top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

SEKRET - rozdziały: 6, 7, 8, 9, 10 ostatni (z cyklu: inne moje opowiadania)

ROZDZIAŁ 6


Podjechali pod dość spory, murowany budynek. Był parterowy. Wojtek oprowadził Anitę pokazując rozkład pomieszczeń.

- Zatrudniam dwudziestu ludzi. Mają tu jadalnię i szatnię. Jest też osoba przygotowująca dla nich posiłki. Przeważnie są to treściwe zupy, ale często też smażone ryby. W lewym skrzydle mieszczą się biura. Tu masz sekretariat a dalej księgowość. Wejdźmy tam. – Już w środku przedstawił Anicie panią Nogalską. – Pani Haniu, to jest Anita Kochańska. Zastąpi panią jak przejdzie już pani na zasłużoną emeryturę. A to jest Basia Marczak – przedstawił Anicie młodą dziewczynę, która wyszła z sąsiedniego pokoju. – Basia jest referentem. Zaopatruje też nas w artykuły biurowe. Przywiozę cię tu pod koniec sierpnia i wtedy pani Nogalska wprowadzi cię w zakres obowiązków. A teraz wracajmy, bo Grażyna przygotowała nam coś smacznego.

Już przy posiłku poruszyła sprawę psa.

- Marta uważa, że powinnam sobie sprawić zwierzaka, że będzie mi raźniej. Chciałam zapytać, czy w Iławie jest jakieś schronisko.

- Schronisko jest, ale mam lepszy pomysł. Suka od Musików trzy miesiące temu się oszczeniła. Wiem, że trzy szczenięta już ludzie zabrali i została suczka. Była najmniejsza z miotu i to pewnie dlatego nikt jej nie chciał. W drodze powrotnej możemy wstąpić do nich i zapytać. Tamte szczeniaki poszły za darmo więc i za tego pewnie nie wezmą pieniędzy. Są szczęśliwi, że ktoś je przygarnął. Nie chcieli ich usypiać.


W drodze do Musików zapytała Wojtka, czy nie wybiera się do Iławy.

- A potrzebujesz coś?

- Tak. Chciałabym kupić mobilny internet. Trochę mi tego brakuje a mój laptop leży bezużyteczny. Mało oglądam telewizji a wiadomości czytam w internecie właśnie.

- Mógłbym pojechać w piątek do południa, ale to będzie szybki kurs, bo mam sporo roboty z odławianiem. Ostatnio przyszło mnóstwo zamówień i muszę się wywiązać.

- Jeśli tak, to może zrezygnuję. Nie chcę cię tak wykorzystywać. Właściwie mogłabym pojechać PKS-em, prawda?

- Mogłabyś, ale autem zawsze szybciej – wyszczerzył się. – Dojeżdżamy. To ta chałupa z czerwonym dachem.

Państwo Musikowie byli już starszymi ludźmi. Oboje zastali krzątających się po obejściu. W dużym kojcu ogrodzonym siatką Anita zauważyła sukę i szczenię. Suka była najwyraźniej mieszańcem owczarka niemieckiego a szczenię łudząco ją przypominało. Miało podobne umaszczenie.

Na dźwięk klaksonu staruszkowie oderwali się od swoich zajęć i podeszli do samochodu, z którego wysiadał Wojtek i Anita. Przywitali się i Mazur od razu przeszedł do rzeczy wskazując na kojec.

- A ta sierotka nadal tu jest? Nikt jej nie chciał?

- Ano jak widzisz. Utrapienie z nią tylko, bo matka już nie chce jej karmić i opędza się od niej. A kogo to przywiozłeś Wojtuś?

- To Anita Kochańska. Marta Wiślicka wynajęła jej dom. Są koleżankami. Obie zadecydowały, że przydałby im się pies a ja pomyślałem o was.

Starsza pani mocno się zdziwiła, ale spojrzała na Anitę pytając:

- Naprawdę wzięłaby pani sunię? My nic za nią nie chcemy. Chcemy tylko, żeby trafiła w dobre ręce i miała porządny dom.

- Ja bardzo chętnie ją wezmę – uśmiechnęła się Anita. – Jest naprawdę śliczna. Jak się wabi?

- Nie nadawaliśmy imienia, bo pomyśleliśmy, że to właściciel powinien zrobić. Zaszczepiliśmy ją, żeby nie dostała parwowirozy i tylko za zastrzyk potrącimy, jeśli pani się zgodzi.

- Jak najbardziej – Anita już wyciągała portfel a pan Musik otworzył kojec i przypiął suni do obróżki smycz. Anita przykucnęła przy psinie mówiąc do niej pieszczotliwie i głaskając.

- Jest bardzo spokojna – wyjaśnił starszy pan. – Najspokojniejsza z całego miotu, ale i najwaleczniejsza. Od urodzenia musiała walczyć ze swoimi braćmi o miejsce przy cycku. Nie zawsze dawała radę to dokarmialiśmy. Nie będzie tak duża jak matka i rodzeństwo. Tak myślę – poskrobał się po czole.

- Jestem pewna, że będę miała z niej pociechę. Bardzo państwu dziękuję za to cudo i do zobaczenia.

Wojtek podjechał pod dom Marty i pomógł Anicie z psem, który nie miał odwagi wyskoczyć z tylnego siedzenia.

- Jak ją nazwiesz?

- Najlepiej krótko i bez udziwnień. Co myślisz o Loli? Proste i wpada w ucho. Mam nadzieję, że szybko się do niego przyzwyczai.

Wojtek przykucnął i pieszczotliwie podrapał sunię za uchem.

- Od dzisiaj jesteś Lola. Trzymaj się piesku i pilnuj swojej pani a my widzimy się w piątek.

Kiedy samochód Mazura zniknął za zakrętem ruszyła z Lolą na spacer. Suczka musiała się oswoić z nowym miejscem a przede wszystkim przyzwyczaić do Anity.

- W piątek będę cię chyba musiała zabrać ze sobą. Koniecznie trzeba kupić jakieś legowisko, karmę dla trzymiesięcznego psiaka i jakieś gumowe zabawki, żeby nie przyszło ci do głowy gryźć moje buty. Kupimy też nową smycz, skórzany kaganiec i koniecznie jakąś szczotkę do czesania. Zapowiadasz się na długowłosego psa. Twój tata był chyba czystej krwi owczarkiem co dobrze świadczy o dobrym guście twojej mamy.

Obeszły spory kawałek i w końcu Anita zarządziła odwrót.

- Trzeba wracać i coś zjeść. Idziemy piesku.

W domu ugotowała trochę ryżu i kawałek kurczaka z jarzynami. Była ciekawa, czy mała polubi marchewkę i pietruszkę. Ku jej zdumieniu Lola wyczyściła miskę do cna. Z pełnym brzuchem podreptała za Anitą do pokoju i zaległa przy wersalce.


W piątek Wojtek przyjechał znacznie wcześniej niż zapowiadał. Pojawił się przed domem kilka minut po ósmej. Zdziwiona Anita wyszła na ganek a Lola wesoło merdając ogonem przypadła do Wojtka.

- Przyjechałem wcześniej, bo dzięki temu poświęcę ci trochę więcej czasu niż początkowo zakładałem. Pomyślałem, że powinien Lolę obejrzeć weterynarz. Niech ją zbada i powie, czy ten komponent, którym zaszczepili ją Musikowie wystarczy. Jeśli możesz, to zbieraj się i zabierz smycz.

Dzięki znakomitej logistyce Wojtka w bardzo krótkim czasie pozałatwiała wszystkie swoje sprawy i weterynarza, który orzekł, że pies jest zdrowy, dał Anicie kilka broszurek na temat żywienia i pielęgnacji szczenięcia.

Kiedy tego samego dnia wieczorem przyjechała Marta nie mogła się nadziwić, że w domu jest już pies.

- Ależ jesteś śliczna – rzuciła Loli kolorową, gumową piłeczkę – i tyle masz zabawek. Świetnie się spisałaś Anita. Pies jest wspaniały.

- To dzięki Wojtkowi. Zawiózł mnie do państwa Musików, bo ich suczka urodziła cztery młode. Pieski poszły od ręki a Lola jako najsłabsze szczenię została. Jest bardzo grzeczna i trzyma się nogi. Kupiłam jej wysuwaną smycz, żeby miała więcej swobody. Miałaś rację. Przynajmniej mam do kogo usta otworzyć. Ona nie odpowie, ale wydaje się taka pojętna i patrzy na mnie jakby wszystko rozumiała. Kochany psiak. Załatwiłam dzisiaj mnóstwo rzeczy. Oprócz weterynarza i zakupów dla psa zlikwidowałam to nasze wspólne konto, które mieliśmy z Arturem i założyłam nowe tylko dla siebie. Kupiłam mobilny internet. Mam zamiar zlikwidować swoje konta na portalach społecznościowych. Zacieram za sobą ślady.

- I chyba dobrze robisz. Przynajmniej nikt nie będzie cię nękał.



Lato upływało Anicie bardzo intensywnie. Zawarła kilka znajomości. Zaprzyjaźniła się z Musikami, którym przez kilka dni pomagała w sadzie. Z Lolą wypuszczała się na coraz dalsze wędrówki i poznawała okolicę. Czasami przywiązywała smycz do roweru i wolniutko pedałując tak, żeby pies nadążył i nie zmęczył się, jechała do sklepu po zakupy. Często gościła wraz z nią u Mazurów. Oni sami posiadali olbrzymiego nowofundlanda, który polubił Lolę i wybaczał jej wszystkie psoty. Najmilszy był widok, gdy zmęczona zabawą sunia wtulała się w gęste futro Freda i zasypiała kamiennym snem. Anita najbardziej się obawiała momentu, gdy pójdzie do pracy i będzie musiała zostawić ją samą. Powiedziała o tym Grażynie a ona wyszła z propozycją, że przecież może przyjeżdżać razem z psem i zostawiać go u nich. Ten pomysł niezbyt przypadł Anicie do gustu. Uważała, że Lola jest jeszcze za mała, by przebiec każdego dnia w sumie sześć kilometrów, ale Grażyna i na to miała radę.

- Mamy taką specjalną przyczepkę, którą Wojtek zrobił kiedyś dla naszego drugiego psa. To był zwykły kundelek, ale bardzo kochany i wierny. Ze starości cierpiał na reumatyzm i nie mógł się poruszać. Wojtek podpinał przyczepkę z siedzącym w niej Baddym do roweru i ciągnął ją za sobą, albo robił to Fred. To bardzo wygodne. Lola na pewno się w niej zmieści, bo Baddy był od niej niewiele mniejszy.

To rozwiązanie okazało się idealne a Anita pomyślała, że powinna zainwestować we własny rower, żeby nie nadużywać uprzejmości Marty.


Czas mijał. Przyzwyczaiła się do życia tutaj. Czasami tęskniła za tym dawnym, rodzinnym. Brakowało jej Artura i Malwiny. Nic o nich nie wiedziała, nie otrzymała spodziewanych papierów rozwodowych od prawnika co świadczyło o tym, że ani jej mąż ani córka nie wrócili do Warszawy, nie byli w domu i nie przeczytali kartki, którą im zostawiła. Nadal była więc mężatką. Tu unikała kontaktów z mężczyznami, którzy czasem proponowali jej randki. To i tak nie było dla niej. Nadal kochała Artura a ból związany z jego i Malwiny odejściem nieco zelżał. Gdy ponure myśli i tęsknota za bardzo ją przytłaczały zabierała Lolę i biegała z nią wzdłuż brzegu jeziora. Czasem zapuszczały się aż pod Ośrodek Wypoczynkowy „Pod Omegą”. Szybko przemierzały niewielką plażę usianą letnikami, mijały marinę i zapuszczały się w las. Takich ośrodków położonych tuż nad brzegiem było kilka. Anitę cieszyła myśl, że nie mieszka przy żadnym z nich. Letnicy bywali hałaśliwi i zostawiali po sobie bałagan.

Pierwsze w tym miejscu święta Bożego Narodzenia spędziła z Mazurami. Przyjechała też Marta, która od kilku lat gościła u nich na wigilii. Wojtek zaopatrzył je w tak ogromną ilość ryb, że miały co jeść jeszcze przez parę miesięcy. Siedząc z Martą przed płonącym kominkiem mówiła jej jak bardzo się czuje szczęśliwa w tym miejscu.

- Mam świetną pracę, prawdziwych przyjaciół, kochanego psa i dookoła dobrych ludzi. Czy można chcieć czegoś więcej?


ROZDZIAŁ 7


Artur był wściekły na Anitę. Obwiniał ją o to, że zmanipulowała jego rodziców, że zagrała im na emocjach i wywołała w nich poczucie winy. Gdyby nie ich wieczna gadanina pewnie nigdy by się z nią nie ożenił. Inna rzecz, że dziecko pokochał nad życie, a po dwóch latach doszedł do wniosku, że Anita jest wspaniałą matką i mógłby się przy niej zestarzeć. Decyzja wspólnego życia wydawała się oczywista. Teraz po latach pojawia się Nina i odziera jego i Malwinę ze złudzeń. Moment, w którym poznał całą „prawdę” uświadomił mu marność lat przeżytych u boku Anity. Przecież to Ninę kochał i gdyby wszystko ułożyło się po jego myśli, mógłby być z nią bardzo szczęśliwy. Jakoś nie przyszło mu do głowy zapytać, dlaczego ukryła przed nim fakt zajścia w ciążę, podobnie jak nie przyszło mu do głowy, że istniała uzasadniona obawa, że to nie on jest jej autorem. Nie przyszło mu do głowy mnóstwo innych bardzo istotnych pytań. Zobaczył po latach Ninę i jego serce znowu niebezpiecznie przyspieszyło. Kiedy zaproponowała wyjazd do Wrocławia i zamieszkanie u niej przystał na to od razu upatrując szansę dla siebie i Malwiny na prawdziwe życie bez matki zastępczej dla tej ostatniej. Zachłysnął się tym pomysłem. Mieszkanie było duże i przestronne. On zagnieździł się w sypialni Niny, Malwina dostała własny pokój. Przez pierwsze dni załatwiał sobie pracę a Malwinie szkołę. Robił wszystko, żeby wrócić do normalności. Głównie chodziło mu o córkę, bo po tym co zafundowała jej Anita, była rozchwiana emocjonalnie i konieczne było osiągnięcie stabilizacji.

Przez kilka miesięcy żyli jak w bajce. Noce były upojne a dni wypełnione szczęściem. Różnica między Niną a Anitą była ogromna. Ta pierwsza nie gotowała. Zabierała ich za to do drogich restauracji, bo jak mawiała gary są dobre dla gospodyń domowych a ją stać na knajpy i znakomite jedzenie. Tu akurat mówiła prawdę. Miała firmę i obrotnego wspólnika. Dzięki niemu prosperowali świetnie zarabiając na sprzęcie rehabilitacyjnym, zaopatrzeniu medycznym i suplementach diety. Nina na brak pieniędzy nie narzekała nigdy. Malwinę traktowała nie jak córkę, ale jak koleżankę. Ciągała ją do drogich, ekskluzywnych sklepów i ubierała w ciuchy, które nijak nie pasowały piętnastolatce mocno dodając jej lat. Po mieście poruszały się taksówkami, na które Nina wydawała majątek. Mimo smykałki do interesów nigdy nie zrobiła prawa jazdy. Przepisy ruchu drogowego były zbyt skomplikowane i nie wchodziły jej do głowy.


Po kilku miesiącach tej wspaniałej szczęśliwości coś jednak zaczynało zgrzytać. Nina wracała coraz później i często czuć było od niej alkohol. Najzwyczajniej w świecie imprezowała. Artur najczęściej już spał, kiedy starała się jak najciszej przekręcić klucz w zamku. Tym razem to Malwina była czujna. Miała sporo kartkówek i często siedziała do późnej nocy wkuwając materiał. Początkowo nie chciała martwić ojca i nic mu nie mówiła. Od czasu, gdy przyjechali z Niną do Wrocławia wydawał się być bardzo szczęśliwy i najwyraźniej odżył. Malwina nie chciała tego psuć. Czara jednak się przelała, gdy Nina miała pojawić się w szkole córki na zebraniu i na nie nie dotarła. Malwina była wściekła. Wieczorem zrobiła jej awanturę przy ojcu.

- Prosiłam cię, żebyś poszła na to zebranie, bo omawiano na nim ważne sprawy a ty wybrałaś znowu jakąś imprezę zamiast mnie! Mama zawsze chodziła na zebrania i pilnowała terminów! – wykrzyczała jej prosto w twarz. – Masz trzydzieści pięć lat a zachowujesz się jak głupia nastolatka! Nie nadajesz się na matkę zupełnie.

- Nie pozwalaj sobie smarkulo! – warknęła Nina. Ojciec przysłuchiwał się tej kłótni w milczeniu.

- Ty nic nie powiesz? – Malwina zwróciła się do Artura. – Jesteś tak ślepy, że nie widzisz co ona wyprawia? Nie czujesz od niej alkoholu? Nie widzisz, że wraca później niż zwykle i jest wstawiona? Przejrzyj na oczy. Ta kobieta jest kompletnie nieodpowiedzialna – odwróciła się na pięcie i zatrzasnęła drzwi od swojego pokoju. Nina zerwała się i pobiegła za nią. Stanęła w drzwiach i wysyczała przez zaciśnięte zęby.

- Nie porównuj mnie do tej głupiej Anity.

- No jasne! Przepraszam! Już nie będę ci mówić, że jest o niebo lepsza i mądrzejsza od ciebie a już na pewno bardziej odpowiedzialna. Kochała nas. Stworzyła nam wspaniały dom. Ty traktujesz dom jak hotel. Nie sprzątasz, nie gotujesz, nie robisz zakupów tylko wysługujesz się tatą. Ty tylko leżysz i pachniesz. Jesteś zerem. Jak mam mieć taką matkę, to lepiej, żebym jej nie miała w ogóle. A teraz zamknij drzwi z drugiej strony.

Artur słuchał słów córki z wyraźną przykrością nie dlatego, że obrażały Ninę, ale dlatego, że Malwina powiedziała prawdę. Prawdę o Anicie. Po raz pierwszy odkąd tu przyjechali musiał przyznać, że nie tak wyobrażał sobie wspólne życie z Niną. Seks z nią był wspaniały, ale sam seks nie jest w stanie utrzymać związku. Ta awantura była dopiero początkiem tego, co miało wydarzyć się później.


Wybierali się na urodziny wspólnika Niny. To nie miało być zwykłe przyjęcie przy stole, bo i okazja była niecodzienna. Wspólnik kończył czterdzieści lat i należało to właściwie uczcić. Zostało zaproszonych mnóstwo gości a impreza miała mieć charakter gardenparty.

Nina stała przed dużym lustrem oglądając się ze wszystkich stron i sprawdzając, czy suknia, w którą zainwestowała parę ładnych tysięcy dobrze leży. Artur stanął za nią poprawiając muszkę. Z podziwem zlustrował sylwetkę Niny.

- Wyglądasz zjawiskowo – szepnął jej do ucha. Rozchichotała się.

- Ty też niczego sobie. Malwina zostaje, czy wybiera się gdzieś?

- Zostaje. To do niej mają przyjść jakieś dwie koleżanki. Idziemy?

- Tak. Już czas.


Ogromny ogród wspólnika oblegany był przez mnóstwo gości. Stały stoliki i bufety ze smacznym jedzeniem. Gdzieś w tle słychać było spokojną muzykę. Z trudem odnaleźli gospodarza i złożyli mu życzenia. Nina czuła się jak ryba w wodzie. Znała tu niemal wszystkich, głównie mężczyzn. Artur pozostawał nieco z boku. Czuł się przytłoczony i nikogo nie kojarzył. Nina brylowała w towarzystwie a on przysiadł na ławeczce w pobliżu niewielkiej kaskady ułożonej ze sporych otoczaków. Trzymając kieliszek z szampanem w dłoni omiatał wzrokiem ten kolorowy tłum.

- Artur? – usłyszał za swoimi plecami i odwrócił się gwałtownie. – Artur Kochański? A niech mnie diabli. Co ty tu robisz chłopie? Prędzej ducha bym się spodziewał niż ciebie. Sądziłem, że mieszkasz w Warszawie?

Przed nim stał wysoki mężczyzna i uśmiechał się od ucha do ucha. Artur wstał i uścisnął mu dłoń.

- Mój Boże… Piotrek Zwoliński… Nie widzieliśmy się chyba od tej imprezy po maturze. Gdzie zniknąłeś?

- Nie zniknąłem. Po maturze studiowałem architekturę krajobrazu w Warszawie, a potem los rzucił mnie do Wrocławia. Solenizanta znam od kilku lat. To ja projektowałem mu ogród i stąd moja obecność tu dzisiaj. Widziałem Ninę, ale nie miałem szans, żeby się do niej dopchać. Jest oblegana jak zwykle zresztą. Nie sądziłem, że znowu jesteście razem. Kiedyś będąc w Wałbrzychu dowiedziałem się, że wziąłeś ślub z Anitą. Z nią samą miałem częstszy kontakt w Warszawie. One obie mieszkały wtedy razem. Anita opiekowała się Niną, bo ta była w ciąży. Ściągnęła ją z Wrocławia. Potem widywałem z dzieckiem wyłącznie Anitę. To wyglądało tak jakby to ona była matką a nie Nina. Ninę spotykałem głównie na imprezach. Potem dowiedziałem się, że wróciła z powrotem do Wrocławia.

- Tak… Mniej więcej tak było. Rzecz w tym, że Anita to wszystko uknuła, żeby zaadoptować to dziecko a mnie wmówiła, że to z nią je mam. Okłamała nas wszystkich a ja dopiero niedawno się o tym dowiedziałem. – Piotrek pokręcił z niedowierzaniem głową.

- A od kogo?

- Nooo, od Niny. Przyjechała do Warszawy i znalazła mnie. Opowiedziała mi o wszystkim. Także o tym, że przez tę adopcję Anita chciała nas rozdzielić.

- To niemożliwe. To jakaś piramidalna bzdura. Znałem Anitę lepiej niż Ninę i doskonale wiem, że nie byłaby zdolna do jakiegoś knucia. To uczciwa i wrażliwa dziewczyna. Co można pomyśleć o matce, która bez skrupułów oddaje dziecko przyjaciółce a sama wyjeżdża na stałe do Wrocławia, żeby nie mieć problemów i żyć tak, jak była do tego przyzwyczajona? Nina to rozrywkowa dziewczyna. Lubi dobrą i ostrą zabawę. Tak jest do tej pory. Ona jedna a wokół niej wianuszek mężczyzn. Nawet nie przeszkadza jej fakt, że przyszła tutaj z tobą. Pewne rzeczy się nie zmieniają. Tu raczej należy podziwiać Anitę, że zdecydowała się wychować dziecko i jednocześnie studiować. Musiało być jej piekielnie trudno. Mam jedną głowę i dałbym sobie ją uciąć, że to Nina wpadła na pomysł adopcji. Nie chciała tego dziecka, bo było dla niej ciężarem. Nie powiedziała ci o ciąży, bo pewnie nie wiedziała czyje ono jest. Założę się, że albo dziecko jest do ciebie bardzo podobne, albo ona zrobiła badania DNA. Stawiam na to pierwsze. – Artur wpatrywał się nieruchomo w twarz Piotrka. To co powiedział przestawiło jego świat do góry nogami.

- To dziecko to dziewczynka, Malwina. Jest zdjętą ze mnie skórą. Nie musiała robić badań DNA – powiedział cicho. Piotrek popatrzył na Artura ze współczuciem.

- Możesz mi nie wierzyć, ale ta kobieta miała wielu mężczyzn nawet wtedy, gdy była z tobą. Zdradzała cię. Bywałem na tych imprezach. Anita siedziała z dzieckiem w domu, a Nina uwieszona na ramieniu jakiegoś osiłka, za każdym razem innego, wywijała na parkiecie do białego rana i zalewała się drinkami. Ona nie nadaje się do stałych związków. To nie taki typ kobiety. A co w takim razie z Anitą?

- Właściwie to nie wiem… – rzekł niepewnie. – Prawie rok temu Nina pojawiła się u nas w domu i powiedziała, co powiedziała. Wściekłem się. Malwina także. Spakowaliśmy walizki i wraz z Niną przyjechaliśmy do Wrocławia.

- Źle zrobiłeś Artur. Ninie nie można wierzyć. Konfabulację ma we krwi. Zmanipulowała cię. Wykorzystała to, że nadal nie jest ci obojętna. Ona lubi zdobywać nawet to, co nie należy do niej. Po zwycięstwie napawa się satysfakcją, ale to nigdy nie trwa długo, bo szybko się nudzi. Potrzebuje nowych wyzwań. To przykre co powiem, ale oboje skrzywdziliście Anitę.

Artur czuł się tak jakby dostał obuchem w łeb. To, co mówił Piotrek, miało sens i zaczynało się układać w logiczną całość. Ponownie uścisnął Piotrowi dłoń.

- Będę się zbierał. Dziękuję ci za wszystko, ale mam dość tej imprezy i idę to powiedzieć Ninie.

Zastał ją faktycznie otoczoną przez mężczyzn, śmiejącą się perliście z jakiegoś dowcipu. Odciągnął ją od nich.

- Mam dosyć. Jadę do domu.

- Dlaczego tak wcześnie? Ja się świetnie bawię, nie psuj mi tego – powiedziała z wyrzutem. – Wrócę wieczorem taksówką. Jak chcesz, to jedź.

Nie zwlekał. Szybkim krokiem udał się do wyjścia nie pomyślawszy nawet, żeby pożegnać się z gospodarzem imprezy. Z postoju wziął taxi i kazał się wieźć do domu. Podchodząc do drzwi trochę był zdziwiony, że nie słyszy śmiechu nastolatek. Otworzył je i od progu zawołał Malwinę. Odpowiedziała mu jednak cisza. Poszedł do jej pokoju i stanął jak wryty. Jego córka leżała na łóżku z rozrzuconymi rękami i oddychała ciężko. Wyglądała na nieprzytomną. Podbiegł do niej i zaczął nią potrząsać, ale nie zareagowała. Na biurku stojącym przy oknie dostrzegł jakiś mały woreczek z brunatnym proszkiem. – Czyżby zażyła narkotyki? – Przerażony wyciągnął telefon i wezwał pogotowie. Czekając na nie zdążył napisać kartkę do Niny, że jest z Malwiną w szpitalu. Jechał karetką i modlił się o cud. Modlił się o to, żeby Malwina przeżyła. Nie rozumiał dlaczego to zrobiła. Przecież nie miała żadnych kłopotów w szkole. Nadal dobrze się uczyła i chętnie. Jaki był więc powód, że posunęła się do czegoś takiego?

Już na miejscu próbowano ocucić dziewczynę. Długo to trwało, ale wreszcie otworzyła oczy. Podano jej tlen i zastosowano płukanie żołądka. Zbadano zawartość foliowej torebki i stwierdzono, że to rodzaj wysokooczyszczonej heroiny pod nazwą „brown sugar”. Podszedł do niego lekarz chcąc się dowiedzieć czegoś więcej.

- Ona nie jest narkomanką – tłumaczył Artur. – Jestem pewien, że wzięła to po raz pierwszy w życiu i od razu przedawkowała. Nie mam pojęcia jak to zdobyła. Możecie sprawdzić. Głowę dam, że na ciele nie ma żadnych śladów wkłuć. Ratujcie ją. To moje jedyne dziecko – zakończył drżącym głosem.

- Jak dawno mogła zażyć narkotyk?

- Może jakieś dwie godziny temu. Wtedy właśnie wyszedłem z domu.

- To dobra wiadomość. Jest szansa, że nie ucierpiały jej narządy wewnętrzne. Będziemy to monitorować.


ROZDZIAŁ 8


Całą noc spędził przy łóżku Malwiny. Obudziła się dopiero nad ranem i była już przytomniejsza, choć sprawiała jeszcze wrażenie, że wciąż jest pod wpływem narkotyku. Na widok jej otwartych oczu popłynęły mu łzy.

- Dlaczego to zrobiłaś kochanie? Naprawdę tego nie rozumiem.

- To wielka szkoda, bo sądziłam, że to jest oczywiste – powiedziała słabym głosem. – Chciałam zwrócić na siebie uwagę. Nigdy nie masz dla mnie czasu a jeśli go masz, poświęcasz go wyłącznie Ninie. Co ona w sobie ma, że potrafiła tak bardzo owinąć cię dookoła palca? Patrzę na nią i widzę jak mocno różni się od mamy. Przypomnij sobie jak zawsze czekała na nas z obiadem. Potrafiła kilka godzin przestać przy kuchni, żeby ugotować nam coś smacznego. Kiedy Nina ugotowała nam choćby jajka? Mama starała się. Starała dla nas. Nina nie robi nic. Ma w sobie tyle egoizmu, że wylewa jej się uszami. Dużo myślałam nad tym, co mówiła nam w Warszawie i wiesz co? Nie wierzę jej. Mama nigdy nie dopuściłaby się takich rzeczy zwłaszcza, że były ponoć przyjaciółkami. Pomysł z adopcją nie wyszedł od niej tylko od Niny. Nie chciała mnie i nigdy nie kochała. Zawsze chodziło jej o ciebie. Tylko o ciebie. Wyjedźmy stąd tato. Nie znoszę Niny i nigdy się z nią nie dogadam. Nigdy też nie nazwę jej mamą. Ona dla mnie jest nikim. Powinniśmy wrócić do Warszawy i na kolanach błagać mamę, żeby nam wybaczyła to świństwo, które jej zrobiliśmy…

- To nie takie proste córeczko – Artur ukrył twarz w dłoniach i głęboko westchnął. Wiedział, że Malwina ma rację. Który to już raz pozwolił Ninie wodzić się za nos? Który to już raz uwierzył w jej zapewnienia, że nadal go kocha? W ciągu dwóch dni usłyszał dwie niezależne opinie o Ninie. Od Piotra i od własnej córki, i obie były zaskakująco zbieżne. – Muszę to przemyśleć kochanie. Na pewno coś postanowię. Pójdę teraz do lekarza. Niech cię obejrzy i powie, czy coś ci grozi. Myślę jednak, że powoli wracasz do siebie.

Lekarz miał podobne zdanie. Stwierdził, że najgorsze minęło, ale pacjentka musi zostać w szpitalu jeszcze dwa lub trzy dni, bo trzeba porobić badania narządów wewnętrznych zwłaszcza wątroby. Po jego wyjściu Artur pochylił się nad Malwiną.

- Zostawię cię teraz. Pojadę do domu. Wezmę prysznic, coś zjem, przebiorę się i wrócę do ciebie. Nie wiem dlaczego Nina nawet nie zadzwoniła. Zostawiłem jej kartkę. Będę za kilka godzin.


Wrócił do mieszkania, ale nie zastał w nim Niny. Zdziwił się, bo przecież mówiła, że wróci wieczorem a tymczasem okazuje się, że nie nocowała w domu w ogóle. Jeśli nie w domu, to gdzie? A przede wszystkim z kim? I on przestał wierzyć w jej słowa, że tylko liczy się on, nikt więcej. Okłamywała go od momentu, kiedy zostali parą i teraz robi dokładnie tak samo. Piotr, to uczciwy facet. Nie miał najmniejszego powodu, żeby nie powiedzieć mu prawdy, a on nie ma powodu, żeby mu nie wierzyć. Dotarło do niego, że Nina zniszczyła życie i jemu, i Malwinie. Rozbiła dwunastoletni związek z Anitą i mocno wątpił, czy jego żona będzie w stanie mu to wybaczyć. Jak mógł nie wyczuć intencji Niny? Jak mógł nie zauważyć, że były takie jednoznaczne i podłe? Jak w ogóle mógł uwierzyć jej słowom? Anity nie dopuścił do głosu, nie pozwolił jej na tłumaczenia tylko od razu założył, że chce się wybielić i przerzucić winę na „biedną” Ninę. To był straszny błąd. Ten sam popełniła Malwina. Ona też nie chciała słyszeć, co matka ma do powiedzenia.

Kiedy wyszedł spod prysznica usłyszał zgrzyt przekręcanego w zamku klucza. Stanął wyczekująco w przedpokoju. Po chwili weszła Nina. Miała potargane włosy, nieświeży oddech i rozmazany makijaż. Wyglądała jak tania dziwka. Po raz pierwszy spojrzał na nią z obrzydzeniem. Anita nigdy by mu się tak nie pokazała. Zawsze była schludna i taka zorganizowana. Nina podeszła do niego usiłując go pocałować, ale odsunął się ze wstrętem. Spojrzała na niego zdziwiona.

- Nie chcesz buziaka? – spytała.

- Nie chcę. Nie wiem kto wcześniej przyssał się do tych ust.

- Sugerujesz coś?

- Nie Nina. Ja mam pewność. Miałaś wrócić wczoraj wieczorem. Wróciłaś dzisiaj rano i wyglądasz jak ktoś po intensywnym seksie. Ja nawet nie chcę wiedzieć z kim się puściłaś. Mam tego dość. Wczoraj Malwina zażyła narkotyki po raz pierwszy w życiu. Przedawkowała. Leży na intensywnej terapii, ale przecież ciebie to nie obchodzi, prawda? Niemal nie przeżyła, a ty pieprzyłaś się z jakimś facetem. Ty chcesz, żeby ona nazywała cię mamą? Niedoczekanie. Okłamywałaś mnie przez całe lata. Przyprawiałaś mi rogi i robiłaś ze mnie idiotę. Na tych urodzinach dowiedziałem się od naszego wspólnego znajomego kilku bardzo ciekawych rzeczy na twój temat. Rzeczy z czasów, gdy ciężarną Anita przywiozła cię do Warszawy. To ona od początku zajmowała się Malwiną, bo ty miałaś lepsze rzeczy do roboty. Na przykład imprezowanie i łajdaczenie się. Do tej pory nie mam pojęcia jak udało ci się skończyć studia. Mimo, że je masz, nadal jesteś głupią, prymitywną babą. Mam dość twoich wiecznych kłamstw. Babrasz się w nich i czerpiesz z nich jakąś dziką satysfakcję. Nie mogłaś znieść myśli, że ożeniłem się z Anitą. Stała się tak obsesyjna, że musiałaś przyjechać, niesłusznie ją oskarżyć tylko po to, żeby odzyskać swoją własność. I nie chodziło tu paradoksalnie o Malwinę, ale o mnie. Bawisz się ludzkim życiem i to kiedyś na tobie się zemści. Rozwaliłaś mi małżeństwo, ale to już koniec ingerencji w moje życie. Nie wierzę, że to mówię, ale jesteś zwykłą, sprzedajną dziwką, a ja nie będę z dziwką układał sobie życia. Jak tylko Malwina opuści szpital wracamy do Warszawy.

Nina stała przed nim z założonymi rękami i uśmiechała się ironicznie.

- Brawo! Wreszcie do ciebie coś dotarło. Możesz sobie wracać, nic mnie to nie obchodzi. Ja osiągnęłam swój cel. Nie jesteś z Anitą i choćbyś ją błagał, żeby wróciła, ona nigdy tego nie zrobi. Jest zbyt dumna i zbyt honorowa. Jest zbyt głupia. Mam nadzieję, że po waszym odejściu podcięła sobie żyły z rozpaczy – odwróciła się na pięcie i wolno kołysząc biodrami przeszła do sypialni. Popatrzył na nią z nienawiścią. Utwierdziła go tylko w przekonaniu, że powinien zwinąć manatki i jak najszybciej opuścić Wrocław.


Wrzucił ostatnią torbę do bagażnika i spojrzał na córkę. Kiedy oznajmił jej, że wracają od razu poprawił jej się nastrój. Teraz uśmiechała się łagodnie.

- Jedziemy?

- Jedziemy kochanie i nigdy tu nie wrócimy.

Po blisko czterech godzinach dojeżdżali do Warszawy. Podczas ponad roku ich nieobecności miasto trochę się zmieniło. Wzbogaciło się o liczne roboty budowlane i objazdy. Po drodze zatrzymali się jeszcze przy MC Donaldzie. Byli głodni i chociaż jedzenie nie było najzdrowsze to mimo wszystko smaczne. Już bez przeszkód podjechali pod blok i zabrali część bagaży. Artur najpierw nacisnął dzwonek, ale szybko się zreflektował, że jest dwunasta dwadzieścia i Anita na pewno jest w pracy. Postawił walizki i wysupłał z kieszeni klucze. Drzwi naprzeciwko otworzyły się i wyszła z nich ich sąsiadka. Przywitała się z nimi mówiąc, że ma dla nich komplet kluczy Anity. Trochę ich zaskoczyła.

- No bo widzi pan, pani Anitka wyjechała już jakiś czas temu. Będzie z rok. Zostawiła mi klucze i prosiła, żebym podlewała kwiatki. Skoro już jesteście, oddaję ten komplet.

- A dokąd pojechała? – zapytała Malwina.

- Nie wiem. Nic nie mówiła. Powiedziała tylko, że zaczyna nowe życie i tyle ją widzieli. To ja już pójdę… - wycofała się do swojego mieszkania. Artur popatrzył na córkę. Była równie zaskoczona jak on. Weszli do środka. Mieszkanie było jak wymarłe i zalegała w nim spora warstwa kurzu. Nic dziwnego. Od roku przecież nikt tu nie sprzątał i tylko kwiatki miały się świetnie.

- Tato tu jest jakiś list. Pewnie od mamy. Otwórz i przeczytaj.

Odebrał z jej rąk kopertę i rozdarł ją. Zaczął czytać na głos:


Moi najukochańsi

Zwracam się do Was w taki właśnie sposób, bo przez czternaście lat byliście dla mnie najważniejszymi osobami na ziemi. To dla Was pracowałam i dla Was się starałam ze wszystkich sił, żeby niczego wam nie zabrakło i żebyście mieli szczęśliwy i spokojny dom. Sądziłam, że postępuję słusznie, ale jak widać bardzo się myliłam. Doszłam do etapu, kiedy nie mam już odwagi nazwać Cię Arturze moim mężem, a Ciebie Malwinko moją małą córeczką. Pęka mi serce, gdy o tym pomyślę, ale czasu cofnąć się nie da. Skrzywdziłam Was oboje i za to chcę z całego serca przeprosić. Zmarnowałam Wam życie, a tego wybaczyć się nie da. Myślę, że gdyby Nina była inna, byłbyś od samego początku jej szczęśliwym małżonkiem, a Malwinka dorastałaby w poczuciu wielkiej rodzicielskiej miłości. Naiwnie sądziłam, że jestem w stanie jej ją dać, ale przekonałam się, że wbrew temu co twierdzą ludzie, nie jest prawdą, że ta jest matką, która wychowała, ale ta, która urodziła. Okazało się, że bez znaczenia jest tu fakt, że nie widziała dziecka trzynaście lat i przez trzynaście lat nawet o nim nie pomyślała. Mam nadzieję Arturze, że u jej boku jesteś wreszcie szczęśliwy, bo przecież kochałeś ją od zawsze. Mam też nadzieję, że Malwinka znalazła w niej to, co każda matka powinna mieć. Miłość, czułość i wyrozumiałość. Ja usuwam się w cień z nadzieją, że zdołaliście się pozbierać po tej traumie jaką Wam zafundowałam. Bądźcie szczęśliwi, bo jak nikt na to szczęście zasługujecie. Żegnajcie.

Anita


PS.

W kancelarii adwokackiej na ulicy Wojciecha Górskiego sześć u adwokata Tomasza Kaszuby zostawiłam w depozycie podpisany przeze mnie pozew rozwodowy, za pomocą którego zwracam wolność Wam obojgu. On umożliwi Wam zacieśnienie relacji z Niną, a Tobie Arturze ułożenie sobie z nią życia. Nie zostawiam żadnego adresu kontaktowego dla Was. Dla adwokata jedynie numer skrytki pocztowej, na którą może przesyłać ewentualną korespondencję.


Artur skończył czytać i z rozpaczą spojrzał na córkę. W jej oczach lśniły łzy.

- Co myśmy zrobili tato, co myśmy zrobili…? - wyszeptała. – Ona nam nigdy tego nie wybaczy… Ten list jest pełen żalu i okropnej rozpaczy. Po takim wyczynie powinna nas znienawidzić a tymczasem życzy nam szczęścia. Czy teraz rozumiesz tę różnicę między nią a Niną? Mama nie przestała nas kochać, ale czy zdoła zapomnieć, to inna sprawa.

Artur otarł łzy z policzków.

- Odnajdziemy ją. Przysięgam, że ją odnajdziemy i wtedy zapytamy. To wszystko prawda, co napisała w liście. Ninę kochałem od zawsze i to się nie zmieniło mimo tego, że ożeniłem się z Anitą. Sądziłem, że jesteś córką moją i jej, że powinniśmy oboje stworzyć ci dom. Nie doceniłem własnej żony. Ona naprawdę się starała. Nigdy nie podnosiła głosu. Zawsze była łagodna i dobra, bo nas kochała. Nina jest zwykłą szmatą. To ona cię urodziła, ale życia byś przy niej nie miała. Nam obojgu dała próbkę swoich możliwości i wystarczy. Jutro zaczniemy działać. Najpierw zapiszemy cię do szkoły, potem zapytam w pracowni, czy mogą mnie przyjąć z powrotem do pracy. Później podjedziemy pod dawny zakład pracy mamy. Może jej koleżanki coś wiedzą. Trzeba będzie odwiedzić tego adwokata. Mam zamiar odebrać od niego ten pozew i zniszczyć. Przez całe lata nie dałem odczuć mamie, że bardzo mi na niej zależy. Czas nadrobić to wszystko. Nie poddamy się tak łatwo.

Malwina podeszła do niego i objęła ramionami jego szyję.

- Tak właśnie zrobimy tato i za to cię kocham.


Zaczęli od liceum. Na szczęście zaczęły się wakacje i Malwina nie musiała przenosić się do nowej szkoły w połowie roku. Złożyła stosowne dokumenty i zapisano ją. Potem podjechali pod poprzedni zakład pracy. Malwina zostawała w samochodzie a Artur ruszył wprost do swojej pracowni i witał się z dawno nie widzianymi kolegami. Jeden z nich, którego Artur śmiało mógł nazwać swoim przyjacielem odciągnął go na bok.

- Wracasz do Anity?

- Bardzo chciałbym, ale ona podobno rok temu wyprowadziła się i nie mam pojęcia, gdzie jej szukać.

- Ja właśnie w tej sprawie chciałem z tobą pogadać. W zeszłym roku jechaliśmy na urlop dość późno, bo w drugiej połowie września do Iławy. Wylądowaliśmy nad Jeziorakiem. Wynająłem pokój w ośrodku „Pod Omegą”. Któregoś dnia moja Ewa wylegiwała się na leżaku, a ja akurat do niej podchodziłem, gdy pokazała mi biegnącą brzegiem kobietę z psem. Była prawie pewna, że to Anita. Jednak nie miała odwagi jej zawołać, bo zmylił ją ten pies. Wiedzieliśmy przecież, że nie macie żadnego, a to był dość młody owczarek niemiecki. Potem widywaliśmy ją jeszcze kilkakrotnie, ale ponieważ wzrok płatał nam figle, nie odważyliśmy się jej zaczepić. Zawsze miała na głowie taki śmieszny kapelusik i ciemne okulary. Nie mam pojęcia, czy to dobry trop, ale pomyślałem, że muszę ci o tym powiedzieć. Od czegoś trzeba zacząć, jeśli chcesz ją odnaleźć. Z Niną koniec?

- Definitywny. To nie jest kobieta dla mnie i powinienem był to wiedzieć już w momencie kiedy ją poznałem. Jestem stary i głupi przyjacielu. Miałem w domu prawdziwy skarb i nie potrafiłem tego docenić. Koniecznie muszę ją odszukać. Znasz adres tego ośrodka?

- Nie pamiętam, ale jak zapytasz o Ośrodek Wypoczynkowy „Pod Omegą” to każdy wskaże ci drogę. Powodzenia Artur.


ROZDZIAŁ 9


Jeszcze tego samego dnia podjechali do biura prawnego. Artur przedstawił się mecenasowi Kaszubie i zapytał o papiery rozwodowe zdeponowane przez żonę.

- Zdecydował się pan? Pytam dlatego, że one leżą tu ponad rok. Żona nie wiedziała, gdzie pana szukać. Zaraz dam panu do podpisania – otworzył jedną z szuflad wielkiej, dębowej szafy.

- Nie… Pan nie rozumie. Ja przyjechałem odebrać ten pozew, bo nie mam zamiaru go podpisywać. Kocham żonę i zrobię wszystko, żeby odwieść ją od tej decyzji. Rozwodu nie będzie.

- W takim razie oddaję je panu. Proszę bardzo.

- Czy jestem coś winien za ten depozyt?

- Nie. Wszystko zostało opłacone.

Artur miał już wychodzić, lecz cofnął się z powrotem.

- Mam jeszcze jedno pytanie do pana. Czy zna pan jej aktualny adres?

- Znam, ale nie mogę panu udzielić informacji. Żona to sobie zastrzegła podobnie jak nowy numer telefonu. Przykro mi, ale obowiązuje mnie tajemnica adwokacka.

Kiedy wyszedł z kancelarii pomyślał, że Anita rzeczywiście zatarła wszystkie ślady. Wczoraj wieczorem usiłował wejść na jeden z portali społecznościowych, na którym miała swoje konto. Niestety zostało zlikwidowane. Podobnie jak skrzynka e-mailowa. Nie pozostało mu nic innego jak tylko sprawdzić informacje przekazane przez przyjaciela. Uczepił się nadziei, że jednak okażą się prawdziwe i odnajdzie w Iławie Anitę.

Wieczorem wraz z Malwiną usiedli do komputera. Wpisał w wyszukiwarce nazwę miasta i wyświetlił mapę. Bez trudu znalazł ośrodek „Pod Omegą”. Spisał adres i numer telefonu.

- To kawałek od centrum – mruknął. – To musi być ładna okolica. Spójrz, dookoła lasy. Jutro zadzwonię tam i zapytam, czy mają jakieś wolne pokoje. Sprawdźmy jeszcze hotele w samym mieście na wypadek, gdyby jednak nie było wolnych miejsc w ośrodku.

Następnego dnia dowiedzieli się, że ośrodek ma pełne obłożenie aż do września.

- Podam panu numer telefonu do Willi „Alwa” – poinformowała Artura uprzejma recepcjonistka. – Niestety noclegi tam nie najtańsze, ale jest szansa na wolny pokój.

Miała rację. Pokój się znalazł i to dwuosobowy za całe sto siedemdziesiąt złotych od osoby. Nie zważał na cenę. Najważniejsze, że będą mogli wyjechać choćby jutro. Zerknął jeszcze na mapę i uśmiechnął się zadowolony. „Alwa” położona była bardzo blisko ośrodka „Pod Omegą”.

- To piękne tereny córcia. Możemy pozwiedzać przy okazji.

- Ja jestem za – odpowiedziała z entuzjazmem.


Spakowali trochę rzeczy i faktycznie wyjechali następnego dnia. Artur zamierzał zostać do niedzieli. Od poniedziałku zaczynał pracę w firmie.

Iława urzekła ich. Podziwiali to piękne i bardzo czyste miasto. GPS doprowadził ich do hotelu. Zameldowali się, a że było jeszcze wcześnie postanowili zrobić mały rekonesans.

- Podjedziemy pod ten ośrodek i przejdziemy kawałek brzegiem.

Dzień był piękny. Kiedy dojechali do ośrodka zauważyli trzy pomosty, przy których huśtały się na wodzie zacumowane łódki.

- Jak tu ładnie – zachwyciła się Malwina. – Musimy kiedyś przyjechać tu na wakacje.

Poszli spacerkiem wzdłuż brzegu. Minęli marinę przy ośrodku wchodząc w strefę wody, lasu i błogiego spokoju. Nie przeszli więcej jak kilometr, gdy Artur poczuł w nozdrzach zapach wędzonych ryb. Od razu pociekła mu ślinka.

- Malwina, może kupimy trochę rybek. W mieście nie ma takich świeżych. Chodź zapytamy, czy w ogóle nam sprzedadzą.

Idąc za tym boskim zapachem dotarli do skleconej z desek szopy, obok której uwijał się starszy człowiek ściągając z wnętrza całkiem profesjonalnej wędzarni gotowe już ryby.

- Dzień dobry panu – przywitał się Artur. – Czy ma pan może ryby na sprzedaż? Ich zapach zwabił nas tutaj i postanowiliśmy kupić trochę.

- A pewnie. Jakie chcecie? Mam węgorze, sielawki, miętusy i szczupaki. Na co macie ochotę?

- Na węgorza – Malwina aż oblizała usta. – Kup trochę tato. Na pewno jest tańszy niż w Warszawie.

- Dobrze. W takim razie weźmiemy węgorza, szczupaka, bo nigdy nie jadłem wędzonego i sielawę. Spróbujemy wszystkiego po trochu. Niech pan da jeszcze miętusa. Mężczyzna zapakował zgrabną paczkę i wręczył Arturowi życząc smacznego. Kochański zapłacił i to wcale niemało. Nie żałował jednak.

- Mogę pana jeszcze o coś zapytać? Jest pan tutejszy i pewnie zna pan wszystkich mieszkańców w okolicy. Czy mieszka tu gdzieś Anita Kochańska? Przeprowadziła się tutaj jakiś rok temu może trochę więcej.

- Anita? Pewnie, że mieszka, ale teraz jej nie ma. Pracuje u Mazurów. Mają wielkie rybne gospodarstwo hodowlane. Zazwyczaj wraca koło szesnastej. Wiem, bo czasem podjeżdża tu do mnie i prosi, żeby jej uwędzić kilka ryb. Mieszka w takim niedużym domku pomalowanym na niebiesko. Widać go dobrze od strony jeziora. To trochę dalej. Jakieś pięćset metrów wzdłuż brzegu. Na pewno traficie.

Podziękowali i dość szybko oddalili się. Oboje byli podekscytowani.

- Udało się tato! Znaleźliśmy ją! Już nie mogę się doczekać kiedy ją zobaczę. Stęskniłam się za nią.

- Ja to wiem kochanie, ale nie możemy zapomnieć, że zachowaliśmy się wobec niej karygodnie. Nie wiadomo jak zareaguje na nasz widok. Bardzo się tego boję…

- Ona nas kocha tato… i na pewno nigdy nie usłyszymy od niej, że nie chce nas więcej widzieć.

- Jeszcze do szesnastej daleko. Jeśli chcemy ją zobaczyć musimy poczekać jakieś półtorej godziny. Spójrz. Widzę dach i niebieski kolor. To tutaj. Podejdźmy trochę bliżej. Nie chciałbym jej wystraszyć. A co, jeśli jest już w domu?

Ostrożnie kryjąc się za zaroślami podeszli pod ogrodzenie i rozejrzeli się.

- Pięknie tu – westchnął Artur – i całkiem dziko. Odludnie. Nigdy w życiu bym jej nie odnalazł w tym miejscu. Jak to często przypadek rządzi ludźmi – zamruczał uderzając w nieco filozoficzny ton. - Janek mówił, że oboje on i Ewa widzieli ją z psem. Nie widzę psa i nie słyszę szczekania. Wiesz co? Wróćmy na brzeg jeziora i usiądźmy tak, żebyśmy mieli widok na bramę. Zjemy po rybce i może jakoś doczekamy mamy.

Wydawało się im, że siedzą całą wieczność, ale w końcu usłyszeli chrzęst kół na żwirze. Zobaczyli rower z przyczepką, w której leżał spory owczarek niemiecki. Kobieta zeskoczyła z siodełka i otworzyła bramkę.

- Wysiadaj Lola. Jesteśmy w domu – powiedziała do psa, który posłusznie wyskoczył z przyczepki. Jednak zamiast wejść do obejścia stanął na ścieżce i zaczął węszyć. W końcu rozszczekał się.

- Lola cichutko – powiedziała do psa Anita. – Tam nic nie ma. Co tam zwąchałaś? – wprowadziła rower, oparła go o ścianę domu i wróciła do Loli. – No dobrze, chodź. Sprawdzimy.

Artur wpadł w panikę. Najwyraźniej pies poczuł ich zapach. Nie było sensu się ukrywać, bo i tak za chwilę zostaliby zdemaskowani. Przygarnął Malwinę do siebie. Po chwili Lola ujadając zawzięcie była już przy nich.

- Lola! Nie szczekaj tak! – Anita zdenerwowała się nieco. Minęła gęste zarośla i wyszła na piasek pokrywający brzeg jeziora. Zobaczyła ich stojących w milczeniu. Szok był tak wielki, że straciła przytomność osuwając się na piach. Lola przypadła do niej liżąc ją po twarzy i głośno piszcząc. Artur pochylił się nad Anitą. Malwina pokonując strach przed psem przykucnęła z drugiej strony.

- Mamusiu ocknij się, proszę. Nie chcieliśmy cię wystraszyć.

Mokry jęzor Loli dokonał cudu, bo otworzyła oczy. Momentalnie stanęły w nich łzy i rozpłakała się.

- Przepraszam Anitko, nie chcieliśmy cię wystraszyć. Przepraszamy cię oboje za to, że potraktowaliśmy cię tak nikczemnie i podle. Nie mieliśmy racji. Dzisiaj to już wiem. Odkryłem całą prawdę o Ninie. To tobie powinienem był uwierzyć nie jej.

Malwina objęła jej szyję i przytuliła się mocno.

- Nawet nie wiesz jak bardzo mi cię brakowało, jak mocno tęskniłam i jak strasznie żałuję tych słów, które wypowiedziałam w wielkiej złości.

- Kochanie, ja wiem, że zrobiliśmy rzecz straszną, rzecz, którą ciężko jest wybaczyć. Jeśli jednak zdołasz to zrobić przysięgam ci, że będę najlepszym mężem i ojcem, i nigdy już cię nie zawiodę. Jestem wielkim głupcem. Nie wiem co ja sobie myślałem? Że z Niną będzie tak jak kiedyś? Nie było a Nina okazała się wyrodną, mściwą suką. Nie miała żadnych wyrzutów sumienia, gdy mówiłem jej, że swoimi kłamstwami rozbiła nasze małżeństwo. Nie znam bardziej podłej osoby. Byliśmy u adwokata. Odebrałem pozew i podarłem go. Zależy mi na tobie i to bardzo. Jeśli mi wybaczysz będę udowadniał ci to każdego dnia. Nie chcę rozwodu. Chcę, żebyśmy znowu byli prawdziwą rodziną jak kiedyś. Nie będę cię naciskał. Nie mam do tego prawa, ale jeśli zdecydujesz się do nas wrócić, będziemy bardzo szczęśliwi.

Słuchała Artura i Malwiny wciąż nie mogąc uwierzyć, że odnaleźli ją i są tuż obok. Temu co mówił, też trudno było dać wiarę. - Zależy mu na mnie? Od kiedy? To teraz Nina jest ta zła a ja dobra? Na własnej skórze musiał się przekonać jaki charakter ma obiekt jego westchnień. Zderzenie z prawdą musiało być traumatyczne i zapewne wstrząsnęło nim. Mam wybaczyć? Mam do nich wrócić? Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie jestem na to gotowa. To wciąż bardzo boli – usiadła na piasku i potrząsnęła głową.

- Nie mogę wrócić. Jeszcze nie teraz… To zbyt trudne i skomplikowane. Kocham to miejsce. Tu jest teraz mój dom – podniosła się. – Muszę nakarmić psa i sama coś zjeść. Jeśli chcecie mi towarzyszyć to zapraszam. Idziemy Lola. – Pies natychmiast stanął przy jej nodze. Poszła przodem. Za nią ze spuszczoną głową podążał Artur i Malwina. Nie mieli pojęcia, co postanowi Anita. Nie będzie jej łatwo wybaczyć i tego właśnie się spodziewali. Na pewno nie liczyli, że rzuci im się od razu w ramiona.

Ten mały domek zrobił na nich wrażenie. Był bardzo przytulny, jasny i czysty. Anita jak zwykle była poukładana i schludna. To się nie zmieniło.

- Kupiłaś ten domek? – Uśmiechnęła się pod nosem.

- Nie byłoby mnie stać. To dom mojej znajomej, Dostała go w spadku po rodzicach. To ona uznała, że powinnam zmienić otoczenie i zaproponowała zamieszkanie tutaj. Zgodziłam się bez wahania. Warszawa w pewnym momencie stała się dla mnie miejscem toksycznym. Musiałam stamtąd uciec. Nadal nie znacie całej prawdy z przeszłości. Jutro jest sobota i mam wolne. Jeśli przyjdziecie tu do południa na pewno wystarczy wam czasu na wysłuchanie wszystkiego. Zrobię jakiś obiad a potem możemy upiec sobie kiełbaski. A tak w ogóle to gdzie się zatrzymaliście? O ile wiem w ośrodkach stojących wokół jeziora nie ma wolnych pokoi.

- No nie ma i szybko się o tym przekonaliśmy. Chcieliśmy się zatrzymać w ośrodku „Pod Omegą”, ale mieli komplet. Polecili nam Willę „Almę”. Drogo, ale dostaliśmy pokój.

- A jak mnie znaleźliście?

- Szukaliśmy po omacku. Dobrze zatarłaś za sobą ślady. Adwokat nie puścił pary z ust. Jak wróciliśmy do domu poszedłem do swojego byłego zakładu pracy dopytać się, czy przyjmą mnie z powrotem. Spotkałem tam Janka Wacha. Opowiadał mi, że w zeszłym roku byli tu z Ewą właśnie „Pod Omegą” i któregoś dnia Ewa zauważyła kobietę biegnącą z psem. Pomyślała, że to ty i trochę się zdziwiła. Nie zawołała cię jednak, bo nie miała stuprocentowej pewności. Miałaś na sobie jakiś dres, kapelusik i słoneczne okulary. A poza tym zmylił ją pies, bo wiedziała, że nigdy nie mieliśmy psa. To był jedyny nikły ślad i postanowiliśmy go sprawdzić. Zaparkowałem pod ośrodkiem i pieszo przyszliśmy tutaj. Po drodze mijaliśmy wędzarnię. Kupiliśmy tam kilka ryb. Przy okazji zapytałem o ciebie. Okazało się, że ten człowiek dobrze cię zna i wie gdzie mieszkasz. Dał nam wskazówki i dotarliśmy tutaj. Mówił nam, że pracujesz do szesnastej i trochę musieliśmy czekać. Chcieliśmy się przekonać, że to rzeczywiście o ciebie chodzi – omiótł wzrokiem jej sylwetkę. - Zeszczuplałaś – powiedział z bólem w głosie. – Nie możemy sobie darować, że przez naszą głupotę i działanie pod wpływem emocji musiałaś tyle przejść.

- Było, minęło – mruknęła podsuwając Loli pełną miskę. – Zjecie coś? Mam gęstą zupę rybną. Coś na kształt angielskiego chowdera.

- Ja bardzo chętnie – odpowiedziała Malwina. –Stęskniłam się za twoją kuchnią. Nina nie potrafi nawet zagotować wody, bo jej się przypala. Jest do niczego.

Anita zbyła tę uwagę milczeniem, ale pomyślała, że była przyjaciółka w innych rzeczach jest świetna. Na przykład w puszczaniu się z połową męskiej populacji miasta.


ROZDZIAŁ 10

ostatni


Chowder smakował rewelacyjnie. Dawno nie jedli tak smacznej zupy. Nawet te, które podawano w eleganckich restauracjach nie umywały się do tej. Malwina podziękowała Anicie.

- Ty odpocznij a ja pozmywam – zadeklarowała. – Potem pójdę na podwórko i zabiorę Lolę. Trochę się z nią pobawię i być może się polubimy – zabrała talerze i wyszła do kuchni zostawiając rodziców samych.

Byli spięci a powietrze tak gęste, że można je było kroić nożem. Artur poruszył się niespokojnie.

- Anita, czy weźmiesz pod uwagę ewentualny powrót do domu? – zapytał cicho.

- Ale po co? Do kogo? Wyjeżdżając do Wrocławia postawiliście mnie przed faktem dokonanym, nie daliście wyboru, zadecydowaliście, że od teraz nie mam rodziny. Zrozumiałam to. Dwanaście lat spędziliśmy razem tylko z jednego powodu, z powodu naszej córki. Dwanaście lat żyłam bez miłości, żyłam nadzieją, że może kiedyś zapomnisz o Ninie i przestaniesz ją kochać. To było bardzo naiwne myślenie, bo przecież nawet jeślibyś do niej już nic nie czuł, mogłeś pokochać jakąś inną kobietę a nie mnie. Oboje kochaliśmy naszą Malwinę, ale nie kochaliśmy siebie nawzajem. To nie było małżeństwo, ale jakiś sztucznie wypracowany twór. To tylko ja chciałam wierzyć, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie było. Zrozumiałam, że nikogo nie można zmusić do miłości i ja już tego robić nie będę.

- Masz kogoś?

Pokręciła głową z niedowierzaniem, że w ogóle zadał jej takie pytanie.

- Nie mam. Skutecznie wyleczyłam się z mężczyzn raz na zawsze.

- Byliśmy ostatnio na urodzinach wspólnika Niny. Tam spotkałem Piotrka Zwolińskiego i to on otworzył mi oczy. Nawet nie wiesz jak bardzo jest mi głupio i wstyd, że posądzałem cię o te wszystkie rzeczy. Jak bardzo czuję się podle, bo zrozumiałem, że nie zasługuję na ciebie. Rozstanie z Niną było burzliwe, bo wywaliłem jej wszystko, kawę na ławę. Po raz pierwszy wówczas poczułem do niej wstręt i zrozumiałem, że z tą kobietą nigdy nie byłbym szczęśliwy. Od kiedy wróciliśmy do Warszawy wciąż zadaję sobie pytanie jakim cudem ona mnie tak omotała. Ma w sobie wszystkie cechy, których szczerze nienawidzę. Ona nie mogła znieść myśli, że pobraliśmy się. Hodowała zemstę przez lata. Zazdrościła ci, że zostałem twoim mężem i za wszelką cenę musiała doprowadzić do rozbicia związku. Malwina w ogóle jej nie obchodzi i podejrzewam, że tak było od początku. Nie mogę sobie darować, że byłem tak ślepy i tak naiwnie głupi. Nie zasłużyłaś sobie na to. Zasłużyłaś na nasz wielki szacunek, na naszą miłość i oddanie. Przysięgam, że jeśli zdołasz nam wybaczyć, nie zawiedziemy.

Po policzkach Anity płynęły strugi łez. Artur nie mógł tego znieść. Te łzy uświadomiły mu, że namówienie jej do powrotu może okazać się niezwykle trudne, bo bardzo ją skrzywdzili.

- Anita nie płacz proszę, bo pęka mi serce. Jestem podłym draniem, że zgotowałem ci taki los. To można jeszcze naprawić, tylko zgódź się.

- Chyba powinniście już iść – powiedziała drżącym głosem. Późno się robi, a wy musicie jeszcze dotrzeć do Omegi. Przyjedźcie jutro tak jak mówiłam. Ja nic nie mogę ci obiecać poza tym, że zastanowię się nad tą propozycją. Jak będziecie jechać jutro, to nie skręcaj na parking przy Omedze, ale jedź prosto. Wtedy podjedziesz pod sam dom.

Pożegnała się z nimi choć Malwinę ciężko było oderwać od psa. Wyszła z nimi przed bramę i stała dłuższą chwilę odprowadzając ich wzrokiem. Zostawili ją z natłokiem myśli. Pogubiła się i już sama nie wiedziała jaką ma podjąć decyzję.

Wieczorem przyjechała Marta i Anita opowiedziała jej o wszystkim również o wątpliwościach jakie zasiał w niej Artur.

- Umówiłam się z nimi koło dziesiątej rano i nie po to, żeby się spakować i wrócić z nimi do Warszawy, ale po to, żeby powiedzieć im prawdę. Nina za bardzo namieszała w głowach im obojgu i sami nie wiedzą czego się trzymać.

- W takim razie ja zostawię ci jutro chatę wolną. Pojadę do Mazurów i spędzę u nich dzień. Uczulam cię tylko, żebyś nie podejmowała pochopnych decyzji i dobrze wszystko przemyślała a przede wszystkim miała pewność, czy warto Arturowi wybaczyć czy nie.


Następnego dnia Kochańscy pojawili się punktualnie. Przywitali się z Anitą i wychodzącą właśnie Martą. Anita przedstawiła ich sobie. Kiedy Marta wyjechała za bramę Anita zaproponowała rozmowę na zewnątrz.

- Na tyłach za domem mam do takich rzeczy świetne miejsce. Zrobię tylko kawę i Malwinie herbatę, i zaraz do was dołączę.

- Ja pomogę mamuś, bo nie zabierzesz się z tym sama a ty tato poszukaj tego cichego zakątka.

Kawa, herbata i talerz z pociętym drożdżowym ciastem przywiezionym przez Martę pojawiły się błyskawicznie na drewnianym stole. Malwina z ojcem zajęli jedną z ław a Anita usiadła naprzeciwko.

- Zaprosiłam was, bo sprawy zaszły za daleko. Uznałam więc, że zasługujecie na prawdę. Zacznę od samego początku. Z Niną przyjaźniłyśmy się od zawsze i trzymałyśmy się razem. Przesiedziałyśmy w jednej ławce podstawówkę i liceum. Sporo imprezowałyśmy, choć Nina z całą pewnością znacznie więcej niż ja. Na jednej z imprez poznałyśmy ciebie. Na nas obu zrobiłeś piorunujące wrażenie. Ja zakochałam się od razu, Nina tylko kokietowała, ale i tak skradła ci serce, bo zakochałeś się w niej bez pamięci. Zazdrościłam wam tej miłości, ganiłam siebie, że jesteś chłopakiem przyjaciółki i nie mogę cię kochać, ale serce nie sługa. Nina nigdy nie była stała w uczuciach. Skakała z kwiatka na kwiatek. Nic więc dziwnego, że i tobą znudziła się bardzo szybko. Wychodziłeś ze skóry, żeby do ciebie wróciła. Prosiłeś o pomoc mnie. W końcu, gdy to nie odniosło żadnego skutku, postanowiłeś wziąć na Ninie odwet i to moim kosztem. Ja byłam szczęśliwa, ty po wszystkim powiedziałeś mi, że to był błąd, którego żałujesz. Byłam zdruzgotana. Nina zauważyła to. Początkowo nie chciałam jej nic mówić, ale w końcu pomyślałam, że skoro już nie jesteście razem, to jest jej wszystko jedno. Kiedy się dowiedziała poczuła się urażona. Jeszcze tego samego dnia pobiegła do ciebie i wróciła do ciebie, a przynajmniej tak ci się wydawało. Potem nadszedł październik. Ona wyjechała na studia do Wrocławia, ty i ja do Warszawy. Trochę wcześniej okazało się, że jestem w ciąży. Powiedziałam ci o tym, ale źle odebrałeś tę wiadomość i umyłeś ręce. Ciąży nie znosiłam dobrze i w końcu poroniłam w trzecim miesiącu a lekarz powiedział mi, że w przyszłości mogę mieć kłopoty z zajściem i urodzeniem dziecka. To akurat się sprawdziło. Nic nikomu o poronieniu nie powiedziałam nawet babci, chociaż ona wiedziała o moim stanie. Było mi ciężko. Rozpaczałam i wtedy zadzwoniła Nina błagając mnie o przyjazd do Wrocławia. Twierdziła, że potrzebuje pomocy, że to skomplikowane i że tobie nic nie może powiedzieć. Po moim przyjeździe wyznała mi, że jest w ciąży, w trzecim miesiącu. Nie miała pojęcia, czyje to dziecko. Nie mogła ci o nim powiedzieć, bo przecież nie była ci wierna. Powiedziała ci wtedy, że zrywa z tobą, bo jest z kimś innym. Nie chciała tego dziecka i zamierzała usunąć ciążę. Na moje stwierdzenie, że kolejny raz łamie ci serce powiedziała tylko, że jakoś to przeżyjesz, bo nie jesteś dzieckiem i to nie jest jej wina, że mężczyźni szybko ją nudzą. Usunięcie ciąży wybiłam jej z głowy. Uświadomiłam, że w Polsce nikt jej tego nie zrobi i będzie musiała jechać do Czech z workiem gotówki, której ani ona, ani ja nie mam. Poradziłam wtedy, żeby urodziła to dziecko i oddała do adopcji. Powiedziałam, że powinna przenieść się do Warszawy na uczelnię, bo wówczas będę mogła się nią zaopiekować i nie zostawię jej samej. Tak właśnie zrobiłyśmy. Ciążę znosiła dobrze, ale kiedy urodziła jakby diabeł w nią wstąpił. Zostawiała mi dziecko i włóczyła się od imprezy do imprezy najczęściej wracając nad ranem. Kiedy Malwinka miała sześć miesięcy Nina wróciła z takiej potańcówki trochę wstawiona. Powiedziała mi, że ma serdecznie dość małej, jej wrzasków i pobudek w środku nocy. Nie jest odarta z uczuć, ale na pewno jej nie pokocha. Już wtedy wiedziałyśmy, że dziecko jest twoje, bo było bardzo do ciebie podobne. To ona wpadła na pomysł adopcji ze wskazaniem i zaproponowała mi, żebym to ja była wskazana we wniosku. Zaskoczyła mnie tą propozycją, ale ja już wtedy tak bardzo kochałam małą, że uznałam iż to będzie lepsze wyjście niż oddawanie jej obcym ludziom. Tak właśnie zrobiłyśmy. Podpisałam dokumenty i Malwina stała się moją prawowitą córką. Po wyjściu z sądu Nina wymusiła na mnie obietnicę, że nikt o tym się nie dowie, że będzie to nasz wspólny sekret. Milczałam więc. Niedługo po tym Nina oznajmiła, że wraca do Wrocławia na stałe. Pomyślałam, że tak chyba będzie lepiej, gdy zniknie z naszego życia. Wtedy widziałam ją po raz ostatni. Przez kolejne lata nie wiedziałam co się z nią dzieje. Na wakacje zawsze wracałam do Wałbrzycha. Tam siedząc kiedyś z małą w parku spotkałam twoich rodziców. Od razu zauważyli to uderzające podobieństwo więc nie było sensu zaprzeczać. Uznali, że powinieneś wiedzieć. Mieli pretensje, że nie powiedziałam ci o ciąży. Wyprowadziłam ich z błędu. Przecież rozmawialiśmy i mówiłam ci, że zaszłam w ciążę, ale ty nie chciałeś o niczym słyszeć, bo znowu byłeś z Niną. Zataiłam przed nimi tylko, że to dziecko w wózku jest wynikiem innej ciąży, przecież zobowiązałam się do milczenia. Resztę już znasz. Nie szantażowałam twoich rodziców. Powiedziałam im, że ty kochasz Ninę nie mnie. Powiedziałam, że nie można nikogo zmusić do miłości a ja niczego od ciebie nie chcę, alimentów również i wychowam to dziecko sama. Jak wiesz, nie odpuścili.

Zapadła cisza. Artur i Malwina byli wstrząśnięci. To co opowiedziała Anita brzmiało jak jakieś pieprzone science fiction.

- To przekracza granice mojego pojmowania. Ta suka wykorzystała nas a przede wszystkim ciebie. Manipulowała nami. Posłużyła się tobą jak przedmiotem, zagrała na twoich uczuciach. Dobrze wiedziała, że jak zaproponuje adopcję ze wskazaniem nie odmówisz, bo widziała jak bardzo kochasz Malwinę. Podła, wredna sucz. Przepraszam córeczko, ale czasami trzeba nazwać rzeczy po imieniu. Dla czystej satysfakcji rozbiła nasze małżeństwo i napawała się tym. Jak można być tak podłym?

- Gdybyście wtedy wysłuchali co mam do powiedzenia, być może nie doszłoby do takiej sytuacji jaką mamy dzisiaj. Z drugiej jednak strony myślę, że twoja miłość do niej z czasem stała się obsesyjna i cokolwiek by nie powiedziała i tak byś uwierzył jej nie mnie. Proponujesz mi powrót do domu, a je nie wiem, czy za jakiś czas ona ponownie nie pojawi się w naszym życiu a ty znowu okażesz się słaby. Nie kochasz mnie. Nigdy nie kochałeś i ja nie mam o to do ciebie pretensji. Sądziłam, że ja w sobie mam wystarczająco dużo miłości, żeby starczyło dla naszej trójki, ale myliłam się.

- Tak nie będzie mamuś – odezwała się Malwina. – Ona nigdy nie przestąpi już progu naszego domu. Dostaliśmy niezłą nauczkę i wyciągnęliśmy z niej właściwe wnioski. Nigdy więcej Niny w naszym życiu.

- To nie jest tak jak mówisz. Ja dopiero we Wrocławiu obserwując poczynania Niny zrozumiałem, co tak naprawdę straciłem. A straciłem wspaniałą kobietę, kochającą żonę i matkę, szlachetnego i dobrego człowieka. Takich strat nie można już nadrobić, ale chciałbym przynajmniej spróbować.

- Musicie dać mi czas. To trudna decyzja, której nie podejmę z dnia na dzień.

- Dostaniesz tyle czasu ile będziesz chciała, ale nie przekreślaj nas proszę i daj nam szansę. Ja jutro wracam do Warszawy, bo od poniedziałku zaczynam pracę. Malwina bardzo chce tu z tobą zostać. Ma wakacje i sama nie wie, co ze sobą zrobić.

- Ale tu też będziesz sama przynajmniej do popołudnia. Będziesz się nudzić.

- Nie będę mamuś. Tu jest tak pięknie i jest tyle ciekawych miejsc do zobaczenia. Zgódź się, proszę. Nie chcę stąd wyjeżdżać. Odnaleźliśmy cię i choć w części chcę nadrobić ten stracony przez naszą głupotę czas. Tata w następny weekend przywiózłby mi jakieś ciuchy.

- No dobrze… Zajmiesz jeden z pokoików na górze. Marta się zdziwi – uśmiechnęła się do córki.


Malwina została do końca wakacji. Odżyły jej świetne relacje z matką. Artur pojawiał się w każdy piątek wieczorem zawsze z ogromnym bukietem kwiatów. Adorował Anitę jakby chciał wynagrodzić jej czas, kiedy traktował ją poprawnie, ale bez czułości. Teraz na każdym kroku zapewniał ją, że jest najlepszą żoną na świecie i że bardzo ją kocha. Z czasem zaprzyjaźnił się z Martą i Mazurami. Uskuteczniał przy domu drobne naprawy i pomagał Wojtkowi przy rybach.

Lato dobiegało końca. Anita coraz częściej szeptała z Martą po kątach zwierzając się jej i prosząc o radę.

- Ja cię nie wyganiam, – mówiła Marta – ale widzę też jak bardzo zależy Arturowi i Malwinie na tobie. Uważam, że powinnaś dać im jeszcze jedną szansę. Powinnaś wrócić do Warszawy. Jeśli chcesz, to zapytam w pracy o etat dla ciebie. O ile mam rozeznanie, to nie przyjęto nikogo na twoje miejsce.

- Naprawdę? W takim razie popytaj. Ja chętnie wrócę na stare śmieci, a tu jeśli się zgodzisz, będziemy przyjeżdżać na wakacje i ciepłe weekendy.


Był koniec września. W połowie tygodnia Anita postanowiła zadzwonić do męża. Zdziwił go trochę jej telefon, bo to raczej on dzwonił do niej nie odwrotnie.

- Dzień dobry kochanie. Jaka miła niespodzianka. Stało się coś, że dzwonisz?

- Nie, nic się nie stało. Dzwonię, bo chcę ci powiedzieć, że w niedzielę wracam do domu. Wracam na dobre i zabieram ze sobą Lolę. Wrócę z Martą. Nie przyjeżdżajcie więc.

Artur uśmiechnął się szeroko i odetchnął z ulgą. To co powiedziała było najpiękniejszą muzyką dla jego uszu.

- Bardzo się cieszę skarbie, że podjęłaś wreszcie decyzję i naprawdę to doceniam.

- Nie mogłam podjąć innej. Przecież kocham was nad życie.


K O N I E C



48 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page