top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

SYMFONIA MIŁOŚCI - rozdziały: 15, 16, 17, 18


ROZDZIAŁ 15



Wolnym krokiem opuszczała park mając w pamięci te wszystkie słowa, które padły zarówno z jej, jak i z jego strony. Współczuła mu całym sercem. To dlatego zaproponowała tę przyjaźń. Wierzyła mocno, że on głęboko w sercu ukrył swoją delikatność i wrażliwość. Teraz trzeba tylko wydobyć je na zewnątrz, nawet wbrew jemu samemu. Była ciekawa, jak zareaguje Marek na wieść o tym, że dzisiaj będą mieć takiego wyjątkowego gościa. Przyspieszyła kroku. Chciała mu jak najszybciej o tym powiedzieć. Rozbierając się po drodze, zmierzała do jego gabinetu. Weszła do sekretariatu i uśmiechnęła się na widok przytulonych do siebie Ani i Maćka wspólnie śledzących postępy sprzedaży internetowej

- Marek u siebie? – Nie podnosząc nawet głów zgodnie przytaknęli. Zaśmiała się w duchu na ten widok i już wchodziła do gabinetu prezesa. Podniósł na nią zmęczony od ciągłego wpatrywania się w ekran, wzrok.

- Jesteś już… - stwierdził z ulgą. - Jak poszło? – Westchnęła i usiadła na kanapie.

- On jest bardzo nieszczęśliwy i bardzo zagubiony. Nie radzi sobie z tą sytuacją. Wiele do niego dotarło, a to spory postęp. Dojrzał do tego by porozmawiać z tobą. Wszystko wyjaśnić i przebaczyć. Postanowiłam iść za ciosem i zaprosiłam go na dziś wieczór do nas. Czas zamknąć ten rozdział Marek. Taka oczyszczająca rozmowa przyniesie ulgę i jemu i tobie.

Marek wyglądał na przestraszonego. Jego duże stalowo-szare oczy wpatrywały się w nią z niepewnością. Ona odgadła jego obawy. Podeszła do niego i objęła ramionami jego szyję.

- Kochanie, wiesz dobrze, że ta rozmowa musi się odbyć i lepiej, żeby to stało się dzisiaj, a nie za dziesięć lat. Nie obawiaj się. On tak samo się jej boi i jest pełen niepokoju. Powiedział mi to. Najbardziej obawia się twojej reakcji na jego widok, ale ja zapewniłam go, że ty również pragniesz wyjaśnić wszystkie nieporozumienia, jakie narosły przez te lata. Wątpię, czy wróci znowu ta przyjaźń, jaką darzyliście się w przeszłości, ale jestem pewna, że zdecydowanie pozwoli na oczyszczenie atmosfery, a to spory krok we właściwym kierunku, nie uważasz? – Przyciągnął ją do siebie gładząc czule po plecach.

- Wiem Ula, że trzeba to załatwić i na pewno nie będzie lepszego momentu. Gdybym zostawił to tak, jak jest teraz, do końca życia gryzłyby mnie wyrzuty sumienia. Cieszę się, że załatwiłaś to tak spokojnie. Mam nadzieję, że i ja podczas rozmowy z nim zachowam podobny spokój.

- Jestem tego pewna – spojrzała mu z miłością w oczy. – Najważniejsze, to nie dać się ponieść emocjom. Pamiętasz, co mówiłam ci, kiedy chciałeś zakończyć związek z Pauliną? Tylko spokój i wyciszenie dają gwarancję na pozytywne załatwienie takich spraw. Będzie dobrze, zobaczysz. Wy sobie porozmawiacie, a ja naszykuję coś dobrego. A’propos. Nie urwalibyśmy się trochę wcześniej? Chciałam zrobić jakieś zakupy na dzisiejszą kolację. Pomyślałam o lazanii. Jest Włochem, powinna mu smakować. Jak uważasz?

- Myślę, że to znakomity pomysł. Sam chętnie zjem. Na pewno będzie o niebo lepsza niż ta w Kowlu. Dobrze. Zbierajmy się w takim razie.


W całym domu roznosił się zapach mielonego mięsa, ziół i pomidorów. Marek z lubością chłonął te zapachy. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiętnasta. Za chwilę miał się zjawić jego największy wróg. Bał się tej rozmowy jak diabli, ale obiecał sobie, że przeprowadzi ją spokojnie i nie da się ponieść nerwom. Ula ma rację. Trzeba i należy zakończyć ten niemiły epizod z ich życia. Poderwał się na dźwięk dzwonka. Z kuchni wyszła Ula.

- Siedź, ja otworzę – podeszła do drzwi i uchyliła je na całą szerokość. Uśmiechnęła się na widok gościa.

- Witaj Alex. Trafiłeś bez problemu? Wchodź, bardzo proszę. Rozbierz płaszcz. – Wszedł niepewnie do środka i rozebrał się.

- Dobry wieczór Alex. – Odwrócił się gwałtownie słysząc to powitanie. Zobaczył Marka, który wyciągnął do niego dłoń. Uścisnął ją z obawą.

- Cześć Marek. Dawno się nie widzieliśmy… – przyglądali się sobie badawczo.

- To prawda. Wejdź. Ula zaraz zrobi nam kawy i uraczy pysznym ciastem. Jest świetną kucharką. Proponuję, żebyśmy najpierw porozmawiali spokojnie, a potem Ula poda nam kolację, dobrze? – Febo kiwnął głową.

- Nie mam nic przeciwko temu.

Marek poprowadził go do salonu i wskazał fotel. Ula już niosła parujące filiżanki z kawą i talerz z pokrojonym ciastem.

- Proszę Alex. Częstuj się. Mam nadzieję, że będzie ci smakowało. Ja was zostawiam. Marek przyjdź po mnie, jak skończycie rozmawiać.

- Dobrze kochanie.

Opuściła salon i poszła do sypialni. Tam włączyła po cichutku swoją ukochaną symfonię. Wierzyła, że obaj będą rozsądni i nie skoczą sobie do oczu.


W salonie najpierw panowała niezręczna cisza, którą w końcu przerwał Marek.

- Alex, ja… po raz kolejny chciałem cię przeprosić za to, że zachowałem się wtedy, jak kompletny idiota. Byłem pijany, podobnie jak Julia. Gdybym nie wlał tego wieczoru w siebie tak dużej ilości alkoholu zapewniam cię, że do niczego by nie doszło. Nie pozwoliłbym na to. Mam świadomość, że zniszczyłem ci życie. Możesz wierzyć lub nie, ale minęło od tego zdarzenia tyle lat, a ja wciąż nie zaznałem spokoju i dręczy mnie to, jak najgorszy koszmar. Czy ty… Czy ty … jesteś w stanie mi wybaczyć? Niczego bardziej nie pragnę – wyszeptał, nerwowo zaciskając dłonie. Podniósł głowę i wtedy Alex dostrzegł łzy płynące mu po policzkach. Zrozumiał, że nie tylko on cierpiał przez te wszystkie lata.

- Marek. Ja przez cały czas obwiniałem za to, co się stało tylko ciebie. Dopiero Ula uświadomiła mi, że Julia też była winna w takim samym stopniu. Do tego czasu żyłem tylko dla zemsty i karmiłem się nią. Robiłem ci różne świństwa. O wielu wiesz, ale o niektórych nie masz pojęcia. Jak was przyłapałem… Obiecałem sobie, że nie spocznę, dopóki nie zobaczę cię poniżonego i na klęczkach. Żyłem, jak w amoku mając tylko jeden cel, zniszczyć cię. Nienawidziłem cię z całego serca i z całej duszy. Nie uwierzysz, ale nadszedł dzień, w którym opamiętałem się. Byłem wtedy w Mediolanie. Upiłem się jak świnia. Wyszedłem przed knajpę i zobaczyłem jakiegoś faceta, który był łudząco do ciebie podobny. Zawrzała we mnie krew. Pomyślałem, że ty nigdy nie dasz mi spokoju i że przyjechałeś nawet tutaj za mną. Zacząłem go tłuc, a będąc przekonany, że jest tobą, również bluzgać po polsku. Pobiłem go strasznie. Złamałem mu nos, wybiłem kilka zębów, rozbiłem łuk brwiowy i niemal nie uszkodziłem mu oka. Zamknęli mnie w ciupie. Przesiedziałem tam miesiąc, do rozprawy i gdyby nie sowite zadośćuczynienie finansowe, które obiecałem temu gościowi, pewnie do dziś gniłbym we włoskim więzieniu. Ten miesiąc był dla mnie nauczką i opamiętaniem. Teraz dziękuję opatrzności, że mnie zamknęli, w przeciwnym razie oszalałbym i skończył w jakimś psychiatryku. Miałem dużo czasu na przemyślenia. Poza tym traktowano mnie tam bardzo surowo. Wiele razy to ja byłem workiem treningowym, na którym ćwiczyli współwięźniowie. Skutecznie wytłukli ze mnie dawną pewność siebie i poczucie wyższości. Tam poczułem się jak śmieć. Tam też zrozumiałem, że nie ma dla mnie ratunku. Już do końca życia będę samotny, nieszczęśliwy i zamknięty w swoim świecie. Nie mogę sobie poradzić z tą świadomością. Gdyby nie Ula i rozmowa z nią, naprawdę nie jestem pewien, czy nie skończyłbym ze sobą. Nie przyjeżdżałem długo do Polski. Wstydziłem się tego, co zrobiłem i byłem przekonany, że tu wszyscy będą mnie wytykać palcami wiedząc o tym incydencie. Wieści szybko się rozchodzą – westchnął ciężko i opuścił głowę. Marek był zszokowany tym, co usłyszał od Febo. Nigdy nie spodziewałby się, że ta rozmowa zamieni salon w konfesjonał. Jemu samemu zrobiło się żal Alexa.

- Alex – odezwał się cicho. – O tym, że siedziałeś, nikt tu nie wie. Ja sam dowiaduję się o tym od ciebie po raz pierwszy. Wprawdzie Paulina coś wspominała, że masz kłopoty z włoską policją, ale nic więcej. Nie myślałem, że to tak poważna sprawa. Ode mnie na pewno nikt się tego nie dowie.

- Dziękuję. Liczę na to.

- Wrócisz do pracy? Ja bardzo chciałbym, ale nadal się boję, że będziesz chciał mi rzucać kłody pod nogi. – Alex spojrzał na niego i uśmiechnął się gorzko.

- Nie obawiaj się. Nie zostało już nic z dawnego Alexa. Ja wybaczam ci i mam nadzieję, że i ty wybaczysz mi te wszystkie złe rzeczy, które na ciebie ściągnąłem - wyciągnął rękę do Marka. – To co, uściśniesz mi dłoń na zgodę?

Marek rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.

- Uścisnę i to mocno. Bardzo się cieszę, że mamy to za sobą. Nawet nie wiesz, jak wielki kamień spadł mi z serca.

- Mnie również. Chyba posłucham Uli i zacznę od nowa swoje życie z czystym kontem.

- Posłuchaj jej. Ona jest bardzo mądra i ma przenikliwy umysł. Ja jej słucham i słucham też jej intuicji. Uwierz mi, zawsze wychodzi na to, że to ona ma rację. Czy mówiła ci, jak się poznaliśmy? – Febo pokręcił głową.

- Nie. W ogóle nie mówiła o sobie poza tym, że jesteście ze sobą od kilku miesięcy i że bardzo cię kocha.

- Ja również ją kocham, nad życie. Mnie też uratowała. Pamiętasz mój wyjazd do szwalni? Kiedy wracałem z Poznania rozpętało się prawdziwe piekło. Śnieg sypał tak gęsty, że wycieraczki ledwie nadążały go zbierać, a ja prawie nie widziałem drogi. Dwadzieścia kilometrów od Warszawy zepsuł mi się samochód. Poszła skrzynia biegów. Śnieg był po kolana, a ja w półbutach brnąłem kilka kilometrów do jakiś zabudowań. Trafiłem na jej rodzinny dom. Kiedy zapukałem, to ją pierwszą ujrzałem w progu. Byłem tak przemarznięty, że straciłem przytomność. Ona przez kilka dni opiekowała się mną, leczyła. Zawdzięczam jej życie. Jej rodzinie także. Gdyby nie oni, zamarzłbym z pewnością na śmierć. Była bez pracy, której bezskutecznie szukała. Zaproponowałem jej i jej przyjacielowi stanowiska moich asystentów. Oboje są niezwykle uzdolnieni w dziedzinie ekonomii. To była najlepsza decyzja w moim życiu. – Febo uśmiechnął się.

- Wiem. Są naprawdę dobrzy. To oni pomagali pisać twoją prezentację, prawda? Była świetna. Zazdrościłem ci takich asystentów. Nawet pomyślałem, że szkoda, że nie pracują u mnie. Ja byłem skazany na durnego Turka.

- Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie, czy wrócisz do pracy?

- Wrócę chętnie. Brakowało mi F&D i zapewniam cię raz jeszcze, z zemstą skończyłem, nie będziesz miał więcej ze mną kłopotów. Od teraz będę solidnie przykładał się do pracy i tak jak mówi Ula, razem będziemy dążyć do rozkwitu firmy.

- Bardzo się cieszę. Teraz, jeśli pozwolisz pójdę po nią.

- Dobrze – zastygł nagle. - Słyszysz tę muzykę? Ja słyszę to od jakiegoś czasu i mam wrażenie, że to znam. – Marek uśmiechnął się.

- To symfonia fantastyczna Berlioza, ukochany utwór Uli. Puszcza go na okrągło. – Febo pokiwał głową. – No tak, teraz kojarzę, przecież słyszałem to wielokrotnie na koncertach. Ula ma dobry gust.

- Zaraz wracam. Dopij kawę, bo ona za chwilę poda kolację.

Wsunął głowę do sypialni i zawołał ją cicho. Siedziała po turecku na łóżku z zamkniętymi oczami, zasłuchana w muzykę.

- Kochanie, skończyliśmy. Teraz zjedlibyśmy coś dobrego. – Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego.

- Żyjecie obaj?

- Żyjemy. Wybaczyliśmy sobie. Alex wraca do pracy. Wspaniale, prawda?

- Prawda. Bardzo się cieszę. Idę podgrzać lazanię i za chwilę będziemy jeść.


- Ta lazania jest pyszna – Febo był pełen uznania dla umiejętności kulinarnych Uli. – Dawno nie jadłem równie dobrej.

- Dziękuję Alex. Pomyślałam, że wprowadzę trochę włoskiego klimatu.

- I udało ci się. Marek, to prawdziwy szczęściarz. Ma przy sobie cenny skarb. – Zarumieniła się słysząc te słowa.

- Przesadzasz, a ja myślę, że to ja jestem tą szczęściarą, bo mam jego.

- Oboje macie szczęście, bo odnaleźliście siebie. Mam nadzieję, że i ja któregoś dnia będę mógł przestać wam zazdrościć i też poznam kogoś tak samo wartościowego jak ty.

- Na pewno tak będzie. Musisz tylko mocno w to wierzyć. Otworzyć się na ludzi i nie traktować ich z dystansem. Nawet nie będziesz wiedział, kiedy twój los diametralnie się odmieni. Ja wierzę, że będziesz szczęśliwy. Pierwszy krok już zrobiłeś. Przemogłeś się i wybaczyłeś Markowi. To było ważne dla was obu. Teraz będzie już tylko lepiej.

Było późno, gdy żegnał się z nimi. Umówił się z Markiem, że zacznie od najbliższego poniedziałku, a Ula wprowadzi go w bieżące sprawy i odda mu gabinet. Zjechał na dół i wyszedł na zewnątrz. Wziął głęboki oddech. Poczuł jak ten ogromny ciężar, który nosił w sobie tyle długich lat, opuścił go. Nagle zrobiło mu się lekko i przyjemnie na sercu. Uświadomił też sobie, że nie jest już sam. Poznał bliżej Ulę, która zadeklarowała mu szczerą przyjaźń i pogodził się z Markiem. Nie byli już wrogami, przyjaciółmi jeszcze też nie, ale kto wie, może z czasem uda im się odbudować ich dawne relacje. Pokrzepiony tymi myślami poszedł na postój i wsiadł do najbliżej stojącej taksówki.


Ula wsadziła brudne naczynia do zmywarki i przetarła kuchenny blat. Była zmęczona, ale i szczęśliwa. Dużo się dzisiaj wydarzyło i to w dodatku pozytywnych rzeczy. Cieszyła się, że Marek wreszcie poczuł ulgę. Miała nadzieję, że już nigdy z nikim nie wpląta się w taki konflikt. Póki co, wszystko idzie w dobrym kierunku. Wyszła z kuchni gasząc światło. Usłyszała szum wody w łazience i weszła do niej na palcach. Uwolniła się z ubrania i cicho rozsunęła drzwi kabiny przytulając się do nagich i mokrych pleców Marka. Odwrócił się do niej i zamknął w swoich ramionach.

- Mam nieodparte wrażenie, że Alex się naprawdę zmienił i to na lepsze. Ten pobyt w Mediolanie okazał się dla niego wstrząsem w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dziękuję ci skarbie. Gdyby nie ty i twoja wielka mądrość, naprawdę nie wiem, czy ta rozmowa skończyłaby się tak dobrze. – Popatrzyła na niego figlarnie.

- Zawsze do usług panie Dobrzański. Gdybyś jeszcze kiedyś nawywijał w życiu, chętnie wyprostuję pokręcone sytuacje – roześmiała się widząc jego minę. – No nie obrażaj się mój kochany, przecież wiesz, że zawsze jestem po twojej stronie i jeśli tylko mogę pomóc, to robię to z chęcią.

- Wiem, wiem. Jesteś moim aniołkiem, dobrą wróżką, moim skarbem i największym szczęściem. Bez ciebie byłbym nikim. Kocham cię – wypuścił ją z objęć i wytarł ich oboje. Nagą zaniósł do łóżka. Wykochał i wypieścił każdy centymetr jej boskiego ciała, a ona oddawała mu pieszczoty z nawiązką. Pragnęli siebie bezustannie i udowadniali to sobie na każdym kroku. Zmęczona wtuliła się w jego bezpieczne ramiona. Oboje zasypiali z poczuciem, że ten dzień był wyjątkowy nie tylko dla nich, ale też dla Alexa i o ile w ich życiu to był to kolejny bardzo pozytywny dzień, to w życiu Alexa spowodował przełom.


W poniedziałkowy poranek Alexander Febo wysiadł z windy z niepewną miną. Obawiał się tego pierwszego dnia po tak długiej nieobecności w firmie. Stojący przy recepcji pracownicy obrzucili go zdziwionymi spojrzeniami. On rzucił tylko zdawkowe „Dzień dobry” i pomaszerował w stronę swojego gabinetu. Po drodze natknął się na nie mniej zdumioną jego widokiem Anię.

- Witaj Aniu. Nie wiesz, czy Ula jest już w pracy?

- Jest, jest, bo i Marek już jest. Na pewno znajdziesz ją u siebie w gabinecie.

Uśmiechnął się do niej nieśmiało i podziękował. Wszedł do sekretariatu i przywitał się z Dorotą, która na jego widok niemal udławiła się własną śliną.

- Cześć Dorota, Ula jest sama? – Pokiwała potakująco głową nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Zapukał cicho i wszedł.

- Dzień dobry Ula. – Ucieszyła ją jego obecność. Był, jak zwykle bardzo punktualny.

- Tak się cieszę, że już jesteś. Usiądź. Poproszę Dorotę, niech przyniesie nam kawę i zapoznam cię ze wszystkimi sprawami. Biurko już opróżniłam, więc spokojnie będziesz się mógł rozpakować. Jak cię nie było, twoje rzeczy ułożyłam w tych kartonach za fotelem. Niczego nie zniszczyłam, więc chyba nie masz mi za złe.

- Oczywiście, że nie. Nawet jestem zdumiony, że ich nie wyrzuciliście.

- Alex! – spojrzała na niego z wyrzutem. Ja nigdy nie zrobiłabym czegoś równie głupiego. – Roześmiał się, a ona z przyjemnością stwierdziła, że ma ładny śmiech.

- To był tylko żart Ula. Kiepski wprawdzie, ale żart.

Ula poprosiła o dwie kawy. Dorota uwinęła się błyskawicznie. Zdobyła się też na odwagę i spytała z niepokojem.

- Ula, czy szykują się jakieś zmiany?

- No cóż Dorotko. Ja wracam na stare śmieci. Alex wrócił i oddaję mu jego stanowisko, na którym jedynie zastępowałam go. Nie obawiaj się jednak. Zobaczysz, że teraz będzie zupełnie inaczej, niż dawniej. Zapewniam cię, że lepiej. – Uspokojona tymi wyjaśnieniami Dorota wycofała się do sekretariatu. Ula spojrzała na Alexa.

- Powiedziałam jej prawdę? Będzie lepiej, tak?

- Będzie. Możesz być spokojna. Powoli wracam dawny ja i nie mam zamiaru już na nikogo krzyczeć ani nikogo poniżać. – Uśmiechnęła się do niego promiennie.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. – Spojrzał na nią poważnie.

- To ja mam powód do radości, bo dzięki tobie wracam do żywych. To co, napijmy się tej kawy i zacznij mnie wprowadzać w bieżące rzeczy.


Po godzinie zawitał do nich Marek. Przywitał się z Febo uściskiem dłoni. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio witali się w taki właśnie sposób, bez napinania się.

- Jak tam? Wprowadziła cię we wszystko?

- Tak. Już wiem na czym stoję, a swoją drogą ona jest naprawdę niesamowita. Jestem pełen podziwu, jak doskonale dawała sobie tu radę i potrafiła to wszystko ogarnąć.

- To cała Ula. Niezwykle zdolna i pracowita, jak mrówka – zauważył, że znowu się rumieni. Podszedł do niej i pocałował jej czerwony policzek. - No nie wstydź się skarbie. Mówię prawdę przecież. Gdyby nie ona i Maciek, sam nie mam pojęcia, jakbym sobie poradził. Jak widzisz, twojej działki też nie zaniedbała. Wszystko jest prowadzone wzorowo, a w papierach masz porządek, który też sam lubisz. Skończyliście już? Bo jeśli tak, to zabieram pudło z jej rzeczami i ją samą, a ciebie zostawiamy na gospodarstwie.

- Tak, właśnie skończyliśmy. Ja też muszę się rozpakować.

- To w takim razie nie przeszkadzamy ci już. Na razie.


Znowu zajęła swoje dawne miejsce. W sekretariacie zrobiło się nieco ciaśniej. Dostawili trzecie biurko dla Ani. Poprzestawiali regały i układ innych mebli. Teraz były optymalnie ustawione i nie było tak źle. Zajęła się budżetem kilku kolekcji, tej dla ciężarnych kobiet i dzieci a przede wszystkim kolekcji letniej. Pokaz zbliżał się wielkimi krokami. Chcieli upiec właściwie trzy pieczenie przy jednym ogniu i przy okazji pokazu letniej kolekcji wystawić dwie pozostałe. Przynajmniej zaoszczędzą na wydatkach, choć pracy będzie o wiele więcej.

Szwalnie spisywały się, jak do tej pory bez zarzutu. Trzymały się norm europejskich i dawały z siebie wszystko. Najlepiej radziła sobie szwalnia Wasilki. Jego zapewnienia o jakości szycia podczas ich bytności w Sambirze nie były słowami bez pokrycia. Transport materiałów też był płynny. Nie było żadnych przestojów i związanych z nimi opóźnień. Największą radość czerpali jednak ze sprzedaży internetowej. To był złoty strzał. Sprzedaż zaczęła przynosić krociowe zyski. Chętnych było wielu, bo i kreacje były wyjątkowe i w dodatku niemal o połowę tańsze niż w sztandarowych butikach. Sytuacja w firmie ustabilizowała się na dobre, a Krzysztof mógł spokojnie odetchnąć i nie martwić się, że jego syn nie poradzi sobie. Był z niego bardzo dumny i teraz powtarzał mu to bezustannie. Kiedy dowiedział się, że pogodził się z Alexem, gratulował Markowi bez końca, bo i jego ta sytuacja mocno uwierała.

Marek się wyciszył. Rzadko był spięty i niepewny swego. Myślał nie tylko o pokazie nowych kolekcji. Myślał też intensywnie o Uli i te myśli zaprowadziły go któregoś dnia do salonu jubilerskiego. Z wydatną pomocą ekspedientki wybrał pierścionek z brylantem. Bardzo skromny, delikatnie zdobiony z małym brylancikiem pośrodku. Miał nadzieję, że jej się spodoba. Była bardzo skromną osobą i wielki pierścień z równie wielkim oczkiem po prostu do niej nie pasował. Od tego czasu nosił pudełeczko w wewnętrznej kieszeni marynarki czekając na stosowną okazję.


Maj zaanektował świat na dobre. Wybuchł soczystą zielenią liści i traw, kolorem wiosennych, w pełni rozkwitłych kwiatów. Na trawnikach pojawiły się żółte podbiały i mniszki, gdzieniegdzie poprzetykane dzikimi bratkami i tasznikami. Czasem można się było natknąć na całe dywany stokrotek. Na parkowych klombach oprócz żonkili i narcyzów, feerią barw pyszniły się pełne kielichy tulipanów. Pogoda zachęcała do spacerów, a Warszawiacy chętnie z nich korzystali. Pewnego dnia Ula i Marek gościli u seniorów Dobrzańskich. Większość dnia spędzili w ogrodzie podziwiając zdolności ich ogrodnika. Siedzieli na wiklinowych fotelach sącząc zimne napoje. Ula zmrużyła oczy pod wpływem wścibskich promieni słońca i westchnęła.

- Pięknie tu. Ten ogród jest cudowny. Nasz jest bardzo mały i o wiele skromniejszy. W zasadzie rosną w nim w przewadze jabłonie i śliwy, dla kwiatów pozostaje niewiele miejsca, a szkoda, bo tata bardzo lubi je sadzić i dbać o nie.

Helena spojrzała na nią intensywnie o czymś myśląc.

- Wiesz Uleńko, pomyślałam sobie, że skoro twój tato tak lubi kwiaty to może zaprosilibyśmy twoją rodzinę w następną sobotę. Nie poznaliśmy się jeszcze i myślę, że okazja do tego sama wpada nam w ręce. Pogoda zapowiada się piękna. Ma być ciepło, więc można posiedzieć w ogrodzie. Krzysztof też lubi popracować przy kwiatach, na pewno znaleźliby z twoim tatą wiele wspólnych tematów do rozmowy. Mogliby przyjechać nawet na cały dzień, a my bylibyśmy bardzo radzi. Co ty na to? – Ula wydawała się zaskoczona tym pomysłem, ale nie wypadało odmówić.

- Pani Heleno, ja bardzo dziękuję za to zaproszenie, ale obawiam się, że może być to zbyt kłopotliwe dla państwa. To w końcu trójka ludzi i jeszcze my z Markiem. To na pewno zmęczy pana Krzysztofa.

- Nic podobnego, moje dziecko – odezwał się Krzysztof. – Ja bardzo chętnie poznam twoją rodzinę, zresztą chyba już najwyższy czas. Zaproście więc ich w naszym imieniu na najbliższą sobotę.

- Dziękuję panie Krzysztofie. Oni na pewno się ucieszą.


W końcu nadeszła ta majowa sobota. Marek wraz z Ulą podjechali pod rysiowski dom, w bramie którego czekała na nich uśmiechnięta od ucha do ucha Beatka.

- Ulcia! – rzuciła się z radosnym okrzykiem w ramiona starszej siostry. – Ja już czekam na was od samego rana i nie mogę się doczekać. – Ula ucałowała jej dziecięcą buzię.

- Ale się w końcu doczekałaś. Jesteśmy. A gdzie tata i Jasiek?

- Szykują się.

Marek podszedł do nich i zapytał.

- Ze mną się nie przywitasz iskierko? – Wpadła w jego otwarte ramiona. Podniósł ją i cmoknął w oba policzki. Trzymając ją na rękach wszedł do domu a za nim dreptała Ula.

- Halo, jest tu ktoś? – Z kuchni wychylił się Józef.

- Witajcie. Już jesteśmy gotowi i możemy jechać. Nie wypada się spóźnić na pierwszą wizytę – skończył wiązać krawat i rozejrzał się za synem. - Jasiek, schodź już, jedziemy! – Po chwili młody zbiegł ze schodów i dołączył do reszty rodziny.

Usadowili się na tylnym siedzeniu Lexusa.

– Możemy jechać? – Marek odwrócił się do nich z uśmiechem.

- Możemy – odpowiedzieli chórem.

Podróż trwała czterdzieści pięć minut. I tak mieli szczęście, że nie było korków. Było stosunkowo wcześnie i ruch na drogach nie był zbyt duży. Podjechali pod bramę okazałego domu i po chwili wjechali przez nią. Cieplakowie rozglądali się ciekawie. Pierwszy raz mieli okazję gościć u bogatych ludzi. Zanim doszli do drzwi, Józef zdążył zachwycić się ogrodem. Marek nacisnął dzwonek. W drzwiach stanęła Helena a za nią Krzysztof. Marek przedstawił ich sobie nawzajem. Józef wyciągnął zza pleców pękatą butelkę dobrze znaną Dobrzańskiemu.

- To dla pana, panie Krzysztofie. Tym razem z akacji. Mam nadzieję, że tamtą zdążył już pan opróżnić? – Krzysztof roześmiał się serdecznie.

- Zdążyłem i muszę panu powiedzieć, że za każdym razem kieliszeczek tego kordiału pobudzał we mnie krew. Stosowałem się ściśle do zaleceń. Bardzo panu dziękuję.

- W takim razie to będzie kolejny syropek. Starczy na jakiś czas, a jak braknie dostarczymy następny. A to dla pani, pani Heleno - wręczył jej bukiet kolorowych tulipanów. Helena z wdzięcznością przyjęła wiązankę.

- Proszę wchodzić, zapraszamy. Posiedzimy w ogrodzie. Jest ciepło i bardzo przyjemnie. Słyszałam od Uli, że kocha pan prace w ogrodzie.

- To prawda, ale mój jest bardzo skromny i w porównaniu do ogrodu państwa, maleńki.

Dobrzańscy poprowadzili ich przez otwarte, szklane drzwi wprost do tego, pełnego kwiatów miejsca. Rozsiedli się w fotelach. Stół zastawiono różnego rodzaju smakołykami. Były ciasta, różnej maści słodycze i niezliczona ilość napojów.

- Macie państwo ochotę na kawę lub herbatę? Jeśli tak, to Zosia, nasza gospodyni przyniesie. Ja sama z chęcią napiję się kawy.

- Dla mnie i dla Uli też. Dzieciaki pewnie wolą napoje, prawda? – Marek zwrócił się do Jaśka i Betti, którzy zgodnie pokiwali głowami. Józef pozostał przy herbacie. Krzysztof wniósł karafkę z rżniętego szkła.

- My z panem Józefem wypijemy po kieliszeczku kirch’u. To wiśniówka, naprawdę znakomita – wyjaśnił.

Marek usadowił się tuż przy Uli i z uśmiechem obserwował wszystkich. – Trzeba działać. Lepszej okazji nie będzie – wstał i poprosił o chwilę uwagi.



ROZDZIAŁ 16 +18



Zapiął guzik marynarki i zlustrował wszystkich siedzących przy ogrodowym stole.

- Moi kochani – zaczął. – Ogromnie się cieszę, że zebraliście się tu w tym miejscu. Jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu, dlatego korzystając z tej wyjątkowej okazji chciałbym w waszej obecności, - mówiąc te słowa sięgnął do kieszeni marynarki i klęknął przed Ulą – poprosić tę wyjątkową i ukochaną przeze mnie istotę, by zgodziła się zostać moją żoną – zatopił się w błękicie jej ogromnych ze zdziwienia, chabrowych oczu. - Skarbie mój najdroższy wiesz, że kocham cię nad życie i swoją przyszłość widzę tylko u twego boku. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?

Rozpłakała się, jak dziecko. Nie mogła ze wzruszenia wykrztusić słowa. Wyjął chusteczkę i próbował zetrzeć jej z twarzy tę płynącą bez końca wilgoć.

- Ula proszę cię nie płacz. Powiedz mi tylko, czy mogę uważać się za najszczęśliwszego człowieka na ziemi. – Zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła się w jego ramię.

- Tak Marek, wiesz, że kocham cię najbardziej na świecie i nie mogłabym być z nikim innym. – Założył jej pierścionek na palec i wtulił się w jej usta.

- Dziękuję ci kotku. Jestem bardzo szczęśliwy.

Dopiero teraz dotarło do zebranej w ogrodzie rodziny tych dwojga, że ci ostatni właśnie się zaręczyli. Zaczęli klaskać spontanicznie i gratulować obojgu.

- Marek, to druga, najmądrzejsza decyzja w twoim życiu – huknął Krzysztof. - Nie mogliśmy życzyć sobie lepszej synowej. Gratuluję synu. – Marek spojrzał na niego nie rozumiejąc.

- Dlaczego druga? – Krzysztof zaśmiał się.

- Bo pierwszą było zatrudnienie tego anioła w firmie. – Teraz śmiali się już wszyscy.

- Gratuluję ci córcia. On będzie na pewno wspaniałym mężem. Bardzo cię kocha i uczyni cię szczęśliwą. – Ula uściskała ojca.

- Dziękuję tatusiu, on już sprawił, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie i bardzo go kocham.

Dobrzańscy też podeszli do niej i ucałowali ją serdecznie.

- Tak się cieszymy Uleńko - mówiła wzruszona Helena. – Pokochaliśmy cię jak własne dziecko. To dla nas również szczęśliwy dzień. Gratulujemy.

- Słuchajcie. Trzeba to uczcić. Zaraz poproszę Zosię, by przyniosła szampana – uradowany Krzysztof przywołał gosposię. Już po chwili strumień pieniącego się trunku wypełniał wysokie kieliszki. Wznieśli toast za pomyślność młodych.

- Mam nadzieję, że nie będziecie zwlekać ze ślubem. Chcemy doczekać jeszcze wnuków – powiedziała podekscytowana Helena.

- Nie rozmawialiśmy jeszcze o ślubie, ale na pewno zrobimy to jak najprędzej i powiadommy was o ustalonej dacie. Myślę, że latem – Marek przytulił Ulę do siebie. – W czerwcu pan Józef wyjeżdża na kurację a Jasiek i Betti na obóz. Jak myślisz Ula, może koniec sierpnia? Będziemy wtedy już po pokazie letniej kolekcji i przed pokazem jesiennej. To chyba dobra pora? – Uśmiechnęła się do niego łagodnie.

- Tak masz rację. Koniec sierpnia będzie w sam raz. Jak uściślimy datę, damy znać. O innych szczegółach też was powiadomimy, bo najpierw sami musimy się nad tym zastanowić i wszystko dobrze przemyśleć.

- A teraz pozwólcie, że porwę Ulę na spacer. Musimy trochę ochłonąć – pomógł jej wstać i objęci ruszyli ścieżką w głąb ogrodu. Po raz pierwszy przyjrzała się pierścionkowi, który dostała od ukochanego.

- Jest naprawdę piękny. Ten kamień to brylant, prawda?

- Tak skarbie. W słońcu mieni się kolorami tęczy, również błękitem takim, jak kolor twoich cudnych oczu.

- Nie spodziewałam się tego. Zaskoczyłeś mnie.

- Nie mogłem cię uprzedzić. To miała być niespodzianka, a niespodzianki mają to do siebie, że są niespodziewane. – Przytuliła się do niego.

- Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa – wyszeptała.

- Ja niemniej kochanie. Wierz mi. Wracajmy do nich. Pewnie zaczęli już dyskusję o nas bez nas – roześmiali się.

Dalsza część tego szczęśliwego dla nich dnia upłynęła w niezwykle sympatycznej atmosferze. Obie rodziny polubiły się bardzo. Krzysztof oprowadził Józefa po ogrodzie. Cieplak był zachwycony. Niektórych roślin nawet nie znał. Beatka wraz z Jaśkiem szalała na trawie bawiąc się z nim w berka. Przy pożegnaniu Józef zaprosił Dobrzańskich do Rysiowa.

- Koniecznie muszą państwo przyjechać. U nas dom bardzo skromny, ale zawsze chętnie witamy gości. Ula świetnie gotuje i na pewno przygotuje coś smacznego.

- Dziękujemy Józefie – powiedział Krzysztof, który już zdążył przejść z Cieplakiem na mówienie sobie po imieniu. – Na pewno was odwiedzimy.

Opuszczali dom Dobrzańskich w dobrych nastrojach.

- Masz wspaniałych rodziców Marek – Józef był pod wrażeniem.

- Wiem panie Józefie i wiem też, że będę miał wspaniałego teścia, szwagra i małą szwagierkę-iskierkę – uśmiechnął się do nich szeroko patrząc w lusterko nad głową.

Pożegnali się z nimi nie wychodząc z samochodu. Było już dość późno, a oni musieli wrócić na Sienną.

- Przyjedziemy w następny piątek i zostaniemy do niedzieli – zapewniła Beatkę Ula. – Poczytamy mnóstwo bajek, dobrze? Ugotuję też coś smacznego. Dobrej nocy kochani.


Wrócili na Sienną. Po wspólnej kąpieli, leżąc wtuleni w siebie w łóżku, wspominali jeszcze przebieg tego miłego dnia.

- Teraz uświadomiłam sobie, że zostałam twoją oficjalną narzeczoną. Ciekawa jestem jak na tę wiadomość zareaguje Maciek i Sebastian. Może też nie będą za długo zwlekać ze swoimi zaręczynami? – Marek uśmiechnął się do swoich myśli.

- Pozazdroszczą nam, to pewne. – Przywarła do niego mocniej i zduszonym głosem powiedziała.

- Chcę się z tobą kochać. – Zaskoczyła go. Po raz pierwszy to ona wyszła z inicjatywą.

- A ja pragnę cię, jak szaleniec.

Przykleił się do jej cudnych ust uwalniając ją jednocześnie z nocnej koszulki. Nie przestając jej całować pieścił dłońmi delikatne ciało ukochanej. Gładził plecy i kształtne pośladki, drażnił sutki i płeć. Jej dłonie bezwiednie krążyły po jego ciele, powodując przyspieszone bicie serca i wzrost pożądania. Ta gra wstępna doprowadziła ich do granic wytrzymałości. Drżeli oboje. Nie mógł już czekać. Kiedy wszedł w nią, odetchnęła i zaczęła poruszać się wraz z nim. Objęła ciasno swoimi smukłymi nogami jego biodra. Zatracali się w tych miłosnych doznaniach. Jego język głęboko penetrował jej usta, a ona oddawała te pełne żaru pocałunki. Wchodził w nią głębiej i głębiej powodując, że z każdym pchnięciem jęczała coraz głośniej. Uwielbiał, gdy była taka namiętna, żarliwa i całkowicie mu oddana. Dochodzili. Przyspieszył. Kiedy ostatni raz wbił się w nią, głośno krzyknęła, przyciskając do siebie mocno jego pośladki. Spełnili się. Nie wychodząc z niej przetoczył się na plecy. Leżała na nim przyciskając rozgrzany policzek do miejsca, w którym biło przyspieszonym rytmem jego kochające ją serce. Gładził czule jej plecy. Podciągnął ją na wysokość swoich oczu i kolejny raz smakował z przyjemnością jej ust.

- Dziękuję ci skarbie za twoją miłość i oddanie. Kocham cię.

- Kocham cię – powtórzyła za nim, jak echo.


Rano ocknął się pierwszy i ze zdumieniem stwierdził, że przez całą noc ona prawie nie zmieniła pozycji. Nadal leżała przyklejona do jego brzucha z głową wciśniętą w załamanie na jego szyi. Uśmiechnął się szeroko widząc jak smacznie śpi posapując lekko, wtulona w niego, jak mały kociak. Odgarnął włosy z jej policzka. Wyglądała tak cudnie i tak bardzo niewinnie, jak mała, ufna, bezbronna dziewczynka z zaróżowionymi od snu policzkami. Dotknął delikatnie ustami jej czoła. – Moje śliczne, największe szczęście – pomyślał. Poruszyła się i wolno otworzyła oczy. Podniosła głowę wpatrując się w jego rozradowaną twarz.

- Dzień dobry moje kociątko. Dobrze spałaś? – Uśmiechnęła się błogo.

- Przy takim mężczyźnie nie można źle spać – zauważyła, że wciąż na nim leży. – Ty chyba nie za bardzo się wyspałeś. Całą noc przygniatałam cię sobą, ale było mi tak dobrze i tak cudownie – wplotła palce w jego włosy i cmoknęła go czule. – Wczoraj było wspaniale. Uwielbiam się z tobą kochać. – Roześmiał się.

- A ja jeszcze bardziej. Mówiłem ci już kiedyś, że nie liczy się wygoda, tylko bliskość, a ja najlepiej śpię, gdy mam cię blisko, jak najbliżej się da. Wstajemy?

- Chyba tak, choć tak mi tu z tobą dobrze. – Cmoknął ją z czułością w nosek.

- Co powiesz na wspólną kąpiel?

- Nie mam nic przeciwko temu. – Wstał i wziąwszy ją nagą na ręce poszedł do łazienki. Wspólne kąpiele sprawiały im dużą radość. Ona, choć na początku wstydziła się bardzo, teraz tak przywykła, że nie wyobrażała sobie, że mogłaby zrezygnować z tej przyjemności.

Siedzieli przy stole jedząc śniadanie.

- To jakie masz plany na dzisiaj? – Ula przełknęła ostatni kęs i popiła herbatą.

- Zapomniałem ci powiedzieć… Byłem tak zaaferowany tymi zaręczynami, ze całkiem zapomniałem. Sebastian prosił, żebyśmy do nich wpadli po południu. Tak, bez żadnego konkretnego powodu, żeby pogadać. Violetta podobno rozwija swoje umiejętności kulinarne i też chciałaby się pochwalić. On ciągle porównuje jej potrawy do twoich i chyba zaczyna ją to powoli drażnić. Może udzielisz jej kilku rad, a on wreszcie się uspokoi.

- Dobrze. Możemy jechać. Tylko, że do popołudnia jeszcze mnóstwo czasu. Wyczytałam w gazecie o wystawie psów. Nigdy na takiej nie byłam, a chętnie zobaczyłabym. Może pojedziemy tam teraz? Nie mam dziś wielkiej ochoty na gotowanie. Pooglądalibyśmy sobie pieski a potem zjedlibyśmy obiad w jakiejś restauracji.

- Wiesz? To świetny pomysł. Zdziwisz się, ale ja też nigdy nie byłem na takiej wystawie. W takim razie ubieramy się i wychodzimy.


Hala wystawowa była ogromna, a w niej dziesiątki różnorodnych psich ras. Ula zachwycała się przede wszystkim szczeniakami. Były, jak puchate kulki i miały śliczne mordki. Przechodzili od jednego stanowiska do drugiego podziwiając psiaki. W pewnym momencie Ula wpadła na kogoś i odbiła się od niego. Podniosła do góry głowę i rozchyliła usta w szerokim uśmiechu.

- Alex! Skąd się tutaj wziąłeś! Prawie cię staranowałam! – uściskała go serdecznie.

- Witaj Ula, cześć Marek – podał Dobrzańskiemu dłoń. – Nigdy nie spodziewałbym się spotkać was w takim miejscu.

- A my ciebie. To Ula wpadła na pomysł obejrzenia tej wystawy. A ciebie co tu sprowadza? – Alex przetarł nerwowo czoło.

- Jestem taki samotny, więc pomyślałem o towarzyszu dla siebie. Uznałem, że posiadanie psa może mieć na mnie dobry wpływ. Chodząc z nim na spacery może poznam jakąś uroczą osóbkę i zakocham się? – Ula spojrzała w jego czarne oczy.

- To świetny pomysł Alex. Dodatkowo będziesz miał zajęcie i oderwiesz się od przykrych wspomnień. O zwierzę trzeba dbać, być za nie odpowiedzialnym, a przede wszystkim trzeba je kochać. Ty masz wszystkie te cechy i na pewno będziesz dobrym panem dla pieska. Może pomożemy ci wybrać któregoś? Chyba, że sam chcesz to zrobić, to nie będziemy przeszkadzać.

- Nie, nie. Nie odchodźcie. Będę wam bardzo wdzięczny, jeśli mi coś doradzicie.

- A jaki to miałby być pies?

- Najlepiej taki, który by nie liniał za bardzo i wymagał jak najmniej pielęgnacji. Z jakimś kudłaczem mógłbym sobie nie poradzić.

– Dobrze. Chodźmy więc i zobaczmy, co tu jeszcze mają – Ula ujęła obu mężczyzn pod ramię i idąc w trójkę rozglądali się uważnie. W pewnym momencie przystanęli przy kojcu, w którym buszowały cztery małe bokserki.

- A co powiesz na boksera Alex? To łagodna rasa. Mają gładką sierść i nie linieją za bardzo. Łatwe w utrzymaniu. Najlepiej wziąć suczkę. One są bardzo wierne i nie odstępują swojego właściciela na krok.

Alex przykucnął przy kojcu przyglądając się szczeniakom.

- Zobacz Ula na tego z białym krawatem. Ładny, prawda? To pies, czy suczka? – spytał sprzedającego.

- To sunia. Wabi się Figa. Ona i jej bracia są rasowi i imiona całego miotu zaczynają się na literę „F”.

- A ty Marek, co o niej sądzisz? – Marek również przykucnął przy kojcu i pogłaskał pieska.

- Myślę, że będzie dla ciebie wspaniałą towarzyszką, jeśli tylko umiejętnie ją wychowasz. Bez krzyków i karcenia. Rozumiesz, co mam na myśli? – Febo pokiwał głową.

- Wiem, o co ci chodzi i na pewno będę ją traktował łagodnie. Kupuję ją – zdecydował. Z pieskiem na ręku Alex pociągnął ich jeszcze do stoisk z gumowymi zabawkami, jedzeniem dla szczeniaków i kojcami. Kupił wszystko, co było niezbędne łącznie z obróżką i smyczą.

- Chyba nie zabierzesz się z tym. Odwieziemy cię do domu. Nie będziesz przecież tego dźwigał, mając w dodatku psa na ręku – zaproponował Marek. Alex spojrzał na niego z wdzięcznością.

- Bardzo wam dziękuję. Może wpadniecie do mnie na małe espresso?

- Bardzo chętnie. Po południu jedziemy do Seby, ale mamy jeszcze mnóstwo czasu.

Zapakowali do bagażnika wszystkie zakupione rzeczy. Ula z Figą usiadła na tylnym siedzeniu.

- Mieszkasz tam, gdzie poprzednio, nie zmieniłeś mieszkania?

- Nie… Lubię ten dom. Jest wprawdzie za duży, jak dla mnie samego, ale ciągle wierzę, że nie będzie tak zawsze.

- Na pewno nie – Marek poklepał go po ramieniu i wolno ruszył z parkingu.

Rozsiedli się wygodnie w ogromnych, skórzanych fotelach. Były bardzo miękkie, że zapadli się w nie. Po chwili Alex postawił przed nimi małe filiżanki z aromatycznym napojem i sam usiadł obok. Ula podała mu psa.

- Weź go. To do ciebie musi się przyzwyczaić – umieścił go sobie na kolanach i zaczął głaskać uspokajająco.

- Co u was słychać? Dawno nie rozmawialiśmy. Też pewnie jesteście zawaleni robotą tak jak ja. – Marek spojrzał z uśmiechem na Ulę.

- No trochę się działo. Wczoraj byliśmy u rodziców. Uli rodzina także. Chcieliśmy, żeby się poznali. To była świetna okazja do zaręczyn. Zaręczyliśmy się Alex i jestem bardzo szczęśliwy, że ta cudowna istota zostanie moją żoną.

Popatrzył na nich z uśmiechem.

- Szczerze gratuluję wam obojgu i zazdroszczę. Też bym tak chciał.

- Nie zazdrość Alex – powiedziała łagodnie Ula. – Daj sobie trochę czasu. Zobaczysz, że niedługo miłość spadnie na ciebie, jak grom z jasnego nieba. Zmieniasz się. Już nie jesteś taki jak dawniej, ponury i niedostępny. Coraz częściej się uśmiechasz. Potrafisz się cieszyć. To bardzo pozytywne. Obrałeś właściwy kierunek i nie zbaczaj z tej drogi. Wszystko się ułoży i jestem w stu procentach pewna, że w niedługim czasie będziesz równie szczęśliwy jak my. Ten pies ci w tym pomoże. Spacery po parku są naprawdę świetną okazją do poznania kogoś nowego. – Spojrzał na nią z wdzięcznością.

- Chciałbym poznać kogoś podobnego do ciebie. Tak mądrego, wielkodusznego i wrażliwego. – Marek roześmiał się.

- Alex, mam nadzieję, że nie zakochałeś się w mojej dziewczynie? Ja wiem, że ona jest wyjątkowa, być może trafisz na jeszcze jedną jej podobną.

- Nie obawiaj się. Nie zakochałem się w Uli. Dużo jej zawdzięczam i bardzo ją szanuję. Podziwiam też cechy jej charakteru i chciałbym, żeby moja wybranka miała podobne.

- Jeśli bardzo tego chcesz, to na pewno się spełni – powiedziała cicho Ula. – Musisz mieć tylko oczy szeroko otwarte i dobrze się rozglądać. Pójdziemy już. Musimy jeszcze skoczyć na jakiś obiad a potem wizyta u Seby. Wiesz, że on jest z Violettą?

- Z Violettą? Twoją byłą sekretarką? – Marek pokiwał głową. – Trochę to dziwne. Ona jest bardzo ładna, ale chyba nie za bardzo mądra?

- Też byliśmy zaskoczeni, ale to miłość Alex, a miłość jest ślepa. No, trzymaj się i nie pozwól sterroryzować tej psinie. Do jutra.


- Witajcie, witajcie kochani – Seba otworzył szeroko drzwi witając wylewnie przyjaciół. – Czujecie te zapachy? – wyszeptał. – To Viola realizuje się w kuchni i wznosi na wyżyny kulinarnych umiejętności. – Roześmiali się serdecznie.

- To może ja pójdę jej pomóc – Ula ubrała domowe kapcie i podryfowała w kierunku kuchni. Panowie przeszli do salonu i usiedli na wygodnej kanapie.

- Wyobraź sobie, że do południa byliśmy na wystawie psów i natknęliśmy się na Alexa. Chciał kupić psa, a my mu w tym pomogliśmy.

- Naprawdę? Jakiego kupił?

- Śliczną, małą bokserkę. Ula go namówiła. On naprawdę się zmienia. Już niewiele zostało z dawnego Alexa.

- Aż trudno w to uwierzyć. Ale to dobrze i dla niego i dla was. Przynajmniej przestał bruździć.

- Z zadowoleniem stwierdzam, że ani mu to w głowie. Uczciwie pracuje i daje z siebie wszystko. Kurczę, ale pachnie – Marek pociągnął nosem. – Co one tam pichcą?

- Chodźmy do kuchni, to się przekonamy.

- Cześć Violetto – Marek wszedł do kuchni i przywitał się z nią całując w policzek.

- No witam prezesa. Dobrze, że przyjechaliście. Ula pomogła mi doprawić i teraz pachnie tak, jak powinno. Zaraz zrobimy kawę i spróbujecie ciasta, które własnoręcznie kupiłam. – Roześmiał się na całe gardło.

- Viola, jesteś niesamowita.

- Prawda? – wtrącił się Sebastian. – Od dawna to powtarzam.

- Kawa gotowa. Daj, pokroję to własnoręczne ciasto – Ula chwyciła długi nóż i kroiła ciasto na równe kawałki. – Zabierzcie chłopaki filiżanki, ja zaraz przyniosę talerzyki.

Zasiedli w końcu wszyscy przy stole w salonie częstując się słodkościami i delektując kawą. Marka aż świerzbił język, by podzielić się dobrą nowiną z przyjacielem.

- Musimy wam coś powiedzieć – zagaił. – Wczoraj zaręczyliśmy się.

Viola wydała z siebie głośny pisk i uściskała mocno Ulę, a potem Marka.

- O matulu! Gratuluję wam z całego serca. To kiedy ślub?

- Ja się dołączam do gratulacji – Sebastian uścisnął dłoń przyjaciela i Uli.

- Ślub dosyć prędko. Planujemy pod koniec sierpnia, ale czy to się uda, zobaczymy. Ja nie chcę długo czekać, a Ula się ze mną zgadza. Tak naprawdę to tylko praktycznie cztery miesiące. Mama na pewno nam pomoże. Jest świetna w organizowaniu przyjęć. O resztę postaramy się sami.

Tę miłą rozmowę przerwał dźwięk telefonu Uli. Spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił tata.

- Przepraszam was, muszę odebrać. Tata dzwoni - przeszła do kuchni chcąc porozmawiać spokojnie.

- Cześć tato, co się stało?

- Nic córcia, wszystko w porządku. Musiałem jednak zadzwonić, bo miałem telefon od cioci Krysi. Pytała mnie, czy Jadzia mogłaby przyjechać do nas na kilka tygodni. W zeszłym roku skończyła studia i usilnie poszukuje pracy. Tam u nich w Elblągu totalna mizeria. Dziewczyna siedzi w domu i frustruje się, bo nie chce być dłużej na utrzymaniu rodziców. Pomyślałem sobie, że skoro twój pokój jest wolny, to może mogłaby zamieszkać przez ten czas u nas i spokojnie poszukać jakiegoś zajęcia.

- Oczywiście tato. Nie ma problemu. A kiedy chce przyjechać?

- Ona chce jak najszybciej. Obiecałem, że oddzwonię, jak tylko z tobą porozmawiam. Ona nie zna Warszawy i trzeba by było odebrać ją z dworca.

- O to się nie martw. My ją odbierzemy i przywieziemy do Rysiowa. Muszę tylko wiedzieć kiedy. Zadzwoń do cioci teraz i daj mi znać – rozłączyła się.

Ciocia Krysia była rodzoną siostrą jej mamy. Miała dwójkę dzieci. Starszą Jadzię i młodszego Tomka. Wiedziała, że Jadzia studiuje, ale nie sądziła, że już skończyła edukację. - Co ona studiowała? Chyba nie pamiętam. Przyjedzie, to powie – znowu zadzwonił jej telefon.

- I co tato? Kiedy przyjedzie?

- Powiedziała, że w środę. Pociąg ma być w Warszawie o osiemnastej piętnaście.

- Dobrze. Zadzwoń jeszcze raz i powiedz, że będę na nią czekać na peronie. Trzymaj się i uściskaj dzieciaki, a i ciocię pozdrów.

Wróciła do towarzystwa.

- Coś się stało Ula? – Marek spojrzał na nią zaniepokojony.

- Nie, ale Rysiów będzie miał gościa. Moja kuzynka przyjeżdża w środę na kilka tygodni. W zeszłym roku skończyła studia i jest bez pracy. Będzie tutaj szukać szczęścia. Obiecałam tacie, że odbierzemy ją z dworca. Ona nie zna miasta i jeszcze mogłaby pobłądzić.

- Dobrze Ula. Nie ma sprawy. A teraz Violetto chciałbym spróbować twoich specjałów.


W środę wyszli z firmy jak zwykle o siedemnastej. Postanowili nie wracać do domu, tylko zjeść coś na mieście a potem pojechać prosto na dworzec. Weszli na peron i usiedli na ławce.

- Mam nadzieje, że przyjedzie punktualnie, w przeciwnym razie będziemy tu kwitnąć – marudził Marek.

- Nie zrzędź kochanie. Nikt jeszcze nie zapowiadał opóźnienia, a ty już kraczesz.

Przyciągnął ją do siebie i cmoknął w policzek.

- Przepraszam skarbie. Nie cierpię dworców, to dlatego tak marudzę.

Pociąg przyjechał punktualnie. Warszawa była jego stacją docelową. Z wagonów zaczęli się wysypywać pierwsi podróżni. Ula uważnie lustrowała przechodzących nie chcąc przeoczyć kuzynki. Dostrzegła ją wreszcie jak wysiadała szarpiąc za ucho walizkę na kółkach.

- Jest Marek, jest – złapała go za rękę i pociągnęła w stronę wagonu.

- Jadzia? – Dziewczyna odwróciła się gwałtownie.

- Ula! – Padły sobie w ramiona ściskając się serdecznie. Marek stał z boku uśmiechnięty przyglądając się dziewczynie. Ze zdumieniem skonstatował, że była bardzo podobna do Uli. Włosy miała dłuższe i jaśniejsze, ale kształt oczu, nosa i ust bardzo podobny. Kolor oczu nie był może aż tak głęboko błękitny. Przypominał raczej niebieskie niezapominajki.

- Pozwól Jadziu, że ci przedstawię, to mój narzeczony, Marek Dobrzański, a to Marku moja kuzynka Jadzia Szumielewicz. – Marek uścisnął wyciągniętą dłoń dziewczyny.

- Miło mi cię poznać. Jesteś bardzo do Uli podobna – zauważył, że i ona rumieni się podobnie, jak jego ukochana.

- Zawsze nam to mówiono. Nasze mamy były bliźniaczkami, więc może to dlatego.

- Ula, ja wezmę walizkę Jadzi i pójdę przodem. Chodźcie.

Dotarli do samochodu. Jadzia była oszołomiona jego wyglądem.

- No, no siostra. Nieźle ci się powodzi.

- Jadzia, przecież to samochód Marka, nie mój. Pakuj się do tyłu i pędzimy do Rysiowa. Tata pewnie nie może się już doczekać, a i dzieciaki cię wyglądają. Cieszę się bardzo, że przyjechałaś. Ja nie mieszkam już z nimi i czasami im mnie bardzo brakuje. Świetnie mnie zastąpisz. Zajmiesz mój dawny pokój. Możesz go urządzić według własnego uznania.

- To gdzie ty teraz mieszkasz?

- Mieszkam u Marka w Warszawie na Siennej. Zaręczyliśmy się w zeszłym tygodniu.

- Gratuluję wam obojgu. Musisz być Marek kimś naprawdę wyjątkowym, że Ula oddała ci swoje serce.

- Tak uważasz? A ja myślę, że jestem wielkim szczęściarzem, bo pokochała mnie cudowna istota, o dobrym sercu i współczującej duszy. Pękałem z radości, kiedy zgodziła się zostać moją żoną.

Dojechali. W bramie zauważyli przestępującego nerwowo z nogi na nogę Józefa.

- No jesteście wreszcie. Już zacząłem się denerwować. Wchodźcie do środka. Witaj Jadziu. Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas a i może pracę szybko znajdziesz?

- Też mam taką nadzieję wujku – przywitała się z nadbiegającymi dzieciakami.

- Ale wyrośliście. Jasiek, to już kawaler, a Betti będzie kiedyś prawdziwą pięknością.

Weszli do domu. Ula zakręciła się w kuchni robiąc wszystkim herbatę i stos kolorowych, wiosennych kanapek. Zasiedli do stołu wszyscy.

- No, to opowiadaj. Jakie studia skończyłaś?

- Finanse i Bankowość. Studia niby dobre, ale już długo jestem bez pracy.

Ula spojrzała znacząco na Marka, a on na nią.

- Czy myślisz kochanie o tym samym, co ja? – uśmiechnął się błogo ukazując w pełnej krasie swoje słodkie dołeczki.

- Alex?

- Alex.

Jadzia spojrzała na nich nic nie rozumiejąc.

- Możecie mi wytłumaczyć, o co wam chodzi? – Roześmiali się widząc jej skonsternowaną minę.

- Chyba mamy dla ciebie pracę – powiedział do niej Marek.

- Naprawdę?

- Mhmm… Wrócisz dzisiaj z nami do Warszawy. Zabierz trochę rzeczy na zmianę, jakąś piżamę i wszystkie dokumenty potrzebne do przyjęcia do pracy. Jutro pojedziesz z nami do firmy. – Jadzia była bezgranicznie zdumiona.

- Do jakiej firmy?

- Nie powiedzieliśmy ci, ale Marek jest współwłaścicielem i prezesem firmy modowej, Febo & Dobrzański, w której i ja pracuję. Jestem jego asystentką, podobnie jak Maciek Szymczyk, którego przecież znasz. Potrzebujemy kogoś do działu finansowego na asystenta dyrektora finansowego F&D. Masz odpowiednie wykształcenie i na pewno sobie poradzisz. Spakuj się teraz w jakąś torbę i jedźmy. Długa droga przed nami a jest już późno.



ROZDZIAŁ 17



Jadzia rozglądała się ciekawie po mieszkaniu.

- Ale wielkie – Marek roześmiał się na całe gardło.

- Czy wiesz, że Ula wypowiedziała dokładnie te same słowa, kiedy przyjechała tu po raz pierwszy? Naprawdę jesteście do siebie podobne, nawet pod względem mentalnym. Chodź, pokażę ci, gdzie będziesz spać – zaprowadził ją do pokoju, który kiedyś zajmował Maciek, gdy pisali prezentację.

- Myślę, że będzie ci tu wygodnie. Maciek kiedyś też tu spał i nie narzekał. – Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie.

- Dziękuję wam bardzo za wszystko. Nie przypuszczałam, że wydarzenia potoczą się tak szybko. Jestem taka podekscytowana tą pracą. Mam nadzieję, że was nie zawiodę.

- Na pewno nie. Jestem pewien, że z łatwością sobie poradzisz. Ta miłość do cyferek jest u was chyba genetyczna. Ula jak coś liczy zatraca się zupełnie.

- Ja chyba też tak mam – roześmiała się.

- Rozgość się i dobrej nocy. Jutro o ósmej trzydzieści musimy być w pracy – zamknął cicho za sobą drzwi i poszedł do sypialni. Ula leżała już w łóżku i czekała na niego.

- I jak? Pokazałeś jej wszystko?

- Tak. Wie, gdzie, co jest. Poradzi sobie – wskoczył do łóżka i przytulił się do niej. – To był męczący dzień. Jestem tylko ciekaw jak zareaguje Alex, kiedy zobaczy twój klon. – Rozchichotała się.

- Mój klon? Nie przesadzaj. Nie jesteśmy znowu aż tak bardzo do siebie podobne.

- Jesteście Ula. Choć ja na pewno bym się nie pomylił. Różnicie się i kolorem oczu, długością i barwą włosów, tonacją głosu, ale ktoś widząc was razem niewątpliwie uznałby was za siostry. Ciekawe, czy charakter ma podobny do twojego.

- Naprawdę nie wiem. Trudno mi porównywać, ale to spokojna dziewczyna i na pewno nie narobi nam kłopotu. Ja nie widziałam jej dawno. Na pewno jest ode mnie bardziej śmiała.

- No nie wiem. Na dworcu zauważyłem, że rumieni się równie uroczo jak ty.

- Nie dołuj mnie Marek. U mnie to już patologia. Chyba do śmierci będę się rumienić jak nastolatka.

- Mnie się to bardzo podoba i będę szczęśliwy widząc jak policzki mojej osiemdziesięcioletniej żony pokrywają się cudnym rumieńcem. – Roześmiała się perliście słysząc te słowa a on jej zawtórował.

- Kocham cię. Będziesz najlepszym mężem na świecie. – Nic nie powiedział, tylko czule wtulił swe usta w jej malinowe wargi.


Następnego ranka Ula wstała wcześniej i wysupławszy się z ramion ukochanego cicho przeszła do pokoju Jadzi.

- Jadzia, Jadzia, obudź się – potrząsnęła ją za ramię. Dziewczyna otworzyła oczy i uśmiechnęła się do Uli.

- Już czas? Trzeba wstawać?

- Ty musisz wstawać. Nie możesz iść do firmy w byle czym. Leć do łazienki, a ja przygotuję ci jakiś żakiet i spódnicę. Musisz zaprezentować się z jak najlepszej strony. Zrobimy też delikatny makijaż.

Kuzynka wyskoczyła raźno z łóżka i pobiegła do łazienki. Ula w tym czasie wyciągnęła z szafy ładny, granatowy kostiumik i białą bluzkę z fantazyjnym kołnierzem. Przymierzyła do siebie obie rzeczy i z zadowoleniem stwierdziła, że pasują. Jadzia wróciła z łazienki. Ula wręczyła jej ubranie mówiąc.

- Przymierz to. Potem trzeba będzie coś zrobić z tymi włosami. Najlepiej będzie jak upniemy je wysoko w koka. Powinnaś je trochę ściąć, są zdecydowanie za długie i rozdwajają się na końcach, ale o tym pomyślimy później. Pamiętaj, liczy się pierwsze wrażenie.

Nie minęło pięć minut, kiedy Jadzia wyszła ze swojego pokoju. Ula przyjrzała jej się dokładnie.

- Ten kostium leży idealnie. Chyba mamy podobne figury. Jesteś trochę wyższa, ale to nie przeszkadza. Masz jakieś półbuty pasujące do tego zestawu?

- Mam szpilki, ale one zostały w Rysiowie – powiedziała bezradnie rozkładając ręce.

- W takim razie przymierz moje. Jaki nosisz rozmiar?

- Trzydzieści siedem. – Ula uśmiechnęła się radośnie.

- To tak, jak ja – wyciągnęła z szafki zamszowe granatowe czółenka na niewysokim obcasie.

- Masz, przymierz – pasowały. – To teraz spróbuj upiąć porządnie włosy i zrób sobie makijaż. Ja idę do łazienki i też się ubiorę, ale przedtem włączę expres. Marek lubi wypić rano kawę – przemknęła jak wiatr do kuchni, potem do łazienki. Ubrana i umalowana zaczęła szykować śniadanie. Tak zastał ją Marek. Objął ją czule i wyszeptał jej do ucha.

- Dzień dobry moje śliczności. Obudziłem się i nie było cię przy mnie. Czemu wstałaś tak wcześnie?

- Musiałam przyszykować Jadzię. Nie ma porządnych rzeczy i trzeba było dopasować coś bardziej odpowiedniego. Zaraz ją zawołam to ocenisz, czy może się tak pokazać w firmie. Jadziu! Pozwól tu do nas. – Kiedy weszła do kuchni Marka zatkało.

- Pięknie wyglądasz. Jadziu. Nie sądziłem, że doczekam chwili, gdy będę miał przed sobą dwie Ule, a tu proszę.

- Chodźcie jeść, zaraz musimy wychodzić. Jadziu wzięłaś dokumenty?

- Tak, mam wszystko.

- W takim razie jedziemy.

Weszli do windy. Marek spojrzał na Ulę prosząco.

- Kochanie przejdziesz z Jadzią do Sebastiana? Ja obiecałem Pshemko, że wejdę do niego rano.

- Oczywiście. Załatwię wszystko, a ty zajmij się swoimi sprawami.

Zapukała cicho do gabinetu Olszańskiego i weszła ciągnąc za sobą Jadzię.

- Cześć Sebastian. Przedstawiam ci moją kuzynkę Jadzię Szumielewicz – Olszański wstał zza biurka i podszedł do obu dziewczyn.

- Matko boska, ale jesteście podobne! – Roześmiały się słysząc to stwierdzenie.

- Nie ma w tym nic dziwnego Seba. Nasze matki były bliźniaczkami, to i my jesteśmy do siebie podobne. Jadzia przyniosła dokumenty. Marek uprzedził cię, mam nadzieję, że przyjmuje ją do pracy?

- Tak. Mówił. Witamy na pokładzie pani Jadwigo. – Podała mu dłoń.

- Jadzia. Po prostu Jadzia.

- W takim razie, Sebastian – uścisnął jej dłoń. – Ula, umowa będzie za jakąś godzinkę, bo muszę wprowadzić dane.

- Nie śpiesz się. Ja w tym czasie oprowadzę ją po firmie. Przywita się z Maćkiem, którego zna i przede wszystkim muszę ją przedstawić Alexowi, bo to u niego będzie pracować. Przyjdziemy, jak już wszystko obejrzy.

Wyszły z gabinetu Olszańskiego i skierowały się do części zajmowanej przez dział finansowy.

- To jest dział finansowy. To tu właśnie będziesz pracować. Dyrektorem jest Alexander Febo, drugi współwłaściciel firmy. W sekretariacie siedzi Dorota, jego sekretarka. Ty też tam będziesz siedzieć. Dorota, to miła osoba, na pewno znajdziecie wspólny język.

Weszły do sekretariatu.

- Cześć Dorotko – Ula przywitała się z sekretarką. – Poznaj proszę Jadzię Szumielewicz. Będziecie razem pracować. Jest Alex?

- Jest. Przyprowadził ze sobą psa. Nie uważasz, że to trochę dziwne? – Ula roześmiała się.

- Ani trochę Dorotko. To Figa. Mały szczeniak. Pewnie piszczy, jak jest sama w domu, dlatego zabrał ją ze sobą, ale nie przejmuj się, to spokojna sunia i nie sprawi wam kłopotu. Zapukała do drzwi i wsunęła przez nie głowę.

- Witaj Alex – uśmiechnęła się promiennie. – Mogę na chwilę?

- Pewnie. Wchodź. Figa jest dzisiaj ze mną.

- Wiem, słyszałam. Ja też nie jestem sama. Przedstawię ci kogoś - weszła wraz z Jadzią do gabinetu.

- Dzień dobry – powiedziała Jadzia nieśmiało. – Alex patrzył na to zjawisko jak zaczarowany.

- Ula uszczypnij mnie, bo widzę podwójnie. – Rozchichotana podeszła do niego.

- Z twoim wzrokiem wszystko w porządku Alex. Przedstawiam ci moją kuzynkę Jadzię Szumielewicz. Od dziś będzie twoją asystentką. Skończyła Finanse i Bankowość. Jest równie dobra w cyferkach jak ja i nie będziesz rozczarowany. Jest tyle roboty, więc pomyśleliśmy z Markiem, że przyda ci się asystentka. Odciąży cię trochę. – Popatrzył na nią z wdzięcznością.

- Dziękuję wam. Pamiętałaś, że potrzebuję pomocy. Dorota nie radzi sobie ze wszystkim.

- Naprawdę nie ma za co. Jadzia spadła nam jak z nieba. Pochodzi z Elbląga i długo nie mogła znaleźć pracy. Na pewno sprawdzi się na tym stanowisku – rozejrzała się po pokoju słysząc piszczenie.

- Figa, Figa, gdzie ty jesteś? – Zza fotela wytoczyła się tłusta kulka. – Zobacz Jadziu jaka śliczna – Ula wzięła szczenię na ręce. - Jak się sprawuje? Jest grzeczna?

- To spokojny psiak Ula. Miałaś nosa i dobrze doradziłaś. Będę miał z niej pociechę. Było mi żal zostawiać ją samą w domu, dlatego zabrałem ją ze sobą.

- I dobrze zrobiłeś. Przecież nie będzie nikomu przeszkadzać. A na spacer nawet ja chętnie z nią pójdę, gdybyś nie miał czasu.

- Ja też mogę pana wyręczyć – nieśmiało podsunęła Jadzia. Uśmiechnął się.

- Proszę mi mówić po imieniu. W tej firmie wszyscy tak do siebie mówią. To od kiedy zaczynasz Jadziu?

- Musimy jeszcze iść do kadr po umowę.

- Właśnie - wtrąciła Ula. – Trzeba też zorganizować jakieś biurko i komputer.

- Tym się nie martw. Ja to załatwię. Jak wrócicie wszystko będzie gotowe. Wierzę, że ta współpraca będzie bardzo udana.

- Ja też mam taką nadzieję – powiedziała cicho Jadzia.

- Zostawiamy cię teraz. Idziemy przywitać się z Maćkiem. Jadzia dawno go nie widziała, a znają się jeszcze z dziecięcych lat. Na razie.

Wyszły z gabinetu na korytarz.

- Ula! Jaki on przystojny. Jest boski – Jadzia była pod wrażeniem. – Ile może mieć lat?

- Jest rok starszy od Marka. Ma dwadzieścia dziewięć.

- Jezu! Chyba zakochałam się w nim. – Ula spojrzała na nią poważnie.

- Jadziu. Muszę ci coś powiedzieć. Alex, to bardzo wrażliwy człowiek. Kiedyś w przeszłości został mocno zraniony przez kobietę, którą szaleńczo kochał. Jeśli z twojej strony miałaby to być tylko nic nieznacząca miłostka, to odpuść sobie. Ja nie pozwolę nikomu, żeby miał go skrzywdzić powtórnie. Jest moim przyjacielem.

- Ula, przecież ja nie żartowałabym w takich sprawach. Nie jestem głupią gęsią. Człowiek zrobił na mnie piorunujące wrażenie i tyle. Ja nie będę na siłę pchać mu się do łóżka. To nie w moim stylu. Może nie uwierzysz, ale ja nadal jestem „czysta”. Nigdy z nikim nie uprawiałam seksu. Nie rzucam się w ramiona pierwszemu napotkanemu mężczyźnie.

- Przepraszam cię Jadziu. Chciałam tylko, żebyś wiedziała. On rozpaczliwie szuka miłości i akceptacji. Drugiego rozczarowania by nie przeżył. Bądź więc ostrożna i o to cię tylko proszę.

- Obiecuję ci Ula, że nie zrobię nic głupiego. Zaufaj mi.

- Ufam. Ufam. Zanim pójdziemy do Maćka poznasz naszego genialnego projektanta. Jest łasy na pochlebstwa. Nawet, jeśli nie znasz jego kolekcji, spróbuj powiedzieć mu coś miłego.

Weszły cicho do pracowni. Mistrz siedział zagłębiony w swoim fotelu i pilnie szkicował.

- Pshemko? Mogę na chwilę? – Podniósł głowę znad rysunków i uśmiechnął się.

- Wchodź moja piękna. Przed chwilą Marek stąd wyszedł. Powiedział mi o wszystkim. Gratuluję Bella i mam nadzieję, że będę mógł zaprojektować suknię ślubną.

- Zrobisz to? Pshemko, nawet nie wiesz, jak o tym marzyłam. Dziękuję ci bardzo – uściskała go serdecznie. – Nie będę ci długo zawracać głowy, chciałam ci przedstawić tylko moją kuzynkę, która będzie tu pracować. Poznaj proszę, to Jadzia Szumielewicz. – Jadzia wyciągnęła do niego dłoń.

- Jestem zaszczycona mogąc poznać osobiście takiego sławnego człowieka. – Projektant rozciągnął twarz w szerokim uśmiechu.

- I mnie jest bardzo miło poznać kuzynkę naszej kochanej Urszuli. Jesteście bardzo podobne. Jest pani równie piękna, jak ona.

- Dziękuję mistrzu – zarumieniła się Jadzia.

- To my już pójdziemy. Nie będziemy ci zabierać cennego czasu. Jeszcze tylko spytam, czy czegoś ci nie trzeba.

- Mam wszystko. Jak będę potrzebował, to dam ci znać.

- Trzymaj się Pshemko. Do zobaczenia.

Wyszły na korytarz kierując się już do sekretariatu. Ula z daleka dostrzegła na korytarzu Maćka. Zawołała go. Podszedł do nich i w miarę jak się zbliżał, jego twarz przyozdabiał radosny uśmiech.

- Jadzia! – krzyknął. – Skąd się tu wzięłaś dziewczyno! Ależ wypiękniałaś. Wyglądasz zupełnie jak Ula. Nie do wiary – uściskał ją serdecznie. – Co cię tu sprowadza?

- Praca, Maciuś. Zostałam właśnie asystentką Alexa Febo.

- Naprawdę? - pokiwała twierdząco głową. – No to gratuluję.

- Idziemy właśnie do Sebastiana – wtrąciła się Ula. - Aha. Maciek, chciałam cię jeszcze o coś prosić. Jadzia będzie mieszkać w Rysiowie. Mógłbyś zabierać ją do pracy i jeśli nie będziesz umówiony z Anią, to również po pracy? Sam wiesz, że autobus wlecze się tam godzinę.

- Pewnie. Nie ma sprawy. A ty pamiętaj, – zwrócił się do Jadzi. – za piętnaście ósma masz zawsze czekać pod bramą.

- Zapamiętam. Chodźmy Ula. Może ta umowa jest już gotowa.


Pod koniec maja odbył się pokaz kolekcji letniej i dwóch pozostałych. Mistrz znowu triumfował. Wszystkie trzy przyjęto burzą oklasków i bardzo entuzjastycznymi komentarzami. Po pokazie, jak zwykle odbył się bankiet. Ula i Jadzia miały na sobie kreacje Pshemko i wyglądały zjawiskowo. Ula przedstawiła Jadzię swoim przyszłym teściom, którzy podobnie jak inni zareagowali na ich uderzające podobieństwo. Obie były piękne, mądre a przy tym bardzo skromne. Marek tańczył cały wieczór z Ulą, natomiast Alex ich zaskoczył. Przełamując własną nieśmiałość poprosił do tańca Jadzię i też nie wypuszczał jej w czasie trwania bankietu z ramion. Podobała mu się ta nieśmiała dziewczyna. Ujął go jej dobry charakter i łagodność w obejściu. Jako jego asystentka sprawdziła się znakomicie. W lot pojmowała rzeczy zanim skończył je tłumaczyć. Pamiętał, jak zazdrościł Markowi asystentów. Teraz dziękował im z całego serca, że ma ją. Pracowitą, kompetentną, po prostu świetną. Figa też się do niej przyzwyczaiła, bo często, gdy był zajęty, wyręczała go chodząc z nią na spacery. Uwielbiał jej spokojny, stonowany głos, tak podobny do głosu Uli. Działał na niego, jak balsam i pod jego wpływem topniało mu serce niczym wosk.

Ona nigdy nie dała po sobie poznać, jakie wrażenie robi na niej ilekroć jest tak blisko. Pamiętając słowa Uli z całych sił starała się panować nad sobą. Zakochała się w nim. Ten stan potwierdzał tylko jej wrażenie, jakie na niej zrobił, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Nie miała odwagi mu o tym powiedzieć, bo bała się jego reakcji. Tak miło było tańczyć w jego ramionach. On też wydał jej się odprężony, zrelaksowany. Czasami przyłapywała go w biurze, jak siedział nic nie robiąc, zatopiony we własnych myślach. Wycofywała się wtedy z gabinetu nie chcąc go rozpraszać.


Nadszedł czerwiec a wraz z nim wakacje. W ostatnim dniu szkoły dzieciaki wróciły do domu zadowolone. Jasiek miał dobre świadectwo i z czystym sumieniem mógł teraz odpocząć. Betti nie miała jeszcze takich zmartwień. Dopiero od września szła do pierwszej klasy. Za kilka dni mieli wyjeżdżać. Oni na obóz, a tata do Nałęczowa. Jadzia miała zostać na posterunku sama. W dzień przed wyjazdem zebrali się wszyscy w Rysiowie i omawiali strategię działania. Maciek obiecał zawieźć dzieci do Warszawy, bo właśnie stamtąd odjeżdżały autokary. Ula i Marek odwozili Cieplaka do samego Nałęczowa. Dogadali wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Ula pomogła spakować małą Betti i sprawdziła plecak Jaśka. Marek doradzał Józefowi, jakie rzeczy będą najbardziej przydatne.

Następnego dnia narzeczeni stawili się o godzinie dziesiątej w rysiowskim domu. Dzieciaków już nie było, bo one miały miejsce zbiórki o godzinie ósmej rano. Przywitali się z Józefem i Jadzią. Marek wpakował do bagażnika walizkę i ruszyli. Pogoda była piękna. Słońce świeciło i grzało mocno przez zamknięte szyby Lexusa. Marek włączył klimatyzację, żeby pan Józef mógł oddychać swobodnie.

- Zdobyłem ulotkę o tym uzdrowisku. Zajrzyj Ula do schowka. Powinna tam być i przeczytaj tacie. – Sięgnęła do schowka i rzeczywiście znalazła w nim folder. Otworzyła go i zaczęła czytać.

Nałęczów, miasteczko położone w woj. lubelskim ze specyficznym leczniczym mikroklimatem, który sprzyja obniżeniu ciśnienia tętniczego a bogata w magnez woda znakomicie uzupełnia gospodarkę mineralną organizmu. Kuracje to możliwość leczenia chorób współistniejących i szansa na profesjonalne przebadanie serca. Oferujemy nowoczesną bazę zabiegową i posiadamy wysokiej klasy urządzenia do diagnostyki i rehabilitacji kardiologicznej, niezbędne w przywracaniu sprawności ludziom z problemami o podłożu kardiologicznym”.

- Widzisz tato, przebadają cię tam dokładnie i zdiagnozują tak jak trzeba. Jeszcze raz dziękuję ci Marek, że załatwiłeś to sanatorium. Jak weźmiesz tato te wszystkie zabiegi, zaraz poczujesz poprawę, a ja będę spokojniejsza. Postanowiłam, że co roku będziesz odbywał takie turnusy i zrobisz to nie tylko dla siebie, ale i dla nas. Wciąż jesteś nam potrzebny, pamiętaj o tym, a my chcemy byś cieszył się dobrym zdrowiem jak najdłużej.


Podczas, gdy Ula wyłuszczała ojcu swoje racje Jadzia siedziała w domu i smętnie gapiła się w telewizor. Żałowała, że nie pojechała z nimi. Proponowali jej przecież. Była zła sama na siebie. Drgnęła, gdy usłyszała dźwięk swojego telefonu. Nie patrząc, kto dzwoni odebrała połączenie.

- Halo.

- Witaj Jadziu, mówi Alex – usłyszała.

- Witaj Alex. Coś się stało, że dzwonisz? Jesteś w pracy? Dziś sobota przecież.

- Nie, nie jestem w pracy. Mam dla ciebie propozycję, ale boję się trochę, jak na nią zareagujesz. – Uśmiechnęła się.

- No skoro już tyle powiedziałeś, to powiedz mi, co to za propozycja. Śmiało.

- Jest taka ładna pogoda, więc pomyślałem sobie, czy nie udałoby mi się namówić ciebie na spacer. Przy okazji wziąłbym Figę. Wybiegałaby się. – Zaskoczył ją. Przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu.

- Halo? Jadzia? Jesteś tam? – spytał zaniepokojony.

- Jestem, jestem… Trochę mnie zaskoczyłeś, ale w sumie, czemu nie? Jestem sama, bo Ula z Markiem odwożą wujka do sanatorium.

- Wspaniale. Przyjadę po ciebie. Podaj mi tylko adres.

- Rysiów osiem. Jak masz GPS, to lepiej weź ze sobą. Możesz pobłądzić. To dość daleko, jakieś czterdzieści minut od Warszawy.

- Nie martw się trafię i będę za niecałą godzinę. Do zobaczenia.

Odłożyła komórkę i spanikowana spojrzała po sobie. – Boże! Muszę włożyć coś ładnego. Nie mogę mu się pokazać w tych domowych ciuchach – podekscytowana wpadła do pokoju i nerwowo zaczęła przeglądać zawartość swojej szafy. W końcu zdecydowała się na zwiewną sukienkę w drobne błękitne kwiatuszki. Pasowała kolorystycznie do jej oczu. Do tego granatowe sandałki na koturnie. - Na spacer lepiej nie wkładać szpilek, bo mogą okazać się nie za bardzo wygodne – pomyślała. Przebrała się szybko. Włosy zaplotła w warkocz i zrobiła delikatny makijaż. Spojrzała w lustro. - Nie jest tak źle – stwierdziła. Mała granatowa torebeczka przerzucona przez ramię dopełniła reszty. Zdążyła w samą porę. Zerknąwszy przez okno dostrzegła podjeżdżające czarne BMW Alexa. Szybko zamknęła dom na klucz i pobiegła do bramy. Właśnie wysiadł z auta i zauważył ją.

- Witaj Jadziu – podniósł jej dłoń do ust i ucałował. – Pięknie wyglądasz. Do twarzy ci w tej sukience – patrzył na nią roziskrzonym wzrokiem. Zarumieniona zdołała tylko wyjąkać.

- Dziękuję Alex. Dokąd jedziemy?

- Do Natolina. Tam jest zespół pałacowo-parkowy bardzo piękny. Możemy pozwiedzać, chociaż nie… Z psem będzie trudno. Albo wiesz co? Pojedźmy do Łazienek. Byłaś tam już?

- Nie, nie byłam, ale słyszałam, że to piękny park. Ula z Markiem często tam jeżdżą.

- Tak. To dobry pomysł. Zatem do Łazienek.

Ruszyli nie zwlekając. Zaparkował niedaleko bramy. Okrążył samochód i podał jej rękę pomagając wysiąść. Potem wypuścił niecierpliwiącego się psa. Uśmiechnął się do niej.

- Chodźmy. Oprowadzę cię i pokażę najciekawsze zakątki.

Weszli przez otwartą bramę parku. Było sporo ludzi. Sobotnie, ciepłe przedpołudnie zachęciło wielu Warszawiaków do przyjemnego spaceru. Nie przeszkadzało im to. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie nawet wtedy, gdy milczeli.

- Rzeczywiście miałeś rację. Pięknie tu – uśmiechnęła się wdzięcznie do niego.

- Tak… Dawno tu nie byłem. Różne zawirowania w moim życiu sprawiły, że nie miałem okazji tu bywać. Może kiedyś ci o nich opowiem.

- Nie musisz mi nic mówić. Ja nie znałam cię wtedy, nie wiem jaki byłeś. Słyszałam sporo plotek w firmie, ale wierz mi, mało mnie one obchodzą. Dla mnie jesteś dobrym szefem i wspaniałym człowiekiem. Znasz się znakomicie na tym, co robisz. Podziwiam twoją wiedzę i kompetencje. Nie muszę wiedzieć nic więcej i chyba nawet nie chcę… - Spojrzał na nią z podziwem.

- Dziękuję ci Jadziu za te słowa. Nawet nie wiesz, jak ważne są dla mnie. Wcześniej w taki sposób mówiła do mnie tylko Ula. Mogę nawet powiedzieć, że dzięki niej nie zrobiłem głupstwa. Uratowała mnie. Nie tylko mnie zresztą. Znasz historię poznania się jej i Marka?

- Znam. Ula opowiadała mi o tym. To bardzo romantyczna historia, nie uważasz? On zakochał się w niej, kiedy nie wyglądała zbyt atrakcyjnie. Miała duże, ciężkie okulary i aparat na zębach. Ujęła go swoją dobrocią, współczuciem i szlachetnością charakteru. Ona zakochała się w nim właściwie od pierwszego wejrzenia tak jak ja w tobie – przystanęła gwałtownie i zakryła dłonią usta. Poczerwieniała na twarzy i przerażona spojrzała na niego. Stał wbity w ziemię po usłyszeniu tych słów.

- Przepraszam cię Alex, bardzo cię przepraszam. Nie chciałam… naprawdę… błagam, wybacz mi… - wyrzucała z siebie chaotycznie i rozpłakała się rozpaczliwie. Opuściła bezradnie ramiona. - Błagam nie gniewaj się na mnie, – wyszlochała – to się już więcej nie powtórzy. Przepraszam cię. Lepiej będzie, jak sobie pójdę – odwróciła się gwałtownie i zaczęła przed siebie biec. Wycierała dłońmi mokre policzki, ale łzy nie chciały przestać lecieć.

- Jadziu! Jadziu! Zaczekaj proszę! – biegł za nią ile sił w nogach a za nim biegła Figa sądząc pewnie, że to rodzaj zabawy. Złapał ją za ramię i obrócił.

- Nie uciekaj, błagam – uspokajali oddechy. – Nie uciekaj – przytulił ją do siebie gładząc delikatnie po plecach. - Zaprosiłem cię na spacer, bo postanowiłem ci wyznać, że zakochałem się w tobie. Bardzo bałem się twojej reakcji a teraz jestem szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy, bo wiem, co czujemy do siebie nawzajem. Kocham cię Jadziu.

Spojrzał w jej zapłakane oczy i z wielką czułością pocałował jej usta. Uśmiechnęła się do niego przez łzy.

- Nie mogę w to wszystko uwierzyć. To naprawdę nie jest sen? Ty mnie kochasz? – powiedziała drżącym głosem.

- Kocham cię bardzo, bardzo mocno. To nie jest jakieś przelotne uczucie, ani zauroczenie. To najprawdziwsza miłość. – Przytuliła się do niego.

- A ja kocham cię nad życie. Jesteś moją miłością i dla mnie to też nie jest nic przelotnego. Nigdy nikogo nie kochałam równie mocno.

Ponownie nachylił się do niej żarliwie całując jej usta.

- Skoro już wyjaśniliśmy sobie wszystko, nie rezygnujmy z tego spaceru. Figa chce pobiegać, a ja chcę iść wraz z tobą obejmując cię ramieniem.

- Kocham cię – wyszeptała, a jej oczy śmiały się ze szczęścia.

Przytulił ją do siebie i już bez przeszkód mogli cieszyć się spacerem i tym przełomowym dla nich dniem.



ROZDZIAŁ 18



W niedzielny poranek, równie słoneczny, jak ten sobotni, Ula z Markiem leniuchowali w łóżku. Wrócili wczoraj dość późno z Nałęczowa. Zwiedzili okolicę i sanatorium, w którym miał podreperować zdrowie Józef. Miejscowość była bardzo malownicza i zrobiła na nich dobre wrażenie. Tuż po przyjeździe Cieplak został wezwany na badanie. Towarzyszyli mu chcąc się dowiedzieć, jakie zabiegi mu zaleci lekarz. Obejrzeli również pokój, który miał mu służyć za mieszkanie przez okres najbliższych trzech tygodni. Okazało się, że nie będzie w nim sam. Poznali pana Michała, emerytowanego górnika ze Śląska. Panowie od razu przypadli sobie do gustu i znaleźli wspólny język. Upewniwszy się, że Józef ma wszystko, co niezbędne do rehabilitacji, żegnali się z nim i z jego współtowarzyszem zapewniając, że będą dzwonić i prosząc go o to samo w razie potrzeby. Ula miała łzy w oczach. Po raz pierwszy rozstawała się z ojcem na tak długo.

- Do widzenia tatusiu. Dbaj o siebie i słuchaj we wszystkim lekarzy.

- Będę córcia, a wy jedźcie ostrożnie i zadzwońcie jak będziecie na miejscu. Będę spokojniejszy.

- Zadzwonimy. Trzymaj się.


Ula przeciągnęła się rozkosznie i ucałowała słodko usta ukochanego.

- Może byśmy już wstali? Dziesiąta jest. – Przygarnął ją do siebie mrucząc.

- Czy źle nam tutaj? Tak dawno nie mieliśmy chwili dla siebie. Mógłbym tak leżeć z tobą bez końca – jego pobożne życzenia zostały jednak brutalnie przerwane przez dzwoniący telefon Uli. Przeturlała się po łóżku i sięgnęła po niego na stojącą obok szafkę.

- Halo.

- Witaj Ula, Alex z tej strony.

- Cześć przyjacielu. Nie możesz spać? – usłyszała jego śmiech.

- Ależ nic podobnego. Myślałem, że jesteście na nogach, bo już po dziesiątej.

- Nie śpimy, tylko leżymy jeszcze w łóżku. Wczoraj wróciliśmy dość późno, dlatego dzisiaj pozwalamy sobie na małe leniuchowanie.

- Aaa… Rozumiem.

- Coś się stało, że dzwonisz?

- Nie, ale chciałbym was dzisiaj zaprosić do mnie. Pomyślałem, że miło byłoby spędzić niedzielę z dobrymi znajomymi i przyjaciółmi i że grill, to niezły pomysł. Niedawno uprzątnąłem ogród i wygląda całkiem przyzwoicie. Moglibyśmy posiedzieć na powietrzu.

- To fantastyczny pomysł. Ja bardzo chętnie. Poczekaj spytam Marka.

- Marek, Alex zaprasza nas na grilla, masz ochotę?

- Pewnie. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na takiej imprezie.

- Zgadzam się! – krzyknął do słuchawki. Znowu usłyszeli śmiech Alexa.

- To wspaniale. Ula, dzwoniłem też do Maćka. Nie znamy się zbyt dobrze, ale takie spotkanie jest do tego dobrym powodem. Zaprosiłem go razem z Anią i Jadzią. Jak myślisz, wypada zaprosić Olszańskiego? On nie przepada za mną i wcale mu się nie dziwię.

- Alex. Nie przepadał. Czas przeszły. On też zmienił zdanie na twój temat. Wiesz, że Viola jest jego dziewczyną?

- Tak, mówiłaś mi kiedyś.

- W takim razie zaproś również ją. Seba na pewno się ucieszy, że pamiętasz i o jego drugiej połówce. O której mamy przyjechać?

- Co myślisz o szesnastej?

- To świetna godzina. Będziemy. Do zobaczenia.

Rozłączyła rozmowę i spojrzała przeciągle na Marka.

- Koniec leniuchowania mój kochany. Proponuję wspólny prysznic, pyszne śniadanko, potem spacerek i smaczny obiadek. Zgadzasz się?

Objął ją mocno i z miłością spojrzał w jej śmiejące się oczy.

- Na wszystko się zgadzam, szczególnie ten wspólny prysznic brzmi bardzo zachęcająco – wymruczał. Roześmiała się głośno i wstając z łóżka pociągnęła go za sobą.


Ten niedzielny poranek również Jadzi Szumielewicz wydał się bardzo szczęśliwy. Wspomnienie wczorajszych wydarzeń w Łazienkach wywołało szeroki uśmiech na jej twarzy. Alex ją kocha. Odwzajemnia jej miłość. Ta świadomość rozsadzała jej piersi. Wiedziała o grillu. To właśnie wczoraj wspólnie wpadli na ten pomysł. Postanowili nie ukrywać się z tą miłością i obwieścić ją światu. Alex nie pamiętał już nawet, kiedy uśmiechał się tak często, jak wczoraj. Ponownie docenił mądrość Uli. Pamiętał jak mocno wierzyła w to, że on prędko znajdzie swoją bratnią duszę. Spełniło się wszystko, o czym mówiła. Pokochał dziewczynę tak bardzo do niej podobną. Ciepłą, łagodną, szczerą, pozbawioną obłudy i fałszu. Przy niej i on łagodniał, był spokojny i zrównoważony. Gdy wspominał te lata pełne wściekłości, irytacji z byle powodu, mściwej radości z potknięć Marka, otrząsał się z obrzydzeniem. Musi jeszcze tylko postarać się o nich zapomnieć, bo żył wtedy jak w amoku pielęgnując w sobie pragnienie zemsty. Szczęśliwie to już za nim. Wierzył, że przy Jadzi dojdzie całkowicie do równowagi i ta trauma z przeszłości zniknie na zawsze.


Punktualnie o szesnastej zadzwonił dzwonek. Ubrany w swobodny strój Alex z uśmiechem otworzył drzwi. Przed nim stał Maciek z Anią i jego ukochana Jadzia. Przywitał ich ciepło i poprowadził do ogrodu.

- Rozgośćcie się. Tu macie napoje. Ciebie Jadziu proszę, żebyś mi pomogła. Rozpalimy grill, ale wcześniej trzeba będzie przynieść wszystko z kuchni. Zaczekamy też na resztę towarzystwa. O! Chyba właśnie ktoś przyjechał – powiedział usłyszawszy dzwonek. – Przepraszam was, zaraz wracam.

Po chwili ukazał się z Ulą i Markiem.

- Brakuje tylko Sebastiana i Violetty, ale i oni pewnie zjawią się niebawem. Ula, Marek, siadajcie. Ja z Jadzią poprzynoszę wszystko. – Znikł wraz z nią w czeluściach domu. W kuchni objął ją i pocałował czule.

- Stęskniłem się od wczoraj bardzo – szepnął. Spojrzała w jego oczy i uśmiechnęła się.

- Ja też. Zanim zasnęłam długo myślałam o tobie… o nas. Kocham cię.

- Ja ciebie też, bardzo mocno. A teraz zabierzmy te tace z kiełbasą, mięsem i boczkiem i całą resztę, którą przygotowałem.

- Strasznie dużo tego. – Roześmiał się.

- Bo i nas dużo kochanie.

Wynieśli wszystko do ogrodu. Maciek już zajął się rozpalaniem grilla. Alex podszedł do niego i powiedział z uznaniem

- Dobrze ci idzie. Masz zręczne ręce.

- Tak, to akurat nie sprawia mi problemu. Często robiliśmy grilla u Cieplaków w ogródku i to zawsze ja rozpalałem. Zastygł na chwilę. - Alex, dzwonek dzwoni, to pewnie Sebastian.

- Masz rację, już idę otworzyć.

Wrócił prowadząc ze sobą spóźnioną nieco parę. Violetta jak zwykle żywiołowo zareagowała na widok towarzystwa i witała się ze wszystkimi wylewnie.

- Ula, przywiozłam ciasto. Tym razem własnoręcznie upieczone przeze mnie według twojego przepisu. Mam nadzieję, że wam będzie smakować. Sebulek mówi, że dobre. Nie byłby sobą, gdyby nie spróbował – roześmiała się. Ula uśmiechnęła się do niej z sympatią. Polubiła tę szaloną dziewczynę.

- Na pewno będzie pyszne Viola. Może pokroimy od razu. Alex dasz nam jakiś talerz i duży nóż?

- Oczywiście, już przynoszę.

Atmosfera rozluźniła się. Olszański i Szymczyk z zadowoleniem skonstatowali, że obecny Alex w niczym nie przypomina poprzedniego Alexa i rozmawiali z nim bez obaw. Panowie zebrali się wokół grilla, trzymając w dłoniach butelki z piwem, a panie plotkowały w swoim towarzystwie.

- Ula, jak wujek? – Jadzia przysiadła obok kuzynki.

- Dobrze. Dzieli pokój z panem z Katowic. Dobrze się dogadują. Od jutra będzie miał zabiegi. Okolica piękna, wiec i spacerować jest gdzie. Dzieciaki też dojechały szczęśliwie. Dzwoniliśmy i jak na razie są zadowolone. A ty nie czujesz się samotna w tym pustym teraz domu? Jak chcesz, zawsze możesz się przenieść do nas na czas ich nieobecności.

- Nie Ula. Mnie jest tam dobrze i nie chcę was krępować swoją osobą.

- Nie krępujesz. Przecież mieszkanie jest duże, ale skoro tak wolisz.

- A jak przygotowania do ślubu? – spytała ciekawska Violetta.

- No pomału idą do przodu. Mama Marka zarezerwowała nam już salę. Też ją widzieliśmy i spodobała się nam. Pshemko za chwilę zabierze się za szycie sukni dla mnie i garnituru dla Marka. Obrączki mamy, a dzisiaj poznacie świadków, ale to trochę później.


Kiełbaski, karczek i boczek pachniały zabójczo. Alex nakładał wszystkim solidne porcje ozdabiając jednocześnie grillowaną cebulą, papryką i bakłażanem. Jadzia przyniosła z kuchni sosy o różnych smakach do wyboru do koloru.

- Bardzo proszę, częstujcie się – Alex postawił na stole ostatni talerz. – Smacznie pachnie, to może i smakować będzie podobnie. Później zrobimy kawę i zjemy to pyszne ciasto Violetty.

Zajadali ze smakiem.

- Alex – odezwała się Ula. – Karczek jest świetny. Dobrze przyprawiony i miękki. Gratulacje. Spisałeś się przyjacielu. Warzywa też są pyszne.

- Starałem się Ula i zamarynowałem mięso zgodnie z przepisem. Cieszę się, że wam smakuje.

Zmietli z talerzy wszystko, co ucieszyło bardzo gospodarza. Dziewczyny sprzątnęły ze stołu i podały świeżo zaparzoną kawę i ciasto. Alex wstał od stołu i rzekł.

- Moi drodzy. To zaproszenie nie było bez powodu. Chciałbym coś oznajmić i za coś komuś podziękować - spojrzał na siedzącą obok Jadzię i podał jej dłoń. Kiedy wstała, kontynuował. – Chciałem się z wami podzielić radosną nowiną. Wczoraj wyznaliśmy sobie z Jadzią miłość i od wczoraj jest moją oficjalną dziewczyną. Mam nadzieję, że to szybko się zmieni, bo kocham ją bardzo i myślę o niej poważnie – ucałował jej dłoń. – Druga rzecz, to podziękowanie. Pragnę podziękować Uli, za to, że bezgranicznie wierzyła we mnie i wspierała mnie na każdym kroku, nawet wtedy, gdy ja sam nie wierzyłem w odmianę swego losu. Gdyby nie jej wsparcie, aż boję się pomyśleć, do czego mogłoby dojść. Dziękuję ci Ula. Przyjmij proszę ten bukiet kwiatów, - wyciągnął spod stołu wiązankę pięknych, czerwonych róż – jako wyraz mojej wdzięczności – wręczył jej kwiaty i ucałował w policzki.

- Naprawdę nie ma za co mi dziękować Alex. Zaskoczyłeś nas a Jadzia nie puściła pary z ust. Gratulujemy ci wszyscy jak tu siedzimy i cieszymy się twoim szczęściem. – Marek również wstał od stołu z gratulacjami. Uścisnął mu dłoń mówiąc.

- Ja również ci gratuluję. Jadzia to wspaniała dziewczyna i tak podobna charakterem i wyglądem do mojej kochanej Uli. Życzę ci szczęścia przyjacielu, bo chyba mogę cię tak już traktować. – W oczach Alexa zalśniły łzy.

- Mówisz poważnie? – spytał drżącym głosem.

- Śmiertelnie poważnie. Powinniśmy wreszcie zapomnieć o tym, co było. Obaj wyszliśmy z tej sytuacji poranieni, choć ty pewnie w większym stopniu niż ja. Cieszę się, że wreszcie wróciłeś dawny ty, a miłość do tej pięknej kobiety zmieni cię jeszcze bardziej – Marek objął go ramionami, poklepał po plecach i szepnął mu do ucha – witaj z powrotem przyjacielu.

- Dziękuję – Alex był wzruszony. Przyjmował gratulacje od pozostałych i śmiała mu się dusza. Wreszcie ma przyjaciół i ukochaną. Nie jest już sam. Kiedy sytuacja uspokoiła się nieco Marek wstał i zagaił.

- Moi kochani. Wiecie dobrze, że dużymi krokami zbliża się nasz ślub. To jeszcze niespełna dwa miesiące, ale i te miną szybko. Oczywiście jesteście zaproszeni wszyscy, co poprzemy stosownymi zaproszeniami. Dzisiaj jednak chciałbym spytać Sebastiana i Jadzię, czy zgodzą się zostać naszymi świadkami.

- Ja się zgadzam – wypalił Sebastian. – To wielki zaszczyt i nie zawiodę was.

- Dzięki Seba, a ty Jadziu? – Zarumieniła się uroczo i powiedziała łagodnie.

- Nie spodziewałam się Marek, ale bardzo chętnie zostanę waszym świadkiem. Dziękuję.

- To my dziękujemy wam obojgu. Mam na tę okazję szampana, ale muszę skoczyć do samochodu. Zaraz wracam i uczcimy to tak, jak trzeba.

Toastom nie było końca. Impreza udała się, a Alex promieniał szczęściem raz po raz tuląc czule Jadzię do swego boku. Przy pożegnaniu Ula szepnęła do kuzynki.

- A jednak, to była prawda. Zakochałaś się w nim od pierwszego wejrzenia. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi, bo zarówno on jak i ty zasługujecie na szczęście. Wszystkiego dobrego Jadziu. Do jutra.

Alex objął swoje kochanie i czule patrząc jej w oczy powiedział.

- Może zostałabyś u mnie na noc. Miejsca jest dość. Jutro pojechalibyśmy razem do pracy.

- Ale, czy to wypada? – spojrzała na niego niepewnie.

- Nie obawiaj się kochanie. Nie będę wykorzystywał sytuacji. Nie będziemy spać razem. Stanie się to wtedy, kiedy ty zechcesz. Ja nie będę cię pośpieszał.

- Dobrze. Zostanę – powiedziała cicho.

- Dziękuję.


Trzy tygodnie minęły, jak z bicza trzasnął. Maciej odbierał uradowane i opalone dzieciaki, a Marek wraz z Ulą przemierzali kolejny raz drogę z Nałęczowa.

- Wyglądasz świetnie tato i zdrowo. Ta kuracja rzeczywiście dokonała cudu. Masz taką ładną cerę. Opaliłeś się – Ula nie mogła się nadziwić.

- Czuję się świetnie. Klimat tego miejsca jest wyjątkowy. Dużo spacerowałem i korzystałem z dodatkowych zabiegów. Wspaniałe uzdrowisko. Gdybym miał jechać jeszcze raz, to tylko tam.

- Pojedziesz tato, już ja tego dopilnuję. Będziesz jeździł co roku. Dzieci też dzisiaj wracają. Widzisz, jak Marek to wszystko dokładnie zaplanował? – Cieplak poklepał swojego przyszłego zięcia po ramieniu.

- Wiem i dziękuję ci synu. Sprawiłeś mi naprawdę wielką niespodziankę. Wprawdzie na początku opierałem się, ale więcej nie będę. Chętnie powtórzę ten wyjazd.

Dojechali do Rysiowa i z bagażem Józefa weszli do domu. Dzieci już przyjechały i wraz z Maćkiem i Jadzią czekały na powrót Józefa. Przytulił ich ze łzami w oczach.

- Bardzo się za wami stęskniłem. Podobało wam się na obozie?

- Było bardzo fajnie. Morze jest super, a plaża jeszcze bardziej – Beatce nie zamykały się usta.

– Dobrze Betti. Opowiesz nam wszystko za chwilę, a teraz pozwól mi odetchnąć i nacieszyć się wami wszystkimi.

- Ja zrobię kawy lub herbaty – zadeklarowała się Jadzia. - Upiekłam też ciasto. Chodźcie do kuchni, tam opowiecie swoje wrażenia.


Rozemocjonowany Pshemko wpadł do sekretariatu, jak burza i wyrzucił z siebie.

- Urszulo! Musisz zaraz do mnie przyjść! – Zatopiona w analizie dokumentów podskoczyła na krześle, jak piłka.

- Pshemko! Wystraszyłeś mnie!

- Wybacz Bella, ale to sprawa niecierpiąca zwłoki. Musisz coś zobaczyć. Rzuć w diabły te papierzyska i chodź – złapał ją za rękę ciągnąc w stronę pracowni. Zamknął ją na klucz, co wywołało u Uli niepokój.

- Pshemko, nie podoba mi się to, już kiedyś zamykałeś pracownię na klucz, kiedy byłam w środku, pamiętasz?

- Pamiętam. Tym razem chodzi o coś zupełnie innego. Przymierzysz swoją suknię ślubną, a ja nie chcę, żeby ktoś cię w niej zobaczył. – Odetchnęła z ulgą.

- Już gotowa? Dziękuję. Szybko się z nią uporałeś.

- Nie jest całkowicie gotowa. Być może trzeba będzie jeszcze coś poprawić. Wchodź za parawan i mierz. Izabelo! Przynieś suknię. – Kiedy pojawiła się na podeście zmierzył ją zachwyconym wzrokiem.

- Matko Boska, jesteś cudna, jak Marek cię zobaczy to padnie trupem. – Roześmiała się głośno.

- Nie wróż Pshemko. Lepiej niech zostanie wśród żywych. To ma być ślub, nie pogrzeb.

- No dobrze. Przyjrzyjmy się – podszedł do niej i poprawiał marszczenia.

- Jest piękna. Skąd wytrzasnąłeś ten materiał. Jest taki delikatny i miły w dotyku. Idealny. – Mistrz uśmiechnął się tajemniczo.

- Specjalnie postarałem się dla ciebie. On dobrze się układa i świetnie się z niego szyje. Spójrz jak łagodnie spływa falą na sam dół. Troszkę poprawimy zaszewki, żeby ściślej przylegał do ciała. Będzie cudnie. Ty będziesz najpiękniejszą panną młodą. – Zarumieniła się.

- Dzięki tobie Pshemko. Gdyby nie ty, pewnie wystąpiłabym w jakiejś kupionej w salonie sukni.

- Dlatego nie mogłem do tego dopuścić. Przebierz się teraz i zawołaj mi tu Marka. On też musi przymierzyć swój garnitur.

- Dobrze, zaraz go przyślę i jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Suknia jest zachwycająca.

Wyszła z pracowni i mijając pomieszczenie socjalne zauważyła w nim Alexa.

- Cześć Alex.

- Ula! Właśnie wybierałem się do ciebie. Mam prośbę, ale chodźmy może do bufetu. Nie chcę mówić o tym tutaj, bo co chwilę ktoś tu wchodzi. Tam usiądziemy i spokojnie powiem, w czym rzecz.

- Dobrze, chodźmy.

Usiedli przy najdalej ustawionym od drzwi stoliku.

- No to mów.

- Dobra. Nie będę owijał w bawełnę. Wiesz jak bardzo kocham Jadzię. Chciałbym się jej oświadczyć, ale nie mam pomysłu na pierścionek. Pomożesz? Mogłabyś ze mną pójść do jubilera? Proszę – spojrzał na nią błagalnie.

- Alex, jesteś tego pewien? Jesteście ze sobą dopiero półtora miesiąca. Wolałabym, żebyś się dobrze zastanowił, zanim zrobisz kolejny krok. Nie chcę, żebyś znowu cierpiał.

- Ula, ja to wszystko przemyślałem. Nie chcę czekać ani chwili dłużej. Kocham ją całym sercem i to się nie zmieni. Ona też mnie kocha. Jest zupełnie inna niż tamta kobieta a i ja jestem już inny, niż wtedy.

- No dobrze. To kiedy chcesz jechać po ten pierścionek?

- Choćby zaraz. – Roześmiała się na cały głos.

- Nie poznaję cię Alex. Jesteś w gorącej wodzie kąpany, ale nie ukrywam, że i taki mi się podobasz. Zmieniłeś się bardzo i takiego cię lubię. Dobrze. Powiem tylko Markowi, że Pshemko czeka na niego z przymiarką i możemy iść.

- Dziękuję Ula. Pójdę tylko po teczkę i przyjdę po ciebie.


Weszli do klimatyzowanego wnętrza salonu jubilerskiego i podeszli do gablot.

- Przede wszystkim Alex Jadzia, to skromna dziewczyna. Nie lubi obwieszać się żadnymi ozdobami, zresztą pod tym względem jesteśmy do siebie podobne. Pierścionek musi być więc skromny. Ładny, ale skromny. Spójrz na mój – podsunęła mu dłoń. – Marek wybierał go sam, ale on znał mnie bardzo dobrze i wiedział, że wielki, ciężki pierścień nie będzie do mnie pasował. Do Jadzi też nie. Szukamy czegoś w tym stylu jak mój zaręczynowy pierścionek.

- Widzisz, jak to dobrze, że poprosiłem cię o pomoc? Sam nie potrafiłbym wybrać. Popatrzmy, co tu mamy – pochylili się nad gablotami oglądając te precjoza.

- Spójrz Ula na ten – pokazał palcem. – Podoba mi się. Nie jest za duży i oczko też ma ładne. Przypomina jej oczy. – Przyjrzała się dokładnie i uśmiechnęła.

- Naprawdę jest śliczny i na pewno jej się spodoba. Masz dobre oko mój drogi.

Poprosił ekspedientkę, by wyjęła pierścionek z gabloty. Teraz mogli się przyjrzeć mu dokładnie.

- Bardzo ładny. Podobają mi się te misterne zdobienia wokół oczka. Biorę go Ula i mnie się podoba.


Weszła do gabinetu Marka i rzuciła się na kanapę.

- Mam dość. Jest gorąco. Nawet myśleć się nie chce w tym upale. – Uśmiechnął się do niej radośnie i przysiadł obok.

- Gdzie ty byłaś skarbie? Powiedziałaś tylko, że wychodzisz. – Spojrzała na niego odwzajemniając uśmiech.

- Nie uwierzysz.

- Ale, w co?

- Alex poprosił mnie, żebym pojechała z nim do jubilera. Chce się oświadczyć Jadzi. Pomagałam mu wybrać pierścionek.

- Żartujesz?

- Ani trochę. Mówiłam mu, żeby się zastanowił, bo są ze sobą zbyt krótko, ale on jest zdecydowany. Powiedział, że bardzo ją kocha i ona jego też. Jest pewien swoich uczuć i chce to zrobić.

- Ula. Skoro on tak mówi, to na pewno tak jest. Znam go. On nie rzuca słów na wiatr. Jadzia też tego nie robi i bardzo poważnie traktuje ten związek – przytulił ją do siebie i ucałował jej policzek. - Szykuje nam się kolejne wesele kochanie. Potem pewnie Sebastian, albo Maciek. Wyobrażasz sobie ile urodzi się z tego Febo – Dobrzańskich dzieci? – roześmiał się serdecznie na samą myśl. - Chcemy mieć dzieci, prawda? – spojrzał na nią niepewnie.

- Bardzo chcemy. Jak byłam po raz pierwszy u twoich rodziców, oglądałam twoje zdjęcia z dzieciństwa, pamiętasz? – Pokiwał głową. – Jak zobaczyłam tego ślicznego chłopczyka z burzą czarnych włosów, dużymi oczami i dołeczkami w policzkach, pomyślałam wtedy, że jeśli kiedykolwiek mielibyśmy syna, to chciałabym, żeby tak właśnie wyglądał. – Przyciągnął ją i pocałował czule.

- A ja chciałbym mieć córeczkę o ślicznych chabrowych oczkach, pełnych ustach i piegach na nosku. Tak samo cudowną, jak jej mamusia.

- Kto wie kochany, może marzenia się spełnią i będziemy mieć dwójkę pięknych dzieci. – Uśmiechnął się figlarnie.

- W takim razie skarbie ja od dziś zaczynam nad tym usilnie pracować. – Znowu poczuła, że się rumieni.

- A ty, jak zwykle tylko o jednym…

- Nic na to nie poradzę – rozłożył bezradnie ręce. – Kocham cię jak wariat.


Alexander Febo przemierzał swój gabinet w tę i z powrotem mrucząc pod nosem. – Myśl chłopie. Myśl. – Od kilkudziesięciu minut starał się wymyślić scenariusz swoich oświadczyn. Nie chciał tego robić w jakiejś restauracji. Tam nie byłoby zbyt intymnie. W domu też odpada. Za mało romantyczna sceneria. W pierwszym odruchu chciał popędzić do Uli i ją prosić o radę, ale powstrzymał się. - Za chwilę zacznie mnie niańczyć. Przecież jestem dorosłym facetem – nagle stanął jak wmurowany. Olśniło go. – Łazienki! To tam przecież wyznaliśmy sobie miłość! To musi odbyć się tam, nigdzie indziej! – podekscytowany wybiegł z gabinetu i stanął w drzwiach. - Jadziu pozwól do mnie na chwilę. – Wstała od biurka i weszła za nim do środka.

- Kochanie, taki ładny dzień dzisiaj. Chciałbym zabrać cię po pracy na dobry obiad a potem może pospacerowalibyśmy w Łazienkach. Po południu będzie już chłodniej i upał nie będzie doskwierał. Wieczorem odwiózłbym cię do Rysiowa.

Uśmiechnęła się do niego łagodnie.

- To wspaniały pomysł. Zadzwonię tylko do wujka, że wrócę później. Nie chcę, żeby się niepokoił. – pogładził czule jej policzek.

- Dziękuję. To będzie wspaniałe popołudnie.


Po doskonałym posiłku w ekskluzywnej restauracji podjechał pod bramę parku. Szarmancko otworzył jej drzwi i podał dłoń. Zgrabnie wyskoczyła z wnętrza auta. Objął ją i powiódł po parkowych alejkach. Kiedy doszli do Świątyni Sybilli zatrzymał się. Chwycił ją za obie dłonie i ucałował je.

- Jadziu. Wiesz, że kocham cię bardzo i tylko z tobą pragnę dzielić moje dalsze życie – uklęknął przed nią wyjmując z kieszeni małe aksamitne pudełeczko. – Czy i ty czujesz podobnie? Czy zgodzisz się zostać moją żoną? – wpatrywał się w jej ogromne ze zdziwienia oczy, w których gromadziły się łzy. Nie powstrzymała ich i popłynęły jej po policzkach.

- Alex, to najpiękniejszy dzień w moim życiu – powiedziała drżącym od płaczu głosem. – Kocham cię, jak nikogo na świecie i nie wyobrażam sobie nikogo innego u mego boku. Zostanę twoją żoną.

Porwał ją na ręce i całował jej twarz. – Kocham cię Jadziu, kocham, kocham – śmiał się i płakał na przemian. Postawił ją i przytulił mocno. - Jestem najszczęśliwszym człowiekiem, jakiego nosi ta ziemia. Dziękuję ci kochanie – wsunął jej na palec pierścionek.

- Jest śliczny. Bardzo mi się podoba. Dziękuję Alex. – Szczęśliwy objął ją i poszli w stronę wyjścia. Czuł się dziwnie lekko. To był kolejny przełom w jego życiu. Pokochał tę cudną kobietę, a ona odwzajemniła jego miłość. Teraz zgodziła się zostać jego żoną. Koniecznie musi zadzwonić do Pauliny i podzielić się z nią tą radosną nowiną.

Podwiózł ją pod bramę i długo nie potrafił wypuścić jej z ramion. Pogłaskała go po policzku.

- Pójdę już kochany. Powinnam powiedzieć o tym szczęśliwym dniu wujkowi. Do rodziców też muszę zadzwonić. Myślę, że powinniśmy wybrać się w któryś z najbliższych weekendów do Elbląga. Rodzice powinni poznać swojego przyszłego zięcia, nie uważasz?

- Pojedziemy słoneczko. Nawet w tę sobotę, jeśli chcesz. Ja też chcę poznać moich teściów. Mam nadzieję, że nie będziemy zwlekać ze ślubem. Co myślisz o grudniowych świętach?

- To bardzo dobry czas kochanie. Ja nie mam nic przeciwko temu. Będzie tak, jak sobie wymarzyłeś. – Ostatni raz przylgnął do jej ust.

- Dobranoc maleńka, śpij dobrze.




68 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

コメント


bottom of page