ROZDZIAŁ 11
W mroźny, świąteczny poranek objuczony mnóstwem kolorowych toreb Marek zapukał do drzwi domu Uli. Usłyszawszy pukanie Michał popędził w ich kierunku i stając na palcach dosięgnął klamki. Kiedy zobaczył Marka wydał z siebie radosny pisk i rzucił mu się na szyję.
- Wiedziałem, że przyjdziesz i już nie mogłem się ciebie doczekać. Mamusia szykuje już śniadanko, a inni siedzą przy stole – wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Marek roześmiał się na całe gardło.
- Powoli Michaś. Daj mi się rozebrać.
Do przedpokoju weszła Ula i uśmiechnęła się na jego widok.
- Wesołych świąt Marek. Mam nadzieję, że jesteś głodny. Zaraz będzie kawa. Wchodź dalej.
Zabrał torby z prezentami i ciągnięty przez Michała za rękę wszedł do salonu.
- Kochani przedstawiam wam Marka Dobrzańskiego, mojego szefa i przyjaciela, a to Marek mój tata, Józef Cieplak i moje rodzeństwo, Jasiek i Beatka. – Marek podał każdemu z nich dłoń.
- Bardzo mi miło jest poznać was wszystkich osobiście, bo znam was jedynie z opowiadań Uli. Święta to dobra okazja do takich spotkań, a ponieważ jest to też czas prezentów i ja nie chciałem przychodzić tutaj z pustymi rękami – zaczął rozdzielać torby. – To dla Beatki, to dla Jasia, to dla pana Józefa, a to dla ciebie smyku. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
- A co to jest?
- Kupiłem ci konsolę i kilka gier. Po świętach nauczę cię jak się tym posługiwać. Będziemy mieć świetną zabawę. A to dla ciebie Ula. Wesołych świąt dla wszystkich.
Zarumieniona podeszła do niego i ucałowała go w policzek.
- Dziękuję Marek, to naprawdę wspaniałe prezenty, ale nie musiałeś nam ich kupować, bo dla nas twoje towarzystwo jest najlepszym prezentem. Siadaj proszę, ja już podaję śniadanie.
Dobrze się czuł wśród tej zgrai Cieplaków. Po śniadaniu uciął sobie miłą pogawędkę z seniorem rodziny, który przy okazji podziękował mu za piękny zegarek.
- To bardzo drogi prezent Marek. My nic dla ciebie nie przygotowaliśmy, bo nawet nie wiedzieliśmy, że będziesz tutaj w święta. Dopiero w wigilię Ula opowiedziała nam o tobie. Opowiedziała wszystko. Wiemy, że darzysz ją uczuciem i wiemy, jaki stosunek ma do ciebie Michaś. Ona powinna sobie ułożyć życie i nie rozpamiętywać przeszłości. Jesteś porządnym człowiekiem i to jej powiedziałem. Myślę, że nasza akceptacja była jej potrzebna w podjęciu decyzji. Bądź dobrej myśli synu.
- Bardzo ją kocham panie Józefie. Kocham Michała. Zapewniam pana, że mam najuczciwsze zamiary wobec nich, ale też będę cierpliwie czekał i nie będę na nią naciskał. Ona musi sama tego chcieć bez jakiegokolwiek przymusu z mojej strony, rozumie pan? – Cieplak poklepał go po ramieniu.
- Będzie dobrze, zobaczysz.
Ten dzień był naprawdę wspaniały. Przed obiadem zażyli trochę ruchu spacerując po okolicy. Michał złapał Ulę i Marka za ręce i wydawał się najszczęśliwszym dzieciakiem na świecie.
- Wspaniałe prezenty nam sprawiłeś i naprawdę drogie, aż mi wstyd, że ja przygotowałam dla ciebie taki skromny. Ten kostium dla mnie jest bardzo piękny i pasuje jak ulał. Skąd wiedziałeś jaki rozmiar kupić?
- Ula, rozmiar to ja mam w oczach. Wystarczy, że raz spojrzę i już wiem. Lata praktyki. A koszula i krawat są świetne. Ty kupowałaś na wyczucie, a też trafiłaś bez pudła z rozmiarówką. Prezenty są najmniej istotne, to tylko tradycja. Ja jestem z wami szczęśliwy i to jest mój najlepszy, świąteczny prezent.
Wieczorem zadeklarował się, że zawiezie Cieplaków do Rysiowa.
- Ty masz mnóstwo zmywania. Zanim skończysz, ja będę już z powrotem. Jeśli się zgodzisz, przyjdę jeszcze na małą kawę.
- Oczywiście, nawet nie myślałam inaczej.
Pożegnali się z rodziną. Michaś wycałowany i wyściskany przez dziadka, ciocię i wujka machał im jeszcze przez okno. Kiedy samochód Marka zniknął mu z oczu zapytał matkę.
- Tatuś jeszcze przyjdzie?
Nie miała serca zwracać mu kolejny raz uwagi, że Marek nie jest jego tatą. Był dzisiaj taki szczęśliwy.
- Przyjdzie, jak odwiezie dziadka do domu. Pomożesz mi? Powyciągaj wszystkie swoje prezenty i ułóż na półce u siebie w pokoju, a torby poskładaj ładnie, żeby był porządek.
Pozmywała wszystko po kolacji. Czuła się zmęczona. Na szczęście Marek zadecydował, że cała załoga ma wolne do końca roku. Nie będzie się musiała zrywać jutro i odwozić Michała do przedszkola. Wreszcie się wyśpi. Napracowała się przy tych świętach, ale bardzo chciała, żeby jej rodzinie nie brakowało niczego podczas nich.
Marek wrócił po czterdziestu minutach. Myślał, że Michał będzie już spał, ale on cierpliwie na niego czekał i nie pozwolił Uli, żeby zapakowała go w piżamę.
- A co ty tu jeszcze robisz? Nie czas iść do łóżka? Już bardzo późno.
Mały wdrapał mu się na kolana.
- Specjalnie czekałem, bo chciałem, żebyś mi przeczytał bajkę. Przeczytasz?
- Przeczytam. Ula, trzeba go wykąpać?
- Już dam mu dzisiaj spokój. Miał tyle wrażeń, że jeszcze zasnąłby w wannie. Piżamę ma na łóżku. Ja zrobię nam kawy.
Kiedy Michaś smacznie zasnął Marek wrócił do salonu i rozsiadł się wygodnie na kanapie z filiżanką w dłoni.
- Zaczęło znowu sypać jak wracałem. Może jutro zabierzemy Michała na sanki? Choćby do Łazienek.
Usiadła obok niego i uśmiechnęła się.
- Możemy, ale nie za wcześnie rano. Koniecznie muszę się wyspać – oparła głowę na jego ramieniu. – Jestem wykończona, ale szczęśliwa, bo udały się te święta. Moja rodzina usatysfakcjonowana, Michał promienieje, a ty chyba też jesteś zadowolony. – Przytulił ją do siebie.
- Zadowolony, to za mało powiedziane Ula. Jestem szczęśliwy. Masz wspaniałą rodzinę. Jestem pod jej urokiem – przylgnął ustami do jej skroni. – Mogę zostać? Przespałbym się na kanapie. Nie chce mi się wracać do pustego domu.
- Nie wiem, czy będzie ci tu wygodnie. Na górze są dwa pokoje dla gości. Możesz spać w jednym z nich. Pościel jest świeża.
- Dziękuję. Myślałem, że się nie zgodzisz.
- Też jesteś zmęczony. Michał nie daje ci odetchnąć. Ja nie mam nic przeciwko temu tym bardziej, że jest gdzie spać. Boże jak nie chce mi się ruszyć. Teraz wyszły te wszystkie zakwasy. Chodźmy, pokażę ci pokój. Na górze jest też łazienka.
Pokoik był mały, ale bardzo przytulny z charakterystycznymi spadami determinującymi kształt dachu. Pokazała mu jeszcze łazienkę.
- Niestety piżamy męskiej nie mam. Jakoś będziesz musiał sobie poradzić bez niej. Tu są czyste ręczniki, a tu szczoteczki do zębów. Nieużywane – rozchichotała się. – No to ja idę.
Nie mógł pozwolić jej tak po prostu odejść. Objął ją wpół, przyciągnął do siebie i zaczął namiętnie całować. Nie broniła się. Ten pocałunek był zachłanny, namiętny, gorący… Oderwała się od niego łapiąc łapczywie oddech. Oparła dłonie o jego klatkę piersiową.
- Dobrej nocy Marek.
- Dobrej nocy moje szczęście – wyszeptał.
Następnego dnia Marek obudził się dość wcześnie. Była siódma trzydzieści. Mógłby jeszcze pospać, ale postanowił, że tym razem to on zrobi śniadanie dla wszystkich. Wziął szybki prysznic i ubrał koszulę, którą dostał od Uli. Najciszej jak tylko potrafił zszedł ze schodów i równie cicho otworzył drzwi do pokoju Michała. Ku jego zaskoczeniu mały już nie spał. Siedział w piżamie na dywanie i coś rysował. Na dźwięk otwierających się drzwi podniósł głowę i uśmiechnął się radośnie.
- Tatuś? Spałeś tu dzisiaj? – Marek przyłożył palec do ust i kiwnął głową.
- Spałem – powiedział szeptem. – Pomożesz mi zrobić śniadanie? Damy dzisiaj mamie pospać, bo bardzo się wczoraj napracowała. Chodź, pomogę ci się umyć i ubrać.
Lodówka pękała w szwach. Zostało mnóstwo jedzenia i nie bardzo wiedział na co się zdecydować.
- Michaś, co mama jada na śniadanie?
- Najbardziej lubi jajecznicę i ja też. Pije zawsze kawę a ja herbatkę, albo jak jest mleko, to kakao.
- Mleko jest i zaraz je przyrządzimy. Nastawimy też express do kawy. Chlebek jest i jajka też są. Jajecznicę zrobimy na wędzonym boczku. Będzie pyszna - usadził małego na kuchennym blacie i podał mu drewniany nóż do masła. – Proszę, to robota w sam raz dla ciebie. Posmaruj ładnie wszystkie kromki i ułóż na talerzu. Ja będę smażył.
Byli tak bardzo pochłonięci przygotowywaniem posiłku, że nawet nie zwrócili uwagi na Ulę, która od dłuższego czasu stała na środku salonu i przyglądała im się z największą czułością. Marek zdjął patelnię z ognia i zaczął nakładać gorącą jajecznicę na talerze. Dopiero jak podniósł głowę zauważył stojącą w pobliżu Ulę. Uśmiechnął się do niej uszczęśliwiony.
- Dzień dobry Ula. Obudziliśmy cię?
- Raczej obudził mnie zapach jajecznicy i kawy. Zaraz do was dołączę. Michaś a co ty robisz?
- Smaruję chlebek masłem. Pomagam tatusiowi. To będzie najlepsze śniadanie na świecie.
Zajadali je ze smakiem. Jajecznica z przysmażonymi kawałkami boczku smakowała obłędnie.
- Nie miałam pojęcia, że tak dobrze wychodzą ci śniadania. To jest pyszne.
- Mogę ci je szykować każdego ranka, jeśli tylko zechcesz. – Zarumieniła się, bo zrozumiała podtekst tego co powiedział.
- Kto wie? – starała się wybrnąć z tego zażenowania. – Nie deklaruj się lepiej, bo mogę to niecnie wykorzystać.
- O niczym innym nie marzę – szepnął jej do ucha. – Michaś, – powiedział już na głos – dzisiaj idziemy na sanki. Poszalejemy trochę na śniegu.
- Super!
Ubrała Michałowi nieprzemakalny kombinezon i założyła ciepłą czapkę. Wcisnęła mu na ręce rękawice i z miłością ucałowała jego policzki. Sama też ubrała się ciepło zakładając spodnie i puchową kurtkę. Marek już czekał na nich trzymając sanki w dłoni. Umieścił je w bagażniku i przełożył fotelik dla Michała z samochodu Uli.
- Chyba trzeba kupić drugi, żeby nie przekładać ciągle – mruknął.
Ruszył wolno. Śniegu napadało mnóstwo i nie wszędzie go odgarnięto z nawierzchni.
- Będziesz zjeżdżał ze mną tatuś? – odezwał się z tyłu Michał.
- No pewnie. Chyba nie myślisz, że odpuszczę sobie taką świetną zabawę. Mamę też wsadzimy na sanki. – Roześmiała się.
-Ja to już chyba jestem za stara na takie zabawy.
- Nikt nie jest na to za stary. Zobaczycie jak będzie fajnie.
Zaparkował. Wyjął sanki i usadził w nich Michała.
- A teraz trzymaj się mocno – ruszył biegiem, a za nimi biegła rozchichotana Ula. Michał śmiał się w niebogłosy. Zdyszany Marek zatrzymał się przed dość wysoką skarpą. – Tu będzie w sam raz. Niezła górka. Zejdź Michaś, bo nie dam rady wciągnąć na nią sanki i ciebie. Wchodzimy - wdrapali się na szczyt. Marek usiadł i posadził przed sobą chłopca obejmując go mocno. – Uwaga! Jedziemy! – Michał piszczał z uciechy. Ula stojąc na dole zaśmiewała się do łez. Takiego ojca powinno mieć jej dziecko. Ojca, który jest mądry, który wytłumaczy, pogłaska po głowie i pobawi się z nim. Przestępowała z nogi na nogę, żeby nie zmarznąć za bardzo. Zauważył to Marek i kiedy już któryś raz z kolei zjechali w dół powiedział.
- Chodź Ula na górę. Rozruszasz się trochę. Ty Michaś poczekasz, a ja zjadę z mamą, dobrze?
- Ja też chcę zjechać z mamusią.
- Nie ma sprawy. Nie możemy pozwolić, żeby przemarzła.
Zabawa była przednia. Mnóstwo śmiechu i pisków. Kilka razy wywrócili się, co wywołało dodatkowe salwy śmiechu. W końcu ścisnęli się we trójkę na sankach, co nie było zbyt wygodne i skończyło się wywrotką u podnóża skarpy. Zaśmiewali się do rozpuku. Tę zabawę przerwał jednak czyjś głos.
- Marek?
Oderwał się od Michała i spojrzał w kierunku, z którego dochodził.
- O rany! A skąd wy się tu wzięliście? – przed nimi stali jego rodzice. Ula otrzepała swoją kurtkę i Michała. Zarumieniona podeszła do nich i przywitała się.
- Michaś, to są rodzice Marka, przywitaj się ładnie. To mój syn Michał – wyjaśniła Dobrzańskim. Helena przykucnęła przy nim i pogłaskała jego policzek.
- Jesteś ślicznym chłopcem Michałku i bardzo podobnym do mamy.
- Ty jesteś mamą tatusia? Jak on będzie już moim prawdziwym tatusiem, to będziesz moją babcią? Ja bardzo bym chciał, bo mam tylko jednego dziadka. Dzieci mają po dwoje dziadków, ale moja jedna babcia jest w niebie.
Bardzo rozczuliło Helenę to, co powiedział malec. Przytuliła go mocno do siebie mówiąc.
- Bardzo chciałabym być twoją babcią Michasiu, a ten pan – wskazała na Krzysztofa – twoim dziadkiem. – Chłopiec odwrócił się do matki.
- Mamusiu ja bardzo chcę mieć dziadków. Oni są fajni. Zgódź się. Tata cię kocha i mnie też kocha. Powiedział mi to.
Kompletnie zbita z tropu i zaczerwieniona po czubki uszu wystękała.
- Zobaczymy synku… Zobaczymy…
ROZDZIAŁ 12
Spojrzała niepewnie na Dobrzańskich.
- Ja bardzo państwa przepraszam za bezpośredniość mojego dziecka. On pokochał Marka, który jest dla niego wzorem ojca i nie chce przyjąć do wiadomości, że to nie takie proste. Ja próbowałam mu tłumaczyć, że nie powinien go tak nazywać, ale na niewiele to się zdało.
- Nie tłumacz się Uleńko, bo dzieci właśnie takie są. Bezpośrednie i szczerze artykułują swoje uczucia. Nam jest miło, że on tak mówi i bardzo byśmy chcieli być jego dziadkami. – Kolejny raz zdradliwy rumieniec pokrył jej policzki. Krzysztof przyglądał jej się z przyjemnością. – Śliczna, mądra i skromna. Ideał. - Długo jeszcze tu będziecie? – spytał Marka.
- Chyba nie. Wyszaleliśmy się już.
- A państwo mają jakieś plany na dzisiaj? – odezwała się Ula. – Jeśli nie, to może zechcieliby państwo zjeść z nami obiad? Byłoby nam bardzo miło. Ja mam wszystko przygotowane. Serdecznie zapraszamy.
Trochę zaskoczyła seniorów ta propozycja, ale pomyśleli, że to dobra okazja, żeby poznać lepiej Ulę i Michała.
- Nie mamy żadnych planów i bardzo chętnie zjemy z wami obiad.
- Ula mieszka obok mnie. Zresztą i tak pojedziecie za nami. Chodźmy w takim razie.
Zaparkował przed posesją, a tuż za nim Dobrzańscy. Wysiadł z samochodu i otwarł Uli drzwi pomagając jej wysiąść. Potem wysupłał z fotelika Michała.
- Ja bym tylko skoczył na chwilę do domu i przebrał się. Zaraz do was dołączę, dobrze?
- W porządku, idź. Ja zajmę się rodzicami.
Stała z nimi przez chwilę przed wejściem. Zachwycili się domem.
- Pamiętamy jak ten dom wyglądał wcześniej. To niesamowite jak bardzo go odmieniłaś. Jest piękny, a latem musi wyglądać jeszcze piękniej.
- Bardzo się staram, żeby tak było. Sadzę na wiosnę sporo kwiatów, bo je uwielbiam. Ale nie stójmy tak na mrozie. Proszę wejść - otworzyła przed nimi szeroko drzwi. Wnętrze też zrobiło na nich wrażenie. Ewidentnie byli pod urokiem tego miejsca. Zaproponowała im, że pokaże cały dom.
- Nie jest zbyt duży, ale zrobiłam wszystko, żeby był przytulny. Na górze są dwa pokoiki dla gości wraz z łazienką, a tu na dole salon z otwartą na niego kuchnią, pokój mój i Michała, a także duża łazienka i ubikacja. Lubię patrzeć przez te oszklone drzwi w salonie na ogród. Latem wygląda fantastycznie. Trochę dalej jest sad i plac zabaw dla Michasia.
- Pięknie wszystko urządziłaś Uleńko, naprawdę pięknie. Masz dobry gust dziecko.
Wszedł przebrany już Marek i od razu ruszył do kuchni nastawiając express.
- Na pewno wszyscy napiją się dobrej kawy, prawda?
- Proszę sobie wygodnie usiąść, – Ula wskazała kanapy – a ja za chwilę podam obiad, tylko go przygrzeję. To nie potrwa długo.
Raczyli się esencjonalnym, złocistym rosołem ze swojskim makaronem, pysznymi kluskami polanymi gęstym sosem wraz ze solidną sztuką pieczeni i znakomitą sałatką z czerwonej kapusty. Krzysztof wytarł serwetką usta i przyjaźnie uśmiechnął się do Uli.
- To jest przepyszne. Świetnie gotujesz Ula.
- Mamusia wszystko robi pyszne, – wtrącił się Michał – a najpyszniejsze jest ciasto czekoladowe. Mniam. – Krzysztof pogładził go po głowie.
- Masz rację synku.
Po obiedzie podała jeszcze świąteczne słodkości w postaci makowca i sernika. Na stole pojawiły się też robione przez nich pierniczki. Dobrzańscy posiedzieli aż do wieczora. Dobrze się czuli tutaj podobnie jak Marek. Ula była bardzo gościnną i przemiłą gospodynią. Koło dziewiętnastej zaczęli się żegnać.
- Koniecznie Marek musisz przywieźć Ulę z Michałem do nas. Też chcielibyśmy ją ugościć. Serdecznie zapraszamy Uleńko. Dobranoc Michasiu. Jesteś wspaniałym chłopcem. - Mały przytulił się do Heleny.
- Dobranoc babciu, dobranoc dziadku – powiedział sennym głosem.
- Dobranoc kochanie.
Marek odprowadził ich jeszcze do samochodu. Helena zanim wsiadła odwróciła się do syna mówiąc.
- To wspaniała kobieta Marek i wspaniałe dziecko. Zrób wszystko, żeby jej nie stracić. Mały bardzo potrzebuje ojca, tęskni za posiadaniem dziadków. My jesteśmy gotowi i damy mu tyle miłości, ile tylko zdołamy, więc postaraj się.
- Bardzo się staram mamo. Przecież kocham ich nad życie i bardzo zależy mi na szczęściu obojga. Uważaj na drodze tato. Jedź ostrożnie.
Kiedy wrócił do domu zastał Ulę zmywającą naczynia. Podszedł do niej i rzekł.
- Zostaw to Ula. Ja pozmywam, a ty uśpij Michała. Już dość się napracowałaś.
Z wdzięcznością przyjęła jego pomoc. Szybko wykąpała synka i utuliła go do snu. Ucałowała jego czółko. Nie sądziła, że jego marzenie o tym, żeby mieć ojca z prawdziwego zdarzenia i dziadków będzie tak silne. Dla niej to było trochę krępujące, że tak bardzo naciska na to i bez pardonu prosi ją, żeby „ożeniła” się z Markiem. Ale to przecież jeszcze małe dziecko i niewiele rozumie ze spraw dorosłych, które dla nich samych nie są wcale ani proste, ani łatwe. Pogładziła kasztanowe włosy synka. – Bardzo pragnę, żebyś był szczęśliwy Michasiu. Bardzo – wyszeptała.
Marek siedział rozparty na kanapie i popijał kawę. Na stole stała butelka czerwonego wina i dwa wypełnione nim do połowy kieliszki.
- Wino? Skąd masz?
- Przyniosłem butelkę z domu. Usiądź. Ono rozluźni nas trochę – podał jej jeden z kieliszków. Umoczyła w nim usta.
- Rodzice są tobą zachwyceni, a Michał całkiem podbił ich serca. Koniecznie musimy ich kiedyś odwiedzić. Zobaczysz gdzie dorastałem.
- Na pewno ich odwiedzimy. Michał nie da nam już spokoju i będzie nalegał.
Marek dopił swoje wino i podniósł się z kanapy.
- Będę uciekał Ula. Późno już.
- Jeśli chcesz, to zostań. Nie wyganiam cię przecież. Poza tym robisz pyszne śniadania i trochę egoistycznie proponuję ci nocleg – roześmiała się. Usiadł z powrotem i popatrzył jej w oczy.
- Wiesz, że ja chętnie skorzystam, a jutro zrobię znowu coś dobrego na śniadanie. Poza tym chciałem cię zapytać, czy wybierasz się na sylwestra.
- Żartujesz? Gdzie ja bym mogła pójść? Nie zostawię Michała samego, a do taty też nie chcę go zawozić. Niech i on odpocznie. Poza tym tak naprawdę to prawdziwy ze mnie domator i nie lubię takich hucznych spędów. Lubię wygodnie wyciągnąć się na kanapie i popatrzeć w telewizor. Może będzie ciekawy program? A ty? Idziesz gdzieś?
- Teraz to ty żartujesz. Gdzie ja mógłbym iść? Sam? Najchętniej spędziłbym go z wami, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Nie mam. Michał się ucieszy.
- A ty? – Przygryzła wargę patrząc mu w oczy.
- Ja też…
Przylgnął do jej ust. Smakowały tak słodko i oddawały jego pieszczotę. Pragnął jej, ale starał się też zachować zdrowy rozsądek. Nie chciał nic przyspieszać, żeby czegoś nie zepsuć, żeby jej nie wystraszyć. Pogłębił pocałunek. Wplotła dłonie w jego włosy. Jej ciało było spragnione miłości. Odkąd zaszła w ciążę, a nawet już wcześniej nie miała żadnego mężczyzny. Ten gwałt się nie liczył, bo był brutalny i popełniony z szaleństwa i złości. Igor już nie żył, a ona nadal nie potrafiła mu tego wybaczyć. Marek był inny. Delikatny, czuły, nie naciskał na nią tak jak obiecał, a jego pocałunki były takie przyjemne. Powodowały dreszcz na całym jej ciele i pożądanie. To wszystko za wcześnie, nie teraz… Kiedy zjechał ustami na jej szyję opamiętała się.
- Nie Marek… Jeszcze nie… Nie jestem gotowa – przerwał. Był pobudzony, ale zapanował nad tym.
- Przepraszam… Nie powinienem… Wybacz. Pójdę na górę uspokoić zmysły. Dobranoc Ula.
Została sama. To wszystko działo się za szybko i miała wrażenie, że przestaje nadążać. Z drugiej strony naprawdę go pragnęła. Nie innego mężczyzny, ale właśnie jego. Był jedynym, z którym mogłaby być. Czy to oznaczało, że jednak go kocha? Pożądanie to nie to samo, co miłość, ale najlepiej jak idą ze sobą w parze.
W sylwestra przygotowała trochę przekąsek i upiekła ulubione ciasto Michała. Siedział z nimi dłużej niż zwykle. Trochę tańczyli trzymając go na rękach, a on spinał ich swoimi jak klamrą. Jednak o dziewiątej zasnął na kanapie. Ula przebrała go w piżamę, a Marek zaniósł do łóżka.
O dwunastej wypili tradycyjnie szampana i przywitali nowy rok. Nad ranem obudziła się we własnym łóżku. Ze zdziwieniem stwierdziła, że jest ubrana. – Pewnie Marek mnie tu przyniósł. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam – zwlekła się z łóżka i poczłapała do łazienki. Chłodny prysznic pomógł jej dojść do siebie. Przebrała się w czyste ciuchy i poszła do kuchni. Jej mężczyźni byli już na nogach. Po wczorajszej imprezie nie było śladu. Na stole parowała gorąca kawa i smakowicie pachniały przypieczone kiełbaski.
- Dzień dobry kochani. A co wy tak wcześnie na nogach? Która to godzina?
- Jedenasta Ula i mam nadzieję, że się wyspałaś.
- Wyspałam i jestem głodna. Wszystko wygląda pysznie. Szkoda tylko, że jutro trzeba iść do pracy – jęknęła. – Wszystko, co dobre, za szybko się kończy. Jutro przedszkole Michaś. Trzeba będzie wcześnie wstać.
- A tatuś też pojedzie z nami?
- Chętnie pojadę Michaś. Fotelik jest nadal w moim aucie. Pojedziemy Lexusem. Co ty na to Ula?
- Naprawdę chce ci się tak wcześnie zrywać?
- Przecież i tak wstaję wcześnie, więc co za różnica?
Następnego dnia Michał pękał ze szczęścia. Opowiadał w trakcie drogi Markowi o przedszkolu i dopytywał się, czy po pracy też po niego przyjedzie.
- Przyjedziemy oboje. Masz to jak w banku.
Od tego dnia zawożenie i odbieranie Michała z przedszkola stało się normą. Mały za każdym razem promieniał ze szczęścia na widok ich obojga. Swoim kolegom chwalił się, że teraz i on ma tatę. Najlepszego tatę na świecie.
Kolejny rok zaczął się dla nich bardzo intensywnie. Maciek dopracował wszystkie założenia dotyczące najważniejszych poczynań strategicznych dla firmy. Na pierwszy ogień poszły umowy zawarte z Chińczykami. Nie przedłużyli ich i w związku z tym konieczne stało się pozyskanie nowych ze szwalniami w pobliżu granicy. Szymczyk wraz z dwoma zatrudnionymi przez Marka logistykami wybrał te, które miały najlepszą opinię. Zaopatrzony w upoważnienie mówiące o tym, że może reprezentować prezesa i w jego imieniu podpisywać dokumenty, wyjechał któregoś dnia razem z nowymi pracownikami na objazd tych szwalni. Wrócił po ponad tygodniu i natychmiast przekazał Markowi ustalenia.
- Wybrałem te najlepsze. Dwie na Słowacji i jedna na Białorusi. Są znakomicie przygotowane. Dysponują najlepszym sprzętem. Nie będziesz żałował, że spuściłeś na szczaw tych Chińczyków. Zrobiłem kalkulację kosztów transportu. Spójrz na te różnice. Są kolosalne. Cały koszt transportu w obie strony z tych trzech szwalni będzie niższy, niż podróż w jedną stronę do Pekinu. Przyjrzałem się jakości szycia i wierz mi, że ta chińska nie umywa się i jest poniżej normy. Jestem pewien, że dzięki tej współpracy będziemy mieć same korzyści, bo zostanie nam w kieszeni co najmniej czterysta pięćdziesiąt tysięcy. Niewiarygodne, prawda? Ale liczby nie kłamią. Jak tylko się ogarnę, to zabiorę się za magazyny. Trzeba jak najszybciej zrobić z nimi porządek. Znajdę drobnych przedsiębiorców i spróbuję ich namówić na tę franszyzę. Będzie dobrze. Tu masz te trzy umowy, które podpisałem. Przejrzyj, a najlepiej dokładnie przeczytaj. Będziesz zdziwiony.
- Już jestem Maciek. Jesteś niesamowity i bardzo, bardzo operatywny. Dziękuję. A jak spisali się logistycy?
- Są naprawdę dobrzy. Połapali wszystko bez pudła. Teraz posiedzą na miejscu i opracują najkrótszą trasę dostaw. Jestem pewien, że dzięki temu zaoszczędzimy nawet na paliwie, bo samochody przejadą ją na jednym baku bez tankowania. To chyba wszystko. Gdybyś miał jakieś pytania odnośnie tych umów, to jestem za ścianą. Teraz pochylę się nad magazynami.
W jedną ze styczniowych sobót wybrali się na proszony obiad do Dobrzańskich. Teraz z kolei Ula była pod wrażeniem tego ogromnego domu. Zdziwiony Michaś pytał Helenę.
- Mój tatuś mieszkał w pałacu?
- Nie kochanie. To nie jest pałac – tłumaczyła mu rozbawiona. – To tylko taki duży dom. Jak przyjedziesz tu latem pokażę ci nasz ogród. W nim też jest zawsze dużo kwiatów tak jak w waszym. Dzisiaj pokażę ci tatę jak był w twoim wieku.
Po obiedzie powyciągała albumy. Ula z ciekawością przyglądała się zdjęciom. Marek był naprawdę ślicznym dzieckiem. Kruczowłosy z tymi wdzięcznymi dołeczkami w policzkach i dużymi oczami wyglądał tak słodko.
- Zobacz mamusiu, tata też miał taką ciężarówkę jak ja i też lubił samochody.
- To mu zostało do dzisiaj Michałku – roześmiała się Helena.
Podszedł Marek i pochylił się nad albumem.
- To żenujące mamo. Nie pokazuj tych zdjęć, na których jestem goły, bo spalę się ze wstydu.
- To żaden wstyd Marek – Ula uśmiechnęła się do niego. – Naprawdę byłeś pięknym dzieckiem i takim słodziakiem dzięki tym dołeczkom.
- Mam nadzieję, że coś mi z tego dziecka zostało?
- Byłeś ładny tatusiu. – Marek porwał Michała na ręce i okręcił się z nim dokoła.
- Ty też jesteś ładny. Może miałeś się urodzić jako dziewczynka?
- Na pewno nie. Dziewczynki nie lubią samochodów, a chłopcy tak. – Marek parsknął śmiechem.
- No tak, zupełnie o tym zapomniałem.
ROZDZIAŁ 13
ostatni
Siedział wraz z ojcem w jego domowym gabinecie i opowiadał mu o poczynaniach Maćka. Chwalił, że w tak krótkim czasie załatwił najpilniejszą ze spraw.
- Teraz jak pojawią się realne oszczędności zainwestuję w lepsze maszyny dla szwalni. Dobra jakość szycia jest priorytetem. Pshemko jest wręcz na nią uczulony. Może dzięki temu zniwelujemy zwroty z butików do minimum? Jeszcze trochę, jeszcze parę miesięcy, a przekonasz się jak prężna stanie się firma. I pomyśleć, że to wszystko dzięki tym dwóm skromnym osobom. Powinienem dziękować za nie opatrzności do końca życia. Czy ty wiesz, co Maciek jeszcze wymyślił? Rozładuje sytuację w magazynach. Masz świadomość, że pękają w szwach. Postanowił pozyskać drobnych przedsiębiorców i utworzyć sieć franszyzy. Jak dobrze pójdzie sprzedamy wszystkie zalegające resztki starych kolekcji. Te nowsze pójdą do sprzedaży licytowanej przez internet. Jeszcze w lutym Maciek uruchomi stronę internetową. Jest naprawdę genialny. Chyba im obojgu za mało płacimy, bo zasługują na wiele wyższe wynagrodzenie.
- To się nie zastanawiaj i podnieś im uposażenie. Doceniany i dobrze opłacany pracownik, a przede wszystkim odpowiednio motywowany potrafi dać z siebie nie sto a dwieście procent wydajności. Oni pracują zaledwie od pięciu miesięcy, a popatrz jak wiele zyskała dzięki nim firma. Zasłużyli oboje na podwyżkę.
- Tak właśnie zrobię tato. W poniedziałek każę Sebastianowi przygotować dla nich nowe angaże.
Pod koniec lutego pojawiły się pierwsze profity z pieniędzy zainwestowanych w giełdę. Nie było tego za wiele, ale Ula wyłożyła ponownie znacznie większą kwotę. Teraz było ją na to stać. Poza świątecznymi prezentami dla rodziny, które pochłonęły najwięcej pieniędzy nie wydawała na siebie i Michała zbyt wiele. Raczej żyła dość skromnie, bo to wyniosła z domu. Grając na giełdzie inwestowała przede wszystkim w przyszłość syna. Pragnęła, żeby kiedyś skończył dobre szkoły i renomowane studia. Pragnęła dla niego jak najlepiej.
Z Markiem łączyło ją coraz więcej. W końcu zrozumiała, że bez niego świat byłby pusty i nudny. On wniósł w ich życie miłość i radość. Był zawsze, kiedy go potrzebowała. Dobry, opiekuńczy i troskliwy. Dbał o nich.
Wiosna zmobilizowała ich jeszcze bardziej. Powoli zbliżał się termin wiosenno-letniej kolekcji. W marcu dotarły do szwalni pierwsze, nowoczesne maszyny. Dyrektorzy dostali wszystkie projekty i ruszyli z produkcją, również ci na Słowacji i na Białorusi. Maciek pozyskał kilku indywidualnych przedsiębiorców i zawarł z nimi w imieniu Marka umowę franszyzy. Logistycy zorganizowali perfekcyjnie dystrybucję z magazynów. Strona internetowa również pracowała. Krok po kroku strategia Maćka zaczynała przynosić pierwsze zyski. Marek rzecz jasna podniósł i jemu i Uli pensję do trzynastu tysięcy.
Zbliżał się długi, majowy weekend. Ula zawiozła Michała do Rysiowa na cały tydzień. Zatęsknił za dziadkiem i za jej rodzeństwem. Marek wykupił dla Uli i siebie tygodniowy pobyt w SPA. Tam mieli zregenerować siły i solidnie odpocząć. W połowie miesiąca miał się odbyć pokaz.
SPA położone było niedaleko Warszawy. Celowo wybrał takie, żeby nie musieli się tłuc zbyt długo samochodem. Ładny hotel nad jeziorem a dokoła las. Pokój z dużym tarasem i ładnym widokiem.
Stała właśnie na tarasie opierając się o barierkę i chłonęła ten malowniczy obrazek. Podszedł do niej i przywarł do jej pleców.
- Pięknie tu – wyszeptała. Wtulił twarz w jej długie włosy. Pachniały rumiankiem z jakąś owocową nutą.
- Kocham cię Ula. Kocham nad życie – odwróciła się do niego i patrząc mu w oczy powiedziała cicho.
- I ja cię kocham Marek. Bardzo kocham i nie wyobrażam sobie już życia bez ciebie. – Wzruszył się. Drżącym z przejęcia głosem mówił.
- Nawet nie wiesz jak bardzo pragnąłem usłyszeć te słowa. Modliłem się o nie i już zaczynałem wątpić, czy kiedykolwiek je usłyszę od ciebie. Kamień spadł mi z serca. To wspaniale mieć świadomość, że kochasz i jesteś kochany, a ja was kocham i to nigdy się już nie zmieni. Uklęknął przed nią i wyjął z kieszonki koszuli małe pudełeczko.
- Długo czekałem na tę chwilę Ula. Klęczę tu teraz przed tobą i proszę, byś została moją żoną. Przysięgam ci, że nigdy cię nie zawiodę. Będę najlepszym mężem i ojcem. – Zalśniły jej w oczach łzy.
- Wiem, że taki będziesz, bo udowodniłeś to wielokrotnie. Zgadzam się, bo tylko z tobą mogę być szczęśliwa.
Wsunął jej pierścionek na palec, podniósł się z kolan i przytulił ją mocno.
- Jesteś moim największym skarbem i ty i Michaś. Jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu. Kocham was – poszukał jej ust i zaczął czule całować.
Po tych niespodziewanych oświadczynach ruszyli na spacer wzdłuż brzegu jeziora. Musieli ochłonąć. Marek szczęśliwy jak nigdy w życiu przytulał ją do swego boku. Ona równie szczęśliwa szła obok niego z promiennym uśmiechem na twarzy.
Tej nocy kochali się po raz pierwszy. Pragnęła go tak mocno, że nie potrafiła mu odmówić siebie. Był delikatny, ale jednocześnie namiętny i zachłanny. On pożądał jej od bardzo dawna. Chłonął jej zapach, jej dotyk wszystkimi zmysłami i ciągle było mu mało, jakby nie potrafił nasycić się tą miłością. Dla niej ta noc wydawała się nie mieć końca. Za każdym razem spełnienie przychodziło jak ogromna fala tsunami powodując błogość, odurzenie i rozkosz. Już nawet nie pamiętała, czy z Igorem było podobnie. Pamiętała tylko krzywdę jaką jej wyrządził. Miłość Marka przyprawiała ją niemal o utratę zmysłów. Pod wpływem jego pieszczot odpływała w niebyt, unosiła się na skrzydłach tej miłości lekka jak piórko, drżała od dotyku jego dłoni i ust. Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi zasypiali wtuleni w siebie, a on na dobranoc szeptał jej do ucha najpiękniejsze słowa o tym jak ważna jest dla niego i jak bardzo ją kocha.
Ten pobyt był bardzo udany. W ciągu dnia dużo spacerowali, korzystali z zabiegów, a nocami kochali się do utraty tchu. On mówił jej, że nie chce długo czekać ze ślubem. Uzgodnili, że odbędzie się w sierpniu, a po nim wraz z Michałem wyjadą na co najmniej dwa tygodnie. Nie chcieli go zostawiać. Dwa tygodnie to długo dla takiego malucha i mógłby nie znieść dobrze tej rozłąki.
Wracając już do domu wstąpili jeszcze do Rysiowa i powiadomili o wszystkim rodzinę Uli. Józef ze łzami w oczach gratulował im i ściskał. Michał był przeszczęśliwy. Nie schodził Markowi z kolan i w kółko pytał.
- A jak ożenisz się już z mamusią to będziesz moim najprawdziwszym tatusiem?
- Będę skarbie. Już jestem. Bardzo cię kocham synku.
Następnego dnia pojechali również do Dobrzańskich, żeby poinformować ich o zaręczynach i o ślubie. Nie mogli ich bardziej uszczęśliwić. Helena natychmiast zadeklarowała pomoc przy przygotowaniach.
Już w domu, wieczorem, kiedy Michaś poszedł spać rozmawiali jeszcze o przyszłości. Uzgodnili, że Marek sprzeda dom i przeniesie się do Uli.
- Pozbędę się tego domu bez żalu kochanie. Za dużo w nim złych wspomnień i złej energii. Chciałbym zrobić coś jeszcze. Chciałbym usynowić Michała. On bardzo tego pragnie i ja też.
- Nie będę się sprzeciwiać, przecież on od początku traktuje cię jak ojca. Można nawet powiedzieć, że sam sobie ciebie wybrał.
- Zacznę to załatwiać jak wrócimy z wczasów i bardzo się postaram, żeby jak najszybciej nosił moje nazwisko.
Maciek siedział w gabinecie Marka i kręcił z niedowierzaniem głową.
- I to ma być przyjaciółka? Słowem nie pisnęła, że coś was łączy. Poza tym jak ja mogłem tego nie zauważyć? – Ula roześmiała się i uściskała go.
- Nie złość się Maciuś. Byłeś taki zapracowany, że nie mieliśmy nawet szansy, żeby ci o tym powiedzieć. Bardzo chcemy, żebyś był naszym świadkiem na ślubie. Poprosimy o to samo Anię. To naprawdę fajna dziewczyna i chyba wpadła ci w oko, co?
- Oj tam, oj tam. Ale fakt faktem, podoba mi się. Oczywiście się zgadzam i gratuluję. To kiedy ma być ten szczęśliwy dzień?
- Jak dobrze pójdzie i uda mi się wszystko pozałatwiać, to w połowie sierpnia. Ja najchętniej porwałbym ją do ołtarza już w najbliższą sobotę, ale tak się nie da. Poza tym Ula chce ściągnąć ze Stanów Sama MacMillana. On był tam jej jedynym przyjacielem i bardzo jej pomógł, ale o tym na pewno wiesz. Ja zaraz idę do Pshemko, a właściwie to oboje idziemy. Chcemy, żeby to on uszył dla Uli sukienkę a mnie garnitur.
Marek nie tylko myślał o ślubnych kreacjach. Porozumiał się z rodzinnym prawnikiem w sprawie adopcji Michała. Głównie chodziło mu o to, czy mógłby się o nią starać jeszcze przed ślubem. Prawnik powiedział mu, że jak najbardziej, bo procedury mogą się ciągnąć i zanim dojdzie do usynowienia oni będą już po ślubie.
- Ja mogę wystąpić z wnioskiem adopcyjnym do sądu rodzinnego w waszym imieniu, ale musicie liczyć się z tym, że zaczną rozpatrywać go po waszym ślubie. Trzeba wtedy uzupełnić dokumenty złożone wcześniej o akt ślubu. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że postaram się całą sprawę przyspieszyć, jak tylko dokumentacja będzie pełna.
Podziękował mu i wyszedł od niego pozytywnie nastawiony. Teraz, kiedy już wiedział na temat adopcji niemal wszystko, mógł się skupić na załatwianiu ślubnych formalności.
Nie mieli za dużo czasu, a do zrobienia mnóstwo rzeczy. W ciągu jednego dnia załatwili obrączki i zaproszenia. Zrobili listę gości, która była bardzo skromna. Tylko najbliżsi i trochę ludzi z firmy. MacMillan potwierdził swoją obecność. Miał przyjechać tydzień przed ślubem, a wyjechać tuż po nim. Ula zabukowała mu bilety i obiecała, że osobiście odbierze go z lotniska.
Jak policzyli wszystkich, to okazało się, że nie będzie więcej jak pięćdziesiąt osób. Na tyle też Helena wynajęła salę weselną w jednym z najdroższych hoteli w Warszawie. Wprawdzie Ula była temu przeciwna, ale Dobrzańska uspokajała ją.
- Pozwól nam kochanie za to zapłacić. To będzie skromne wesele, którego koszty pokryjemy, a wy macie to potraktować jak prezent ślubny.
W dodatku Michał się uparł, żeby mieć taki sam garnitur jak Marek.
- Chcę wyglądać tak jak tatuś – powtarzał w kółko. Marek w końcu poszedł z nim do Pshemko i uprosił go, żeby i małemu uszył garnitur. Mistrz naprawdę się wzruszył, bo uwielbiał Ulę i jak zobaczył małego tak bardzo podobnego do niej, nie miał sumienia odmówić.
- Obiecuję ci, że będziesz wyglądał dokładnie tak samo – uspokoił go. – Zaraz ta pani cię zmierzy, - wskazał na jedną z krawcowych - żeby wszystko ładnie pasowało.
Na tydzień przed ślubem wszyscy zapakowali się do Lexusa Marka i ruszyli na lotnisko. Sam miał przylecieć dokładnie o dziesiątej, tym samym kursem, którym Ula wracała do Polski. Michaś był podekscytowany. Doskonale pamiętał tego dobrego wujka z Ameryki.
Samolot przyleciał o czasie, bez żadnych opóźnień. Niecierpliwie go wyglądali. Wreszcie ukazał się idąc w gromadzie innych pasażerów. Michał trzymany na rękach przez Marka też go dostrzegł i zaczął krzyczeć.
- Uncle Sam, uncle Sam!
MacMillan uśmiechnął się szeroko na widok całej trójki. Po chwili ściskała go Ula, której ze wzruszenia pociekły łzy.
- Bardzo tęskniliśmy za panem. Michał nie mógł się już doczekać. – Wziął Michała na ręce i przytulił go mocno.
- I ja bardzo tęskniłem za wami – uścisnął Markowi dłoń. – A to pewnie twój narzeczony? – Marek uśmiechnął się do niego z sympatią.
- Marek Dobrzański – przedstawił się. – Bardzo jest mi miło pana poznać. Serdecznie witamy. Pozwoli pan, że wezmę pański bagaż?
Już w domu przy obiedzie opowiedziała mu o wizycie Śliwińskich.
- Nie wiem jakim cudem mnie odnaleźli. Dzięki Bogu był tu Marek. Okłamałam ich mówiąc, że Michał nie jest ich wnukiem. Musiałam to zrobić, bo tu obowiązuje dość pokrętne prawo i jeśli wynajęliby dobrego adwokata, mogli by wygrać sprawę. Powiedziałam im, że dziecko Igora poroniłam, a Michał jest synem Marka. Kupili to i dali nam spokój.
- Wiesz, że ja podświadomie czułem, że oni tu trafią, dlatego kazałem ci dmuchać na zimne, pamiętasz? Dobrze zrobiłaś.
- To samo jej powiedziałem, chociaż miała wyrzuty sumienia. Ja już złożyłem pismo w sądzie o usynowienie małego i mam nadzieję, że po naszym ślubie szybko to załatwią.
Przez kolejne dni zapewnili MacMillanowi najlepsze atrakcje. Obwieźli go po Warszawie i pokazali najciekawsze miejsca. Sporo czasu spędził z Michałem przypominając mu już nieco zapomniany przez niego angielski, którym dość nieudolnie posługiwał się mieszkając w Nowym Jorku. Ze zrozumiałych względów, jako dziecko miał ubogie słownictwo, ale jakoś się porozumiewali. Trochę pomagała Ula i Marek.
Wreszcie nadszedł ten wyczekiwany przez nich dzień. Podjechali pod kościół białą limuzyną. Marek pomógł Uli wysiąść. Wręczył Michałowi czerwoną poduszeczkę, na której lśniły dwie złote obrączki.
- Ostrożnie synku. Uważaj, nie potknij się i nie upuść. – Mały wyszczerzył się do niego.
- Nie martw się tatuś, doniosę.
Widok tego malca, który z dumą niósł obrączki, ubranego identycznie jak pan młody, wzruszył obecnych na ślubie gości. Wyglądał tak słodko.
Ceremonia się zaczęła. Uroczyście przysięgali sobie dozgonną miłość i wierność. Kiedy nadszedł czas na założenie obrączek, stojący przy Maćku Michaś podszedł do nich i ze szczęściem wypisanym na ślicznej buzi podsunął Markowi poduszkę.
Stało się. Ksiądz ogłosił ich mężem i żoną. Marek ucałował najczulej jej usta, a potem porwał Michała na ręce i objąwszy jedną z nich Ulę wymaszerował z kościoła.
- Teraz jesteś moim najprawdziwszym tatusiem. Kocham cię tatusiu. Ciebie też mamusiu. Objął ich oboje za szyje i ucałował im policzki.
- Ja ciebie też kocham synku. Bardzo – uściskał go wzruszony Marek. – Oboje was kocham i tak już będzie zawsze.
Trzydziesty września stał się dla nich wszystkich pamiętną datą. Tego dnia wyszli z sądu ze szczęśliwymi minami. Podeszli do nich Dobrzańscy i wszyscy Cieplakowie.
- Kochani – powiedział z dumą Marek. – Pozwólcie, że wam przedstawię mojego syna i waszego wnuka, Michała Dobrzańskiego. Nareszcie jestem prawdziwym ojcem i mam nadzieję, że będę nim dla dzieci, które mam zamiar mieć z moją kochaną Ulą. Zapraszam was wszystkich do najlepszej restauracji w mieście. Trzeba to uczcić, prawda? A ja sobie nie odpuszczę, bo spełniło się wszystko o czym zawsze marzyłem.
K O N I E C
Kommentare