ROZDZIAŁ 7
Pokój miał znacznie niższy standard niż te, które zajmowali do tej pory, ale nie zwracali na to uwagi. Oboje mieli na dzisiaj dość wrażeń. Najważniejsze, że był położony w zupełnie innej, bardziej odległej od recepcji części hotelu. Istniała więc szansa, że do końca pobytu nie spotkają swoich „eks”. Ula wypakowała piżamę i szlafrok, i pierwsza skorzystała z łazienki. Kiedy Marek wyszedł spod prysznica, ona już spała kamiennym snem. Podszedł do niej, przykucnął przy łóżku i pogładził jej gęste włosy.
– Może ta cała zdrada wyjdzie nam na dobre i rozwiąże wszystkie nasze problemy? Słodkich snów wojowniczko – szepnął.
W czasie, kiedy Marek dogrywał w recepcji wynajęcie pokoju, w jego już byłym apartamencie trwała ożywiona dyskusja. Paulina była bliska paniki. Siedziała na brzegu łóżka wyłamując palce.
- Jak to się stało, że oboje zapomnieliśmy, że to dzisiaj w nocy wracają? Nigdy nie przeżyłam podobnej wpadki. Nie wiem, co teraz będzie. Dobrzańscy seniorzy chyba mnie zlinczują. Bardzo naciskali na Marka, żeby mi się oświadczył, a teraz jak nas nakrył, nigdy do oświadczyn nie dojdzie. Co ja mam robić? Co robić…?
- Nie dramatyzuj moja droga – uspokajał Sosnowski. – Sama mówiłaś, że małżeństwo, które mielibyście zawrzeć, byłoby czysto biznesowe. Takie związki zwykle nie są szczęśliwe i prędko kończą się rozwodem. Nie kochasz go więc odpuść sobie.
- Nic nie rozumiesz. To trochę zawiłe i nie chce mi się tego tłumaczyć. Dziwię się tylko, że ty tak łatwo godzisz się na rozstanie z kobietą, którą kochasz.
- Godzę się, bo wcześniej nie znałem ciebie. Nie znałem innych kobiet. Ula byłą moją pierwszą i ostatnią dziewczyną. Nigdy jej nie zdradziłem, aż do teraz. To przykre, ale przecież nie będę sobie rwał włosów z głowy, ani podcinał żył. Stało się i czasu nie cofnę. Zostały nam cztery dni do wyjazdu, więc nie zmarnujmy ich na dyskusjach w stylu „co by było, gdyby…”. Chodźmy spać. Jest jeszcze bardzo wcześnie.
Koło południa Marek przetarł oczy i przeciągnął się mocno. Zerknął na łóżko Uli, ale ona spała jeszcze w najlepsze. – Naprawdę musiała być wykończona. Niech śpi. Wezmę prysznic i ruszę się za jakimś śniadaniem.
Po kąpieli ubrał się szybko i poszedł do restauracji. Wziął sobie jajecznicę na bekonie, solidny kubek kawy i chrupiące pieczywo. To samo przygotował dla Uli. Kiedy wszedł do pokoju usłyszał szum lejącej się wody i uśmiechnął się. Postawił tacę na stoliku i usadowił się wygodnie w fotelu. Nie czekał długo, bo Ula wyszła po chwili z jeszcze wilgotnymi włosami, odziana w krótkie spodenki i bluzeczkę na ramiączkach. Uśmiechnęła się promiennie do Marka i pociągnęła nosem.
- Dzień dobry – powiedziała cicho. – Przyniosłeś mi śniadanie? Naprawdę to doceniam. Pysznie pachnie.
- Jedz póki ciepłe. Potem porywam cię na łazęgę po mieście i późny obiad w tej przytulnej knajpce, w której jedliśmy ostatnio. Owoce morza były tam genialne, więc trzeba korzystać, dopóki tu jesteśmy.
- Chyba nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć za to wszystko. Gdybym została z tym sama, pewnie załamałabym się. Dzięki tobie jakoś łatwiej mi to wszystko znieść.
Zamówioną hotelową taksówką podjechali w pobliże wypożyczalni sprzętu do nurkowania. Mieli ochotę znowu popływać koło rafy i podziwiać jej ekosystem. Idąc za ciosem zwiedzili jeszcze miejscowe wielkie akwarium, gdzie zachwycali się rybami większych gabarytów w tym rekinami.
Późnym popołudniem dotarli wreszcie do knajpki, w której jedli poprzednio i zamówili najbardziej egzotyczne dania jakie oferowano. Były więc kalmary, pierścienie ośmiornicy, kraby i wielkie, królewskie krewetki.
Przez następne dni Marek bardzo się starał, żeby nie powiało nudą. Był więc spacer po tutejszej marinie, były wycieczki kładami po pustyni, kolejny raz zaliczyli bazar i wylegiwali się na plaży. Szczęśliwie przez ten czas nie natknęli się ani na Piotra, ani na Paulinę. Zresztą nic dziwnego, bo oni przecież spędzali całe dnie na basenie, z którego ani Marek ani Ula nie korzystali. Spotkanie nastąpiło dopiero przy busie, który miał ich zawieźć na lotnisko. Marek pomagał Uli ściągnąć ciężki plecak, by wsadzić go do bagażnika, gdy zmaterializował się obok nich Sosnowski.
- Możemy porozmawiać Ula? – poprosił. Nieco zaskoczona jego obecnością spojrzała mu w oczy pogardliwie.
- Niestety już nie. Nie mam ci nic do powiedzenia, nie będę słuchać kłamstw, próśb o szansę powrotu i innych bzdur. Powiedziałam ci, że to koniec i nie mam zamiaru zmieniać zdania. Nigdy ci tego nie wybaczę. Nie będzie szczęśliwych powrotów, bo skoro zdradziłeś mnie raz, zdradzisz i kolejny. Małżeństwo z tobą byłoby jedną, wielką pomyłką, życiowym błędem, którego żałowałabym do końca swoich dni. A teraz wybacz, jestem zajęta.
Piotr odszedł jak niepyszny. Paulina z daleka przyglądała się Markowi i Uli. Nie miała odwagi podejść. Znała Marka bardzo dobrze i wiedziała, że wiele rzeczy mógł jej wybaczyć, ale przyłapania na zdradzie nigdy. W autokarze usiadła obok Piotra. Podobnie było w samolocie. Już w Warszawie na Okęciu Piotr zaoferował, że odwiezie ją do domu. To samo zaproponował Uli Marek. Nie miał zamiaru wracać z Pauliną. Wprawdzie Ula trochę oponowała. Mówiła, że do Rysiowa kawał drogi, ale on wcale się tym nie przejął. Wyszczerzył się tylko mówiąc – i bardzo dobrze. Będziemy mieć przynajmniej więcej czasu, żeby jeszcze pogadać.
Przez Warszawę przepychali się dość wolno i często stawali na światłach.
- To kiedy pojawisz się na Lwowskiej? Nie ukrywam, że chciałbym abyś jak najprędzej zaczęła pracować u mnie.
- Myślę, że pozałatwiam najpilniejsze rzeczy u siebie w pracy i wtedy zjawię się z dokumentami u was. Oczywiście dam ci wcześniej znać. Mam nadzieję, że nie będą mi robić trudności…
Marek podjechał pod bramę z numerem ósmym i zatrzymał się. Odwrócił się w kierunku Uli i uśmiechnął do niej z sympatią.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że cię poznałem. Mimo zdrady Pauliny uważam ten pobyt za bardzo udany. Pamiętaj, że gdybyś kiedykolwiek miała kłopoty, lub nie była w stanie czegoś załatwić, ja zawsze ci pomogę. Wystarczy, że zadzwonisz.
- Ja również ci dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Na zwrot długu niestety będziesz musiał trochę poczekać, ale zwrócę go na pewno – odpięła się z pasów i otworzyła drzwi. – Pójdę już. Nie chcę cię zatrzymywać. Mam nadzieję, że już wkrótce stanę się częścią F&D.
Wysiadł razem z nią pomagając jej z plecakiem.
- Do zobaczenia Ula.
- Do widzenia Marek.
W domu czekano już na nią niecierpliwie. Wycałowana i wyściskana zasiadła wreszcie za stołem, żeby opowiedzieć im trochę o tej eskapadzie.
- Przede wszystkim bardzo dziękuję ci tatusiu, że wpadłeś na ten pomysł podróży przedślubnej. Dzięki niej otworzyły mi się oczy. Zobaczyłam zupełnie innego Piotra. Piotra cynika, opoja, niechluja i śmierdzącego lenia. Przez cały pobyt nie ruszył tyłka z hotelu. Przy stoliku w restauracji poznaliśmy parę młodych ludzi. On - Marek jest prezesem firmy odzieżowej w Warszawie a ona - Paulina jednym z jego wspólników w interesach. On, chłopak ciekawy świata, gotów poznawać nowe miejsca, a ona taka jak Piotr, leniwa, wiecznie znudzona i zdegustowana. Typowa malkontentka. Kiedy Piotr odwołał swój rejs po Nilu, opadły mi ręce. Odebrał swoją należność i oświadczył, że nigdzie nie jedzie. To samo zrobiła Paulina mówiąc, że nie będzie się wycierać po miejscach, gdzie jest tylko piach i kurz. Wtedy Marek zaproponował mi swoje towarzystwo w podróży i wierzcie mi było wspaniale. Narobiliśmy mnóstwo zdjęć, które obejrzycie wieczorem. Dzięki niemu zwiedziliśmy ile się tylko dało. Grobowce faraonów, świątynie wybudowane na ich cześć a nawet jeździliśmy na wielbłądach. Kiedy w nocy a właściwie nad ranem po intensywnym tygodniu zwiedzania wróciliśmy do hotelu nie zastaliśmy Piotra w pokoju. Okazało się, że przez ten cały czas spędzał upojne noce z Pauliną w apartamencie Marka. Przyłapaliśmy ich in flagranti. Marek nawet zrobił im kilka zdjęć, jak spali słodko, czule przytuleni do siebie. To przesądziło sprawę. Zerwałam zaręczyny. Teraz trzeba odwołać ślub i jak tylko odpocznę zaraz się tym zajmę. Co jak co, ale zdrady nie potrafię wybaczyć. Pod koniec pobytu Marek zaproponował mi pracę w swojej firmie na stanowisku jego asystentki. Zgodziłam się, bo zarobek jest dwukrotnie wyższy od tego, co zarabiam w tej chwili. I to tyle w wielkim skrócie.
Cieplak wyglądał na zszokowanego, ale szybko się opanował. Lubił Piotra i to bardzo, ale on sam zdrady nie puściłby płazem.
- Dobrze zrobiłaś córcia, że go pogoniłaś. Nie jest ciebie wart. Jeszcze znajdziesz człowieka, którego pokochasz odwzajemnioną miłością. Jeśli chcesz, to sam pójdę do księdza i odwołam ten ślub.
- Dzięki tato. Teraz rozpakuję się i może coś zjem. Pokażę wam pamiątki, które kupiłam na egipskim bazarze.
Wyjeżdżając z Rysiowa Marek postanowił nie wracać jeszcze do domu. Pierwsza myśl, jaka postała mu w głowie, to porozmawiać z rodzicami o wszystkim, co się wydarzyło i poprzeć tę rozmowę zdjęciami. Tak też zrobił. W drodze do seniorów zadzwonił jeszcze do matki chcąc się upewnić, czy są w domu. Po jej zapewnieniach, że czekają na niego ruszył już do nich bez zwłoki.
Przywitali go bardzo wylewnie, podziwiali jego mocną opaleniznę i chwalili, że zdrowo wygląda. Przy kawie opowiedział im wszystko i trzeba przyznać, że zgotował im niezłą terapię wstrząsową. Helena nie mogła w to wszystko uwierzyć.
- Naprawdę nie rozumiem, jak ona mogła ci coś takiego zrobić. Przed samymi zaręczynami?
- Mamo, czas spojrzeć prawdzie w oczy. Ani ona nie pała do mnie wielkim, gorącym uczuciem, ani ja jej nie kocham. To małżeństwo zostałoby zawarte z fałszywych pobudek i pewnie nie przetrwałoby próby czasu. Tak naprawdę to ja jestem bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy. Miłe to nie było, ale chyba rozwiązało mój problem i rozwiało wątpliwości. Jeśli nie wierzysz, to tu są zdjęcia, które zrobiłem, gdy przyłapałem ich razem w łóżku. To najlepsze dowody. Nie chcę mieć z nią już nigdy nic wspólnego. Jeśli ma trochę honoru, sama odejdzie z firmy. Dziewczyna tego Piotra jest solidnie wykształconą ekonomistką. Zaproponowałem jej pracę, bo oprócz ekonomii ma skończone finanse i bankowość. Będzie moją asystentką, której jak wiecie od dawna nie mam – zerknął na przegub dłoni. – Późno się zrobiło. Będę się zbierał.
Podjechał pod dom i pilotem uruchomił bramę i drzwi do garażu. Wjechał wolno do środka i opróżnił bagażnik. Tylnym wejściem wszedł do domu. Wszędzie było ciemno i ani śladu Pauliny. Dopiero gdy oświetlił salon do którego przylegała ich garderoba zrozumiał, że nie ma jej rzeczy. – Szybko się uwinęła, ale to dobrze. Nie będzie żadnych rozmów wyjaśniających, żadnych usprawiedliwień i błagań o wybaczenie. Koniec Pauliny w moim życiu.
Wszedł pod gorący natrysk, żeby spłukać z siebie trudy podróży. Odziany w gruby, frotowy szlafrok ruszył do kuchni. Był głodny, ale lodówka świeciła pustkami. Sięgnął po telefon i zamówił pizzę. Będzie mu musiała na dzisiaj wystarczyć. Jutro zrobi jakieś zaopatrzenie. Włączył telewizor i czekając na dostawcę z nudów obejrzał wiadomości. Pomyślał o Uli i uśmiechnął się sam do siebie. Ta dziewczyna urzekła go od samego początku nie tylko wyglądem zewnętrznym. Musiał przyznać, że miała piękne wnętrze. Była niezwykle skromna, cicha, łagodna. Nigdy nie podnosiła głosu. To jak zniosła widok Piotra przyklejonego do Pauliny zrobiło na nim wrażenie. Nie histeryzowała, nie zalewała się łzami, nie wyrywała sobie włosów z głowy. Zachowała się naprawdę z klasą może dlatego, że już wcześniej planowała z nim zerwać, a jego zdrada utwierdziła ją tylko w przekonaniu, że on nie jest właściwym facetem na męża? Zastanawiał się, czym Sosnowski zaimponował Paulinie. To zdecydowanie nie był jej typ. Pod względem fizycznym zupełnie nie. Miał dość toporną sylwetkę, wręcz przysadzistą. Był niższy od Marka i chyba lepiej umięśniony. Paulina raczej nie znosiła mięśniaków. Wolała mężczyzn szczupłych i wysokich. Wolała brunetów, a nie szatynów jak Piotr. A może jemu się tylko wydawało, że jego dziewczyna preferuje jego typ urody? Od tak dawna byli razem, a to mogło być mylące. Może ona wolała właśnie typ Sosnowskiego, intelektualnego atlety. Bez wątpienia musiał być dobry w łóżku. Miał świadomość, że Paulina uwielbia seks i to ten ostry, czasem brutalny. On przedkładał to na delikatność, czułość i powolne dążenie do spełnienia. Nie chciała tak. Chciała szybko, dziko jak zwierzę. Może miała nawet jakieś upodobania sado-maso? To wcale nie było takie niemożliwe. Ciekawe czy pociągnie tę znajomość. Nie, żeby był tym jakoś specjalnie zainteresowany, bo jej zdrada wreszcie uporządkowała jego życie, ale tak naprawdę nie wyobrażał sobie Sosnowskiego jako docelowego partnera Pauliny. Mimo swojego wykształcenia miał dość prymitywne maniery, a Paulina zawsze podkreślała, że jest kobietą na poziomie. Mocno wątpił, czy sam seks będzie dostatecznym spoiwem dla tego związku.
ROZDZIAŁ 8
W poniedziałek tuż przed siódmą rano Ula ruszyła jak zwykle do pracy. Tym razem jednak wiozła ze sobą teczkę, w której spoczywało jej wypowiedzenie. Wiedziała, że nie będzie łatwo zwłaszcza z jej kierowniczką, ale w głowie ułożyła sobie listę argumentów, którymi miała ją przekonać, żeby to wypowiedzenie podpisała. Gdyby nie to, że musiała zachować drogę służbową, od razu poszłaby do prezesa.
W biurze kręciło się kilka młodych osób. Nie znała ich, ale domyśliła się, że to są praktykanci, o których przed wyjazdem do Afryki mówiła jej szefowa. Przywitała się ogólnym „dzień dobry” i skierowała kroki wprost do jej gabinetu. Kierowniczka przyjęła ją szerokim uśmiechem, co zdarzało się u niej niezmiernie rzadko i było zjawiskiem wręcz incydentalnym.
- Pięknie się pani opaliła i widać, że solidnie wypoczęła. Cieszę się z pani powrotu, bo roboty kupa, a młodzi nie zawsze łapią w czym rzecz.
Ula nieco zbita z tropu tą wylewnością przysiadła na chwilę przy biurku przełożonej.
- Ja przyszłam tu dzisiaj w zupełnie innym celu. Po pierwsze bardzo chciałam pani podziękować za to, że nie wyraziła pani zgody na mój urlop w lipcu i pozwoliła mi na wyjazd w marcu. Dzięki niemu lepiej poznałam mojego przyszłego męża, co umożliwiło mi właściwą ocenę sytuacji i ustrzeżenie się przed popełnieniem życiowego błędu. Ślubu nie będzie. Po drugie dostałam bardzo korzystną ofertę pracy i prosiłabym panią, żeby zgodziła się pani podpisać moje wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Mam nadzieję, że nie będzie pani oponować, bo dla mnie to naprawdę ważne. Zamknęłam pewien etap w swoim życiu i mam zamiar otworzyć nowy, ale już nie w tej firmie. Sama pani dobrze wie, że tu nie ma żadnych perspektyw. Nie ma szans na awans i lepsze zarobki, a ja chcę się rozwijać, doświadczyć czegoś nowego, nabrać praktyki. Tutaj jestem zupełnie pozbawiona takich możliwości. Oto moje wypowiedzenie – podsunęła jej dokument niemal pod sam nos. Kobieta znieruchomiała i wytrzeszczyła na nią oczy. Dość długą chwilę przetrawiała jej słowa, aż wreszcie chyba do niej dotarło, że traci prawdziwego tytana pracy, który się nigdy nie oszczędzał i tyrał za psią pensję.
- Jest pani tego pewna? Może potrzebuje pani czasu na powtórne przemyślenie tej decyzji? – wybąkała. Ula przecząco pokręciła głową.
- Nie pani kierownik, ja sobie to już wszystko przemyślałam. Chcę odejść i jeśli pani się zgodzi to najlepiej od razu.
- No cóż, – westchnęła ciężko – nie będę pani zatrzymywać, choć nadal uważam, że to zbyt pochopna decyzja – sięgnęła po długopis i podpisała wypowiedzenie. – Pani wie, że to musi jeszcze zaakceptować prezes?
- Tak. Właśnie się do niego wybieram i bardzo pani dziękuję.
Najgorsze miała już za sobą. Teraz tylko podpis najważniejszego z szefów i załatwienie obiegówki. W kadrach poprosi dziewczyny, żeby jak najszybciej wypisały jej świadectwo pracy. Najlepiej na jutro. Będzie je potrzebować do kompletu dokumentów, które złoży w F&D.
Właśnie opuszczała kadry, gdy rozdzwoniła się jej komórka. Uśmiechnęła się szeroko i natychmiast odebrała.
- Dzień dobry Marek.
- No witaj Ula. Dzwonię, bo jestem ciekawy czy zaczęłaś już coś załatwiać.
- Zaczęłam i załatwiłam prawie wszystko. Jutro przyjadę tylko po świadectwo pracy i pożegnam się z dziewczynami. Nic mnie już tu nie trzyma.
- Bardzo się cieszę. Może byś wpadła na Lwowską jeśli jesteś gdzieś w centrum i jeśli masz czas? Napilibyśmy się dobrej kawy i może oprowadziłbym cię po firmie?
- Właściwie to dlaczego nie? Powiedz mi jeszcze jak mam tam dotrzeć. Idę od Puławskiej.
Wysłuchała go uważnie i rozłączyła się. Nie było tak daleko i chętnie uskuteczniła spacer. Ochroniarz wiedział o jej przyjściu. Wystarczyło, że podała mu swoje nazwisko.
- Pan prezes uprzedził mnie o pani wizycie. Proszę wejść do windy i nacisnąć piątkę. Dziewczyna z recepcji wskaże pani gabinet.
W istocie tak było. Przed gabinetem w sekretariacie królowała śliczna blondynka. Ula przedstawiła się mówiąc, że jest umówiona z panem Dobrzańskim. Blondynka podniosła się z krzesła.
- Tak, tak. Szef uprzedzał – uchyliła drzwi do gabinetu mówiąc – Marek przyszła pani Cieplak – przepuściła Ulę w drzwiach i zamknęła je za nią.
- Witaj Ula. Minęły zaledwie dwa dni a ja już zatęskniłem za twoim towarzystwem – Marek podszedł do niej i uścisnął ją mocno wyciskając na jej policzku buziaka. – Daj ten płaszcz i czuj się swobodnie. Ja zaraz zamówię nam espresso. Siadaj bardzo proszę – wskazał białą kanapę. Zamówił kawę i przysiadł obok niej. – Czyli właściwie od środy mogłabyś zacząć, prawda?
- Jak wszystko dobrze pójdzie to tak. Przywiozłabym wtedy potrzebne dokumenty. Nie miałam pojęcia, że tu dzisiaj wyląduję, bo w przeciwnym razie zabrałabym je ze sobą.
- Nic się nie stało. W środę zdążymy wszystko załatwić. Jak zapewne zauważyłaś naprzeciwko biurka mojej sekretarki stoi drugie, puste. To twoje stanowisko pracy. Jeszcze dzisiaj wydam dyspozycje, żeby przyniesiono komputer. Musisz mieć na czym pracować. Bardzo się cieszę, że zgodziłaś się przyjąć to stanowisko, bardzo – popatrzył na nią z jakąś czułością w oczach. – Powiedz mi, czy Piotr cię nękał? Pojawił się u was w domu?
- Na szczęście nie i mam nadzieję, że nie będzie próbował. Dałam mu przecież wyraźnie do zrozumienia, że nie mamy sobie już nic do powiedzenia. Sytuacja jest klarowna. Teraz chcę się skupić na nowej pracy i nie mam zamiaru o nim myśleć. Gdyby naprawdę mnie kochał, nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego i nie mam tu na myśli wyłącznie zdrady, ale też skazania mnie na samotne spędzanie czasu, bez niego. Ale dość o nim. A Paulina? Rozmawiałeś z nią?
- Nie… i nie sądzę, żebym chciał. Kiedy odwiozłem cię do Rysiowa nie pojechałem od razu do domu, ale do rodziców. Tam wszystko im opowiedziałem i pokazałem zdjęcia. Mama była w szoku i ojciec chyba też, chociaż po nim trudniej to poznać. Do domu dotarłem wieczorem, ale nie zastałem w nim Pauliny. Wyniosła się zabierając wszystkie rzeczy osobiste. Niewątpliwie też nie miała ochoty mnie widzieć i choć to mało prawdopodobne pewnie było jej wstyd. Cieszę się, że zrobiła to dyskretnie i że nie musiałem tego oglądać. Jestem wreszcie wolnym człowiekiem i mogę zacząć realizować swoje pasje.
- A co to za pasje? – Ula uśmiechnęła się znad filiżanki.
- Lubię poznawać ciekawe miejsca, ale to już wiesz. Będąc z Pauliną nie zawsze mogłem się wyrwać, ale teraz pofolguję sobie. Może ty zechcesz mi towarzyszyć? To taka miła forma spędzenia weekendu. Czasami wyjadę zaledwie kilka kilometrów za Warszawę, do lasu i to już mi wystarczy, żeby naładować baterie, powdychać trochę zapachu szyszek i żywicy. Sama przyjemność. A teraz, jeśli dopiłaś kawę, to pokażę ci firmę.
Najpierw przedstawił jej Violettę sekretarkę informując ją, że od środy będzie miała w sekretariacie towarzystwo.
- To Ula Cieplak. Właśnie została moją asystentką. Od razu uprzedzam, że masz wykonywać jej polecenia, bo to ona teraz będzie twoją bezpośrednią przełożoną.
Viola tylko pokiwała głową i mruknęła – jasne, jasne…
Marek pociągnął Ulę do pracowni i przedstawił jej Pshemko, guru mody i najważniejszą osobę w firmie, a potem zapoznał z dyrektorem HR Olszańskim, który był jego najlepszym przyjacielem. Poznała też trzeciego wspólnika Alexa Febo i głównego księgowego Turka. Oprócz nich jeszcze kilka znaczących osób. Starała się wszystkich zapamiętać. Kiedy wrócili do gabinetu Marka zaczęła się akurat pora lunchu.
- Odwiozę cię do domu – zaproponował Marek. – Dla mnie to pół godzinki, a ty będziesz się tłuc autobusem drugie tyle. Pogadamy jeszcze po drodze.
Gdy minęli zatłoczone miasto i wyjechali na wylotówkę do Rysiowa Marek nieco przyspieszył.
- Na początku maja kroi nam się objazd po szwalniach. Robię to dwa razy do roku zawsze przed pokazem kolekcji. To coś w rodzaju kontroli, upewnienia się czy wszystko działa sprawnie. W połowie maja szykujemy pokaz kolekcji wiosenno-letniej i muszę mieć gwarancję, że szwalnie będą nadążać z szyciem. Ich większość znajduje się w Wielkopolsce. Zazwyczaj zatrzymuję się w uroczym pensjonacie nad jeziorem i urządzam sobie tam bazę wypadową. To bardzo wygodne. Tym razem mam nadzieję, że nie pojadę sam, ale w twoim towarzystwie. Posiadanie asystentki bardzo ułatwia pracę – wyszczerzył się. - Potem będziesz miała całkiem sporo zajęć, bo trzeba będzie zająć się budżetem pokazu i dopilnowaniem materiałów, które sprowadzamy głównie z Niemiec i Francji. Mistrz nie może szyć z byle czego. No i na końcu zostaje wynajęcie sali, ustawienie wybiegu dla modelek, catering dla gości, bo zwykle po pokazie organizowany jest bankiet i wynajęcie zespołu muzycznego. Od lat takie pokazy organizujemy w Starej Pomarańczarni i mamy już wypróbowanych dostawców, co oczywiście zawsze można zmienić na lepszych i tańszych i to będzie także należało do twoich obowiązków. W tym roku zapowiedziało się sporo gości z zagranicy. I to na razie tyle. Na pewno w międzyczasie wyjdą i inne sprawy, ale to już będę wyjaśniał na bieżąco.
Ula chłonęła słowa Marka jak gąbka. Wszystko co mówił było bardzo ważne i nie chciała uronić ani słowa.
- Ja wiem Ula, że jak na jedną osobę to duży zakres obowiązków, ale nie będziesz w tym sama. Ja pomogę i Violettę też zagonię do galopu, choć akurat ona nie bardzo lubi się przemęczać. Nie będzie tak źle. Dobrze wykonaną pracę naprawdę potrafię docenić i nie oszczędzam na premiach. Odpowiednio wynagradzany pracownik zawsze ma motywację do wydajniejszej pracy. Tak zazwyczaj postępował mój ojciec, a ja staram się nie zmieniać jego metod, bo uważam, że są bardzo dobre i sprawdzają się za każdym razem.
Zatrzymał się przed bramą i pomógł jej wysiąść przystając jeszcze na chwilę.
- W takim razie widzimy się za dwa dni, tak? – Pokiwała głową i niepewnie spojrzała mu w oczy.
- Trochę się tego boję. Obawiam się czy podołam i czy nie nadejdzie kiedyś moment, że pożałujesz przyjęcia mnie do pracy.
Marek przewrócił oczami i uśmiechnął się szeroko łapiąc ją za ramiona.
- Ula, co ty mówisz? Ja na pewno nigdy nie pożałuję tej decyzji, bo jakoś dziwnie jestem spokojny, że nasza współpraca będzie wręcz idealna. Głowa do góry, przecież nie będę od ciebie żądał niemożliwego. Więcej wiary we własne możliwości. Trzymaj się. Do zobaczenia.
Stała jeszcze chwilę patrząc jak samochód Marka znika na końcu ulicy. Pomyślała, że on jednak ma wspaniały charakter, o czym miała już okazję się przekonać. Był doskonałym towarzyszem podróży i dobrym człowiekiem. Nie rozumiała dlaczego Paulina nie potrafiła docenić tych zalet i szukała wakacyjnej przygody. Przecież nie była głupia. Miała być wkrótce zaręczona i zamężna z naprawdę fajnym facetem. Jak można było poświęcić coś tak cennego? I to dla kogo? Dla Piotra, który przy Marku wypadał dość mizernie. Chyba nigdy tego nie pojmie. Cieszyła się, że Marek zaproponował jej tę pracę. Na wyjeździe dogadywali się świetnie, nadawali na tej samej fali i pociągały ich te same miejsca i rzeczy. Miała nadzieję, że i w pracy będzie podobnie. On był dobrej myśli. Ona chyba też powinna…
Marek zaparkował w podcieniach budynku i wysiadł z samochodu. Zauważył podążającego w jego kierunku Sebastiana i zaczekał zrównując się z nim.
- Byłeś na lunchu? – zapytał Olszański.
- Nie… Odwiozłem Ulę do domu. Mieszka dwadzieścia kilometrów stąd i nie chciałem, żeby wracała zatłoczonym autobusem.
Olszański pokiwał z podziwem głową. Kolejny raz przemknęło mu przez nią, że jego przyjaciel to ma jednak szczęście. Znał już egipską historię i wiedział o odejściu Pauliny. Nie miał jednak pojęcia, że Ula, którą kilka godzin wcześniej przedstawił mu Marek jest właśnie tą Ulą, którą niedoszły mąż zdradził z Paulą.
- Ty to masz szczęście – wyartykułował myśl. – Taka laska… Chyba najładniejsza z twoich wszystkich, dotychczasowych asystentek.
Marek uśmiechnął się pod nosem.
- Oprócz tego, że jest po prostu śliczna, to ma jeszcze dobrze poukładane w głowie. Gdybyś się nudził w środę, to przeczytaj dokładnie jej CV. Jestem pewny, że się zdziwisz. To właśnie z Piotrem, jej niedoszłym mężem Paulina poszła w tango. Kiedy my zwiedzaliśmy w kurzu i upale te wszystkie piękne miejsca oni pieprzyli się po całych dniach i nocach. A wiesz co jest najlepsze? Najlepsze jest to, że ja nawet nie jestem na Paulę wściekły i cieszę się z takiego obrotu sprawy. Przez tydzień zdążyłem dość dobrze poznać Ulę i powiem ci, że to naprawdę wyjątkowa kobieta. Wciąż pozostaję pod jej urokiem. Gdyby tylko zgodziła się ze mną być, nawet bym się nie zastanawiał…
- No, no, ale cię wzięło bracie. Nie dziwię się jednak, bo potrafi robić wrażenie. Skromna i zjawiskowa. Szkoda, że nie ma siostry bliźniaczki – westchnął żałośnie.
Marek roześmiał się na całe gardło.
ROZDZIAŁ 9
Spieszyła się. Gorączkowo pakowała ubrania do niewielkiej torby. To właśnie dzisiaj mieli objazd szwalni, a Marek bardzo chciał, żeby z nim jechała. Oprócz tego, że czułby się raźniej, to zależało mu, by wprowadzić ją i w tę dziedzinę pracy Febo&Dobrzański. Umówił się z nią, że przyjedzie około siódmej rano i prosił, żeby zabrała ze sobą rzeczy na ten wyjazd. Wczoraj kładła się spać późno obiecując sobie, że wstanie wcześniej i spakuje torbę, ale dziwnym zbiegiem okoliczności budzik nie zadzwonił i obudziła się trochę na wyczucie, ale zdecydowanie za późno. Nerwowo spojrzała na zegarek. – Nie zdążę – przemknęło jej przez myśl. Wyniosła bagaż do przedpokoju i ruszyła do łazienki. Szybki prysznic i niecierpliwe ubieranie się. Już nie było czasu na upięcie włosów, więc postanowiła je tylko rozczesać. Usłyszała wołanie ojca, który urzędował w kuchni i ostatni raz zerknęła w lustro.
- Marek przyjechał. Napij się chociaż ciepłej herbaty, – podał jej kolorowy kubek – bo pewnie już śniadania nie zdążysz zjeść.
- Zjem coś w pracy. Otworzysz? – zapytała słysząc pukanie do drzwi. Cieplak przywitał się z Markiem serdecznie. Od razu polubił chłopaka, bo wydawał mu się otwarty i szczery, ale przede wszystkim przyjął Ulę do pracy i za to był mu bardzo wdzięczny.
- Witam panie Józefie, Ula gotowa?
- A jakże. Śniadania tylko nie zdąży już zjeść. Trochę zaspała i to przez to ten pośpiech.
- Nie ma problemu. Zjemy coś w bufecie, bo ja też jestem tylko o kawie – uśmiechnął się szeroko na widok Uli wchodzącej do przedpokoju.
- Witaj Marek. Już jestem gotowa i możemy jechać. Mam nadzieję, że zabrałam wszystko.
- To twoja torba? Wezmę ją.
- Jedźcie ostrożnie – usłyszeli jeszcze Józefa. Zanim Marek ruszył poinformował ją jeszcze, że trochę urwą się z pracy.
- To ponad trzysta kilometrów i jeśli nie będzie korków pokonamy tę odległość w trzy i pół godziny. Musimy jeszcze zabrać ze sobą dokumentację wszystkich szwalni. To ważne. Część przygotowałem już wczoraj a dzisiaj spakuję resztę. Zanim jednak zrobię cokolwiek zapraszam cię na śniadanie, bo i ja go nie jadłem. Po drodze będziemy mijać taką małą knajpkę. Dają tam pyszną jajecznicę i obłędnie chrupiące bułki. W bufecie nie dostaniemy takich.
Przy śniadaniu powiedział jej jeszcze, że wyjdą z firmy około południa.
- Dzwoniłem wczoraj do dwóch szwalni, które mamy po drodze do SPA. Zaliczymy je z marszu i nie będziemy musieli specjalnie jechać. Chcę wygospodarować trochę wolnego czasu na odpoczynek. Mamy na pracę pół czwartku i cały piątek. Mam nadzieję, że się uwiniemy i trochę poleniuchujemy przez sobotę i niedzielę.
Nasyceni śniadaniem już bez przeszkód dotarli do firmy. Tam Ula pomogła Markowi spakować resztę dokumentów i dokończyła swoją pracę. Do dwunastej uwinęli się ze wszystkim. Marek jeszcze odbył rozmowę z Sebastianem, który miał mu przypilnować działu.
- Zapisuj wszystkie telefony i mów, że będę oddzwaniał w poniedziałek po południu. Na Violettę raczej nie mogę liczyć w żadnej kwestii. Generalnie trzymaj rękę na pulsie i gdyby wypadło coś naglącego, to dzwoń. My wracamy w poniedziałek do południa.
Ruszyli kilka minut po dwunastej. Pogoda im sprzyjała. Było ciepło i świeciło słońce, co znacznie poprawiało im obojgu nastrój. Poza tym oboje czuli lekkie podekscytowanie. Marek dlatego, że od czasu Egiptu mógł spędzić z Ulą weekend sam na sam bez kręcących się wokół pracowników firmy, a Ula dlatego, że była ciekawa tego miejsca, o którym Marek tak dużo jej opowiadał.
Przejechawszy Warszawę Marek znacznie przyspieszył. Trasa o tej porze nie była jeszcze zapchana więc mógł sobie na to pozwolić.
Najpierw zatrzymali się w Zgierzu, gdzie funkcjonowała jedna ze szwalni. Nie zabawili tam długo, bo zgodnie z sugestiami Marka jej dyrektor wręczył mu zapotrzebowanie na materiały i dodatki typu guziki i nici, zamówienie na kilka części do maszyn i zgłoszenie o awarii jednej z nich.
- Już zamówiłem fachowca i ma się jej przyjrzeć, ale na cud bym nie liczył, bo maszyna jest stara i właściwie nadaje się już na złom. Jeśli pan chce, to pokażę.
- Nie, nie. Nie ma takiej potrzeby. Doskonale wiem na jakim sprzęcie pracujecie i postaram się to sukcesywnie zmieniać. Myślę, że po pokazie będzie szansa na jej wymianę. Na razie musicie sobie poradzić.
Druga szwalnia była we Wrześni i tu w zasadzie przebieg spotkania był podobny. Po godzinie siedemnastej dojeżdżali do SPA. Krajobraz zdecydowanie się zmienił. Wjechali w okolice Wielkopolskiego Parku Krajobrazowego i dotarli do miejscowości Nowe Dymaczewo położonej tuż nad brzegiem Jeziora Dymaczewskiego. To tam właśnie mieściło się owe SPA, które tak bardzo chwalił Marek. Budynek hotelu nie był duży, zaledwie piętrowy, wybudowany w kształcie podkowy. Wzdłuż pierwszego piętra biegł ciąg tarasowy, do którego był dostęp ze wszystkich pokoi. Ula wysiadła z samochodu i z zachwytem rozejrzała się do koła.
- Pięknie tu…, naprawdę pięknie – powiedziała cicho.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. Weźmy bagaże i chodźmy się zameldować. Zabukowałem dwa pojedyncze pokoje obok siebie. Rozpakujemy się, zjemy jakiś obiad i możemy pójść na spacer. Dzień jeszcze długi.
Szli wolno piaszczystą, niewielką plażą, wsłuchując się w plusk fal rozbijających się o brzeg jeziora i koncert świerszczy dobiegający z pobliskich oczeretów. Słońce powoli zachodziło za ostre wierzchołki strzelistych świerków po drugiej stronie jeziora. Doszli do drewnianego pomostu i usiedli na jego skraju mocząc stopy w letniej wodzie.
- Cicho tu i spokojnie – wyszeptała Ula. –Okolica bardzo piękna i taka kojąca. Tu naprawdę można zregenerować siły po takiej harówie jaką mieliśmy ostatnio. Dwa dni to trochę mało, ale lepsze to niż nic.
- Jutro jeszcze nie będzie dość czasu, żeby wypuścić się na dłuższy spacer, ale w sobotę możemy rano pójść do lasu. Grzybów jeszcze nie ma, ale sam klimat daje dużo radości. Uwielbiam zapach żywicy i ściółki leśnej. Mógłbym chodzić godzinami i delektować się nim. Sama przyjemność. Możemy też popływać na łódce. Tu niedaleko jest mała przystań i można wypożyczyć żaglówkę. Wziąłem nawet ze sobą patent żeglarski. Może być całkiem przyjemnie o ile pogoda dopisze.
- Ja jestem chętna. Nigdy jeszcze nie płynęłam żaglówką nie licząc tej, którą pływaliśmy po Nilu, ale to była właściwie spora łódź. Las też mnie ciągnie. Na pewno nie będziemy się nudzić.
- Od kiedy cię poznałem nie przestajesz mnie zadziwiać. Nigdy wcześniej nie znałem takiej dziewczyny jak ty. Paulina w życiu nie przyjechałaby tu ze mną, chociaż to miejsce oferuje wiele różnych atrakcji. Zaraz zaczęłaby narzekać, że to wiocha, pełno robactwa i niewygód. Jak teraz o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że nie byliśmy zgodni pod żadnym względem. Z tobą od razu złapałem dobry kontakt. Świetnie się rozumiemy i czasem myślimy identycznie. To intrygujące. Pomyślałem nawet, że to takiej kobiety jak ty szukałem przez całe życie.
Odwróciła do niego twarz i zdziwiona spojrzała mu w oczy.
- Takiej jak ja?
- Zakochałem się w tobie Ula i to jeszcze tam w Egipcie. Ujęła mnie twoja uroda, ale przede wszystkim ta niezwykła łagodność, opanowanie i spokój. Byłaś tak różna od Pauliny i w dodatku ciekawa świata tak jak ja. Myślę, że jesteśmy dla siebie stworzeni, bo zgadzamy się niemal we wszystkim. Jeżeli choć trochę nie jestem ci obojętny, to uważam, że moglibyśmy być ze sobą szczęśliwi, bo jest na czym budować. Może z czasem pokochałabyś mnie tak jak ja ciebie?
Ujęła jego dłoń i splotła ze swoją.
- Na pewno nie jesteś mi obojętny. Masz dobry, szlachetny charakter. Jesteś uczciwy i szanujesz kobiety. To dla mnie cenne zalety. Długo nie mogłam zrozumieć postępowania Pauliny. Miała obok siebie wspaniałego człowieka, z którym wiązała swoją przyszłość i poświęciła ją dla Piotra, który nawet w połowie nie może się z tobą równać. Jeśliby mnie nie zdradził, to i tak nie wyszłabym za niego, bo dopiero tam w Hurghadzie pokazał swoją prawdziwą twarz. Nawet nie wiesz jak łatwo mi przyszło się w nim odkochać. Ty jesteś zupełnie inny. Potrafisz słuchać, doceniasz mnie, a to ważne. Myślę, że nie tak trudno byłoby cię pokochać zwłaszcza mnie, bo doświadczyłam od ciebie wyłącznie dobrych rzeczy.
Słysząc te słowa przytulił ją mocno do siebie. Teraz uwierzył, że może im się udać. Wprawdzie nie powiedziała mu otwarcie, że go kocha, ale dała wielką nadzieję na mocny, szczęśliwy związek. Nie był jej obojętny, a to znaczyło bardzo wiele.
Przed drzwiami do jej pokoju długo tulił ją w ramionach. W końcu przylgnął do tych pełnych ust i delikatnie pocałował. Oddała ten pocałunek, co napełniło go radością.
- Dobranoc moje szczęście.
- Dobranoc.
Piątek mieli faktycznie pracowity. Objechali sześć szwalni. W dwóch z nich zgłoszono kolejne awarie maszyn. Ula wszystko skrzętnie notowała, a Marek oglądał te starocie i przysięgał sobie w duchu, że znajdzie pieniądze na nowy sprzęt. Załatwili wszystko. Teraz mieli czas wyłącznie dla siebie.
W sobotę rano dotarli do przystani i wypożyczyli małą żaglówkę. Ubrali kapoki i wolno wypłynęli z mariny. Wiał lekki wietrzyk, który wydymał żagiel i pchał ich na środek jeziora. Marek zgrabnie operował sterem mówiąc Uli jak obsługiwać szoty. Miała prawdziwą frajdę zwłaszcza wtedy, gdy musiała się przemieszczać z jednej strony łódki na drugą i uważać, żeby nie oberwać bomem w głowę. Zaczynali nabierać prędkości. Ula śmiała się na całe gardło, a Marek tylko krzyczał:
- Usiądź na burcie kochanie i wychyl się do tyłu! Trzymaj mocno szot! Świetnie sobie radzisz! Uwaga na bom! Robimy zwrot przez sztag! Uciekaj na drugą stronę, bo się wykąpiemy!
To był wspaniały czas. Pływali przez trzy godziny i Ula wiele się nauczyła słuchając instrukcji Marka. On wciąż powtarzał, że jest niezwykle zdolna i sama mogłaby w krótkim czasie zrobić patent żeglarski. Śmiała się mówiąc, że po co jej taki dokument, skoro Marek go posiada i zawsze z nim może popływać.
Był z niej naprawdę dumny. Była odważna, nie bała się, że łódka może się wywrócić na środku jeziora. Nie piszczała ze strachu, nie stroiła fochów. Kolejny raz musiał przyznać, że trafił mu się prawdziwy diament. Cudowna kobieta.
Wyjechali bardzo wcześnie rano. Zamówili śniadanie na siódmą i zeszli na nie już z bagażami. Pół godziny później Marek pędził w stronę Warszawy. Uznał ten wyjazd za wyjątkowo udany, bo załatwili sprawy służbowe i zdecydowanie odpoczęli. Poza tym odważył się i wyznał Uli miłość. Poprzysiągł sobie, że będzie każdego dnia pielęgnował to uczucie i wierzył, że kiedyś usłyszy od Uli te dwa magiczne słowa. Zerknął w jej stronę i uśmiechnął się. Zwinęła się w kłębek na siedzeniu i przykrywszy się jego jeansową kurtką spała w najlepsze. Wyglądała jak dziecko z zaróżowionymi od snu policzkami. Nie powstrzymał się i pogładził jeden z nich. Rozczuliła go. Spała mocno, bo nawet nie drgnęła.
Tuż przed Warszawą zatrzymał się przy jakimś zajeździe i obudził ją.
- Mam ochotę na mocną kawę. Tobie też się przyda. Za pół godziny dojedziemy i trzeba się trochę ogarnąć. Chcesz coś zjeść?
- Nie. Nie jestem głodna, ale kawy chętnie się napiję.
Złożyli zamówienie i usiedli na zewnątrz pod dużym parasolem.
- Cieszę się, że załatwiliśmy te szwalnie. Przynajmniej to mamy z głowy. Mimo wszystko czeka nas jeszcze dużo pracy. Trochę się tego boję, bo czasu do pokazu zostało niewiele. Wiem na pewno, że Pshemko zdąży. Koniecznie zagoń do roboty Violettę. Niech też się wykaże. Naprawdę nie wiem, po co ją jeszcze trzymam. Paulina naciskała, żebym ją zatrudnił, choć dziewczyna ma pusto w głowie i nie zna się na niczym. Teraz, kiedy Pauli już nie ma zniknął też powód, dla którego miałbym opłacać takiego nieroba. Nie lubię zwalniać ludzi, ale z niej nie ma żadnego pożytku. Dopiłaś już? Skoro tak, to ruszamy.
ROZDZIAŁ 10
Rzeczywiście pracy miała sporo. Oprócz budżetu zajmowała się wieloma innymi rzeczami w tym dyscyplinowaniem Violetty, która niewiele robiła sobie z jej poleceń i efekt był taki, że to Ula w końcu opracowywała rzeczy, które jej zleciła. Oliwy do ognia dolał fakt, że nie załatwiła kilku ważnych spraw związanych z pokazem. Wszystko wyszło na jaw, gdy w piątek przed sobotnim finałem Ulę zasypał grad telefonów z pretensjami, że brak jest odpowiedniego oświetlenia, nie ma sukna na pokrycie wybiegu i jest niewystarczająca ilość modeli. Po prostu się wściekła i od razu poszła do Marka.
- Nic ci nie mówiłam, bo nie chciałam przysparzać ci dodatkowego stresu, ale teraz zupełnie nie mam pojęcia, co robić. Nic z tego, co zleciłam Violetcie nie zostało przez nią zrealizowane. Jeśli ten pokaz wypali, to ja zostanę świętą. Nie ma oświetlenia, modeli i sukna na wybieg. Skąd ja mam to teraz wziąć? Jak załatwić? Dzwoniłam już do agencji, ale tak na szybko nie są w stanie nikogo podesłać.
Marek zbladł i zacisnął z wściekłości zęby.
- Tym razem jej tego nie daruję – wysyczał. – Violetta do mnie! – wrzasnął na całe gardło. Kubasińska aż podskoczyła na fotelu i pędem pognała do gabinetu.
- Pali się, czy co? O mało nie zeszłam na zawał – wyrzuciła z siebie z pretensją.
- Wiele rzeczy do tej pory uchodziło ci na sucho, wiele wybaczałem, ale tym razem nie będę już taki pobłażliwy. Jesteś krnąbrna, leniwa i po prostu głupia. Bierzesz pieniądze za nic. Dwa tygodnie temu Ula poleciła ci, żebyś załatwiła oświetleniowców, zamówiła zielone sukno na pokrycie wybiegu i wynajęła modeli w liczbie dziesięciu. Mamy trzech i to naszych. Nie wywiązałaś się z niczego. Czym zajmowałaś się przez te czternaście dni i co było tak pilnego, że rzeczy, które wymieniłem leżały odłogiem? – Kubasińska spuściła głowę i nerwowo międliła w dłoniach bluzkę. Nie miała pojęcia o co szef robi tyle krzyku. – No słucham. Co masz na swoje usprawiedliwienie? – Ona jednak milczała nadal. Marek wstał zza biurka i stanął naprzeciwko niej. – Przez twoje ignorowanie poleceń jutrzejszy pokaz stanął pod znakiem zapytania i nie wiadomo czy się odbędzie, bo teraz to ja i Ula będziemy wychodzić ze skóry, żeby naprawić twoje niedbalstwo. Mam tego po dziurki w nosie, bo odkąd tu nastałaś nic innego nie robię tylko ratuję to, co zawalasz przez swoją bezdenną głupotę. Zwalniam cię natychmiast i dyscyplinarnie. Wyjdziesz stąd i spakujesz swoje rzeczy. Nie jest mi potrzebny pracownik, który tylko sprawia wrażenie, że pracuje. Żegnam.
Kiedy wyszła z gabinetu poluzował krawat i spojrzał na zmartwioną twarz Uli.
- Musimy zacząć działać kochanie. Mamy cholernie mało czasu i chyba niewiele możliwości, ale trzeba próbować. Ja wezmę na siebie oświetleniowców i spróbuję załatwić to sukno. Jak się nie uda, to po prostu pojedziemy i zamówimy trzydzieści metrów jakiegoś chodnika, ale to ostateczność. Ty popytaj o modeli. Na pewno są w Warszawie jakieś inne agencje. Do roboty, bo polegniemy na amen.
Nie traciła czasu. W sekretariacie Violetta niespiesznie pakowała do pudła swoje rzeczy. Spojrzała na Ulę z pogardą.
- I co zadowolona jesteś? Od początku chciałaś się mnie pozbyć.
- Gdybyś była solidnym pracownikiem i wykonywała polecenia, nie musiałabyś teraz odchodzić. Pretensje możesz mieć tylko do siebie. Nie wystarczy ładnie wyglądać i modnie się ubierać, trzeba mieć jeszcze coś w głowie, a ty masz w niej za dużo wolnej przestrzeni. A teraz nie przeszkadzaj mi, bo muszę odkręcić to, co zawaliłaś – usiadła za biurkiem i zajęła się wyszukiwaniem agencji modelek.
Ciężko było tak na ostatnią chwilę wynająć siedmiu modeli. Wydzwaniała ze dwie godziny, aż wreszcie dodzwoniła się do niewielkiej agencji, która z chęcią zgodziła się wynająć młodych mężczyzn do pozowania. Ula od razu przedstawiła warunki finansowe, które dla tej małej firmy okazały się zadowalające i zapewniła, że jeszcze dzisiaj modele dostaną umowy jak tylko zjawią się w F&D. Nawet nie zauważyła kiedy Violetta wyniosła się z biura. – I tak nie było z niej żadnego pożytku. Ma tupet. Jeszcze mnie obarcza winą za swoje nieróbstwo. Bezczelna.
- Marek, – weszła do gabinetu z uśmiechem na ustach – załatwiłam. Za godzinę będzie tu cała siódemka. Za chwilę zabieram się za pisanie dla nich umów i osobnej umowy dla agencji. A tobie jak poszło?
- Dobrze. Nadzwyczaj dobrze. Oświetleniowcy załatwieni. Dla nich też trzeba będzie sporządzić umowy, a sukno znalazłem w naszych magazynach. Nawet nie miałem pojęcia, że składujemy tam jakieś bele materiałów, których nie wykorzystano do szycia. Z głupia frant tam zadzwoniłem. To wprawdzie nie jest typowe sukno, ale jakiś grubszy zielony materiał. Z braku laku dobry kit jak to mówią. Chyba uratowaliśmy się. Violetta poszła?
- Poszła. Jest na mnie obrażona i obarcza mnie winą za to, że ją zwolniłeś. Pewnie jeszcze powinnam mieć wyrzuty sumienia. Skąd ty ją wytrzasnąłeś?
- To nie ja, to Paulina mi ją wcisnęła. Mówiłem ci. Miała mnie szpiegować, czy nie zadaję się z innymi kobietami. W sumie cieszę się, że się jej pozbyłem, bo była jak wrzód na tyłku – podszedł do biurka i odsunął szufladę. – Mam dla ciebie oficjalne zaproszenie na jutrzejszy pokaz. Będziesz mi towarzyszyć. Zawsze stoję w drzwiach i witam gości. Do tej pory robiłem to z Pauliną, ale mając tak urodziwą asystentkę byłbym głupi, żeby teraz witać ich samemu. Mam nadzieję, że się zgodzisz?
Zarumieniona tym niewątpliwym komplementem potaknęła głową.
- Oczywiście, że się zgadzam. Idę pisać te umowy, bo w końcu nie zdążę. Na razie.
Kiedy zniknęła za drzwiami uśmiechnął się sam do siebie. Zatrudnienie jej było genialnym posunięciem. Była niezwykle pracowita, rzetelna i bardzo kompetentna. W lot odgadywała jego intencje, uprzedzała jego działania. Zadziwiająca kobieta. Kobieta ideał. Kobieta, w której zakochał się bez pamięci. Zawsze cicha, spokojna panowała nad wszystkim. Chyba po raz pierwszy widział ją zdenerwowaną. Nie… Po raz drugi. Pierwszy raz, kiedy nakryli Paulinę i Piotra razem. Teraz Violetta doprowadziła ją do ostateczności. Ula była ostatnią osobą, która chciałaby komukolwiek zaszkodzić, ale wszystko ma swoje granice.
Jutro pokaz. Cieszył się, że będzie przy nim. Wprowadzała go w dobry nastrój, poprawiała samopoczucie. Przy niej czuł się o wiele pewniej. Była prawdziwą podporą. Sosnowski to jednak głupek do kwadratu. Miał taką wyjątkową kobietę i puścił się z Pauliną, która nie dorastała Uli do pięt. Marek niezmiennie pozostawał pod urokiem jej subtelnej urody i wspaniałego charakteru.
Pokaz zgromadził mnóstwo ludzi zarówno z branży jak i z prasy. Sporo przybyło też aktorów i celebrytów. Marek wraz z Ulą witali wszystkich serdecznie i zapraszali do zajęcia miejsc. Poznała rodziców Marka i przywitała Alexa Febo, brata Pauliny, którego poznała już wcześniej jak tylko zaczęła pracować. Fizycznie był podobny do Pauliny, ale Uli wydał się niezwykle powściągliwy i jakiś mroczny.
Po części oficjalnej, w której wystąpił Marek witając wszystkich gości i omawiając kolekcję nastąpiła część niejako artystyczna. Ula bardzo doceniła talent Pshemko, bo kreacje były wręcz unikatowe i na koniec nagrodzone gromkimi brawami. Mistrz puchł z dumy i nisko się kłaniał. W końcu na scenę wyszedł Marek i zaprosił wszystkich na bankiet do sali obok. On zanim tam trafił udzielił jeszcze kilku wywiadów cały czas mając Ulę u boku.
Podeszli do bufetu i nałożyli sobie trochę przekąsek na talerzyki. Oboje byli głodni. Marek wręczył Uli kieliszek szampana i wziąwszy też dla siebie omiótł wzrokiem salę. Wreszcie zauważył siedzących przy stoliku seniorów i wraz z Ulą pożeglował w ich stronę. Krzysztof Dobrzański podniósł się z krzesła i uścisnął ich oboje.
- Jestem z was taki dumny dzieci. Przepraszam Ula, że tak się zwracam, ale mogłabyś być naszą córką. Wiemy jak bardzo napracowałaś się przy tym pokazie. To właściwie twój chrzest bojowy i spisałaś się znakomicie. Ty też synu nie oszczędzałeś się i to widać. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Było naprawdę pięknie.
Marek uśmiechnął się szeroko. Już dawno nie słyszał od ojca takich pochwał.
- Dziękujemy tato. Bardzo nam zależało, żeby było idealnie i cieszę się, że tak to oceniacie. Sam jestem ciekawy czy przełoży się to na ilość kontraktów. Byłoby wspaniale, bo kolekcja naprawdę jest wyjątkowo udana i podobała się gościom – obejrzał się za siebie usłyszawszy pierwsze takty muzyki. Spojrzał na Ulę i wyciągnął do niej dłoń. – Zatańczysz? - Nie krygowała się. Podała mu swoją i ruszyli na parkiet. Marek tańczył świetnie. Nic nie musiała robić a jedynie poddać się rytmowi i ruchom Marka, który prowadził ją dookoła parkietu. Było jej dobrze, lekko i przyjemnie, bo miała wrażenie, że płynie i nie dotyka stopami podłogi. Potem zatańczyła jeszcze z Krzysztofem, który podobnie jak Marek tańczył z gracją i elegancją. Sebastian także poprosił ją o taniec, ale on z kolei prowadził bardzo topornie i ciężko.
Do domu wróciła nad ranem wynajętą przez Marka taksówką. Usadowiona obok niego na tylnym siedzeniu z przyjemnością przytulała się do jego boku. Teraz po tym SPA uważała go za swojego chłopaka i uznała, że na taką bliskość może sobie pozwolić. Ciepła dłoń Marka na jej ramieniu i to przytulenie były dla niej czymś naprawdę przyjemnym, miłym i dającym poczucie bezpieczeństwa.
Będąc już w łóżku i wspominając ten bankiet stwierdziła, że Marek jest rzeczywiście idealny pod każdym względem, a w tańcu szczególnie i to w jego ramionach czuła się najlepiej.
Przez pierwszy miesiąc nie mieli chwili oddechu. Ula bezustannie pisała nowe umowy dla starych i nowo pozyskanych kontrahentów, i wciąż towarzyszyła Markowi na spotkaniach z nimi. Najczęściej Marek umawiał się z tymi ludźmi w restauracjach, ale też chętnie zapraszał ich do siedziby F&D, żeby trochę zaoszczędzić nóg i czasu.
Na jednym z takich spotkań w Baccaro oboje natrafili na swoją przeszłość. Właśnie zamykali wszystkie ustalenia z nowym kooperantem, gdy dostrzegli wchodzącą do środka Paulinę i postępującego tuż za nią Piotra. Najwyraźniej się kłócili, a raczej to Paulina syczała przez zaciśnięte zęby a on próbował ją uspokoić. Kelner wskazał im stolik w rogu sali. Zajęli miejsca i czekając na zamówienie rozglądali się wokół. Bez problemu dostrzegli Ulę i Marka, którzy właśnie wstali żegnając się z nowym partnerem biznesowym.
- My też pójdziemy Ula. Nie chcę męczyć oczu ich widokiem.
- Dla mnie on też nie jest miły. Chodźmy.
Przeszli udając, że nie znają ludzi siedzących w kącie sali. Paulina prychnęła pogardliwie.
- Widziałeś co za chamstwo? Słoma z butów. Nie miałam pojęcia, że oni nadal utrzymują kontakt. Pewnie zaproponował jej pracę, bo wyglądało to na spotkanie biznesowe. Zresztą co mnie to obchodzi. Cieszę się, że nie muszę już oglądać tego plebejskiego gbura.
Sosnowski nie odzywał się w ogóle. Dobrze wiedział, że wystarczy jedno nieopatrzne słowo, żeby wzbudzić w Paulinie wściekłość. Nie chciał drażnić lwa.
- Chyba nie są jacyś szczególnie szczęśliwi – powiedział Marek otwierając Uli drzwi od samochodu. – Nie jest mi ich żal w ogóle. Od razu widać, że nie pasują do siebie i są wiecznie skonfliktowani. Zresztą Paulina nie byłaby sobą, gdyby przynajmniej raz dziennie nie wszczęła kłótni. To może stać się dla doktorka męczące. Ciekawe ile z nią wytrzyma. Założę się, że nie za długo.
- A ja się nie zakładam – Ula wsunęła się do środka i zapięła pasy. – To mnie już kompletnie nie interesuje i ciebie też nie powinno. Każdy się wyśpi jak sobie pościele. Możemy już jechać? Zmęczona jestem i głodna.
- Już kochanie. Już jedziemy.
ROZDZIAŁ 11
ostatni
Nadeszło lato i wreszcie mogli trochę odetchnąć. W sekretariacie naprzeciwko Uli królowała nowa sekretarka Beata. Kobieta koło czterdziestki, z doświadczeniem, niezwykle kompetentna i pracowita. Wreszcie skończyły się kłopoty i Uli i Marka. Teraz mogli sobie częściej pozwolić na wyjazdy w Polskę, żeby pozwiedzać różne ciekawe miejsca. Raz był to Sandomierz, raz Zamość, innym razem Zakopane. To ostatnie szczególnie zapadło w pamięć Uli i nie chodziło tu bynajmniej o zdobywanie tatrzańskich szczytów. Wzięli sobie tygodniowe urlopy. W planach mieli przejść doliny: Chochołowską, Kościeliską i Pięciu Stawów. Nie ryzykowali wejścia na Giewont, bo był sezon turystyczny i mnóstwo ludzi pchało się na szczyt. Oni nie byli aż tak ambitni i mieli raczej słabe doświadczenie we wspinaczkach górskich. Poszli jednak pieszo nad Morskie Oko, co było nie lada wyczynem i sprawdzianem ich wytrzymałości, bo musieli przejść jedenaście kilometrów. Po czterech naprawdę intensywnych dniach czuli ból wszystkich mięśni i wszechobecne zakwasy. W piątek podjechali na Gubałówkę i zostawiwszy samochód na parkingu poszli spacerkiem na szczyt. To już nie była ta sama Gubałówka co kiedyś. Teraz zawładnęły nią stragany z pamiątkami, z piwem i masą turystów. Dotarli do jednej z tutejszych knajpek i zamówiwszy po butelce coli rozsiedli się na tarasie widokowym skąd mieli wspaniałą panoramę na Tatry a przede wszystkim na Giewont.
Ula otworzyła laptop chcąc sprawdzić pocztę, ale nie znalazła w niej nic ważnego. Uśmiechnęła się do Marka i wystawiła do słońca twarz. Nie widziała jak wstał od stołu i zbliżył się do niej ściskając w dłoni jakieś małe pudełko. Uklęknął przed nią, cicho wymawiając jej imię. Otworzyła oczy i ze zdumieniem zobaczyła jak on klęczy z napięciem wpatrując się w jej oczy.
- Wiesz kochanie, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na ziemi. Jeszcze nigdy nikogo tak nie kochałem jak ciebie. Jeśli choć w małym stopniu odwzajemniasz tę miłość zostań moją żoną. Tylko przy tobie jestem szczęśliwym człowiekiem i tylko przy tobie chcę się zestarzeć.
Patrzył jak jej rozszerzone zdumieniem wielkie, błękitne oczy wypełniają się łzami.
- Wiem, że nigdy ode mnie tego nie usłyszałeś, ale bardzo cię kocham i zostanę twoją żoną, bo jesteś najlepszym człowiekiem pod słońcem.
Drżącymi palcami wyjął skromny pierścionek z brylantowym oczkiem i wsunął jej na palec. Wstał z kolan i przylgnął do jej ust. Za plecami usłyszeli gwizdy i oklaski. To klienci tej górskiej kawiarenki bili im brawo i głośno gratulowali. Ula zawstydziła się a na jej policzki wypełzła soczysta czerwień.
- Przepraszam cię kochanie. Nie chciałem mieć aż tylu świadków, ale powiedziałem sobie: dzisiaj albo nigdy. Nie chciałem już czekać.
- Nic nie szkodzi, chociaż jestem w lekkim szoku. Pierścionek jest piękny. Masz dobry gust – pochwaliła. – Lepiej chodźmy stąd. Nie chcę się już rumienić.
Przez kolejne dwa miesiące Marek dwoił się i troił. Po powrocie z Zakopanego zaczął załatwiać sprawy związane ze ślubem. Ula nie rozumiała tego pośpiechu. Wciąż wypominała mu, że jest w gorącej wodzie kąpany. Śmiał się tylko i mówił, że ma poważne plany związane z tym, co będzie po ślubie, ale na razie ma to być dla niej niespodzianka. Poza przymiarkami sukni ślubnej, którą szył dla niej Pshemko Marek nie pozwalał jej się w nic angażować. Sam załatwiał zaproszenia, obrączki, zespół muzyczny, catering i salę weselną. Trochę była zła, bo wprawdzie znała datę ślubu, ale nie miała pojęcia, gdzie miałby się odbyć, bo trzymał to w tajemnicy niemal do samego końca. Dwa dni przed ślubem przyjechał do Rysiowa i zamknąwszy się z nią w jej panieńskim pokoiku wyznał prawdę.
- Kochanie – ujął jej dłonie i przycisnął do ust – wiem, że długo trzymałem cię w niepewności, ale nadszedł czas, żebym co nieco wyjaśnił. Ślub odbędzie się tutaj w Rysiowie. Wiem, że pragnęłaś go wziąć w tutejszym kościółku. Świadkiem będzie Sebastian i moja kuzynka z Gdańska. Chciałem wziąć kogoś z twojej rodziny, ale twój tato powiedział, że nie macie żadnego kuzynostwa płci żeńskiej i nie miałem wyboru. Wesele odbędzie się w pałacyku w Otrębusach. Mają tam wspaniałą salę i znakomitą kuchnię. Dwa dni po weselu ruszamy w podróż poślubną. Obiecałem sobie, że kiedyś wrócę do Egiptu i jestem szczęśliwy, że z tobą. Tym razem obejrzymy piramidy i Sfinksa. Zwiedzimy Aleksandrię i Gizę. Zaliczymy Kair i to sławne muzeum egipskie. Z Kairu pojedziemy do Jordanii i zwiedzimy znaną Petrę, a stamtąd wrócimy do Polski. To bardzo intrygująca trasa pełna starożytnych zabytków, a sama Petra jest przepiękna. To było kiedyś kamienne miasto wyryte w skałach. One same wyglądają bardzo malowniczo. Przywiozłem foldery, żebyś mogła obejrzeć. To będzie fantastyczna wyprawa Ula. Ale to nie wszystko kochanie. Święta i nowy rok spędzimy w Japonii. To będzie taka wisienka na torcie. Już mamy wszystko załatwione. Wiem, że martwiłabyś się o tatę i dzieciaki jak sobie poradzą w ten świąteczny czas, ale bądź spokojna, bo spędzą go u moich rodziców. Już to z nimi ustaliłem.
Z niedowierzaniem wypisanym na twarzy patrzyła mu w oczy i zastanawiała się kiedy on zdążył to wszystko załatwić, przecież miał tak mało czasu.
- Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać – wyszeptała. – Jesteś taki zorganizowany i operatywny. Nie mogę uwierzyć, że zobaczymy te wszystkie piękne miejsca.
- Uwierz skarbie, bo to nie koniec. Każdego roku będę cię tak rozpieszczał, no chyba, że ci się znudzi, ale nie sądzę. Przecież jesteś taka jak ja. Kocham cię nad życie – przylgnął do jej ust. – Już nie mogę doczekać się soboty.
A jednak doczekali się i uroczyście przysięgali sobie miłość i wierność aż do śmierci. Wesele przerosło ich najśmielsze oczekiwania i gości chyba też. Były swojskie kiełbasy, pachnące boczki, soczyste szynki, faszerowane kaczki i gęsi a także pieczone na rożnie prosię. Ci o wykwintniejszych podniebieniach też nie byli rozczarowani, bo zaoferowano pysznego łososia udekorowanego kawiorem, owoce morza w egzotycznej oprawie i szlachetne mięsa. Nikt nie wyszedł z tego wesela głodny i spragniony. Państwo młodzi dzielnie wytrwali do bladego świtu, po czym udali się na spoczynek do apartamentu małżeńskiego. Marek nie byłby sobą, gdyby od razu rzucił się na łóżko i zasnął. Ledwo przekroczył próg pokoju wyszeptał Uli do ucha, że teraz niecnie ją wykorzysta. Tak naprawdę to po zaręczynach ich współżycie było bardzo intensywne, ale Dobrzańskiemu nigdy nie było dość, a każdy kawałek ciała Uli doprowadzał jego zmysły do obłędu.
Błyskawicznie odpiął zamek sukienki i ściągnął ją z niej. Potem przyszła kolej na bieliznę. Sam również nerwowo pozbywał się ubrania. Nagą ułożył na łóżku patrząc na nią pożądliwie.
- Boże jak ja cię kocham… - Wpił się zachłannie w jej usta błądząc jednocześnie dłońmi po jej ciele. Z każdym jego dotykiem wilgotniała coraz bardziej. Rozchylił jej nogi i spojrzał na jej lśniącą płeć. – Jesteś taka piękna… - wdarł się palcami w to najwrażliwsze miejsce kobiety. Jęknęła przeciągle jeszcze bardziej rozchylając nogi. Już nie czekał. Wszedł w nią mocno i głęboko. Podjął rytm. Najpierw spokojnie, bez pośpiechu rozpalał ją coraz bardziej. Przekręcił ją na bok układając się za jej plecami i nie przerywając penetracji. Jęczała cicho, bo ten ruch i jego dłoń wciąż drażniąca jej płeć pozbawiały ją zmysłów. Objął ją w pasie i zmusił, żeby uklękła. Trzymając jej biodra kierował nimi w przód i w tył coraz mocniej się w niej zagłębiając. Obrócił ją twarzą do siebie. Uklęknął sadzając ją na swoich kolanach. Wciąż poruszał się w niej bardzo dynamicznie. Pieścił ustami jej sterczące sutki, by wrócić ponownie do jej ust. Krzyknęła. Objął ją ściśle. Czuł, że dochodzi. Zaczęła dygotać i szybciej oddychać. W końcu wygięła ciało w łuk. Targnął nią jeden spazm i drugi, potem nastąpiły kolejne. On także wystrzelił i długo pulsował w niej uwalniając się od tego wielkiego napięcia. Z miłością spojrzał na jej zastygłą z rozkoszy twarz. Seks z nią był niezwykły a on po każdym zbliżeniu czuł się szczęśliwy i spełniony. Podniósł ją i przytulił do siebie. Delikatnie musnął jej usta. Dopiero teraz otworzyła oczy jakby wróciła z niebytu.
- To było niesamowite… i piękne… Kocham cię.
Podróż poślubna była spełnieniem ich marzeń. Oboje lubiący zwiedzać nieznane, byli całkowicie usatysfakcjonowani tą wycieczką. Egipt znali już trochę, ale zarówno piramidy jak i Sfinks zrobiły na nich ogromne wrażenie. A jednak to wycieczka do Jordanii okazała się znacznie ciekawsza. Oprócz Dużej Petry, w której kręcono jedną z części „Indiany Jones’a”, zwiedzili Małą Petrę. Największą atrakcją okazało się nocne wejście na Górę Synaj, na której witali wschód słońca, a także wspinaczka na Górę Nebo, z której szczytu według mitologii biblijnej Mojżesz ujrzał swoją ziemię obiecaną i umarł.
Przylecieli do kraju zadowoleni i szczęśliwi. Ciężko było im wrócić do rzeczywistości po tych wszystkich cudach, które obejrzeli. Tydzień po ich powrocie odbywał się pokaz kolekcji jesień-zima. Tym razem mimo ich nieobecności wszystko wyglądało na dopięte na ostatni guzik. Sebastian nie zawiódł a i ojciec dopilnował przygotowań.
Kiedy w grudniu wyjeżdżali do Japonii Ula była w trzecim miesiącu ciąży. Marek trochę się obawiał, ale lekarz uspokoił go, że ciąża rozwija się prawidłowo i lot w niczym jej nie zagraża. Tym razem to była spokojna podróż bez nadmiernego wysiłku i bez pokonywania dużej ilości kilometrów na piechotę. Wszędzie ich dowożono więc Ula nie narzekała. Kultura japońska, obyczaje, stroje i jedzenie po prostu ich urzekło. Smakowali potraw zupełnie nieznanych, ale niezwykle smacznych i pożywnych. To była kolejna podróż, która pozostawiła w nich niezatarte wrażenia.
Po powrocie zawitali któregoś dnia do seniorów. Mieli dla nich kilka pamiątek z tej niezwykłej podróży i mnóstwo zdjęć. Przy obiedzie Helena powiedziała im, że w czasie, kiedy oni zwiedzali Japonię zawitała do nich Paulina.
- Przyszła się pożegnać. Okazało się, że wyjeżdża na stałe do Mediolanu. Podobno ten Sosnowski dostał się na staż do Bostonu, a ona nie chciała z nim jechać choć miała taką możliwość. Wygląda jednak na to, że to zauroczenie nim już chyba minęło a ona pragnie nowych wrażeń. Życzyliśmy jej powodzenia bez zbytniej wylewności. Ona dobrze wie jak bardzo nas rozczarowała.
- I dobrze, – Marek objął Ulę ramieniem – niech dalej szuka swojego szczęścia, chociaż mocno wątpię, czy znajdzie się ktoś, kto z nią wytrzyma dłużej niż kilka miesięcy. Ja już znalazłem moje szczęście, – przytulił dłoń do Uli brzucha - a teraz niecierpliwie czekam na drugie.
K O N I E C
Comments