Pomysł na to opowiadanie zrodził się w głowie współautorki tego bloga - Gai i to właśnie we współpracy z nią zostało napisane. Współpraca okazała się na tyle owocna, że dzięki jej fantastycznym sugestiom powstała następna historia pt. „Misterny plan” i niewykluczone, że będą kolejne. Dziękuję Gaju za wszystko.
NIEWIERNOŚĆ
ROZDZIAŁ 1
Natrętnie dzwoniący budzik wyrwał ją z objęć snu. Automatycznie sięgnęła po komórkę i wyłączyła ten drażniący uszy dźwięk. Ziewnęła i przeciągnęła się mocno napinając mięśnie. Zerknęła na śpiącego obok mężczyznę. – Jego nie obudziłby nawet wystrzał z armaty –zaśmiała się w duchu.
Wysunęła się zgrabnie spod kołdry i powędrowała do łazienki. Ciepły prysznic postawił ją na nogi. Opatulona miękkim szlafrokiem przeszła do kuchni i nastawiła expres. Zawsze zaczynali od kawy. Musiała być mocna i gorąca. Czekając aż się zaparzy, oparta o okienny parapet smętnie przyglądała się światu za szybą. Pogoda nie nastrajała zbyt optymistycznie. Listopadowy wiatr przeganiał ołowiane, ciężkie chmury, z których siąpił deszcz. Nie znosiła takiej pogody. Nie znosiła wilgoci, kaloszy i parasoli. Zima też nie należała do jej ulubionych pór roku. Zdała sobie sprawę, że wszystkie złe rzeczy, jakie do tej pory jej się przytrafiały miały miejsce albo późną jesienią, albo zimą. Czy to nie dziwny zbieg okoliczności? Rodziców pochowała w grudniu, choć nie w jednym roku, bo zmarli w sporym odstępie czasu. Mamę straciła wcześniej. Kiedy zmarł ojciec, wraz z bratem zadecydowali, że sprzedadzą rodzinny dom. On nie chciał dłużej w nim mieszkać. Studiował w Krakowie i tam znalazł miejsce dla siebie. Sprzedaż domu odczuła bardzo boleśnie i długo nie mogła się z tym pogodzić, ale logiczne argumenty Jaśka zwyciężyły. Podpisanie aktu sprzedaży nastąpiło pod koniec listopada prawie rok po śmierci taty. Pieniądze podzielili sprawiedliwie. On urządził się tam, ona w Warszawie. Tu miała pracę i nie chciała z niej rezygnować, bo po pierwsze nieźle jej płacili, a po drugie pracowała zgodnie ze skończonym kierunkiem studiów. Z czasem zatarły się te wszystkie bolesne wspomnienia. Do Rysiowa przyjeżdżała wyłącznie na grób rodziców.
Ponad dwa lata temu wreszcie w jej życiu nastąpił przełom. Zakochała się. Paweł był programistą w firmie, w której pracowała. Urzekł ją od samego początku. Wysoki, postawny blondyn o kędzierzawej czuprynie i brązowych oczach. Jak tylko w nie spojrzała, utonęła w nich. Fascynacja okazała się odwzajemniona. Adorował ją. Często wpadał do jej gabinetu pytając, czy czegoś nie potrzebuje. Nie minęło wiele czasu, kiedy umówili się na pierwszą randkę. Potem posypały się następne. Po dwóch latach znajomości zamieszkali razem w mieszkaniu Pawła. Było większe od jej kawalerki, którą bez namysłu sprzedała. Byli szczęśliwi. Zaczęli układać sobie życie i mówić o wspólnej przyszłości. Oboje mieli ambitne plany. Duże mieszkanie w jakimś apartamentowcu niedaleko centrum, elegancko i nowocześnie urządzone, a do tego co najmniej dwójka dzieci. Najlepiej chłopiec i dziewczynka.
Kiedy on roztaczał przed nią te wspaniałe perspektywy jej serce wypełniała bezbrzeżna miłość. Mocno przytulała się do niego szepcząc, że jest najszczęśliwszą kobietą na ziemi, bo ma jego. Ich życie przypominało sielankę i nic nie zapowiadało, żeby miało się to zmienić.
Poczuła jego oddech tuż przy uchu, a po chwili słodkie cmoknięcie w policzek. Uśmiechnęła się i odwróciła do niego twarz.
- Myślałam, że pośpisz jeszcze trochę – wyszeptała. – Obudziłabym cię.
- Nawet we śnie czuję, kiedy ciebie przy mnie nie ma. Wiesz, że nie lubię spać sam. – Oderwał się od niej. – Wrzucę tosty. Masz ochotę na miód?
- Może być. Kawa gotowa.
Nie śpieszyli się. Do wyjścia mieli jeszcze trochę czasu. Pracę oboje zaczynali od dziewiątej. Wyszykowani wyszli z domu i podeszli do stojącego na parkingu opla. Paweł zauważył wychodzącego z bloku sąsiada z pierwszego piętra i pomachał mu na przywitanie.
- Cześć Seba! Miłego dnia!
Szarmancko otworzył Uli drzwi i pomógł wsiąść. Imponowało jej to dżentelmeńskie zachowanie. Po chwili ruszyli w kierunku firmy.
- Paula? Paula… - potrząsnął ramieniem śpiącej kobiety. – Obudź się kochanie, pora wstawać. Śniadanie gotowe.
Kobieta mruknęła coś pod nosem i otworzyła oczy. Przed sobą miała twarz swojego chłopaka. Odwzajemniła jego uśmiech.
- Zrobiłeś śniadanie? Już wstaję – usiadła na łóżku opierając się o jego wezgłowie. Po chwili na jej kolanach wylądowała wielka taca, na której z pietyzmem Marek ustawił dwie filiżanki z parującą kawą i kilka kanapek z wędliną. Paulina zamknęła oczy rozkoszując się zapachem smolistego płynu. – Pyszna. Mocna i słodka, taka jak lubię. Rozpieszczasz mnie.
Cmoknął ją w usta i twarz pojaśniała mu od uśmiechu. Ten uśmiech sprawił, że w jego policzkach ukazały się dwa wdzięczne dołeczki.
- A kogo mam rozpieszczać jak nie ciebie? Wcinaj, bo za chwilę musimy się zbierać. Pamiętasz, że dzisiaj posiedzenie zarządu? Ojciec będzie zły, kiedy nie stawimy się na czas.
Senior Dobrzański, ojciec Marka był wymagającym człowiekiem. Wiele oczekiwał od swoich pracowników, ale najwięcej od siebie. Posiadał żelazne zasady, którymi kierował się w życiu, a jedną z nich była punktualność. Pamiętając o tym ubierali się w pośpiechu. Paulina znacznie mniej czasu poświęciła na makijaż, który tak naprawdę nie był jej potrzebny. Była bardzo piękną kobietą. Wysoka, kruczowłosa, o delikatnych rysach twarzy i jasnej, niemal porcelanowej cerze przyciągała uwagę mężczyzn. Czasami lubiła ich kokietować, ale mimo to była wierna Markowi, a przynajmniej tak utrzymywała. Byli już ze sobą prawie pięć lat. To wydawało się dość naturalne, bo po śmierci rodziców Pauliny i Alexa jej brata, opiekę nad rodzeństwem przejęli rodzice Marka, którzy byli wspólnikami i współzałożycielami firmy odzieżowej Febo&Dobrzański. Wychowywał się więc z obojgiem. Jego i Paulinę zeswatano bardzo wcześnie i bezustannie powtarzano im, że są dla siebie stworzeni. Nie mieli powodu, by myśleć inaczej. Z czasem naprawdę ją pokochał, chociaż miewała swoje humory i humorki na tyle dotkliwe, że nie wytrzymywał i dochodziło do kłótni. Spory nie trwały jednak długo i cichych dni też było niewiele. Szybko się godzili i wszystko wracało do normy.
Zeszli do garażu i usadowili się w samochodzie. Pilotem otworzył garażowe drzwi i wolno wyjechał na podjazd.
- Znowu leje – mruknął. – Zaparkuję w podcieniach, bo nie wziąłem parasola. Wejdziemy tylnym wejściem.
Na korytarzach firmy już od samego rana panował gwar i bieganina. Przy recepcji zauważył swoich rodziców i wraz z Pauliną podszedł, żeby się z nimi przywitać.
- No…, jesteście… - senior obrzucił ich dobrotliwym spojrzeniem. Marek odsłonił przegub i spojrzał na zegarek.
- Chyba się nie spóźniliśmy, prawda?
- A czy ja coś mówię? – Krzysztof Dobrzański uśmiechnął się pod nosem. – Idźcie się rozebrać. Zamówiłem już u Ani kawę. Za piętnaście minut zaczynamy.
Weszli do sekretariatu. Marek zatrzymał się na chwilę wskazując na puste biurko.
- Widzisz? Violetta znowu się spóźnia. Przysięgam ci, że jeszcze raz i wywalę na zbitą twarz. Nie ma z niej żadnego pożytku. Na niczym się nie zna, nawet przepisuje z błędami. Ciągle się gdzieś szwenda, albo wydzwania bez końca. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego ją ciągle bronisz.
- Marco…, jest mi jej żal. Gdzie ona znajdzie jakąś robotę przy swoich kwalifikacjach?
- To nie powód kochanie, żebym ja trzymał takiego nieroba. Gdyby chociaż wykazywała minimum dobrej woli, gdyby chciała się czegoś nauczyć, miałbym argument, żeby dalej ją zatrudniać. Ja wiem, że to jest twoja koleżanka, ale też chyba najgorszy pracownik jakiego kiedykolwiek mieliśmy. Po zarządzie naprawdę muszę z nią poważnie porozmawiać. Wóz, albo przewóz. Nie będę jej płacił tylko za to, że podpisze listę obecności.
Wszedł do gabinetu i odebrał od Pauliny płaszcz. Sięgnął do szuflady biurka wyciągając z niej papierową teczkę.
- Chodźmy. Jestem gotowy.
Alex produkował się już od pół godziny. Był dyrektorem finansowym w firmie i to na nim spoczywało złożenie kwartalnego sprawozdania przed zarządem. Już pierwsze podane przez niego informacje wprawiły Krzysztofa w dobry nastrój.
- Jesteśmy na plusie kochani. Nie do wiary, – mówił Febo – ale mimo ogólnoświatowego kryzysu my nadal generujemy zyski. Jesienno-zimowa sprzedaje się fenomenalnie. Do tej pory odnotowaliśmy tylko dwa zwroty, zresztą uzasadnione, ale to ułamek procenta w stosunku do całej kolekcji. Pshemko naprawdę się postarał. Dzięki temu, że ma obsesję na punkcie dokładnego szycia, wszystko wyszło prawie idealnie. Niemały w tym udział i Marka, który objechał szwalnie i zdyscyplinował dyrektorów. Firma nie ucierpiała z powodu kryzysu i możemy to sobie poczytać za sukces.
- To prawda – odezwał się junior. – Trochę zwiększyłem budżet na PR, ale to zaprocentowało. Mamy reklamę w telewizji i na stronie internetowej. Jest całkiem nieźle.
- Serce człowiekowi rośnie, gdy słyszy takie dobre wieści. Tak trzymajcie kochani. Cieszę się, że się dogadujecie i ramię w ramię pracujecie dla dobra firmy. Jestem z was bardzo dumny. – Krzysztof podniósł się z krzesła. – Będziemy się zbierać – zwrócił się do małżonki.
- Zaczekaj tato… Myślałem, że wyrwiemy się dzisiaj na wspólny obiad, żeby uczcić ten sukces…
- Ja nie mogę – Alex wstał od stołu i poprawił jedwabny szaliczek na szyi. – Jestem umówiony z Beatą Wilde, dyrektorem finansowym Fox Fashion. To wprawdzie nasza konkurencja, ale rzecz dotyczy podatku Vat, nad którym pracujemy już od dłuższego czasu. Być może uda nam się załatwić jego obniżenie, co przyniesie firmie tylko korzyści.
- My również nie możemy synku – Helena Dobrzańska podeszła do Marka i uściskała go. – Wybaczcie, ale ja jestem umówiona w fundacji w bardzo ważnej sprawie i muszę tam być.
Marek był nieco rozczarowany. Przyciągnął Paulinę do swego boku i rzekł
- No trudno. W takim razie pójdziemy sami.
Był koniec stycznia. Siedziała w gabinecie biedząc się nad jakimiś wyliczeniami, kiedy tę atmosferę skupienia przerwało wtargnięcie Pawła. Podniosła zmęczony wzrok. Paweł wyglądał na bardzo podekscytowanego.
- Ula! Masz przed sobą nowego dyrektora do spraw informatyki w Centrum Projektów Informatycznych. Właśnie dzwonili. Wygrałem ten konkurs kochanie! Już przestałem wierzyć, że się uda, a tu taka niespodzianka!
Zaskoczył ją. Nic nie wiedziała o tym konkursie i o planach odejścia ukochanego z tej firmy do innej.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? – spytała z wyrzutem. – Myślałam, że nie mamy przed sobą tajemnic. - Ujął jej dłonie i ucałował.
- Wybacz skarbie. Nie chciałem zapeszać. Konkurs odbył się już jakiś czas temu, a dla mnie to była szansa wyrwania się stąd. Sama wiesz, że tu nie mam żadnych perspektyw, żadnych możliwości rozwoju… Tam będę mógł rozwinąć skrzydła, a przede wszystkim zarabiać naprawdę uczciwe pieniądze. Oboje przecież marzymy o wspólnej przyszłości, a bez odpowiednich środków nie uda nam się zrealizować tych marzeń. Koniecznie trzeba to uczcić. Po pracy zabieram cię do najlepszej restauracji w mieście na pyszny obiad. – Usiadł naprzeciw niej. – Naprawdę jestem bardzo szczęśliwy Ula.
Przyglądała mu się z szerokim uśmiechem. Dawno nie widziała u niego takiej euforii. Nie chciała mu jej psuć dalszymi wyrzutami. Cieszyła się razem z nim. Doceniała, że myślał nie o sobie, ale o nich i ich dalszym życiu.
- To kiedy stąd odchodzisz?
- Chciałbym jak najprędzej. Pogadam z dyrektorem, może zgodzi się na dwutygodniowy okres wypowiedzenia. Najlepiej jak zaraz do niego pójdę. Wypowiedzenie mam już napisane, a może nawet zgodzi się na odejście za porozumieniem stron, wtedy będę mógł odejść natychmiast. Lecę Ula, mam sporo do załatwienia. Przyjdę po ciebie przed końcem pracy. Na razie kochanie.
Siedzieli w Baccaro, gdzie Paweł wcześniej zarezerwował stolik. Zamówili dania i po chwili mogli już konsumować. Pawłowi nie zamykała się buzia.
- Wziąłem na jutro urlop. Będę musiał pojechać do Centrum i ustalić szczegóły. Dyrektor zgodził się na odejście za porozumieniem stron. To idealne wyjście. Będę mógł zacząć pracować niemal od zaraz. Tak się cieszę. Nie mógłbym sobie wymarzyć lepszej pracy… - podniósł kieliszek wypełniony czerwonym winem. – Za przyszłość Ula. Za naszą szczęśliwą przyszłość.
Wychylił do dna. Odstawił kieliszek na stół a jego wzrok powędrował na koniec sali. Zaniemówił. Zobaczył tam kobietę zjawiskowo piękną. Piękniejszej chyba nigdy nie widział. Zmieszał się nieco widząc zdziwione spojrzenie swojej dziewczyny.
- Coś się stało? – zaniepokoiła się. – Tak nagle zamilkłeś?
- Nie…, nie…, wszystko w porządku. – Jednak od tej chwili jego wzrok wciąż powracał do siedzącej przy stoliku kobiety. Nie była sama. Towarzyszył jej elegancko ubrany mężczyzna. Zabawiał ją rozmową, a ona potakiwała. W pewnym momencie odwróciła głowę, jakby czuła, że ktoś przypatruje się jej bacznie. Ich oczy spotkały się, a ona uśmiechnęła się do Pawła nieśmiało. Jego serce wykonało radosnego fikołka. Zapragnął poznać tę kobietę, ale jak miał to zrobić? Ona była z kimś, a jemu towarzyszyła coraz bardziej zaniepokojona jego zachowaniem Ula. Odwróciła się ciekawa, co tak przyciąga uwagę Pawła i zrozumiała, że to widok pięknej nieznajomej. Momentalnie straciła humor. Paweł nigdy nie dał jej powodu do zazdrości i nigdy tak ostentacyjnie nie przyglądał się innym kobietom.
- Paweł…, Paweł… - ocknął się i spojrzał na nią. – Chcę stąd wyjść. Natychmiast.
- Ale…
- Nie ma „ale”. Mam dość na dzisiaj. Wychodzę – podniosła się z krzesła zabierając torebkę i szybkim krokiem podążyła do szatni.
Odprowadził ją zdziwionym spojrzeniem jakby nie rozumiał, co się właściwie stało. Z portfela wyciągnął dwie setki i położył obok rachunku. Odchodząc od stolika jeszcze raz obejrzał się za siebie. Piękna nieznajoma uśmiechała się do niego wdzięcznie. Odwzajemnił ten uśmiech.
ROZDZIAŁ 2
Od momentu, w którym Paweł ujrzał piękną nieznajomą w Baccaro, nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Przede wszystkim jednak nie mógł pozwolić sobie na to, żeby Ula czegoś się domyślała. Nie chodziło o to, że zakochał się w innej kobiecie, bo wciąż uważał, że kocha wyłącznie Ulę. Jego wysiłki jeszcze bardziej się zintensyfikowały w rozpieszczaniu jej. Nie było dnia, by nie dostała choćby bukiecika kwiatów lub słodkiej bombonierki. Wciąż zapewniał ją, że jak tylko uskładają dzięki jego zarobkom odpowiednią kwotę pieniędzy, natychmiast się pobiorą i zaczną realizować własne marzenia. Nie miała powodu, żeby mu nie wierzyć. To niemiłe uczucie zazdrości, które ją dręczyło po wyjściu z restauracji zatarło się w pamięci na dobre. Odkąd zaczął pracować w tym centrum informatycznym miał o wiele więcej obowiązków niż wtedy, gdy był zwykłym programistą. Zaczął też wracać zdecydowanie później i żeby wynagrodzić jej te samotne godziny zabierał ją w weekendy a to do kina, a to do teatru lub po prostu na spacer do Łazienek.
Cieszył się, że to mydlenie oczu swojej dziewczynie wychodzi mu tak gładko, bo tak naprawdę wciąż przed jego własnymi jawił mu się obraz tamtej kobiety. Podświadomie szukał jej przyglądając się podczas wolnych od pracy chwil innym przedstawicielkom płci pięknej. Zachodził w głowę kim była i czy aby to nie był tylko wytwór intensywnie pracującej wyobraźni. Jej wizerunek drażnił mu zmysły. Powodował szybsze bicie serca i pożądanie. Zastanawiał się, dlaczego nigdy czegoś podobnego nie poczuł do Uli. Pamiętał, że od razu mu się spodobała, chociaż być może dla innych nie była powalającą pięknością. Życie z nią było dobre, spokojne i ciche, bo dogadywali się bez słów. Bez wątpienia kochała go i miał świadomość, że mógłby się przy niej zestarzeć.
Maj sprawił im miłą niespodziankę. Nagle zrobiło się ciepło, a zieleń wybuchła wręcz spektakularnie. Uwielbiała patrzeć jak wszystko wraca do życia i budzi się z zimowego snu. Czekając na przystanku autobusowym rozpinała kurtkę, luzowała szaliczek i wystawiała twarz do słońca. Nigdzie się nie spieszyła. Paweł wracał zwykle koło osiemnastej lub dziewiętnastej i mogła sobie pozwolić na spacery po pracy. Nie miała mu za złe, że tak urabia się dla firmy. Był w końcu jednym z jej dyrektorów i musiał pokazać na co go stać. Na pewno go doceniano. Miał niezwykły talent informatyczny i mimo, że pracował zaledwie od trzech miesięcy już zapunktował wprowadzając kilka innowacji do oprogramowania. To przekładało się również na zarobki, które w porównaniu z tym, co zarabiał kiedyś wzrosły czterokrotnie. Jednak nie szastali pieniędzmi, ale systematycznie odkładali lwią część dochodów Pawła na wspólne konto. Wciąż powtarzał, że kupi za to luksusowe mieszkanie takie o jakim marzą oboje.
Był już wieczór, kiedy zaparkował swojego opla na parkingu przed wejściem do bloku. Tuż obok zatrzymał się inny samochód. Rozpoznał kierowcę, którym okazał się jego sąsiad z pierwszego piętra. Uściskali sobie dłonie.
- Witaj Seba. Też późno wracasz. – Mężczyzna zerknął na zegarek i uśmiechnął się.
- Eee, nie jest tak źle. Zdarzało mi się wracać już znacznie później. – Zatrzymał się nagle i spojrzał na Pawła. – Słuchaj… Macie jakieś plany na sobotę?
- Nie wiem…, ale chyba nie… Musiałbym spytać Ulę. A o co chodzi?
- Mam dwa wolne bilety na pokaz mody. Moja firma go urządza. Były przeznaczone dla kogoś innego, ale w ostatniej chwili wycofał się. Szkoda, żeby się zmarnowały tym bardziej, że po samym pokazie odbędzie się bankiet. Wiesz…, tańce, dobre żarełko i świetna muzyka. Uli na pewno by się spodobało. To jak? Pójdziecie?
- Hmm…, może to nie jest zły pomysł? Nigdy nie uczestniczyliśmy w niczym podobnym i może być ciekawie. Daj te bilety. Ula na pewno się ucieszy, że to znowu nie będzie kino, lub teatr.
Ulę zastał w kuchni. Krzątała się przygotowując dla nich ciepłą kolację. Podszedł i objął ją wpół.
- Mmm, boskie zapachy. Co to?
- Leczo. Myj ręce, zaraz podaję.
Kiedy usiadł już przy stole zagaił.
- Spotkałem na dole Sebastiana. Jego firma organizuje w Łazienkach pokaz mody. Jakaś nowa kolekcja na wiosnę i lato. Pytał, czy poszlibyśmy, bo miał wolne dwa bilety. Byłabyś chętna? Ponoć ma być bankiet i tańce. To byłaby miła odmiana, nie? Może spodoba ci się jakaś kreacja?
- Pewnie. Chętnie pójdę. Nigdy nie byłam na pokazie mody. – Paweł uśmiechnął się.
- Dokładnie to samo powiedziałem Sebie. W takim razie idziemy.
Marek miotał się po swoim gabinecie jak zranione zwierzę. Jeszcze nigdy nic podobnego nie przydarzyło się w tej firmie tuż przed pokazem.
- Co ja mam teraz zrobić Seba, co? Cztery modelki w jednym czasie zapadają na grypę. To jakiś wirus cholera, czy co? Skąd ja wytrzasnę teraz cztery dziewczyny.
- Mówiłeś, że Paulina miała gdzieś dzwonić…
- Nie wiem, czy uda jej się coś załatwić – Dobrzański pokręcił rozpaczliwie głową. – Przecież Pshemko rozniesie mnie w pył jak się o tym dowie.
Zaskrzypiały drzwi i ukazała się w nich Paulina. Marek otworzył usta, ale machnęła uspokajająco ręką.
- Już dobrze, nie żołądkuj się tak. Wszystko ogarnięte. Zadzwoniłam do innej agencji i załatwiłam te modelki. Będą na czas.
Marek odetchnął z ulgą i podszedł do niej.
- Gdyby nie ty jedyne co mógłbym zrobić, to podciąć sobie gardło. Dziękuję ci kochanie. To co Seba, jutro, siedemnasta, przed wejściem do Pomarańczarni. Mam nadzieję, że nie będzie już więcej niespodzianek.
Sobota zapowiadała się pięknie. Po zjedzonym obiedzie Ula i Paweł szykowali się do wyjścia. Kiedy ukazała mu się już w pełnym makijażu i ładnej sukience w rudym kolorze tak bardzo przypominającym odcień jej włosów, westchnął.
- Ślicznie ci w tej sukience. Buty i torebka też pasują.
- Ty też wyglądasz całkiem, całkiem, – posłała mu szeroki uśmiech – tylko krawat krzywo leży. Zaraz poprawię.
Zamówioną taksówką podjechali pod główną bramę parku. Już z daleka dostrzegli prawdziwe tłumy wlewające się do wnętrza Pomarańczarni. Kiedy byli już blisko wejścia Paweł ze zdumieniem zauważył stojącą w progu kobietę z restauracji i człowieka, który jej wtedy towarzyszył. Znowu poczuł jak jego serce zadudniło. Podeszli bliżej, a on wręczył kobiecie zaproszenie i przedstawił się.
- Paweł Kamiński, a to moja dziewczyna Urszula Cieplak.
Kobieta popatrzyła mu w oczy i uśmiechnęła się.
– Miło mi państwa poznać. Paulina Febo i Marek Dobrzański współwłaściciele firmy. Serdecznie zapraszamy do środka. Na zaproszeniu mają państwo zapisane numery miejsc. Życzymy przyjemnych wrażeń.
Przesunęli się w głąb zauważając długi, rzęsiście oświetlony wybieg. Zajęli miejsca w fotelach. Dziesięć minut później na estradę wyszedł Marek Dobrzański i tytułem wstępu powiedział kilka słów witając przy okazji przybyłych. Zauważyli kilka znanych z telewizji i prasy twarzy. Paweł był pod wrażeniem i co rusz wskazywał Uli kogoś sławnego. Dostrzegł, że panna Febo zajęła miejsce w pierwszym rzędzie obok jakiegoś wysokiego mężczyzny i starszego małżeństwa. Wolny fotel przy niej po przemowie zajął Marek Dobrzański. Ujął jej dłoń i splótł ją ze swoją.
- A więc są parą – zazdrośnie pomyślał Paweł. Nie miał jednak czasu tego roztrząsać, bo przygasły światła i rozległa się muzyka. Na wybiegu zaczęły pojawiać się pierwsze modelki w zwiewnych, lekkich jak mgiełka, wiosennych kreacjach.
Ula chłonęła ten widok całą sobą. Sukienki były zjawiskowe i zachwyciły ją. Postanowiła, że przynajmniej w jedną taką zainwestuje jak tylko ukażą się w sprzedaży. Jednak nie tylko sukienki zrobiły wrażenie na obecnych. Pojawiły się też lekkie płaszczyki o ciekawej linii i żakiety. Nie zabrakło i mody męskiej. Na zakończenie pokazu na wybiegu ukazał się projektant kolekcji. Publiczność zgotowała mu owację na stojąco. Po chwili dołączył do niego Dobrzański.
- Drodzy państwo, ja jeszcze chciałbym poinformować, że kolekcja już w poniedziałek będzie dostępna w sieci butików należących do firmy Febo&Dobrzański. Pragnę też podziękować za wspaniałe przyjęcie naszych propozycji na ten sezon i zaprosić państwa na bankiet, który odbędzie się tuż obok w sąsiedniej sali. Życzę państwu przyjemnej zabawy.
Opuszczając swoje miejsca zauważyli, że zarówno Marek jak i Paulina oblegani są przez dziennikarzy. Minęli ich kierując się do sali bankietowej. Ku swojej uciesze natknęli się na Sebastiana, na ramieniu którego uwieszona była ładna blondynka.
- O jesteście – Sebastian podszedł do nich rozradowany. – I jak wam się podobał pokaz?
- Ja jestem pod wrażeniem – Ula nie kryła podziwu.
- Ja również.
- Pozwólcie, że przedstawię wam moją dziewczynę. Violetta Kubasińska. Jest sekretarką Marka Dobrzańskiego, a to Viola moi sąsiedzi Paweł Kamiński i Ula Cieplak. Chodźcie, zająłem nam stolik.
Zabawa rozkręcała się na dobre. Na sali pojawili się współwłaściciele firmy i od razu ruszyli na parkiet. Ula przyglądała im się z zachwytem, bo wyglądali oboje naprawdę pięknie. Ona wysoka, szczupła z nienaganną figurą, ubrana w piękną, czerwoną suknię aż do ziemi, on równie wysoki, w eleganckim, idealnie dopasowanym garniturze i niezwykle przystojny obejmował ją czule w tańcu szepcząc jej coś do ucha.
- Nie będziemy gorsi Ula – usłyszała cichy głos Pawła – i też zatańczymy – wstał od stolika wyciągając do niej dłoń. Podała mu swoją pozwalając się zaprowadzić na środek parkietu. Muzyka uwiodła ich. Paweł był świetnym tancerzem i prowadził wspaniale. Przetańczyli ze sobą trzy kawałki. Kiedy zaczęto grać kolejny znajdowali się obok Pauliny i Marka. Paweł niewiele myśląc rzucił – odbijany! – i wepchnął Ulę w ramiona Dobrzańskiego a sam objął wpół Paulinę. Przygarnął ją do siebie czując zapach drogich perfum.
- Pamięta mnie pani? – szepnął. – Już się spotkaliśmy. Wprawdzie nie rozmawialiśmy, a jedynie mieliśmy kontakt wzrokowy. To było w Baccaro…
Spojrzała mu w oczy.
- Mam dobrą pamięć do twarzy. Pamiętam.
Ucieszył się.
- Pani nietuzinkowa uroda zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Czy pani wie, że przez cały ten czas szukałem pani? Miałem nadzieję, że w końcu któregoś dnia spotkam panią i być może uda mi się zaprosić panią na kawę.
- Może przejdźmy na „ty”, tak chyba będzie łatwiej – zaproponowała. Przystał na to z ochotą. – Jak pewnie zauważyłeś nie jestem wolna. Mam chłopaka tak jak ty dziewczynę…
- Ja nie mam żadnych złych intencji Paulina. Po prostu zaintrygowałaś mnie od samego początku, a wypicie kawy ze znajomym nie jest chyba jakąś zbrodnią? Marek nawet nie musi o tym wiedzieć.
-Może kiedyś…?
- Bardzo mi zależy, żeby spotkać się z tobą i poznać cię lepiej. Nie uwierzysz, ale nigdy w życiu nie poznałem kobiety, która robi takie ogromne wrażenie na mężczyznach. Nie odmawiaj mi proszę…
Pochlebiały jej komplementy Kamińskiego. Sprawiały, że jeszcze bardziej była dumna z tego kim jest. Mile łechtały jej nieco wybujałe ego. Podobał jej się. Był całkowitym przeciwieństwem Marka i choć równie wysoki jak on, to zdecydowanie lepiej zbudowany. Na jego propozycję zareagowała jednak asekuracyjnie.
- Muszę to przemyśleć. Na razie nie nalegaj.
Taniec się skończył. Ucałował jej dłoń i odprowadził do stolika. To samo zrobił Dobrzański dziękując za taniec Uli. Potem bawili się wyłącznie w swoim towarzystwie, choć Paweł wciąż tęsknym spojrzeniem obrzucał sylwetkę panny Febo i chyba zazdrościł Markowi. Dziwne było to, że Ula wcale nie rozpoznała w Paulinie kobiety, na którą jej chłopak zwrócił uwagę w Baccaro. Widziała ją zaledwie przez kilka sekund i zupełnie nie pokojarzyła, że tamta kobieta i ta tutaj, to ta sama osoba.
Mieli już dosyć. Sebastian był mocno podpity i Viola zaczęła się z nim użerać. Ulę bolały nogi. Postanowili wracać. Paweł stał przed szatnią trzymając w rękach żakiet Uli, która korzystała jeszcze z toalety. Niespodziewanie pojawiła się przy nim Paulina. Rozejrzała się nerwowo dokoła i stwierdziwszy, że są sami wcisnęła Pawłowi wizytówkę.
- Tu masz mój numer telefonu. Jeśli będziesz miał czas na tę kawę, po prostu zadzwoń. Do zobaczenia.
Tak szybko jak się pojawiła, równie szybko znikła za przeszklonymi drzwiami. Uśmiechnął się pod nosem i pieczołowicie schował cenny kartonik. Pomyślał, że odniósł dzisiaj wielkie zwycięstwo, a panna Febo okazała się wcale nie taka niedostępna.
Wracali w ciszy. Ula niemal przysypiała na jego ramieniu. Nic dziwnego. Była czwarta nad ranem. Nawet nie mieli siły, żeby wejść pod prysznic. Przebrawszy się w piżamy natychmiast oboje zapadli w mocny sen.
Ocknął się i poczuł zapach świeżo parzonej kawy. Zerknął na zegarek. Była dwunasta piętnaście. Z powrotem opadł na poduszki i uśmiechnął się do swoich myśli. Zaczął kolejny raz fantazjować na temat Pauliny. Pomyślał, że jeden mały romans nikomu jeszcze nie zaszkodził. Zanim poznał Ulę nie miał zbyt wielu dziewczyn i raczej były to znajomości krótkotrwałe. Ona na pewno się nie zorientuje. Za bardzo mu ufa i kocha go. Właśnie weszła z tacą, na której parowały filiżanki z kawą i wiosenne kanapki. Zauważyła, że nie śpi i uśmiechnęła się wdzięcznie.
- Długo spaliśmy. Dzień dobry. Zamawiał pan kawę? – Rozchichotał się.
- To jest to, czego mi właśnie potrzeba. Jesteś kochana i czytasz w moich myślach.
Zadowolona usadowiła się obok niego i sięgnęła po filiżankę upijając łyk.
- To była naprawdę udana impreza. Jutro po pracy wejdę do ich butiku. Upatrzyłam sobie jedną sukienkę. Spodobała mi się. W sam raz na niedzielny, letni spacer.
- Jeśli spodoba ci się coś jeszcze, – cmoknął ją w policzek – to kup sobie. Ja stawiam. Uwielbiam cię rozpieszczać.
Z miłością spojrzała mu w oczy.
- Kocham cię. Jesteś najlepszym, co dostałam od losu.
Popatrzył jej w oczy i uśmiechnął się tajemniczo.
ROZDZIAŁ 3
Paweł nie lubił tracić czasu. Tak było również w przypadku jego nowej znajomości. Wkrótce zadzwonił do panny Febo z zamiarem umówienia się na obiecaną kawę. Jego telefon zastał ją w gabinecie brata. Spojrzała na wyświetlacz i wstała z fotela.
- Przepraszam cię Alex, ale muszę odebrać. To ważne. Zaraz wracam.
Odebrała i zaszyła się w jakiś kąt.
- Dzień dobry Paweł – powiedziała cichym głosem.
- Witaj piękna. Dzwonię z nadzieją, że jednak dasz się wyciągnąć na tę kawę, a może na kolację? Przyjechałbym po ciebie, tylko powiedz gdzie.
- To może być trudne. Wprawdzie nie mam na dzisiaj żadnych planów, ale nie zapominaj, że mam chłopaka, któremu moje wyjście może wydać się podejrzane. A dokąd chciałbyś mnie zabrać?
--Myślałem o The Westin Warsaw. Jest tam świetna restauracja i znakomite jedzenie. Jeśli się zgodzisz, zaraz dokonam rezerwacji.
Znała ten lokal, chociaż była tam tylko raz z Markiem, który zabrał ją, żeby uczcić jej urodziny. Wiedziała, że kosztowało go to majątek, ale nie żałował pieniędzy.
- No dobrze… W takim razie zamów na dziewiętnastą. Coś wymyślę. Spotkamy się przed wejściem do hotelu. Podjadę taksówką. Do zobaczenia. – Rozłączyła rozmowę. Była podekscytowana. Coraz bardziej podobał jej się ten chłopak i intrygował ją. Musiał dysponować niezłą gotówką, skoro stać go było na taki luksus. Uśmiechnęła się sama do siebie. Poprawiła włosy i zdecydowanym krokiem ruszyła do gabinetu Marka.
Odłożył telefon. Był usatysfakcjonowany. Właśnie udało mu się zarezerwować stolik na dzisiejszy wieczór. Jeszcze tylko musi uprzedzić Ulę, że wróci później, ale to był najmniejszy problem. Czuł podekscytowanie i przyjemne mrowienie w podbrzuszu na myśl o Paulinie. Totalnie zgłupiał na punkcie tej kobiety. Wyzwalała w nim ogromne pożądanie i wręcz najprymitywniejsze samcze instynkty. Wiedział, że musi postępować ostrożnie, żeby jej do siebie nie zrazić, ale pragnienie posiadania jej ciała mąciło mu umysł.
Była rozczarowana. Myślała, że przynajmniej jeden wieczór w tygodniu będą mogli spędzić razem.
- Paweł, czy to aby nie przesada? – pytała. – Przecież oni cię tam zamęczą. Naprawdę nie ma nikogo, kto mógłby cię zastąpić? Coraz rzadziej wracasz do domu o czasie. Praca to nie wszystko, co liczy się w życiu. Nie musimy mieć od razu pięknego mieszkania i luksusowego samochodu. Skromniej też da się żyć.
- Wiem kochanie, wiem, ale obiecałem prezesowi, że zajmę się tym osobiście. Nie mogę się teraz z tego wycofać.
- No trudno… Jakoś zorganizuję sobie czas. Kocham cię…
- Ja ciebie też. Do zobaczenia. Będę najszybciej jak się da.
- Ale jak to do Julii? Tyle czasu się nie odzywała i nagle zadzwoniła?
Paulina podeszła do biurka i usiadła Markowi na kolanach gładząc jego policzek.
- Marco, nie gniewaj się. Wiem, że dzisiaj piątek i liczyłeś na wspólne spędzenie wieczoru, ale ona ma jakiś problem. Nie mogłam jej odmówić, bo bardzo nalegała. Wiesz, że to moja przyjaciółka, a przyjaciół nie opuszcza się w potrzebie.
- Szkoda, naprawdę szkoda. Mama dzwoniła i zapraszała nas na popołudnie. Trudno, pojadę sam.
Przylgnęła do jego ust.
- Obiecuję, że ci to wynagrodzę. Dziękuję.
Spieszyła się. Mimo, że wyszła z pracy nieco wcześniej, to jednak wizyty u fryzjera i makijażystki przeciągnęły się nieco. Zamówioną taksówką podjechała pod hotel. Pawła zobaczyła z daleka. Stał przed wejściem uzbrojony w ogromny bukiet czerwonych róż i niecierpliwie przestępował z nogi na nogę. Uśmiechnął się szeroko, gdy dojrzał ją w taksówce i podszedł, by pomóc jej wysiąść.
- Dobry wieczór Paula. Wyglądasz zjawiskowo – obrzucił jej sylwetkę roziskrzonym wzrokiem. - To dla ciebie, proszę.
Pokraśniała od komplementu i wtuliła twarz w bukiet chłonąc jego słodki zapach.
- Są piękne i cudnie pachną.
Ujął ją pod ramię i powiódł do przeszklonej windy, która wywiozła ich na ostatnie piętro hotelu. Tam mieściła się właśnie restauracja. Zajęli zarezerwowany dla nich stolik.
- Na co masz ochotę? Zamawiaj co tylko zechcesz.
- Dajesz mi wolną rękę? Uważaj, bo mogę chcieć zbyt wiele – odpowiedziała kokieteryjnie.
- Jeśli to tylko nie będzie gwiazdka z nieba, której nie mogę ci dać, zamawiaj wszystko – wyszczerzył się.
Wkrótce na stoliku wylądowała butelka zmrożonego, najdroższego, francuskiego szampana i dwie porcje homara. Potem Paweł zamówił jeszcze wykwintny deser. Otarła usta chusteczką i uśmiechnęła się do niego patrząc mu w oczy.
- Dawno nikt mnie tak nie rozpieszczał.
Ujął jej dłoń i podniósł do ust.
- Dla takiej kobiety jak ty, mężczyzna powinien być gotowy na wszystko. Zasługujesz na to, co najlepsze – z żarem spojrzał jej w oczy. I ona patrzyła na niego jak lew obserwujący swoją ofiarę. Jej usta drżały i prosiły się o pieszczotę. Musnął je delikatnie. Nie broniła. Poczuł pożądanie. Rzucił zwitek banknotów na stolik i wstał pociągając ją za sobą. W milczeniu zjechali windą na siódme piętro. Była nieco zaskoczona, ale pozwoliła się prowadzić. W pewnym momencie zatrzymał się i kartą magnetyczną otworzył jeden z pokoi. Zanim zamknęły się za nimi drzwi on przywarł już do niej wpijając się w te pełne, karminowe usta i całując z największą pożądliwością. Ona nie pozostawała mu dłużna. Wreszcie znalazła ujście dla swojego żywiołowego, włoskiego temperamentu. Oplotła jego biodra nogami. Ujął ją za pośladki i poprowadził do ogromnego łóżka. Nerwowo rozbierali siebie nawzajem z ubrań. Pożądanie rosło. Przywarła do niego czując pod cienkim materiałem bielizny jego wzwiedzioną męskość. Pozbawił ją i siebie resztki ubrań i spojrzał na nią z podziwem.
- Jesteś posągowo piękna Paulina. Nigdy nie widziałem piękniejszej kobiety.
Przyssał się do jednego z jej nabrzmiałych sutków. Powoli rozpalał ją i siebie. Westchnęła i zaatakowała jego męskość. Jęknął poddając się tej nieoczekiwanej pieszczocie. Oboje coraz bardziej zatracali się w seksualnych doznaniach i coraz bardziej przekraczali granice perwersji. Ten seks był żywiołowy, momentami brutalny, zupełnie inny niż to, co oboje znali do tej pory. Ten seks nie miał żadnych hamulców. Był ostry, wyuzdany, namiętny i mocny. Spełnienie przyszło nagle. Silna fala błogich spazmów długo rzucała ich ciałami. Oddychali ciężko. Paweł kolejny raz przywarł do ust Pauliny.
- To było mocne. Mocne i piękne. Po raz pierwszy w życiu przeżyłem coś podobnego i mam ochotę na więcej. Właściwa kobieta może zaprowadzić mężczyznę do bram raju, a dla mnie to ty jesteś tą właściwą kobietą. Seks z Ulą nie jest zły, ale zdecydowanie inny niż ten. Za spokojny, za cichy, za łagodny. Jesteś spełnieniem moich marzeń Paulina. Obiecaj mi, że to dopiero początek i takich momentów będziemy mieć jeszcze mnóstwo.
- Obiecuję – wyszeptała.
Było dobrze po północy, gdy odwiózł ją pod dom. Jeszcze jeden czuły pocałunek i już umykała do bramy. Marek spał w najlepsze. Weszła pod ciepły prysznic i stała pod nim w bezruchu rozpamiętując ten namiętny wieczór. Paweł okazał się wymarzonym kochankiem. Taki seks właśnie lubiła. Dobre, ostre rżnięcie, a nie te delikatne pieszczoty w wykonaniu Marka. On zachowywał się tak, jakby się bał, że przy mocniejszym pchnięciu zrobi jej krzywdę. Przy Pawle odczuła stuprocentową satysfakcję i wiedziała już, że będzie tęsknić za takimi zbliżeniami.
Paweł wrócił do domu po pierwszej. Czuł się zrelaksowany i odprężony. Wszedł cicho do mieszkania. Na stole zauważył naszykowaną kolację i dzbanek z herbatą. Wziął szybką kąpiel i przebrany w piżamę wsunął się do ciepłego łóżka przytulając do pleców Uli. Zasnął marząc o porcelanowym ciele Pauliny.
Silne promienie słońca wdarły się przez niezasłonięte rolety do wnętrza sypialni i omiotły urodziwą twarz Dobrzańskiego. Poruszył się i zacisnął powieki. W końcu otwarł je. Przytulona do niego spała mocnym snem Paulina. Pogładził z czułością jej włosy. – Musiała późno wrócić. Nawet nie zauważyłem kiedy. – Delikatnie, żeby jej nie obudzić wysunął się z pościeli. Odziany w szlafrok nastawił express i wziął się za szykowanie śniadania. W progu stanęła Paulina przeciągając się rozkosznie. Pociągnęła nosem łapiąc zapach świeżo parzonej kawy.
- Dzień dobry kochanie – szepnęła.
Odwrócił się i podszedł do niej wyciskając na jej ustach buziaka.
- Późno wróciłaś…
- Tak. Już spałeś. Nie chciałam cię budzić.
- A co u Julii?
- To babskie sprawy i nie będę cię zanudzać. Po prostu ma teraz ciężki okres i potrzebuje wsparcia. Musiała się wygadać. Rozstała się z Kamilem. Twierdzi, że nie pasowali do siebie, ale jednocześnie bardzo przeżywa to rozstanie. Czasem ciężko mi za nią nadążyć. A co u rodziców? – zmieniła temat.
- Dobrze, nawet bardzo dobrze. Żałowali, że nie mogłaś przyjechać. W przyszłym tygodniu wyjeżdżają…
- Nie martw się. Jeszcze zdążę się z nimi pożegnać.
Zaczynała przywykać do jego późnych powrotów i monotematycznych, mętnych tłumaczeń. Wciąż mu ufała i kochała bardzo mocno. On wykorzystywał to zaufanie do maksimum. Nawet pewien incydent nie wzbudził u niej podejrzeń.
Wracając któregoś dnia z pracy zauważyła, że skrzynka na listy jest pełna. - Pewnie znowu jakieś reklamy – pomyślała. Opróżniła ją i z garścią pełną listów wsiadła do windy. W domu zabrała się za przeglądanie. Rzeczywiście w większości to były reklamy, ale wśród nich natknęła się na list z banku, w którym mieli wspólne konto. Po jego otwarciu okazało się, że to wyciągi bankowe. Z ciekawością zaczęła je czytać. Nieco się zaniepokoiła, bo na kilku były wyłącznie wypłaty i to niemałych kwot. Suma summarum około trzydziestu pięciu tysięcy. Zachodziła w głowę na co były potrzebne Pawłowi tak duże pieniądze. Jak tylko wrócił z pracy pokazała mu wyciągi i zapytała o to. Początkowo tłumaczył się dość pokrętnie i nie chciał jej powiedzieć.
- Nie sądziłem, że się na to natkniesz. Wyciągnąłem pieniądze, bo chciałem ci zrobić niespodziankę.
- Niespodziankę? Jaką?
- No tego właśnie się obawiałem, że nie dasz mi teraz spokoju i będziesz drążyć. Skoro jednak się wydało, to ci powiem. Wpłaciłem zadatek developerowi na nasze przyszłe mieszkanie.
- Ale to czemu nie od razu cała kwota, tylko jakieś dziwne raty? Raz pięć tysięcy, raz dziesięć?
- Wypłacałem na raty, ale jemu zapłaciłem jak miałem już całość. Wiesz, że bankomaty wypłacają tylko do pięciu tysięcy. Ula nie rób afery tam gdzie jej nie ma. Myślałem, że się ucieszysz, bo za dwa lata będziemy mieć już własne cztery ściany.
Przyjęła to tłumaczenie i nie dociekała więcej. Jednak wiedziona jakimś szóstym zmysłem postanowiła część własnych pieniędzy odkładać na nowo założone przez siebie konto w innym banku. – Ostrożności nigdy dość. Gdyby coś poszło nie tak, zawsze będziemy mogli skorzystać z tej żelaznej rezerwy.
Po tym incydencie Paweł postanowił wzmóc swoją czujność, żeby nie dochodziło więcej do takich wpadek. Oczywiście nie było żadnego developera, bo wszystkie pieniądze, które wypłacił przeznaczał na upojne randki z Pauliną i na kosztowne prezenty dla niej.
Ona nawet specjalnie się z nimi nie ukrywała i pytana przez Marka o te precjoza zawsze mówiła, że była u jubilera i nie mogła się oprzeć, żeby ich nie kupić.
- To ja powinienem obsypywać cię klejnotami – mawiał. – Pamiętaj, jeśli tylko ci się coś spodoba pojedziemy razem i kupimy.
Płomienny romans trwał w najlepsze. W niedługim czasie okazało się, że oboje nie mogą już żyć bez tych potajemnych spotkań. Uzależnili się od siebie i od fantastycznego seksu.
Dwa tygodnie przed pokazem kolekcji jesienno-zimowej Marek zakomunikował jej, że musi wyjechać na co najmniej cztery dni do szwalni.
- Nie mogę pozwolić kochanie, żeby obniżyli loty. Przy okazji skontroluję finanse, a to trochę potrwa. Mam nadzieję, że czas szybko minie a ja uporam się z tym jak najprędzej. Nie lubię wyjeżdżać na tak długo i zostawiać cię tu samą. A może pojechałabyś ze mną?
Skrzywiła się na tę propozycję.
- Marco… A co ja będę tam robić? Ty będziesz siedział w szwalniach, a ja sama jak palec w hotelu. Dziękuję, ale nie. Może Julia da się wyciągnąć do SPA? Jakoś wypełnię sobie ten czas bez ciebie.
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniła do Pawła informując go, że przez co najmniej trzy dni będzie sama, bo Marek wyjeżdża.
- My też moglibyśmy, gdyby tylko udało ci się wziąć trochę urlopu. Wyjechalibyśmy za miasto, żeby nikomu nie rzucać się w oczy.
- To bardzo miła perspektywa. Zobaczę co da się zrobić i oddzwonię ci.
Prezes nie miał nic przeciwko wzięciu przez Kamińskiego paru dni urlopu. Teraz jeszcze pozostało zamydlenie oczu Uli, której wmówił, że wyjeżdża na trzydniową delegację do Poznania. Nieco ją zaskoczył, bo nigdy na takie delegacje nie jeździł.
- Ale teraz kochanie moja obecność jest tam niezbędna. Szykują się jakieś targi komputerowe i prawdopodobnie firma weźmie w nich udział. Wrócę najszybciej jak tylko się da.
Ucieszył się, że łyknęła to łgarstwo bez mrugnięcia okiem. Przez internet zabukował pokój w jednym z hoteli nad Zalewem Zegrzyńskim. Dzień przed wyjazdem już czuł podekscytowanie i obiecał sobie, że przez cały pobyt nie będzie wychodzić z łóżka.
ROZDZIAŁ 4
Nastała jesień. Wzajemne zauroczenie Pauliny i Pawła miało się całkiem nieźle. Nadal wymykali się z domów na potajemne schadzki, o których ani Marek, ani Ula nie mieli pojęcia. A jednak nastał taki dzień, w którym Marek poważnie zwątpił w wierność swojej dziewczyny. Zupełnie przypadkiem zobaczył ją wybiegającą z firmy i zaczął się zastanawiać dokąd tak się spieszy. Przebiegła na drugą stronę ruchliwej ulicy docierając do parkingu i wpadając w ramiona jakiegoś faceta. Nie mógł za wiele dostrzec z okna na piątym piętrze. Nie widział już jak wsiadła do stojącego nieopodal opla i odjechała. To dało mu do myślenia. Już do końca dnia nie potrafił się skupić na niczym, bo obsesyjnie myślał o potencjalnej zdradzie Pauliny.
– A może ona rzeczywiście przestała mnie kochać i znalazła sobie innego faceta? Z drugiej strony nigdy nie dała mi powodu do zazdrości i ciągle zapewnia mnie o swojej miłości. A może to tylko takie mydlenie oczu? Może to ja jestem tak zaślepiony, że nie zauważam już nic?
Te pytania musiały na razie pozostać bez odpowiedzi. Postanowił, że nie będzie jej indagował, ale poczeka na rozwój wypadków. Nie czekał zbyt długo. Kilka dni po tym wydarzeniu wracał ze spotkania z kontrahentem. Był pieszo, bo spotkanie miało miejsce w pobliskiej restauracji. Szedł skrótem przez park. Pogoda była ładna. To dopiero początek jesieni, a on z przyjemnością szedł spacerkiem napawając się feerią kolorowych, opadających liści. Przechodził właśnie obok stawu, gdy zauważył siedzącą na ławce kobietę. Wydała mu się znajoma więc podszedł bliżej.
- Julia?
Kobieta odwróciła się gwałtownie i uśmiechnęła radośnie wstając z ławki.
- Marek! Wieki cię nie widziałam! Co u was słychać?
- U nas? No chyba jesteś na bieżąco, bo Paulina częściej widzi ciebie niż mnie. A przy okazji współczuję rozstania z Kamilem. Lubiłem człowieka.
Julia wytrzeszczyła oczy i wyglądała tak, jakby ktoś potraktował ją kijem bejsbolowym. W końcu potrząsnęła głową i spytała.
- Marek, o czym ty mówisz? Pauliny nie widziałam od bardzo dawna, a mój związek z Kamilem ma się świetnie.
Teraz to Marek zamienił się w słup soli. W końcu przysiadł na ławce a obok niego Sławińska.
- Nic z tego nie rozumiem. Paulina w każdy piątek po południu wychodzi z domu mówiąc, że jedzie do ciebie na pogaduchy, że jesteś w kiepskiej formie, bo bardzo przeżywasz rozstanie z Kamilem. Zawsze wraca bardzo późno. Czasami nawet nie wiem o której, bo już śpię. Twierdzi, że jeździ cię pocieszać. Mówi, że często chodzicie po galeriach, a szczególnie do jubilera i za każdym razem ona coś sobie tam kupuje. Widziałem te precjoza Julka. Która więc z was mówi prawdę?
Sławińska była oszołomiona tymi rewelacjami. Przełykając nerwowo ślinę wybałuszała oczy na Dobrzańskiego i nie rozumiała, o czym on mówi.
- Marek… Ja ci przysięgam, że od wielu miesięcy nie miałam kontaktu z Pauliną, a jeśli chodzi o Kamila, to właśnie jestem tutaj z nim umówiona i czekam na niego. Sam możesz się przekonać, że między nami wszystko w porządku – zerknęła na ścieżkę. – O, właśnie idzie.
Około trzydziestopięcioletni mężczyzna podszedł do ławki mówiąc.
- No proszę, proszę, kogo ja widzę. Gdzieś ty się podziewał chłopie? – uścisnął Markowi dłoń. – A gdzie masz Paulinę?
- No właśnie nie bardzo wiem. Pójdę już, bo chyba życie mi się wali w gruzy. Trzymajcie się.
Porwał skórzaną teczkę z ławki i oddalił się szybkim krokiem odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami Julii i Kamila.
Zanim wszedł do swojego gabinetu uprzedził Violettę, żeby nikogo nie wpuszczała.
- Nikogo, rozumiesz? Jestem zajęty.
Usiadł ciężko za biurkiem ukrywając w dłoniach twarz. Teraz miał już pewność, że kobieta, którą tak mocno pokochał i z którą wiązał swoją przyszłość bezczelnie okłamuje go od kilku miesięcy i bez wątpienia zdradza. Koniecznie musiał coś z tym zrobić, a przede wszystkim zdobyć dowody tej zdrady. Był zrozpaczony i wściekły. Jeśli to wszystko, co podejrzewał okaże się prawdą, to chyba palnie sobie w łeb. Nawet nie miał pojęcia jak ma coś takiego wytłumaczyć rodzicom. – Jak ona mogła…, jak mogła…?
W internecie wyszukał adres najbliższego biura detektywistycznego i wybrał jego numer. Umówił się na siedemnastą tuż po skończeniu pracy.
Biuro mieściło się w odrestaurowanej, starej kamienicy niedaleko centrum. Znalazł je bez trudu. Wszedł na drugie piętro i nacisnął klamkę. Wnętrze sprawiało przytulne wrażenie. Z całą pewnością zaadaptowano je na biura z dużego mieszkania. W sporym przedpokoju pyszniła się skórzana kanapa i stolik z gazetami. W szeroko otwartych, przeszklonych drzwiach pojawiła się szczupła kobieta i uśmiechając się serdecznie zapytała w jakiej sprawie przyszedł.
- Nazywam się Marek Dobrzański i jestem umówiony z panem Leszkiewiczem.
- A tak. Proszę wejść dalej. Pan Leszkiewicz czeka na pana. Może napije się pan kawy lub herbaty? – zaproponowała.
- Bardzo pani miła, ale dziękuję. Nie zajmę panu Leszkiewiczowi zbyt dużo czasu.
Kobieta zaanonsowała go i przepuściła w drzwiach zamykając je za nim. Mężczyzna siedzący za biurkiem wstał i zapiął guzik marynarki. Po wzajemnej prezentacji poprosił Marka, by usiadł.
- To teraz proszę mi opowiedzieć, z czym ma pan problem.
- Podejrzewam, że moja dziewczyna, z którą jestem w związku od ponad pięciu lat zdradza mnie od jakiegoś czasu. Dzisiaj spotkałem osobę, która rzuciła mi nieco światła na całą sytuację, bo to właśnie pod przykrywką spotkań z tą kobietą moja dziewczyna wymyka się w każdy piątek z domu i wraca bardzo późno. W dodatku sądzę, że ten, z którym mnie zdradza obsypuje ją drogimi prezentami, chociaż ona twierdzi, że sama je sobie kupuje. To kosztowne precjoza. Nikt za nic nie daje takich prezentów. Ja koniecznie muszę wiedzieć, czy ona naprawdę nie jest mi wierna, a jeśli tak, to z kim się spotyka. Ona i ja jesteśmy współwłaścicielami firmy. Planowaliśmy ślub. Jeśli okaże się, że ona jest inna niż myślałem, wtedy poważnie będę musiał się zastanowić nad podzieleniem firmy, bądź spłaceniem jej części udziałów. – Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął z niej portfel. – Tu jest zdjęcie mojej dziewczyny. Nazywa się Paulina Febo. Na odwrocie ma pan zapisany nasz adres a także adres firmy. Od kiedy może pan zacząć działać? Koszty nie grają roli i byłbym wdzięczny, gdyby wszystkie potrzebne mi informacje pozyskał pan jak najszybciej. Mile widziane będą również zdjęcia potwierdzające tę zdradę.
- Tak właśnie praktykujemy. Albo robimy zdjęcia, albo kręcimy kamerą. Od jutra zacznę działać. Oczywiście dyskretnie. O postępach będę informował na bieżąco.
Marek podniósł się z krzesła i uścisnął mężczyźnie dłoń.
- Dziękuję. Tu jeszcze moja wizytówka wraz z numerem telefonu. Do widzenia panu.
Jak tylko wyszedł z biura detektywistycznego wypuścił powietrze z płuc. Dużo go kosztowała ta rozmowa. Nawet w najgorszych koszmarach nie śnił, że przyjdzie mu się zmierzyć z czymś takim. Był zniechęcony i nie chciało mu się wracać do domu. Pauliny z całą pewnością nie będzie. Ścisnęło mu się boleśnie serce. – Czyżbym naprawdę był aż tak marnym kochankiem, że dla doznania mocniejszych wrażeń poszukała sobie innego? Jak można tak udawać? Przytulać się, całować, prowokować do zbliżeń, a w międzyczasie robić dokładnie to samo z innym? Myślałem, że dobrze cię znam Paulina, a okazało się, że nie znam cię w ogóle. Ufałem ci i kochałem cię. Odwdzięczyłaś mi się, nie ma co.
Była zdenerwowana. Kasjerka kolejny już raz usiłowała uaktywnić jej kartę, która wciąż wykazywała brak środków płatniczych na koncie.
- Bardzo mi przykro. Może ma pani przy sobie jakąś gotówkę?
- Gdybym ją miała, nie płaciłabym kartą, prawda?
Przypomniała sobie, że ma przecież drugą. Błyskawicznie wyciągnęła ją z portfela. - Proszę spróbować tę. - Wklepała pin. Zadziałało. Spakowała zakupy i czmychnęła ze sklepu tym bardziej, że za nią ustawiła się już pokaźna kolejka.
Wracała do domu i nie mogła zrozumieć, dlaczego karta wykazuje brak środków. Jakie to szczęście, że ma jeszcze swoje konto. Dzięki temu nie zbłaźniła się do końca przed tą gromadą ludzi.
Weszła do mieszkania i nawet nie rozpakowawszy zakupów opuściła je ponownie. Koniecznie musiała wyjaśnić tę sprawę w banku. Coś ewidentnie było nie tak. Podjechała do centrum i ruszyła w kierunku budynku banku. Przy kasie wyjaśniła w czym rzecz.
- Naprawdę nie rozumiem. Ta karta musi być uszkodzona. Nie mogłam dzisiaj nią zapłacić w sklepie, bo ciągle wykazywała brak środków na koncie. To niemożliwe, bo na koncie powinno być co najmniej siedemdziesiąt tysięcy.
Kobieta uśmiechnęła się do niej.
- Proszę się uspokoić, zaraz wszystko wyjaśnimy. – Postukała w komputerowe klawisze i prześledziła wszystkie dotychczasowe operacje. – No to wszystko jasne. Konto ma nawet ujemne saldo, bo pan Kamiński pobrał przysługujący mu debet. Było siedem wypłat. Każda po dziesięć tysięcy. Konto jest zadłużone na tysiąc złotych, bo tyle mieliście państwo przyznanego debetu. Karta jest w porządku.
Stała jak wmurowana. Jakim prawem Paweł pobrał także i jej pieniądze? I przede wszystkim na co? Znowu dla developera? Koniecznie musi to z nim wyjaśnić. Przecież mieli składać na wspólne mieszkanie, gromadzić fundusze, a nie wypłacać je z konta. Opuściła budynek banku i wybrała numer do Pawła. Na szczęście odebrał.
- Cześć kochanie, co tam?
- Będziesz dzisiaj w domu o normalnej porze?
- Niestety nie skarbie. Jest piątek, a wiesz, że to najgorszy dla mnie dzień. Pewnie znowu wrócę nie wcześniej jak przed północą. A coś się stało?
- Właściwie to nie wiem… Porozmawiamy, jak będziesz już w domu. Postaraj się wrócić wcześniej. Na razie.
Tym razem musiała z nim porozmawiać koniecznie. Celowo nie kładła się spać, tylko z kubkiem wystygłej już kawy czekała na niego niemal do pierwszej w nocy. Kiedy wszedł do domu był zdziwiony, że jeszcze nie śpi.
- Czy to jest aż tak pilne, że nie pozwala ci się położyć do łóżka?
- Jest pilne, bo nie rozumiem co się dzieje. Dzisiaj najadłam się wstydu w sklepie, bo nie miałam czym zapłacić za zakupy. Karta wykazywała brak środków na koncie. Poszłam do banku, żeby to wyjaśnić, a tam powiedziano mi, że wszystko jest w porządku, bo dokonałeś w krótkim czasie siedmiu wypłat i w dodatku pobrałeś też debet. Co jest grane Paweł? Od początku obiecywaliśmy sobie szczerość, a nagle okazuje się, że o niczym mnie nie informujesz. Rozporządzasz nie tylko swoimi pieniędzmi, ale także moimi. Jakim prawem to robisz bez porozumienia ze mną?
- Przepraszam cię kochanie. Powinienem był ci powiedzieć, ale miałem tyle spraw na głowie, że w końcu zapomniałem. Musiałem wpłacić drugą transzę za mieszkanie. Połowę mamy zapłaconą. Jeszcze sto tysięcy, ale to już w przyszłym roku. Na razie mamy spokój.
- Mówisz prawdę? Zaczynam wątpić, czy ten developer w ogóle istnieje. Masz jakieś dokumenty, jakąś umowę z nim zawartą?
- Oczywiście, że mam. Leży u mnie w biurku.
- Chciałabym ją zobaczyć.
- Zobaczysz. A teraz chodźmy spać. Późno już.
Przez sobotę i niedzielę usilnie pracował nad tym, by uśpić jej podejrzenia. Śniadanie do łóżka, namiętny seks, miliony pocałunków. Znowu poczuła się dowartościowana i kochana. Nawet obwiniała się, że tak na niego naskoczyła, a przecież on się starał i robił wszystko, by mieli świetlaną przyszłość.
- Ula, pieniądze rzecz nabyta. Za kilka dni znowu wpłynie na nasze konto moja wypłata, a dodatkowo pieniądze za dwa patenty. Wyrównamy straty z nawiązką i już nie będziesz musiała się w sklepie rumienić. Za same patenty ma być osiemdziesiąt tysięcy. Będzie dobrze.
To ją uspokoiło. Pozbyła się podejrzeń i znowu ufała mu bezgranicznie.
Minął miesiąc od kiedy Marek zatrudnił Leszkiewicza. Nie było dnia, żeby nie myślał o zdradzie Pauliny. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że jednak poznała kogoś i to z nim spędza upojne piątki. Z nią samą nie rozmawiał o swoich podejrzeniach. W zasadzie między nimi nic się nie zmieniło poza tym, że on nie potrafił już odpowiedzieć na jej zachęty dotyczące seksu, unikał pocałunków i generalnie od bliskości wymigiwał się zmęczeniem. Czasem było jej to na rękę i nawet przez myśl jej nie przeszło, że Marek coś wie na temat jej romansu. Piątki przestały już jej wystarczać. Podobnie Pawłowi. Wynajął umeblowaną kawalerkę i to tam spotykali się od jakiegoś czasu. Zdecydowanie było taniej niż w hotelowych pokojach. Teraz pozwalali sobie nawet na krótkie spotkania w ciągu dnia. Oboje popadli w seksualne uzależnienie i już nie potrafili funkcjonować bez dawki tych miłosnych uniesień.
Marek, cokolwiek by o nim nie powiedzieć, nie był głupcem. Zauważył, że Paulina znika z pracy na kilka godzin, by pojawiać się w niej pod koniec dniówki tylko po to, żeby wraz z nim wracać do domu. Mimo to konsekwentnie milczał. Po prostu czekał na jakiekolwiek ustalenia od detektywa. Uzbroił się w cierpliwość, bo miał świadomość, że pośpiech jest złym doradcą i w tym przypadku całkowicie niepożądanym.
Pod koniec października wreszcie doczekał się telefonu od Leszkiewicza.
- Koniecznie chciałbym się z panem spotkać. Mam bardzo interesujące materiały. Myślę, jednak, że przychodzenie do pańskiej firmy raczej nie wchodzi w grę i najlepiej jest spotkać się na neutralnym gruncie.
Marek zgodził się z nim.
- Ma pan rację. Jeśli jutro o godzinie dwunastej dysponuje pan czasem możemy umówić się na lunch w Baccaro. Jeszcze dzisiaj zarezerwowałbym stolik.
- Świetny pomysł. W takim razie jesteśmy umówieni. Do zobaczenia.
ROZDZIAŁ 5
Restauracja Baccaro była o tej porze jak wymarła. Kiedy Marek wszedł do środka zauważył tylko jeden stolik oblegany przez jakichś starszych ludzi. Zajął swoje miejsce i zamówił espresso. Pięć minut po nim wszedł do lokalu Leszkiewicz. Uścisnęli sobie dłonie.
- Zamówić panu coś?
- Wystarczy kawa. Nie jestem głodny. Dziękuję.
Marek dał znak kelnerowi i po chwili zamówienie zostało zrealizowane. Leszkiewicz wyciągnął z teczki dużą, żółtą kopertę.
- To pokłosie naszych działań. Za chwilę wszystko opowiem. Niestety miał pan rację. Pańska dziewczyna spotyka się z innym mężczyzną. Zaraz pokażę panu zdjęcia, na których wyraźnie widać, że pozostają w wielkiej zażyłości. Jak ustaliliśmy mężczyzna nazywa się Paweł Kamiński…
- Kamiński… - powtórzył za detektywem. - Jakbym już gdzieś słyszał to nazwisko…, ale proszę kontynuować.
- Otóż ten Kamiński jest dyrektorem do spraw informatyki w Centrum Projektów Informatycznych MSWiA. Jak na takiego młodego człowieka, to niezłe stanowisko. Musi być naprawdę dobry w tym co robi. Zdjęcia, które posiadam pokazują jego i pana dziewczynę w różnych miejscach. Mam tu na myśli, okoliczne restauracje, park, a także, co najważniejsze pewien dom na Gałczyńskiego. Kamiński wynajmuje w nim od jakiegoś czasu kawalerkę i to tam głównie się spotykają. Na szczęście dla nas kawalerka położona jest na parterze, a oni niezbyt ostrożni. Dzięki temu mamy piękne, intymne fotografie, które mówią same za siebie. Oto one – wręczył Markowi kopertę.
Ta koperta parzyła mu dłonie. Bał się do niej zajrzeć. Postanowił, że nie będzie tego robił przy Leszkiewiczu, ale w zaciszu swojego gabinetu. Podziękował detektywowi za starania i obiecał, że najdalej jutro dokona przelewu należnej kwoty na konto biura.
Do firmy wracał wolnym krokiem jakby chciał przedłużyć chwilę własnego zderzenia się z rzeczywistością. Już nawet nie wiedział na kogo jest bardziej wściekły, czy na Paulinę, czy na tego lowelasa, który ją uwiódł.
- Violetta, przez godzinę nie ma mnie dla nikogo, choćby się waliło i paliło. Mam do załatwienia bardzo ważny telefon, więc dopilnuj, żeby mi nie przeszkadzano. Tyle chyba potrafisz…?
- Tak jest. Własną piersią…
Nie słuchał jej. Wszedł do środka, usiadł w fotelu i sięgnął do wnętrza koperty. Rozłożył zdjęcia. Były zrobione bardzo profesjonalnie i całkiem z bliska. Widać było każdy detal. Uśmiechniętą, szczęśliwą Paulinę całującą się z tym Pawłem nad brzegiem stawu. – To w tym parku przy firmie. Tuż pod moim nosem… - Kolejne przedstawiały ich w restauracji jak wymownie patrzyli sobie w oczy, on całował jej dłonie i gładził policzek. Najgorszy do zniesienia był widok uwieczniony na tych ostatnich, bo przedstawiał ich w sytuacjach intymnych. Byli kompletnie nadzy i uprawiali seks. Mocniejszych dowodów na zdradę Leszkiewicz nie mógł mu dostarczyć. Westchnął ciężko.
Nie miał pojęcia jak ma przeprowadzić rozmowę z Pauliną i czy w ogóle z nią rozmawiać. Może wystarczy tylko rzucić jej tymi zdjęciami w twarz i kazać wynieść się z domu…? Miał nad czym myśleć.
Tuż przed siedemnastą pojawił się w gabinecie Olszański. Zauważył, że Marek ma nietęgą minę.
- Coś ty taki niewyraźny przyjacielu? Stało się coś?
- No raczej. Nic dobrego Sebastian. Moje dotychczasowe życie rozsypało się jak domek z kart.
Olszański wbił w Marka zdumione spojrzenie. Dawno nie widział go w tak podłym stanie.
- Ale jak to rozsypało się…?
- Masz dzisiaj czas? Muszę się koniecznie napić, bo chyba nie dam rady przetrawić tych rewelacji na trzeźwo.
Sięgnął w głąb biurka wyjmując z niego butelkę szkockiej i dwie literatki. Nalał do połowy i podsunął jedną z nich Sebastianowi. Sam pociągnął solidny łyk i wyrzucił z siebie.
- Paulina mnie zdradza.
Te trzy słowa wywołały u kadrowego głęboki szok. Czegoś takiego w życiu by się nie spodziewał. Przecież oni byli sobie przeznaczeni od zawsze. Stanowili zgrany duet, kochali się, planowali ślub, a tu nagle…
- Ale jak to cię zdradza? Skąd wiesz?
- Najpierw miałem tylko podejrzenia. Wynająłem detektywa, który dostarczył mi dowody. Teraz mam już pewność.
- Z kim cię zdradza? To chyba jakieś nieporozumienie i zwykła pomyłka.
Marek pokręcił głową i upił kolejny łyk. Skrzywił się, bo alkohol palił mu gardło.
- Nie ma mowy o pomyłce, a facet, który tak gorliwie zajął moje miejsce u jej boku to niejaki Paweł Kamiński i mam nieodparte wrażenie, że skądś znam tego człowieka. Zresztą sam zobacz - wyciągnął kilka mniej ociekających seksem zdjęć. Mało brakowało, a Olszański udławiłby się własnym językiem.
- Jasna cholera! Przecież to mój sąsiad z czwartego piętra Paweł Kamiński! Pamiętasz pokaz wiosenno-letniej? Małkowie mnie wystawili i to jemu właśnie zaproponowałem pójście na pokaz. Nie chciałem, żeby bilety się zmarnowały. Ty go też poznałeś. Jego dziewczynę również. Nawet tańczyłeś z nią. To Ula Cieplak. Dokładnie to pamiętam, bo wtedy Paweł tańczył z Pauliną. Teraz wszystko zaczyna mi się układać. To na bankiecie najwyraźniej musieli dojść do porozumienia. W życiu bym czegoś takiego się po nim nie spodziewał. Po Pauli także. Ciekawy jestem, czy Ula wie o tym romansie, ale nie sądzę. Widziałem się z nią ostatnio i narzekała tylko, że Paweł haruje jak wół od świtu do nocy i wraca do domu jedynie po to, żeby się przespać.
- Coś sobie przypominam… Taka szczupła, dość przeciętna, z długimi, kasztanowymi włosami i okularami na nosie. Zdaje się, że miała aparat na zębach. Była w sukience rudego koloru do połowy łydki.
- Dokładnie. To właśnie Ula…
- No tak… To już wszystko rozumiem. Wiesz, gdzie pracuje? Mam tę Ulę na myśli.
- Nawet bardzo dokładnie wiem, bo podwoziłem ją kilka razy do pracy. To firma zajmująca się doradztwem inwestycyjnym przy Nowogrodzkiej pięćdziesiąt jeden tuż obok teatru „Roma”. Jest tam kierownikiem działu, czy kimś w tym rodzaju.
- Dzięki Seba. Na razie ani słowa. Chyba nie muszę ci o tym przypominać?
- No stary, za kogo ty mnie masz? Przyjaźń to przyjaźń, nie?
Była bardzo zapracowana. Koniecznie chciała dokończyć raport na zebranie kierowników działów Takie zebrania odbywały się zawsze ostatniego dnia każdego miesiąca, a ona bardzo się starała rzetelnie przedstawić sytuację finansową firmy. Tak naprawdę powinien sporządzać taki raport dyrektor finansowy, ale od dwóch miesięcy ona pełniła funkcję jego zastępcy i to na nią zrzucił ten obowiązek. Nie narzekała. Cyferki to był jej żywioł. Koło południa rozdzwonił się jej telefon służbowy. Podniosła słuchawkę sądząc, że to jej przełożony dzwoni w sprawie tego właśnie raportu, ale ku swojemu zdumieniu usłyszała głos zupełnie kogoś innego.
- Dzień dobry. Pani Urszula Cieplak?
- Tak. Słucham. W czym mogę pomóc?
- Marek Dobrzański z tej strony.
- Marek Dobrzański…?
- Poznaliśmy się na pokazie, który w maju organizowała moja firma, a na bankiecie nawet tańczyliśmy…
- A tak, teraz sobie przypominam. W takim razie w czym mogę być ci pomocna?
- Posłuchaj Ula. Mam bardzo ważną sprawę i zależy mi, by spotkać się z tobą osobiście i to jak najprędzej. Najlepiej dzisiaj. Tuż obok twojej firmy jest mała knajpka. Będę tam czekał o siedemnastej. Bardzo cię proszę, żebyś nie bagatelizowała tej prośby i przyszła, bo to, co mam do powiedzenia jest ważne nie tylko dla mnie, ale i dla ciebie.
- Jesteś bardzo tajemniczy. Nie powiesz mi nawet o co chodzi?
- To nie jest sprawa, którą można omówić przez telefon stąd moja nietypowa prośba.
- No dobrze. W takim razie będę. Do zobaczenia.
Zachodziła w głowę, o co może chodzić temu Dobrzańskiemu. Widziała go tylko raz w życiu na tym pokazie więc jaką ważną sprawę może mieć do niej?
Przed siedemnastą zaczęła się powoli zbierać. Knajpka była tuż za rogiem, więc nie było obawy, że się spóźni. Kiedy weszła do ciepłego wnętrza Dobrzański już tam był. Na jej widok wstał i pomógł jej zdjąć płaszcz. Zamówił kawę.
- Właściwie nie bardzo wiem, od czego miałbym zacząć, więc powiem wprost. Twój chłopak od kilku miesięcy zdradza cię z moją dziewczyną.
Zatkało ją i przez dłuższą chwilę nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. Jej oczy przypominały wielkością pięciozłotówki.
- Słucham?
- Mają romans co najmniej od maja. Dowiedziałem się o tym całkiem niedawno. Wynająłem detektywa, który to potwierdził.
Pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Ale to niemożliwe. Przecież coś bym wiedziała, coś przeczuwała…
- Dobrze się maskują. Twój Paweł wynajął na Gałczyńskiego kawalerkę i tam się spotykają. Obsypuje Paulinę drogimi prezentami. Są to głównie wyroby jubilerskie, których Paulina jest fanką. Na moje pytanie skąd to wszystko ma, odpowiedziała, że sama sobie kupiła. Nie uwierzyłem.
- Nie, nie, to jakaś piramidalna bzdura. Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Paweł nie zrobiłby mi czegoś takiego. Mamy plany. Chcemy się pobrać, zadatkował już na nasze nowe mieszkanie…
- To tak jak my. Też mieliśmy plany, ale dzięki twojemu chłopakowi posypały się w gruzy – rzucił pogardliwie. – On zniszczył mi życie, rozumiesz? Uwiódł Paulinę. Gdybyś była inna, gdybyś bardziej zadbała o niego i jego potrzeby, być może taka sytuacja nie miałaby nigdy miejsca, bo nie potrzebowałby szukać pocieszenia w ramionach innej kobiety. Mojej kobiety – rzekł z naciskiem. - Jesteś tak samo winna jak on.
Jego słowa spowodowały, że zaczęła płakać.
- Jak śmiesz mi mówić takie rzeczy. A twoja Paulina to niby taka święta? Gdyby cię tak bardzo kochała, gdyby bardziej była odporna na wdzięki mężczyzn należących do innych kobiet, to ten romans nigdy by się nie zdarzył. Poza tym, czy to naprawdę jest romans? Może to tylko niewinne spotkania przy kawie, a ty dorabiasz do tego teorię.
Zacisnął szczęki. Był wściekły. – Czy ona naprawdę jest taka głupia, czy tylko udaje? - Myślisz, że sobie to wymyśliłem? Po co miałbym to robić? – wysyczał przez zęby. - Nie bądź naiwna. Zobacz - wysypał na stolik stos zdjęć. Oszołomiona wpatrywała się w te dowody jawnej zdrady. Ogarnęło ją obrzydzenie.
- Czego ty właściwie ode mnie chcesz?
- Oczekuję, że przywołasz do pionu Pawła. Sprawisz, że wreszcie się opamięta i zostawi Paulinę w spokoju. Kocham ją i nie dopuszczę do kontynuowania tej znajomości. Zadbaj o siebie. Spraw, żeby przestał szukać u innych kobiet tego, czego ty nie możesz mu dać. Wystarczy odrobina wysiłku i dobrej woli. Jeśli naprawdę cię kocha, wróci do ciebie.
- Myślisz, że po tym, co mi powiedziałeś i po tym co zobaczyłam na tych zdjęciach chcę, żeby do mnie wrócił? Nigdy w życiu. – Podniosła się z krzesła. – Mam dość tej rozmowy i dość inwektyw jakie usłyszałam pod moim adresem. Nie znasz mnie wcale, oskarżasz o rozpad twojego związku, chociaż ja nie mam z tym nic wspólnego i tak samo jestem w szoku jak ty. Jakże łatwo przychodzi ci oceniać mnie negatywnie. – Sięgnęła po jedno ze zdjęć ukazujące Pawła i Paulinę w miłosnym uniesieniu. – Pozwolisz, że to jedno zdjęcie zatrzymam. Też muszę się jakoś bronić. I jeszcze jedno. Nigdy więcej do mnie nie dzwoń w sprawie tych dwojga. Radź sobie sam. Po tym, co powiedziałeś straciłam ochotę na rozmowę z tobą. Żegnam. - odwróciła się na pięcie i zabrawszy z szatni płaszcz wybiegła z kawiarenki. Zachowywała się jakby była w amoku. Nie mogła uwierzyć, że Paweł, jej Paweł mógł dopuścić się zdrady. Ciągle przecież zapewniał ją o swoim wielkim uczuciu. Jednak dowód tej zdrady znajdował się w jej torebce. Nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się przed budynkiem banku. Nie zastanawiała się. Podeszła do bankomatu, żeby sprawdzić stan konta. Było dziewięćdziesiąt pięć tysięcy. Bez namysłu weszła do środka i stanęła przy okienku. Poprosiła o przelanie pieniędzy na jej osobiste konto. Całe dziewięćdziesiąt tysięcy. – To za kłamstwa, mydlenie oczu, wciskanie ciemnoty i za moje upokorzenie. Za resztę możesz obsypać Paulinkę klejnotami Pawełku.
Przy okazji wycofała swoje upoważnienie z ich wspólnego konta i oddała kartę. Finansowo nie stała najgorzej. Miała jeszcze przecież trochę pieniędzy ze sprzedaży domu, które zainwestowała w lokatę. Na start wystarczy. Przede wszystkim koniecznie musi się wyprowadzić z mieszkania Pawła. Zanim jednak to zrobi, poszuka jakiegoś niedrogiego lokum, a potem wyjedzie. Może do Jaśka? Tam z pewnością nikt jej nie będzie szukał. Paweł od dawna myśli, że nie utrzymuje z bratem kontaktu.
Cały wieczór poświęciła na szukanie w internecie ofert dotyczących sprzedaży mieszkań. Wynotowała kilka adresów i telefonów. Pawła jak zwykle nie było. Nie dociekała już czy jest w pracy jak zawsze jej wmawiał, czy na upojnej randce z Pauliną Febo. Przestało ją to obchodzić. Kiedy kładła się do łóżka pomyślała tylko, że znowu jest jesień a ona kolejny raz przeżywa dramat w swoim życiu. Czy to już będzie tak zawsze? Czy ciąży na niej jakaś cholerna klątwa? Może powinna dać się okadzić i zamówić egzorcystę? Zachichotała pomyślawszy o tym ostatnim. Nie będzie jej potrzebny, bo od jutra zaczyna twardo stąpać po ziemi i przestaje wierzyć w słodkie, ale fałszywie brzmiące słowa mężczyzn.
Comments