedziała w domu na zwolnieniu lekarskim. To nie była grypa, ale silne przeziębienie, które należało wyleżeć. Przez trzy dni nie wychodziła z łóżka kichając, kaszląc i pocąc się od wysokiej gorączki. W końcu wszystko ustąpiło po antybiotyku. Chrypiała jeszcze i smarkała, ale czuła się już znacznie lepiej. W czwartek zadzwoniła Ala Milewska, asystentka Sebastiana i jednocześnie przyjaciółka Uli z wiadomością, że ona, Iza – główna krawcowa i Ela – bufetowa wybierają się do niej w odwiedziny.

- Nic nie szykuj. Iza obiecała, że upiecze ciasto. Może jakieś zakupy ci zrobić?

- Nie, Ala. Marek był wczoraj w markecie i zrobił zaopatrzenie. Wszystko mam. Bardzo się cieszę, że was zobaczę. Do soboty w takim razie.


Weszły do mieszkania rozbawione i roześmiane. Uściskały Ulę mimo, że wciąż uprzedzała, że mogą się zarazić, bo nie jest wyleczona do końca. Zbagatelizowały to. Iza wręczyła jej blachę z ciastem i zadeklarowała pomoc w kuchni. Szybko uwinęły się z kawą i rozsiadły wygodnie w salonie plotkując na całego.

- Słuchajcie – Ula podniosła się z fotela – mam tu taki damski likier, słodki i smaczny. Trzeba uczcić tę wizytę. – Przeszła do barku otwierając go szeroko. Rzędem stały butelki z różnymi gatunkami wina i osamotniona butelka z whisky wypełniona do połowy, ale likieru nie było. Jeszcze raz omiotła wzrokiem zawartość barku. – Gdzie się podział ten likier? Jestem pewna, że jeszcze wczoraj tu był. Czyżby Marek się do niego dorwał? Przecież mówił, że nie pije i regularnie chodzi na zajęcia do klubu AA. – Słuchajcie dziewczyny, przepraszam was, ale zamiast likieru będzie słodkie wino. Byłam pewna, że mam go w barku, ale myliłam się. – Wyciągnęła kieliszki i butelkę Malagi stawiając wszystko na stole.

- Mnie nie lej – zastrzegła Ala Milewska. – Wiesz, że muszę odwieźć dziewczyny do domu.

Rozlała wino do trzech kieliszków. Było naprawdę dobre. Gęste i słodkie. Dziewczyny posiedziały do dwudziestej i pożegnały się. Marek zostawił im „wolną chatę” i wyniósł się do Sebastiana, żeby nie krępować ich swoją obecnością.

Sprzątnęła ze stołu i pomyła naczynia. Brak likieru w barku nie dawał jej spokoju. Jeśli to Marka sprawka, to chyba jest mu już wszystko jedno co pije, byle zawierało alkohol.

99 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page