PÓŹNE DOJRZEWANIE
ROZDZIAŁ 1
Wysiadła z autobusu i powlekła się noga za nogą w stronę domu. Już nawet nie pamiętała, który raz była na rozmowie o pracę. Zbywano ją słowami, że wkrótce ktoś się do niej odezwie. Nigdy nic takiego nie miało miejsca. Ta sytuacja z każdym dniem stawała się nie do zniesienia i zdawała się ją przerastać. Gdyby tylko chodziło o nią, to już dawno wyjechałaby z tego kraju szczególnie, że jej najlepszy przyjaciel Maciek potrafił roztoczyć przed nią wspaniałe perspektywy takiego wyjazdu. Niestety, chory na serce ojciec i dwójka młodszego rodzeństwa skutecznie wybijali jej takie pomysły z głowy. Nie mogła ich zostawić, bo to głównie na niej spoczywał ciężar zarządzania bardzo skromnymi pieniędzmi pochodzącymi z renty taty. Często brakowało do kolejnej, a ona starała się łatać te braki jakąś dorywczą pracą i nieważne, czy była to jakaś rzadko zdarzająca się fucha w banku, czy zwyczajne sprzątanie.
Od jakiegoś czasu nadeszły poważniejsze kłopoty. Ojciec od wielu lat chorujący na serce wylądował któryś już raz w szpitalu. To wtedy powiedziano jej, że bez by-passów długo nie pociągnie, bo serce jest coraz bardziej niewydolne. Ona bardzo zmartwiła się tymi wieściami, a jej ojciec wypisał się z prawdziwą beztroską na własne życzenie z tego szpitala. Opadły jej ręce, kiedy zobaczyła go na progu domu. Była na niego zła a nawet wściekła, że tak bagatelizuje sobie diagnozę i zalecenia lekarzy. On twierdził, że bez niego ona i jej rodzeństwo nie poradzą sobie i tyle.
- Jesteś nieodpowiedzialny - krzyczała. - A pomyślałeś jak poradzimy sobie, kiedy ciebie już nie będzie? Na razie robisz wszystko i dążysz usilnie do tego, żeby tak właśnie było. Miałeś szansę na zabieg, który być może uratowałby ci życie. Zmarnowałeś ją – rozpłakała się rozpaczliwie. – Ja nie mam już siły walczyć i nie mam pojęcia co dalej robić. Ty nie będziesz się czuł coraz lepiej i jestem pewna, że wkrótce znowu poczujesz się słabo. Który szpital cię przyjmie skoro z każdego wypisujesz się na własną odpowiedzialność? Jesteś dorosły a zachowujesz się jak dziecko. Mamy patrzeć na twoją powolną śmierć? O to ci chodzi?
- Przepraszam córcia, ja nie zdawałem sobie sprawy… Myślałem że…
- Nic już nie mów dobrze? Wypadłeś z listy na przeszczep by-passów, więc zacznij się szanować i dbać o siebie, bo nie stać nas, żeby zapłacić za zabieg prywatnie. Może to w końcu do ciebie dotrze.
Była tak bardzo rozżalona po tej rozmowie, że zamknięta u siebie w pokoju płakała do wieczora. Ojciec może i chciał dobrze, ale przez takie decyzje skutecznie wiązał jej ręce i podcinał skrzydła.
Poderwała głowę, bo usłyszała, że ktoś woła jej imię. Odwróciła się i zobaczyła zdążającego w jej stronę Maćka. Zasapany zrównał się z nią.
- Ula! Wołam cię odkąd zobaczyłem jak wysiadasz z autobusu. Idziesz taka zamyślona, że nic nie zauważasz – rzucił z pretensją.
- Przepraszam cię Maciuś. Ciągle myślę jak wybrnąć z tego naszego dramatu. Znowu dzisiaj odesłano mnie z kwitkiem. Nie wiem, co musiałabym zrobić, żeby zechcieli mi dać jakąkolwiek robotę. Zatańczyć na rurze? Jest już naprawdę niewiele miejsc, do których mogłabym pójść i zanieść CV. Byłam już niemal wszędzie. W dodatku tata czuje się gorzej. Więcej leży jak chodzi. Gdybym była brutalna powiedziałabym mu, że ma to na swoje własne życzenie, ale takim stwierdzeniem dobiłabym go jeszcze bardziej.
- Nie zazdroszczę ci. Gdybyśmy tylko mieli jakąś gotówkę, to wiesz, że nie zostawilibyśmy cię bez pomocy. Sam jestem zły na twojego ojca, bo zamknął sobie drogę do specjalistów a cały ciężar odpowiedzialności zrzucił na ciebie. Nie sądziłem, że tak beztrosko się zachowa. Myślałem, że jest poważnym człowiekiem. On teraz może tylko leżeć i czekać, aż ktoś mu pomoże lub zabierze go śmierć. Już dawno byłby po zabiegu. Szkoda, naprawdę szkoda…
- Jutro chcę pojechać do kliniki. Może uproszę profesora, żeby wciągnął go z powrotem na listę.
- Jak chcesz, to mogę cię jutro zawieźć. Mam wolne.
- To byłoby wspaniale Maciuś. Dziękuję. Jesteś dobrym przyjacielem.
Oboje siedzieli przy ogromnym biurku profesora Nowaka i słuchali jego słów z prawdziwą przykrością. To nie były dobre informacje szczególnie dla ojca Uli.
- Pani Urszulo, proszę mnie zrozumieć. Pani ojciec dobrowolnie wycofał się z grona oczekujących na przeszczep. Tutaj jest lista – podsunął jej sporej grubości brulion. - Proszę spojrzeć jak długa. Jeśli ma pani sumienie wykreślić kogoś z niej to proszę to zrobić, bo ja nie jestem w stanie. Ci wszyscy ludzie podobnie jak pani ojciec wymagają zabiegu, ale w przeciwieństwie do niego nie postępują lekkomyślnie i cierpliwie czekają na swoją kolej. Jedyne, co mógłbym poradzić, to przeprowadzenie zabiegu w prywatnej klinice. Jeśli mają państwo środki, to będzie najlepsze wyjście.
- A ile kosztuje taki zabieg?
- To koszt rzędu dziesięciu tysięcy.
Po usłyszeniu wysokości kwoty pokiwała tylko smętnie głową. Wiedziała, że nie podoła. Na oczy nigdy nie widziała takich pieniędzy. Wyszła z kliniki zrozpaczona i w milczeniu wsiadła do samochodu. Podczas drogi Maciek pocieszał ją jeszcze.
- Może nie wszystko stracone Ula. Słyszałem o fundacjach, które pomagają takim ludziom jak tata i finansują zabiegi. Powinnaś tam spróbować. Może akurat będziesz miała szczęście?
- Pomyślałam o Providencie. Tam dają takie szybkie pożyczki.
- Wybij to sobie z głowy! A wiesz jaki mają lichwiarski procent!? W życiu im się nie wypłacisz, bo to istna karuzela finansowa. Zapomnij i spróbuj w fundacjach. Dobrze ci radzę.
Przez kolejne kilka tygodni kursowała do Warszawy w tę i z powrotem. Wynotowawszy sobie wcześniej adresy fundacji systematycznie odwiedzała je rozmawiając z ich przedstawicielami. Im bardziej kurczyła się ich lista tym bardziej ona traciła nadzieję, że ktoś zechce pomóc jej w tej beznadziejnej sytuacji. Ojciec gasł w oczach. Nawet żeby przejść do toalety potrzebował silnego ramienia syna. Ona ledwie ogarniała dramatyzm całej sytuacji. Na jej prośby odpowiedź była jedna, że ojciec jest już w podeszłym wieku i nie rokuje powrotu do zdrowia. Na jej pytanie, czy to nie właśnie takim ludziom fundacja powinna dawać nadzieję, rozkładano ręce mówiąc, że owszem, ale głównie pomoc zostaje udzielana ludziom młodszym.
To była już ostatnia fundacja z jej listy. Wyszła z budynku całkowicie przybita i załamana, bo dla jej ojca nie było już ratunku. Przez ostatnie dni widziała jak powoli ucieka z niego życie. Nie skarżył się i ewidentnie żałował swoich wcześniejszych decyzji.
Nacisnęła na czoło beret i zamyślona ruszyła w stronę przystanku. Nagle poczuła wstrząs i ból przeszywający jej ciało. Upadła i przez chwilę nie mogła się ruszyć. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jaskrawe światła dwóch reflektorów przed sobą. Nagle zmaterializował się przed nią starszy mężczyzna. Był trochę spanikowany. Zobaczył, że jest przytomna i przykucnął przy niej.
- Jest pani cała? Może pani ruszać nogami i rękami? Boli panią coś? Wtargnęła mi pani wprost pod koła.
Poruszyła się wolno i uśmiechnęła blado.
- Chyba wszystko w porządku. Jestem tylko trochę poobijana.
- Ja zawiozę panią na pogotowie. Lepiej sprawdzić, czy rzeczywiście nic pani nie połamała.
- Nie, nie, to naprawdę nie jest potrzebne. Zaraz się pozbieram.
Mężczyzna pomógł jej wstać. Zauważyła porządne wgniecenie na nadkolu samochodowym. Rozpłakała się.
- Ja bardzo pana przepraszam. Naprawdę nie wiem jakim cudem weszłam na jezdnię. Nie mam pojęcia też jak zapłacę panu za tę szkodę – wskazała nadkole. – Wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie i jeszcze to do kompletu.
Płakała tak rozpaczliwie, że starszemu człowiekowi zrobiło się jej żal. Próbował ją uspokoić. W końcu zaproponował kawę w pobliskiej knajpce. Zgodziła się. Tam przy stoliku wreszcie przedstawił się jej.
- Nazywam się Krzysztof Dobrzański, a pani?
- Ula. Ula Cieplak – chlipnęła.
- Całe szczęście, że nie jechałem szybko, bo mogło się to skończyć znacznie gorzej. Musi pani bardziej uważać pani Urszulo.
- Zwykle jestem uważna, ale wydarzenia ostatnich dni nie pozwalają mi myśleć racjonalnie. Już naprawdę nie wiem, co mam robić – kolejny raz z jej oczu toczyły się potoki łez.
- Może ja będę mógł pani pomóc. Proszę mi opowiedzieć o swoim kłopocie.
Spokojny głos Dobrzańskiego, jego poczciwe i dobrotliwe spojrzenie wzbudziły w niej sympatię do tego człowieka i chęć wygadania się. Opowiedziała mu o swoich zmartwieniach, o tym, jak każdego dnia drży o tatę, jak bezskutecznie szukała pomocy i jak skończyło się to fiaskiem.
Krzysztof wysłuchał ją do końca i pogładził jej dłoń.
- Myślę, że będę mógł pani pomóc. Ja sam choruję bardzo poważnie na serce i stąd znam wielu specjalistów. Daję pani słowo, że jeśli poda mi pani numer telefonu odezwę się w ciągu najbliższych dwóch dni z informacją, co zdziałałem w sprawie pani ojca. Kosztami proszę się na razie nie przejmować. Najważniejsze, żeby ojciec otrzymał jak najszybciej fachową pomoc. A teraz proszę otrzeć łzy. Odwiozę panią do domu to porozmawiamy jeszcze po drodze. Głowa do góry.
Przed bramą pożegnała się z tym miłym starszym panem. Nie wiązała zbytnich nadziei z obietnicą, którą jej złożył. Uważała, że on usiłował ją w ten sposób pocieszyć i przede wszystkim uspokoić. Mimo to doceniała to co dla niej zrobił. Inny wezwałby policję i zażądał zapłaty odszkodowania, bo to ewidentnie była jej wina.
Pod prysznicem zauważyła kilka siniaków, głównie na biodrze i udzie. Nie przejęła się. Wiedziała, że szybko się znikną.
Dwa dni po wypadku, późnym popołudniem żegnała się z lekarką, którą wezwała na wizytę domową do taty. Ta zmodyfikowała nieco dawkowanie leków i podłączyła kroplówkę na wzmocnienie.
- Nie zaszkodzi, a być może sprawi, że tata poczuje się silniejszy.
Ledwie zamknęła za kobietą drzwi rozdzwoniła się jej komórka. Odebrała natychmiast widząc na wyświetlaczu nazwisko „Dobrzański”.
- Dzień dobry panie Krzysztofie…
- Dzień dobry pani Urszulo. Dzwonię zgodnie z obietnicą. Koniecznie muszę się z panią spotkać. Załatwiłem ojcu pobyt w prywatnej klinice na Płowieckiej, ale wcześniej trzeba im dowieźć dokumentację medyczną i umówić karetkę, która przewiezie tatę na tutejszy oddział diagnostyczny. Może pani podjechać jutro rano na ulicę Lwowską?
- Tak… Oczywiście…
- Jest tam budynek należący do firmy odzieżowej Febo&Dobrzański. Umówilibyśmy się przed wejściem. Wcześniej proszę mi dać sygnał na komórkę, że już pani jest. Jutro o dziesiątej nie będzie za wcześnie?
- Nie, na pewno zdążę i bardzo, bardzo panu dziękuję. Nie spodziewałam się… Jest pan bardzo słownym człowiekiem.
- Lubię dotrzymywać obietnic. Do zobaczenia w takim razie.
Z dobrymi wiadomościami powędrowała do pokoju ojca. Opowiedziała mu o Dobrzańskim i okolicznościach w jakich go poznała.
- Jutro zawiozę wszystkie twoje wyniki badań i załatwię karetkę. Najdalej pojutrze dokładnie cię zdiagnozują i zadecydują o zabiegu. Jeszcze nie wiem jak za niego zapłacę, ale coś wymyślę.
Po policzkach Cieplaka toczyły się ogromne łzy. Starła mu je delikatnie z twarzy.
- Nie płacz tatusiu. Jeszcze zatańczysz na moim weselu. Zobaczysz.
Budynek firmy znalazła bez trudu. Wysławszy sygnał na komórkę stanęła skromnie nieopodal szklanych drzwi czekając na Krzysztofa. Wcześniej jednak wyszło przez nie dwóch młodych mężczyzn. Jeden z nich wydał jej się nawet podobny do Dobrzańskiego, ale pomyślała, że to pewnie tylko zbieg okoliczności. Obaj mężczyźni nie zwracając na nią uwagi śmiali się hałaśliwie ustalając szczegóły jakiejś popołudniowej imprezy.
- Ja załatwiam panienki – deklarował pucołowaty blondyn.
- OK. Ja w takim razie zamówię catering i kupię alkohol. To będzie świetna impreza bracie. Już się na nią cieszę – przystojny brunet zatarł dłonie. – Jedziemy twoim czy moim? – Blondyn roześmiał się.
- Mam sentyment do twojego Lexusa. Uwielbiam to autko. Jedźmy już.
Obaj oddalili się w stronę parkingu, a Ula z uśmiechem powitała Krzysztofa. On zauważył tych dwóch i zmarszczył brwi. Byli już za daleko, by ich zatrzymywać. Podszedł do samochodu i otworzył drzwi od strony pasażera.
- Proszę pani Urszulo. Podjedziemy, bo to kawałek drogi. - Kiedy włączył się już do ruchu i obrał właściwy kierunek, powiedział. – To jedna z najlepszych klinik w Warszawie. Ja sam też jestem ich pacjentem. Można nawet powiedzieć, że jestem zaprzyjaźniony z połową lekarskiego personelu. Umówiłem nas ze świetnym kardiochirurgiem. Pokażemy mu dokumentację i zobaczymy, co powie. I jeszcze jedna rzecz. Jeśli zadecyduje o operacji ja pokryję jej koszty. Bardzo chcę pomóc, bo wiem jak choroby serca potrafią zniszczyć człowieka. Ojciec wymaga natychmiastowej pomocy, więc proszę nie mieć wyrzutów sumienia jeśli chodzi o koszty zabiegu. Jakoś się dogadamy, ale to później. Mam nadzieję, że powiadomi mnie pani o wyniku operacji? Tu jest moja wizytówka z adresem domowym i numerami telefonów – podał jej niewielki kartonik. – Liczę na to, że odwiedzi nas pani. Opowiadałem o pani żonie, która prowadzi fundację dla dzieci obarczonych chorobami onkologicznymi. Być może tam udałoby się panią zatrudnić jak już z tatą będzie lepiej.
Była oszołomiona tą ilością informacji, a najbardziej tym, że Krzysztof chce zapłacić za zabieg. Nie rozumiała, bo przecież była dla niego zupełnie obcą osobą. Wzruszona do łez pytała
- Dlaczego pan to robi panie Krzysztofie. W ogóle nas pan nie zna. Ja ze swojej strony przysięgam panu, że zwrócę te pieniądze co do grosza, choć pewnie nie od razu.
- Sądzę pani Urszulo, że jest pani wspaniałą osobą, dobrym człowiekiem, a przede wszystkim kochającą córką. Sam mam syna i dwójkę przybranych dzieci, ale myślę, że źle je wychowaliśmy. One nigdy nie poświęciłyby się dla nas tak jak pani poświęca się dla swojej rodziny. Są zbyt zmanierowane, zbyt roszczeniowe i wciąż uważają, że im wszystko się należy bez żadnego wysiłku z ich strony. Pani desperacja, żeby uratować ojca za wszelką cenę naprawdę mi zaimponowała. To właśnie takim ludziom należy pomagać ze wszystkich sił, bo zasługują na to. O, właśnie dojeżdżamy – Krzysztof wskazał palcem budynek. – To tutaj.
ROZDZIAŁ 2
Krzysztof zatrzymał samochód na niewielkim parkingu i wraz z Ulą udał się do wejścia. Był dobrze obeznany z rozkładem gabinetów więc bez błądzenia poprowadził Ulę to tego zajmowanego przez doktora Prostackiego. Po wzajemnej prezentacji lekarz przeszedł od razu do meritum przeglądając dokumentację medyczną Cieplaka.
- No cóż… Nie będę ukrywał, że to już chyba ostatni dzwonek. Wyniki badań nie są imponujące. Myślę, że najpierw trzeba będzie trochę go wzmocnić, żeby w ogóle był w stanie przetrzymać zabieg.
- On od jakiegoś czasu dostaje w domu kroplówki na wzmocnienie – powiedziała Ula – chociaż na razie nie czuje się silniejszy…
- Trzeba to zintensyfikować. Proszę przywieźć go tutaj jutro do południa. Tu wypisuję zlecenie na karetkę, które trzeba będzie oddać przy wejściu w rejestracji. Myślę, że zabieg będzie się mógł odbyć za kilka dni. Na pewno nie wcześniej niż w przyszłym tygodniu. Będzie dobrze – zakończył pokrzepiająco. – A ty Krzysztof jak się czujesz? Duszności przestały cię nękać?
- Wszystko w porządku. Daję radę. A wracając jeszcze do pana Cieplaka, to pamiętaj, żeby wszystkie rachunki wystawiać na mnie. Ja pokrywam koszty tego zabiegu – podniósł się z fotela i uścisnął lekarzowi dłoń. – Bardzo ci dziękujemy za wszystko. Pójdziemy załatwić tę karetkę.
Wracali. Przeszczęśliwa Ula co chwilę zerkała na Krzysztofa, by w końcu nieśmiało wykrztusić.
- Panie Krzysztofie, jeśli nie śpieszy się panu za bardzo do firmy, chciałabym zaprosić pana na filiżankę kawy i kawałek ciasta. Chciałabym też, żeby poznał pan mojego tatę. On wciąż nie może uwierzyć, że istnieją ludzie tacy jak pan, dobrzy i bezinteresowni. Zgodzi się pan? Bardzo mi na tym zależy. Bardzo zależy mi też na tym, żeby zwracał się pan do mnie po imieniu.
Krzysztof uśmiechnął się szeroko.
- Myślę, że firmie nic się nie stanie jak jeszcze przez godzinę będzie bez prezesa. Tatę bardzo chętnie poznam, a i mówienie tobie po imieniu przyjdzie mi z łatwością, bo mogłabyś być moją córką. Kawy napiję się z przyjemnością.
Uśmiechnęła się ukazując w pełnej krasie swój aparat ortodontyczny.
Cieplak był tak wzruszony, że na widok Krzysztofa popłakał się jak dziecko dziękując mu wiele razy za ten piękny gest, wielką hojność i bezinteresowność.
- My ludzie obciążeni sercowym problemem musimy się wspierać Józefie. To naprawdę nic wielkiego. Zrobiłem to z wielką przyjemnością, bo podziwiam twoją córkę za jej determinację i walkę o was wszystkich. Tacy ludzie to rzadkość. Ona ma wspaniały, szlachetny charakter i bardzo kocha ciebie i swoje rodzeństwo. Gdybyż jeszcze moje dzieci choć w połowie takie były, mógłbym umierać spokojny. Szykuj się więc na jutro, bo jutrzejszy dzień będzie pierwszym dniem twojego nowego życia.
Czekali na zamówioną karetkę. Maciek obiecał, że pojedzie wraz z Ulą za nią. Ona spakowała ojcu niezbędne rzeczy do szpitala instruując go jeszcze, gdzie co jest. Na izbie przyjęć poszło bardzo sprawnie i po pół godzinie Cieplak wylądował na oddziale. Przyszedł też doktor Prostacki i przywitał się z nimi.
- Dzisiaj będzie intensywny dzień, bo zrobimy komplet badań. Ich wyniki zadecydują o specyfikach jakie wdrożymy, żeby nieco pana wzmocnić. Myślę, że powinniście wrócić do domu – zwrócił się do Uli i Maćka. – Wymęczymy trochę tatę i pewnie nie będzie miał siły rozmawiać. Przyjedźcie za dwa dni. Może już wtedy będę miał dla was lepsze wiadomości. Dajcie nam czas i pozwólcie nam skupić się na leczeniu pacjenta.
- To oczywiste doktorze i na pewno nie będziemy przeszkadzać. Pożegnamy się tylko i już nas nie ma.
Po sześciu dniach Cieplaka wzmocniono na tyle, że można było przeprowadzić zabieg. Czekała wraz z Maćkiem na szpitalnym korytarzu wyłamując z nerwów palce. Wydawało jej się, że to trwa całą wieczność. Po pięciu długich godzinach wyjechało z sali operacyjnej łóżko wraz z nim. Był na wpół rozbudzony i chyba zdezorientowany. Doktor Prostacki zapewnił ją, że zabieg przebiegł wręcz podręcznikowo i nie było żadnych przykrych niespodzianek. Obiecał jej też, że jeśli wszystko będzie się dobrze goić, tuż po zabiegu wyśle ojca do sanatorium, żeby tam mógł już całkowicie podreperować zdrowie. Dziękowała mu ze łzami w oczach. Czuła niezmierną wdzięczność do niego, a przede wszystkim do Krzysztofa Dobrzańskiego. Gdyby nie on… Nawet bała się pomyśleć co mogło by być.
Czas płynął a Józef z każdym dniem czuł się lepiej. Ewidentnie odżywał. Trzy tygodnie po zabiegu Maciek zawiózł go na dalszą rehabilitację do Konstancina. W tym samym czasie Ula postanowiła odwiedzić Krzysztofa i opowiedzieć mu o wszystkim. Wcześniej jednak zadzwoniła do niego chcąc umówić się na sobotę. Nie chciała mu przeszkadzać w tygodniu, bo na pewno wracał zmęczony po pracy. Ucieszył go jej telefon. Zapewnił, że będą czekać wraz z żoną, bo bardzo są ciekawi wieści o Józefie.
W sobotnie popołudnie podjechała autobusem do Anina, gdzie mieszkali państwo Dobrzańscy. Ich dom zrobił na niej piorunujące wrażenie i nieco ją onieśmielił. Jednak już po chwili witała się z Krzysztofem i poznała Helenę Dobrzańską. Trochę zaniepokoił ją widok Krzysztofa. Nie wyglądał za zdrowo i był czerwony na twarzy.
- Panie Krzysztofie, dobrze się pan czuje?
- Złapałem jakąś infekcję moje dziecko, a jak już łapię coś takiego, to nie mogę pracować, bo przy takim sercu jak moje lekarze kategorycznie mi tego zabraniają. Posiedzę kilka dni w domu i na pewno mi przejdzie.
- A ja w związku z tym mam do ciebie Uleńko wielką prośbę – odezwała się Helena. – Wszystko zbiegło się w czasie bardzo nieszczęśliwie. Krzysztof chory, a ja mam zaplanowany wyjazd do Krakowa, do starszej siostry, która też niedomaga i potrzebuje pomocy. Jestem rozdarta, bo tu bym się przydała, a i tam mnie wyczekują. Od miesiąca nie ma też naszej gospodyni Zosi i nie będzie jej przez kolejny, bo też musiała wyjechać do rodziny. Jak pech to pech. Stąd moja prośba, czy zgodziłabyś się doglądać Krzysztofa? Ja wiem, że to może być dla ciebie dość trudne, bo nie mieszkasz blisko i jeszcze w domu masz obowiązki, ale już naprawdę nie mam pojęcia kogo mogłabym o to poprosić. Krzysztof musi jeść regularne posiłki i brać leki o określonych porach. Często o tym zapomina niestety. Na nasze dzieci nie możemy liczyć, co jest bardzo przykre. Oczywiście nie chcę żebyś robiła to za darmo.
Ula zrobiła się purpurowa i kategorycznie pokręciła głową.
- O nie pani Heleno. Ja bardzo chętnie będę przyjeżdżać, ale pieniędzy żadnych nie wezmę. Chociaż częściowo zrewanżuję się za waszą dobroć w stosunku do mojego taty. I tak życia mi braknie, żeby się wam odwdzięczyć. Nie ma w ogóle o czym mówić. Mój przyjaciel ze szkolnych lat, Maciek na pewno pomoże, bo jest mobilny i nie odmówi, kiedy poproszę go o podwózkę. Tatę też zawiózł do Konstancina. To od kiedy mam przyjeżdżać?
- Jeśli byś mogła, to od poniedziałku. Ja wyjeżdżam jutro po południu. Dam ci klucze, żebyś mogła swobodnie wchodzić. Zostawię też pieniądze na ewentualne zakupy. Spadłaś nam jak z nieba kochanie. Gdyby Krzysztof dostał gorączki lub w ogóle poczuł się gorzej to przy telefonie jest numer do lekarza domowego. Można do niego dzwonić o każdej porze dnia czy nocy. Najchętniej zatrzymałabym cię tu na okres mojej nieobecności, ale wiem, że masz też w domu obowiązki w stosunku do młodszego rodzeństwa.
- To prawda, ale prawdą jest też to, że oni są bardzo samodzielni. Mój brat jest już pełnoletni i potrafi zająć się młodszą siostrą. Nie będzie tak źle, chociaż wolałabym, żeby pan Krzysztof był zdrowy.
Zaczęły się dla niej intensywne dni. Krzysztof miał zwykłe przeziębienie, ale i ono było potencjalnym zagrożeniem dla jego serca. Dbała o niego. Gotowała mu lekkie posiłki, szykowała leki i pilnowała, żeby je zażył. Czasem dziwiła się, że żadne z jego dzieci nawet nie zadzwoni, żeby dowiedzieć się o stan jego zdrowia. Nie rozumiała tego. Ona zamartwiałaby się na śmierć. Zrobiło jej się żal obojga i Heleny i Krzysztofa. Byli wspaniałymi ludźmi. Jak ich własne dzieci mogły tego nie doceniać i mieć do nich taki lekceważący stosunek?
Na piątym piętrze biurowca należącego do Febo&Dobrzański w poniedziałkowy poranek rozsunęły się drzwi windy i wyślizgnęła się z jej wnętrza wysoka kobieta w ciemnych okularach. Stukając niebotycznymi obcasami podeszła do recepcji i wzięła stamtąd klucz do swojego gabinetu. Przejrzała jeszcze stosik poczty i odwróciła się słysząc swoje imię.
- Paulina, cześć. – Przystojny brunet wyszczerzył się do niej ukazując jeden z atutów swojej urody, dwa słodkie dołki w policzkach. – A co ty tam ukrywasz pod tymi szkłami? Zabalowałaś? Pokaż no się. – Zgrabnym ruchem ściągnął jej okulary z nosa. – No nieźle. Spałaś w ogóle dzisiaj? Chyba nie.
- Dogorywam – wyjęczała. – Bądź człowiekiem i przynieś mi ze dwie butelki mineralnej, bo chyba umrę. Jak masz tabletki od bólu głowy, to też.
- Tabletek nie mam, ale wiem kto ma. Alex. – Kolejny raz pokazał w pełnej krasie garnitur śnieżnobiałych zębów.
- Nie idę do niego. Jest wściekły, bo obudziłam go o drugiej nad ranem, żeby odebrał mnie z klubu. Powiedział, że robi to ostatni raz i nie będzie mnie niańczył. Powinien też się rozerwać od czasu do czasu, od razu inaczej by śpiewał. No dobra, to ja idę do siebie.
Do Marka dołączył Olszański.
- A co ona taka zblazowana?
- To efekt przyjacielu nieprzespanej nocy. My nie wyglądamy lepiej od niej jak zabalujemy, nie? A tak z innej beczki. Nie widziałeś przypadkiem mojego ojca? Będę musiał do niego pójść po podpis na zamówieniu.
- Niestety. Sam wiesz, że rzadko zagląda na piąte piętro.
Junior Dobrzański skończył pisać i wydrukował zamówienie na materiały do następnej kolekcji. Sczytał tekst jeszcze raz, spiął wszystkie kartki i ruszył do gabinetu ojca. W sekretariacie zastał jego sekretarkę.
- Dzień dobry pani Basiu, ojciec u siebie?
Kobieta spojrzała na niego dziwnie.
- Ojca nie ma już od tygodnia w pracy. Rozchorował się i jest na zwolnieniu.
Junior poczuł się nieswojo. Nie żeby miał jakieś wyrzuty sumienia, ale uznał, że to niezręczna sytuacja, gdy człowiek dowiaduje się od sekretarki, że rodzic od tygodnia jest na chorobowym.
- Przepraszam… Nie wiedziałem… A nie wie pani czy to coś poważnego?
- Niestety nie wiem. Najprościej zadzwonić lub pojechać, prawda?
- Tak, tak… Zaraz to zrobię.
Postanowił jednak pojechać. Podpis prezesa był niezbędny na zamówieniu i Krzysztof musiał to jak najprędzej parafować.
Wjechał na podjazd przed domem i wysiadł z samochodu. Już miał naciskać na dzwonek, gdy do jego uszu dobiegły głosy. Najwyraźniej ojciec urzędował na patio. Przeszedł na tyły budynku, a obrazek jaki zobaczył wbił go w ziemię. Ojciec na wpół leżał w ogrodowym fotelu a nad nim pochylała się jakaś dziewucha i chyba całowała go. Zawrzała w nim krew. A to podły drgań! Gdzie jest matka? Czy ona wie, że on zdradza ją pod samym jej nosem? I co to za pokraczne dziewuszysko? Myślał, że ojciec ma lepszy gust, a to jakieś takie jak wyciągnięte ze śmietnika, odziane w przechodzone łachy. Co tu jest grane? Wycofał się rakiem. Podpisanie zamówienia będzie musiało zaczekać. Nigdy nie podejrzewałby, że ojciec może zdradzać mamę, chociaż znany był z takich wyskoków w młodości. Od kiedy się ożenił z Heleną zawsze zapewniał, że jest jej wierny i że ją kocha, a tu proszę, taki numer.
Zawiedziony zapakował się w samochód i wrócił do firmy.
Tymczasem na patio Ula otuliła Krzysztofa ciepłym kocem. Było słonecznie, ale on był przeziębiony i nie chciała ryzykować pogorszenia jego stanu zdrowia. Na początku faktycznie wezwała lekarza, bo uznała, że powinien go przynajmniej osłuchać. Dobrzański miał katar i pokasływał trochę, ale lekarz uspokoił ich mówiąc, że osłuchowo wszystko w płucach w porządku. Zaordynował leki i kazał wypoczywać.
- Wygodnie panu, panie Krzysztofie? Zaraz podam świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy. Same witaminy i dobrze panu zrobią. Proszę bardzo – wielka szklanica pełna słonecznego soku wylądowała w dłoniach seniora.
- Rozpieszczasz mnie Uleńko – uśmiechnęła się.
- Trochę rozpieszczania nie zaszkodzi, a ja obiecałam pani Helenie, że zatroszczę się o pana.
Przycupnęła w fotelu obok podwijając nogi. Podziwiała ogród Dobrzańskich pełen różnokolorowych kwiatów i iglaków. Dobrzański przyglądał jej się z uśmiechem. Chociaż nie powalała urodą i ubierała się biednie, to zawojowała jego serce dobrocią, niezwykłą wrażliwością i wielką empatią. Podziwiał jak wielkim szacunkiem darzy starszych ludzi, jak wielką estymą ich otacza. Zazdrościł Józefowi takiej córki. Takie dziecko to prawdziwy skarb. On ma trójkę, a wygląda tak jakby nie miał żadnego, bo żadnego z tej trójki nic nie obchodzi los rodziców. Wciąż zajęci są wyłącznie sobą i własnymi wygodami. Są wyniośli i kpią z innych stojących niżej od nich na drabinie społecznej mając ich za wiecznych nieudaczników. Ciekawe jakby to wyglądało, gdyby sami musieli dorabiać się wszystkiego od podstaw? Może to właśnie sprawiłoby, że byliby inni? Żałował, że był dla nich wszystkich zbyt pobłażliwy. Wybaczał wybryki i głupie, czasem niebezpieczne zabawy. Za dobry był…, za dobry… Helena też rozpieszczała. Nie dała złego słowa powiedzieć i oto mają teraz jednego wyniosłego o hrabiowskich manierach samoluba, drugiego, wiecznego Piotrusia Pana i trzecią, rozwydrzoną i rozkapryszoną pannicę, która uważa, że świat wciąż jest jej coś winien.
- Rozmawialiśmy kiedyś Uleńko o pracy, a ja nic nie wiem o twoim wykształceniu. Opowiedz jakie szkoły kończyłaś.
- Skończyłam rysiowskie liceum ogólnokształcące, a potem ekonomię na SGH i drugi kierunek – Zarządzanie i Marketing. Nie miałam szczęścia w poszukiwaniu pracy, bo nawet te dwa kierunki studiów nie wystarczyły, żeby mnie gdzieś zatrudniono. – Krzysztof uśmiechnął się.
- I pomyśleć, że ja chciałem cię wcisnąć do fundacji mojej żony. Z takim wykształceniem przydasz mi się w firmie. Brakuje mi asystentki, a sekretarka, pani Basia jest już niemal w wieku emerytalnym i nie zawsze nadąża. Jak tylko wróci Helenka i jak będę już zdrowszy załatwimy to jak najprędzej. Koniecznie musisz zacząć pracować i zarabiać jakieś uczciwe pieniądze. Nie można wiecznie klepać biedy.
Miała łzy w oczach. Drżącym głosem dziękowała mu za tyle dobra, którego od niego doświadczyła. Przysięgała, że wypruje sobie żyły, byleby on nigdy nie pożałował, że jej zaufał i zatrudnił.
- Bez obawy drogie dziecko. Ja na pewno nigdy nie będę żałował. Poznałem cię już trochę i wiem jak bardzo jesteś uczciwa i solidna. Jak przykładasz się do pracy. Jestem przekonany, że sprawdzisz się na tym stanowisku znakomicie, a ja nie będę umiał przestać cię chwalić. Szkoda, że moje dzieci nie są chociaż w ułamku podobne do ciebie.
- Może muszą się najpierw wyszumieć? Ja nigdy nie odczuwałam takiej potrzeby, bo wciąż miałam jakieś obowiązki. Myślę jednak, że z biegiem czasu uspokoją się i wtedy kontakty z wami staną się częstsze i nie z musu, ale z miłości i troski do was.
- Chciałbym kiedyś tego dożyć. Bardzo chciałbym…
ROZDZIAŁ 3
Alexander Febo wszedł do bufetu i omiótł wzrokiem stoliki. Przy jednym z nich, wciśniętym w kąt siedziała jego siostra racząc się czarną jak smoła kawą i co chwilę pociągając mineralną ze szklaneczki obok. Zamówił i on kawę, i nie czekając na nią dosiadł się do stolika siostry.
- Marnie wyglądasz. Nie masz jeszcze dość tych całonocnych imprez?
- Daj spokój Alex. Sam powinieneś na takie chodzić. Poderwałbyś jakąś panienkę i zabawił się. Nie byłbyś przynajmniej taki spięty i sztywny.
- Kobiety to towar przereklamowany, a ja nie będę zabawiał się z jakimiś mocno przechodzonymi pannicami, które tylko czekają, żeby postawić im drinki. Ten towar zostawiam już mojemu niedoszłemu szwagrowi i temu głupkowi Olszańskiemu. Obaj przelecieli już niemal połowę żeńskiej populacji stolicy.
- Starzejesz się braciszku i gorzkniejesz. To źle wróży na dalsze lata.
Febo skrzywił się.
- Przynajmniej w przeciwieństwie do was zachowam zdrową wątrobę i nerki. Słyszałaś, że Krzysztof jest chory? Od ponad tygodnia nie przychodzi do pracy.
- Skąd wiesz?
- Marek coś mówił.
Paulina wzruszyła ramionami.
- Jest Zosia i Helena. Szybko postawią go na nogi. Chyba nie musimy ich odwiedzać? Ja mam inne sprawy na głowie niż wizyty u nich w domu.
- Ja też nie jadę. Nie mam czasu – Alex podniósł się z krzesła. – Idę popracować. Na razie.
- Dobrze, że cię widzę – Marek Dobrzański wygramolił się ze swojego autka i uścisnął dłoń przyjaciela. – Muszę się chyba wygadać, bo jest od wczoraj sprawa, która nie daje mi spokoju. Przejdźmy się – Dobrzański ruszył w kierunku otwartej bramy parku. Zaniepokojony Olszański podążył z nim.
- Co się dzieje?
- Wyobraź sobie, że ojciec ma kochankę – wyrzucił z siebie. Olszański najpierw wybałuszył oczy, by chwilę później parsknąć głośnym rechotem.
- Zwariowałeś stary? Każdy, ale nie on. On kocha twoją matkę i nie ogląda się za innymi kobietami.
- I tu się mylisz. Pojechałem do niego po ten podpis na zamówieniu, bo Basia powiedziała mi, że on od tygodnia przebywa na zwolnieniu. Nawet nie wszedłem do domu, bo usłyszałem rozmowę i doszedłem do wniosku, że dochodzi z patio. Tam siedział sobie mój kochany ojczulek a jakiś paszczak otulał go kocem i całował. Nie dziwiłbym się, gdyby to była jakaś super laska, ale to był prawdziwy potwór. Brzydka, w przechodzonych ciuchach z lumpeksu i wykoślawionych butach. Do dziś się otrząsam jak sobie przypomnę. Nie wiem tylko, gdzie jest matka i czy ona w ogóle o tym wie? Gdzie się podziewa Zosia, skoro obsługuje ojca to coś? Naprawdę to wygląda mocno podejrzanie. Może ojciec coś jej obiecał? Może udziały? W życiu nie dopuszczę do sytuacji, że ktoś miałby dostać coś co należy się wyłącznie mnie. Ta baba to potencjalne zagrożenie dla mnie i dla firmy.
- Sądząc z twojego opisu to ja ją chyba już widziałem – Olszański potarł czoło jakby to miało mu przyspieszyć pracę szarych komórek. – Tak, pamiętam. Pamiętam, że widziałem ją w samochodzie twojego ojca. Wyglądali tak jakby się pokłócili, bo on jej coś tłumaczył, albo ją uspokajał, a ona strasznie płakała. Poza tym nawet nie ma pewności, że to jest jego kochanka. Wiesz, że Krzysztof był niezłym babiarzem w młodości. Może to jakaś jego nieślubna córka nagle się ujawniła i rości sobie pretensje do majątku? Myślę stary, że powinieneś z nim pogadać na osobności i wyjaśnić to wszystko.
- Tak zrobię. Tak właśnie zrobię i to jeszcze dzisiaj.
- Dzisiaj? Przecież mamy zaproszenie na imprezę do Platinium. Chcesz przegapić balangę w najlepszym klubie stolicy?
- No dobra. Załatwię to jutro – powiedział Dobrzański pojednawczo.
Wbrew obietnicy danej samemu sobie junior nie pojawił się u rodziców ani następnego dnia, ani do końca tygodnia. Za to zdążyła wrócić w sobotnie popołudnie Helena. Z zadowoleniem odnotowała, że Krzysztof jest w znacznie lepszej kondycji niż wtedy, gdy wyjeżdżała. Dom jest zadbany, żaden doniczkowy kwiatek nie padł z braku wody, a kuchnia idealnie czysta. Ula przygotowała jeszcze dla nich wczesną kolację i pożegnała się obiecując Krzysztofowi, że w poniedziałek zjawi się w pracy punktualnie. Po jej wyjściu Krzysztof opowiedział Helenie jak bardzo Ula była troskliwa, jak dbała o niego i pilnowała podawania leków.
- To wspaniała kobieta i mimo, że niezbyt atrakcyjna, to ma dobrze poukładane w głowie. Okazało się, że skończyła dwa kierunki studiów w tym ekonomię. Zaproponowałem jej stanowisko mojej asystentki. Myślę, że sprawdzi się na nim znakomicie.
- A dzieci były? Odwiedziły cię chociaż? – Krzysztof pokręcił głową.
- Nie było żadnego z nich, choć przecież musieli wiedzieć, że choruję. To bardzo przygnębiające Helenko, że na stare lata wciąż musimy liczyć wyłącznie na siebie, bo od naszych dzieci nie doczekamy się pomocy.
W niedzielę przygotowywała się do swojej pierwszej pracy. Miała świadomość, że nie będzie wyglądała atrakcyjnie. Przetrząsnęła wszystkie ciuchy, ale większość z nich nadawała się wyłącznie na śmietnik. Nie miała pieniędzy, żeby zainwestować w coś nowego. Obiecała sobie, że jak tylko dostanie pierwszą wypłatę to na pewno kupi jakąś porządną sukienkę. Wygrzebana z kufra sukienka po mamie mogła jeszcze posłużyć i jej. Trzeba było ją tylko trochę skrócić. Nie namyślając się zrobiła to. Może nie będzie wyglądać tak tragicznie. Rano zaplotła włosy w warkocz i przejrzała się w lustrze. Biednie się prezentowała, ale na razie musiało to wystarczyć. Naszykowała dzieciakom śniadanie i ruszyła na przystanek.
Weszła do windy i nacisnęła przycisk z numerem trzecim. Tuż za nią weszło do środka dwóch mężczyzn. Rozpoznała ich. Widziała ich tego dnia, gdy jechała z Krzysztofem do kliniki. Brunet obrzucił ją zdziwionym i lekceważącym spojrzeniem od stóp do głów.
- Przepraszam, a pani do nas w jakiej sprawie? – Uśmiechnęła się świecąc aparatem ortodontycznym. Brunet skrzywił się lekko.
- Od dzisiaj zaczynam pracę w tej firmie – odpowiedziała uprzejmie.
- Tak? Jako kto?
- Jako asystentka prezesa.
Ta odpowiedź wywołała u mężczyzny ogromny szok i kiedy kobieta wysiadła na trzecim piętrze wykrztusił.
- Widziałeś ją Seba? To ten paszczak. Kochanka mojego ojca. To prawdziwa bezczelność zatrudniać ją w firmie, w dodatku robiąc z niej osobistą asystentkę. Nie składało się ostatnio, ale koniecznie muszę porozmawiać i z nim i z matką.
Oglądano się za nią i szeptano po kątach komentując jej wygląd. Jakoś dotarła do gabinetu prezesa i przywitała się z jego sekretarką. Ta wskazała jej drugie biurko, przy którym usiadła. Wkrótce zjawił się prezes. Poprosił ją do gabinetu i omówił zakres jej obowiązków. Potem wraz z nią udał się na piąte piętro do Olszańskiego prosząc go o napisanie umowy z kwotą pięciu tysięcy brutto.
- Zostaw dokumenty Ula, bo będą Sebastianowi potrzebne. To chyba wszystko. Przyniesiesz mi do podpisu tę umowę Sebastian.
Ten ostatni nie omieszkał podzielić się tymi rewelacjami z przyjacielem.
- Stary! Pięć tysięcy brutto?! – Marek był oburzony. - Czy ten ojciec oszalał? Ona powinna tu korytarze zamiatać, a nie być asystentką.
- I tu się mylisz przyjacielu. Przejrzałem jej dokumenty. Ona ma wyższe wykształcenie. Skończone dwa kierunki studiów i certyfikaty z biegłego posługiwania się trzema językami. Jest gruntownie wykształcona i twój ojciec doskonale wiedział co robi zatrudniając ją.
- To się jeszcze okaże – zaperzał się Marek. – Nie pozwolę, żeby to coś zajęło miejsce mojej matki u jego boku. Po moim martwym trupie.
Od tego czasu wziął sobie za punkt honoru, żeby upokarzać ją przy każdej nadarzającej się okazji. Szczuł na nią Paulinę i Alexa i o ile ten drugi miał to gdzieś, tak Paulina nie odmawiała sobie uszczypliwości wobec Uli. Naigrywała się z jej biednych ciuchów, z jej odrutowanej szczęki i wielkich, niemodnych, czerwonych okularów.
Sama Ula starała się schodzić im wszystkim z oczu, ale nie zawsze było to możliwe. Kilka razy Marek wzburzony wbiegał do sekretariatu prezesa i rzucał jej w twarz plikiem dokumentów zarzucając niekompetencje.
- Pani powinna wrócić do szkoły podstawowej skoro nie potrafi pani liczyć. Może zainwestuje pani w patyczki lub jakieś liczydełko, to z pewnością będzie bardzo przydatne.
Krzysztof za każdym razem jej bronił. Udowadniał Markowi, że to on się myli, a nie Ula, bo ta potrafi liczyć precyzyjnie. Im bardziej Marek starał się zdeprecjonować Ulę w oczach ojca tym bardziej senior jej bronił. To upewniało go tylko, że oni na sto procent są kochankami.
Ula, że miała spokojny charakter nigdy nie dawała się ponieść furii Marka. Było jej oczywiście przykro i nie rozumiała, dlaczego junior tak bardzo jej nienawidzi i tak bardzo jest na nią cięty. Zaciskała zęby i nie skarżyła się. Zależało jej na tej pracy, bo dzięki niej trochę odetchnęli finansowo. Teraz, gdy ojciec wrócił z sanatorium, potrzebował innych leków, żeby utrzymać dobry efekt operacji. Musiała mu to zapewnić.
Czasami wracając po takim ciężkim i upokarzającym dniu do Rysiowa dziwiła się, że z tak dobrego i porządnego domu, w którym pielęgnowano tradycje i zasady wyszły takie chamskie i bezczelne dzieci, które w niczym nie przypominały swoich rodziców.
Kolejny raz gościła w domu Dobrzańskich, ale tym razem nie była sama. Została zaproszona wraz z ojcem i swoim rodzeństwem na sobotni obiad. Józef z radością przyjął to zaproszenie. To była okazja, żeby kolejny raz podziękować obojgu Dobrzańskim za ich wielkie serce. Pogoda dopisała. Siedzieli na patio ciesząc się słońcem i własnym towarzystwem. Helena zabrała Ulę i Beatkę na spacer po ogrodzie. Mała biegła przodem zatrzymując się od czasu do czasu przy jakimś kwiatku i wąchając go.
- Wiesz Uleńko odwiedziłam ostatnio jeden z naszych butików. Chciałam sprawdzić, czy kolekcja wiosenno-letnia dobrze schodzi. Okazało się, że zostały jakieś niesprzedane egzemplarze, więc postanowiłam je zabrać do domu. Pomyślałam o tobie. Jesteś taka szczupła i myślę, że te sukienki będą pasowały idealnie. Bardzo bym chciała, żebyś je przymierzyła.
- Pani Heleno przecież pani wie, że nie stać mnie na suknie projektu Pshemko. To jest poza moim zasięgiem. One są bardzo piękne, ale nie stać mnie na nie.
- Jeśli ty ich nie weźmiesz, to trafią do magazynów i będą w nich zalegać przez kilka lat. I tak się nie sprzedadzą. Lepiej więc jak będzie je ktoś nosił, prawda? Nie opieraj się i chodź. Zrobię dzisiaj z ciebie prawdziwą piękność.
Siedziała przed lustrem w pokoju Heleny i poddawała się jej zabiegom. Helena nie miała zbyt dużych możliwości, ale udowodniła jej, że niepodkręcona grzywka wygląda znacznie lepiej. Włosy są za długie i trzeba je nieco podciąć i może ufarbować na jakiś bardziej intensywny kolor. Potem zaczęły mierzyć sukienki. Pasowały jak ulał. Zachwycona Helena spoglądała na nią i nie mogła uwierzyć, że wystarczyło tak niewiele, żeby zrobić z niej atrakcyjną kobietę.
- W poniedziałek wpadnę do firmy i porwę cię do fryzjera. Optyka też trzeba zaliczyć. Będziesz piękna kochanie. Zawsze byłaś piękna, tylko należało z ciebie to piękno wydobyć.
Faktycznie poniedziałkowe popołudnie należało do nich. Helena z prawdziwą przyjemnością obserwowała przemianę Uli. Zniknęły nijakie, długie włosy a pojawiły się pięknie przystrzyżone w miedzianym odcieniu. Finałem był zakup ładnych zgrabnych oprawek i szkieł kontaktowych.
– Teraz kochanie nikt nie będzie się z ciebie wyśmiewał. Raczej stanie na środku korytarza z otwartą buzią. Spójrz w lustro. Jesteś naprawdę piękną kobietą Ula. Piękną zewnętrznie i piękną wewnętrznie. Ta metamorfoza jest powalająca.
Kiedy we wtorkowy poranek weszła do firmy nie było osoby, która by się za nią nie obejrzała. Krzysztof na jej widok aż westchnął.
- Pięknie wyglądasz Ula, naprawdę pięknie.
To piękno uwiodło również Marka. Nie docenił go jednak tak jak powinien. Kolejny raz wezbrała w nim wściekłość na ojca, że tak dał się omamić, że w tajemnicy przed matką inwestuje w to bezguście ciężkie pieniądze. Ten wtorek okazał się być dniem brzemiennym w skutkach, bo Dobrzański junior nie mógł znieść widoku pięknej Uli i musiał się po prostu urżnąć. Nieźle wstawiony usadowił za kierownicą swojego trzeźwego przyjaciela. Kazał mu ustawić GPS na adres Rysiów osiem i ruszać. Po niespełna pół godzinie wygramolił się z auta i otworzył bramę z numerem ósmym. Bez pardonu zaczął walić pięściami w drzwi.
Przestraszyła się. Była w domu sama, bo ojciec wraz z dzieciakami pojechał do Warszawy. Wylękniona podeszła do drzwi i zapytała.
- Kto tam?
- Otwieraj ty suko, ty podła dziwko. Myślisz, że przez łóżko i sypianie z moim ojcem dorwiesz się do pieniędzy, które należą się mnie? Po moim trupie!
Odsunęła się od drzwi. Rozpoznała głos Marka. Nie rozumiała dlaczego zarzuca jej, że jest kochanką jego ojca. Przecież to szaleństwo. Jak mógł nawet tak pomyśleć?
- Proszę odejść od drzwi i przestać w nie walić. Nie jestem głucha. Nie jestem też kochanką pana ojca. Nic nas ze sobą nie łączy.
- To się jeszcze okaże wywłoko. Nie zamierzam tego dłużej ukrywać. Jeszcze dziś powiadomię o tym moją matkę. Niech wie, że ojczulek nie jest taki święty za jakiego chce uchodzić.
Kiedy wreszcie zmęczony waleniem w drzwi wrócił do samochodu, odetchnęła. Jak on mógł w ogóle pomyśleć, że ona i senior…? A jeżeli wszyscy w firmie tak o niej myślą? Co za wstyd, co za upokorzenie… Jak ona ma się jutro pokazać w pracy?
Postanowiła, że jednak do niej pójdzie, ale już nigdy, przenigdy nie odezwie się do juniora. Jeśli już, to wyłącznie w sprawach służbowych.
ROZDZIAŁ 4
Działał jak w amoku. Z Rysiowa kazał się wieźć Sebie do Anina. Jak już miał wyjaśnić tę sprawę, to do końca. Wparował do domu jak oparzony i ruszył wprost do salonu. Zastał tam ich oboje. Stanął na środku, ujął się pod boki i patrząc Krzysztofowi prosto w oczy wysyczał.
- Zdrajca. Zdrajca i łajdak… Masz świadomość mamo, że on od dłuższego czasu zdradza cię z tym paszczakiem o nazwisku Cieplak? Byłem tu kiedyś i widziałem jak pochyla się nad nim i go całuje. To było na tarasie.
- Całuje? – Krzysztof podszedł bliżej i stanął naprzeciw syna. – Jesteś tego pewien? Widziałeś dokładnie?
Tym pytaniem i spokojem z jakim je zadał, zbił Marka nieco z pantałyku. Junior poczochrał się po potylicy.
- Na pewno poprawiała ci koc.
- No właśnie. To chyba jednak różnica, prawda? Byłem wtedy chory. Mama wyjechała do Krakowa do ciotki, prosząc Ulę, żeby zajęła się mną. Ona dbała o mnie przez cały okres choroby, karmiła i podawała leki, bo moje własne dzieci miały to gdzieś i nawet przez myśl żadnemu nie przeszło, żeby tu zajrzeć, bo nie ma mnie w pracy. Czego ty się boisz, co? Boisz się, że fortuna, która ma przypaść tobie w spadku, przypadnie Uli? Muszę ci powiedzieć, że przeszła mi przez głowę taka myśl. Zarówno ja jak i mama traktujemy ją jak córkę, bo jest uprzejma, miła, łagodna i uczciwa do szpiku kości. Nigdy nie poznałem osoby, która miałaby więcej empatii niż ona. Za co my mamy być wam wdzięczni? Czy wy się o nas troszczycie, czy się martwicie? Czy kiedykolwiek któreś z was zainteresowało się naszym samopoczuciem? Od obcej osoby dostaliśmy więcej wsparcia niż od was. To przede wszystkim nasza wina, że tak was źle wychowaliśmy. Nie byliśmy dość wymagający i konsekwentni i teraz mści się to na nas w okrutny sposób, bo wyrośliście na wielkich egoistów z przerośniętym ego. Ludzi, którzy uważają się za coś lepszego od innych. Aż mnie mdli jak sobie pomyślę. Powinniśmy wydziedziczyć was wszystkich. Trzeba mieć naprawdę wielki tupet, żeby przyjść tutaj, w dodatku nietrzeźwy i wygadywać te wszystkie bzdury, które uroiłeś sobie w głowie. A teraz zejdź mi z oczu. Nie dość, że obraziłeś mnie, to obraziłeś niewinną osobę odsądzając ją od czci i wiary. Jesteś podłym człowiekiem synu.
Wyszedł od nich bez słowa. Po raz pierwszy w życiu było mu po prostu głupio i wstyd. Wytrzeźwiał w momencie. Zrozumiał, że swoimi oskarżeniami zranił dwie osoby. Ojciec miał rację. Nie był dobrym synem. Zamiast bywać u nich częściej wolał hulanki w klubie i upojne noce z panienkami. Był kretynem. Koniecznie musi przeprosić Ulę. Ależ był chamski. Tyle obelg usłyszała od niego w dodatku zupełnie niezasłużonych. Jak on jej spojrzy w oczy? Miał nadzieję, że ona pozwoli mu wszystko wyjaśnić i będzie na tyle wyrozumiała, że mu wybaczy. A jeśli nie…?
Następnego dnia mocno skacowany wywnętrzał się w swoim gabinecie Olszańskiemu.
- Jestem kretynem.
- No nie da się ukryć. Wczoraj zachowywałeś się jak wariat. Co cię napadło? Mówiłem ci, że twój ojciec jest ostatnim facetem, który mógłby zdradzić twoją matkę i w dodatku z dziewczyną, która mogłaby być jego córką.
Marek pokiwał smętnie głową.
- Nawet nie wiesz jak blisko jesteś prawdy. Ona nie jest jego córką, ale wczoraj powiedział mi, że chętnie by ją zaadoptował, bo więcej doznali od niej dobrego niż od nas, własnych dzieci. I wiesz co? On ma cholerną rację. Nie jesteśmy dobrymi dziećmi. Żadne z nas nie jest. Jeździmy tam tylko w święta i na imieniny. Przecież nie mieszkają na końcu świata. Ojciec mi to dobitnie uświadomił. Oni dali nam wszystko, a my w zamian nie zrewanżowaliśmy się kompletnie niczym. I jeszcze ta Ula. Nawet nie wiesz, jak bardzo ją obraziłem, jak bardzo jej naubliżałem.
- No to akurat wiem, bo darłeś się pod jej drzwiami jak opętany. Wszystko słyszałem.
- Koniecznie muszę ją przeprosić, chociaż wiem, że będzie to trudne. Pójdę tam najlepiej zaraz. Co ma być to będzie.
Nie zawracał sobie głowy czekaniem na windę. Zbiegł schodami na trzecie piętro i wszedł do sekretariatu ojca. Siedząca za biurkiem Basia obrzuciła go obojętnym spojrzeniem.
- Ojca nie ma. Pojechał na badania kontrolne do kliniki. – Marek uśmiechnął się z przymusem.
- Ja tym razem nie do niego, ale do Uli… Jest?
- Jej też nie ma. Dzwoniła, że jest chora i jej przyjaciel dowiezie dzisiaj zwolnienie lekarskie.
Wracał do siebie pełen wyrzutów sumienia. Chyba po raz pierwszy w życiu je miał. Czyżby to przez niego się rozchorowała? A ojciec? Może po tym wieczornym najeździe poczuł się gorzej? - Jesteś prawdziwym dupkiem Dobrzański.
Usiadł za biurkiem i wybrał numer do matki, ale i ona nie odbierała. Nagle poczuł się kompletnie bezradny. – Jak ja mam to odkręcić? Jak przepraszać?
O siedemnastej wyszedł z firmy. Miał spotkać się z Sebastianem w klubie „69”, ale zamiast tego obrał kierunek na Rysiów. Wziął sobie za punkt honoru przeproszenie panny Cieplak. Po drodze podjechał jeszcze pod kwiaciarnię i kupił bukiet herbacianych róż. Z duszą na ramieniu zadzwonił do drzwi domu z numerem ósmym. Po chwili otworzyły się i ujrzał w nich chłopaka mogącego mieć siedemnaście lub osiemnaście lat. Przedstawił się. Chłopak zdziwił się trochę, bo pan Dobrzański, którego on znał, był starszym człowiekiem.
- To mój ojciec, – wyjaśnił Marek – ale to nie z jego polecenia tutaj jestem. Stało się coś niedobrego i koniecznie muszę porozmawiać z twoją siostrą.
- Siostra od wczoraj jest chora. Ma wysoką gorączkę i nie wstaje z łóżka. Mocno kaszle i nie może mówić. Proszę zaczekać, ja zapytam, czy będzie w stanie rozmawiać.
Zostawił Marka w przedpokoju a sam udał się do pokoju siostry. Spała. Policzki miała czerwone od gorączki i oddychała ciężko.
- Ula…, Ula, ocknij się. Przyszedł pan Marek Dobrzański i chce z tobą porozmawiać. Mówi, że to ważne.
- Marek… Dobrzański…? Ja nie chcę z nim rozmawiać. Nie chcę go widzieć. Powiedz mu, że ja nie mam mu nic do powiedzenia. Pozbądź się go.
Jasiek wrócił do przedpokoju i przekazał mu słowa Uli.
- Niech pan nie nalega. Ona jest bardzo słaba i nie ma siły na wizyty.
Markowi zrobiło się przykro. Podał bukiet Jaśkowi.
- Proszę jej to przekazać i powiedzieć, że jest mi wstyd i że bardzo ją przepraszam za każde słowo, które padło wczoraj z moich ust. Ona będzie wiedziała o co chodzi. Dziękuję i do widzenia.
Młody Cieplak zamknął drzwi za Dobrzańskim i ponownie wszedł do pokoju siostry.
- To są kwiaty od niego. Powiedział, że bardzo cię przeprasza za wczoraj. Podobno wiesz o co chodzi.
- Wiem – wychrypiała – i dlatego teraz weźmiesz ten bukiet i wyrzucisz do kosza. Ja nic od niego nie chcę. Tata już wrócił?
- Jeszcze nie, ale pewnie niedługo przyjdzie. To idę. Zrobię ci herbaty z cytryną.
Zanim ruszył spod domu Cieplaków zadzwonił kolejny raz do matki. Odetchnął gdy usłyszał jej głos.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie mamo. Nie tym razem. Wydzwaniam od rana, bo Basia powiedziała mi, że ojciec wylądował na jakichś badaniach. Wszystko z nim w porządku?
Zdziwiła się, że o to pyta. Do tej pory nie obchodziło go, czy Krzysztof czuje się dobrze, czy źle. Nie obchodziło to żadnego z ich dzieci.
- Skąd u ciebie ten nagły przypływ synowskiej troski? – Spytała ironicznie.
- Nie drwij mamo, bardzo cię proszę. Zrozumiałem pewne rzeczy i coś do mnie dotarło OK? To jak on się czuje?
- To były rutynowe badania. Przechodzi takie każdego miesiąca, ale skąd miałbyś o tym wiedzieć. Wyniki są dobre.
- Teraz wiem i na pewno zapamiętam. Cieszę się, że wszystko z nim dobrze. Rano przestraszyłem się, że to przeze mnie…
- No cóż… Nie ukrywam, że gdybyście byli inni, to i on byłby zdrowszy. Za dużo trosk mu przysparzacie. Czasem to nie do zniesienia… - rozpłakała się.
- Proszę cię, nie płacz. Postaram się to zmienić. Obiecuję.
Ruszył w kierunku Warszawy. Wczorajsze wydarzenia i te dzisiejsze sprawiły, że zapomniał o obietnicy danej Sebastianowi i zamiast jechać do klubu, pojechał prosto do domu. Przykra była świadomość, że rodzice tak bardzo rozczarowali się nimi wszystkimi. Paulinę i Alexa traktowali zawsze tak, jakby byli ich rodzonymi dziećmi. Nie robili różnicy między nim a nimi i obdarzali równo rodzicielską miłością. A oni? Oni uważali, że to właśnie tak powinno wyglądać, że oni jako dzieci winni tylko brać nie dając nic w zamian, bo przecież to na rodziców spada obowiązek zapewnienia dzieciom opieki i najlepszego życia. Powoli dojrzewał do tego, że musi porozmawiać ze swoim przyrodnim rodzeństwem i uświadomić im pewne rzeczy.
Wróciła do pracy po tygodniu. Jeszcze nie była całkiem zdrowa, ale też nie obłożnie chora i uznała, że siedem dni byczenia się w łóżku wystarczy. Właśnie wysiadła z windy i kierowała się w stronę sekretariatu, gdy naprzeciwko jak spod ziemi wyrósł przed nią Dobrzański junior. Z niepewną miną zastąpił jej drogę.
- Witaj Ula. Byłem u ciebie w Rysiowie i chciałem przeprosić za…
- Bardzo przepraszam, – przerwała mu – ale nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na „ty”, to po pierwsze, po drugie jestem uczulona na róże, a po trzecie spieszę się, więc wybaczy pan. – Ominęła go zgrabnie nie pozwalając mu dojść do słowa i zniknęła za drzwiami sekretariatu.
Przez chwilę stał jak ogłuszony na środku korytarza. Wreszcie potrząsnął głową jakby obudził się z ciężkiego snu i ruszył do windy. Nie przypuszczał, że ona będzie taka niedostępna, taka oficjalna i taka… piękna? Faktycznie wypiękniała bardzo. On zauważył to i docenił. W końcu uważał się za wielkiego znawcę kobiecych wdzięków. Może nadarzy się wkrótce okazja, a on już nie dopuści, żeby odeszła bez przeprosin i słowa wyjaśnienia.
Siedział w gabinecie Alexa i popijał smoliste espresso. Obecna była też Paulina, bo poprosił ich o to spotkanie. Wyłuszczył w czym rzecz opowiadając przebieg tego fatalnego dnia, w którym posądził ojca o posiadanie kochanki.
- Zrobiłem z siebie dętego głupka, bo okazało się, że to głównie za sprawą mamy i na jej wyraźną prośbę Ula zgodziła się doglądać ojca podczas choroby. Było mi jeszcze bardziej głupio i wstyd, kiedy usłyszałem z ust ojca całą prawdę o nas. Mówił, że to ich wina, że źle nas wychowali, że jesteśmy bandą snobów dbających tylko o własne interesy, że nie interesujemy się nimi, że mamy w nosie fakt, że oni są coraz starsi i potrzebują naszej pomocy. Myślałem, że zapadnę się ze wstydu pod ziemię, bo zrozumiałem, że to co powiedział ojciec jest szczerą prawdą. Musicie przyznać, że brakowało nam tylko gwiazdki z nieba, bo opływaliśmy we wszystko o czym tylko zamarzyliśmy. Gdyby nie ich miłość i zapobiegliwość ojca nie mielibyśmy nic. A my jak im się odwdzięczyliśmy? Korona nie spadłaby nam z głowy, gdybyśmy od czasu do czasu pojawiali się w rodzinnym domu i to nie tylko okazjonalnie. Nie wiem jak wy, ale ja przestałem mieć to w dupie i jeśli będę miał wybierać między hulanką w klubie a chorobą ojca, to nawet nie będę się zastanawiał. Wy chyba też jesteście im coś winni, prawda?
- No może i tak, ale myślę, że przesadzasz Marek – Paulina poprawiła sznur korali spływający jej z szyi. – Oni są w świetnej kondycji i nie potrzebują naszej pomocy. Zresztą w jaki sposób mielibyśmy im pomóc? Pielęgnować ich, czy gotować posiłki? Przecież jest Zosia.
- Guzik wiesz. Nie masz pojęcia, co dzieje się z nimi. Kiedy byłaś u nich ostatnio? Ponad pół roku temu w święta? Uważasz, że to wystarczy? Nie musicie nic robić. Oni poczuliby się znacznie lepiej, gdyby wasze wizyty były częstsze, bez żadnego powodu, bo tym dalibyście dowód, że wam choć trochę na nich zależy. Poza tym może to co zaraz powiem zabrzmi brutalnie, ale czy zachowywalibyście się tak samo w stosunku do waszych nieżyjących rodziców? Zastanówcie się, bo jest nad czym.
Zebranie w sali konferencyjnej dobiegało końca. Jak co miesiąc zbierali się tutaj wszyscy szefowie działów z miesięcznymi raportami, które omawiali. Jeden z dyrektorów szwalni właśnie skończył referować i po nim wstała Ula.
- Jeśli to wszystko, to ja dziękuję w imieniu prezesa i poproszę panów o złożenie raportów. Przypominam też o kwartalnym zarządzie udziałowców firmy i o danych dotyczących produkcji niezbędnych do raportu finansowego.
Odbierała zbindowane dokumenty od uczestników spotkania. Jako ostatni podał jej raport Marek. Pochylił się nad nią i wyszeptał.
- Bardzo mi zależy na rozmowie z panią. Proszę mi nie odmawiać. Chociaż pięć minut z pani cennego czasu.
Wbiła w niego spojrzenie. Pod wpływem tych pięknych, niesamowicie błękitnych oczu spuścił głowę szepcząc.
- Proszę…
- Panie Dobrzański, naprawdę nie rozumiem dlaczego pan tak nalega i nie daje mi spokoju od tak długiego czasu. Jeśli to rodzaj jakiegoś zakładu, to proszę powiedzieć kolegom, że wygrał pan, a ja to potwierdzę. Jestem już zmęczona pana nachalnością. Jeśli chce pan wrócić do tego nieszczęsnego dnia, w którym wylał pan na mnie wiadro pomyj, to proszę sobie darować. Ja takich rzeczy nie zapominam, więc skoro nie zapominam, to i nie wybaczam. Mam nadzieję, że takie wyjaśnienie panu wystarczy i proszę już nie nękać mnie w tej sprawie. Do widzenia. – Zebrała stos raportów i wyszła z sali.
Poczuł się tak jakby dostał w twarz. Po raz pierwszy ktoś… Nie, nie ktoś. Po raz pierwszy kobieta nie uległa jego urokowi. Po raz pierwszy nie oczarowały jej jego dołeczki w policzkach i duże oczy o magnetycznym spojrzeniu. Swój zniewalający uśmiech przy niej mógł schować do kieszeni, bo na nią nie działał. Ona po prostu pogoniła go, a to raniło jego dumę do żywego. Koniecznie musiał coś przedsięwziąć. Jeszcze się taka nie znalazła, żeby mu nie uległa. Stop! Właśnie jedna wyraźnie dała mu odczuć, że nie pała do niego sympatią. Ale nadal karta w grze. Już on sprawi, żeby panna Cieplak spojrzała na niego przychylniejszym wzrokiem. Postanowił utrzeć jej nosa. Nie będzie robił jej na złość, ale postara się znaleźć inne metody, dzięki którym spojrzy na niego łaskawiej.
Comentarios