top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

NIEWIERNOŚĆ - rozdziały: 6, 7, 8, 9, 10 ostatni

ROZDZIAŁ 6


Wstała bardzo wcześnie. Paweł jeszcze chrapał w najlepsze. Nie budziła go. Miała to gdzieś. Nawet nie naszykowała śniadania, a jedynie ubrała się pośpiesznie i wyszła z domu cicho przekręcając w zamku klucz. Będąc już na miejscu w biurze pochyliła się nad dokończeniem raportu i jak tylko dostała informację, że jej szef pokazał się w firmie natychmiast do niego poszła.

- Widzę, że raport gotowy pani Urszulo? Spisała się pani na medal. Naprawdę to doceniam.

- Tak… Myślę, że zawarłam w nim wszystko. Sprawdzałam trzy razy i wydaje się być w porządku. Przyszłam jednak do pana nie tylko z raportem. Z uwagi na dość skomplikowaną sytuację rodzinną chciałam prosić pana o udzielenie mi urlopu. Mam niewykorzystane dwa miesiące i teraz przydałyby mi się bardzo.

- Aż dwa miesiące? To sporo.

- Wiem, ale to akurat tyle, żeby wyprowadzić swoje sprawy na prostą. Proszę mi wierzyć, że gdyby nie okoliczności nie prosiłabym o ten urlop.

- No dobrze. Mam nadzieję, że jakoś poradzimy tu sobie bez pani. Proszę w takim razie wypisać w kadrach wniosek i przynieść mi go do podpisu.

Uśmiechnęła się do mężczyzny wdzięcznie.

- Bardzo dziękuję, za chwilkę będę z powrotem.

Wyszła z firmy usatysfakcjonowana. Pierwszy krok zrobiony. Teraz mieszkanie. Zatrzymała taksówkę i kazała się zawieźć na Ursynów na Aleję Komisji Edukacji Narodowej. Tam była umówiona na oględziny pierwszego mieszkania. Musiała wybrać takie, do którego mogłaby się wprowadzić natychmiast.

Nie chciała tracić czasu na wielotygodniowe remonty. Mieszkanie było jednak bardzo małe. Po prostu zwyczajna klitka z mikroskopijną kuchnią w dodatku bez okna. Kolejne, które oglądała już było znacznie lepsze, chociaż miało zaledwie czterdzieści pięć metrów kwadratowych. Położone na drugim piętrze posiadało dwa dosyć ustawne pokoje, przyzwoitą kuchnię, osobno łazienkę i toaletę, a także balkon, który Uli najbardziej przypadł do gustu, bo był duży. W dodatku faktycznie nie musiała w mieszkaniu nic robić. Właściciel chciał sto sześćdziesiąt tysięcy, ale utargowała dwadzieścia mówiąc mu, że jeśli trochę zejdzie z ceny ona jest gotowa podpisać akt notarialny natychmiast. Ku jej radości zgodził się. Następnego dnia w kancelarii notarialnej mieszkanie stało się własnością Uli.

Dzięki temu, że miała urlop mogła załatwić w ciągu dnia wiele spraw. Zamówiła meble, które dość szybko przywieziono i złożono. Żeby nie wzbudzać podejrzeń u Pawła wywoziła swoje rzeczy sukcesywnie, by nie dostrzegł ich braku i nie zadawał niewygodnych pytań. Tym sposobem w ciągu dziesięciu dni uwiła sobie gniazdko.


Był piątek. To właśnie na ten dzień czekała. Wiedziała przecież, że to dzień schadzek Pawła i Pauliny. Pozbierała do torby resztę swoich drobiazgów. Usiadła przy stole w kuchni i zaczęła pisać pożegnalny list.





Paweł – odchodzę. Mam dość Twoich kłamstw, oszukiwania, a przede wszystkim braku wierności z Twojej strony. Myślałeś, że się nie dowiem? Sądziłeś, że jestem naprawdę taka głupia? Wiem o Twoim romansie z Pauliną Febo. Wiem, że pieniądze, które z takim mozołem zbieraliśmy, wydałeś nie na zakup naszego wspólnego mieszkania, ale na złote błyskotki dla tej ekskluzywnej dziwki i na wynajem kawalerki, byście mogli bezkarnie zdradzać w niej mnie i Marka Dobrzańskiego.

Nie było żadnej pierwszej ani drugiej transzy. Twój developer nie istnieje podobnie jak umowa, którą rzekomo z nim zawarłeś.

Nigdy więcej do mnie nie dzwoń, nie próbuj mnie szukać licząc na rozmowę. Nienawidzę Cię i nie chcę znać. Żałuję tylko, że wcześniej się nie zorientowałam jaki z Ciebie podły drań. Pod płaszczykiem miłej powierzchowności i wspaniałego charakteru ukrywa się zwyczajna szuja, łgarz i łajdak. Od dzisiaj omijam takie męty szerokim łukiem. Życzę Ci wszystkiego najgorszego za moją krzywdę, naiwność i zaślepienie. Zostawiam Ci jeszcze to zdjęcie z nadzieją, że będzie dla Ciebie miłą pamiątką upojnych nocy z tą przeklętą Włoszką. Niech Was piekło pochłonie.

Żegnaj durniu.


Nie oglądając się za siebie złapała torbę i zamknęła drzwi. Klucze wrzuciła do skrzynki na listy. Od teraz postanowiła liczyć wyłącznie na siebie.


Marek miał wyrzuty sumienia. Nie tak miała wyglądać ta rozmowa z Ulą. Chciał spotkać się z nią, bo miał zamiar pozyskać w jej osobie sojusznika we wspólnej walce o opamiętanie Pauliny i Pawła, a tymczasem emocje wzięły górę i przeholował, i to bardzo.

- Obraziłem ją Seba – zwierzał się przyjacielowi. – Naskoczyłem na nią jak idiota obwiniając za zdradę Pauliny. Powiedziałem, że w jednakowym stopniu winny jest i Paweł i ona za rozpieprzenie mojego życia. Dopiero jak wyszła z kawiarni zrozumiałem, że przegiąłem. Nie zasłużyła sobie na takie traktowanie, bo jej życiowe plany też przecież się posypały, tak jak moje.

- Rozmawiałeś z Pauliną?

- Jeszcze nie. Znowu w piątek pojechała do tego dupka i nawet nie wiem, o której wróciła.

- Na co ty czekasz? Na co liczysz? Kobieta, która raz zdradziła zrobi to ponownie. Tak samo jest z facetami. Ona się nie zmieni. Ulę powinieneś przeprosić, bo to dobra, porządna i uczciwa dziewczyna. Kochała Pawła, a ten kretyn nie potrafił tego docenić. Tak to bywa jak zaczyna się myśleć fiutem, a nie głową.

- Masz rację. Tylko jak ja jej spojrzę w oczy. Nagadałem jej mnóstwo wstrętnych rzeczy. Sugerowałem, że powinna bardziej o siebie zadbać to być może wtedy odzyska Pawła. Płakała, a ja byłem bezlitosny. Straszny ze mnie debil. Poniosło mnie.

- Spróbuj zadzwonić i umówić się. Może się zgodzi…

Marek pokręcił przecząco głową.

- Nie zgodzi się Seba. Zanim wyszła powiedziała mi, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego i żebym nie dzwonił do niej. Naprawdę nie mam pojęcia, jak mam to wszystko odkręcić. Wyszedłem na strasznego chama, a przecież nie jestem taki.

Po wyjściu przyjaciela złapał za słuchawkę i wybrał numer Uli, ale zamiast niej odebrała jakaś kobieta.

- Niestety pani Cieplak nie będzie przez co najmniej dwa miesiące. Wzięła zaległy urlop.

- A czy jest jakaś inna możliwość skontaktowania się z nią? Bardzo mi na tym zależy. Jestem jej kuzynem i chciałem poinformować ją o pogrzebie. Niestety dysponuję wyłącznie tym numerem telefonu. Zmarła nasza krewna i Ula miałaby do mnie żal, gdybym jej nie powiadomił.

To na prędce zmyślone kłamstwo zdziałało cuda, bo kobieta najpierw złożyła mu kondolencje, a potem bez wahania podała numer telefonu komórkowego Uli. Wszystko skrupulatnie zapisał i już po chwili wybierał jej numer.

- Halo - usłyszał jej głos.

- Dzień dobry Ula. Marek Dobrzański z tej strony.

Przez chwilę zaległa cisza. Chyba ją zaskoczył.

- Skąd masz ten numer telefonu? Czyżbym nie wyraziła się dostatecznie jasno podczas naszego spotkania? Nie życzę sobie telefonów od ciebie.

- Ja chciałem tylko cię przeprosić za swoje zachowanie i…

- Daruj sobie i nie wysilaj się – przerwała mu. – Mam gdzieś twoje przeprosiny. Nie dzwoń do mnie nigdy więcej – rozłączyła się.


Weszła cicho do domu, ściągnęła kozaki i na bosaka przeszła do salonu. Nagle rozbłysło światło, które poraziło jej oczy. Kiedy przyzwyczaiły się już do niego ujrzała siedzącego na kanapie Marka.

- Nie śpisz jeszcze? – zapytała. – Już bardzo późno.

- Nie, nie śpię. Dzisiaj postanowiłem zaczekać na ciebie. Jakoś ostatnio się mijamy, a ja mam kilka spraw do omówienia.

- Ale teraz chcesz je omawiać? Nie mogą poczekać do jutra?

- Niestety nie. Co u Julii? Pozbierała się jakoś? – rzucił jakby od niechcenia.

- Tak, już zdecydowanie lepiej. Powoli zapomina.

- A to bardzo ciekawe, co mówisz, bo ja spotkałem ich całkiem niedawno w parku i nie wyglądali na zwaśnionych. Raczej wręcz przeciwnie. Stanowią naprawdę szczęśliwą parę w przeciwieństwie do nas. Możesz mi wytłumaczyć dokąd wychodzisz w piątkowe wieczory i z kim się spotykasz, bo że nie z Julią to już ustaliliśmy?

Zaskoczył ją. Nie sądziła, że sprawa przybierze taki niekorzystny dla niej obrót. Musiała coś szybko wymyślić. Usiadła na kanapie i splotła dłonie.

- Marek, o co ty mnie podejrzewasz? Chyba nie przypuszczasz, że jest ktoś inny oprócz ciebie?

- Oczywiście, że nie przypuszczam. Ja jestem tego w stu procentach pewien kochanie. Masz, – podał jej żółtą kopertę – obejrzyj sobie. To bardzo ciekawe.

Wysypała zawartość koperty na szklany stolik i zamarła.

- Marek, to nie jest to co myślisz?

- To nie jest to co myślę?! Paulina jesteś tu kompletnie naga i uprawiasz seks z facetem, który nie jest mną. Czy potrzebuję bardziej obciążającego dowodu? Ten człowiek to Paweł Kamiński, od maja, od czasu pokazu twój osobisty kochanek. Wiem o was absolutnie wszystko. Rozmawiałem z dziewczyną Pawła. Chciałem ją przekonać, by przemówiła mu do rozumu. Chciałem, żebyś do mnie wróciła, ale wiesz co? Zmieniłem zdanie. Nie będę żywił się resztkami. Te zdjęcia jutro wylądują na stole u moich rodziców. Alex też będzie pewnie chciał wiedzieć, dlaczego kazałem ci się spakować i opuścić mój dom. Zniszczyłaś mi życie, a to nie jest coś, co można wybaczyć. Ja nie wybaczę ci tego nigdy. Znikniesz z moich oczu i naprawdę nie obchodzi mnie dalszy twój los. Może twój kochanek przyjmie cię pod swój dach? Teraz radzę zacząć się pakować. Jedyne, co mogę jeszcze dla ciebie zrobić, to zamówić ci taksówkę.


Wszedł do domu najciszej jak potrafił. Ciemne okna, na które zerknął wchodząc do bloku świadczyły, że Ula już śpi. Zapalił mały kinkiet w przedpokoju i przeszedł do kuchni chcąc nastawić wodę na herbatę. Zauważył na stole jakąś kartkę, ale żeby ją przeczytać musiał włączyć dodatkowe oświetlenie. To, co zobaczył obok kartki zmroziło mu krew w żyłach. Przebiegł wzrokiem po tekście i już wszystko wiedział. Dlaczego był takim głupcem i święcie wierzył, że ten romans się nie wyda? Skoro Ula już wiedziała to i Marek z całą pewnością też wie. Rozległ się dźwięk jego komórki. Odebrał natychmiast.

- Paweł? – usłyszał płaczliwy głos swojej kochanki. – Właśnie Marek wyrzucił mnie z domu. Wynajął detektywa, który nas śledził. Porobił mnóstwo zdjęć ukazujących nas w intymnych sytuacjach. Rozmawiał też z twoją Ulą. Ona wie o nas.

- Wiem, że wie. Zostawiła mi kartkę i jedno z takich zdjęć. Wyprowadziła się z domu.

- Paweł ja nie mam dokąd pójść. Możesz przyjechać po mnie?

- Nie płacz. Już jadę. I nie martw się. Wszystko się jakoś ułoży.


Marek zaparkował na podjeździe przed domem rodziców i energicznie wysiadł z samochodu. Prosił rodziców o tę rozmowę. Sprawę Pauliny musiał załatwić definitywnie i raz na zawsze. Po przywitaniu z nimi rozsiadł się w wygodnym fotelu i opowiedział im wszystko od początku do końca. Nie miał zamiaru niczego ukrywać, więc i większość zdjęć dał im do obejrzenia.

- Oto wasza wychowanka i moja dziewczyna. W życiu nie spodziewałbym się, że wywinie mi taki numer. I pomyśleć, że miałem zamiar oświadczyć się jej w święta. Nawet kupiłem już pierścionek. Na szczęście mogę go jeszcze zwrócić. Paulina okazała się zwykłą dziwką. Wywłoką i podłą suką. Gdzie ja miałem oczy? Jak ja mogłem pokochać takie coś? Oświadczam wam, że wyrzuciłem ją z domu i nie mam pojęcia, gdzie teraz przebywa. Najprawdopodobniej u swojego kochanka. Zresztą zupełnie mnie to nie obchodzi. Z wami chciałem omówić sprawę firmy. Nie chcę Pauliny więcej widzieć. Są trzy wyjścia. Albo spłacimy jej część udziałów, albo podzielimy firmę, albo ona zrzeknie się udziałów na rzecz Alexa. Zaprosiłem tu również jego. Nie wiem, dlaczego się spóźnia. Chciałbym i jego zdanie poznać na ten temat.

Dobrzańscy byli wstrząśnięci. Nie tak wychowali Paulinę. Skrzywdziła nie tylko Marka, ale ich wszystkich. Oburzona Helena mówiła:

- Nie będziemy cię do niczego zmuszać ani namawiać, byś do niej wrócił synku. Okryła hańbą nie tylko swoje nazwisko, ale i nasze. Jej rodzice chyba przewracają się w grobie.

Pół godziny później pojawił się Febo. Był poruszony i zdjęciami i tym, co powiedział o jego siostrze Marek.

- U mnie jej nie ma, ale będąc na twoim miejscu chyba nie postąpiłbym inaczej.

- Kochałem ją Alex i byłem w stanie wybaczyć jej wiele, ale zdrady nie wybaczę nigdy. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

- Rozumiem doskonale i wcale cię za to nie potępiam. Koniecznie muszę się z nią skontaktować w sprawie tych udziałów. Postaram się jutro coś załatwić i powiadomię was.


Paulina przekazała swoją część udziałów bratu z zastrzeżeniem, że ewentualne profity będą należeć do niej. Złożyła również wypowiedzenie z pracy. Zamieszkała z Pawłem zostając tym samym jego utrzymanką. Początkowo odpowiadało im takie życie, jednak Paulina zaczęła się dusić w tym małym mieszkanku czekając długie godziny na powrót z pracy swojego kochanka. Nie robiła kompletnie nic. Mieszkanie było brudne, bo nie potrafiła sprzątać. Nie prała, bo nie umiała obsługiwać pralki, nie gotowała, bo nie miała o tym pojęcia, a to było coś, co najbardziej nie odpowiadało Pawłowi. Zaczęły się pierwsze spięcia, bo miał dość chodzenia do restauracji lub zamawiania cateringu.

Paulina już nie była tą piękną, zawsze zadbaną i pachnącą drogimi perfumami kobietą. Zapuściła się. Wciąż chodziła rozczochrana, w za szerokim szlafroku i rozklapanych kapciach, a Paweł coraz częściej żałował, że tak podle postąpił z Ulą. Jakże były różne. Przy Uli miał istny raj, bo dbała o niego i o dom. Stracił wszelką motywację i już nawet ten namiętny, dziki seks z Pauliną przestał mu sprawiać przyjemność. Powoli dojrzewał do decyzji o rozstaniu z tą piękną niegdyś Włoszką.



ROZDZIAŁ 7


Paweł przekręcił w zamku klucz i wszedł do wnętrza mieszkania. Powietrze było ciężkie i panował zaduch, co świadczyło o dawno niewietrzonych pomieszczeniach. Z niesmakiem pokręcił nosem. Stanął w drzwiach do pokoju i ujrzawszy leżącą z pilotem w ręku Paulinę, westchnął ciężko. Na tę kobietę nie działały żadne argumenty. Miał po dziurki w nosie takiego życia. Nie był typem mężczyzny, który radził sobie świetnie sam we wszystkich czynnościach domowych. Przy Uli nawet nie zawracał sobie nimi głowy i poza wyniesieniem śmieci do zsypu nie plamił rąk niczym więcej, bo Ula dbała o wszystko. Przysiadł naprzeciwko swojej kochanki i z nieodgadnionym wyrazem twarzy obrzucił ją spojrzeniem.

- Nie znudziło ci się jeszcze takie życie Paulina? Rozejrzyj się wokół siebie. Mieszkamy na wysypisku śmieci. W zamian za to, że cię utrzymuję mogłabyś przynajmniej trochę tu ogarnąć. Nie poznaję cię. Kiedyś potrafiłaś dbać o siebie, a spójrz w lustro. Wyglądasz. jak fleja. Kiedy kąpałaś się ostatnio? - Nie odpowiedziała, tylko omiotła go pogardliwym spojrzeniem. – Ja nie potrafię tak dłużej funkcjonować. Mam dość. Albo więc zadbasz o siebie i dom, albo będziemy musieli się pożegnać.

- Wyrzucasz mnie?

- Nie pozostawiasz mi wyboru. Nie tak wyobrażałem sobie nasze wspólne życie. Okazuje się, że bez gosposi jesteś nikim. Nic nie potrafisz. Jak ty uchowałaś się na tym świecie? Kobiety w twoim wieku mają już odchowane dzieci. Są aktywne zawodowo. Są zorganizowane, bo doskonale potrafią łączyć obowiązki służbowe z tymi domowymi. Myślisz, że zostałaś stworzona do wyższych celów? Ja nie mam zamiaru dłużej koło ciebie skakać, bo nie dajesz nic w zamian.

- Daję ci siebie, czy to mało?

- Niestety Paulina, to już przestało mi wystarczać.

Podniósł się z fotela i ruszył do sypialni. Tam przebrał się w dres i zabrał za sprzątanie. Tak naprawdę nie wiedział od czego ma zacząć. Miał rację, że mieszkanie przypominało śmietnik. Do wielkich, foliowych worów wrzucał puste opakowania po zamówionych posiłkach, pudełka po pizzy i dziesiątki słoików. Do zsypu obracał kilka razy. Potem zabrał się za zmywanie góry brudnych naczyń. Samych szklanek było chyba ze dwadzieścia nie mówiąc już o talerzach upapranych zaschniętym jedzeniem. – Dobrze, że to zima a nie lato, bo miałbym tu do kompletu roje wypasionych much – pomyślał. Odkurzanie z mebli i dywanów zajęło mu kolejną godzinę. Porządki w łazience następną. W międzyczasie nastawił pralkę. Paulina obserwowała jego poczynania w milczeniu i nawet nie ruszyła tyłka z kanapy. Kiedy skończył było już dobrze po północy. Dzisiaj wyśpi się wreszcie w czystej pościeli a nie w barłogu.


Obudził go dziwny hałas. Otworzył oczy i wstał z łóżka ciekawy skąd dochodzi. W przedpokoju zobaczył Paulinę ciągnącą za rączki dwie, wielkie walizki.

- A jednak postanowiłaś odejść. Może to i lepiej. Nie mam już siły męczyć się dalej z tobą. Było nam świetnie w łóżku, ale życie nie składa się wyłącznie z seksu. Całkiem niedawno to sobie uzmysłowiłem.

- No to gratuluję – burknęła. – Już nie będziesz się musiał ze mną męczyć. Ja też mam ciebie dość, a szczególnie wiecznych połajanek. Nie muszę tego wysłuchiwać. Żegnaj.

Otworzyła drzwi i podeszła do windy. Nawet się nie ruszył, żeby jej pomóc. Zjechała na dół i przy wyjściu natknęła się na Sebastiana. Wiedziała, że tu mieszka, ale odkąd przeprowadziła się do Pawła nigdy go tutaj nie spotkała. Olszański ledwo ją poznał.

-Paulina? – spytał dla pewności.

- A myślałeś, że kto?

- Wyprowadzasz się?

- No jak widać.

- A dokąd?

- To już chyba nie twoja sprawa?

- Masz rację. Nie moja. Może mógłbym cię podwieźć? Powiedz tylko gdzie.

- Obejdzie się. Właśnie podjeżdża moja taksówka. Cześć.

Kierowca pomógł jej z bagażami. Zaczekał aż wsiądzie i zamknął za nią drzwi. Sebastian stał przed blokiem do momentu aż taksówka zniknęła mu z oczu. - Co ona z siebie zrobiła? Wygląda koszmarnie. – Pokręcił głową zdziwiony i ruszył do samochodu. Był umówiony z Violettą, więc obrał kurs na Pomiechówek.





Pociąg z przeraźliwym piskiem kół zatrzymał się przy jednym z peronów krakowskiego dworca. Jakiś facet pomógł jej ściągnąć walizkę z półki i wyniósł ją na korytarz.

- Bardzo panu dziękuję. Dalej poradzę sobie sama.

Wysiadła z pociągu i rozejrzała się. Zauważyła znajomą sylwetkę i pomachała ręką. Po chwili wylądowała w objęciach brata.

- Ależ się za tobą stęskniłam. Za rzadko się widujemy braciszku. Za rzadko.

Jasiek Cieplak uśmiechnął się szeroko.

- Wszystko nadrobimy Ula. Wziąłem tydzień urlopu. Nagadamy się. Na jak długo przyjechałaś?

- Chciałam na miesiąc, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

- No jasne, że nie mam. Bardzo się cieszę. Jutro poznasz moją dziewczynę. Na pewno się polubicie. Chodźmy.

Była zauroczona Krakowem i miejscem, w którym mieszkał Jasiek. Mieszkanie znajdowało się w starej, ale odnowionej kamienicy przy ulicy Basztowej niedaleko targowiska na Starym Kleparzu. Nie było za duże, ale wysokie.

- Mam tu wszystko czego potrzebuję Ula. Dla mnie samego dwa pokoje zupełnie wystarczą. Dobrze mi się tu mieszka i do pracy niedaleko.

- Przynajmniej przez miesiąc zapewnię ci regularne posiłki. Chudy jakiś jesteś – spojrzała na brata krytycznym wzrokiem. Roześmiał się.

- A ty to niby gruba? Takie mamy geny Ula i za ciasną skórę. Zajmij ten pokój po lewej. Przygotowałem ci łóżko i przebrałem pościel. Zrobiłem też miejsce w szafie na ciuchy. Rozpakuj się spokojnie, a ja zrobię herbatę i coś do jedzenia.

Po solidnym posiłku Jasiek zaparzył mocną kawę. Rozsiedli się w wygodnych fotelach sącząc aromatyczny płyn.

- No to opowiadaj, co tak naprawdę przygnało cię tutaj. Widzę, że jesteś jakaś przygaszona. Co się stało? Coś z Pawłem?

Pokiwała smętnie głową.

- Przygnała mnie rozpacz, rozczarowanie, ogromny zawód i wściekłość. On mnie zdradzał Jasiek. Przez pół roku bezczelnie mnie oszukiwał, a ja nie miałam o niczym zielonego pojęcia. Oczy otworzył mi dopiero Marek, facet tej kobiety, z którą Paweł miał romans. Marek w dodatku i mnie obwinił za zniszczenie mu życia i chciał wymusić na mnie przywrócenie Pawła do pionu. Pokazał mi zdjęcia zrobione przez detektywa, którego wynajął. Były jednoznaczne. Po czymś takim nie mogłam już dłużej z nim być. Kupiłam mieszkanie na Ursynowie i jak już je umeblowałam, pozbierałam swoje rzeczy i wyniosłam się. Muszę się otrząsnąć i ogarnąć po tej traumie. Póki co mam dość facetów i nie zamierzam się z żadnym związać. Mam nadzieję, że tutaj zbiorę się do kupy i trochę odżyję.

- A to świnia, a ja miałem go za porządnego człowieka.

- Ja też. Niestety rozczarowałam się i to bardzo boleśnie.


Następnego dnia poznała dziewczynę swojego brata. Marta była śliczną blondynką o gęstych, splecionych w gruby warkocz włosach i błękitnych oczach. Zrobiła na Uli bardzo dobre wrażenie. Nie była ani zmanierowana, ani wyniosła. Po prostu taka dziewczyna z sąsiedztwa. Widać było, że kocha Jaśka i bardzo jej na nim zależy.

- Kończyliśmy razem informatykę i pracujemy w jednej firmie. To bardzo wygodne – mówiła.

Po południu wybrali się na spacer. Ula nie chciała wtajemniczać Marty w swoje prywatne sprawy. Powiedziała jej tylko, że potrzebuje odmiany i to dlatego przyjechała do Krakowa.

- Jeśli się zmieniać to na całego – stwierdziła dziewczyna. – Powinnaś może obciąć włosy, lub zmienić ich kolor. To zawsze poprawia samopoczucie. Znam genialnego fryzjera i jeśli tylko będziesz chciała, możemy do niego pójść.

- Myślisz, że to dobry pomysł? – spytała Ula. – Dawno nie podcinałam włosów, a chyba przydałby im się taki zabieg. Możemy się umówić nawet na jutro. Ja ugotuję obiad i już cię na niego zapraszam. Po nim możemy zaszaleć.

Smętnie patrzyła jak opadają na podłogę kosmyki jej włosów. Było jej trochę żal, ale Marta nie pozwoliła na smutek. Siedziała tuż obok i wciąż powtarzała.

- Zobaczysz Ula, będziesz wyglądać pięknie. Nikt tak świetnie nie strzyże jak pan Adam. Co pan myśli o zmianie koloru? – zwróciła się do fryzjera.

- Jestem za. Postawiłbym na ciemnoczekoladowy z miodowymi refleksami. Będzie idealny. Nada charakteru. Włosy przystrzygę tak, by nie było trudności z ich ułożeniem.

Dwie godziny spędziły w salonie, ale efekt strzyżenia wprawił Ulę w prawdziwe zdumienie. Nie sądziła, że ta fryzura tak ją zmieni. Kiedy wyszły już stamtąd Marta nieoczekiwanie spytała.

- Od zawsze nosisz okulary?

- Tak. Od dziecka. Mam dość dużą wadę wzroku.

- Nigdy nie myślałaś o szkłach kontaktowych? Masz takie ładne oczy, że szkoda je zasłaniać oprawkami.

- Kiedyś próbowałam, ale uwierały mnie.

- Spróbujesz jeszcze raz? Teraz produkują naprawdę świetne. Nic się nie czuje. Ja sama też noszę. Daj się skusić i chodźmy do optyka, co?

Zgodziła się. Nic nie miała przecież do stracenia. Marta miała rację. Szkła były idealne. Nie podrażniały jej oczu i widziała w nich świetnie.

- Widzisz? Od razu lepiej. Masz naprawdę niespotykany kolor oczu. Wręcz chabrowy. Żaden facet ci się nie oprze.

- Z facetami to ja daję sobie na razie spokój. Wyleczyłam się z nich na jakiś czas. Na bardzo długi czas.

Do domu wróciły późno. Idąc za ciosem powędrowały jeszcze do galerii, gdzie Ula obkupiła się w porządne kosmetyki. Lżejsza o parę setek, ale w pełni usatysfakcjonowana była wdzięczna Marcie, że zapoczątkowała jej przemianę. Spoglądała w lustro i widziała naprawdę piękną kobietę o delikatnych rysach twarzy, niesamowicie błękitnych oczach i pełnych, zmysłowych ustach. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. – No Cieplak, chyba nigdy nie wyglądałaś tak dobrze. Jeszcze tylko pozbędziesz się aparatu i będzie idealnie.


Taksówka zatrzymała się pod dużym domem. Kierowca przyjął zapłatę i pomógł wyjąć walizki z bagażnika. Paulina podziękowała i podeszła do furtki naciskając dzwonek. Po chwili usłyszała głos brata i wyrzuciła z siebie.

- To ja Alex. Paulina.

Zdziwił się, ale wpuścił ją. Jeszcze bardziej zdziwił go widok dwóch sporych waliz i siostry w opłakanym stanie.

- Mogę u ciebie zamieszkać? - spytała żałośnie. – Nie mam się gdzie podziać.

- Jest aż tak źle?

- Jest bardzo źle. Jestem bezdomna.

- No dobrze, wejdź. Pogadamy.

Zrobił jej espresso i zapytał, czy jest głodna. Zaprzeczyła.

- Nie mam ochoty na jedzenie, ale kawę wypiję z chęcią. Wiem, że nie powinnam ci zawracać głowy. Już dość miałeś przeze mnie kłopotów, za które bardzo cię przepraszam. Byłam kompletnie zaślepiona uczuciem do tego mężczyzny. Straciłam zupełnie głowę. Byłam taka głupia… On dzisiaj wyrzucił mnie z domu. Znudziłam mu się – zerknęła niepewnie na Alexa zastanawiając się czy brat kupi tę bajeczkę. Rzeczywiście wyglądał na zmartwionego.

- Sama jesteś sobie winna Paula. Mogłaś mieć z Markiem dobre życie. Kochał cię. Nawet w święta planował zaręczyny, a ty wszystko zniszczyłaś. Jak mogłaś mu to zrobić?

- Wiem, że postąpiłam źle i bardzo tego żałuję. Wiem też, że Marek nigdy mi tego nie wybaczy. Nie potrafiłabym mu już spojrzeć w oczy. Błagam cię nie wyrzucaj mnie. Nie poradzę sobie sama.

- Nie wyrzucę cię. Przecież jesteś moją siostrą. Zajmiesz zachodnie skrzydło domu. Jest duży i pomieścimy się. Idź teraz i rozpakuj się. Jutro dokończymy tę rozmowę.

Wstała i uściskała go mocno.

- Bardzo ci dziękuję. Jesteś najlepszym bratem na świecie.


Sebastian zaparkował samochód w podcieniach budynku firmy i ruszył w stronę szklanych drzwi. Uśmiechnął się na widok Marka, który właśnie podjechał. Przywitali się uściskiem dłoni.

- Chciałbym z tobą pogadać. Znajdziesz dla mnie chwilę?

- Pewnie. A to coś ważnego?

- Sam nie wiem…, ale chyba ciekawego.

Dotarli do gabinetu i rozsiedli się na kanapie.

- Wyobraź sobie, że w sobotę rano spotkałem Paulinę. Wychodziła z windy z dwiema walizkami. Zatkało mnie na jej widok, bo ledwo ją poznałem. Blada, chuda, zaniedbana. To nie ta Paulina, którą obaj dobrze znamy. Podejrzewam, że ten płomienny romans dobiegł końca. Albo Paweł się nią znudził, albo ona nim. Pamiętasz, jak zastanawialiśmy się, gdzie ona się zadekowała? Teraz już wiemy, chociaż ja przez ten cały czas nigdy jej nie spotkałem, a jedynie widywałem Pawła. Raz nawet spytałem go o Ulę. Zełgałem, że potrzebuję doradcy finansowego, ale on nie miał pojęcia, gdzie ona przebywa. Powiedział mi tylko, że rozstali się, a ona się wyprowadziła. Szkoda mi dziewczyny, bo trafiła naprawdę na dętego dupka.

- I mnie jej szkoda. W dodatku nie odbiera telefonów ode mnie. Wciąż próbuję od czasu do czasu nawiązać z nią kontakt, bo bardzo zależy mi na przeproszeniu jej i wyjaśnieniu całej sytuacji. Naprawdę podle się z tym czuję. Ulżyłoby mi, gdyby zgodziła się choć na chwilę rozmowy.

- Nie dziw się, że nie chce rozmawiać. Czuje się na pewno głęboko zraniona przez Pawła, a to naprawdę wrażliwa osoba. W dodatku ty dolałeś tylko oliwy do ognia. Sam nie wiem, czy kiedykolwiek się z tego podźwignie.

- Mam nadzieję Sebastian, że tak. Że któregoś dnia będzie w stanie odebrać telefon ode mnie.



ROZDZIAŁ 8


Przez miesiąc jej pobytu w Krakowie Dobrzański kilkakrotnie usiłował się z nią skontaktować, ale konsekwentnie odrzucała połączenia. Po tym, co od niego usłyszała nie miała zamiaru z nim rozmawiać. Denerwowały ją te telefony, bo były natrętne. Pomyślała nawet, że może powinna zmienić numer, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Musiałaby obdzwonić swoich kolegów i koleżanki z firmy i podać im swoje nowe namiary. Nie miała na to ochoty. Potem przez jakiś czas miała spokój i sądziła, że Marek wreszcie odpuścił. Myliła się, bo zaczął przysyłać sms-y. Przeczytała tylko pierwszy i to ze zwykłej ciekawości.

Ula, proszę Cię nie zostawiajmy tak tej sprawy. Bardzo żałuję, że tak karygodnie Cię potraktowałem. Proszę tylko o chwilę rozmowy.

Następne usuwała, bo o czym mogła jeszcze rozmawiać z człowiekiem, który zarzucał jej coś, czego nie zrobiła?

Urlop mijał błyskawicznie. Zarówno Jasiek jak i Marta zapewnili jej wszystkie, możliwe atrakcje. Nie nudziła się. Zwiedziła niemal całe miasto, które urzekło ją atmosferą i pięknymi zabytkami. Jednak wszystko dobre szybko się kończy. Musiała wracać. Za trzy dni kończyła jej się laba i zaczynała pracę. Koniecznie chciała jeszcze załatwić ortodontę. Chyba był już najwyższy czas, żeby pozbyć się tego szpecącego jej twarz żelastwa. Siedząc już w pociągu kolejny raz usłyszała dźwięk przychodzącego sms-a. Westchnęła. – Czy ten Dobrzański nigdy się nie odczepi? – Jednak tym razem to nie była wiadomość od Marka, ale od Pawła. – A ten co? Przypomniał sobie o moim istnieniu? – Wyświetliła treść wiadomości.

Ula, błagam wybacz mi i wróć do mnie. Bardzo Cię kocham. Skończyłem ten idiotyczny romans. Przysięgam, że to już nigdy więcej się nie powtórzy.

- Uhmm. Akurat. Zniszczyłeś życie dwóm osobom. Mnie i Markowi. Nie ma takiej opcji panie Kamiński. Już nigdy więcej.

Późnym popołudniem dotarła do Warszawy. Z dworca wzięła taksówkę. Z przyjemnością zaszyła się w swoim mieszkanku. Wzięła relaksującą kąpiel i wypiwszy kubek gorącej herbaty z cytryną zasnęła kamiennym snem.


Wizyta u ortodonty była ukoronowaniem jej przemiany. Po dwóch latach noszenia aparatu wreszcie się go pozbyła. Wracała w znakomitym nastroju i nie potrafiła przestać się uśmiechać.

Jej pojawienie się w pracy wywołało lekką sensację. Sam szef patrzył na nią z ogromnym podziwem i jakoś dziwnie się ślinił. – Nie dla psa kiełbasa – myślała z satysfakcją. Tego dnia dostała trzy propozycje randkowe, ale wszystkie odrzuciła mówiąc, że nie umawia się na randki, bo ma ważniejsze sprawy na głowie.

Nadszedł kwiecień a wraz z nim zielona wiosna. Ula rozkwitała. Teraz była naprawdę urzekająco piękna i nie było mężczyzny, który by się za nią nie obejrzał. Przyciągała ich spojrzenia jak magnes i drwiła sobie z nich. Czasami umawiała się z kimś na spotkanie, ale przychodziła tylko na krótko i wyłącznie po to, żeby przyjąć kwiaty, wypić kawę i spławić faceta nie umawiając się z nim na następną randkę. Marek jeszcze usiłował się dodzwonić, ale była zbyt zraniona, żeby spotkać się z nim na rozmowę.


- Cholera jasna, Seba, ona nigdy nie da mi szansy wytłumaczyć się – mówił rozgoryczony, kiedy kolejny raz Ula odrzuciła połączenie. – Mam już tego dosyć. Najchętniej urżnąłbym się, żeby nie pamiętać o tych bzdurach, które wygadywałem.

Olszański uśmiechnął się pod nosem.

- Chciałem ci tylko przypomnieć, że nie dalej jak przedwczoraj urżnąłeś się w trupa. Miałem prawdziwą biedę doholować cię do domu. Zdecydowanie za dużo pijesz i już sam nie wiem czy dlatego, że wciąż kochasz Paulinę, czy dlatego, że jesteś na nią wściekły, czy też dlatego, że Ula nie chce z tobą rozmawiać. Tak naprawdę każdy powód jest dobry, ale ostatnio zachowujesz się kompletnie irracjonalnie. Na co ci te wszystkie baby, które lepią się do ciebie jak do miodu? Naprawdę odpowiadają ci barowe panienki na jedną noc? Nie znałem cię z tej strony bracie.

- Nie piętnuj mnie tak. One przynajmniej pozwalają mi choć na chwilę zapomnieć o mojej największej, życiowej porażce. Nawet nie pamiętam jak wyglądają i mam wrażenie, że one wszystkie są takie same. Mają twarz Pauliny.

- Masz obsesję. Zamiast na niej wyżywasz się na tych biednych kobietach. Co one ci zawiniły?

- Przestań Seba! One wszystkie są niewinne do czasu. Potem potrafią ci bez żadnych skrupułów wbić nóż prosto w serce i rozpieprzyć życie. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia względem nich. Żadnych. Kochałem tę sukę jak wariat. Byłem gotów wypruć sobie dla niej żyły, a ona puściła się z pierwszym lepszym. Niech ją szlag trafi!

- Pewnie masz trochę racji, – Olszański poskrobał się po potylicy – a jeśli chodzi o Ulę, to skoro nie odbiera twoich telefonów, nie reaguje na sms-y, dlaczego po prostu nie pojedziesz do niej do pracy. Przecież wiesz, gdzie to jest. Może wtedy jak cię zobaczy, to zgodzi się na rozmowę?

Chodzący w te i z powrotem Marek znieruchomiał na środku gabinetu.

- Jestem idiotą. Dlaczego sam na to nie wpadłem? Chociaż… chodzi mi po głowie inny pomysł. Jeśli się powiedzie, to chyba cię ozłocę. Na razie nic nie powiem. Nie chcę zapeszyć.


Ta wiosna wprowadziła ją w świetny nastrój. Z przyjemnością chodziła do pracy. Wszyscy wokół zrobili się nagle bardzo mili i uprzejmi. Właśnie weszła do budynku i przywitawszy się z portierem powędrowała do swojego gabinetu. Odjęło jej mowę, gdy zobaczyła na biurku czerwoną różę z dopiętą karteczką. – Czyżby kolejny adorator? – przemknęło jej przez głowę. Z ciekawością zerknęła na napis na kartoniku.

„Są trzy rzeczy w życiu, które nigdy nie powinny być złamane: serce, przyjaźnie i obietnice”.

Trochę ją to rozczarowało, bo kartka nie była podpisana. Wzięła różę i zanurzyła nos w jej płatkach. Pachniała cudnie, słodko. Nalała do wazonu wody i wstawiła kwiat. – Ciekawe, kto go przysłał?

Od tego dnia róże zaczęły się pojawiać na jej biurku każdego dnia i każdego dnia na kartce napisana była inna sentencja. Druga róża miała dopięty kartonik z napisem:

„Załóż różowe okulary i wyluzuj. Nie Ty jedna straciłaś to, na czym Ci zależało…”

Trzecia nieco ją zaniepokoiła, bo zaczęła podejrzewać, że ten ktoś, kto przysyła jej kwiaty dobrze ją zna. Treść była następująca:

„Jeśli Ci z nim nie wyszło, to dlatego, że wszechświat wie, że on na Ciebie nie zasługuje i chroni Cię przed marnowaniem sobie życia z kimś takim.”

Wszystkie te „złote” myśli w jakimś sensie opowiadały prawdę o jej życiu z Pawłem. Kwiaty stały się normą. Przestała liczyć jak wiele ich już zwiędło. Tylko skrzętnie gromadzone karteczki przypominały jej o tajemniczym nieznajomym, który je przysyłał. Na kolejnej z nich było napisane:

„Życie jest za krótkie, by codziennie budzić się z pretensjami do całego świata, więc kochaj tych, którzy dobrze Cię traktują, przebacz tym, którzy Cię zranili i uwierz, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu”.

To dało jej do myślenia. – Mam przebaczyć tym, którzy mnie zranili? Może to Paweł przysyła mi te kwiaty? Z drugiej strony on nigdy nie był taki sentymentalny i zupełnie nie ma natury romantyka… - Gubiła się w domysłach i była kompletnie skołowana. Wreszcie trochę odpuściła, bo doszła do wniosku, że w końcu nadejdzie taki dzień, kiedy pozna tajemniczego „kwiaciarza”.


Przeciągnęła się. Bolały ją plecy od ciągłego pochylania się nad klawiaturą. Na szczęście dochodziła siedemnasta. Uprzątnęła dokumenty i wolnym krokiem wyszła z biura. Cieszyła się, że to ostatni dzień pracy w tym tygodniu. Wreszcie trochę odpocznie i może się wyśpi.

Sobota zapowiadała się cudnie. Jaskrawe promienie słońca liznęły rumiane policzki Uli. Nie otwierając oczu uśmiechnęła się. – To będzie dobry dzień. – Wyskoczyła z łóżka i zerknęła na zegarek. Wskazywał godzinę dziesiątą. – Rzeczywiście pospałam. – Prysznic zmył z niej resztki snu. Stała w kuchni mieszając jajecznicę i nucąc coś pod nosem. Miała zamiar wybrać się na długi spacer. Po śniadaniu ubrała jedną z sukienek, które nabyła w butiku Febo&Dobrzański. Przejrzała się w lustrze i poprawiła jeszcze makijaż. Miała wychodzić, gdy usłyszała dzwonek. Zdziwiła się. – Kogo diabli niosą o tej porze? – Odłożyła torebkę i przekręciła zamek w drzwiach. Pierwsze co zobaczyła po ich otwarciu to ogromny bukiet czerwonych róż. Przewróciła oczami.

- Paweł odpuść sobie. Nie wiem jak mnie znalazłeś, ale między nami wszystko skończone. Nigdy do ciebie nie wrócę, rozumiesz? Nigdy. Daj mi wreszcie święty spokój i odejdź stąd.

Kwiaty rozchyliły się nieco i ujrzała twarz nie Pawła, ale Marka Dobrzańskiego.

- Wybacz mi Ula i błagam nie zatrzaskuj drzwi. Jestem bardzo zdesperowany i koniecznie muszę ci wyjaśnić kilka spraw, bo wyrzuty sumienia zadręczą mnie na śmierć. Przysięgam ci, że po tej rozmowie nie będę cię już więcej nękał.

Niechętnie otworzyła szerzej drzwi.

- Proszę. Wejdź. Te róże to były od ciebie, prawda?

- Przepraszam cię za nie, ale wyczerpałem już wszystkie pomysły skontaktowania się z tobą i pozostał mi tylko ten jeden. Bukiet jest dla ciebie i mam nadzieję, że go przyjmiesz.

Odebrała od niego kwiaty i wsadziła do wielkiego wazonu. Wskazała mu fotel.

- Usiądź. – Sama usiadła naprzeciwko. – To co tak ważnego masz mi do powiedzenia, że od tylu miesięcy nie dajesz mi spokoju?

Nie odpowiedział od razu. Bił od niej chłód i dystans, a on nie mógł przestać podziwiać jej zachwycającej urody. – Zmieniła się i to bardzo. Jest piękna – przemknęło mu przez głowę. – Zjawiskowo piękna… - Spojrzał jej w oczy. – Mógłbym w nich tonąć i tonąć.

- Przede wszystkim chcę bardzo cię przeprosić. Zachowałem się wtedy jak cham i prostak. Obwiniłem cię o coś, z czym nie miałaś kompletnie nic wspólnego. Byłem obcesowy i brutalny. Kiedy dostałem od detektywa te zdjęcia myślałem, że oszaleję. Kobieta, którą kochałem bardziej niż własne życie zdradziła mnie, oszukała. Kłamała przez ponad pół roku, bym nie mógł się zorientować, co jest grane. Jakiż ja byłem głupi. Wierzyłem jej. Byłem kompletnie zaślepiony. Miałem zamiar oświadczyć się jej w święta, kupiłem pierścionek, a ona grała na dwa fronty. Kiedy dowiedziałem się o jej zdradzie byłem wściekły na cały świat. Wściekły na nią, ale przede wszystkim na Pawła, bo sądziłem, że uwiódł ją, omamił i może coś obiecał. Nie mogłem tego znieść. To głównie dlatego wyżyłem się na tobie, chociaż poszedłem do tej knajpki w zupełnie innym celu. Chciałem pozyskać w tobie sojusznika. Naiwnie liczyłem, że jak porozmawiasz z Pawłem, jak przemówisz mu do rozumu, to dotrze do niego niegodziwość tego co zrobił i zostawi Paulinę w spokoju. Jednak emocje wzięły górę i nie potrafiłem nad sobą zapanować. Powiedziałem ci wtedy wiele przykrych słów, choć wcale tego nie chciałem i za to chcę cię bardzo przeprosić. Ja naprawdę nie jestem taki, ale wówczas byłem tak bardzo bezradny, tak bardzo zraniony, że nie myślałem racjonalnie. Wybaczysz mi? To dla mnie naprawdę ważne, bo sprawiłem, że przeze mnie płakałaś. Nie chciałem doprowadzić cię do łez.

Jej wzrok złagodniał. Czyż nie przeżywała tego samego? Przecież też szalała w niej rozpacz, gdy zobaczyła te zdjęcia. Zalśniły jej oczy od słonej wilgoci. Z przerażeniem patrzył jak toczy się po jej policzkach.

- Ula błagam cię nie płacz. Kolejny raz doprowadziłem cię do takiego stanu. Jestem idiotą.

- Nie jesteś. To nie przez twoje słowa płaczę. Myślę, że oboje wyszliśmy z tego bardzo poranieni, bo i ja darzyłam Pawła wielką miłością i nigdy nie spodziewałabym się po nim, że może mnie zdradzić. Bardzo zawiodłam się na nim. Napisał mi kiedyś sms-a, że zerwał z Pauliną i błagał, żebym do niego wróciła. Nie mogłabym. Już nigdy nie potrafiłabym mu zaufać. A ona? Wróciła do ciebie?

- Nie Ula. Początkowo tego właśnie chciałem, żeby przerwała ten romans i wróciła do mnie. Żeby było jak dawniej. Ale po naszym spotkaniu zrozumiałem, że nie mógłbym już z nią być. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Kiedy wróciła w nocy z piątkowej schadzki czekałem na nią. Pokazałem jej zdjęcia, kazałem się spakować i opuścić mój dom. Powiedziałem, że chciałem jej wybaczyć, ale nie będę się żywił resztkami. Odeszła z mojego życia i z firmy. Udziały przekazała bratu. Od Sebastiana wiem, że przez jakiś czas mieszkała z Pawłem, ale on chyba miał jej dość, bo któregoś dnia Sebastian spotkał ją na klatce schodowej z walizkami. Dzisiaj już wiem, że zamieszkała w domu brata. Zresztą mało mnie to obchodzi. Ja staram się poukładać swoje życie na nowo.

- Ja też – odezwała się cicho. – Wzięłam dwa miesiące urlopu. Kupiłam mieszkanie, urządziłam je, a potem wyjechałam i przez miesiąc przebywałam u swojego brata w Krakowie. Odetchnęłam i chyba wyleczyłam się ze związków. – Przetarła mokre policzki. – Nie chciałam z tobą rozmawiać, ale teraz cieszę się, że ta rozmowa się odbyła. Oczyściła atmosferę i wiele wyjaśniła. Nie mam zamiaru oglądać się wstecz. Sprawę z Pawłem uważam za zamkniętą i nigdy więcej nie chcę już do niej wracać, bo to był kolejny, bolesny okres w moim życiu. Zaczęłam od nowa z czystą kartą i tego się trzymam.

Uśmiechnął się do niej wdzięcznie a na jego policzkach wykwitły dwa słodkie dołeczki.

- A ja bardzo się cieszę, że jednak potrafiliśmy ze sobą porozmawiać. Dałabyś się wyciągnąć na spacer? Jest taka ładna pogoda. Od razu cię uspokoję, że to nie jest randka. – Odwzajemniła uśmiech.

- Właśnie wybierałam się do Łazienek kiedy zadzwoniłeś do drzwi. Jeśli masz ochotę, możesz mi towarzyszyć.

Kolejny raz uśmiechnął się promiennie aż pojaśniały mu oczy.

- Z największą przyjemnością Ula. Podjedziemy samochodem.



ROZDZIAŁ 9


Przez kilka minut przemierzali w kompletnej ciszy parkową alejkę wdychając zapach wiosennych kwiatów i napawając się soczystą zielenią młodych listków. Spojrzała na Marka. Był zamyślony i bardzo skupiony.

- Jest jeszcze jedna rzecz, której nie rozumiem – odezwała się. Odwrócił głowę i spojrzał na nią z pytaniem w oczach. – Jak mnie znalazłeś? Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? Równie dobrze mógłbyś przyjechać do firmy.

- Przyjeżdżałem do firmy kilkakrotnie, a raczej parkowałem niedaleko. Nie miałem odwagi tam wejść. Obawiałem się, że nie będziesz zachwycona moją wizytą i nie będziesz chciała rozmawiać. Nie widziałem innego sposobu jak tylko jechać za autobusem. Zatrzymywałem się tuż za nim przy przystanku i obserwowałem, czy wysiadasz. Kiedy już zobaczyłem, do którego budynku wchodzisz, ustalenie numeru mieszkania było proste. Pamiętałem jak się nazywasz. O twojej wyprowadzce od Pawła wiedziałem. Sebastian spotkał go kiedyś i pytał o ciebie. To wtedy Paweł powiedział mu, że się rozstaliście, a ty zniknęłaś.

- Miałeś pojęcie jak wiele pieniędzy Paweł wydał na Paulinę? Naszych wspólnych pieniędzy?

- Nie miałem, ale mogłem się domyślić. Ona zawsze wracała z jakimś prezentem od jubilera. Nawet zapytałem, od kogo dostaje te kosztowności. Zbyła mnie mówiąc, że sama je sobie kupuje. Dość słabe tłumaczenie, musisz przyznać.

- Któregoś dnia podliczyłam wszystkie wydatki. Mieliśmy wspólne konto, a pieniądze znikały z niego w zastraszającym tempie. Mydlił mi oczy, że wpłacał developerowi zaliczki na nasze nowe mieszkanie. Oczywiście nigdy kogoś takiego nie było. Nie było też żadnej umowy. Wydał na Paulinę ze sto pięćdziesiąt tysięcy przynajmniej do czasu, kiedy od niego odeszłam. Przed rozstaniem nie miałam żadnych skrupułów, żeby wyczyścić to konto. Zostawiłam mu tylko tyle, żeby mógł przeżyć do swojej wypłaty. Zresztą pewnie szybko się odkuł, bo zarabia naprawdę dobrze. Do dzisiaj nie mogę sobie wybaczyć, że byłam taka naiwna.

- Oboje byliśmy Ula, bo oboje kochaliśmy. Żadnemu z nas nie przyszło do głowy, że możemy być zdradzani, bo sami nigdy czegoś takiego nie zrobiliśmy. Po rozstaniu z Pauliną trochę popłynąłem. Nadal ją kochałem, ale nie umiałbym jej już wybaczyć. Alkohol i szaleństwa w nocnych klubach nie są jednak dobrym rozwiązaniem. Skończyłem z tym już jakiś czas temu i jestem o wiele zdrowszy, a przede wszystkim wyleczyłem się skutecznie z miłości do Pauliny.

- Ja chyba też nie czuję już nic do Pawła. Zamknęłam ten bolesny dla mnie rozdział i nie zamierzam oglądać się wstecz. Spójrz, – pokazała na budynek, który właśnie mijali – Pomarańczarnia. Tu zmieniło się nasze życie i chcę wierzyć, że na lepsze.

Marek był pod coraz większym urokiem tej dziewczyny. Była taka rozsądna i mądra, a przy tym taka urocza. Pomyślał, że Kamiński jest kompletnym idiotą. Wypuścił z dłoni prawdziwy skarb.

- Skoro już tutaj jesteśmy, to może dałabyś się zaprosić na obiad? Tu obok jest niezła restauracja Belvedere. Potem jeśli miałabyś ochotę pospacerowaliśmy jeszcze i odwiózłbym cię do domu.

- W sumie… Może być. I tak planowałam dzisiaj nic nierobienie.


Od kiedy został sam nie umiał poradzić sobie z tą ciszą panującą w domu. Brakowało mu kobiety. Nadal wysyłał błagalne sms-y do Uli, ale ta pozostawała nieugięta. Równocześnie próbował się skontaktować z Pauliną, ale i ona nie odbierała jego telefonów. Pisał i jej wiadomości w stylu, że mu jej brakuje, że tęskni za bliskością z nią, że prosi o wybaczenie za to, że potraktował ją tak obcesowo. Tak naprawdę to sam nie wiedział czego chce.

Połowę soboty przegnił w łóżku. Nie chciało mu się nic. Wreszcie ogarnął się trochę i ubrawszy dres przygrzał sobie w mikrofalówce jakiś gotowy posiłek. Tyle co skończył jeść rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiony nieco poszedł otworzyć. Na progu stała Paulina. Wyglądała jak dawniej. Piękna, zadbana i pachnąca.

- Wróciłaś… - wyszeptał.

Weszła do środka i popatrzyła mu w oczy.

- Niestety nie na dobre. Wracamy do tego co było. Będę przyjeżdżać w piątki i zostawać do niedzieli. I mnie brakuje dobrego seksu z tobą i tylko na seks się umawiamy. Odpowiada ci taki układ?

- Bardzo – podszedł do niej i wpił się w jej usta. – Tęskniłem…

Znowu pożądanie wzięło górę. Kochali się tak jak kiedyś, brutalnie, mocno, zachłannie. Z łóżka wyszli dopiero w niedzielę wieczorem. Ubierali się. Paweł obiecał, że odwiezie ją do domu. Przed wejściem do bloku poprosił ją, żeby zaczekała chwilę. W piątek odstawił samochód do garażu i musiał po niego iść. Na szczęście niedaleko.

Poczuła chłód i otuliła się szczelniej prochowcem. Musiała przyznać, że bardzo brakowało jej tej namiętności, którą potrafił jej dać tylko Paweł. Niestety nie miała dzisiaj szczęścia. Zobaczyła wysiadającego z samochodu Sebastiana i pluła sobie w brodę, że tak zajęła się swoimi myślami, że nie usłyszała nawet jak podjechał. Zdziwił się widząc ją tutaj. Sądził, że zerwała z Pawłem na dobre.

- Cześć. Wróciłaś na stare śmieci? – odezwał się trochę ironicznie.

- Nie wściubiaj nosa w nieswoje sprawy. Lepiej zajmij się Violettą, bo może akurat teraz przyprawia ci rogi.

Rozśmieszyła go takim stwierdzeniem.

- Na szczęście moja Violka nie jest tobą, bo to ty masz wyłączność na przyprawianie rogów tak wielkich jak u dorodnego jelenia. Dobranoc – Ruszył w stronę klatki schodowej i wkrótce zniknął jej z oczu.

- Co za cham i prostak. Koniecznie muszę porozmawiać z Pawłem o zmianie lokum, żeby nie narażać się na spotkania z tym półgłówkiem.


- Nie uwierzysz stary, kogo spotkałem wczoraj przed moim blokiem. Paulinę! Znowu się spotykają. Mieszkanie u Alexa jej służy, bo znowu wygląda jak dawniej. Ciekawy jestem z czego ona żyje. Przecież gdyby utrzymywała się wyłącznie z zysków, nie starczyłoby jej na cały rok.

- Na pewno jest na garnuszku Alexa. On sam nie ma sumienia wywalić jej z chałupy, bo wciąż jest jej bratem, a ona bezczelnie to wykorzystuje. Skoro wróciła do Kamińskiego, to pewnie i z niego pociągnie. Cwana jest. A zresztą – Marek machnął ręką – co mnie to wszystko obchodzi. Najważniejsze, że załatwiłem sprawę z Ulą.

Sebastian wytrzeszczył na niego oczy.

- Serio?

- Jak najbardziej serio. Miałem bardzo przyjemną sobotę. Najpierw ustaliłem, gdzie mieszka i pojawiłem się tam z wielkim bukietem róż. Ubłagałem, żeby mnie wpuściła i pozwoliła się wytłumaczyć. Wybaczyła mi i nawet pozwoliła się wyciągnąć na spacer, a później na obiad. Bardzo się zmieniła fizycznie. Jest powalająco piękna. Nie poznałbyś jej. Ta rozmowa z nią pozwoliła mi nieco lepiej ją poznać. Miałeś rację bracie, to wspaniała, niezwykle mądra i uczciwa dziewczyna. W dodatku bardzo mi się podoba. Przy niej mógłbym łatwo zapomnieć o przeszłości. Paulina nie dorasta jej nawet do pięt.

- Ja wiem jaka ona jest, bo miałem okazję wielokrotnie z nią rozmawiać. Być może nie powalała urodą, ale rozmowa z nią była naprawdę przyjemnością. Jeśli ona tak bardzo wypiękniała jak twierdzisz i podoba ci się jej charakter, to spróbuj z nią.

Marek z powątpiewaniem pokręcił głową.

- Bardzo wątpię. Myślę, że ona nie jest jeszcze gotowa na nowy związek, chociaż mówi, że zamknęła tamten etap swojego życia na dobre. Tu potrzeba wiele taktu i cierpliwości kolego, żeby jej nie zrazić. Spróbuję zadzwonić do niej w piątek i umówić się. Może znowu będzie miała ochotę na spacer?


Telefon od Marka zastał ją w pracy. Niewiele już zostało do końca i powoli zaczynała robić porządek na biurku, gdy usłyszała jak dzwoni. Spojrzała na wyświetlacz. – Dobrzański? Myślałam, że powiedzieliśmy już sobie wszystko? – Halo?

- Dzień dobry Ula. Możesz rozmawiać? Nie chciałbym przeszkadzać – zapytał asekuracyjnie.

- Nie przeszkadzasz…

- Dzwonię i mam nadzieję, że nie uznasz tego, co za chwilę powiem za bezczelność i tupet z mojej strony. Pomyślałem sobie, że skoro poprzednią sobotę mieliśmy taką udaną, to może zgodziłabyś się żebyśmy i tę spędzili razem? Wiesz…, jak para przyjaciół. Sprawdziłem pogodę i ma być słońce.

- Właściwie to sama nie wiem…

- Aaa, masz już jakieś plany?

- Nie, nie – zaprzeczyła. – A gdzie chcesz iść? Do Łazienek?

- Myślałem raczej o Parku Kampinoskim. Mam w domu dwa rowery i znam dobrze tamtejszą trasę rowerową. Jest bardzo malownicza. Spodobałaby ci się.

- Rowery? Chyba ostatni raz jeździłam na rowerze jakieś dziesięć lat temu.

- Ula takich rzeczy się nie zapomina. To tak samo jak z jazdą na wrotkach, czy łyżwach, albo z pływaniem. Ubierzemy odpowiednie stroje i spróbujemy. Co ty na to?

Uśmiechnęła się. Wyczuła w jego głosie obawę przed tym, że ona może mu odmówić.

- No cóż… Muszę przyznać, że masz dar przekonywania. To na którą godzinę mam być gotowa?

- Na dziewiątą nie będzie za wcześnie? Podjadę po ciebie.

- Niech będzie dziewiąta.

- Dzięki Ula. Bardzo się bałem, że nie spodoba ci się ten pomysł. W takim razie do jutra.

Rozłączył rozmowę i uśmiechnął się szeroko. Nie odmówiła, a to był pierwszy, mały kroczek we właściwym kierunku.


W sobotni ranek podjechał pod jej blok. Wysiadł z samochodu i nacisnął guzik domofonu. Kiedy usłyszał jej głos, powiedział.

- Czekam na dole Ula. Jesteś gotowa?

- Już schodzę.

Kiedy ją zobaczył zaparło mu dech w piersiach. Wyglądała jak nastolatka. Krótkie spodenki, biały t-shirt, frotowe skarpetki i adidasy. Przez ramię przerzucony miała niewielki plecak. Teraz dopiero miał okazję zobaczyć jak bardzo jest zgrabna i jaką świetną ma figurę. Oblizał zaschnięte z wrażenia wargi.

- Pięknie wyglądasz Ula – nie mógł się powstrzymać od komplementu. Zarumieniła się. Wskazała na umieszczone na dachu rowery.

- I myślisz, że dam radę pojechać czymś takim? – Uśmiechnął się szeroko.

- Jestem tego pewien. Zapraszam – otworzył jej drzwi od strony pasażera. Sam zajął miejsce za kierownicą i ruszył.

Po czterdziestu minutach dotarli na miejsce. Marek zaparkował i zabrał się za ściąganie z dachu rowerów. Potem z bagażnika wyjął kaski, nakolanniki i nałokietniki. Jeden komplet wręczył Uli.

- Załóż to tak na wszelki wypadek. Gdybyś się przewróciła te gadżety cię ochronią.

Nie protestowała. Wciąż czuła się niepewnie. Kiedy stanęła już przed nim odziana w te wszystkie akcesoria roześmiał się na widok jej nieszczególnej miny.

- Ula! Więcej optymizmu. To ma być wycieczka, którą masz się cieszyć, a nie spoglądać wciąż na przednie koło. Najpierw spróbujemy tu na parkingu. Wsiadaj.

Wcale nie było tak źle. Początkowo trochę się chwiała, ale wkrótce złapała rytm i wreszcie uśmiech wykwitł na jej twarzy.

- Wiedziałem, że sobie poradzisz – Marek wsiadł na swój rower. – Pojedziemy wolno, żebyś miała okazję popodziwiać okolicę. W końcu nigdzie nam się nie śpieszy, prawda? Ja pojadę pierwszy, a ty trzymaj się mnie.

Wkrótce ta jazda zaczęła jej sprawiać frajdę. Marek prowadził ich przez najpiękniejsze zakątki puszczy. Czasem się zatrzymywali, by przyjrzeć się czemuś dokładniej. Podziwiała zasób jego wiedzy. Musiał tu często bywać, bo był naprawdę świetnym przewodnikiem. Obejrzała zabytkowe drzewa będące pomnikami przyrody i mogiły powstańcze, jednak największą przyjemność sprawiała jej jazda leśnymi, urokliwymi dróżkami. W ten sposób dojechali do Roztoki. Marek doskonale wiedział, że tu będą mogli coś zjeść, bo przy roztoczańskim parkingu stało kilka punktów małej gastronomii. Podjechali pod jeden z nich. Zsiedli z rowerów i oparli je o niewielki płot. Marek wskazał Uli miejsce pod jednym z parasoli.

- Na co masz ochotę? Dużego wyboru to chyba nie ma, ale jestem pewien, że na pewno są kiełbaski na gorąco, jakieś szaszłyki… Zresztą pójdę sprawdzić. Za chwilę wracam. - Rzeczywiście pojawił się wkrótce. – Jest żurek, barszczyk czerwony z krokietem i hamburger z frytkami. Kawę już zamówiłem. Będzie za chwilę. To na co się decydujesz?

- Weź może te kiełbaski, ale z musztardą. Do tego jakieś pieczywo i colę. Nie chcę zupy.

- Dobrze. Ja zamówię to samo.

Jedli w milczeniu. Ula błądziła wzrokiem po tej niesamowitej zieleni, która otaczała ich z każdej strony.

- Naprawdę tu pięknie. Nigdy nie byłam w Kampinosie. Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Miałeś naprawdę dobry pomysł.

- Miło mi to słyszeć Ula. Najbardziej się obawiałem, że nie jeździsz na rowerze i cieszę się, że te obawy były całkowicie nieuzasadnione. - Wytarł usta papierową serwetką i zebrał puste tacki. – Powolutku będziemy wracać, ale inną droga niż tu przyjechaliśmy. Będzie można jeszcze zobaczyć kilka ciekawych rzeczy.


Wracali do Warszawy zmęczeni, ale szczęśliwi. Pomyślała, że to był bardzo udany i wartościowy dzień. Pawłowi nigdy nie przyszło do głowy, żeby zabierać ją w takie miejsca. Marek okazał się bardzo kreatywny. Zerknęła na jego skupioną na drodze twarz. Miał ładny profil, a te dołki w policzkach nadawały mu figlarności i uroku. – Jest bardzo przystojny – pomyślała – i chyba ma dobry charakter. Paulina miałaby z nim dobre życie. Przez głupotę zmarnowała je jemu i mnie też. Durne, niewyżyte babsko.

Podjechał na parking i pomógł jej wysiąść. Z atencją ucałował jej dłoń dziękując za ten wspaniały dzień.

- Czy jeśli wpadłby mi do głowy jakiś oryginalny pomysł na wspólne spędzenie czasu, zgodzisz mi się towarzyszyć?

Uśmiechnęła się do niego łagodnie.

- Jak do tej pory nie rozczarowałeś mnie w najmniejszym stopniu, a twoje pomysły są naprawdę bardzo interesujące. Możesz liczyć na moje towarzystwo. Teraz jednak pożegnam się już. Dobranoc Marek i dziękuję. Stał jeszcze chwilę odprowadzając ją wzrokiem. Zadarł do góry głowę i spojrzał na usiane gwiazdami niebo. Czuł niewyobrażalny spokój dzięki tej niezwykłej kobiecie.



ROZDZIAŁ 10

ostatni


Kolejna sobota była również pełna atrakcji. Dzwoniąc do niej w piątek i umawiając się z nią poinformował, żeby wzięła kostium kąpielowy.

- Porywam Cię Ula do Nieporętu nad jezioro. Popływamy żaglówką, albo kajakiem i poopalamy się. Wyjedziemy o dziewiątej tak jak ostatnio.

Nie krygowała się. Propozycje Marka na spędzenie soboty były na tyle atrakcyjne, że pozwalały zapomnieć o minionym, ciężkim tygodniu.

- Będziemy mogli tam zjeść?

- O to się nie martw. Jest tam niezła knajpa, gdzie dają dobre jedzenie. Ty tylko spakuj opalacz i ręcznik, o resztę zadbam ja.



Pogoda była sprzyjająca. Jechali w doskonałych nastrojach i żartowali. Marek dojechawszy na miejsce zaparkował samochód w cieniu i ruszyli do wypożyczalni sprzętu. Zdecydowali się jednak na małą żaglówkę. Roziskrzonym wzrokiem spoglądał na Ulę ubraną w dwuczęściowy opalacz. – Ma boskie ciało. Idealne. – Pomógł jej się usadowić i odpychając łódkę od mola zgrabnie wskoczył zajmując miejsce obok. Leniwie wypłynęli na środek jeziora. Słońce prażyło niemiłosiernie. Ula wystawiła do niego twarz. Było jej dobrze. Szybko przywykła do towarzystwa Marka. Uważała, że stworzyli coś w rodzaju przymierza zranionych serc. Jednakowo okaleczeni na duszy, jednakowo urażeni i dotknięci stanowili dla siebie wsparcie. Po raz pierwszy widziała go rozebranego. Był szczuplejszy od Pawła, ale równie umięśniony i jak na mężczyznę miał naprawdę zgrabne nogi, na których teraz odznaczały się ładnie ukształtowane łydki. – Chyba mogłabym go pokochać. Nie jest taki jak początkowo sądziłam. Myślałam, że jest grubiański i wyniosły, a tymczasem okazał się naprawdę porządnym i łagodnym facetem. Chyba mnie lubi, bo inaczej nie zabierałby mnie w te wszystkie atrakcyjne miejsca.

- O czym myślisz Ula – odwrócił do niej twarz uśmiechając się wdzięcznie.

- O niczym szczególnym – odparła. – Myślę, że powinniśmy zawrócić. Strasznie gorąco i nawet wiatru nie ma. Będziemy musieli wiosłować. Poleżymy trochę na kocu w cieniu, a potem pójdziemy coś zjeść, dobrze?

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – wyszczerzył się. – Zawracamy.

To była kolejna udana sobota, a po niej przyszły następne. On celebrował każdą z nich jak święto. Ona już nie wyobrażała sobie, że miałaby spędzić ten wolny dzień bez jego towarzystwa. Ewidentnie zbliżyli się do siebie. On dzwonił nie tylko w piątki. Często podjeżdżał pod jej firmę w tygodniu i zabierał ją na obiad do jakiejś ciekawej knajpki. Pozwolił sobie na trochę intymności i przy powitaniu i pożegnaniu całował ją w policzek. Uznała, że to bardzo miły gest i nie miała nic przeciwko temu.


Pochylał się nad korespondencją, kiedy do gabinetu wpadł podekscytowany Sebastian. Opadł ciężko na kanapę i wysapał.

- Wyobraź sobie, że Kamiński wyprowadza się. Rozmawiałem z nim i powiedział, że kupił większe mieszkanie gdzieś na Bielanach. Myślę jednak, że ta przeprowadzka, to z mojego powodu.

Marek zdziwiony spojrzał na przyjaciela.

- Dlaczego tak uważasz?

- Za często natykałem się tam na Paulinę i podejrzewam, że to głównie za jej namową kupił to mieszkanie. Na pewno ma świadomość, że mówię o niej tobie, a schadzki bez świadków mogą być ekscytujące, nie?

- Tak naprawdę to nie wiem po co znosisz mi te wszystkie rewelacje. Paulina to zamierzchła przeszłość, o której nie chcę pamiętać. – Marek strzepnął niewidzialny pyłek z rękawa marynarki. – Dziwi mnie tylko, co on takiego w sobie ma, że ona wraca do niego jak bumerang?

- No jak to co? Pewnie dorodny sprzęt jak u ognistego ogiera. Lepiej powiedz jak układa ci się z Ulą.

Na dźwięk jej imienia Markowi momentalnie pojaśniała twarz.

- Jest wspaniale. Metoda małych kroków jest niezawodna. Oswoiliśmy się ze sobą. Ona jest fantastyczna. Nigdy nie podnosi głosu. W ogóle nie ma skłonności do awantur. Jest cicha, łagodna i dobra. Ideał bracie. Zakochałem się w idealnej kobiecie i w dodatku całkowitym przeciwieństwie Pauliny. Jestem naprawdę szczęśliwy i teraz chyba się cieszę, że doszło do tego romansu, bo on zmienił moje życie na zdecydowanie lepsze.

Olszański podniósł się z kanapy.

- Pozdrów ode mnie Ulę. Może kiedyś spotkamy się w czwórkę na jakiejś kawie? – zerknął na zegarek. – No lecę. Milewska miała przyjść z aneksami do umów. Na razie.


Marek zrobił jej dzisiaj niespodziankę. Kiedy wyszła z firmy zauważyła Lexusa i jego samego opartego o maskę samochodu. Podeszła do niego z szerokim uśmiechem.

- A co ty tu robisz? Nie umawialiśmy się chyba na dzisiaj?

Cmoknął ją w policzek.

- Nie umawialiśmy się, ale bardzo chciałem cię zobaczyć. Masz coś do załatwienia?

- Nie, zupełnie nic. Pojedziemy na jakiś obiad? W brzuchu mi burczy.

- Po to właśnie tu jestem. Wsiadaj.

Naleśniki z truskawkami i bitą śmietaną pachniały i smakowały bosko. Z przyjemnością przyglądał się jak pochłania trzeciego.

- Ale to dobre. Żałuj, że zamówiłeś to mięcho. Najadłam się jak bąk. Pójdziemy na spacer, żeby to spalić?

- Pójdziemy i nawet wiem dokąd? Tu niedaleko jest palmiarnia. Mamy sporo do zobaczenia.

To miejsce urzekło ją. Z zachwytem przyglądała się egzotycznym roślinom. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek tu była. Chyba nie. Marek poprowadził ją do sztucznej sadzawki, w której pływało mnóstwo kolorowych ryb. Oparła się o barierkę i przez dłuższą chwilę przyglądała się im.

- Zakochałem się w tobie Ula – usłyszała za sobą Marka głos. Zamarła. Wolno odwróciła się do niego. Widział jej ogromne ze zdziwienia oczy, które wolno napełniały się łzami. Objęła go w pasie i przytuliła się mocno.





- To dobrze - wyszeptała. – Najlepiej, bo ja czuję to samo. - Oderwał się od niej gładząc dłonią jej gęste włosy.

- Jestem bardzo szczęśliwy. Dzięki tobie. Przy tobie odżyłem. Pozbierałem się po tym wszystkim i zapomniałem o złych chwilach.

- Mogę powiedzieć dokładnie to samo – powiedziała cicho.

Pochylił się i przylgnął do jej ust. Oddała pieszczotę. Czuła się tak, jakby po tych sztormach i zawirowaniach w jej życiu dobiła wreszcie do spokojnej przystani. Miała szczęście wypisane na twarzy, a on chłonął ten widok wszystkimi zmysłami i napawał się nim. Objął ją z czułością ramieniem i wolno poprowadził dalej.


Któregoś dnia zaparkował przed domem rodziców. Miał im wiele do powiedzenia, a przede wszystkim to, że znowu jest szczęśliwym człowiekiem. Przywitali go wylewnie. Zauważyli zmianę w jego zachowaniu. Ciągle się uśmiechał, a jak pamiętali było to u niego od momentu rozstania się z Pauliną dość rzadkie.

- Jesteś taki radosny synku. Co cię tak odmieniło? – Helena nalała mu kawę do filiżanki i podała na spodeczku.

- Kobieta mamo. Jestem zakochany i zaraz wam o tym opowiem.

Zwierzył im się ze wszystkiego. Z tego jak bardzo cierpiał po zdradzie Pauliny, jak dotarł do dziewczyny tego mężczyzny, z którym Paulina go zdradzała i jak paskudnie potraktował tę dziewczynę.

- Zrozumiałem, że zachowałem się jak cham. Zależało mi bardzo, żeby ją przeprosić, ale długo nie odbierała ode mnie telefonów. Wreszcie zdesperowany ustaliłem jej adres zamieszkania. Kupiłem kwiaty i pojechałem do niej. Na szczęście wpuściła mnie. Długo rozmawialiśmy. Potem spotkaliśmy się raz i drugi. Ona jest wspaniałą osobą. Jest bardzo wrażliwa, ma dobry charakter, jest pełna empatii, po prostu anioł w ludzkiej skórze i przy tym bardzo piękny anioł. Zachodziłem w głowę, jak człowiek, z którym była mógł ją zdradzić z Pauliną? Ona jest całkowitym jej przeciwieństwem. Wtedy bardzo rozpaczałem. Teraz myślę sobie, że to wielkie szczęście, że ten romans miał miejsce, bo dzięki niemu spotkałem kobietę swojego życia. Kilka dni temu wyznałem jej miłość, a ona ku mojej radości odwzajemniła ją. To dlatego uśmiech nie schodzi z mojej twarzy.

- Gratulujemy synku. Bardzo martwiliśmy się o ciebie. Koniecznie musisz nam ją przedstawić. Chcemy poznać kobietę, która tak bardzo cię odmieniła.

- Poznacie ją. Obiecuję. Zadzwonię jeszcze i umówimy się na którąś sobotę. W tygodniu oboje późno kończymy pracę i jesteśmy zmęczeni. Sobota, to będzie dobry dzień.

Będąc u Uli powiedział jej, że rozmawiał o nich z rodzicami.

- Oni znają całą prawdę kochanie. Nie mógłbym nic przed nimi ukryć. Bardzo chcą cię poznać i cieszą się, że dzięki tobie jestem szczęśliwym człowiekiem. Obiecałem im, że przywiozę cię w którąś sobotę. Może w tę za dwa tygodnie? Nie będziemy planować żadnego wyjazdu, bo jesteśmy zaproszeni na obiad. Co o tym sądzisz?

- No skoro obiecałeś, to nie wypada odmówić, prawda? Bardzo chętnie poznam twoich rodziców. Trochę ich pamiętam z tego pokazu.


Była nieco zdenerwowana, ale i podekscytowana. Ubrana w piękną, ale dość skromną sukienkę siedziała na miejscu pasażera skubiąc nerwowo pasek od torebki. Widział ten jej niepokój. Uścisnął jej dłoń.

- Uspokój się kochanie. Oni nie gryzą i są naprawdę bardzo mili. Zobaczysz, że przyjmą cię z otwartymi ramionami.

Uczepiona jego ramienia rozglądała się ciekawie. Dom był ogromny i pięknie położony. Wokół mnóstwo zieleni i zadbanych kwiatowych rabatek. Marek nawet nie zdążył nacisnąć dzwonka, gdy w drzwiach pojawiła się jego matka.

- Witajcie kochani. Bardzo proszę, wchodźcie.

Tuż za Heleną zmaterializował się Krzysztof. Z zachwytem zlustrował Ulę.

- To jest właśnie moi drodzy Ula. Moja Ula. Ula Cieplak. Najlepsza osoba na świecie. A to Ula moi rodzice - Helena i Krzysztof Dobrzańscy.

- Tak się cieszymy, że możemy cię poznać. Już nie mogliśmy się was doczekać. Wchodźcie dalej. Zapraszamy. Zosia zaraz poda obiad.

Wbrew jej obawom to popołudnie przebiegło w bardzo miłej i życzliwej atmosferze. Dobrzańscy byli nią zachwyceni i zachowali się niezwykle taktownie nie wspominając słowem ani o Paulinie, ani o Pawle. Byli natomiast bardzo ciekawi jej. Pytali, czym się zajmuje i gdzie pracuje.

- To niewielka firma zajmująca się doradztwem inwestycyjnym, a ja jestem zastępcą dyrektora finansowego. Pracuję w niej od momentu ukończenia studiów i jak dotąd jestem bardzo zadowolona z tej pracy.

Pytali o jej rodzinę. Współczuli, gdy się dowiedzieli, że tak wcześnie straciła rodziców. Kiedy żegnali się wieczorem z tą dwójką bardzo gościnnych gospodarzy zapewniali, że wkrótce znowu ich odwiedzą. Seniorzy stali jeszcze chwilę obserwując światła oddalającego się samochodu.

- Wspaniała dziewczyna – mruknął Krzysztof – i zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie.

- To prawda. Rzeczywiście zupełnie inna niż Paulina. Zauważyłeś jaka jest skromna, jak się rumieni? Będzie idealną żoną dla naszego syna Krzysztofie. Marek ma dobry charakter i jest przyzwoitym człowiekiem. Ona także. Pasują do siebie idealnie.


Nadeszła zima, a wraz z nią święta. Wigilię spędzili u rodziców Marka, a dwa kolejne dni u Uli. W drugi dzień świąt pojechali nad Wisłę. Marek miał tam swoje ulubione miejsce z długim pomostem. Lubili tam stawać i przyglądać się wolno płynącej rzece. Dzisiaj była skuta lodem, ale i tak widok, który się przed nimi roztaczał był urzekający. Te święta okazały się takie, jakie powinny być. Mroźne i śnieżne. I chociaż Ula bardzo nie lubiła tej pory roku, to przy Marku po raz pierwszy doszła do wniosku, że zima nie jest wcale taka zła.

Potarła zimny nosek i roztarła zziębnięte dłonie.

- Trochę zimno, nie?

- Ale w sercu gorąco- odpowiedział. Wyjął z kieszeni malutkie pudełeczko i otworzył. Uklęknął przed nią mówiąc:

- Bardzo cię kocham Ula. Całym sercem i duszą. Jesteś moim wielkim skarbem i nadzieją na dożycie w szczęściu do końca moich dni. Niczego bardziej nie pragnę jak tego, byś dzieliła ze mną życie na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie. Zostaniesz moją żoną?

Pogładziła z miłością jego czarną czuprynę.

- Jesteś spełnieniem moich marzeń i moich pragnień. Nie mogłabym być z nikim innym tylko z tobą. Nie jestem w stanie ci odmówić niczego, więc i tym razem nie odmówię. Zgadzam się.

Wsunął jej na palec pierścionek z diamentowym oczkiem i przytulił ją mocno do siebie.

- Jestem taki szczęśliwy Ula, taki szczęśliwy, że boję się o tym mówić głośno, żeby nie spłoszyć tego szczęścia, żeby nie zapeszyć – wyszeptał prosto w jej usta.

- Nie zapeszysz i nic złego się nie stanie. Ja nie jestem Pauliną i nigdy nie byłabym w stanie cię zdradzić. Ty nie jesteś Pawłem i wiem, że nie dopuściłbyś się zdrady wobec mnie.

Wrócili do samochodu, którym podjechali do Baccaro. Marek koniecznie chciał uczcić ten ważny dla nich obojga dzień.


Pobrali się wiosną i zamieszkali w domu Marka, który urządzili od nowa. Ula sprzedała swoje mieszkanie, bo nie było jej już potrzebne. Kilka miesięcy po ślubie natknęli się na jednej z warszawskich ulic na Kamińskiego. Obściskiwał jakąś kobietę i nie była to Paulina, lecz znacznie młodsza od niej dziewczyna.

- Wymienił ją na nieprzechodzony model – mruknął Marek.

Ula ścisnęła mocniej ramię męża.

- Chodźmy stąd. Nie chcę, żeby nas zauważył. Jedyny wniosek jaki można wysnuć z tej całej historii jest taki, że związek nie może opierać się wyłącznie na seksie, bo szybko spowszednieje, a partnerzy znudzą się sobą wcześniej czy później. Ani Paulina, ani Paweł nigdy nie zaznają prawdziwego szczęścia, bo żyją wyłącznie tym co tu i teraz nie myśląc wcale o przyszłości. Nie mamy im czego zazdrościć, bo posiadamy wszystko o czym marzyliśmy. Mamy siebie, wspólny dom i miłość, którą się darzymy. Do kompletu brakuje nam jeszcze tylko tego – wyciągnęła z kieszeni jakiś zwitek i wyprostowała go podając Markowi.

- Co to jest? – zdziwił się.

- To jest kochanie nasze dziecko, które urodzi się nam za sześć miesięcy.

Jego oczy rozszerzyły się i zabłysły ciepłym blaskiem. Przytulił ją najmocniej i najczulej. Wzruszony całował jej usta aż do utraty tchu.


K O N I E C


37 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page