„PODRÓŻ PRZEDŚLUBNA”
ROZDZIAŁ 1
- Bardzo mi przykro pani Urszulo, ale nie mogę się na to zgodzić – starsza kobieta spojrzała krytycznie na swoją pracownicę.
- Ale pani kierownik ja mam już wszystko zapłacone… Przecież to moja podróż poślubna. To niesprawiedliwe – odpowiedziała płaczliwie i z wyraźną skargą w głosie.
- A kto powiedział, że życie jest sprawiedliwe? Monika jest po ciężkim wypadku i nie wiadomo, czy w ogóle do pracy wróci. Ewa wciąż bierze chemię i też jej zawodowy los jest mocno niepewny. Jak pani myśli, kto tu będzie za nie tyrał? Zresztą – żachnęła się – ja też od dawna planowałam dwa tygodnie urlopu w lipcu i nie zrezygnuję z tego. Ktoś musi tu być i trzymać rękę na pulsie. Przydałoby się trochę empatii pani Urszulo – rzuciła na koniec oskarżająco.
Wyszła od kierowniczki kompletnie załamana. Jej marzenia i wielkie plany właśnie legły w gruzach. Wiedziała, że Piotr nie przyjmie tego dobrze. Tak bardzo się starał, żeby wszystko zgrać w czasie…
Wieczorem, kiedy wszyscy zgromadzili się przy kuchennym stole opowiedziała przebieg rozmowy ze swoją szefową. Na koniec rozpłakała się.
- Ona w ogóle nie przyjęła moich argumentów, chociaż mówiłam jej, że to przecież ślub, najważniejszy dzień w moim życiu a podróż poślubna jest jego integralną częścią. Co my teraz zrobimy Piotruś? – spojrzała załzawionymi oczami na swojego narzeczonego. On też nie miał tęgiej miny. – Wydaliśmy tyle pieniędzy i straciliśmy tyle czasu i energii, żeby wszystko zapiąć na ostatni guzik.
Przy stole zaległa cisza. W końcu odezwał się tata Cieplak.
- A może nie będzie tak źle córcia? Nie płacz, bo nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – użył swojego ulubionego powiedzonka. – Skoro nie możecie jechać w podróż poślubną to może pojedziecie w podróż przedślubną? Mamy koniec lutego. Musisz pójść jeszcze raz do swojej szefowej Ula. Może zgodzi się udzielić ci urlopu właśnie teraz, w marcu. A ty Piotr spróbuj się dowiedzieć w biurze podróży, czy można przebukować wszystko na wcześniejszy termin. Może się uda? Trzeba być dobrej myśli – pocieszył oboje.
Odprowadziła Piotra do samochodu i zanim się pożegnali stali chwilę przed furtką i dogadywali szczegóły. Wreszcie Piotr ucałował ją czule obiecując, że jutro zjawi się w Rysiowie i opowie jej o tym, co załatwił.
Kładła się spać z natłokiem myśli w głowie. Tak bardzo jej zależało, żeby wszystko się udało. Jak tylko zaczęli planować ślub wiedziała, że odbędzie się tu na miejscu, w rysiowskim kościółku, w którym pobierali się jej rodzice. Dwa dni po weselu mieli lecieć do Hurghady, gdzie Piotr zabukował pokój w ekskluzywnym hotelu i wykupił tygodniowy rejs po Nilu połączony ze zwiedzaniem egipskich zabytków. Tam czekało na nich tyle atrakcji… Na myśl o nich dostawała gęsiej skórki. Grobowce faraonów w Dolinie Królów, Karnak, Muzeum Luksorskie, zwiedzanie starożytnych Teb, które dzisiaj nazywa się Luksorem i przejażdżka na wielbłądzie. Miałaby z tego zrezygnować? Zrezygnować z czegoś, co mogło się okazać największą przygodą jej życia? Ojciec ma rację. Jutro ponownie zawita w gabinecie swojej kierowniczki i jeszcze raz z nią porozmawia.
- Ula!? – rozgorączkowany Piotr wparował do domu Cieplaków. Kiedy pojawiła się w przedpokoju porwał ją na ręce i okręcił się wokół własnej osi. – Udało się! Udało się kochanie! Wylatujemy dziesiątego marca. A tobie jak poszło?
- Moja szefowa też wyraziła zgodę. Teraz nie ma jeszcze takiego obłożenia, a od połowy marca mają podobno przyjść jacyś praktykanci odrabiać staż, czy coś w tym stylu. Jutro wypiszę wniosek urlopowy. Tak się cieszę. Będzie wspaniale – przytuliła się do niego. – Już nie mogę się doczekać. A ty nie miałeś trudności z przesunięciem urlopu?
- Ordynator trochę się krzywił, ale okazał się być bardziej ugodowy niż twoja szefowa. Oddział kardiochirurgii nie upadnie przez dwa tygodnie, kiedy mnie nie będzie.
Znali się od prawie dwóch lat jednak warunki finansowe nie sprzyjały wynajęciu przynajmniej jakiegoś niewielkiego lokum, by móc zamieszkać razem. Piotr do tej pory wycierał kąty w hotelu należącym do szpitala, w którym pracował, a ona wciąż mieszkała z rodziną. Ten wyjazd miał być przedsmakiem ich wspólnego życia. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że to życie z kochanym mężczyzną będzie wspaniałe i szczęśliwe. On chyba myślał podobnie.
W dniu wylotu Piotr przyjechał po Ulę do Rysiowa. Oboje byli bardzo podekscytowani zwłaszcza faktem, że po raz pierwszy mieli podróżować samolotem. Pogoda była piękna jak na tę porę roku i nie zwiastowała kłopotów. Żegnani przez całą rodzinę Cieplaków ruszyli w stronę lotniska. Tam Piotr opłacił parking na całe dwa tygodnie i skierowali się do odprawy. Byli trochę spięci. Kiedy samolot wzbił się w powietrze oni siedzieli sztywno na swoich miejscach trzymając się kurczowo za ręce. Łagodny głos stewardesy nieco ich uspokoił. Ula spojrzała przez okno. Widok podświetlonych słońcem chmur zrobił na niej ogromne wrażenie. Rozluźniła się i z przyjemnością kontemplowała to bajeczne zjawisko. Po ponad czterech godzinach dolatywali do Hurghady. Zobaczyła pod sobą niesamowity błękit Morza Czerwonego i zabudowania miasta. Samolot zaczął podchodzić do lądowania.
Piotr wyskoczył na płytę lotniska podając schodzącej z trapu Uli rękę. Wziął głęboki oddech i uśmiechnął się szeroko.
- Będzie nam tu wspaniale kochanie. Dwa tygodnie błogiego lenistwa. O niczym innym nie marzę. Morze, leżaki, drinki z parasolką. Żyć nie umierać.
Niewielki bus zabrał ich do Hotel Beach Albatros Resort. Był rzeczywiście ekskluzywny. Zdjęcia, które wcześniej oglądali w folderze nie kłamały. Zameldowali się a boy hotelowy zaprowadził ich do pokoju.
Podobało się tu im absolutnie wszystko. Na stoliku stał ogromny kosz wypełniony delikatesami a na szafkach po obu stronach ogromnego łóżka wazony z kwiatami. Ula podeszła do drzwi balkonowych otwierając je na całą szerokość. Widok na morze uwiódł ją. Westchnęła rozkosznie.
- Spójrz Piotr jak tu pięknie. Zadbana plaża i leżaki okalające piękne baseny. Tu jest jak w raju.
Piotr podszedł do niej i przytulił ją do siebie.
- Idealnie – szepnął. – Nawet nie musimy się stąd ruszać, bo wszystko mamy na miejscu.
Ula popatrzyła na niego z politowaniem.
- Nie ma takiej opcji. Nie po to wykupiliśmy wycieczki, żeby teraz z nich nie skorzystać. Ja chcę zwiedzić jak najwięcej. To może się okazać podróżą naszego życia Piotr i szkoda byłoby zmarnować taką okazję.
Odświeżeni i przebrani w lekkie stroje zeszli na parter dopytać o posiłki. Wiedzieli, że to mają być śniadania i obiadokolacje. Bardziej chodziło im o hotelową restaurację, w której mieli je jadać. Okazało się, że pytać nikogo nie muszą, bo hotel jest świetnie oznakowany. Minęli hotelowy bar, w którym o tej porze jeszcze niewielu było klientów. Pewnie zapełniał się dopiero wieczorem. Piotr z uznaniem spojrzał na wywieszoną tablicę informującą o gatunkach sprzedawanego tu piwa. Był naprawdę pod wrażeniem, bo gdyby miał wybierać, nie byłby to łatwy wybór.
Wreszcie dotarli do restauracji. Menu było bardzo bogate. Oferowano i kuchnię meksykańską, włoską, francuską, potrawy tajskie, chińszczyznę i tutejszą kuchnię arabską. Po posiłku ruszyli obejrzeć okolicę. Piotr obejmując Ulę ramieniem wciąż mówił jakie to szczęście, że trafili do tego właśnie hotelu. Wreszcie będzie się mógł porządnie wyspać i wybyczyć za wszystkie czasy.
- Dyżury totalnie mnie wykańczają zwłaszcza te nocne. Już trochę miałem ich dość. Tu wszystko jest w zasięgu ręki. Można się wysypiać do woli i imprezować na całego.
- Ja nie mam zamiaru imprezować - odparowała. - Mieliśmy jeździć na wielbłądach, zwiedzać zabytki…
- Miałbym wsiąść na jakiegoś zapchlonego zwierzaka? Ula daj spokój. Zresztą to ty naciskałaś na tę wielbłądzią, mało pociągającą atrakcję. Ja z niej rezygnuję.
Wróciła do hotelu nieco rozczarowana. Pomyślała, że jak Piotr się wyśpi to zmieni mu się stosunek do tutejszych zabytków.
Obudził ją syk otwieranej puszki. Przetarła oczy i spojrzała przytomniej. Piotr wyjąwszy schłodzone piwo z niewielkiej lodówki zaległ na łóżku i przerzucając pilotem kanały leniwie sączył bursztynowy płyn.
- To twoje śniadanie? – zapytała cicho. Odwrócił do niej twarz i uśmiechnął się szeroko.
- To na zaostrzenie apetytu. Czekałem aż się obudzisz. Czy ty wiesz jak dużo oni mają tu kanałów? Nie wiadomo co wybrać.
- Najlepiej spacer.
- Ja wybrałbym inną alternatywę. Słodkie lenistwo na leżaku przy basenie i drink najlepiej jakiś kolorowy z parasolką.
Ula skrzywiła się na ten pomysł. Wyskoczyła z łóżka i ruszyła pod prysznic. Po kąpieli ubrała strój do opalania i cieniutką, płócienną sukienkę. Piotr nawet się nie wysilił i pozostał w krótkich spodenkach i białym podkoszulku. Zeszli na śniadanie. Ze zgrozą patrzyła jak jej narzeczony nakłada sobie kopiasty talerz tych wszystkich smacznych rzeczy wystawionych na bufecie.
- Co ty wyprawiasz Piotr? Zachowujesz się tak jakbyś od tygodnia nic nie jadł – powiedziała z wyrzutem.
- To wszystko jest wliczone w cenę jaką zapłaciliśmy. To tak jakby było za darmo. Zamierzam spróbować absolutnie wszystkiego i w dużych ilościach. Tobie radzę to samo.
Spojrzała na jego talerz z odrazą i sięgnęła po jajecznicę i chleb. Do tego dołożyła kilka plasterków pomidorów. Piotr nie przejmował się niczym. Szybko opróżnił talerz i ruszył po dokładkę. W czasie kiedy on stał przy bufecie do stolika podszedł mężczyzna i zapytał, czy może się dosiąść. Rozejrzała się po sali. Faktycznie wszystkie stoliki były zajęte.
- Tak, bardzo proszę – bąknęła. Mężczyzna kiwnął na kogoś i po chwili do stolika podeszła wysoka, smukła, czarnowłosa kobieta i uśmiechnęła się półgębkiem.
- Dzień dobry – wyciągnęła do Uli rękę. – Paulina Febo – przedstawiła się.
- A ja jestem Marek Dobrzański – mężczyzna również uścisnął Uli dłoń. - Pamiętam was z samolotu. Chyba jesteśmy w tej samej grupie i mamy tego samego przewodnika.
Właśnie wrócił Piotr z kolejnym, kopiastym talerzem. Kiwnął na przywitanie głową.
- To mój narzeczony – wyjaśniła Ula. – Piotr Sosnowski.
- Wybieracie się na rejs po Nilu? – zapytał uprzejmie Dobrzański zajmując miejsce przy stoliku. – Odkąd tu przyjechaliśmy usilnie próbuję namówić moją dziewczynę, ale idzie w zaparte i nie daje się przekonać.
- My się wybieramy – rzuciła Ula.
- Ja nie jadę – zaprotestował Piotr. - Dzisiaj rano odmówiłem jak spałaś i odebrałem pieniądze. Szkoda tylko, że wzięli sobie lichwiarski procent za odmowę uczestnictwa.
- Jak to nie jedziesz? Oszalałeś? – oczy Uli przypominały dwa spodki. – Jak możesz mi to robić?
- Nie marudź Ula. Jeśli chcesz to jedź, ale ja wolę słodkie lenistwo nad basenem.
Popatrzyła na niego z rozpaczą. Już sama nie wiedziała co ma o tym myśleć. Ta szerokość geograficzna zdecydowanie źle wpływała na jej narzeczonego. Odnosiła wrażenie, że to nie jest Piotr, którego tak dobrze znała, ale ktoś zupełnie inny i zupełnie jej obcy.
ROZDZIAŁ 2
Przy stole zapadła niezręczna cisza, którą przerwała Paulina zwracając się do Piotra.
- Zupełnie się z tobą zgadzam. Naprawdę nie rozumiem ciągot mojego chłopaka do tych wszystkich skamielin, tej prymitywnej kultury i do piachu w sandałach. Ja też zdecydowanie bardziej wolę cywilizowane warunki. Opalanie się na wygodnym leżaku to prawdziwa przyjemność. W dodatku woda w basenie taka krystalicznie czysta… - rozmarzyła się. Marek wyglądał na strapionego i nieco skołowanego. Przed wyjazdem długo rozmawiali i obiecała mu wiele rzeczy, których najwyraźniej nie miała zamiaru spełnić.
- Mieliśmy dzisiaj zwiedzić miasto pamiętasz? – wykrztusił. Prychnęła głośno jakby sam pomysł wydał jej się kuriozalny.
- Ty chyba żartujesz - wysyczała. - Mam się ocierać o ten tłum brudnych Arabów? Tych dzikusów, którzy nie potrafią uszanować kobiety? W hotelu przynajmniej jestem bezpieczna w przeciwieństwie do bazaru, który chcesz zaliczyć.
- Wybierasz się na tutejszy suk? - zapytała cicho Ula. - To podobno w dzielnicy Dahar. Jeśli nie masz nic przeciwko temu chętnie się z tobą zabiorę. Hotelowe taksówki nie są najtańsze więc możemy podzielić koszty dojazdu. To podobno dziesięć minut stąd.
- Oczywiście. Będzie mi bardzo miło – kurtuazyjnie odparł Marek. - Nie zdecydujesz się jechać? – zwrócił się do swojej dziewczyny. Pokiwała przecząco głową.
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł. Piotr na pewno zechce dotrzymać mi towarzystwa na basenie. Poza tym widziałam, że mają tu SPA i mam zamiar skorzystać.
Po wyjściu z restauracji Marek podszedł do recepcji i zamówił taksówkę na godzinę dziesiątą. Umówił się z Ulą o tej godzinie przed wejściem do hotelu.
Jak tylko zamknęła za sobą drzwi, po prostu wybuchła. Była wściekła na Piotra.
- Zupełnie cię nie rozumiem. Odkąd tu przyjechaliśmy zachowujesz się tak jakbyś przeszedł lobotomię. Sądziłam, że ten czas, który jest nam dany spędzimy tylko we dwoje, że to nas jeszcze bardziej zbliży, a ty tymczasem fundujesz mi wczasy bez siebie, bo wolisz wylegiwać się z obcą kobietą nad basenem. Czy mnie rozrywkę ma zapewnić facet, którego w ogóle nie znam? Do czego to wszystko zmierza? Zachlewasz się piwem, jesz gorzej niż prosię. To wygląda tak, jakby właśnie w tym miejscu obnażyły się wszystkie twoje najgorsze instynkty. Przecież nie jesteś taki – rozpłakała się. – Jesteś dobrym, wrażliwym i porządnym człowiekiem. Takiego właśnie cię pokochałam. Tymczasem tutaj stałeś się kimś, kogo zupełnie nie znam.
- Ula, co ty wygadujesz? – Piotr przysiadł na brzegu łóżka. - Czy to takie dziwne, że po całorocznej harówie w szpitalu pragnę spędzić ten wolny czas tak jak chcę i lubię?
- Obiecywałeś mi coś zupełnie innego – rzuciła z pretensją. – Gdybym wiedziała, że to tak będzie wyglądać, zrezygnowałabym.
- Naprawdę na twoim miejscu nie miałbym powodu do narzekań. Możesz robić, co tylko chcesz. Daję ci wolną rękę. Zwiedzaj, oglądaj, fotografuj, kupuj pamiątki i takie tam. Spędź ten czas tak jak lubisz.
Popatrzyła na niego tak, jakby zobaczyła go pierwszy raz w życiu. Po jej policzkach płynęły łzy. Przełknęła głośno ślinę.
- Jak sobie życzysz – wyszeptała. Właśnie doszła do wniosku, że Piotr przestał ją kochać. Czy zakochany człowiek tak właśnie traktuje kobietę, z którą ma spędzić resztę życia? Poczuła się odtrącona i upokorzona. Coś właśnie się kończyło i chociaż czuła w sercu żal, to miała przeczucie, że to coś nieodwracalnego. Włożyła portfel do małej torebki i przewiesiła ją przez ramię. Spojrzała jeszcze ze smutkiem na Piotra, który rozwalony na łóżku przerzucał kanały w telewizorze i cicho wyszła z pokoju.
Marek już czekał na nią na zewnątrz. Uśmiechnął się na jej widok, chociaż nie umknęło jego uwadze to, że jest jakaś przygaszona i smutna.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Tak, tak – odpowiedziała pośpiesznie. – To chyba nasza taksówka – kiwnęła głową widząc podjeżdżający samochód. Zatrzymał się tuż przed wejściem. Marek otworzył tylne drzwi i zapytał kierowcę, czy to z nim mają jechać na suk. Mężczyzna potwierdził. Przepuścił Ulę przodem i sam wsunął się na siedzenie obok. Początkowo jechali w milczeniu, ale Marek nie wytrzymał.
- Wydajesz się jakaś smutna i przytłoczona, jakby nagle spadł na ciebie stutonowy ciężar. Coś się stało?
Odwróciła do niego twarz i spojrzała mu niepewnie w oczy. Pomyślał, że to najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widział. Duże, nasycone błękitem jak bezchmurne niebo, okolone długimi rzęsami i wyrażające jakąś ogromną bezsilność i rozpacz.
- Nie, – wyszeptała – zupełnie nic się nie stało poza tym, że czuję się strasznie zawiedziona i rozczarowana, ale z czasem to minie, bo już wiem jak mam sobie z tym poradzić.
- Rozumiem – bąknął pod nosem spuszczając głowę. – Ja mam tak samo. Co innego mi obiecano, a co innego usłyszałem tutaj. Myślę Ula, że nie zmienimy tego. Jeśli się zgodzisz będę twoim towarzyszem w podróży po egipskich zabytkach, bo sam jestem ich bardzo ciekaw. Po to tu w końcu przyjechaliśmy i wielka szkoda, że nasi partnerzy nie potrafią tego zrozumieć. Aż żal, że będą ubożsi o wspomnienia z miejsc, których nigdy nie zobaczą, – zerknął przez szybę i mruknął na koniec - chyba dojeżdżamy.
Taksówka zatrzymała się przed wejściem na bazar. Wysiedli z niej i momentalnie otoczył ich kolorowy tłum ludzi zmierzających do straganów.
- Daj rękę. Strasznie tu tłoczno. Nie chcę, żebyśmy stracili się z oczu.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem i wsunęła dłoń w jego własną. Szli wolno wdychając liczne zapachy aromatycznych ziół, przypraw i owoców. Tu było wszystko o czym człowiek tylko zamarzył.
- Za chwilę dostanę zawrotu głowy – Ula przystanęła na moment i otarła pot z czoła. – Poszukajmy czegoś do picia. Potem kupię jakieś pamiątki dla rodziny. Strasznie tu dużo ludzi i czuję się zupełnie stłamszona.
W krótkim czasie natknęli się na stragan, na którym jego właściciel oferował mocną, solidnie spienioną i potwornie słodką herbatę. Nie wybrzydzali, bo obojgu porządnie zaschło w gardłach. Po niej zainwestowali w wielkiego arbuza i to było lepsze od wszystkich herbat na świecie. Zwiedzili jeszcze stoiska z rybami. Podziwiali wielką ich różnorodność. Większości gatunków nawet nie znali.
- Nurkowałaś kiedykolwiek? – zapytał Marek kiedy opuścili już suk.
- Nigdy, bo jakoś nie miałam okazji, a co?
- No bo pomyślałem sobie, że moglibyśmy spróbować. Wyczytałem w przewodniku, że tu gdzieś na nabrzeżu jest wypożyczalnia sprzętu to znaczy nie kombinezonów dla nurków, ale okularów, płetw i fajek. Przy brzegu jest dość płytko i ponoć piękna rafa koralowa. To może być bardzo ciekawe i przyjemne doświadczenie. Potem poszlibyśmy na jakiś lunch.
- Brzmi intrygująco. Poszukajmy tej wypożyczalni.
Nie krążyli długo. Miejscowi szybko wskazali im właściwy kierunek. Ubrania zostawili w szatni i ruszyli do wody. Marek nie byłby sobą, gdyby dokładnie nie przyjrzał się Uli. Przemknęło mu przez myśl, że ona jest piękną kobietą niezwykle zgrabną i proporcjonalną. – Figurę ma nienaganną. Idealną. Prawdziwy cud natury. – Uśmiechnął się do niej poprawiając jej okulary, które zdążyły już zaparować.
- Musisz je zamoczyć w wodzie i dopiero założyć. O, właśnie tak. Gotowa?
- Jak najbardziej gotowa.
Powoli wchodzili do wody oswajając się z nią. Pierwsze zetknięcie wywołało na ich ciałach gęsią skórkę, ale po chwili nie czuli już chłodu wody.
- Nurkujemy.
Przed ich oczami rozciągała się wielka połać rafy porośniętej koralowcami i ukwiałami, między którymi uwijały się różnokolorowe ryby małe i duże. Ula chłonęła ten widok wszystkimi zmysłami. Nigdy nie sądziła, że może doświadczyć czegoś równie pięknego. Przy Piotrze nie miałaby na to żadnych szans. Prędzej nauczyłaby się rozróżniać poszczególne gatunki piwa niż ryby żyjące na rafie. Podpłynął do niej Marek pokazując coś ręką. Spojrzała w kierunku, który wskazywał i oniemiała. Tuż przed ich oczami przepływał majestatycznie i dostojnie żółw morski. W ogóle się ich nie bał, nie uciekał, jakby był przyzwyczajony do obecności ludzi na rafie. To był niesamowity i niezapomniany widok. Ula żałowała, że nie zabrała ze sobą aparatu. Marek za to cykał zdjęcie za zdjęciem. Liczyła po cichu na to, że podzieli się z nią fotografiami, żeby miała co wspominać.
Poprosiła go o to tuż po wyjściu z wody. On uśmiechnął się wdzięcznie ukazując dwa słodkie dołeczki w policzkach.
- Masz to jak w banku. Nawet nie myślałem inaczej. Jeszcze dzisiaj oddam zdjęcia do wywołania. A teraz ubierzmy się i chodźmy coś zjeść. Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałem. - Trzymając w ręku przewodnik Marek dotarł wraz z Ulą do dzielnicy Sakalla. Trafili tam na uroczą knajpkę El Joker oferującą owoce morza. – Lubisz? – zapytał. - Ja uwielbiam. Mógłbym jeść na okrągło krewetki, mule, albo przegrzebki.
- Nigdy czegoś takiego nie jadłam i chętnie spróbuję.
Marek zamówił dwa homary. Były ogromne. Pomógł Uli rozgnieść szczypce. Tam są zazwyczaj najsmaczniejsze kąski. Ula uśmiechnęła się błogo. – Ależ to pyszne – mruknęła z zadowoleniem.
Na tym ta uczta się nie skończyła. Spróbowali słodkich przegrzebków i jeżowców. W Polsce zapłaciliby za to majątek. Tu były dość tanie i bardzo smaczne.
Najedzeni wyszli na rozgrzaną słońcem ulicę.
- Chyba pora wracać – Ula uśmiechnęła się do Marka wdzięcznie. – To był naprawdę wspaniały dzień, za który bardzo ci dziękuję. Mam nadzieję, że i rejs po Nilu okaże się równie udany. To już pojutrze. Jestem taka ciekawa tych miejsc i w ogóle wszystkiego co tam jest. Czuję, że będzie wspaniale i nie będzie nudy.
- Na pewno nie. A teraz złapmy gdzieś taksówkę.
ROZDZIAŁ 3
Piotr pociągnął spory łyk piwa i głośno beknął. – Dobrze, że Ula tego nie słyszy. Pewnie znowu byłaby oburzona i porównała mnie z jakimś bydlęciem – pomyślał. – Nie wiem, co ona sobie myślała? Sądziła, że będę się z nią włóczył po arabskich bazarach, albo na wielbłądzie wytrząsał z siebie to pyszne żarcie? Wprawdzie obiecałem jej, ale skąd mogłem przypuszczać, że trafimy do takiego luksusu, gdzie podają wszystko na pstryknięcie palcami? Ona powinna też uszanować fakt, że lubię odpoczywać w inny sposób niż ona. Ten Marek też nie miał najszczęśliwszej miny, kiedy Paulina mu odmówiła. Przynajmniej jedna normalna w tym towarzystwie.
Wstał z łóżka i ubrał kąpielówki. Na to szorty i cienką koszulkę. Wszak obiecał pannie Febo, że dotrzyma jej towarzystwa na basenie. Nałożył na nos przeciwsłoneczne okulary i zszedł na dół. Rozejrzał się uważnie i uśmiechnął. Bez trudu dostrzegł Paulinę. Leżała wyciągnięta na leżaku w żółtym, dość skąpym bikini odsłaniającym jej szczupłą figurę. Piotr oblizał zaschnięte usta. – Ależ ona zjawiskowo piękna, wręcz posągowa. Nogi ma długie i smukłe. Cudowne. Talia osy a piersi – marzenie. – Wolnym krokiem podszedł do leżaka przesłaniając Paulinie słońce. Podparła się na łokciu i przykładając dłoń do czoła, żeby ochronić oczy przed rażącymi promieniami spojrzała na Piotra.
- A…, to ty… Zajęłam ci leżak. Ten obok. Siadaj.
- Masz ochotę na drinka? Zamówię nam – nie czekając na jej odpowiedź ruszył do niewielkiego baru przy basenie. Po chwili pojawił się znowu niosąc dwa wielkie kielichy napełnione lodem i jakimś dziwnego koloru alkoholem. – Proszę. Mam nadzieję, że będzie ci smakował.
Paulina pociągnęła łyk i pokiwała głową.
- Doskonały. Mam ochotę popływać i trochę się schłodzić. Idziesz ze mną? - Pośpiesznie zdarł z siebie spodenki, koszulkę, i wskoczył za nią do basenu. – Woda jest cudowna. Mogłabym wcale z niej nie wychodzić. Nasze połówki niech żałują. Pewnie włóczą się teraz wąskimi uliczkami i oglądają jakieś dziadostwo. Średnia przyjemność musisz przyznać.
- Zupełnie mnie nie pociągają tego rodzaju wycieczki. Haruję jak wół i takie leniwe wakacje po prostu mi się należą.
- A co robisz w życiu?
- Jestem kardiochirurgiem. Pracuję w jednym z warszawskich szpitali. Oprócz tego przyjmuję w przychodni specjalistycznej. Niewiele mamy czasu dla siebie, bo i Ula pracuje zawodowo, choć ona wyłącznie na jedną zmianę. A wy czym się zajmujecie?
- Mamy wspólną firmę modową Febo&Dobrzański. Kiedyś moi rodzice i Marka założyli spółkę. Moi zginęli w wypadku i po nich schedę przejęłam ja i mój brat, który jest tam dyrektorem finansowym. Ja pełnię funkcję ambasadora firmy a Marek jest prezesem. Po powrocie do kraju urządzamy zaręczyny.
- My pobieramy się pod koniec czerwca. Ten wyjazd miał odbyć się po ślubie, ale Ula nie miała możliwości dostania urlopu w tym okresie więc to trochę taka podróż przedślubna - wyjaśnił.
Po wyjściu z wody Piotr kolejny raz przyjrzał się Paulinie zachłannie. Jej smukłe, smagłe ciało aż skrzyło się w słońcu od błyszczących, wodnych kropel. Z gracją przysiadła na leżaku i sięgnęła po niedopity drink.
- Nie obraź się, ale odnoszę wrażenie, że jakoś nie bardzo pasujecie do siebie ty i Ula. Ona ma zupełnie inny ogląd danej sytuacji niż ty. Zresztą ja chyba mam podobnie. Marek zawsze miewał plebejskie ciągoty. Zamiast wyjazdu na przykład do Hiszpanii wolał jechać na zwykłą polską wieś, gdzie bratał się z prostymi chłopami, pomagał w żniwach grabiąc siano, lub je kosząc skazując mnie tym samym na śmiertelną nudę. Zamiast wyjść ze mną do jakiejś eleganckiej restauracji woli sam stać przy garach i coś pitrasić. Wprawdzie gotuje całkiem nieźle, ale co to za przyjemność jeść w domu, gdy można coś naprawdę pysznego i wykwintnego dostać w restauracji? Pod tym względem różnimy się bardzo. Pod wieloma innymi również.
- Po co więc te zaręczyny a w przyszłości ślub?
- Tu nie chodzi o jakieś wielkie uczucie. Po prostu robimy to dla firmy, dla jej przyszłości. Jakoś damy radę. Znamy się bardzo dobrze, bo po śmierci moich rodziców to jego rodzice wychowywali mnie i brata. Z Markiem rośliśmy razem niemal od pieluch.
Taksówka zatrzymała się przed wejściem do hotelu. Marek wyskoczył pierwszy i podał Uli dłoń pomagając jej wysiąść. Pomyślała, że on jest prawdziwym gentlemanem. Piotrowi zdarzało się to niezwykle rzadko. Marek pociągnął ją jeszcze w stronę recepcji.
- Od razu oddam film do wywołania i zamówię dwa komplety zdjęć dla ciebie i dla mnie. Ponoć robią je ekspresowo. Jutro powinniśmy nieco wypocząć, bo pojutrze czeka nas ciężki dzień. Początkowo sądziłem, że do Luksoru przetransportują nas samolotem. Wyczytałem gdzieś, że Luksor posiada lotnisko, ale nic z tego. Pojedziemy autokarem, a to jakieś cztery do pięciu godzin morderczej jazdy.
- Tak, wiem o tym. Doczytałam się w przewodniku. Tam zakwaterują nas na statek. Ponoć w Luksorze najwięcej jest do obejrzenia dlatego przeznaczyli na to dwa dni. Już się cieszę na tę eskapadę.
Rozstali się na piętrze. Ula otworzyła pokój, ale nie było w nim Piotra. Z przyjemnością weszła pod prysznic. Do obiadokolacji miała jeszcze sporo czasu i postanowiła pójść posiedzieć na plaży. Widok morza zawsze ją uspokajał.
Usiadła na drewnianym leżaku wyściełanym gąbczastym materacem i zapatrzyła się w błękitną wodę. Większość turystów zeszła już z plaży i skupiła się wokół basenów sącząc drinki i rozmawiając. Idąc przez ten tłum rozglądała się za Piotrem, ale nigdzie go nie dostrzegła. Była niemal pewna, że zastanie go w pokoju nad kolejną puszką piwa, ale on chyba znalazł sobie inną atrakcję. Tak naprawdę było jej wszystko jedno. Spędziła z Markiem fantastyczny dzień i bardzo doceniła jego towarzystwo. On tak jak i ona był ciekawy świata, otwarty na nowe wrażenia i doznania. Fascynowały go nieznane smaki i zapachy. To właśnie tak powinien się zachowywać Piotr. Wtedy oboje mogliby czerpać pełnymi garściami przyjemność z tego pobytu. Trochę zaskoczyło ją jak potrzeba naprawdę niewiele, by zniechęcić się do osoby, na której nam zależy. Piotr swoim zachowaniem, skłonnościami do opilstwa i niczym nieskrępowaną żarłocznością skutecznie wzbudził w niej odrazę. Nie znała go z tej strony. Pomyślała nawet, że ojciec miał rację mówiąc, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, a swojej kierowniczce powinna chyba być wdzięczna, że tak obstawała, by jej tego urlopu nie udzielić. Być może uratowała ją przed popełnieniem największego błędu w życiu. Miała już stuprocentową pewność, że nie wyjdzie za Piotra. To tutaj odarł ją ze złudzeń pokazując swoje prawdziwe oblicze. Teraz musi się tylko psychicznie przygotować na szczerą rozmowę i zwrócenie mu pierścionka, bo ta rozmowa musi odbyć się jeszcze przed wylotem do Polski.
Poczuła chłód ciągnący od wody i zadrżała czując na ciele wykwit gęsiej skórki. Straciła poczucie czasu. Leżaki przy basenach opustoszały. Podniosła się ze swojego i ruszyła w stronę hotelu.
- Ula? – usłyszała za sobą. Odwróciła się i zobaczyła Marka idącego pośpiesznie w jej kierunku. – Wszędzie cię szukamy. Za chwilę podadzą kolację. Chyba trochę zmarzłaś? – zdjął z siebie sportową, rozpinaną bluzę i zarzucił jej na ramiona. – Pospieszmy się.
Na jej widok Piotr podniósł się od stolika.
- Na litość boską, gdzieś ty się podziewała? Wszyscy od godziny cię szukamy.
- Przepraszam. Zasiedziałam się na plaży – ściągnęła bluzę i oddała ją Markowi. – Dziękuję – usiadła nalewając sobie gorącej herbaty. – A wy jak spędziliście dzień? – zwróciła się do Pauliny.
- Bardzo przyjemnie. Słońce jest tu cudowne. Za parę dni będę wyglądać jak czekoladka. Opalaliśmy się, pływaliśmy w basenie i kosztowaliśmy pysznych drinków. Same przyjemności.
- My nurkowaliśmy i oglądaliśmy piękną rafę. To podwodne życie to istna magia. Można się zauroczyć. Marek zrobił mnóstwo zdjęć. Jutro będziemy leniuchować, bo pojutrze skoro świt ruszamy do starożytnych Teb. Naprawdę nie chcecie jechać? Tyle pięknych miejsc można zwiedzić. Nie będzie wam żal, że byliście tutaj i nie zwiedziliście nic prócz hotelu?
- Ani trochę – odpowiedziała Paulina wyniośle. – Nie lubię się wysilać i przy tym pocić, a tam to nieuniknione i jeszcze ten wszędobylski piach i kurz. To nie na moje nerwy.
- No cóż…, – Marek westchnął ciężko i wytarł serwetką usta – ja już nie będę cię namawiał. Zrobisz jak uważasz. Dla mnie taki pobyt byłby po prostu stratą czasu, ale to twoja decyzja i uszanuję ją.
Nastawiony na godzinę czwartą budzik w telefonie skutecznie wyrwał Ulę ze snu. Zwlekła się z łóżka i otworzyła na oścież balkon. W pokoju unosił się ciężki zapach skwaśniałego piwa. Szarpnęło nią i niemal zwymiotowała. – Co za ohyda – pomyślała gniewnie. Wczoraj Piotr próbował się do niej dobierać, ale uciekła przed nim. Śmierdział jak gorzelniana kadź. Wyciągnęła z szafy spakowany już wcześniej plecak i ubrawszy się cicho wyszła z pokoju. Przy recepcji natknęła się na Marka, który wpakowywał do plecaka dwie dwulitrowe butelki wody mineralnej. Wyciągnęła ze swojego spory termos i ruszyła do restauracji, gdzie napełniła go mocną kawą. Autokar był już podstawiony więc mogli zasiąść na swoich miejscach. Ula była podekscytowana, bo udawała się do zakątków, o których mogła tylko pomarzyć, a przynajmniej do tej pory tak jej się wydawało.
Najpierw krążyli trochę od jednego hotelu do drugiego zabierając chętnych na tę wycieczkę turystów. Zanim opuścili Hurghadę konwój liczył cztery autokary i trzy mini busy. Prawie pięć godzin zajęło im pokonanie tej trasy. Na razie był wczesny poranek i temperatura znośna. Koło siódmej zatrzymali się na jakimś postoju. Część chętnie skorzystała z toalet. Marek i Ula też wysiedli z przyjemnością rozprostowując nogi i opróżniając termos z kawą. Kwadrans po dziewiątej kolumna samochodów zatrzymała się na nabrzeżu przy statku, którym mieli płynąć. Teraz sprawnie przydzielano im kajuty, bo do godziny jedenastej mieli się rozlokować, zjeść śniadanie i ruszyć do Doliny Królów.
ROZDZIAŁ 4
Uwaga:
Opisy grobowców i rzeźb przedstawianych przez przewodnika nie są moim tekstem, gdyż nie posiadam aż takiej wiedzy o starożytnym Egipcie. Zostały zaczerpnięte z niezastąpionego wujka Google.
Marek czekając w kolejce przeglądał jeszcze przewodnik i mówił do Uli
- W ciągu pierwszego dnia zobaczymy Dolinę Królów, Karnak, popływamy przez godzinę po Nilu i odwiedzimy Świątynię Luxorską. Drugiego dnia zobaczymy: Kolosy Memnona, świątynię Hatszepsut i manufakturę alabastru. Strasznie napięty program i obawiam się, czy nie będziemy musieli wszystkiego pokonywać biegiem. W takiej temperaturze szybko padniemy. W dalszej kolejności płyniemy do Edfu, Asuanu, na Wyspę Lorda Kitchenera i do Abu Simbel na końcu. Tam czeka nas jazda na wielbłądzie. Dużo tego, ale damy radę.
- Nie będzie tak źle – pocieszała się Ula.
Dostali dwie sąsiadujące ze sobą kajuty. Nawet się nie rozpakowywali, tylko wyrzuciwszy z plecaków ciuchy i zabrawszy jedynie butelki z wodą i aparaty fotograficzne skierowali się zgodnie ze strzałkami do sporej jadalni. Pożywiali się w pośpiechu co rusz zerkając na zegarek. W końcu zgromadzona na nabrzeżu grupa ruszyła specjalną kolejką w stronę ruin. Ula usiadła wygodnie a tuż obok zajął miejsce Marek. Kolejka zatrzymała się w pewnej odległości od grobowców i drogę do nich musieli przebyć już pieszo. Z uwagą chłonęli słowa przewodnika.
- Po prawej stronie doliny znajduje się grobowiec Tutanchamona. Grobowiec został odkryty w tysiąc dziewięćset dwudziestym drugim roku przez brytyjskiego archeologa Howarda Cartera. Mumia króla znajdowała się w trzech sarkofagach: pierwsze dwa wykonane były ze złoconego drewna (drugi dodatkowo zdobiony był szkliwem), trzeci został wykonany ze złota. Obecnie skarby z grobowca znajdują się w Muzeum Egiptu w Kairze, między innymi: sarkofag, biżuteria, mniejszy sarkofag zawierający wnętrzności usunięte podczas mumifikacji, oraz słynna złota maska, która stała się symbolem starożytnego Egiptu. Sam grobowiec jest dość mały. Prowadzi do niego wąski i duszny korytarz długości kilkudziesięciu metrów. Na dole nie wolno robić zdjęć i należy zachowywać się bardzo cicho. Grobowiec Tutanchamona nie jest udekorowany w przeciwieństwie do tych, w których spoczęli Ramzes I i III. Oba znajdują się po lewej stronie Doliny. Do grobowców wchodzimy po schodach prowadzących do korytarzy bogato zdobionych malowidłami i hieroglifami.
- Spójrz jak bardzo jaskrawe są te kolory na malowidłach – szepnęła Ula. - Ma się wrażenie, że zostały namalowane dopiero wczoraj a nie wieki temu.
- Następnym grobowcem – kontynuował przewodnik - jest grobowiec króla Sipatha pochodzącego z dziewiętnastej dynastii. Jest jednym z najwcześniej odkrytych. Mumia faraona została odkryta w grobowcu króla Amenhotepa II w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym ósmym roku. W dolinie znajduje się ponad sześćdziesiąt grobowców. Powstanie Doliny Królów datuje się na okres od szesnastego do jedenastego wieku przed naszą erą, kiedy to miejsce stało się nekropolią faraonów pochodzących z dynastii panujących w Nowym Państwie. Uważa się, że Dolina Królów była używana jako miejsce pochówku przez około pięćset lat i spoczywają tu królowie, oraz członkowie ich rodzin od siedemnastego do dwudziestego wieku przed naszą erą.
Marek przetarł spoconą twarz. Miał dość. Temperatura w grobowcu na pewno przekraczała pięćdziesiąt stopni.
- Jak zaraz stąd nie wyjdziemy, to chyba ugotuję się we własnym sosie.
Ula sięgnęła do plecaka i podała mu paczkę nawilżających chusteczek.
- Masz. Powinno trochę pomóc.
Ona też już miała dość. Panowała duchota tak ciężka, że można ją było kroić nożem. Kiedy wreszcie znaleźli się na zewnątrz, odetchnęli z ulgą, chociaż temperatura oscylowała już w granicach trzydziestu pięciu stopni. Byli porządnie zmęczeni. Po przybyciu na statek wzięli chłodną kąpiel i ponownie zawitali w jadalni, gdzie przygotowano dla wszystkich solidny obiad. Po nim czekała ich godzinna wycieczka feluką, małą łódką z żaglem. Sporo pływało ich po Nilu i Morzu Czerwonym. Kiedyś służyły rybakom do połowu ryb, dzisiaj korzystali z nich turyści. Żeglowanie po rzece było czymś przyjemnym i relaksującym. Po powrocie spędzali czas na pokładzie delektując się lekkim wietrzykiem wiejącym od wody i podziwiając krajobrazy. Statek przemieścił się i zacumował na drugim brzegu. Przewodnik oznajmił im, że będą zwiedzać Karnak.
Zwiedzali nieśpiesznie. Obejrzeli świątynię Amona Re, wielki posąg Ramzesa II z Nefertari na wielkim dziedzińcu i kompleks wież nie mówiąc już o licznych, gigantycznych posągach tworzących całe kolumnady.
Oboje byli zachwyceni i oboje uwieczniali wszystko na zdjęciach. Nie chcieli niczego przegapić.
- To takie fascynujące – mruczał Marek. – Jak Paulina mogła powiedzieć, że to prymitywna kultura? Tak może powiedzieć tylko ktoś, kto nie ma o tym zielonego pojęcia. Ona jest niereformowalną ignorantką.
- Długo się znacie?
- Bardzo długo. Chyba za długo. Wychowaliśmy się razem. Jej rodzice i moi w przeszłości założyli polsko-włoską spółkę modową. Dzisiaj państwo Febo nie żyją a Paulina i jej brat Alex przejęli po rodzicach połowę udziałów. Drugą mam ja. Jestem prezesem firmy. Od dziecka wmawiano nam, że jesteśmy sobie przeznaczeni, co uważam teraz za kompletną bzdurę. Plan zakładał, że ona miała zostać moją żoną i chyba wciąż liczy, że po powrocie oświadczę się jej. Niestety mam inne zamiary. Nie kocham jej, a ożenić się tylko po to, żeby zrobić dobrze firmie, to nie w moim stylu. Ja nie jestem gotowy do takich poświęceń. Poza tym nie istnieje nic, co miałoby nas łączyć a raczej jest mnóstwo rzeczy, które poważnie nas dzielą.
- Ja odkryłam to właśnie tutaj – powiedziała cicho. - Nie znam takiego Piotra. Tam w Polsce jest zawsze skupiony, pracowity, pełen empatii dla pacjentów. Jest po prostu dobrym człowiekiem, a tutaj… - machnęła ręką. – Tutaj jest zupełnie obcym mi facetem. Nie będzie z tej mąki chleba, bo jeszcze przed powrotem do domu mam zamiar zerwać zaręczyny. To już postanowione.
Właśnie dotarli do Muzeum Luksorskiego. Usytuowano je przy promenadzie nad Nilem, w połowie drogi między świątyniami w Karnaku i Luksorze. To, co zobaczyli w środku niemal zwaliło ich z nóg. Wnętrze kryło największe cuda starożytnej cywilizacji, łącznie ze skarbami znalezionymi w grobowcu Tutanchamona.
- Tu jest magicznie – szepnęła Ula do Marka. – Można kompletnie zatracić poczucie teraźniejszości i własnej osobowości. Niemal namacalnie czuję potęgę i wielkość tamtejszego dziedzictwa kulturowego. Spójrz tutaj. To złocona głowa bogini Hathor.
Porażające wrażenie zrobiła też na nich aleja, wzdłuż której stały kamienne sfinksy z baranimi głowami. Tu nie było niczego w normalnej skali. Tu wszystko było gigantyczne. Oboje zastanawiali się, jak ludzie, którzy wieki temu stworzyli takie monumentalne rzeczy, mogli to zrobić używając jedynie prymitywnych narzędzi.
- To, na co patrzymy to matematyka w czystej postaci Ula. Zauważyłaś jak bardzo wszystko jest tu symetryczne? A Paulina mówi o prymitywnej cywilizacji – prychnął. – Ci ludzie posiedli wiedzę, o której reszta ludzkości mogła tylko marzyć. Znali matematykę, geometrię, fizykę i astronomię. Dzięki temu stworzyli prawdziwe cuda.
Dzisiejszy dzień dostarczył im mnóstwo wrażeń. Byli naprawdę porządnie zmęczeni. Z ulgą wrócili na statek, gdzie czekała na nich kolacja. Po niej wyszli jeszcze na górny pokład. Teraz było o wiele przyjemniej niż wtedy, gdy zwiedzali tebańskie grobowce. Oparli się o reling wciągając w nozdrza tę rześkość wieczoru.
- Piękne miejsce – mruknął Marek. – Niezapomniane. Nie darowałbym sobie, gdyby miało mnie to ominąć. W ogóle moje wyobrażenia o Egipcie zupełnie rozminęły się z rzeczywistością. Nie rozczarowałem się, a ty?
- Ja wciąż jestem pod urokiem właściwie wszystkiego. Trudno by mi było wymienić jakąś rzecz, która podobała mi się najbardziej. Myślę, że to jest podróż mojego życia i że drugi raz już nie będę miała takiej okazji. To dlatego robię tak dużo zdjęć, żeby mieć co wspominać na stare lata.
- Myślę Ula, że jeszcze nie raz przeżyjesz swoją podróż życia. Jesteś młoda. Świat stoi przed tobą otworem.
- To wszystko ma swoją cenę Marek – westchnęła ciężko. - Wiele wysiłku mnie kosztowało zarobienie na ten raj. Koszty podzieliliśmy z Piotrem po połowie, ale prawda jest taka, że gdyby nie mój bardzo oszczędny tata, ta podróż nigdy nie doszłaby do skutku. Nie powodzi nam się najlepiej, dlatego postanowiłam, że po powrocie oddam mu całą sumę z nawiązką, bo odjął sobie od ust, żebym mogła zobaczyć te wszystkie wspaniałości – ziewnęła przeciągle przykrywając usta dłonią. – Przepraszam cię, ale chyba pójdę się już położyć. Lecę z nóg, a jutro też mamy mnóstwo do zwiedzania.
Zeszli z pokładu i pożegnali się przed drzwiami swoich kajut.
- Dobranoc Marek.
- Dobranoc Ula.
ROZDZIAŁ 5
Drugi dzień w Luksorze był równie intensywny jak pierwszy i obfitował w kolejne atrakcje. Podziwiali Świątynię Hatszepsut Jej piękno, wyniosłość i potęgę. To był kawał historii. Świątynię wyrzeźbiono w skałach. Dowiedzieli się, że odkryli ją polscy archeologowie i wciąż pozostawała pod ich opieką.
- Ta świątynia jest wyjątkowa – powiedziała Ula. – Wyjątkowa dlatego, że stworzyła ją pierwsza kobieta faraon. To kolebka wszystkiego.
- I oto dowiedziałem się, że już w starożytności kobiety walczyły o równouprawnienie i wygrywały – zachichotał Marek. Jednak po chwili zamilkł podziwiając liczne posągi tej królowej. Kiedy wyszli już ze świątyni poprosili jakąś starszą panią, żeby zrobiła im zdjęcie na jej tle. Kobieta ostrożnie ujęła aparat Marka w dłonie i uśmiechnęła się.
- Jesteście naprawdę śliczną parą. Jak z obrazka. Pan taki niesamowicie przystojny i pani o tak subtelnej urodzie. Te zdjęcia będą piękne.
Słysząc słowa kobiety Ula zarumieniła się po same uszy. Chciała wyjaśnić tej miłej pani, że nie są parą, ale w końcu tylko machnęła ręką.
- Niech pan obejmie tę piękną dziewczynę – zarządziła.
- Wybacz Ula – Marek objął ją ramieniem i przygarnął do swego boku. Podziękowali kobiecie i ruszyli w stronę kolosów Memnona. Jeden z nich był uszkodzony ponoć przez trzęsienie ziemi, ale i tak obydwa robiły ogromne wrażenie. Kiedyś miały po osiemnaście metrów i były odzwierciedleniem wizerunku faraona Amenhotepa III. Każdy z nich ważył mniej więcej osiemset ton. To właśnie te posągi zobaczyli najpierw jak tylko wczoraj dotarli na miejsce.
W czasie kiedy Ula i Marek w morderczym upale zwiedzali starożytne Teby, Piotr i Paulina korzystali pełnymi garściami z luksusów jakie oferował hotel. W rozciągnięte na wygodnej leżance, opalone ciało panny Febo wcierano hektolitry wonnych olejków. Piotr, który też się skusił na skorzystanie ze SPA wymasowany miał najdrobniejszy mięsień. Po takim masażu poczuł się jak młody bóg. Był rozluźniony i pełen energii. Oboje wlewali w siebie najlepsze i najdroższe drinki, a wieczorem korzystali z organizowanych w hotelu potańcówek. Im więcej było w nich alkoholu, tym bardziej lgnęli do siebie przytulając się ostentacyjnie i skradając sobie całusy. To nie mogło skończyć się inaczej jak w łóżku. Wyposzczony Piotr był wręcz wulkanem seksu, co najwyraźniej bardzo odpowiadało Paulinie, bo bez żadnych zahamowań oddawała mu się po kilka razy każdej nocy. Było to grubo nie w porządku wobec ich stałych partnerów, ale postanowili tę przygodę zachować w tajemnicy.
Zwiedzanie Luksoru skończyło się i pozostawiło w nich niezatarte wrażenie uwiecznione na setkach zdjęć. Wieczorem statek wypływał do Edfu. Po kolacji wyszli na górny pokład. Powietrze było lżejsze i świeższe. To upalne, gorące rozpłynęło się wraz z nastaniem zmierzchu. Usiedli na jednej z ławek wsłuchując się w plusk wody i ciszę nocy. To wszystko wydawało im się zupełnie nierealne, jakby nie z tego świata.
- Szkoda, że mamy tylko tydzień, żeby zwiedzić te cuda – szepnął Marek. - Z pewnością wiele nas ominie, bo nie sposób zwiedzić w tak krótkim czasie wszystkich zabytków. Postanowiłem sobie, że jeszcze kiedyś tu wrócę i obejrzę resztę. Może pojadę do Kairu? Chciałbym zobaczyć piramidy w Gizie i Sfinksa.
- Zazdroszczę ci. Ja już nigdy tu nie przyjadę, bo nigdy nie będzie mnie stać na taki wyjazd. To dla mnie zbyt duże obciążenie finansowe.
- Nigdy nie mów nigdy. Nigdy nie wiadomo, co czeka człowieka za rogiem. Kim jesteś z wykształcenia?
- Kończyłam ekonomię na SGH i finanse wraz z bankowością. Tuż po studiach zatrudniłam się w niewielkiej firmie zajmującej się księgowością. Nie zarabiam kokosów a w dodatku ciągle skąpią na pracownikach i nie motywują ich nawet skromnymi premiami. To dołujące, kiedy człowiek jest niedoceniany. Próbowałam szukać innej pracy, ale do tej pory jakoś nie miałam szczęścia. A ty?
Marek uśmiechnął się pod nosem.
- Nie uwierzysz, ale ja też skończyłem SGH. Zarządzanie i marketing. Jak już ci wspominałem jestem współwłaścicielem firmy. Od dłuższego czasu poszukuję kompetentnej asystentki. Myślę, że spełniasz wszystkie wymogi. Jeśli jesteś zainteresowana, to ja bardzo chętnie cię zatrudnię.
Siedziała jak skamieniała wpatrując się w jego oczy. Kolejny raz musiał przyznać, że ma najpiękniejsze oczy na świecie.
- Naprawdę zatrudniłbyś mnie?
- Jak najbardziej. Jutro przy śniadaniu dam ci moją wizytówkę. Jest na niej nazwa firmy i numer mojego telefonu komórkowego. Umawiamy się, że po naszym przylocie do kraju zadzwonisz do mnie i ustalimy już konkretny dzień. Asystentki u nas zarabiają około czterech i pół tysiąca brutto plus premia kwartalna. Jeśli ci pasuje taka kwota, to serdecznie zapraszam, jeśli teraz zarabiasz więcej, to przykro mi, ale ja nie mogę zaoferować wyższej stawki.
Przełknęła nerwowo ślinę. Stawka, którą wymienił była ogromna.
- Żartujesz? Ja teraz zarabiam połowę tej kwoty. Nawet nie będę się zastanawiać i bardzo ci dziękuję. Ta propozycja, to jak gwiazdka z nieba.
- Jednak od razu muszę cię lojalnie uprzedzić, że pracy będziesz miała dużo, czasem za dużo, ale to już taka specyfika tej firmy.
- Nie boję się pracy. Mam zdrowe ręce i mogę jeszcze długo harować jak wół. Nawet nie wiesz jak bardzo ci jestem wdzięczna. Dziękuję.
Marek podszedł do relingu i przechylił się.
- Chyba płyniemy… Na pewno płyniemy. Poczułem lekkie kołysanie i wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Spójrz Ula jak pięknie wygląda podświetlony Luksor. Dzieje się magia dziewczyno.
Piotr otworzył oczy i rozejrzał się nieprzytomnie po pokoju. W końcu przypomniał sobie, że to pokój Dobrzańskiego. Odwrócił się i podparł głowę na łokciu przypatrując się śpiącej Paulinie. Nie przypuszczał, że ta piękna kobieta okaże się dziką kocicą, pełną nieposkromionej namiętności i prymitywnych instynktów. Seks, który uprawiali był wyuzdany, szaleńczy i bez jakichkolwiek zahamowań. Przy Uli zawsze musiał się jakoś ograniczać. Tak po prostu czuł, że ona zganiłaby go za te wszystkie dziwne pomysły i orgie. Przed Pauliną nic nie musiał udawać. Uwielbiał ostry seks i ona też taki lubiła. W dodatku wydawała się nienasycona i chciała jeszcze i jeszcze. Przekręciła się na plecy odsłaniając nagie piersi. Pobudził się. Czuł jak rośnie w nim pożądanie. Bez pardonu wsunął palce w jej płeć. Instynktownie rozsunęła nogi i westchnęła przeciągle wyginając ciało w łuk. Szybko przebierał palcami w jej środku drażniąc to najwrażliwsze miejsce. Paulina otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego lubieżnie.
- Nie próżnujesz tygrysie – mruknęła.
- Nie mam zamiaru. To grzech nie skorzystać z okazji, gdy leży obok mnie taka seksowna kobieta. – Przeturlał się i zawisł nad nią, by po chwili mocno i bez żadnych zahamowań wejść w nią do końca. Jęknęła głośno.
- Ty sadysto – szepnęła czule. Wiedział co lubi. Mocne, głębokie pchnięcia doprowadzały ją niemal do utraty zmysłów. Przylgnął ustami do jej pełnych piersi i zaczął ssać, całować i kąsać raz jedną raz drugą dostarczając jej dodatkowej podniety. Jego ruchy stały się bardzo szybkie. Kopulował jak nie przymierzając królik. Odwrócił ją tak, że klęczała tyłem do niego. Zaatakował jej odbyt wchodząc weń najgłębiej jak mógł. Jego palce ponownie drażniły jej płeć. Pozycje zmieniały się błyskawicznie. Po chwili leżała przed nim na boku a on przyklejony do niej ponownie penetrował jej wnętrze. Zarzucił sobie jej długie nogi na ramiona i uniósł pośladki. Przed oczami miał pełen obraz seksualnego zbliżenia. Paulina jęczała głośno z rozkoszy, a jej płeć lśniła. Jeszcze bardziej przyspieszył czując, że oboje są już całkiem blisko spełnienia. Ciałem Pauliny zaczęły miotać spazmy. On sam wystrzelił i długo szczytował w niej spowalniając ruchy, by po chwili całkiem znieruchomieć. Paulina leżała z zamkniętymi oczami uśmiechając się błogo.
- To było mocne – wyszeptała. – Naprawdę mocne. A teraz chodźmy pod prysznic. Trzeba też coś zjeść. Nie możemy żyć wyłącznie seksem.
Edfu było kolejnym starożytnym miastem, które mieli zobaczyć. To właśnie tutaj zbudowano wieki temu słynną Świątynię Horusa. Według mitów egipskich postawiona została w miejscu, w którym Horus stoczył walkę z Setem o władzę nad światem. Horus był bogiem płodności i najczęściej przedstawiano go pod postacią sokoła. Ściany świątyni, kolumny oraz fragmenty sufitu, które się zachowały były ozdobione reliefami przybliżającymi sceny obrzędowe. Do świątyni doszli od tyłu, jednak jej zwiedzanie miało się zacząć od pierwszego pylonu, czyli od wieży o prostokątnej podstawie, wznoszonej parami i zwężającej się ku górze. Przed nią stały dwa potężne posągi Horusa wykonane z czarnego granitu.
- Aż się wierzyć nie chce, że posągi mają tyle lat. Spójrz, wyglądają jakby wyrzeźbił je ktoś nie dalej jak wczoraj. Znakomita robota. Trzeba przyznać, że starożytny Egipt wydał na świat świetnych rzeźbiarzy – Marek nie mógł się pohamować, żeby nie dotknąć jednego z posągów. – Zauważyłaś tę piękną posadzkę? Symetria w czystej postaci. Kunszt i mistrzostwo połączone na pewno ze skomplikowanymi wyliczeniami. Wszystko na co patrzyli wywoływało u nich szok, zdumienie i niezwykły szacunek dla tych artystów. Ich praca była nie do przecenienia. Ściany obu wież pokryte były od góry do dołu reliefami. Ileż to musiało kosztować pracy… Również kolumny ciągnące się wzdłuż całego obiektu na zewnątrz i wewnątrz były nimi pokryte.
- Coś niesamowitego – szepnęła do Marka Ula. – Szkoda, że żadne z nas nie potrafi odczytać hieroglifów. Na pewno dowiedzielibyśmy się o wiele więcej.
Przewodnik zarządził powrót. Jeszcze tego samego dnia dopłynęli do Asuanu.
ROZDZIAŁ 6
W Asuanie nie zwiedzali zbyt wiele. Tama była jedyną atrakcją, którą chciano im pokazać. Najwyraźniej kurczył im się czas.
Następnego dnia wylądowali na wyspie Lorda Kitchenera. Lord w podzięce za kampanię sueską otrzymał w nagrodę od rządu egipskiego wyspę, którą niemal od samego początku przekształcał w wielki botaniczny ogród. Jego piękno niemal zwaliło ich z nóg. W tych egzotycznych roślinach tkwiła jakaś duchowość, która nakazywała się pochylić nad ogromną pracą włożoną przez pierwszego właściciela. Kolory kwiatów o różnych kształtach, egzotyczne ptaki, wysokie palmy, to wszystko rwało oczy i napełniało zmysły barwą i zapachem.
Abu Simbel było już ostatnim etapem ich podróży. Tu znowu zwiedzali kompleksy świątynne poświęcone Ramzesowi II.
- Proszę państwa o chwilę uwagi – dobiegły do ich uszu słowa przewodnika. – Przed nami bodaj najpiękniejsza świątynia ze wszystkich, które do tej pory państwo zwiedzili. Wybudował ją Ramzes II. Stoimy właśnie przed czterema posągami przedstawiającymi jego wizerunek. Kompleks świątynny składa się z dwóch świątyń. Ta druga nieco mniejsza poświęcona jest Hathor - bogini miłości i piękna oraz Nefertari - pierwszej, najwyższej małżonce Ramzesa II. Jako ciekawostkę można uznać fakt, że kiedyś świątynia stała o sześćdziesiąt pięć metrów niżej. Pocięto ją na ponad tysiąc kawałków i przez kilka lat przenoszono ją z polecenia rządu Egiptu i UNESCO, aby uchronić zabytek przed zniszczeniem. Budowa Wysokiej Tamy Asuańskiej oraz utworzenie Zbiornika Nassera zagrażało zalaniem tamtego terenu. Wnętrza obu świątyń wykute są w skale i sięgają mniej więcej pięćdziesiąt metrów w głąb. Ozdobione są licznymi reliefami przedstawiającymi faraona toczącego wojenne potyczki, lub zabijającego jeńców. Proszę za mną. - Cała grupa ruszyła do środka.
Ukoronowaniem wycieczki miała być przejażdżka na wielbłądach zaplanowana na godziny popołudniowe. Przy obiedzie poinformowano ich, że muszą dopłacić do niej dwadzieścia jeden dolarów, co Ulę bardzo zmartwiło, bo sądziła, że ma opłacony pełen pakiet atrakcji. Niepewnie spojrzała na kończącego jeść Marka.
- Wiesz co? Pojedziesz sam na tę przejażdżkę. Zaskoczyli mnie tą dopłatą i nie jestem zupełnie na nią przygotowana. Ja sobie posiedzę na pokładzie. – Marek spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- No co ty Ula? Chcesz się wycofać? Przecież tak bardzo ci na tym zależało. Nie ma opcji, jedziemy razem. Ja pokryję koszty, a ty zwrócisz mi je po powrocie do Polski.
Miała tak zawiedzioną minę, że aż ścisnęło mu się serce. Siedziała ze spuszczoną głową i chyba odczuwała wstyd, że ktoś chce za nią zapłacić, bo ona nie ma pieniędzy. Delikatnie podniósł jej brodę i zmusił tym samym, żeby na niego spojrzała.
- Ula, to naprawdę nic takiego. To tylko mały dług zupełnie bez znaczenia. Zobaczysz jak będzie fajnie.
- Dziękuję – bąknęła zarumieniona. Uśmiechnął się do niej szeroko.
- No już, głowa do góry. Zbieramy się.
Zupełnie inaczej wyobrażała sobie tę jazdę. To w niczym nie przypominało jazdy konnej. Wielbłąd bujał nią jak fale statkiem, ale jak tylko dostosowała się do jego rytmu było już całkiem nieźle. Jechała tuż za Markiem, który często odwracał się do niej strojąc głupie miny i wprowadzając ją w dobry nastrój. Śmiała się też perliście z tych jego wygłupów.
Wieczorem przy kolacji zamówił dobrze schłodzonego szampana. Zdziwiła się, ale on szybko wyjaśnił.
- Ula – zaczął podając jej kieliszek – chciałem ci bardzo podziękować za wspaniałe towarzystwo podczas tej niezwykłej wyprawy. Ani przez chwilę się z tobą nie nudziłem. Jesteś niesamowitą kobietą, genialną towarzyszką podróży, miłą, niezwykle sympatyczną i mądrą dziewczyną ciekawą świata. Mogę cię zapewnić, że ten spędzony z tobą czas na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Liczę też na to, że nasza współpraca będzie się układała równie wspaniale jak tutaj. Twoje zdrowie i wielkie dzięki za wszystko.
- Właściwie mogłabym powiedzieć to samo. Wierz mi, że zupełnie nie wyobrażam sobie Piotra zwiedzającego te piękne ruiny. Pewnie ciągle byłby niezadowolony i narzekał na upał i kurz. Chyba dobrze się stało, że zrezygnował z tej wycieczki.
- Myślę, że dobrze się stało, że oboje z niej zrezygnowali. Dzięki temu obejrzeliśmy wszystko co było w planie. Rzeczywiście masz zamiar z nim zerwać? Nie rozmyśliłaś się?
- Nie… Raczej jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że kompletnie do siebie nie pasujemy. Myślę, że moje życie z nim byłoby monotonne i nudne. On po całych dniach na dyżurze w szpitalu, a ja wzorowa żona odgrzewająca mu obiady i czekająca na niego. To nie jest moja bajka. Nie jestem ekstrawagancka, ale czasem potrzebuję wyzwań, sprawdzenia się w trudnej sytuacji jak każdy, albo prawie każdy człowiek. Jeszcze przed wyjazdem zwrócę mu pierścionek. A ty? Nie obraź się, ale myślę, że związek twój i Pauliny jest poniekąd toksyczny. Nie nadajecie na tych samych falach, sam to podkreślałeś. Chcesz dalej w to brnąć?
- Na pewno nie. Ona liczy na zaręczyny i szybki ślub, ale ich nie będzie. Na pewno pogadam uczciwie i spokojnie, wyłuszczę wszystkie argumenty i uwolnię się od niej. Ostatnio za bardzo działa mi na nerwy.
Po kolacji rozeszli się do swoich kajut. Trzeba było się spakować. Znowu dzisiaj będą długo jechać. Najpierw powrót statkiem do Luksoru a potem autokar do Hurghady. Powiedziano im, że w hotelu będą około czwartej nad ranem.
Droga powrotna okazała się nieco lżejsza, bo temperatura była dużo niższa. Oparta o ramię Marka Ula przysnęła. Uśmiechnął się do swoich myśli. Miał takie pozytywne odczucia po tej wycieczce i to związane nie tylko ze zwiedzaniem, ale i z obecnością Uli. Przez te wszystkie dni ani raz nie słyszał, żeby narzekała na upał, czy na ból nóg, a przeszli przecież sporo kilometrów. Mimo swojej drobnej postury fizycznie i psychicznie była niezwykle silna. Zaimponowała mu. Zerknął na nią. Uśpiona kołysaniem autobusu przypominała śliczną, bezradną, małą dziewczynkę. Nic bardziej mylącego. W nim wzbudzała jakąś nieznaną mu do tej pory tkliwość i wielką chęć zaopiekowania się nią. Trochę tego nie rozumiał, ale wiedział, że ona wyzwala w nim te dobre, pozytywne emocje.
Autobus wolno podjechał pod hotel. Marek delikatnie potrząsnął ramieniem Uli.
- Ula – powiedział cicho – dojechaliśmy. Obudź się.
Przetarła zaspane powieki i uśmiechnęła się blado.
- Jutro, a właściwie dzisiaj prześpię chyba cały dzień. Jak to dobrze, że jesteśmy już na miejscu.
Zabrali bagaże i ruszyli do pokoi. Ula otworzyła kartą swój, ale był pusty. Marek położył jej plecak na fotelu podobnie jak ona zdziwiony nieobecnością Piotra.
- Może baluje gdzieś, ale z drugiej strony jest już po czwartej. Trochę to dziwne. No nic. Ja idę do siebie. Na razie Ula.
Otworzył swój pokój i wszedł do środka. Na dworze świtało więc nie było całkiem ciemno. Stanął na środku pokoju i oniemiał. Na skotłowanym łóżku spała zupełnie naga Paulina a obok niej przytulony do jej pleców spał równie nagi Sosnowski. Przytomnie wyciągnął telefon z kieszeni i zrobił przezornie kilka zdjęć śpiącej parze, po czym wycofał się na korytarz i ruszył do Uli. Zapukał cicho i kiedy otworzyła wyszeptał – chodź, musisz coś zobaczyć. – Nieco zdezorientowana ruszyła za nim. Przepuścił ją przodem i zapalił światło w pokoju. Dopiero po chwili zrozumiała co ma przed oczami. Spojrzała pytająco na Marka.
- Paulina obudź się – powiedział głośno. Początkowo nie zareagowała, więc powtórzył raz jeszcze. Półprzytomnie popatrzyła na stojącą na środku pokoju dwójkę i kiedy do niej dotarło, że jest kompletnie naga, szybko zarzuciła na siebie kołdrę szturchając jednocześnie Piotra.
- To nie tak jak myślisz Marek – rzuciła w samoobronie.
- Nie? A jak? Zrobiłem wam kilka zdjęć jak słodko spaliście. Są dowodem na twoją zdradę. Żadnych oświadczyn nie będzie, ślubu tym bardziej.
- Zrywam zaręczyny Piotr – odezwała się cicho Ula. – Proszę, to pierścionek, który mi dałeś – ściągnęła z palca małe, złote cacko i rzuciła w jego kierunku. - Po powrocie odwołamy ślub. To koniec. Nie chcę cię znać. Pójdę się spakować – zwróciła się do Marka. - Nie wiem, gdzie dzisiaj będę spała. Pewnie na plaży, bo nie chcę spać w tym samym łóżku, co mój niedoszły mąż. Być może i tam uprawiali seks.
- Ja zrobię to za chwilę. Dołączę do ciebie na dole i zapytam, czy mają jakieś wolne pokoje.
Pakowała się w pośpiechu zastanawiając się jednocześnie skąd weźmie pieniądze, żeby opłacić cztery dni pobytu w tym hotelu. Najgorsze wyjście, to rzeczywiście przewegetować ten czas na plaży. Zeszła pospiesznie na dół. Po chwili ukazał się Marek.
- Pytałaś o pokoje? – zapytał z troską.
- Nie, jeszcze nie – po jej policzkach popłynęły łzy. – Jak oni mogli nam to zrobić? Zresztą to już nieważne… Marek, mnie nie stać na wynajęcie pokoju. Piotr trzymał u siebie wszystkie pieniądze. Zostało mu zaledwie kilka dolarów. Zajrzałam do jego portfela zanim opuściłam pokój. Może ty sobie wynajmij, a ja jakoś przemęczę te dni na plaży… – Zbulwersowany tym pomysłem Marek przygarnął ją do siebie.
- Nie płacz Ula, proszę cię i nie bądź niemądra. W życiu bym nie pozwolił, żebyś miała takie przykre doświadczenia z pobytu tutaj. Zdrada jest już wystarczająco bolesna – podszedł do recepcji i uśmiechnął się do stojącej tam kobiety wyłuszczając w czym rzecz.
- Zostaliśmy z niczym. Może znajdą się jakieś pojedyncze dwa pokoje, żebyśmy mogli przenocować w nich przez cztery dni.
Recepcjonistka pochyliła się nad komputerem sprawdzając rezerwacje.
- Jedynek niestety nie ma. Jest wolny tylko jeden pokój w zachodnim skrzydle, który ma dwa osobne łóżka. Starsze małżeństwo z Niemiec wymeldowało się wczoraj wieczorem. To jedyne, co mogę zaproponować. Mamy pełne obłożenie – dodała usprawiedliwiająco i bezradnie rozłożyła ręce. Marek nieco strapiony spojrzał na Ulę.
- I co Ula? To lepsze niż spanie na leżakach plażowych. Bierzemy?
Pokiwała twierdząco głową.
- Chyba nie mamy innego wyjścia. Jestem wykończona i marzę o łóżku.
Comments