ROZDZIAŁ 2
Pozornie relacje między dziewczynami wróciły do normy, choć Laura nie czuła się w takim układzie dobrze. Na pewno nie była mistrzynią udawania i najchętniej poprosiłaby Blankę, żeby wyrzuciła z siebie to, co ją męczy. Bo, że coś ją męczy było dla Laury oczywiste. Nie potrafiła tego określić. Blanka niby jak zwykle była roześmiana, wesoła, paplająca o byle czym i kpiąca z firmowych ploteczek a jednak coraz częściej Laura zauważała te momenty zawieszenia i niereagowania na bodźce zewnętrzne. Blanka po prostu wyłączała się uciekając we własny świat. - Jej oczy wyrażają tyle smutku… - myślała początkowo ze współczuciem Laura, ale z czasem zrozumiała, że to nie smutek, to ewidentny żal za czymś, czego nie jest w stanie już odzyskać. – Tak…, najwyraźniej sprawia wrażenie rozczarowanej, tylko czym? Życiem? – Te pytania wciąż pozostawały bez odpowiedzi, bo nigdy nie zdobyła się na tyle odwagi, żeby je zadać. Mimo wszystko ten stan, w który popadała Blanka, męczył ją. Zachodziła w głowę, co może go powodować. – A może Radek wcale nie jest taki, jak się wydaje? Może to jakiś psychopata czy sadysta i tłucze ją? – Na takie wymysły kręciła jednak z niedowierzaniem głową. – Nonsens. Nigdy nie podniósłby na nią ręki. Przecież widziałam z jaką miłością na nią patrzy, choć ona chyba jej nie odwzajemnia. Dziwne… Może rzeczywiście ona go nie kocha więc dlaczego przy nim tkwi? Przecież może odejść… Nie! To kompletne bzdury! Radek to fajny, wrażliwy, otwarty i szczery facet. Nigdy nic na siłę by nie zrobił i nic nie zrobiłby wbrew Blance. Dlaczego ona ukrywała przede mną, że jest mężatką? Po co robić z czegoś takiego tajemnicę? Czy ona wstydzi się za niego? Jeśli tak, to z jakiego powodu? Chyba nie z powodu wyglądu, bo facet jest przystojny i ma ładną twarz. Do tego dochodzi niesamowita błyskotliwość i inteligencja. Naprawdę pozazdrościć. W porównaniu z nim mój były był totalnym burakiem.
Takie myśli kołatały się w głowie Laury i męczyły ją. Zżymała się na to, bo wreszcie dojrzała do nowego początku, do zmian w swoim życiu na lepsze. Chciała wyjechać i odpocząć po tej toksycznej miłości, a tu zwala jej się na głowę taka Blanka, zupełnie nieświadoma tego, że Laura najzwyczajniej w świecie martwi się o nią.
Wydarzenia kolejnych tygodni jeszcze bardziej zamieszały Laurze w głowie. Jednego dnia w porze lunchu Blanka wyciągnęła Laurę do firmowego bufetu. Zamówiły herbatę i po kanapce z szynką. Usiadły przy niekrępującym stoliku i wtedy Blanka konspiracyjnym szeptem powiedziała przyjaciółce, że dostała trzy bilety na koncert Andre Rieu.
- Wiesz, kto to jest?
- To ten holenderski skrzypek… Słyszałam o nim. Podobno wirtuoz, a jego koncerty są wspaniałe.
- No właśnie! – Blanka chętnie ciągnęła temat. – Ja niespecjalnie przepadam za muzyką poważną, ale Radek ją uwielbia. Bilety są trzy a nas dwoje. Nie daj się prosić i chodź z nami.
- Blanka, te bilety na pewno są drogie, a mnie nie stać na takie rozrywki – Laura próbowała się wymigać. – Wiesz, że ciułam na wakacyjny wyjazd.
- Te bilety są zupełnie gratis i nic nie musisz płacić. To jak? Pójdziesz? Przyjedziemy po ciebie.
- No dobrze… Niech ci będzie. Znasz przynajmniej repertuar?
- Na pewno będzie Strauss, bo Rieu przyjeżdża z orkiestrą, którą sam założył właśnie pod taką nazwą: Orkiestra Johanna Straussa.
Koncert okazał się wspaniały i długo jeszcze brzmiał w głowie Laury. Po nim Radek zaprosił je do restauracji na ciepłą kolację. Przez cały czas jej trwania będąca pod urokiem wiedeńskich walców Laura nie mogła się nagadać z Radkiem, ewidentnym melomanem. Kochał nie tylko muzykę poważną, ale właściwie każdą, a w dodatku posiadał ogromną wiedzę na temat twórców i wykonawców. Laura była pod wrażeniem, bo od wiedeńskich utworów gładko przeszli do muzyki współczesnej, jazzu, rapu, rocka, a nawet fado. Oboje zgodzili się, że disco polo, to nie ich klimaty podobnie jak heavy metal.
Blanka wyraźnie odstawała i wyglądała, jak oderwana od rzeczywistości. Znowu uciekła myślami w swój własny świat. Siedziała w milczeniu nie włączając się do dyskusji i sprawiając wrażenie, że znalazła się przy tym stoliku zupełnie przypadkowo.
- Chyba będziemy się zbierać – Laura spojrzała na przyjaciółkę. – Blanka odpłynęła myślami gdzieś daleko.
- Obudź ją, – zachichotał Radek – a ja poproszę o rachunek.
Od tego momentu zmieniła się sytuacja, bo Blanka coraz częściej „przypadkiem” miała w posiadaniu bilety na różne imprezy, jak nie muzyczne, to przedstawienia teatralne. Sama jednak nie angażowała się w takie wyjścia tłumacząc, że ani teatr, ani hałaśliwe granie, to nie jej bajka. W dni wyjść najczęściej umówiona była z fryzjerem lub manicurzystką i nie mogła odwołać tych wizyt.
- Radek bardzo cię polubił i ceni sobie dyskusje z tobą. Twierdzi, że masz sporą wiedzę i dzięki temu ma z kim podyskutować.
Laurę trochę to dziwiło. – Woli pójść ze mną niż z własną żoną? A ty nie masz nic przeciwko temu? – pytała Blankę za każdym razem.
- Oczywiście, że nie. Wyświadczasz mi przysługę przecież. Dzięki temu Radek nie zamęcza mnie za każdym razem, kiedy chce wyjść ukulturalnić się trochę.
No i zaczęło się. Nie było miesiąca, w którym nie zaliczyliby co najmniej dwóch przedstawień, recitali, czy koncertów. Za każdym razem lądowali w tej przytulnej kafejce kończąc wieczór dobrą kawą lub winem. Wydawało się, że nadają na tej samej fali i dogadują się świetnie mając podobny gust muzyczny czy literacki. Dobrze czują się w swoim towarzystwie nie zaliczając przedłużających się momentów milczenia i niezręcznej ciszy.
Blanka najwyraźniej popierała ten układ. Żadnych wybuchów zazdrości, żadnych aluzji czy przytyków. Laurze wydawało się nawet, że w jakimś sensie rozkwitła i odżyła, a na jej twarzy nie malował się już wyraz głębokiego skupienia nad tym, co działo się w jej głowie i nawet w jej oczach migotały wesołe iskierki zamiast jakiegoś dziwnego żalu.
Laurę męczyło jeszcze jedno a mianowicie sprawa chorej nogi Radka. Na jednym z poteatralnych spotkań i po dużej porcji wina odważyła się go o to zapytać.
- Długo utykasz – wskazała na nogę Radka. – Ta kontuzja musiała być poważna, skoro wciąż ją odczuwasz.
Mężczyzna uśmiechnął się smutno.
- Ta kontuzja ma już z osiem lat i nie przejdzie nigdy.
- Jak to? – zdziwiła się.
- To skutek potwornego wypadku, któremu sam jestem winien. Gdyby nie moja młodzieńcza brawura, pewnie nigdy by do niego nie doszło. Gdybym też wówczas posłuchał mojej żony, uniknąłbym ogromnego cierpienia, ale cóż…, młodość musi się wyszumieć. Ona do dzisiejszego dnia nie potrafi mi tego wybaczyć i ma do mnie ogromny żal. Wstydzi się mnie, bo nie umie zaakceptować tej sytuacji i nie sądzę, żeby kiedykolwiek się na to zdobyła. Wszystko miało miejsce po powrocie z podróży poślubnej. Nawet nie zdążyliśmy się rozpakować, gdy zadzwonił kumpel informując mnie, że jest zjazd Harlejowców w Karpaczu i czy się na niego piszę. Nawet nie zapytałem Blanki o zdanie tylko natychmiast się zgodziłem. Od lat byłem fanem. Należałem do grupy takich samych szalonych pasjonatów, jak ja. Ten dzień zakończył się ogromną awanturą. Blanka nawet nie chciała o tym słyszeć. Wywlekała tysiące argumentów przeciw mojemu udziałowi w tej imprezie. Ja jednak wiedziałem swoje. Tłumaczyłem, że nie może mi zabronić czegoś, czym pasjonuję się od lat. Zaproponowałem, żeby jechała ze mną i doświadczyła wiatru we włosach i przyjemności z samej jazdy. Kazała mi się puknąć w głowę. Dwa dni później spakowany odpaliłem motor i ruszyłem na miejsce zbiórki. Na stole zostawiłem jej kartkę, w której napisałem, że bardzo ją kocham, że przepraszam, ale motor też jest moją miłością i czy wierzy w to, czy nie jestem w stanie to pogodzić. Wystarczy tylko trochę dobrej woli z jej strony.
Do Karpacza jechaliśmy w dwudziestu chłopa. Ja prowadziłem.
Z Warszawy do Karpacza droga daleka. Kiedy wjechaliśmy na obszary górskie, byłem już zmęczony. Przyspieszyłem trochę, a przynajmniej tak myślałem. Okazało się, że na liczniku miałem więcej niż sądziłem. Zaczął się teren obfitujący w serpentyny. W końcu byliśmy w górach. Na jednym z ostrzejszych zakrętów wyrzuciło mnie z drogi. Poszybowałem w dół ledwie dotykając kołami stromego zbocza. Ogromna siła wyrzuciła mnie z siedzenia. Zatrzymałem się na jakimś złamanym drzewie a jego wystający kikut wszedł w moją nogę, jak w masło. Straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem, zmierzchało. Z tyłu gdzieś nad głową słyszałem nerwowe pokrzykiwania i widziałem mnóstwo zapalonych latarek. Usiłowałem zejść z tego cholernego pniaka, ale nie mogłem ruszyć nogą. Była dosłownie do niego przygwożdżona. Niemal do świtu uwalniali mnie, ale tej gigantycznej drzazgi tkwiącej w moim udzie nie udało im się wyjąc, bo poszarpaliby mi nogę jeszcze bardziej. Tak trafiłem do szpitala. Ponoć operacja trwała dziesięć godzin. Za cholerę nie mogli usunąć tego drewna. Noga zaczęła czernieć i puchnąć. To nie wróżyło dobrze. Lekarze zadecydowali o amputacji.
Laura przełknęła nerwowo ślinę i wytrzeszczyła oczy.
- Amputacji…?
- Mam protezę i to na niej się poruszam. Nie jest idealna więc sprawiam wrażenie jakbym lekko utykał.
- Straszne… Jak Blanka to przyjęła?
- Pojawiła się dwa dni później. Była wstrząśnięta. Przepraszałem ją tysiące razy. Nie chciała mnie słuchać i wciąż robiła mi wyrzuty za to, że jej nie posłuchałem. Powiedziała mi w końcu, że zniszczyłem życie i sobie i jej. „Już nigdy nie będzie tak, jak przed wypadkiem - mówiła. - Nigdy ci tego nie wybaczę, rozumiesz? Nigdy”. Wówczas zrozumiałem, że ona kochała mnie za to, jak wyglądałem, za to, że świetnie się prezentowała u mojego boku i nagle to wszystko straciła. Moja żona okazała się bardzo powierzchowna i przez te osiem lat nic się pod tym względem nie zmieniło. Faktycznie nic już nie jest takie, jak dawniej. Próbowałem to zmienić wiele razy, ale ona pozostała nieugięta. Nie ma już tej bliskości, spontaniczności i lekkiego szaleństwa. Nie ma już miłości, a to bardzo boli i bardzo uwiera.
- Ja tego nie rozumiem… - Laura otarła łzy z policzków. – Jak mogła przestać cię kochać z powodu nogi? Przecież wciąż jesteś tym samym człowiekiem, którego poślubiła. To tak można odkochać się w jednym momencie i przekreślić to wszystko, co wcześniej was łączyło? To chyba przekracza granice mojego pojmowania. Gdyby nie to lekkie utykanie nawet bym się nie domyśliła, że nosisz protezę. W czym to niby ma przeszkadzać? Teraz produkują takie nowoczesne, w których możesz robić dosłownie wszystko. Kojarzysz Jaśka Melę? On nosi dwie protezy i dotarł do bieguna. Imponujące, prawda? Nie sądziłam, że Blanka jest tak beznadziejna. Nie jest ciebie warta… - zamilkła zdając sobie nagle sprawę, że przeholowała i nie powinna tak mówić o żonie Radka. – Przepraszam cię – wyszeptała. – Nie powinnam…
Nagle poczuła jego usta na swoich i poddała się temu pocałunkowi bez reszty.
Comments