ROZDZIAŁ 2
Przeniosła się do Dorchester. Dzielnicę zamieszkiwało sporo Polonusów i może dlatego poczuła się tu jak w domu. Stąd miała też bliżej do pracy. Mieszkanko było mikroskopijne, ale wystarczające jak na jej potrzeby. Mało w nim przebywała i traktowała jak sypialnię. Jadała na mieście. Po pracy w banku wyprowadzała jeszcze psy wiekowym sąsiadom za symboliczną opłatą. Zabierała to psie towarzystwo do parku przeznaczonego specjalnie dla czworonogów. Tam mogła zebrać myśli i dotlenić umysł z dala od zgiełku miasta. Na szczęście przedłużono jej wizę jeszcze na dwa lata. Nie miała zamiaru zostawać w Stanach na stałe. Miała zamiar wrócić do swoich, bo tęsknota za nimi była niszcząca.
Ostatni raz omiotła wzrokiem mieszkanie po czym zamknęła drzwi i zapukała jeszcze do sąsiadki, żeby zostawić u niej klucz. Tak umówiła się z właścicielem budynku. Na dole czekała już na nią zamówiona taksówka. Kierowca pomógł jej z bagażem i bez zwłoki ruszył w stronę lotniska. Cieszyła się, że wraca. Trzy lata z dala od najbliższych, to dość czasu, żeby zwariować. Piotr zadecydował, że zostaje na stałe i będzie tu robił karierę. Jej zaproponowano pracę w Polsce. Kiedy dyrektor generalny banku Zack Robinson dowiedział się, że kończy się jej wiza i ma zamiar wracać, wezwał ją do siebie.
- Wie pani, że mamy placówki rozsiane po całym świecie, również w Polsce. W Warszawie przy Alejach Jerozolimskich mam wakat na stanowisku zastępcy dyrektora i chciałbym panią na nie powołać. Udowodniła pani, że analizy finansowe ma w małym palcu i znakomicie zna pani mechanizmy rządzące tą instytucją. Byłbym szczęśliwy, gdyby przyjęła pani ten awans.
Uśmiechnęła się szeroko do otyłego mężczyzny.
- Panie dyrektorze generalny, to dla mnie ogromny zaszczyt. Z radością przyjmuję ten awans i przysięgam, że nie zawiodę. Zanim jednak się tego podejmę, chciałabym spędzić trochę czasu z rodziną. Nie widziałam ich trzy lata…
- Ma pani dwa miesiące zaległego urlopu więc proszę je wykorzystać. Umawiamy się, że zacznie pani od pierwszego października. Proszę przed tą datą zgłosić się do dyrektora Rogosza wraz z dokumentami. My prześlemy również nasze i pani nominację. Bardzo się cieszę, że pani się zgodziła. Nie darowałbym sobie, gdybyśmy pozbyli się tak cennego pracownika. Życzę pani szczęśliwego lotu.
Zapięła klamrę pasa i rozsiadła się wygodnie w fotelu. Po chwili poczuła jak samolot kołuje i wzbija się w powietrze. Przymknęła oczy. - Nareszcie… - odetchnęła z ulgą.
W hali przylotów było ciemno od ludzi. Ala wraz z Józefem przecisnęła się bliżej barierek i wytężając słuch starała się usłyszeć zapowiedź przylotu samolotu z Bostonu.
- Jest Józiu, jest! Wylądował – ścisnęła ramię męża. Pobrali się prawie dwa lata temu i do dziś żałowali, że najstarsza latorośl Cieplaków nie mogła uczestniczyć w ich ślubie. Rozumieli jednak, że nie może się wyrwać i praca trzyma ją w Stanach. Ślub był bardzo skromny i gości niewielu. Nie wynajmowali żadnej sali, a kameralne przyjęcie zorganizowali w domu.
Znamienne było to, że w Urzędzie Stanu Cywilnego pojawił się Marek, jakby liczył na to, że spotka na ślubie Ulę. Rozczarowany wyszedł z budynku jeszcze przed zakończeniem ceremonii, a życzenia złożył Ali już w firmie. Milewska doskonale wiedziała, że szuka Uli od dłuższego już czasu i usiłuje nawiązać z nią kontakt. Początkowo wydzwaniał do niej i kiedy nie odbierała przyjechał nawet do Rysiowa, chociaż w tym czasie Ula odreagowywała swój stres na Mazurach. To rozpaczliwe poszukiwanie byłej asystentki Ala złożyła na karb kiepskiej sytuacji, w której znalazła się firma. Uznała, że Marek po prostu kolejny raz potrzebował pomocy swojej prawej ręki. Wprawdzie doskonale znała historię tej nieszczęśliwej miłości Uli do Marka, ale nie sądziła, żeby on kierował się podobnym uczuciem. Znała go niemal od dziecka. Wiedziała jakie życie prowadził wcześniej. Wprawdzie trochę spasował, kiedy umawiał się z Ulą na randki, ale jakby na to nie patrzeć w tym samym czasie był przecież zaręczony z Pauliną Febo i to było grubo nie w porządku, że mamił dziewczynę pustymi obietnicami.
W hali pojawili się pierwsi pasażerowie samolotu z Bostonu ciągnąc za sobą wypakowane walizy. Cieplakowie wyciągali szyje i stawali na palcach, żeby cokolwiek zobaczyć. Wreszcie dojrzeli ją jak ciągnęła dwie spore walizki a na plecach niosła dwudziestokilogramowy plecak. Podbiegli do niej z piskiem i zamknęli w ramionach. Wzruszony Józef ściskał swoją córkę i całował jej mokre policzki. Sam też się rozpłakał podobnie jak Ala.
- Tak bardzo tęskniliśmy córcia. Już nie mogliśmy się doczekać. Dzieciaki też cię wypatrują. Jak to dobrze, że do nas wróciłaś.
- Wróciłam tatusiu i już nigdzie się nie wybieram. Chodźmy już. Bardzo chcę uściskać Jaśka i Betti.
Ala rozlała do talerzy złocisty rosół i usiadła przy stole życząc wszystkim smacznego.
- To co teraz Ula? Masz jakieś plany? – zapytała.
Ula uśmiechnęła się tajemniczo.
- Mam dwa miesiące urlopu, który zamierzam wykorzystać co do dnia i nacieszyć się wami. Pierwszego października obejmuję stanowisko zastępcy dyrektora w Santander Banku tym przy Alejach Jerozolimskich. To jest jego polskie przedstawicielstwo a pracę zaproponował mi sam dyrektor generalny. Poza tym zamierzam poszukać jakiegoś mieszkania w Warszawie, żeby mieć bliżej do pracy, kupić jakiś niedrogi samochód, bo w Stanach zrobiłam prawo jazdy.
- A może mogłabyś zamieszkać w moim? To wprawdzie tylko pokój z kuchnią, ale jak na początek wystarczy. Nie sprzedawałam go, bo pomyślałam, że być może któremuś z was się przyda jak nie tobie to Jaśkowi. Opłacam je też regularnie, więc nie ma żadnych zadłużeń.
- To świetny pomysł! Nawet nie pomyślałabym… To mieszkanie jest niewielkie, ale bardzo ustawne. Pamiętam je doskonale. Bardzo ci dziękuję Aluś. Jeśli się zgodzisz, to chciałabym urządzić je po swojemu.
- Oczywiście, że się zgodzę. Większość mebli i tak przewieźliśmy tutaj. Zresztą bez remontu się nie obędzie.
- Wyremontuję je i pokryję koszty remontu domu. Najwyższy czas tato wymienić dach, wzmocnić stropy i odświeżyć pomieszczenia. Wszystkim się zajmę, ale teraz muszę się choć trochę przespać. W samolocie nie potrafiłam zasnąć, bo byłam zbyt podekscytowana.
Siedziały w ogrodzie delektując się mocną kawą i piękną pogodą. Józef wraz z Jaśkiem poszli zamówić ekipę dekarzy a mała Betti siedziała pod rozłożystą jabłonią rysując coś zawzięcie. Ala zmrużyła oczy przypatrując się Uli uważnie.
- Ani słowem nie wspomniałaś o Piotrze. Trochę jestem zdziwiona, bo nic też nie mówiłaś podczas naszych rozmów przez skypa. Co z nim? Skoro wróciłaś bez niego i zamierzasz zostać, to chyba nie układa wam się najlepiej?
Ula milczała przez dłuższą chwilę i wyglądała tak, jakby zbierała myśli i nie wiedziała, co ma Ali odpowiedzieć, albo od czego zacząć.
- Wyjazd do Bostonu okazał się jednym, wielkim rozczarowaniem. Nawet nie wiesz jak wiele razy żałowałam tej decyzji. Piotr roztaczał przede mną takie piękne perspektywy, że łatwo było mi w nie uwierzyć. Tymczasem okazało się, że wciąż mijaliśmy się i rzadko była okazja, żeby porozmawiać. On pracował a ja siedziałam jak pokutnica w czterech ścianach nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie jestem typem próżniaka i lenistwo nie sprawia mi frajdy. Lubię się czymś zająć, popracować, a tymczasem z każdym dniem narastała we mnie frustracja. Przez kilka tygodni poznawałam miasto i jednocześnie szukałam ofert pracy. Zupełnie przez przypadek weszłam do tego banku. Chciałam tylko zasięgnąć informacji, a okazało się, że szukają ludzi do działu analiz. Miałam naprawdę szczęście, że mnie przyjęli. Docenili moją pracę i szybko awansowali. Z Piotrem rozstałam się po dwóch miesiącach wspólnego mieszkania pod jednym dachem. Nic nas nie łączyło, choć on oczekiwał ode mnie więcej niż mogłam mu dać. Nie potrafiłam go pokochać i to głównie mi zarzucał.
Twierdził, że nadal kocham Marka, chociaż wyrządził mi tyle krzywdy – westchnęła ciężko. – Niestety miał rację… Marek okazał się draniem niewartym ani jednej mojej łzy a jednak nadal go kocham, choć wiem, że to beznadziejne. Myślałam, że tam w dalekiej Ameryce uda mi się zapomnieć, że znajdę jakąś równowagę, wyleczę się z tej głupiej miłości i przestanę o nim myśleć, ale okazało się to trudniejsze niż sądziłam. Póki co mam dość facetów i nowych znajomości. Nie mam na nie ochoty. W jakiś sposób Marek mnie okaleczył, bo jeśli nawet kogoś poznam, to wciąż porównuję do niego, a to nie jest dobre.
Ala popatrzyła na nią ze współczuciem. Traktowała Ulę jak swoje własne dziecko. Serce jej się kroiło, bo ta dobra, uczciwa, wspaniała dziewczyna nie zasłużyła na to wszystko, co ją spotkało. Czy to jej wina, że zakochała się w niewłaściwym facecie?
- Zmieniłaś się Ula – szepnęła. – Nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie. Byłaś takim brzydkim i nieporadnym kaczątkiem, a teraz prawdziwa piękność z ciebie. Smutek, który nosisz w sercu uszlachetnił twoje rysy. Jestem pewna, że jeszcze znajdziesz w życiu taką prawdziwą miłość. Marek narobił wiele złego, choć byłabym nieobiektywna, gdybym nie dostrzegała i dobrych rzeczy w jego działaniu zwłaszcza po twoim wyjeździe. Nie chcieliśmy ci tego mówić, ale on cię szukał. Kiedy wyjechałaś na Mazury przyjechał do Rysiowa i błagał o kontakt z tobą. Tata nic mu nie powiedział, bo był na niego zły. Mnie też wiele razy nękał w pracy i jak zrozumiał, że nic ze mnie nie wyciągnie, to w końcu odpuścił. Wtedy też zaczął się zmieniać. Przestał spędzać czas w klubach, odpuścił panienki. Z każdym dniem stawał się posępny i mroczny. Czasem odnosiłam wrażenie, że upodabnia się do Alexa. Trochę posiwiał, nie uśmiecha się już tak jak dawniej i najczęściej jeśli nie musi gdzieś wyjść, siedzi w swoim gabinecie i haruje jak wół. Niewiarygodne, prawda? Najważniejsze jednak jest to, że po twoim wyjeździe miał wielką awanturę z Pauliną. Zerwał zaręczyny i odwołał ślub…
- Odwołał ślub?! Jak to? Myślałam, że jest już szczęśliwym małżonkiem.
- Kłócili się tak głośno, że cała firma słyszała każde słowo. Wszyscy wylegli na korytarz i w milczeniu przysłuchiwali się tej drace. Powiedział jej, że żadnego ślubu nie będzie, że ma dość jej zazdrości i wiecznych podejrzeń. Prosto w twarz wywrzeszczał jej, że zmarnowała mu życie, że przez nią nie może być z kobietą, którą kocha i że doprowadziła do tego, że znienawidził ją i nie tknąłby już jej nawet kijem, bo budzi w nim wstręt i obrzydzenie. Strzeliła go wtedy w twarz. Widziałam to, bo stałam na korytarzu razem z Izą na wprost tej przeszklonej ściany. Zatoczył się jak pijany, a potem zamachnął się, odbił jej na policzku pięć palców i kazał się wynosić. Nigdy go takiego nie widziałam. Miał swoje wady, ale z całą pewnością nie odważyłby się uderzyć kobiety, bo wychowano go w poszanowaniu do płci pięknej. Skoro jej oddał, to tylko świadczy o tym, że cała ta awantura musiała doprowadzić go do ostateczności. Jego rodzice długo nie mogli mu tego wybaczyć. Przecież naciskali na ten ślub wmawiając mu, że Paulina jest jego drugą połówką. Walczył z nimi i nie dawał się ponownie zmanipulować. W końcu powiedział im, że jeśli pragną jego szczęścia, niech przestaną go nękać Pauliną, bo on jej nie kocha i jest zakochany w kimś innym. Do tej pory nie wiedzą o kogo chodzi. On nigdy im tego nie powiedział. Jeśli ktokolwiek wie, to tylko Sebastian, ale on nie puści pary z ust. Ja mogę się jedynie domyślać, że chodzi o ciebie. Wskazują na to wszystkie jego desperackie działania po twoim wyjeździe.
- Nie wierzę w to… - Ula przetarła nerwowo załzawione oczy. – Jeśli by mnie kochał, nie oszukiwałby mnie, nie wykorzystywał do własnych celów, nie wysługiwał się mną i nie uknułby tej podłej intrygi. Mogę go kochać do końca życia, ale nie będę z nim nigdy, bo takie świństwa trudno jest wybaczyć.
- Nieprawda Ula… Znacznie gorsze świństwa ludzie potrafią wybaczyć zwłaszcza wówczas, gdy człowiek, który je popełniał żałuje każdego dnia i każdego dnia zmienia się na lepsze, a Marek zmienił się na lepsze i wiele zrozumiał. Decyzja należy oczywiście do ciebie. Ja nie jestem zwolenniczką tego, byś to ty pierwsza wyciągnęła dłoń do zgody, ale czasem bywają sytuacje takie jak ta i jeśli nie chcesz cierpieć przez cale życie, musisz się przełamać. Powtarzam jednak, decyzja należy do ciebie.
Nie miała zamiaru nic z tym robić. Marek był jej pierwszą, wielką miłością, ale też ogromnym rozczarowaniem. Nikt w całym jej życiu tak mocno jej nie zawiódł i nikt nigdy tak bardzo jej nie zranił. Ona ma wyciągnąć rękę do zgody? Nigdy w życiu. Ala była mądrą kobietą, ale w tym wypadku zupełnie nie miała racji.
Commenti