ROZDZIAŁ 9
Zebranie z pracownikami było bardzo krótkie. Marek poinformował ich o aresztowaniu Alexa i o tym, że to on był przyczyną tak złej ostatnio kondycji finansowej firmy. Zapewnił, że wszystko jest już pod kontrolą i nie będzie żadnej redukcji etatów.
Krótko przed piętnastą zadzwonił jeszcze do znajomej pani redaktor i umówił się z nią na wywiad następnego dnia o dziesiątej.
Zanim jednak do wywiadu doszło, wychodząc rano z windy natknął się na Paulinę. Jej oczy ciskały gromy a zaciśnięte do granic możliwości zęby zmieniały usta w wąski pasek nadając jej twarzy nieco demoniczny wygląd. Nie przywitawszy się z nim złapała go za rękaw płaszcza i zaciągnęła jak worek do jego gabinetu zatrzaskując z hukiem drzwi. Wyrwał się jej i wrzasnął – Paulina do cholery, co ty wyprawiasz!? Odbiło ci?!
- A żebyś wiedział – odparła hardo. – Co ty sobie wyobrażasz?
Jak śmiałeś napuścić policję na Alexa! On wypruwał sobie żyły dla tej firmy, wciąż naprawiał twoje błędy, a ty mu się tak odwdzięczasz?
- Usiądź i przestań się wydzierać. Wiesz, że ja też tak potrafię. Jeśli chcesz usłyszeć jakiekolwiek wyjaśnienia to zamknij się i siedź spokojnie dopóki nie skończę.
Usiadła. Nadal nie przywykła do jego ciętych odpowiedzi. Przez wszystkie lata z nią spędzone zwykle był uległy i ugodowy podczas awantur, które wywoływała zarzucając mu ciągłe zdrady. Zmienił się. Nie był już obojętny na jej dosadny język i obrażanie go na każdym kroku. Potrafił się przed tym bronić zyskując często nad nią przewagę.
- Twój braciszek okazał się ostatnim draniem, łajdakiem, kłamcą, kombinatorem, zdrajcą i złodziejem. Mógłbym tak długo jeszcze wymieniać. Chcesz wiedzieć na ile orżnął firmę? Na pięć milionów złotych, które przywłaszczył sobie z firmowego konta i nie mów mi tylko, że jest niewinny, bo ja mam na to twarde dowody. Wbrew temu co o sobie sądził nie jest jednak ani tak inteligentny, ani tak sprytny. Nie wiem jakich metod użył, żeby przekonać cię do sprezentowania mu twoich udziałów. Założę się, że nawet nie musiał za długo prosić i zbytnio się wysilać. Pobiadolił trochę, że w rękach Dobrzańskich jest większość udziałów, a przez to on ma związane ręce i żadnego pola manewru, a ty bez zastanowienia oddałaś mu w prezencie swoje udziały. Może nawet zagroził, że wyjedzie do Mediolanu, bo w tej firmie nikt się z nim nie liczy. Dobrze wiedział, że nigdy się na to nie zgodzisz i zrobisz wszystko, żeby zatrzymać go w Polsce. Jeśli o niego chodzi jesteś naiwną, głupią gęsią zapatrzoną w niego jak w święty obraz. Wiesz po co były mu potrzebne te udziały? Miał zamiar czterdzieści dziewięć procent oddać braciom Scacci, do których najwyraźniej ma słabość, bo już drugi raz proponuje im coś takiego. Na skutek jego działań firma miała ogłosić bankructwo a my, żeby ją ratować mieliśmy pozbyć się naszych udziałów na rzecz Włochów. Taki był plan, ale na szczęście dzięki naszej czujności nie wypalił. Na wszystko mamy dowody. To jego koniec Paulina. Zasłużył na długie wczasy za kratkami i ja tego dopilnuję, żeby dostał wyrok najwyższy z możliwych. Nadal uważasz, że zamknęli go za niewinność? Jeśli tak, to zapraszam na proces. Na nim otworzą ci się oczy. Za chwilę zjawi się tu Rogalska, żeby przeprowadzić ze mną wywiad, a ja będę do bólu szczery i opowiem z detalami w jaki sposób twój święty braciszek, prawdziwe uosobienie niewinności chciał zniszczyć jedną z najlepszych firm na polskim rynku. Jeśli chcesz zachować twarz, to przestań się ośmieszać i gloryfikować go, bo nikt ci już nie uwierzy. A teraz wracaj do pracy, bo masz jej chyba całkiem sporo. Po pozbyciu się udziałów nie masz już w tej firmie nic do gadania. Nawet nie masz prawa uczestniczyć w posiedzeniach zarządu. Jesteś zwykłym pracownikiem jak dwustu innych zatrudnionych tutaj.
Paulinie zwiotczały szczęki. Siedziała z otwartymi ustami słuchając wywodów Marka. Nie mogła w to wszystko uwierzyć. Jej własny brat oszukał nie tylko Dobrzańskich, ale i ją. Szybko jej wściekłość przeniosła się z Marka na Alexa. Obiecała sobie, że nie odwiedzi go w więzieniu i już nigdy do niego się nie odezwie. W milczeniu podniosła się z fotela i ze spuszczoną głową wyszła z gabinetu.
Podjechał pod Baccaro i rozejrzał się wypatrując samochodu Uli, ale nie było jej jeszcze. Postanowił nie wchodzić tylko zaczekać na nią w aucie. Nie trwało to długo, bo kilka minut później parkowała obok niego. Pomógł jej wysiąść i zamknął ją w ramionach całując z uczuciem jej usta.
- Witaj kochanie – wyszeptał w nie. – Pięknie wyglądasz i na pewno jesteś głodna. Chodźmy, – podał jej ramię – stolik czeka. - Postanowiłem tym obiadem uczcić koniec Alexa w firmie dlatego zamówiłem nam coś wyjątkowego – powiedział do Uli, gdy już rozsiedli się przy stoliku. – Najpierw jednak szampan i toast na cześć szczęśliwego losu, który pozwolił nam się spotkać i wrócić do siebie. Wznoszę go też na cześć twojej mądrości, zjawiskowej urody i twojego szlachetnego charakteru. Jesteś wyjątkową kobietą Ula. Wiem, że się powtarzam, bo przecież powiedziałem ci to już kiedyś w twoim domu w Rysiowie.
- Naprawdę pamiętasz takie rzeczy? – zapytała zdziwiona. Doskonale wiedziała kiedy to było. Po raz pierwszy był wtedy w Rysiowie. Jedli truskawkowe lody z bitą śmietaną, a on wręczył jej czerwony pamiętnik, bo wiedział, że lubi zapisywać wydarzenia ze swojego życia.
- Pamiętam wszystko, co dotyczy ciebie – zapewnił. – Twoje zdrowie, – uniósł kieliszek – nasze zdrowie i na pohybel Alexowi.
Na stole pojawiła się zamówiona już wcześniej zupa kokosowa i dwa półmiski z porcjowanym homarem. Ula aż uśmiechnęła się na ten widok. Uwielbiała owoce morza.
- Zupa była genialna, ale homar przebił wszystko. Świetnie przyrządzony, przepyszny. Musisz kiedyś koniecznie spróbować mojej zupy rybnej. Nauczyłam się ją przyrządzać w Bostonie. Tam jest łatwy dostęp do najświeższych produktów. Ja zawsze kupowałam lucjana, dorsza, krewetki i mule lub przegrzebki. Wywar z tego wszystkiego jest bardzo esencjonalny i aromatyczny. Pycha. Tu też można to wszystko nabyć, ale jest znacznie droższe niż tam.
- Ja także nauczyłem się trochę gotować. Kiedy wyniosłem się od Pauliny zdarzało mi się to nawet dość często. Robię naprawdę niczego sobie spaghetti. Potrafię zrobić pizzę na cieniutkim spodzie i pyszną sałatkę z buraków. Kurczak też wychodzi mi niezły.
- Czegoś jednak nie rozumiem. Jak to wyniosłeś się od Pauliny? O ile pamiętam mieliście wspólny dom?
- Dom należał do mnie, ale w ramach rekompensaty przepisałem go na nią. Sam kupiłem duże mieszkanie na Siennej. Mieszkam na dwunastym piętrze i mam świetny widok z okien. Koniecznie musisz to zobaczyć. A ty mówiłaś, że mieszkasz w mieszkaniu Ali. Gdzie to?
- Na Szczęśliwickiej. Mieszkanko jest małe, zaledwie pokój z kuchnią i łazienką, ale dla singla zupełnie wystarczające. Bardzo dobrze mi się tam mieszka i mam całkiem blisko do pracy - zerknęła na zegarek. – Chyba będziemy się zbierać. Nie wiem, czy znajdziemy jakieś wolne miejsce na parkingu przy teatrze. Może być ciężko.
- W takim razie płacę i wychodzimy.
Ula miała rację. Przed teatrem stało już sporo samochodów i ciężko było się wcisnąć. Trochę krążyli w kółko, ale w końcu udało im się znaleźć miejsce nieco oddalone od gmachu teatru. Musieli podejść. Marek jak zwykle służył ramieniem a Ula skwapliwie wsunęła pod nie rękę.
Sztuka okazała się świetna. Przez cały czas jej trwania zaśmiewali się do rozpuku. Na scenie panowało kompletne zamieszanie a tempo akcji na najwyższych obrotach. Ula wyszła stamtąd z bólem brzucha i wciąż nie mogła przestać się śmiać.
Obsada była genialna. Sami dobrze znani aktorzy, którzy gwarantowali dobrą zabawę i podnosili jednocześnie jakość spektaklu. On sam trwał trzy godziny i kiedy Marek z Ulą wyszedł na zewnątrz było już kilka minut po dwudziestej drugiej.
- Strasznie późno…
- Wiem kochanie i trochę się martwię. Pojadę za tobą, żeby upewnić się, że szczęśliwie dotarłaś do domu.
- Nic mi się nie stanie – próbowała oponować. – Przecież nie pierwszy raz wracam o takiej porze.
- Mimo wszystko pojadę. Będę spokojniejszy.
Odholował ją pod sam dom. Wysiadł jeszcze, żeby się pożegnać. Nie obyło się bez przytulenia i gorących pocałunków. Tak właśnie je zapamiętała. Zawsze były namiętne i czułe. Tęskniła za nimi tak jak za jego ramionami, w które uwielbiała się wtulać.
- Dobranoc Marek. To była naprawdę udana randka. Dziękuję. Jedź ostrożnie.
Ich spotkania były coraz częstsze, dzięki czemu spędzali ze sobą przynajmniej trzy popołudnia w tygodniu i soboty. Niedziele należały do rodziny. Ula nie ukrywała przed ojcem, że znowu spotyka się z Markiem. Przekonała go, że Dobrzański jest już innym człowiekiem niż kiedyś. Mówiła, że nie byłaby w stanie pokochać równie mocno innego człowieka.
- Chyba oboje musieliśmy przejść przez to wszystko, żeby dorosnąć, dojrzeć i zrozumieć, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Kochamy się i chcemy ze sobą być.
- Jesteś tego pewna? Nie chciałbym, żeby on znowu stał się przyczyną twoich frustracji i smutku.
- Wierz mi tato, że jest od tego daleki. Teraz to stateczny, rozsądny człowiek. I on wiele przeszedł przez te lata. Sam mówił, że nie jest dumny z przeszłości. Wstydzi się za nią i niechętnie do niej wraca. Ma wielkie wyrzuty sumienia wobec mnie. Czuje się winny, że to przez niego poleciałam za ocean. Bardzo się stara wynagrodzić mi to wszystko a ja naprawdę to doceniam.
Którejś soboty został zaproszony na obiad do Cieplaków. Trochę obawiał się tej wizyty. Pamiętał wściekłość Józefa, gdy przyjechał do Rysiowa szukając Uli. Umówili się, że podjedzie na Szczęśliwicką i pojadą jednym samochodem.
Niepewnie przekraczał próg rysiowskiego domu a jednak przywitano go z wielką serdecznością. Od razu poczuł się lepiej. Po obiedzie cała rodzina siedziała przy stole w salonie racząc się pyszną kawą i pachnącym, puszystym sernikiem upieczonym przez Alę. W pewnym momencie Marek wstał i uśmiechnął się omiatając wzrokiem siedzących.
- Chciałem skorzystać z okazji, że jesteśmy tutaj wszyscy i prosić pana panie Józefie o rękę Uli. Bardzo ją kocham. W przeszłości popełniłem wiele błędów, skrzywdziłem ją tak bardzo, że musiała uciec ode mnie za ocean. Zmieniłem się. Szanuję ją i doceniam, że wybaczyła mi świństwa, których dopuściłem się wobec niej. Kocham ją nad życie i chcę z nią spędzić jego resztę. Ula - uklęknął przed nią – jesteś dla mnie wszystkim. Jeśli zgodzisz się przyjąć ten pierścionek, uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Zostaniesz moją żoną?
- Zostanę – wyszeptała drżącym głosem – przecież jesteś miłością mojego życia.
Wsunął jej siejący blaskiem pierścionek z małym diamentem i pocałował czule usta. Reszta rodziny obstąpiła ich gratulując zaręczyn. Józef miał podejrzanie szklące oczy a i Alicja ocierała z policzków łzy. Dzieciaki też były wzruszone. Ten dzień dla Marka był spełnieniem marzeń, dla Uli chyba też. Od teraz zaczną budować wspólną przyszłość bez oglądania się wstecz.
W następną sobotę Marek zapowiedział się u rodziców. Nadmienił im, że przyjedzie wraz z Ulą.
- Mamy wam do przekazania ważne nowiny. One dotyczą nas obojga, dlatego nie chce przyjeżdżać sam. Mam nadzieję mamo, że nie okażesz Uli niechęci.
- Marek, o co ty mnie posądzasz? Nie wyszło ci z Pauliną, ale przebolałam to i nie będę już do tego wracać. Było, minęło. Cieszę się, że twoje życie wychodzi na prostą. Czekamy na was.
Helena nie rozczarowała syna. Przyjęła Ulę z otwartymi ramionami prawiąc komplementy o jej wizerunkowej przemianie.
- Kiedy Marek pokazał mi twoje zdjęcie, nie uwierzyłam, że to ty. Jesteś taka piękna…
- Dziękuję… - odparła nieśmiało Ula.
Przy obiedzie Marek wyjawił im przyczynę tej wizyty. Opowiedział o zaręczynach.
- Już dość się naczekałem a czas nie jest łaskawy dla nikogo. Najwyższa pora założyć rodzinę i dać wam wnuki. Ze ślubem też nie będziemy zwlekać. Wszystko załatwię sam. Gości będzie niewielu i raczej nastawcie się na kameralny ślub. O dacie poinformujemy was wkrótce, bo tak naprawdę sami jeszcze jej nie ustaliliśmy.
コメント