„SPOTKANIE PO LATACH”
Prolog
Pewnego wieczoru nad brzegiem Wisły przytrafiło im się coś naprawdę wyjątkowego. Coś, co zawładnęło ich rozumem i sercem, coś, co śmiało można by nazwać uczuciem nieprzeciętnym. To właśnie wtedy zrozumieli oboje, że to, co zrodziło się między nimi jest niezwykle silne i przyciąga ich do siebie jak magnes.
On nie był wolny, bo od wielu lat żył z kobietą, z przybraną siostrą, którą wraz z bratem wychowali jego rodzice, gdy zostali sierotami. To właśnie ją jego rodzice wybrali na swoją synową i już od najmłodszych lat wmawiali im obojgu, że są sobie pisani.
Ona - dyrektor finansowy miała świadomość, że jej prezes, w którym zakochała się od pierwszego wejrzenia nigdy nie zostawi dla niej swojej narzeczonej. Mimo to, to właśnie tam nad Wisłą dygocząc z zimna w jego ramionach po raz pierwszy usłyszała z jego ust te magiczne dwa słowa „kocham cię”.
To była trudna miłość, z którą nie mogli się zdradzić i którą musieli ukryć głęboko na dnie serca. Marek czekał na odpowiedni moment, żeby powiedzieć swojej narzeczonej, że zrywa zaręczyny i żadnego ślubu nie będzie. Ula czekała cierpliwie aż Marek się odważy i wyzna Paulinie prawdę. Przedłużanie się decyzji o rozstaniu było dla Uli katuszą. Miała dość kłamstw i ukrywania się ze swoim uczuciem do Marka. Każdy mijający dzień nie przybliżał ich ani trochę do momentu bycia razem, bo Marek wciąż zwlekał, co rozczarowywało Ulę. Nadeszła chwila, w której straciła już wszelką nadzieję. Marek uspokoił ją, że po zarządzie rozstanie się z Pauliną. Tak się jednak nie stało. Dla Uli jako dyrektora finansowego ten zarząd okazał się fatalny. Firma była w kiepskiej kondycji finansowej. Chcąc przygotować się solidnie do raportu o stanie firmowych finansów wyjechała wraz z Markiem do SPA. Tam dowiedziała się jak bardzo jest źle. Marek starał się nie wyolbrzymiać tej katastrofy. W dzień szukali jakichś rozwiązań a w nocy kochali się do utraty tchu. Stanęło na tym, że Ula zgodziła się podrasować nieco raport.
Kłamstwo ma jednak krótkie nogi. Na posiedzeniu zarządu Alex Febo brat Pauliny przedstawił im dowody sfałszowania dokumentu a także uzmysłowił swoim przybranym rodzicom, że zatrudnienie panny Cieplak na stanowisku dyrektora finansowego było poważnym błędem, bo zrodziło konflikt interesów.
Wyszły na jaw dwa potężne kredyty, które Ula wzięła chcąc ratować firmę i stanowisko Marka z zapaści. Febo zarzucił jej działania na niekorzyść firmy i okradanie jej. Marek próbował interweniować i bronił Ulę, ale to nic nie dało. Ona nie wykrztusiła z siebie nawet słowa. Wyszła z sali konferencyjnej z twarzą mokrą od łez i zaczęła pakować swoje rzeczy. Zrozumiała, że mężczyzna, którego pokochała nad życie nie jest w stanie w jej sprawie zrobić już nic. Nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że jest zbyt słaby i za bardzo boi się gniewu ojca.
Zanim posiedzenie zarządu się skończyło ona zdążyła napisać wypowiedzenie i zostawić je na biurku Marka. Niezatrzymywana przez nikogo wyszła z firmy nie oglądając się za siebie.
Dla Marka ten zarząd też nie skończył się dobrze. Wściekły ojciec wprawdzie nie odebrał mu stanowiska, ale zastrzegł, że od teraz będą mu wszyscy patrzeć na ręce a zwłaszcza Alex, którego przywraca na dawne stanowisko.
Markowi było to obojętne. Jego myśli zajmowała upokorzona Ula i wyrzuty sumienia, że nie potrafił jej obronić. Po zarządzie wszędzie jej szukał. Wielokrotnie wybierał jej numer, ale nie odbierała. Nie mógł uwierzyć sekretarce Uli, gdy mówiła, że ta ostatnia spakowała swoje rzeczy i wyniosła się z firmy. Dopiero wypowiedzenie, które znalazł na biurku uświadomiło mu, że ona odeszła naprawdę. Uświadomiło mu również, że jest tchórzem i ostatnim draniem, bo nie potrafił zatrzymać kobiety, którą kochał bardziej niż własne życie.
Mimo tego silnego uczucia i wielkiej namiętności jednak rozstali się. Marek próbował porozmawiać z Ulą. Nawet pojechał do Rysiowa, gdzie mieszkała, ale jej ojciec powiedział mu, że wyjechała a on nie wie dokąd i kiedy wróci.
Trzeba było czasu i lat spędzonych bez siebie, by zrozumieć, że ta wielka miłość, którą się obdarzyli wciąż w nich się tli.
ROZDZIAŁ 1
Dźwięk natarczywie dzwoniącej komórki wyrwał go ze snu. Zerknął na wyświetlacz i skrzywił się. Nie miał ochoty dzisiaj z nikim rozmawiać także ze swoim najlepszym przyjacielem a jednak odebrał.
- Seba, czemu budzisz mnie o tak morderczej porze? Jest sobota… - wymruczał.
- Morderczej porze? Człowieku już po jedenastej. Myślałem, że zechcesz się umówić na popołudnie. Dawno nie gadaliśmy a i klub mocno zaniedbaliśmy.
- Do żadnego klubu nie idę i dobrze o tym wiesz, bo nie chodzę do niego od lat. Co ci przychodzi do głowy? Chcę być sam.
- Chcesz być sam już od kilku miesięcy a konkretnie od rozwodu. Nieźle tobą pozamiatała Paulinka. Tfu…, niech szlag trafi tę sukę…
- Rozłączam się i życzę ci miłego weekendu. Dzięki wielkie, że przypomniałeś mi o mojej byłej – ze złością nacisnął guzik z czerwoną słuchawką przerywając połączenie.
Zwlekł się z łóżka i wolno poszedł do łazienki. Pochylił się w stronę lustra chcąc dokładniej przyjrzeć się swojej twarzy. Nie wyglądała najlepiej pewnie dlatego, że praktycznie od kilku lat sypiał kiepsko. – To od chwili kiedy się ożeniłem… Nie… Od chwili tego szantażu emocjonalnego rodziców… Nie… Od chwili, gdy odeszła Ula. Tak to wtedy zacząłem źle sypiać. Ileż to już lat? Za chwilę będzie sześć. Od sześciu lat nie mam pojęcia gdzie jest i co się z nią dzieje. Gdyby tę ogromną tęsknotę przekuć na pieniądze byłbym krezusem.
Zsunął z siebie piżamę i wszedł pod zimny prysznic. On miał zetrzeć resztki snu i rozproszyć te natrętne myśli o Uli. Niewiele pomógł. Jedynie w tym, że przytomniejszy wszedł do kuchni i nastawił express. Stojąc przy oknie i sącząc czarną jak smoła kawę po raz n-ty analizował to nieszczęsne posiedzenie zarządu i swoją bezradność w chwili, gdy Febo niemal zaszczuł Ulę na śmierć. Kiedy odeszła zrozpaczona i upokorzona zostawiając mu wypowiedzenie na biurku po początkowym załamaniu liczył na to, że jakoś uda mu się ją udobruchać i przekonać do spotkania z nim. Nie udało się a on w końcu zrozumiał, że dla niej to co zrobił i jak się zachował było nie do wybaczenia. Przez kilka miesięcy łudził się jeszcze, że jeśli da jej czas na to, by ochłonęła i przyjrzała się całej sprawie z odpowiednim dystansem w końcu odbierze od niego telefon.
Dni mijały a w nim coraz mniej było nadziei na spotkanie i rozmowę. Za to nieubłaganie zbliżała się data jego ślubu z Pauliną. Nie chciał się żenić. Przyszła żona robiła wszystko, żeby go od siebie odstręczyć i to skutecznie. Czarno widział swoją przyszłość z nią. Była apodyktyczna, roszczeniowa i ciągle w jakichś pretensjach do niego, do ludzi, do całego świata.
Próbował się buntować. Rodzicom tłumaczył, że nie kocha Pauliny a pobierać się z nią tylko ze względu na dobro firmy to zbyt słaby argument. Zresztą seniorzy pozostali głusi na jego próby odwołania ślubu. Przyjęli taktykę łagodnej perswazji, gry w dobrego i złego policjanta, prób szantażu i pogrywaniu na emocjach. Wmówili mu, że ten ślub dla firmy jest niezwykle ważny, bo podniesie jej prestiż i znaczenie na rynku nie tylko polskim, ale i włoskim.
- Paulinka świetnie reprezentuje firmę i jeśli wejdziemy ekspansywnie na rynek włoski będzie jej ambasadorem. Razem możecie dokonać prawdziwych cudów. To piękna kobieta i choćby z tego względu ma ogromną siłę przebicia. Poza tym media ją kochają…
Jeśli ktoś powtarza dwadzieścia razy na dobę tego rodzaju argumenty w końcu zaczynasz się zastanawiać, czy aby nie ma racji. Rodzice i w Marku zasiali tego typu wątpliwości. Indoktrynacja była jak zmasowany atak bombowców. Z jednej strony on a z drugiej seniorzy i jego przyszła żona. Nadszedł moment, w którym doszedł do wniosku, że jego przyszłość nie będzie związana z Ulą. Ona milczała jak zaklęta, nie dawała znaku życia, co oznaczało, że wyrzuciła z pamięci to, co kiedyś ich połączyło. Oznaczało również, że zranił i rozczarował ją tak mocno, że nigdy mu nie wybaczy.
Gdy szedł do ołtarza w mediolańskiej katedrze na Piazza del Duomo prowadząc uśmiechniętą od ucha do ucha Paulinę nie potrafił wykrzesać z siebie podobnego entuzjazmu. W głowie kotłowały mu się czarne myśli o pożyciu z tą kobietą i zaprzepaszczonych szansach na szczęście z Ulą. Gdyby ktoś przyjrzał mu się w tym momencie dokładniej dostrzegłby jego oczy błyszczące od łez bynajmniej nie ze wzruszenia a raczej ze świadomości, że oto marnuje sobie życie i z całą pewnością nie będzie ono usłane różami. Nie przy Paulinie.
Upił solidny łyk kawy i głęboko westchnął. Pięć lat pożycia z tą kobietą wykończyło go emocjonalnie. Doszedł do momentu, że nie wytrzymywał już psychicznie tego co mu zafundowała. Jeszcze na początku małżeństwa próbował szukać ratunku u rodziców, ale za każdym razem stawali po jej stronie nawet wówczas, gdy powiedział im, że jest z nią nieszczęśliwy a jego życie nie ma w sobie nic z normalności.
- Każdy dzień z nią to jak uprawianie sportów ekstremalnych.
- To może zacznij uprawiać z nią seks, żebyśmy mogli przynajmniej cieszyć się wnukami. Z tego co nam mówiła nie skonsumowaliście nawet małżeństwa a ty sypiasz na kanapie w salonie. To uważasz jest w porządku wobec niej? – wygarnęła mu zdenerwowana matka.
- Mam sypiać z kobietą, której z każdym dniem nienawidzę coraz bardziej? Tylko dlatego, że wy chcecie mieć wnuki? Nie sądziłem, że potraficie być tacy egoistyczni i tacy cyniczni – wstał gwałtownie i niemal biegiem ruszył do przedpokoju. Zatrzymał się jeszcze w drzwiach i odwróciwszy się wysyczał przez zaciśnięte zęby – zapomnijcie o wnukach. Nigdy wam ich nie dam, rozumiecie? Nie z tą wiedźmą. Po moim trupie!
Od tej pory przestał do nich zaglądać. Widywał ich wyłącznie na posiedzeniach zarządu. Nie omieszkali wykorzystywać tych rzadkich okazji do rozmowy z synem a raczej do monologów wygłaszanych albo przez Helenę, albo przez Krzysztofa. Marek odzywał się z rzadka. Nie przerywał im tylko czasem udzielając jakichś zdawkowych odpowiedzi. Zżymali się, bo uważali, że jest im winien jakieś wyjaśnienia.
- Nic wam nie jestem winien. Jestem od dawna dorosły i stanowię sam o sobie a wy przestańcie zaglądać mi pod kołdrę i wciąż pouczać. Jeśli tak bardzo wam z tym źle, to wystarczy jedno słowo a zniknę z życia mojej żony i z waszego na zawsze. Wystarczająco już spieprzyliście mi moje własne.
Te „rozmowy” kończyły się zawsze tak samo. Seniorzy wstawali oburzeni słowami jedynaka i urażeni opuszczali jego gabinet.
Mimo ich usilnych zabiegów przez te wszystkie lata nie udało im się pojednać syna z synową. On i ona nie żyli jak małżeństwo, ale jak dwoje obcych ludzi, których łączy tylko wspólny adres.
Marek nie mógłby kochać się z Pauliną, bo już sama myśl napawała go obrzydzeniem. Po tym jak jego miłość do Uli stała się fizycznym spełnieniem nie potrafiłby już tego zrobić z inną kobietą. Na myśl o niej poczuł tkliwość i pożądanie a oczy wypełniły mu się łzami.
Comments