top of page
Szukaj
  • gajazolza

„SPOTKANIE PO LATACH” - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2


Dopiero po trzech latach trwania ich małżeństwa Krzysztof Dobrzański zadecydował, że należy zacząć rozkręcać włoską filię firmy. Na posiedzeniu zarządu oznajmił im, że początkowo liczył na to, że do Mediolanu pojedzie Marek i Paulina, ale to nie był najlepszy pomysł.

- Nie przypuszczałem, że moje zdrowie tak bardzo się posypie a ostatnio jest tylko gorzej. Nie będę w stanie zastąpić Marka tutaj. Równie dobrze mógłby go zastąpić Alex, ale to on zna doskonale włoski i ma tam cenne koneksje. Dlatego też synu – zwrócił się do Alexa - to ty tam pojedziesz i rozhulasz filę. Jeśli będzie potrzebna obecność Paulinki, to wówczas do ciebie dołączy. Marek poprowadzi firmę sam. Twoje obowiązki Alex przejmie tymczasowo Adam Turek. Myślę, że to dobry plan. Trzeba działać dzieci, bo jeśli teraz nie zaczniemy, to nigdy nam się nie uda.


Od tej pory modlił się, żeby żona jak najczęściej wyrażała chęć odwiedzenia brata w Mediolanie. Miał wtedy spokój od awantur, które urządzała mu każdego dnia i nie pozwalała odetchnąć. Wciąż zarzucała mu, że są małżeństwem na papierze, że nigdzie nie chce z nią chodzić, że każdą imprezę, na którą są zapraszani musi okrasić zgrabnym kłamstwem usprawiedliwiającym ich nieobecność. Coraz częściej zaskakiwała go nowym słownictwem wywodzącym się prosto z rynsztoka i tak bardzo nie pasującym do niej, do kobiety z klasą jak sama utrzymywała. Posądzanie go o liczne kochanki nie przeszło jej wraz z zamążpójściem a wręcz się jeszcze nasiliło. No bo skoro z nią nie sypia to z kim?



Był u kresu wytrzymałości. Coraz częściej zdarzało mu się krzyczeć wówczas, kiedy ona krzyczała. Jej zachowanie i ciągła podejrzliwość wyzwalały w nim najgorsze instynkty. On zazwyczaj spokojny człowiek, pacyfista nie znoszący przemocy także tej słownej zamieniał się powoli w kogoś, kogo nienawidził z całej duszy. Czuł się tak jakby dotarł do ściany i chcąc się przez nią przebić walił głową w mur dotkliwie się raniąc.



Z ulgą odetchnęła, gdy przed jej oczami ukazał się drogowskaz z napisem „Warszawa”. Zatrzymała się na pobliskim parkingu i wysiadła z samochodu chcąc rozprostować kości. Od ponad dziesięciu godzin siedziała za kółkiem i miała prawo poczuć zmęczenie.

- Mutti, gibst du mir was zu trinken? – usłyszała zaspany głos swojej córki zza tylnego siedzenia. Sięgnęła do podręcznej torby wyciągając z niej butelkę owocowego soku. Otworzyła tylne drzwi siadając obok dziewczynki.

- Jesteśmy już w Polsce i możesz mówić po polsku tak jak cię uczyłam. Proszę. Twój ulubiony – z miłością spojrzała w szare oczy małej i uśmiechnęła się na widok dołeczków wykwitających na jej policzkach. – Takie same miał Marek – pomyślała z nostalgią. – Zmęczona jesteś, co?



- Troszeczkę. Mogę wysiąść na chwilkę i się wysiusiać? Bardzo mi się chce…

Odpięła pasy i wysadziła córkę z fotelika. Mała obiegła samochód i przykucnęła na trawie. Ula oparta o bagażnik wystawiła do słońca twarz.

- Mama, już… - odwróciła się do córki i pogładziła jej kruczoczarne włosy. W tym momencie usłyszała melodyjkę wygrywaną przez jej telefon komórkowy. Spojrzała na wyświetlacz i uśmiechnęła się szeroko.

- To dziadek dzwoni. Halo, tato? Co tam?

- Ty mi lepiej powiedz, co tam. Nie możemy się was już doczekać. Wszystko w porządku?

- Wszystko dobrze. Jesteśmy już niedaleko. Właśnie wjechałyśmy do Warszawy. Myślę, że za jakąś godzinkę będziemy w Rysiowie. Muszę przepchać się przez miasto.

- A jak moja wnusia? Bardzo zmęczona?

- Trochę zmęczona, ale cieszy się na spotkanie z wami. W takim razie rozłączam się i ruszamy. Do zobaczenia.


Miasto było zatłoczone. Po drodze natknęła się na kilka objazdów. Nie było takie jak zapamiętała wyjeżdżając z kraju. Korki były zawsze, ale nie aż takie i te światła, które tak ją denerwowały. Wreszcie dotarła do wylotówki i odetchnęła z ulgą. Tu było znacznie luźniej i mogła przyspieszyć. Potem tylko jeszcze zjazd w prawo i już była w Rysiowie. Ojciec wraz z jej rodzeństwem czekał przed bramą. Denerwował się, ale wkrótce zauważył samochód córki u wylotu ulicy i odetchnął z ulgą.

- No wreszcie są…



Przywitanie było wzruszające dla nich wszystkich. Józef Cieplak nie widział swojej pierworodnej od prawie dwóch lat. Podczas pobytu Uli w Niemczech był u niej tylko raz. Częstsze kontakty mieli przez skypa i wówczas oglądali małą na ekranie monitora. Wnusia ufnie przytuliła się do niego.

- Już się nie mogłyśmy doczekać - wyszeptała mu do ucha.

- Bardzo tęskniliśmy wszyscy za wami. Bardzo… - Cieplakowi zabłysły łzy w oczach. – Wjedź za bramę Ula. Pomożemy ci z bagażami.

- A nasze rzeczy doszły?

- Doszły. Są w twoim pokoju. Trochę przemeblowaliśmy, żebyście miały gdzie spać. Pola chodź. Zobaczysz jakie dziadek ci łóżeczko wyszykował – Józef szeroko otworzył drzwi wpuszczając Ulę i Polę do środka. – Zrobiliśmy z Jaśkiem remont i kupiliśmy dwa nowe tapczaniki. Ładnie tu teraz, prawda?

- Bardzo ładnie – Ula omiatała wzrokiem swój dawny pokoik. – Mimo to mam zamiar kupić mieszkanie w Warszawie. Nie chcemy ci siedzieć za długo na głowie. Najpierw chcę się urządzić a potem poszukać jakiejś pracy. Wprawdzie mogłabym nie pracować przez kilka lat, bo mamy z czego żyć, ale umarłabym chyba z nudów.


Po kolacji, kiedy Jasiek i Beatka poszli do swoich pokojów a ona uśpiła Polę, przysiadła jeszcze wraz z ojcem w kuchni.

- Zostaniesz jutro z Polą? Chcę pojechać do Warszawy do biura nieruchomości i przejrzeć oferty. Może uda mi się znaleźć coś ciekawego. Jutro też przeleję na twoje konto trochę pieniędzy. Popłać to co najpilniejsze a resztę rozdysponuj według własnego uznania.

Józef pogładził córkę po dłoni.

- Naprawdę nie trzeba. Już i tak wpompowałaś kupę pieniędzy w ten dom. Dzięki tobie wreszcie żyjemy jak ludzie. Teraz musisz pomyśleć o sobie i o Poli. Pomożemy wam. Ja chciałbym cię zapytać, czy pojedziesz do F&D i czy spotkasz się z Markiem. On powinien wiedzieć, że ma córkę.

Żachnęła się.

- Tato już rozmawialiśmy o tym. Wychowuję ją od początku sama i niech tak zostanie. Nie zapominaj, że on jest żonaty i pewnie dorobił się dzieci z żoną. Po co mam mu wchodzić w życie z buciorami i burzyć spokój?

- A jeśli nie? Jeśli nie ma dzieci? Niezależnie od wszystkiego uważam, że powinien wiedzieć o Poli. To żywcem zdarta z niego skóra. Nie wyparłby się jej.

- Nie nalegaj tato. Co ma być to będzie. Jutro zajrzę do Złotych Tarasów i może zrobię nam jakieś większe zakupy. Pójdę już się położyć. Padam z nóg.

Mimo zmęczenia długo nie mogła zasnąć, bo słowa ojca dźwięczały jej w głowie. – Po co w ogóle zaczął mówić o Marku? Przecież dobrze wie, że dla mnie to rozdział zamknięty już dawno temu. On jest szczęśliwie żonatym facetem być może z przychówkiem. Paulina tak bardzo chciała mieć dzieci. Pamiętam dobrze jak mówiła to do Marka trzymając na rękach jedno z dzieci Borubara. Koniecznie chciała mieć chłopca i dziewczynkę. Może spełnił jej marzenia?

Przez te wszystkie lata wciąż wracała do wydarzeń, które rozdzieliły ich ze sobą. W końcu doszła do wniosku, że nie może obwiniać go za to, że jest słaby i zbyt tchórzliwy, żeby postawić się rodzicom i narzeczonej. Taki ma charakter a ten zmienić najtrudniej. Gdyby był wolny dla niej nie musiałby się zmieniać. Uznała, że ta cała historia po prostu go przerosła. Najpierw czuła do niego ogromny żal, że nie spełnił jej oczekiwań, chociaż jej to obiecał. Już na zarządzie opuszczając salę konferencyjną wiedziała, że musi pochować tę miłość na zawsze, bo nigdy się nie ziści. Starała się żyć na tyle intensywnie, żeby nie pamiętać a mimo to nie było dnia, żeby o nim nie myślała. Wracał do niej w snach i na jawie. Chwilami było to tak natrętne i obsesyjne, że nie potrafiła sobie z tym poradzić. Potem urodziła Polę, która okazała się jego wierną kopią. Jak mogła wyrzucić go z głowy i serca, kiedy każdego dnia patrzyła na twarz swojej córki i widziała w niej jego własną?



To zawsze bolało a jednocześnie przywoływało te dobre, pozytywne wspomnienia, w których byli tylko oni bez Pauliny i bez seniorów Dobrzańskich. Miałaby teraz wtargnąć w jego poukładane życie i zburzyć ten spokój, który zapewne budował przez te wszystkie lata? Ojciec nie ma racji. Pola wprawdzie coraz częściej pyta o tatę, ale ona zawsze się jakoś wyłga od odpowiedzi. Kiedyś na pewno jej powie, ale teraz jest na to za wcześnie.



Następnego dnia ruszyła do stolicy z kartką zapełnioną adresami pośredników nieruchomości. Miała sprecyzowane wymagania i choć była mobilna, to chciała zamieszkać gdzieś bliżej centrum.

W dwóch pierwszych biurach pokazano jej oferty zbyt małych mieszkań jak na jej wymagania. W trzecim miała więcej szczęścia. Człowiek o miłej powierzchowności poinformował ją, że właśnie weszło na rynek mieszkanie, które mogłoby spełnić jej standardy.

- Lokal znajduje się na ostatnim, dziesiątym piętrze nowoczesnego bloku wybudowanego trzy lata temu z widokiem na Wisłę i Most Poniatowskiego. Wprawdzie sam blok posadowiony jest bezpośrednio przy ulicy, ale wokół jest dużo zieleni a po drugiej stronie Wisły Park Skaryszewski dosłownie o rzut beretem. Adres to ulica Solec dwadzieścia sześć. Mieszkanie ma trzy ustawne pokoje, sporą kuchnię już urządzoną a co najważniejsze jest wyremontowane, bo jak pani się orientuje to rynek wtórny. Tu mam filmik z wnętrza lokalu, proszę sobie obejrzeć.

- Jeśli nie sprawiłoby to różnicy wolałabym obejrzeć na własne oczy to mieszkanie i ocenić jego stan. Ile ma metrów kwadratowych?

- Jest duże. To dziewięćdziesiąt dwa metry, na których jest jeszcze osobno łazienka i ubikacja a także dość pojemna spiżarka. Ja mogę pojechać z panią choćby zaraz. Jestem pewien, że to mieszkanie spodoba się pani.

Podniosła się z krzesła.

- W takim razie jedźmy.

121 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page